Rozdział pięćdziesiąty drugi. Przepowiednia się wypełnia.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zaraz po potworach umierają bohaterowie.

Roberto Calasso ,,Zaślubiny Cadmosa z Harmonią"


Pamiętaj, wciąż będę tutaj,

Tak długo, jak długo zachowasz mnie w swojej pamięci.

Pamiętaj, gdy twoje sny się skończą, czas może zostać przekroczony.

Tylko pamiętaj mnie

Jestem tą gwiazdą, która nie przestaje płonąć, tak jasno...

To ostatnie światło, przygasające we wschodzącym słońcu

Jestem z tobą, ilekroć opowiadasz moją historię

Bo jestem wszystkim, czego dokonałem

Josh Groban ,,Remember me"


Hektor obudził się w środku nocy i zdziwił się, że jeszcze żyje. Od rana każdą jego chwilę wypełniała myśl, że Achilles zechce pomścić śmierć swojego druha i w rezultacie jego własne dni są policzone. Nawet specjalnie go to nie dziwiło. Śmierć Patroklesa nie była prostym losem żołnierza, wzięła się z tragicznej pomyłki[1]. Gdyby nie założył cudzej zbroi, Hektor zapewne nie zwróciłby na niego uwagi i chłopak nadal cieszyłby się życiem. Jego bliscy mieli prawo do zemsty.

Próbował pocieszać się tym, że przecież i on może zwyciężyć i pokonać Achillesa, ale wcale go to nie uspokajało. Miał już dość tej wojny, uważał ją za niesprawiedliwą. Bronił swojej ojczyzny, ale w oczach ludzi przede wszystkim brata, który pohańbił honor innego mężczyzny. Grecy z kolei walczyli o prawa owego drugiego mężczyzny, ponosząc za niego śmierć i rany. Gdyby nie uczynek Parysa, oba narody może żyłyby w pokoju i cieszyłyby się codziennością. Hektor nie chciał zabijać Achillesa, cieszyć się z tego, że zginął człowiek, który był czyimś synem, ojcem czy kochankiem. Ale sam także nie chciał odchodzić i zostawić kochanych ludzi.

Odwrócił głowę i przyjrzał się żonie. Andromacha spała na brzuchu z głową opartą na dłoniach. Ten widok wzbudził w nim napływ czułości. Dorastał w domu, gdzie aranżowanie małżeństw i utrzymywanie haremu było czymś powszednim. Wiedział, że Priam nie kochał żadnej ze swoich żon. On tymczasem miał szczęście znaleźć kobietę, której oddał całe serce i która darzyła go równie mocnym uczuciem. Ostatnie osiem lat u jej boku dawało mu ukojenie i radość w czasach niepokoju i cierpienia. Mimo że ich związek był naznaczony wojną i wizją śmierci, stworzyli szczęśliwe małżeństwo i rodzinę dla małego Astianaksa. Wiedział, że nawet jeśli umrze, ten czas z Andromachą pozwolił mu żyć naprawdę.

Pocałował żonę w ramię, a potem wstał i wyszedł z komnaty. Skierował się do pokoju synka. Chłopiec spał spokojnie, jego oddech był równy, a twarz przepełniona niewinnością. Hektor miał nadzieję, że pozostanie taka jeszcze długo, ale czuł pod skórą, że wojna zbliża się do końca i jeśli Troja przegra, jego jedynaka czeka koniec beztroskiego dzieciństwa... albo coś jeszcze gorszego.

,,Niezależnie od wszystkiego, zawsze będę cię kochał i chronił" obiecał w duchu Astianaksowi i pogłaskał jego ciemne włosy. ,,Przyrzekam".

Następnie cicho opuścił dziecinną komnatę. Chciał znowu znaleźć się przy Andromasze, poczuć jeszcze ciepło jej ciała... Być może ostatni raz w tym życiu. Nagle jednak dojrzał czyjś cień na korytarzu. Był to jego brat Helenos.

— Kapłani Apolla odprawiają dziś modlitwy także do Artemidy, pani księżyca — wyjaśnił Helen, widząc zdziwione spojrzenie brata. — Dopiero wróciłem.

— Rozumiem. — Hektor skinął głową. — Ja byłem odwiedzić Astianaksa. Chciałem zobaczyć, jak śpi... Może to moja ostatnia szansa.

— Nie mów tak — poprosił Helenos. — Może Achilles zaniecha zemsty...

— Wątpię w to — westchnął Hektor. — I dlatego chciałem cię o coś prosić. — Młodszy z braci chrząknięciem dał znak, że słucha. — Jeśli uda mu się mnie zabić, zaopiekuj się Andromachą.

— W jakim sensie ,,zaopiekuj"? Mam się z nią ożenić? Ona się nie zgodzi.

— Nie, nie o to mi chodzi. Chciałbym, żebyś... był przy niej, pozwolił jej przy sobie płakać, ale też przypominał, że ma dla kogo żyć. Ona ma ogromną wolę przeżycia, ale każdy może się załamać. Andromacha na pewno będzie starała się być silna dla Astianaksa, ale... Dzisiaj nachodzą mnie takie czarne myśli... Dzieci często umierają i boję się, że w końcu moja żona zostanie całkiem sama. Nie chcę, żeby straciła radość życia i jeszcze coś sobie zrobiła. Pragnę, żeby przeżyła długie, piękne życie, kochała każdy dzień, śmiała się i planowała przyszłość. Poczekam na nią i pewnego dnia znowu się spotkamy, ale to musi nastąpić po wielu szczęśliwych latach. Przyrzeknij mi, bracie, że o to zadbasz.

Gdy Hektor zaczął mówić, Helenos szykował się do zaprzeczania jego słowom i przekonywania, że na pewno nie umrze. Jednak powaga brata nie pozwoliła mu na bezrefleksyjne pocieszanie. Hektor nie chciał spekulacji, czy będzie żył czy zginie. Chciał po prostu mieć pewność, że niezależnie od tego, co go spotka, jego ukochana przeżyje i jej kolejne lata będą wypełnione szczęściem i nadzieją.

— Przyrzekam, bracie. Zrobię, co w mojej mocy, żeby Andromacha była szczęśliwa.

Następnego dnia rodzina królewska spożywała razem śniadanie, gdy do jadalni wszedł posłaniec i popatrzył z trupio bladą twarzą na Hektora.

— Mój panie... Książę Achilles życzy sobie wezwać cię do pojedynku. Pragnie odpłacić za swojego towarzysza, Patroklesa z Opusu.

Oczy całej rodziny skierowały się na Hektora. Książę mógł widzieć przerażenie i błaganie na twarzy matki, spokój i znużenie u ojca, błędne spojrzenie Kasandry czy rozpacz Andromachy. Bolało go, że to on jest sprawcą tych wszystkich uczuć, ale odpowiedź mogła być tylko jedna.

— Dobrze. Idź i powiedz mu, że zmierzę się z nim.

— Nie! — Rozległ się przeraźliwy krzyk z drugiego końca stołu.

Królowa Hekabe zerwała się z miejsca i podbiegła w stronę stojącego już syna. Chwyciła go za łokcie i potrząsając, wołała:

— Nie idź, dziecko! Zaklinam cię! Achilles zabił już Troilusa... Jeśli tobie zrobi to samo, nie przeżyję, moje serce matki pęknie. Straciłam już dwóch synów, nie pochowam trzeciego... — wychrypiała złamanym, przepełnionym goryczą głosem.

— Mamo, nie chcę łamać ci serca, ale nie mogę chować się w domu jak tchórz... — Hektor delikatnie odsunął od siebie ręce kobiety. — Zhańbiłbym siebie i was.

— Nie obchodzi mnie hańba, chcę twojego bezpieczeństwa! — zaprotestowała Hekabe. Po chwili gwałtownie obciągnęła czarną szatę (gdyż nie zdejmowała żałoby od śmierci Troilusa) i ukazała piersi, obwisłe już i pomarszczone. — Na te piersi, które cię karmiły, zaklinam, nie idź! — wrzasnęła z dziką wręcz żałością. Jej jasnozielone oczy wypełnione były jednocześnie żalem, wściekłością i łzami.

— Nie powiesz nigdy, że karmiłaś tchórza... — Pokręcił głową Hektor, a potem pochylił się i pocałował czoło matki. — Wybacz mi wszystko. — Odsunął się i skierował do drzwi. — Idę założyć zbroję. Jeśli ktoś chce ze mną pomówić, zapraszam do mojej komnaty.

Hektor stał przed lustrem i przyglądał się ze smutkiem swojemu odbiciu. Był świadomy, że być może to ostatni dzień, kiedy to ciało należało do niego. Być może wkrótce dusza z niego uleci i zostanie zabrana przez Hermesa do krainy zmarłych.

Miał na sobie krótką zbroję w kolorze stalowej szarości. Przez ostatnie dziesięć lat rzadko nosił codzienne płócienne tuniki, nawet w dniach, gdy nie toczył bitew. Cały czas dręczyła go myśl, że w każdej chwili może zdarzyć się kolejny atak, a on jako następca tronu i główny dowódca ma obowiązek być w gotowości. Kiedyś liczył, że to w końcu się skończy i będzie prowadził spokojne życie z żoną i synem. Teraz jak nigdy czuł, że te marzenia się nie spełnią. Ale najwidoczniej pisane było mu spędzić całe życie w walce. Może po wojnie nie umiałby przystosować się do niczego innego.

Usłyszał delikatne uchylanie drzwi. Gdy się odwrócił, ujrzał w nich żonę z synem. Siedmioletni Astianaks niepewnie ściskał rękę matki.

— Twój syn chce się z tobą pożegnać — powiedziała słabym głosem Andromacha.

Hektor zrobił krok do przodu i wyciągnął rękę w stronę dziecka. Zachęcony tym Astianaks podbiegł do ojca i przytulił się do niego. Hektor objął jego plecki i pogłaskał je z czułością.

— Bądź dzielny, kochanie. Może wszystko będzie dobrze — poprosił jedynaka, chociaż sam nie wierzył w swe słowa.

— Zabijesz Achillesa, tato? — zapytał ufnie Astianaks. — I wrócisz do nas?

Hektor odsunął go lekko od siebie i spojrzał na chłopczyka. Astianaks wpatrywał się w niego ogromnymi ciemnymi oczami, które odziedziczył po nim, w przeciwieństwie do ciemnokasztanowych włosków przypominających Andromachę. Ojciec kochał syna całym sercem i przelał na niego całą możliwą miłość świata. Pragnął chronić go przed złem i niepewnością, ale poczuł, że w tym momencie kłamstwo byłoby najgorszym rozwiązaniem.

— Postaram się, syneczku. Ale nie mogę niczego obiecać.

Nachylił się i pocałował głowę chłopca. Astianaks zadrżał i Hektor domyślił się, że próbuje powstrzymać łzy, chce udowodnić, że jest małym mężczyzną i godnym następcą tronu. Nie różnili się tak bardzo.

— Kocham cię, tato — szepnął mały.

— Ja też cię kocham, synu. Zawsze będę przy tobie, pamiętaj.

Astianaks skinął głową, uścisnął rękę ojca i wybiegł z komnaty. Gdy zamknął za sobą drzwi, Andromacha podeszła do męża i rzekła łamiącym się głosem:

— Chciałabym poprosić cię, żebyś zignorował Achillesa i nie szedł, ale wiem, że nic by to nie dało.

— Gdybym nie poszedł, musiałbym do końca wojny ukrywać się przed Achillesem. Okryłbym hańbą także ciebie i Astianaksa — przypomniał Hektor, przyglądając się jej z bólem i pokorą w oczach.

— Nie dbałabym o to. — Kobieta pokręciła głową. — Zawsze byłbyś dla mnie najlepszym z ludzi. Ale wiem, że potem do końca życia miałbyś wyrzuty sumienia i poczucie, że zawiodłeś lud Troi. A nie chcę dla ciebie takiego losu.

Hektor westchnął pod wrażeniem przenikliwości żony. Po raz kolejny podziękował bogom, że ją mu zesłali. Spróbował się do niej uśmiechnąć, ale Andromacha zareagowała na to jedynie spuszczeniem głosy. Nawet wtedy mógł jednak dojrzeć łzy kłębiące się w jej piwnych oczach.

— Nie płacz, najdroższa — poprosił. Ujął jej podbródek palcami i przybliżył do siebie jej twarz. — Nie mam wpływu na to, czy przeżyję dzisiejszy dzień, choć oczywiście wolałbym żyć. Jednak widok twych łez... jest gorszy niż śmierć.

— Nie chcę cię ranić... — rzekła słabo Andromacha. — Postaram się być dzielna.

— Musisz — przytaknął Hektor. — Jeśli nie wrócę, chcę, abyś była szczęśliwa. Nie zapomnij o mnie, ale nie daj się przytłoczyć wspomnieniom. Pragnę, abyś cieszyła się każdym dniem i kochała życie, abyś miała przed sobą jeszcze wiele pięknych lat. — Nie zdawał sobie sprawy, że wczoraj wypowiedział podobne słowa do Helenosa. — A jeśli bogowie mi pozwolą, chcę móc z zaświatów spoglądać na ciebie i wiedzieć, że jest ci dobrze.

,,Wolałabym, żebyś patrzył na mnie tutaj" pomyślała Andromacha, ale nie powiedziała tego. Jej mąż podjął decyzję, wierząc, że będzie najlepsza dla wszystkich. Nie mogła budzić w nim wyrzutów sumienia.

— Idę do boju także dla ciebie. Gdybym zrezygnował z walk, a Troja by padła, mógłby spotkać cię koszmarny los... a ja nigdy nie wybaczyłbym sobie, że tego nie powstrzymałem — dodał Hektor.

Andromacha pokiwała głową. Po chwili małżonkowie przytulili się do siebie i spletli w uścisku.

— Kocham cię, moja miłości — szepnął Hektor. — Jestem szczęśliwy, że mogłem spędzić swoje życie przy tobie.

— Ja też cię kocham, najdroższy — odpowiedziała Andromacha. — Zawsze będę cię kochała.

Hektor przysunął twarz do jej twarzy i złączył ich usta ze sobą. Na początku całował żonę delikatnie i nieśmiało, jakby dopiero przed chwilą wyznał jej miłość. Z każdym kolejnym ruchem pocałunek stawał się jednak coraz bardziej namiętny i intensywny. Wzajemnie dotykali się i głaskali po twarzy i ramionach, chcieli dobrze zapamiętać ciało i obecność drugiej osoby, bo to mogło być ich pożegnanie.

Po ostatniej rozmowie z żoną Hektor uznał, że musi rozmówić się jeszcze z jedną osobą. Skierował kroki do komnaty bratowej. Helena zjadła śniadanie sama i nie usłyszała o wyzwaniu Achillesa, więc kiedy Hektor powiedział jej o sytuacji, zastygła w miejscu i spoglądała na niego błędnymi, przerażonymi oczami.

— To moja wina — powiedziała w końcu.

— Nie, to akurat moja wina — zaprzeczył Hektor. — Zabiłem tego chłopaka z bezmyślności. Nie dziwię się, że Achilles chce mnie ukarać.

— Gdyby nie ja, żaden z was nie musiałby ginąć — odparła Helena. — Krew każdego, kto zginął w tej wojnie, jest na moich rękach.

Była blada i zasępiona. Jej usta drżały, a oczy sprawiały wrażenie bardzo zmęczonych i zniechęconych. Helena miała trzydzieści jeden lat, wciąż wyglądała młodo i pięknie, mogła przeżyć jeszcze kilka dziesięcioleci. Jednak w jej postawie i zachowaniu było coś, co przypominało bardziej starszą kobietę, która przeżyła już wszystko i na nic nie liczy.

— Na twoich czy Parysa? — zapytał nagle Hektor.

Helena splotła ręce i patrząc bardziej na ścianę niż księcia, przemówiła:

— Nie chciałam z nim jechać. Mówiłam, że go nie kocham i chcę wrócić do Menelaosa. Zignorował to. Bałam się, że mnie uwięzi albo sprowadzi do roli służki, więc udałam, że zmieniłam zdanie. Teraz wiem, że może udałoby mi się przekonać kogoś w Troi do wydania mnie. To wszystko się stało przez moją próżność i głupotę.

Głos Spartanki przepełniony był żalem i poczuciem winy, ale gdy wspominała Parysa, skrzywiła się w niechęci i gniewie. Hektor zacisnął pięści. W końcu utwierdził się w swych obawach. Jego brat porwał cudzą żonę i praktycznie zmusił ją do związku, nawet jeśli sama Helena uznawała to za własny wybór. Przez dziesięć lat walczył nie tylko za ojczyznę, ale też za zatrzymanie kobiety, która wcale nie chciała tu być. Zmarnował czas i w pewnym sensie złamał zasady honoru. Ale nie było już odwrotu.

,,Jeśli wrócę, może przekonam ojca, że Helena jest tu wbrew sobie i on ją odda" pomyślał, chociaż z każdą sekundą coraz mniej wierzył, że ma jeszcze coś przed sobą.

— Kochasz jeszcze Menelaosa? — zwrócił się do Heleny. — Chciałabyś do niego wrócić?

— Chociaż na chwilę przed śmiercią. — Grymas rozpaczy przemknął przez twarz kobiety.

Hektor wyciągnął rękę i pogłaskał ją po ramieniu. Bardziej współczuł teraz Helenie niż sobie. On przynajmniej mógł pożegnać się z ukochaną przed śmiercią, a ostatnie lata spędził u jej boku, ciesząc się jej bliskością i patrząc, jak rośnie jego syn. Helena utraciła to wszystko.

— Mam nadzieję, że wkrótce będziesz przy nim. Nawet jeśli Troja miałaby w tym celu paść... Poczuję, że te wszystkie lata i moja śmierć były na marne, jeśli chociaż ty nie będziesz w końcu szczęśliwa.

Wyszedł z pokoju, zanim Helena zdążyła odpowiedzieć. Na korytarzu spotkał Kasandrę. Miała na sobie czarną, półprzezroczystą suknię i takiż welonik. Zazwyczaj ubierała się w ciemne barwy, ale dzisiaj Hektor potraktował to jako kolejną wróżbę swej śmierci.

— Nie możesz tam pójść! — krzyknęła Kasandra. — Znasz przepowiednie, Troja może paść bez ciebie. I ja także nie chcę żyć na świecie, w którym ciebie nie będzie.

— Nie każda przepowiednia jest dobra — odrzekł Hektor, myśląc o Parysie i Helenie. Potem przygarnął siostrę do siebie i ucałował jej włosy. — Byłaś mi najbliższa z całej rodziny. Zawsze cię kochałem i podziwiałem. Wszyscy mówią, że jestem odważny, ale myślę, że aby być tobą, trzeba mieć dużo więcej odwagi. Nie płacz. Nie rozstajemy się na zawsze. Spotkamy się ponownie, może tutaj... albo w jakimś innym świecie.

W tym samym czasie na wysokim Olimpie bóg Zeus siedział samotnie w sali tronowej i wyglądał na znajdujące się za oknem chmury i góry, skrywające miasta i wioski, gdzie składano mu hołdy. Spokojną kontemplację przerwały mu czyjeś donośne kroki. Powoli odwrócił wzrok, by zobaczyć swoją małżonkę w towarzystwie bogini Tetydy.

,,A myślałem, że będę miał dzisiaj trochę spokoju" pomyślał z niechęcią. Niestety, w towarzystwie Hery nie należało na to liczyć, zwłaszcza, gdy jego żonie na czymś zależało. A bez wątpienia zależało jej na Tetydzie, która przed laty została oddana jej na wychowanie, przez co Hera pokochała ją jak własną siostrę.

— Musimy z tobą pomówić — oznajmiła bez żadnego wstępu i ceremoniału Hera. Wszyscy bogowie, nawet najbardziej butni, starali się zwracać do niego z pokorą, aby coś osiągnąć. Ale nie ona.

— Słucham więc — westchnął Zeus. Nie miał zamiaru udawać, że jest chętny na tę rozmowę.

— Hektor, syn Priama, został wyzwany na pojedynek przez Achillesa — wyjaśniła Hera. Nosiła dziś na ciele długą białą suknię z połyskliwej tkaniny, a na kruczoczarne włosy założyła diadem wysadzany szafirami. Zarówno strój, jak i zachowanie królowej emanowało dumą i pewnością siebie. Mówiąc o walce i możliwej śmierci, nie ulękła się ani trochę. W przeciwieństwie do stojącej obok Tetydy, która była wyjątkowo blada i miała cienie pod oczami.

— Co ja mam z tym wspólnego? — Zeus nie miał zamiaru dać żonie łatwej satysfakcji.

— Och, przestań udawać, że mnie nie rozumiesz! — Zirytowana Hera tupnęła nogą. — Bogowie mogą udzielać wsparcia ludziom w walce. Chcemy, abyś poparł Achillesa. Ja to na pewno zrobię — wymówiła te słowa tak, jakby udzielała komuś wysokiej jałmużny. I może tak było. Zeus spędził z Herą kilka wieków i ze śmiertelników, których darzyła sympatią, potrafiłby wymienić tylko Jazona i Polinejkesa.[2]

— Nie popieram nikogo w tej wojnie — oznajmił bóg. — Po obu stronach mam moich potomków i ludzi, którzy mi służą.

— Tym razem musisz poprzeć Achillesa! — krzyknęła Hera. — Jest synem Tetydy... — Wskazała na drżącą przyjaciółkę. — Potomkiem bogów. A Hektor walczy za swojego głupiego brata, który odmówił przywilejów twojej żonie i córce, a potem uprowadził Helenę.

— Tej wojny by nie było, gdybyście ty i Afrodyta nie pokłóciły się o jedno głupie jabłko, jak małe dziewczynki. Myślałem, że po sądzie wreszcie się uspokoicie, ale wszystko się tylko popsuło. — Zeus skrzywił się. — Wszystko, co się teraz dzieje, nastąpiło przez próżność kilku kobiet. I kto najbardziej na tym cierpi? Oczywiście ja. — Przybrał cierpiętniczy wyraz twarzy, co bardziej rozwścieczyło Herę, niż wzbudziło jej współczucie.

— Nie chciałam, żeby Achilles szedł na tę wojnę! Błagałam go, żeby został w domu i nie bił się za jakiegoś Agamemnona, namówiłam go na ukrywanie się... — Milcząca dotąd Tetyda nagle odsunęła się od Hery. Stanęła przed obliczem Zeusa, idealnie naprzeciwko niego, i obrzuciła go zimnym, oskarżycielskim spojrzeniem. — Ale źli ludzie namówili go, żeby jednak zaryzykował. Od dziesięciu lat żyję z myślą, że moje dziecko umrze, że stracę je przedwcześnie... Ty mogłeś zabrać Heraklesa czy Dionizosa na Olimp i uczynić nieśmiertelnymi. Ja nie żądam już tak dużej łaski, po prostu chcę, aby żył tak długo, jak może człowiek! To tak wiele?

Zeus oparł głowę o rękę i zasępił się głęboko. Przed wielu laty chciał poślubić Tetydę i otwarcie zabiegał o jej względy. Zmienił zdanie, gdy Mojry przepowiedziały nimfie, że urodzi syna, który przewyższy swego ojca, ale nadal miał do niej wiele sympatii i życzył jej dobrze, tak samo, jak Achillesowi. Nie chciał jednak opuszczać też Hektora i Priama, jednego ze swoich najgorliwszych wyznawców.

— Jeszcze się zastanowię. Król bogów musi wszystko dokładnie przemyśleć — powiedział w końcu.

— Jesteś tchórzem! — Tetyda wrzasnęła na niego oskarżycielsko, ale Hera złapała ją za ramię i wyprowadziła z sali.

— Spokojnie, moja kochana przyjaciółko — szepnęła ze współczuciem i pocałowała boginkę w policzek. — Przekonam go jeszcze.

W tym samym czasie Afrodyta zamaszystym krokiem przemierzała wykładaną różowymi kamykami posadzkę. Zaciskała ręce w pięści, czując jak w środku kipi w niej złość i zdeterminowanie. Miała szansę zakończyć wojnę. Nie dbała już o Parysa, zdenerwował ją zbyt wiele razy. Ale musiała zrobić wszystko, by ocalić syna.

— Achilles musi zginąć — powtarzała. — Jeśli przeżyje, Troja w końcu padnie!

Odwróciła się w kierunku opartego o kolumnę Aresa. Bóg wojny wpatrywał się w nią uważnie, jednocześnie krzyżując ręce. Jego twarz była skupiona i poważna, ale drgnęła, gdy zobaczyła rozszerzone oczy i wykrzywione usta kobiety.

— Nie denerwuj się tak — poprosił. — To nic nie da. Będzie, jak chcą Mojry.

— Nie chcę słuchać o żadnych Mojrach — prychnęła Afrodyta. — Eneasz musi przeżyć, a Achilles umrzeć, rozumiesz?

— Achilles jest odważny i wojowniczy — stwierdził Ares. — Nie mogę wystąpić przeciwko niemu...

Afrodyta nie odpowiedziała, a jedynie nadal patrzyła na niego załzawionymi fiołkowymi oczami. Potrafił wyczuwać jej nastroje i wiedział, że w tym momencie nie gra, aby wzbudzić jego litość. Naprawdę przechodziła katusze. Była nieśmiertelna i niezniszczalna, ale godząc się na rolę matki śmiertelnika, wpuściła do swego życia możliwość straty i żałoby. Ich wspólna córka Harmonia odeszła na Pola Elizejskie ze swoim mężem Kadmosem z własnej inicjatywy[3]. Ominęło ich patrzenie, jak się starzeje i cierpi. Eneasz natomiast w każdej chwili mógł skonać w okropnych męczarniach.

— Spokojnie... — Ares podszedł do bogini i pogładził jej ramiona. — Hektor także jest bardzo wojowniczy, najbardziej w całej Troi. Nikt nigdy nie zapomni jego imienia. Oczywiście, że moje poparcie jest po jego stronie.

Afrodyta skinęła głową i ujęła jego ręce. Przez chwilę jeszcze spoglądała smutno i z żalem, ale w końcu zapytała już opanowanym głosem:

— Achilles zginie?

— Zadbamy o to — obiecał Ares.

— I ta wojna się zakończy?

— Oczywiście, nawet mnie to już nudzi.

Afrodyta uśmiechnęła się radośnie, po czym stanęła na palcach i pocałowała kochanka w usta.

— Kiedy to się skończy, nie zapomnij, żebym ci dobrze podziękowała.

Hektor ze ściśniętym sercem opuścił gród i stanął na piasku, który dokuczliwie palił go w stopy. Uniósł głowę do góry. Na murach zasiadał jego ojciec, a tuż obok niego matka o bladej, ściśniętej twarzy. Znalazły się tam też jego trzy rodzone siostry i kilka przyrodnich. Nawet Helena stała przy nich, a wiatr podwiewał jej białą szatę.

Za księciem kroczyło kilku żołnierzy, w tym jego bracia, aby móc udzielić mu pomocy, gdyby Achilles nie dotrzymał umowy i zaatakował go z całą armią. Hektor był jednak pewien, że tak się nie stanie. Jeśli wojownik rzeczywiście dyszał tak wielką żądzą zemsty, zapewne chciał wypełnić ją sam.

Nie mylił się. W oddali mógł dojrzeć Greków, ale przed nim stanął tylko Achilles. Miał na sobie lśniącą ciężką zbroję, a złote włosy opadały mu swobodnie na ramiona. Jasne oczy mężczyzny patrzyły na przeciwnika z nieskrywaną nienawiścią. Hektor poczuł kolejny ucisk w sercu na myśl, że pomylił tego człowieka z jego przyjacielem. Gdyby nie tamto zdarzenie, nieszczęsny Patrokles może nadal by żył, a i on sam nie bałby się, że osieroci rodzinę.

— Zjawiłeś się, książę — odezwał się chłodno Achilles. — Czy to znaczy, że przyjąłeś wyzwanie?

— Tak. — Skinął głową Hektor. — Zmierzę się z tobą, panie — powiedział poważnie i spokojnie. Nie umiał nienawidzić rywala.

— Wiesz, że nie odpuszczę, póki jeden z nas nie zginie? — zapytał drwiąco książę Tesalii.

— Wiem i zgadzam się na to — potwierdził Hektor. — Dlatego chciałbym mieć ostatnie życzenie. Jeśli wygram, oddam twoje ciało Grekom, by zostało godnie pochowane, tak jak stało się to z księciem Patroklesem. Proszę, abyś ty zrobił to samo z moim.

Achilles skrzywił się, a Hektor mógł tylko domyślać się, czy z odrazy czy z bólu. Gdyby nie panujący między nimi rozbrat, chyba potrafiłby go nawet przeprosić za swój czyn.

— Lwy nie zawierają przymierz z ludźmi, a wilki z owcami — prychnął ze złością Achilles, ale w jego głosie słychać było ból. — Jeśli zginiesz, rzucę cię sępom na pożarcie.

,,Jest zraniony i myśli, że uderzając we wszystkich i wszystko, ukoi swój ból" pomyślał Hektor. ,,Nie winię go. Mam nadzieję, że gdy pogodzi się ze stratą, zmieni swoje podejście i da mi spocząć w pokoju".

— Zatem zacznijmy walkę — rzekł na głos, a potem posłał szybkie spojrzenie w stronę murów i stojącej przy jego siostrach Andromachy. Starał się przekazać jej oczami całą miłość i uwielbienie, jakie w nim budziła. To mógł być ostatni raz.

Achilles zrobił kilka kroków w stronę Trojanina i po chwili ich miecze skrzyżowały się ze sobą. Achilles celował mocno i gwałtownie, widocznie chcąc natychmiast zabić przeciwnika. Chyba nie mógł znieść, że zabójca Patroklesa w ogóle chodzi po świecie.

Hektor wziął głęboki oddech i odparł uderzania, czym zepchnął Achillesa w tył. Wyrzuty sumienia nadal go dręczyły, ale postanowił nie dopuścić, by przejęły nad nim kontrolę i uczyniły go owcą idącą na rzeź. Chciał przeżyć i wrócić do rodziny. Musiał podjąć walkę o swoje życie.

Achilles prychnął z pogardą i znów doskoczył do niego, prawie wpychając broń w serce rywala. Hektor wykonał szybki unik, a gdy znalazł się w bezpiecznej odległości, machnął własnym mieczem i ugodził Hellena w ramię. Achilles syknął krótko, ale nie przerwał walki.

,,Chodzi mi tylko o to, żeby przeżyć. Bogowie, dajcie mi żyć" prosił w duchu Hektor. Wiedział jednak, że celem Greka jest coś całkowicie przeciwnego. On walczył z myślą o zachowanie siebie, nie pozbyciu się przeciwnika, Achilles skupiał się całkowicie na odebraniu mu życia.

W końcu Achilles podciął mu nogi mieczem, ale nim zdążył zadać ostateczny cios, Hektor podniósł się, doskoczył do drugiego wojownika i złapał go za nadgarstki, prawie tak jak niedawno Patroklesa. Był gotów uderzyć i zabić syna Peleusa, gdy zalała go fala wspomnień i żalu. Przez dziesięć lat nie było tygodnia, gdy nie pozbawił kogoś życia. Czy naprawdę stał się narzędziem do zabijania?

Achilles wykorzystał nieuwagę Trojańczyka i wyrwał się, po czym wycelował w niego miecz. Hektor jednak obrócił się i został trafiony tylko w bark. Nie zwrócił nawet na to uwagi, zbyt zajęty kurczowym trzymaniem się ostatnich chwil życia. Achilles znów sięgnął ostrzem w jego stronę, ale Hektor wyciągnął własne i przez jakiś czas tylko uderzali nimi wzajemnie.

Hektor był coraz bardziej zmęczony. Włosy przyległy mu do głowy, a pot skapywał z nich na jego czoło. Z każdym krokiem i każdym ruszeniem miecza coraz trudniej łapało mu się oddech. Achilles także wyglądał na wycieńczonego, ale jego oczu i twarzy nie opuściła ponura determinacja.

,,Jeśli mam umrzeć, chcę umrzeć godnie i z honorem, bez padania przed nim" myślał Hektor, po chwili karcąc się za to. Od wczoraj nie wierzył, że dane mu będzie długie życie, nawet jeśli gorączkowo go pragnął.

Próbował zaatakować mocniej i jeśli nie od razu zabić Achillesa, to chociaż odepchnąć go od siebie. Uderzył w zbroję przeciwnika, spychając go lekko z pola, ale nie zdało się to na wiele. Kiedy odległość między nimi się zwiększyła, Achilles zyskał możliwość wycelowania prosto w jego serce. Hektor nie zdążył zareagować, gdy poczuł, jak jego ciało przeszywa ostry ból. Z trudem próbował odsapnąć i złapać oddech, ale z jego gardła wydobył się tylko jęk.

— Zabiłeś mnie... — wykrztusił, nie dowierzając, że to wszystko już się kończy.

— Spłaciłem swój dług — odparł zimno Achilles i pchnął mieczem tak, aby przeciął całe ciało Hektora.

Gdy dotarł do brzegu, w jego nozdrza uderzył powiew czystego, orzeźwiającego powietrza. Tak jakby na nowo wlano w niego życie.

Powoli wysiadł z łódki i postawił stopę na brzegu. Wszystko zarastała świeża jasnozielona trawa, gdzieniegdzie przeplatana kwiatami, przede wszystkim narcyzami[4]. Nad nią unosiło się coś, co Hektor nie nazwałby niebem, ale było błękitne i świetliste. Widok takiego połączenia budził spokój.

Nagle dojrzał wyłaniające się zza horyzontu dwie sylwetki. Zaczął zmierzać w tę stronę i szybko zauważył przed sobą dwóch mężczyzn. Jeden z nich, młodzieniec o ciemnokasztanowych włosach, w pewnym momencie wysunął się na prowadzenie i padł w objęcia Hektora. Książę odsunął go od siebie i przyjrzał się dokładnie. Wiedział, kogo ma przed sobą.

— Polidor! — wykrzyknął, przypominając sobie zabitego przed laty braciszka.

— To ja! — potwierdził wesoło młodszy książę i ponownie go objął, ale uścisk braci przerwały ręce trzeciego.

— Ze mną chyba też się przywitasz, prawda? — zapytał śniady mężczyzna o czarnych włosach i zielonych oczach. Jego ciało, czy teraz bardziej duszę, zdobiła srebrzysta zbroja, którą miał na sobie Troilus w dniu śmierci.

— Tak, bracie. Tęskniłem za tobą — zapewnił cicho Hektor i uściskał go.

— My za tobą nie tęskniliśmy — odparł Troilus. — Czas tu płynie inaczej. Ale czekaliśmy na ciebie.

Hektor uśmiechnął się. Przynajmniej jego myśli i uczucia nie pójdą w zapomnienie. Śmiertelnicy są za bardzo skupieni na życiu i nie rozumieją, że w zaświatach także mają rodziny i bliskich. Teraz tutaj był jego dom.

Bracia poprowadzili go w stronę horyzontu, błyszczącego niczym słońce, chociaż do Hadesu na pewno nie docierały płomienie Heliosa. Miejsce to wydawało się równie piękne, jak brzeg, a mniej monotonne. Oprócz trawy i nieba można było też dostrzec przepływające przez krainę zmarłych rzeczki oraz majestatyczne drzewa.

Przy jednym z nich Hektor zauważył opartego plecami żołnierza. Skupiony na rozmowie z braćmi chciał go wyminąć, ale ten ruszył w ich stronę. Miał rysy i postawę mężczyzny, który przebrał się za Achillesa, ale teraz nie był już nieruchomą skorupą. Jego oczy patrzyły rozumnie i pewnie.

Hektor drgnął. Zastanawiał się, czy w zaświatach nie ogarnie go wieczne ukojenie i nie będzie już żałował tego, co wydarzyło się na ziemi. Jednak resztki wyrzutów sumienia nadal dręczyły jego ludzkie serce.

— Przebacz mi — szepnął, gdy Patrokles stanął naprzeciwko niego. — Nad niczym tak nie rozpaczam, jak nad zadanym ci ciosem.

Grek uśmiechnął się łagodnie i wyciągnął do niego rękę. Hektor niepewnie ją uścisnął.

— Nie bój się — poprosił Patrokles, widząc jego zmieszanie. — Tutaj już nie ma wojen.

1. Tragiczna pomyłka – pojęcie z teorii literatury odnoszące się do greckich tragedii i oznaczające okrutny, czyn gubiący bohatera, niewynikający z własnych działań, a następujący na skutek nieświadomości. Klasycznym przykładem jest tu morderstwo Edypa na Lajosie, które nie jest złe z powodu tego, że został zabity człowiek, ale ponieważ Edyp nie był świadomy, że to jego ojciec. Uznałam, że przyda się taki easter egg 😉

2. ,, Zeus spędził z Herą kilka wieków i ze śmiertelników, których darzyła sympatię, potrafiłby wymienić tylko Jazona i Polinejkesa." – Jazon był ukochanym herosem Hery, którego obdarzała opieką, ale odwróciła się od niego po tym, gdy porzucił swoją żonę Medeę. Z kolei Polinejkes, syn króla Edypa, kierował do niej modlitwy przed walką ze swoim bratem Eteoklesem.

3. ,,Ich wspólna córka Harmonia odeszła na Pola Elizejskie ze swoim mężem Kadmosem z własnej inicjatywy" – Harmonia, córka Aresa i Afrodyty, została żoną herosa Kadmosa. Gdy oboje się zestarzeli, bogowie zamienili ich w dwa węże i wypuścili na Pola Elizejskie.

4. ,, Wszystko zarastała świeża jasnozielona trawa, gdzieniegdzie przeplatana kwiatami, przede wszystkim narcyzami." – Narcyz był symbolem śmierci. To jego miała zerwać Persefona przed porwaniem do Hadesu.



Tak więc... Jesteśmy po najtrudniejszym na tę chwilę rozdziale, którego pisałam aż dwa tygodnie, a Wy pewnie macie teraz ochotę mnie rozerwać jak Erynie Orfeusza. Ale liczę, że jednak zostaniecie do końca i zechcecie poznawać tę historię i bez Hektora. Pocieszajcie się tym, że niedługo śmierć Parysa.

Będzie bardzo wdzięczna za każdą informację zwrotną na temat tego rozdziału i czy to było godne pożegnanie z Hektorem i wzbudziło Wasze emocje, bo bardzo mi na tym zależało. A także na temat samego pojedynku, ponieważ nie czuję się mistrzem scen batalistycznych, a tutaj... Powiem tak, uważam, że powinno pisać się o tym, co cię interesuje i inspiruje. Mam sobie trochę do zarzucenie jako autorka, ale jakoś nigdy nie dręczyło mnie przekonanie, że nie mam prawa napisać o wojnie trojańskiej, bo jestem głupsza niż Homer/Ajschylos/Wyspiański/Kochanowski (niepotrzebne skreślić). Natomiast podczas pisania pojedynku Hektora i Achillesa po raz pierwszy ogarnęło mnie poczucie, że mierzę się z takim tematem i że wiele osób próbowało to zrobić i że powinnam może nie jakoś im dorównać, ale opisać to najlepiej, jak pozwalają moje możliwości. Tak więc pisałam tę scenę trochę z chłodem tysięcy lat literatury na ramieniu.

Jeśli są tu jacyś pasjonaci folkloru i mitologii słowiańskiej, to zapraszam także do mojego nowego opowiadania, czyli ,,Czarownica znad Bełdan", retellingu baśni z motywem Mazur. Są tylko prolog i pierwszy rozdział, więc mało do nadrabiania.

Do zobaczenia za tydzień (a przynajmniej tak planuję)!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro