V. Dziękuję wasza wysokość.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Oczami Cole'a

- Jak to w innym wymiarze?! - krzyknąłem zaskoczony. - Czekaj czyli mój telefon ma takie opcje?

- Nie wiem jak tu się dostałeś ale to takie ekscytujące! - zaczęła chodzić wokół mnie, lustrując moje ciało. - Pierwszy raz widzę kogoś z innego wymiaru. Szczerze mówiąc myślałam, że będzie większa różnica..a ty jesteś zupełnie jak ja tylko trochę brzydszy. - zaśmiała się.

Przewróciłem oczami. Jeśli tu wszyscy mieszkańcy są tak denerwujący, jak ona, to chcę stąd jak najszybciej się wydostać.

- Może wiesz jak mogę wrócić do siebie? - zapytałem, urywając jej monolog, który starałem się ignorować.

- To już chcesz nas opuścić? Dopiero się pojawiłeś i już chcesz wracać? - odpowiedziała pytaniami na moje pytanie.

Szczerze to nawet zrobiło mi się jej szkoda. Nagle ta cała euforia z niej uleciała.

- Tylko się nie popłacz. Nie chcę, żeby ludzie zaczęli krzywo patrzeć. - spojrzałem na przechodniów, a później wróciłem wzrokiem na brązowowłosą.

- Jesteś dla mnie strasznie nie miły. U Ciebie wszyscy są tacy niesympatyczni? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Zależy. - odpowiedziałem krótko.

- Od czego? - dopytała.

- Od charakteru, albo od przeszłości.

- Opowiesz mi jak jest tam u Ciebie w wymiarze? - zadała to pytanie, a jej oczy się rozszerzyły jak u ciekawskiego dzieciaka.

Już miałem zamiar prychnąć i odmówić, dodając jakąś ciętą ripostę, gdy wpadłem na całkiem sensowny pomysł.

- Dobrze. Opowiem Ci jak jest w moim wymiarze, ale pod warunkiem, że zanim to zrobię to powiesz mi w jaki sposób będę mógł wrócić do siebie.

- To, iż uważasz mnie za skończoną idiotkę nie oznacza, że nią jestem.

Nie spodziewałem się po niej takiej odpowiedzi. Byle pewny, że mi pomoże.

- Skoro mnie tak traktujesz to ci nie pomogę, a w tym wymierze jestem jedyną osobą, dzięki której mogłabyś wrócić do domu. - odwróciła się i ruszyła przed siebie zostawiając mnie samego.

- Czekaj! - podbiegłem do niej. - Przepraszam, że tak się zachowałem. Mam taki charakter.

Oczami Lloyd'a

No to chyba nie mam wyjścia. W sumie i tak nie wiem co mam teraz robić, więc mogę iść za zmutownym jabłkiem w karmelu. Trochę dziwnie to brzmi.

Po pewnym czasie ciągłego marszu, jabłko w karmelu sturlało się z górki. Nie zdążyłem go złapać! Wychyliłem się za nim i zobaczyłem królestwo jak z moich snów, gdy byłem dzieckiem. Wszystko ze słodyczy! Poszedłem w ślady mojego przewodnika i zjechałem na moich szanownych czterech literach z lodowej górki. Spróbowałem trochę słodkości. Sorbet cytrynowy! Mój ulubiony. Podbiegłem do jabłka i pomogłem mu wstać.

- No już. Nie denerwuj się. - postawiłem go do pionu.

Owoc znów posłał mi spojrzenie, jakbym zrobił coś mega głupiego. Jabłko ruszyło, chodem jak pingwin, w kierunku miasta. Gdy w końcu przekroczyłem próg głównej bramy, która na sto procent była z pierniczków w lukrze, nie mogłem przestać się rozglądać. Wszystko wyglądało tak niesamowicie i apetycznie. Każdy budynek, który minąłem był z innych słodkości. Zaczynając od lukrecji, żelków oraz galaretki, aż do słodkich ciasteczek, wafelków, a nawet tortów. Chodnik był z herbatników, ławki z czekolady, drogi z twardego karmelu, a latarnie to wielkie żelki. Na ulicach jest pełno chodzących słodyczy. Minąłem się już z rożkiem lodów, który sięgał mi do szyji, małymi żelkami, które były prowadzone jak psy przez pianki, albo widziałem jak tabliczka czekolady próbowała wejść do budynku. Śmiesznie to wyglądało, tym bardziej, że była za szeroka. Dzięki tym słodkim mieszkańcom miasto tętni życiem.

Zdążyło minąć dziesięć minut, zanim zorientowałem się, że zgubiłem mojego "przewodnika". Nawet nie wiem kiedy! Zacząłem się rozglądać, lecz przez tłum mieszkańców, nie mogłem go zlokalizować.

Po paru, oczywiście nieudanych, próbach zwrócenia czyjejś uwagi, postanowiłem pójść dalej w poszukiwaniu jakiś śladów po jabłku w karmelu. Zajrzałem nawet do jednego z budynków. Jedyne co odkryłem, że można tam napić się gorącej czekolady. Nie byłbym sobą, gdybym wyszedł bez napoju. Nawet udało mi się "dogadać" z wielką pianką, która tam pracowała i dostałem duży kubek czekolady.

Pijąc napój, zastanawiałem się nad moim pobytem w tej krainie i pomyślałem, że to miłe doświadczenie. Zobaczyć świat z marzeń? Nie spodziewałem się, że takie miejsce może istnieć.

Zbliżał się zmierzch. Żelkowe latarnie rozjaśniły się kolorowym światłem, a mieszkańcy z godziny na godzinę zaczęli znikać w budynkach. Miałem nadzieję, że dzięki temu w końcu znajdę jabłko w karmelu.

Przed sobą dostrzegłem wielki zamek, a na dziedzińcu zebrany tłum. Postanowiłem podejść bliżej, myśląc, że znajdę swoją zgubę. Z każdym krokiem słyszałem coraz lepiej niezrozumiałe dla mnie słowa. Pomimo ogromnego hałasu, usłyszałem damski śpiew. Zaczęłam starać się, dostać bliżej źródła. Gdy osiągnąłem cel, zobaczyłem na scenie dziewczynę.

"Wygląda jak człowiek! Błagam, żeby mówiła w moim języku." - pomyślałem i wsłuchałem się w tekst piosenki. To jest ten ich język. Uhg..a było tak blisko. Postanowiłem poczekać, aż skończy śpiewać, albo zejdzie ze sceny. Może uda mi się z nią dogadać. Dziewczyna mnie zauważyła, przerwała piosenkę i zaczęła się we mnie wpatrywać jak w obrazek. Czerwonowłosa odłożyła mikrofon i podeszła do mnie uśmiechając się. Jej publiczność tylko obserwowała w ciszy jakie ruchy wykonywała ich wokalistka.

- হ্যালো, প্রথমবার তুমি আমাকে এখানে দেখতে পাচ্ছ। তুমি কে? (Witaj, pierwszy raz Cię tu widzę. Kim jesteś?) - spojrzała mi w oczy.

- Nie.. Znowu ten język..a już miałem nadzieję. - burknąłem zawiedziony.

Dziewczyna zbliżyła się i namiętnie mnie pocałowała. Zamurowało mnie. Stałem jak wryty i nie wiedziałem co zrobić. W ustach poczułem tylko jej słodki język. Smakował jak truskawki..lekko przymknąłem oczy, lecz dziewczyna oderwała się ode mnie, tym samym kończąc przyjemny pocałunek.

- Przywitałam się i zapytałam kim jesteś, bo pierwszy raz Cię widzę. - powiedziała z uśmiechem.

- Mówisz w moim języku! - krzyknąłem szczęśliwy.

- No jak słychać. - zaśmiała się cicho. - A co Cię sprowadza do Sweetland'i?

- Emm..w sumie to nawet nie wiem jak ja tu trafiłem. - odparłem drapiąc się po karku.

- No cóż, skoro tak mówisz. Mimo wszystko miło Cię poznać i czuj się jak u siebie. - dygnęła przede mną i dopiero wtedy zauważyłem na jej głowie tiarę.

- Dziękuję wasza wysokość. - ukłoniłem się.

- Jeśli będziesz czegoś potrzebować to zgłaszaj się do mnie. Berzanie nie znają jeszcze Twojego języka, więc może sprawić ci to trudności w dogadaniu się z nimi.

- Dziękuję, właśnie chciałem poprosić waszą królewską mość o pomoc z noclegiem. - odparłem niepewnie. Miałem nadzieję, że to nie jest dla niej obraźliwe.

Cdn

Hejka, trochę namieszałam u Lloyd'a i Cole'a (niestety), ale to dlatego, że to jedyni ninja do których nie miałam fabuły w głównych informacjach :")
Postaram się już wszystko u nich uporządkować w 100%.
No i taka informacja, że biorę się za trzecią część Zielonej Miłości. ❤

Pytanie:

1. Myślicie, że Cole wytrzyma w Dreamcity i mieszkańcami? 😂

Do następnego rozdziału ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro