2. Z jakim wampirem sypiasz, że jesteś aż tak pewny siebie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czasami dochodziło do jakieś zmiany na świecie, która sprawiała, że Eirikowi odbijało w zupełnie inną stronę niż zazwyczaj. Ich matka śmiała się, że to kwestia ułożenia gwiazd, a Fredeirik, że chodziło o pływy oceanu. Cokolwiek to jednak było, sprawiało, że jego brat z osoby potrafiącej przeleżeć kilka dni praktycznie nie ruszając się z łóżka, zajadającej się jakimiś niezdrowymi przekąskami i nawet nieprzebierającej poplamionych, porozciąganych ubrań, stawał się kimś, kim interesowały się inne Alfy.

To był jeden z takich dni i Fredeirik trochę się martwił. Ostatecznie to brak jakichkolwiek chęci do życia u jego brata była stabilnością, a jeśli zaczynał mieć zbyt dużo energii, mogło się to źle skończyć. Już nie raz wyciągał go z nieodpowiednich imprez, ale zawsze miał przy tym wsparcie kogoś starszego i potrafiącego wpływać na Eirika. W Agaiss byli sami.

Nawet gdyby chciał, nie mógł kontrolować swojego bliźniaka. Dlatego starał się nie poświęcić całego dnia na zamartwianie się tym, że ten wieczorem ubrał się całkiem porządnie i poinformował, że idzie na jakieś spotkanie ze znajomym, z którym mają być na tym samym kierunku. W końcu to nie było nic złego. Przynajmniej teoretycznie.

Fredeirik w tym czasie zaczął się zajmować sprzątaniem, aby zająć czymś myśli. Trochę zazdrościł bratu, sam nie miał pojęcia, jak skontaktować się z ludźmi, z którymi będzie studiować, ale starał się tym nie przejmować. Do pierwszych zajęć zostało jeszcze trochę czasu, a przecież nigdy nie miał problemu z tym, żeby złapać z kimś kontakt.

Powycierał kurze, poodkurzał wszędzie i umył okna. Był całkiem zadowolony z efektu i właśnie zastanawiał się nad małymi zakupami spożywczymi, kiedy Eirik – ku zaskoczeniu samego Fredeirika – wrócił do mieszkania. Całe spotkanie nawet nie zajęło mu tak sporo czasu.

– Jak było? – Fredeirik złożył drabinę, żeby móc ją odłożyć.

– W miarę. Nyssion jest dziwny, ale chyba się dogadamy. Polubisz się z jego laską. Znaczy to niby nie jest jego dziewczyna, ale stawiam, że będą razem.

Przez chwilę Fredeirik nie wiedział, co powiedzieć. Jego brat rzadko łapał nowe znajomości, zwłaszcza takie, które wydawały się normalne. A to brzmiało całkiem obiecująco, jakby nie mógł tym narobić sobie problemów,

– Ona jest na trzecim roku jakieś bioinformatyki czy czegoś takiego. – Eirik lekko się skrzywił, jakby samo wymówienie nazwy kierunku wymagało od niego wysiłku. – Rozumiesz nie dość, że wkuwać biologię, to jeszcze do tego programować czy coś takiego? Musi być pojebana.

– To chyba nic złego, nie? Pewnie po prostu jest ambitna. Ale spotkanie przebiegło dobrze?

– W miarę. – Eirik wzruszył ramionami i położył się na kanapie, nieco się przeciągając.

Mieszkanie, które wynajmowali, choć było nieduże, spełniało wszystkie ich wymagania. Na wejściu mieli kuchnię zagospodarowaną w taki sposób, że udało im się stworzyć z tego mały salon z dwuosobowym stolikiem, kanapą i telewizorem. Mieli też osobne pokoje, co sprawiało, że wcale nie musieli spędzać razem czasu, jeśli akurat nie mieli na to ochoty.

– Mamy zaproszenie na imprezę, ale w sumie nie ogarnąłem, kim jest ta laska, która ją organizuje. Możemy się tam na spokojnie wkręcić, oni też tam będą.

– Jesteś pewien, że to dobry pomysł?

– Wcale. – Eirik cicho prychnął. – Ale chcę tam być. Może uda mi się kogoś poznać jeszcze zanim zacznę studiować? Wtedy nie będę musiał się nawet pojawiać na uczelni, jakbym to dobrze rozegrał.

Fredeirik powstrzymał się od komentarza, doskonale wiedząc, że nie było sensu powtarzać bratu, że studia były świetną okazją także dla niego. Zbyt wiele razy o tym rozmawiali, ale Eirik nie wierzył w możliwość uniezależnienia się i życia według własnych zasad.

Cóż, jeśli miał zamiar pozwolić, by do końca życia jakiś wampir dyktował mu warunki, mógł tak zrobić. Fredeirik miał zamiar wyrwać się z tego schematu i udowodnić jemu, wszystkim innym, a przede wszystkim samemu sobie, że urodzenie się elfem nie oznaczało, że nie mógł decydować o sobie.

***

Dochodziła trzecia w nocy, gdy Eirik zauważył, że wyciągany z paczki papieros był tym ostatnim. Skrzywił się wtedy niezadowolony z przegapienia tego faktu wcześniej i spędził dobre piętnaście minut na rozważaniu, czy jego poziom energii pozwalał mu na wyjście do sklepu.

Być może brzmiało to trochę głupio, w końcu nie oznaczało to kilkugodzinnej wyprawy, ale już dawno doszedł do wniosku, że w niezrozumiały sposób nigdy nie miał siły robić tyle, co inni, a przy tym dużo szybciej stawał się zmęczony. Mógł to albo zaakceptować, albo cierpieć z powodu zignorowania tego faktu. A już bez tego cierpiał wystarczająco wiele.

Ostatecznie jednak nie czuł się aż tak źle – po spotkaniu z Nyssionem i Tove miał całkiem dobry humor, zwłaszcza że zazwyczaj nie lubił takich spotkań. Poznawanie nowych ludzi go stresowało, nigdy nie wiedział, w jakim stopniu może przy nich być sobą. Jednak ta dziwna dwójka okazała się naprawdę sympatyczna, chociaż ogromnie się od siebie różnili.

Nie, żeby narzekał. Z Nyssionem byli na tym samym kierunku i już wystarczająco dużo się od niego dowiedział, a wizja rozpoczęcia studiów stała się odrobinę mniej stresująca.

Tym razem przed wyjściem narzucił na siebie bluzę, nie mając ochoty słuchać kolejnego obrzydliwego komentarza na swój temat. Zawsze wydawało mu się, że już przyzwyczaił się do niskiej roli w hierarchii społecznej i że to przedmiotowe traktowanie odbierał obojętnie, a jednak gdzieś w środku trochę bolał go to, jak na niego patrzono.

Wziął pieniądze, telefon i klucze, a nawet pamiętał, by spytać Fredeirika, czy ten czegoś nie chciał. Kiedy już wyszedł, zaczął dochodzić do wniosku, że być może to był jeden z lepszych dni w ostatnim czasie – nie czuł się przemęczony czy przebodźcowny, wcale nie pragnął położyć się na łóżku, zawinąć w pościel i przeleżeć tak do kolejnego wieczora, a nawet dwa razy wyszedł z mieszkania, choć wcale nie musiał.

Gdzieś słyszał, że powinno się świętować swoje małe sukcesy, więc może powinien kupić sobie coś słodkiego?

Miał w uszach słuchawki, dłonie schował do kieszeni bluzy, a jego myśli krążyły wokół truskawkowego sorbetu, do którego coraz bardziej się przekonywał. Dlatego też nie powinien być nawet zdziwiony, kiedy dość nagle poczuł jakby uderzenie w prawie ramię, na tyle silne, że zupełnie odrzuciło go do tyłu.

I oczywiście, że nie zdołał utrzymać równowagi, więc już chwilę później wylądował na twardym chodniku. Lekko się skrzywił, poczuł nieprzyjemne pieczenie na dłoniach, a jedna ze słuchawek wypadła mu z ucha, sprawiając, że hałas ulicy znowu do niego dotarł.

– Może patrz jak chodzisz? – spytał, zerkając na osobę, która na niego wpadła. Wiedział, że to najpewniej była wina jego nieuwagi, ale nie miał zamiaru przepraszać. W jego życiu już i tak było wystarczająco wiele sytuacji, kiedy musiał odpuścić tylko przez to, kim się urodził.

Mężczyzna, przez którego wylądował na chodniku, zerknął na niego z niepokojącym błyskiem w czerwonokrwistych oczach, sprawiając, że Eirikowi przeszedł nieprzyjemny dreszcz po plecach. Zdecydowanie miał do czynienia z wampirem i to takim, któremu lepiej było odsunąć się z drogi i absolutnie nie podpadać. A przynajmniej tak zrobiłaby każda osoba o jakimkolwiek instynkcie samozachowawczym, któremu chłopakowi czasami zdecydowanie brakowało.

– Kultura nakazuje, żeby pomóc ludziom, których się przypadkiem przewraca, wiesz? – dodał, podpierając się na rękach i podnosząc. Czuł, że zostaną mu otarcia na dłoniach.

Czego ty ode mnie chcesz?

Eirik lekko uniósł brwi, słysząc słowa wymiane w khaz, języku używanym głównie w Khazurze. Czyli prawdopodobnie miał do czynienia z obcokrajowcem, który był zbyt wielkim ignorantem, żeby nauczyć się chociaż podstawowych słów w nikeolskim, zanim tu przyjechał. Albo specjalnie mówił w innym języku, licząc, że to załatwi sytuację.

I miał przy tym ogromnego pecha, że natknął się akurat na elfa, który w khaz mówił prawie z równą łatwością, jak w swoim ojczystym języku. Lata spędzone na oglądaniu różnych seriali i filmów jednak się opłaciły.

Powiedziałem, że w Nikeolu mówi się przepraszam, jak się na kogoś wpadnie. A jak się przyjeżdża do obcego kraju, to wypada cokolwiek o nim wiedzieć – prychnął, czując się trochę pewniej.

Cóż, dalej miał do czynienia z nieprzyjemnym i dość niebezpiecznym wampirem, ale miał nad nim niewątpliwą przewagę języka.

W Khazurze nikt się elfów nie pyta o zdanie, więc radziłbym ci się zamknąć.

Eirik uniósł wyżej podbródek, nawet jeśli czuł, że popełniał błąd. Powinien posłusznie zamilknąć, a najlepiej przeprosić i odejść, zanim ten zupełnie nieznany mu wampir postanowi zrobić mu kłopoty. Przecież wiedział, że wystarczyłaby chwila, by mężczyzna go zahipnotyzował i sprawił, że kiedy Eirik znowu odzyskałby w pełni nad sobą kontrolę, bardzo pożałowałby tego, że się odezwał.

Ale dlaczego do końca miał spuszczać spojrzenie i usuwać się z drogi, dbając o to, aby nie urazić nikogo samym swoim istnieniem?

Ale teraz nie jesteśmy w Khazurze, a w Nikeolu i tutaj panują nieco innego zasady – zauważył, nawet przez chwilę nie spuszczając oczu z mężczyzny.

Bo w końcu, gdyby zignorować jego zdecydowanie paskudny charakter, to wampir był naprawdę przystojny. I miał wręcz mrożące spojrzenie, które w innej sytuacji pewnie by sprawiło, że Eirikowi już zmiękłyby nogi. Tak, oceniając po samym wyglądzie, chłopak naprawdę chętnie by się z nim umówił.

Ale dalej jesteśmy w miejscu, gdzie elfy raczej nie powinny nikomu podskakiwać. – Mężczyzna podszedł do niego bliżej. Eirik skupił się na jego twarzy, głównie na ustach wymawiających powoli i wyraźne słowo, niczym rzucaną na kogoś klątwę. – Powiedz mi, z jakim wampirem sypiasz, że jesteś aż tak pewny siebie?

Wstrzymał powietrze i dał radę nie odwrócić spojrzenia, chociaż to był mentalny policzek. Bardzo silny policzek, przez który naprawdę zapragnął się wycofać z tej rozmowy. Ale nie byłby sobą, gdyby nie miał tendencji do wpakowywania się w kłopoty.

A co, jesteś zainteresowany? – Lekko przekrzywił głowę, nawet jeśli słyszał, że głos lekko mu zadrżał. – Tak ci się spodobałem, ale nie wiesz, jak normalnie zagadać?

To była kwestia chwili. W jednej sekundzie ryzykowne słowa opuszczały jego usta, a w drugiej poczuł, jak jego plecy uderzają o ścianę stojącego obok budynku. Zabolało i nagle zadrapania na dłoniach nie miały już znaczenia, teraz był pewny, że to spotkanie skończy się co najmniej kilkoma siniakami.

Gdyby tylko był wilkołakiem albo magiem, z pewnością ktoś by mu pomógł. Ale dla innych przechodniów był tylko nieposłusznym elfem, który z pewnością sprowokował wampira do takiego zachowania – więc każdy, kto znalazł się na tej ulicy, mógł bez wyrzutu sumienia to zignorować.

Nie radzę ci robić sobie u mnie problemów – usłyszał jeszcze, ale nie podniósł już spojrzenia, by jeszcze zerknąć na swojego oprawcę. Tym razem zgodnie z przekazywanymi mu przez całe życie wartościami po prostu wbił spojrzenie w chodnik i nie poruszył się tak długo, aż nie był pewien, że nieznajomego wampira nie było już obok.

Dopiero wtedy odsunął się od ściany, z lekkim skrzywieniem wyprostował i uznał, że nie miał już absolutnie żadnej ochoty na ten sorbet. Ale alkohol mógł trochę poprawić mu humor.

Nawet nie wiedział, co czuł, ale nie były to przyjemne emocje, skoro w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Wytarł je i po szybkim przeanalizowaniu tej sytuacji doszedł do wniosku, że nastrój zdecydowanie za bardzo już mu skakał.

Chyba powoli zbliżała mu się gorączka.


I witam was w drugim rozdziale z jedną z postaci, o której naprawdę lubię pisać. Jeśli nie czytaliście Nadludzi i nie znacie stamtąd Eirika, możecie być trochę zaskoczeni jego zachowaniem, bo ma tendencję do wpakowywania się w kłopoty i nie umie ugryźć się w język, kiedy sytuacja tego wymaga, ale ja lubię jego wątki - zarówno w tamtej, jak i w tej historii. A jeśli znacie Nadludzi, to chyba możecie podejrzewać, na jakiego nieprzyjemnego obcokrajowca właśnie wpadł.

Za mną niezwykle intensywny tydzień, więc trochę się bałam, że nie wyrobię się z rozdziałem, ale jednak się udało. Trochę krótszy, ale nie chcę narzucać sobie też przymusu konkretnej długości, w końcu w książkach rozdziały czasami mają po 40 stron, a czasami tylko po 5 i próbuję przyzwyczaić się do takiego stylu, a przy tym na siłę nie przeciągać żadnej sceny - w końcu nikt nie lubi takiego pisania o niczym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro