PROLOG

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Moja praca należała do tych nudnych. Ciągle patrzyłam w ekran komputera i uzupełniałam jakieś dane liczbowe. Byłam księgową w korporacji zajmującej się polską linią lotniczą. Dziś musiałam zostać po godzinach. Mój szef zlecił mi dodatkowe zadania, ponieważ coś mu się nie zgadza w danych firmy. Ciągle te cyfry. Zamiast wyjść z biurowca o osiemnastej tak, jak zawsze, to dopiero o dwudziestej wyłączyłam swój komputer. Czułam, jak moje oczy cierpią. Od rana przed ekranem to bardzo zły pomysł. Udałam się do aneksu kuchennego, aby zmyć naczynia, które stały na moim biurku od rana. Nawet nie miałam zbytnio czasu, aby wyjść na jakiś lunch. Byłam bardzo głodna, ale zmęczenie przewyższało burczenie w brzuchu. Po zrobieniu wszystkiego w kuchni, wróciłam do swojego biura. W firmie już nikogo nie było. Była cisza i spokój. W dzień panuje tu totalny gwar. Każdy jest zapracowany i biega od jednego pomieszczenia do drugiego. Zgarnęłam z biurka moje rzeczy i ubrałam marynarkę. Spojrzałam ostatni raz na moje biuro i stwierdziłam, że mogę udać się do domu. Niestety najgorsze było to, że musiałam wracać komunikacją miejską, ponieważ mój samochód stał od tygodnia w warsztacie. Na szczęście pod biurowcem miałam przystanek autobusowy. Mieszkałam w Sopocie, nie jest to jakieś zbytnio wielkie miasto, ale w wakacje jest tu pełno turystów. Czekając na autobus, usiadłam na ławce i przeglądałam różne portale społecznościowe. Dziś totalnie nie miałam na to czasu, tym bardziej, że nawet nie poszłam na lunch. Kiedy spojrzałam na zegarek w moim smartfonie, dowiedziałam się, że jest chwila przed dwudziestą pierwszą. Miałam nadzieję, że dopłacą mi za te nadgodziny. Po niedługim czasie podjechał mój autobus. Podróż nim nie trwała zbyt długo, ale kiedy wysiadałam z niego, było już ciemno. Aby dojść do mojego mieszkania, musiałam przejść jakieś półtorej kilometra przez ciemny park. Nie ukrywam, że trochę się bałam tam chodzić, a tym bardziej jak nastawał wieczór. Włożyłam sobie do uszu moje białe słuchawki i puściłam przypadkową piosenkę na Spotify, aby tylko nie słyszeć żadnych dźwięków dookoła. Kiedy weszłam w głąb parku, pomiędzy melodiami usłyszałam za sobą kroki. Stwierdziłam, że muszę przyspieszyć swoje tempo. Nie chciałam się odwracać. Kiedy przyspieszyłam, osoba za mną zrobiła to samo. Czułam ją za sobą. Nagle przede mną wyłoniła się postać wysokiego blondyna. Zatrzymałam muzykę i odwróciłam się. Zobaczyłam, że nikogo za mną nie ma. Nagle poczułam, jak ktoś przykłada mi chusteczkę nasączoną czymś. Ostatnim słowem, które usłyszałam było ,,kalispéra". Wiedziałam, że to język grecki, bo uczyłam się go od dzieciństwa. Czułam, że mdleję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro