Rozdział czterdziesty pierwszy. Po obu stronach muru.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dajcie znać, czy podoba się Wam graficzka u góry ;)


Miłość nie zawsze przychodzi, kiedy się tego chce. Czasami się po prostu przydarza mimo naszej woli.

Virginia Cleo Andrews ,,Kwiaty na poddaszu"


Mogą minąć trzy tysiące lat

Możesz całować inne usta

Ale nigdy Cię nie zapomnę

Ale nigdy Cię nie zapomnę(...)

Jak zapomnieć twoje szaleństwa?

Jak zapomnieć, że nagle zniknęłaś?

Jak zapomnieć, ze wciąż Cię kocham?

Bardziej niż życie, bardziej niż wszystko

Enrique Iglesias ,,Nunca Te Olvidaré "

https://youtu.be/wcRpuhLX-68


Kressyda nie wiedziała, czy powinna wbijać wzrok w talerz, na którym znajdowała się makrela z grochem, i modlić się, żeby nikt nie zwracał na nią uwagi, czy może bacznie przyglądać się wszystkim zgromadzonym przy stole Grekom. Chciała móc ich poznać i zrozumieć, w końcu nierozsądnie byłoby żyć w jakimś miejscu i nic nie wiedzieć o obecnych tam ludziach, ale zarazem bardzo się ich bała. Po części dlatego, że po prostu byli jej wrogami, po części ze względu na obawy, iż uznają ją za szpiega Trojan... ale także dlatego, że nie chciała tu nikogo polubić i przywiązać się, skoro i tak planowała ucieczkę.

— Cieszę się, że wróciłaś do rodziny, młoda pani — zwrócił się do niej siwowłosy mężczyzna, którego nazywano Nestorem. — Ufam, że tęsknota za ojczystym miastem nie będzie ci specjalnie dokuczać.

— Kressyda dorastała w Troi, ale trzeba oszaleć, żeby z własnej woli pozostawać z tymi wariatami — odezwał się za córkę Kalchas. — Priam ośmiesza siebie i swoje królestwo.

Patriotyczne poczucie obowiązku zmuszało Kressydę do sprzeciwu i bronienia króla oraz przyszłego teścia, ale chłodny rozum zdusił to pragnienie. Powtarzała sobie, że tylko by sobie tym zaszkodziła. Priam na pewno nie oczekiwałby od niej, żeby udawała jego obrońcę, a Troilus chyba nie miał prawa oczekiwać od niej mów pochwalnych na cześć jego ojca, skoro sam nie spróbował jeszcze przekonać rodziny do niej.

,,Nie myśl o nim źle" upomniała się w duchu. ,,On cię kocha i wkrótce się spotkacie, a wtedy będzie już wam dobrze".

Zastanawiała się, jak uda się jej wydostać z obozu, w którym stacjonuje tylu uzbrojonych mężczyzn. Jej jedyną nadzieją było to, że jako córka kapłana raczej nie będzie dla nikogo specjalnie cenna i nie spotka się z wielką uwagą. Nikt nie zauważy, jeśli w nocy wyprawi się ze swojego namiotu. Rozejrzała się po zgromadzonych, po cichu marząc o znalezieniu sojusznika, który pomógłby jej wydostać się z obozu. Wątpiła, by mógł być nim jakikolwiek Hellen. Jej oczy spoczęły dopiero na trzeciej siedzącej przy stole kobiecie, którą była Bryzeida, branka Achillesa. Wyglądała ona na spokojną i pogodną, a gdy jej pan wplatał ręce w jej włosy, uśmiechała się, ale Kressyda była przekonana, że to wyuczone pozy. Jak można zakochać się w kimś, kto cię uprowadził, zabrał dom i rodzinę? Pomyślała z nagłą litością o siedzącej naprzeciwko dziewczynie. Postanowiła, że postara się z nią zaprzyjaźnić i namówić ją, aby uciekła wraz z nią.

Przesunęła głowę, gdyż chciała uniknąć sytuacji, kiedy ktoś uzna, że niebezpiecznie długo mu się przypatruje. Skierowała wzrok w inną stronę stołu, gdzie siedział ten sam mężczyzna, który prowadził ją z ojcem do obozu Greków. Jego ciemne oczy przypatrywały się jej uważnie i Kressyda z niepokojem zaczęła snuć domysły, czy patrzył na nią przez całą kolację. Ta myśl ją zmroziła.

— Mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa, pani — odezwał się Diomedes, gdy dostrzegł, że i ona na niego spogląda.

— Tylko się o to nie staraj, pamiętaj, że masz narzeczoną — rozległ się głos innego z Greków, którego ojciec przedstawił jej jako Ajaksa.

— To nieprawda — odparł szybko Diomedes. — Nie zgodziłem się na ślub. Zerwę z nią, gdy tylko wrócę do Argos, inaczej byłbym łajdakiem.

— Ja myślę, że małżeństwo może być wielkim szczęściem — skomentowała Kressyda, ale zaraz zaczerwieniła się i umilkła. Bo też kogokolwiek z Greków obchodzi jej opinia na temat miłości i związków.

Kiedy skończył się posiłek, wszyscy postanowili udać się na spoczynek, więc rodzice zaprowadzili Kressydę do namiotu. Dziewczynę jednak cały czas nurtowała myśl, że o czymś zapomniała. Dopiero gdy zobaczyła, że przeciwną stroną zmierzają dwaj królewscy bracia, Agamemnon i Menelaos, przypomniała sobie, że w fałdach sukni ma ukryty list od Heleny. Przestraszona puściła nagle ramię matki i pobiegła w stronę Atrydów, machając rękami, co wzbudziło pytające spojrzenia zarówno królów, jak i jej własnych rodziców.

— Panie! — zawołała, gdy znalazła się przed Menelaosem, a on odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią ze spokojem. — Mam coś dla ciebie.

— Diomedes będzie zazdrosny — zadrwił król Agamemnon, a Kressyda zadrżała. Ten człowiek od początku wzbudził w niej grozę. Słyszała różne opowieści o tym, jak za sprawą zabójstwa członków swojej rodziny doszedł on do tronu Myken, a teraz od początku przeraził ją swoim cynizmem i wyniosłością. Uważała, że cała jego postać emanuje złem.

— Daj jej spokój, bracie — poprosił go łagodnie Meanelaos, co dodało Kressydzie otuchy, chociaż nigdy nie spodziewała się, że uspokoi ją człowiek, którego porzuciła żona. — Co dla mnie masz, pani?

— List od królowej Heleny — odpowiedziała Kressyda i powoli wyciągnęła pismo z sukni. — Proszę — dodała i szybko pobiegła w stronę rodziców. Nie chciała już dłużej przebywać w towarzystwie Agamemnona. I nie chciała widzieć reakcji Menelaosa, jeśli jego żona czy też była żona napisała coś, co mogłoby go rozgniewać. Zdążyła tylko dostrzec, że gdy wymówiła imię kobiety, szare oczy króla rozszerzyły się nagle i zabłysło w nich coś na kształt zdumienia i nadziei.

— Co chciałaś od króla? — zapytał Kalchas córkę.

— Jego żona przekazała mu list — odparła Kressyda, nie zagłębiając się w temat.

— Może jednak go nie opuściła — odezwała się Prakseda. — Znaczyłoby to, że Priam trzyma ją bezprawnie w Troi. Ale nie myślmy teraz o tym. — Uśmiechnęła się do córki i przytuliła ją do swojego ramienia. — Dobrze, że jesteś znów z nami. Może i jesteśmy na wojnie, ale teraz będziemy mieć tutaj swój mały dom.

Menelaos szedł do swojego namiotu, ściskając w dłoni list od Heleny. Agamemnon wpatrywał się w niego z ironią i uwagą.

— Pewnie napisała, że Parys ją porwał i nie marzy o niczym więcej jak o powrocie do ciebie — powiedział, gdy znaleźli się w siedzibie młodszego brata. — Ale nie wierz jej. Pewnie chce zabezpieczyć swój los, gdy wejdziemy do Troi.

— Helena mnie kochała — stwierdził twardo Menelaos, nie zwracając wzroku w stronę brata. — Nie porzuciłaby mnie i naszego dziecka.

— Wszystkie kobiety są niestałe i mają skłonność do zdrady. Nasza matka też podobno nas kochała, a była gotowa odebrać nam prawa do tronu, byle zatrzymać Tiestesa w swoim łóżku.

— Nie wiesz tego! — krzyknął Menelaos. Najwidoczniej nie tylko w jego głowie odejście Heleny łączyło się ze zdradą Aerope przed laty. — Wyrzekła się ojca, nie nas.

— To jedno i to samo. — Wzruszył ramionami król Myken. — Ja znam życie i jeśli chcesz mojej rady, to od razu po zdobyciu Troi powinieneś zabić Helenę. Nie wpłynie to na twoje prawa do tronu, bo w końcu to zabójstwo honorowe, poza tym masz Hermionę.

— Nie skrzywdzę mojej żony, a ty nie masz prawa o niej tak mówić! — krzyknął Menelaos, prawie podnosząc pięść na brata. — Przyrzekłem, że będę bronić jej dobrego imienia. Przed tobą także.

— Jak tam sobie chcesz, najwyżej po powrocie do Sparty znowu będzie ci doprawiać rogi. — Agamemnon przewrócił oczami i wskazał na stojący w rogu namioty stolik. — Teraz musimy rozplanować plan na jutro, jeśli w ogóle chcemy jeszcze zobaczyć tę jasnowłosą, nie bój się, powiem: kokietkę. — Zaśmiał się zadowolony ze swojej aluzji.

Menelaos z trudem koncentrował się na rozmowie z bratem i planowaniu ustawienia kolejnych wojsk. Odetchnął z ulgą, gdy Agamemnon uznał rozmowę za zakończoną i wyszedł z namiotu, a on mógł zająć się sobą. Mimo to nie przeczytał od razu listu od żony, za bardzo bał się tego, co w nim wyczyta. Najpierw zdjął zbroję i wykąpał się w przygotowanej przez służącego wodzie, a potem przebrał się w nocną tunikę i położył na prowizorycznym łóżku. Dopiero wówczas odważył się ponownie wziąć pismo do ręki i wczytać się w każde słowo. Na widok pisma Heleny serce zadrżało mu w piersi.

Najdroższy mój!

Piszę krótko, bo nie mam przy sobie zbyt wiele pergaminu, a nie chcę, żeby ktoś odkrył, co zamierzam zrobić. Chcę tylko powiedzieć Ci, że kocham Cię całym sercem – czasem wydaje mi się, że nawet mocniej niż wtedy, gdy panowaliśmy razem w Sparcie. Nigdy nie porzuciłabym Ciebie i naszej córki, chociaż ze strachu i poczucia przymusu zgodziłam się żyć z Parysem. Wstydzę się tego i nienawidzę się za to, ale nie mogę Cię okłamać, bo jeśli masz mi wybaczyć, musisz uczynić to świadomie. A błagam Cię, byś to uczynił, bo jestem tu strasznie samotna i bezradna. Nie wiem, czy zasługuję na Twoją miłość, skoro nie miałam sił o nią walczyć, ale przyrzekam Ci, że już nigdy Cię nie zdradzę, choćby mnie mieli brać siłą.

Tęsknię za Tobą i codziennie modlę się, by bogowie sprzyjali Ci na polu bitwy. Co noc wyobrażam sobie, że jesteś przy mnie i nic nie może nas rozdzielić. O niczym bardziej nie marzę jak o tym, byś wszedł do Troi i znów wziął mnie w ramiona. Nie wiem, czy będziesz zdolny to zrobić i znów uznać mnie za swoją żonę, ale czasem myślę, że gotowa byłabym zostać Twoją niewolnicą, byle móc wrócić do Ciebie i Hermiony. Wolałabym być Twoją nałożnicą niż żoną Parysa.

Gdy będziesz pisał do Hermiony, proszę, przekaż jej, że nigdy z własnej woli bym jej nie opuściła, kocham ją ponad własne życie i codziennie proszę Hestię, by otaczała ją opieką i pozwoliła jej być szczęśliwą i bezpieczną. Serce mi pęka na myśl, że nie widziałam jej sześć lat, nie zamieniłam z nią przez ten czas ani słowa i już nic o niej nie wiem. Ale może to moja własna wina, gdyż nie miałam odwagi uciec Parysowi. Mam nadzieję, że nasza córka będzie silniejsza i odważniejsza niż ja.

Żegnam Cię błogosławieństwem zdrowia i spokoju. Niech bogowie mają Cię w opiece, najdroższy. Kocham Cię ponad wszystko na świecie i mam nadzieję, że Ty także jeszcze kochasz mnie.

Oddana Ci na zawsze Helena

Menelaos nigdy jeszcze nie czuł tak silnego wzruszenia, jak czytając list od niewidzianej latami żony. Serce biło mu mocniej z każdym słowem i zdawało mu się, że nawet słyszy głos Heleny, zapewniający go o swojej miłości i oddaniu. Podczas czytania zdarzało mu się głaskać papier z czułością, jakby dotykał ukochanej, a łzy wciąż napływały mu do oczu, przed czym nawet się nie bronił. Jednocześnie nie mógł zapomnieć przewidywań Agamemnona, że Helena będzie starała się go zjednać, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo po wojnie. Nie chciał w to wierzyć. Zawsze ufał żonie i uważał, że doskonale się rozumieją, nie potrzebują niczego przed sobą ukrywać. Podobno jednak nigdy nie zna się do końca serca drugiego człowieka...

Nie przestraszył się szczególnie wzmianką o jej pożyciu z Parysem, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę, że książę Troi nie trzymałby przy sobie kobiety żyjącej z nim jak siostra z bratem, a tym bardziej nie uznałby jej za małżonkę i nie otoczył dostatkami. Menelaos współczuł Helenie takiego położenia. Jeśli naprawdę go kochała, musiała czuć się zbrukana i upokorzona, a przysięga wierności świadczyła o tym, że nie brakowało jej determinacji do zakończenia takiego położenia. Nie mógł jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że go to nie boli i nie uraża jego dumy. Tak naprawdę nie miał pewności, że gdy odzyska Helenę, będzie w stanie żyć z nią i na nią patrzeć, świadomy, że dzieliła łoże z innym mężczyzną.

,,Ale mogę próbować" pomyślał, leżąc wpatrzony w dach namiotu. ,,Mogę porozmawiać z nią i zrozumieć, jak się wtedy czuła, i opowiedzieć, jakie uczucia obudziła we mnie niewierność. Nic co wartościowe nie przychodzi łatwo. Trzeba o to walczyć każdego dnia."

Odłożył list na stoliczek przy łóżku i zamknął oczy. Niepokój o szczerość Heleny nadal go dręczył, ale w jego duszy zdecydowanie przeważała miłość i tęsknota. Miał wrażenie, że żona leży przy nim i przytula się do niego, tak jak wówczas, gdy byli całkowicie małżeństwem.

Przypominał sobie te razy, gdy musiał na jakiś czas opuszczać Spartę, a po powrocie Helena kładła się obok niego i szeptała zadziornie:

— Tęskniłeś za mną trochę?

— Masz wątpliwości? — Pewnego razu nachylił głowę w jej stronę.

— Ja tęskniłam — odpowiedziała już poważnie Helena i przytknęła głowę do jego piersi. — To głupie i dziecinne, ale kiedy nie ma cię ze mną, zawsze nachodzą mnie jakieś czarne myśli... W końcu tyle rzeczy się może wydarzyć w podróży.

— Ale nie musi. — Uniósł jej twarz i pogłaskał ją po policzku. — Zawsze do ciebie wracam. Nigdy nie będzie inaczej.

Pocałował ją delikatnie, a Helena wsunęła ręce pod jego tunikę i zaczęła głaskać go po torsie. Czując jej palce, sprawnie muskające jego skórę, uśmiechnął się z zadowoleniem i pogłębił pocałunek. Przeniósł rękę z jej twarzy, pieszcząc najpierw ramiona żony, a potem talię i biodra, by powoli przejść niżej.

— Oczywiście, że tęskniłem za tobą — wyszeptał, między kolejnymi pocałunkami i urwanymi oddechami. — Jesteś całym moim światem.

Kressyda obudziła się następnego dnia w wydzielonej dla siebie części namiotu i stwierdziła, że nie ma nic do roboty. Ojciec wyszedł przed namiot odprawić poranne obrzędy, a matka zajmowała się nadzorowaniem zabranej z Troi służby. Dziewczyna pomyślała, że czekają ją długie i nudne dnie, zanim w końcu ucieknie do narzeczonego.

— Mamo, wiesz, ja myślę, że taki obóz to nie jest miejsce dla kobiety — zasugerowała nieśmiało. — Oni sobie ćwiczą i rozkładają jakieś mapy, a my mamy siedzieć i patrzeć przed siebie?

— Kiedy mężczyźni zaczną trening, możesz pójść do Bryzeidy — poradziła jej Prakseda. — Na pewno chętnie się z tobą zaprzyjaźni.

— Mam odwiedzać nałożnicę? — zgorszyła się Kressyda.

Prakseda uśmiechnęła się do córki z wyrozumiałością.

— Ona jest narzeczoną Achillesa, więc to nic złego. Niestety, nie mam dla ciebie zbyt wiele innych rozrywek.

,,Biedna Bryzeida, zmuszona do ślubu z kimś, kto ją uprowadził" pomyślała ze smutkiem Kressyda. ,,Ale może rzeczywiście powinnam się z nią zaprzyjaźnić i nakłonić ją, żeby uciekła ze mną".

Kiedy próbowała znaleźć plan na spędzenie tego dnia, nagle jedna ze służących oznajmiła jej, że ktoś stoi przed namiotem i chce z nią porozmawiać. Kressyda zaskoczona wyszła na zewnątrz i zauważyła przed sobą Diomedesa.

— Witaj, panienko — przywitał się wesoło młodzieniec. — Pomyślałem, że mógłbym oprowadzić cię po obozie. Czułabyś się pewnie, wiedząc, co gdzie się znajduje i kto jest kim.

Kressyda początkowo chciała odmówić, wciąż pamiętając jego dziwne obserwacje wczorajszego wieczoru. Ostatecznie jednak i tak nie miała co robić, więc każda propozycja spędzania wolnego czasu była na wagę złota. Poza tym może uda jej się przekonać Diomedesa, że wcale nie jest szpiegiem.

— Chętnie się wybiorę. — Wysiliła się na uśmiech. — Zapytam tylko matkę, czy mnie nie potrzebuje.

Wyszła pełna niepokoju i obaw, że nie będzie umiała się zachować, ale czuła się zaskakująco swobodnie, jak na przebywanie z obcym mężczyzną. Diomedes oprowadzał ją po całym obozie, pokazując kolejne namioty i opowiadając, kto w nich mieszka i skąd pochodzi.

— Mamy w obozie dwóch Ajaksów, jeden wprawdzie używa formy Ajas, ale lepiej zapamiętać, że jeden jest wysoki, a drugi niski — tłumaczył jej. — Jeśli ich pomylisz, to właściwie nic wielkiego, bo są nierozłączni i obaj zazdroszczą mi urody.

— Czy jeden z nich nie wspomniał wczoraj o twojej narzeczonej, panie? — zapytała Kressyda, ignorując uwagę o urodzie. — Nie wiem, czy ona byłaby zadowolona, że spacerujesz ze mną. — Ona czułaby się ogromnie upokorzona, gdyby dowiedziała się, że Troilus pod jej nieobecność widywał się z innymi kobietami.

— To nawet nie jest moja narzeczona, prawie jej nie znam, dziadek wymyślił sobie, że muszę się z nią ożenić — zaprzeczył szybko Diomedes. — Myślę, że zanim wojna się skończy, ona wyjdzie za kogoś innego zmęczona czekaniem. A jeśli nie, zerwę z nią po powrocie do Argos.

— Czy tak łatwo zerwać zaręczyny? — zapytała z niepokojem Kressyda. — To chyba odpowiedzialność za drugą osobę.

Nie zniosłaby, gdyby Troilus uznał teraz, że nie opłaca mu się na nią czekać i ożenił się z kimś innym. Zostałaby zhańbiona na zawsze jako kobieta, którą odrzucono... Oczywiście, Troilus nie chwaliłby się, że wcześniej był związany z nią, a i ona nie rzekłaby o tym nikomu, ale przecież nie była już dziewicą. Jeśli zostałaby wydana za kogoś innego, mąż mógłby rozgniewać się na nią, uznać, że go oszukała i zabić. Łzy napłynęły jej do oczu.

— Czy coś się stało, pani? — zapytał przestraszony Diomedes, dostrzegając jej smutek. — Ja... oczywiście uważam, że to odpowiedzialność. Ale trudno być odpowiedzialnym za osobę, z którą nie wymieniło się oficjalnych przysiąg. Jestem pewien, że Aegielaja też tak uważa. Gdybyśmy zaręczyli się oficjalnie w Argos, byłoby inaczej.

Kressyda podniosła na niego oczy z nadzieją. Skoro człowiek, który wprost przechwalał się swoją urodą, uznawał wartość narzeczeństwa, to co dopiero taki nieśmiały mężczyzna jak Troilus?

— Wtedy czekałbyś na nią, panie? — Spojrzała na niego ufnie.

— Czekałbym na kobietę, której przysięgałem — poprawił poważnie. — Ale właściwie... Dlaczego o to pytasz? Zostawiłaś kogoś w Troi? — Jego oczy zalśniły niepokojem.

— Nie, po prostu... — Kressyda zamyśliła się. Nie uważała, by rozsądne było opowiadać prawie obcemu człowiekowi, że ma narzeczonego i chce do niego uciec. — Chcę wierzyć, że istnieje lojalność i prawdziwe uczucie.

— Chyba wszystkie kobiety chcą w to wierzyć. — Diomedes zaśmiał się wesoło. — Ale ty, pani, nie masz się o co martwić, bo od ciebie żaden mężczyzna na pewno nie chciałby uciec.

,,Mam nadzieję, że Troilus też tak uważa" westchnęła w duchu Kressyda. W tej chwili zauważyła zmierzającego w ich stronę barczystego płowowłosego mężczyznę ubranego w niebieską tunikę. Kressyda rozpoznała w nim króla Itaki.

— Diomedes! — Mężczyzna zawołał w ich kierunku. — Zaczynamy ćwiczenia. Śpiesz się, Agamemnon i tak cię nie lubi.

— Nie każdy może mieć dobry gust — zażartował Diomedes i mrugnął do Kressydy. — Muszę cię opuścić, panienko. Jeśli nie znajdziesz drogi do namiotu Kalchasa...

— Znajdę, spokojnie. — Pokręciła głową Trojanka. — Dziękuję za poświęcenie mi czasu, panie.

— I to nie będzie ostatni raz, przecież nie doszliśmy jeszcze do plaży — zapowiedział Diomedes, po czym pożegnał się z nią i poszedł do Odyseusza.

Kressyda nie odmówiła mu. Po tych wszystkich dniach, gdy w Troi czuła się jak wyrzutek, miło było, gdy ktoś interesował się nią i chciał przebywać w jej towarzystwie. Odeszła do namiotu bardziej zadowolona, niż gdy z niego wychodziła.

Tymczasem Odys i Diomedes szli w stronę głównego placu, rozmawiając zaciekle.

— Czy ona nie jest cudowna? — pytał książę, myśląc o Kressydzie. — Wiesz, gdy Kalchas mówił o córce, wyobrażałem sobie, że to jakaś mała dziewczynka... A pod bramą zobaczyłem mój ideał kobiety. Widziałeś te jej czarne włosy, cerę jakby pocałowało ją słońce? Od wczoraj powstrzymuję się, żeby nie pochwycić jej w ramiona i nie całować... wszędzie.

— Przyjacielu, opamiętaj się! — upomniał go Odyseusz. — Kalchas cię zamorduje, jeśli zrobisz sobie kochankę z jego córki. To dziecię kapłana, pamiętaj o tym.

Diomedes niechętnie skinął głową. To była prawda. Możni mogli brać sobie do łóżka wiejskie dziewczyny albo służące, a ich rodzice nie mieli prawa się skarżyć, ale inaczej było z potomkiniami wysokich rodów.

— Mogę to zrobić po ślubie — stwierdził w końcu. — Książę i przyszły król to chyba lepsza partia niż inny kapłan — zadrwił.

— Ale ty masz narzeczoną!

— To nie moja narzeczona, prędzej dziadka. Zerwę z nią i będę mógł zaręczyć się z kimś innym. Powiadam ci, mój drogi... — W tym momencie Diomedes zatrzymał się i uniósł głowę, jakby rzucał wyzwanie światu. — Ta dziewczyna będzie cała moja.

Helena cicho i powoli stąpała po białej posadzce podłogi świątyni. Niepewnie zapukała w drzwi oddzielonego od modlitewnej części budynku pokoju kapłana. Po chwili rozległ się zza nich spokojny głos:

— Można wejść!

Helena ostrożnie otworzyła drzwi i weszła do środka. Pomieszczenie podobnie jak reszta świątyni było utrzymane w jasnych barwach i opierało się na jońskich kolumnach, ale nie znalazły się w nim żadne ozdoby, najmniejszego kwiatu czy posążku, nic poza szafką, stolikiem i lekko obitym ciemnym puchem fotelem.

— Miło cię tu widzieć, bratowo... — Zaskoczony Helenos podniósł się z siedzenia i popatrzył na nią ze zdziwieniem. — Ale nie ukrywam, że nie spodziewałem się, że kiedyś tu zajrzysz. Co cię do mnie sprowadza?

— Powiedziałam w pałacu, że idę na zakupy na targ, chyba mi wolno — rzekła Helena, dobrze wiedząc, że nie takie było pytanie. — Mam do ciebie ogromną prośbę. Ostatnio doszłam do wniosku, że moje życie tutaj jest bardzo smętne i właściwie nic nie robię. Kiedy byłam dziewczynką, uwielbiałam wszelkie zioła i uważałam za bardzo inspirujące, że żyją kobiety, które swoimi medykamentami pomagają ludziom. Chciałam się tego nauczyć, ale matka mi zabroniła, bo sądziła, że to nieprzyzwoite i kojarzy się tylko z wiedźmami takimi jak Medea, Pazyfae czy Kirke. Ale ja myślę, że w tym się myliła. Wiem, że kapłani Apolla praktykują medycynę. Pomyślałam, że mógłbyś mnie trochę pouczyć[1]... — Jej błękitne oczy wpatrywały się w księcia prosząco, jakby nadal była małą dziewczynką fantazjującą, że będzie ratować ludzi zielarstwem.

Helenos uśmiechnął się do niej z niedowierzeniem i mimowolnie parsknął krótkim śmiechem. Helena nie poczuła się obrażona. W końcu prawie jej nie znał, nigdy nie pozwoliła mu się do siebie zbliżyć i zapewne wierzył, że skoro uchodzi za urodziwą i wybrankę bogini Afrodyty, to jej ulubionym zajęciem jest przymierzanie ubrań.

— Och, wybacz, moja droga — poprawił się szybko Trojanin. — To dla mnie wielki zaszczyt...

— Rozumiem, jeśli odmówisz — zastrzegła Helena. — Po odejściu Kalchasa musisz mieć wiele obowiązków.

— Nie, to nie kłopot, znajdę czas — zapewnił mężczyzna. — Zastanawia mnie bardziej, czy ty znajdziesz czas, mój brat potrafi być bardzo absorbujący. — Starał się brzmieć łagodnie i neutralnie, bo nie wiedział, co tak naprawdę Helena myśli o Parysie.

— Owszem, ale teraz absorbuje swoją kochanicę — odparła Spartanka ze słabą powstrzymywaną ironią. — Nie będzie nawet zastanawiał się, gdzie jestem.

Helenos uznał, że nie jest zbyt rozsądne dopytywać Helenę o uczucia wobec jego brata. Wydawała się skryta i niechętna do zwierzeń, poza tym niezależnie od tego, czy przybyła do Troi z miłości czy też nie, cała sytuacja musiała być dla niej ogromnie trudna i roztrząsanie tego byłoby okrucieństwem.

— W takim razie możemy od czasu się do czasu spotykać się i wyrabiać razem jakieś proste receptury. Przyda mi się pomoc.

— Też tak sądzę — przytaknęła Helena. — Nie mogę tak po prostu siedzieć i czekać, gdy tylu ludzi ginie, a ostatnie wydarzenia uświadomiły mi, jak bardzo czasem człowiek potrzebuje pomocy medyka.

Helenos przekręcił głowę z niezrozumieniem. Przecież w ostatnim czasie w pałacu nie umarł nikt, kogo śmierć mogłaby poruszyć Helenę. Zauważył jednak, że kobieta nagle zbladła i uciekła od niego wzrokiem, jakby przyznała się do czegoś wstydliwego, a wówczas przypomniał sobie jej niedawny wybuch na wieść o zranieniu Menelaosa. To o niego się martwiła. Być może Kasandra miała rację, przekonując go, że to król Sparty, nie Parys, był miłością Heleny.

— Każdy powód jest dobry, by nieść pomoc — stwierdził łagodnie. — Podejdź bliżej. — Helena spełniła polecenie. — To jest bylica, roślina Artemidy. — Uniósł w jej stronę małą jasnozieloną roślinkę z postrzępionymi liśćmi. — Użyję jej do naparu dla ojca, z biegiem lat ma duże problemy z trawieniem posiłków. Resztę zachowam dla Polikseny, bo pomaga... w doprowadzeniu do regulacji kobiecych przypadłości.

Wieczorem Helena stała przy oknie w swojej komnacie i wyglądała w niebo. Czuła się znacznie lżejsza na duszy niż ostatnimi czasami. Nie wiedziała, czy Menelaos uwierzył w jej słowa miłości i czy wybaczy jej zdradę, ale miała nadzieję, że przynajmniej przekaże wiadomość dla Hermiony. Nadal trzęsła się ze złości na myśl o zdradzie Parysa, ale teraz przestał odwiedzać ją w sypialni i liczyła, że uda jej się dochować wierności prawowitemu mężowi bez specjalnych starań. Do tego znalazła w końcu zajęcia, które mogło pomóc ukoić jej sumienie.

Szukała na niebie gwiazd, które miały symbolizować dusze jej braci, a które dostrzegła tego wieczora, gdy ukazali się jej po śmierci. Obiecali jej wówczas, że będą ją odwiedzać i czuła lekki żal, iż nie dotrzymali słowa. Pocieszała się jednak, że czas umarłych biegnie inaczej niż żyjących i że przynajmniej ma braci przez większą część roku nad sobą, w gwiazdach, które błyszczą tak jasno i mocno jak Kastor i Polluks za życia. Myślała, że właśnie tam chcieli być widoczni po śmierci. Na nieboskłonie, nieopodal bohaterów, których losy tak ich fascynowały – mężnego Oriona czy Faetona, syna Heliosa[2].

,,Chciałabym być tam obok nich, jako gwiazda na niebie"[3] pomyślała. ,,Ale większe prawdopodobieństwo jest takie, że po śmierci będę zapamiętana jak największa ladacznica na świecie".

Nagle musiała zmrużyć oczy, ponieważ komnata wypełniła się białym światłem, a jej serce gwałtownie zabiło. Gdy odwróciła wzrok, nie zdziwiła się, gdy zobaczyła przed sobą bliźniaków. Natychmiast pobiegła w ich stronę i cała trójka połączyła się w uścisku.

— Myślałam, że będę musiała czekać na Hades, żeby się z wami zobaczyć! — wykrzyknęła po chwili Helena.

— My nie kłamiemy. Po tylu latach bliskiej znajomości mogłaś się tego nauczyć — powiedział z udawanym żalem Polluks, a Helena roześmiała się.

— To najlepsza rzecz, jaka mnie spotkała w ostatnim czasie. Najlepsza — zapewniła z uczuciem Helena. — Tu jest coraz trudniej i... — Umilkła, bo jej odczucia wydawały się zbyt skomplikowane i niejednoznaczne, by dać się ubrać w słowa.

— Wiemy. — Kastor spojrzał na nią ze współczuciem. — Ale widzieliśmy też, jak dałaś w twarz naszemu pięknemu księciu. To było zabawne.

Helena już miała go skarcić, że dla niej wcale nie było to śmieszne, ale gdy przypomniała sobie tamtą sytuację, uświadomiła sobie, że dla postronnej osoby rzeczywiście musiało to wyglądać komicznie. Roześmiała się, szczerze i czysto. Tylko bracia potrafili rozbawić ją w momencie największej melancholii.

— Cóż, chyba macie rację — przyznała. — To było zabawne. I chyba mogę być z siebie dumna... — Zamyśliła się, po czym zrozumiała, że była jeszcze jedna rzecz, o którą powinna zapytać bliźniaków. Dziwne, że wcześniej tego nie uczyniła. — Skoro widzicie, co dzieje się na ziemi... Czy możecie powiedzieć mi, co robi Menelaos i czy chociaż trochę mnie jeszcze kocha? Albo chociaż czy kochał przed waszą śmiercią.

Rzadko rozmawiała z Kastorem i Polluksem o emocjach, bo bracia i tak obracali wszystko w żart i nie rozumieli, dlaczego dla niej to nie jest zabawne. Teraz jednak zaskakująco łatwo się przed nimi otworzyła. Wiedziała, że nie odpowiedzieliby w sposób, który mógłby ją zranić i zignorować jej uczucia.

— O tym, co czuje Menelaos, wie tylko on sam, my nie jesteśmy bogami. — Kastor nagle spoważniał. — Ale mamy prawie pewność, że nigdy nie sprowadził sobie do obozu żadnej kobiety. I zawsze broni twojego honoru przed innymi wojownikami.

Helena skinęła głową. Mogła się domyślić, że nawet sojusznicy Menelaosa mają ją za dziwkę i nie wierzą w jej uczciwość. Pokrzepiająca jednak była myśl, że nawet jeśli mąż w nią wątpi, czuje się przynajmniej zobowiązany, by dbać o to, by jej imię otoczone było szacunkiem.

— Nie znamy się na romansach, ale mało widzieliśmy tak głębokiej miłości, jaką on darzył ciebie — dodał Polluks. — A przypominam ci, że nie żyjemy i zdążyliśmy poznać masę słynnych kochanków takich jak Pyram i Tysbe, Orfeusz i Eurydyka czy kochani dziadkowie Perseusz i Andromeda.

Helena uśmiechnęła się, po części z lekkości z jaką brat rozprawiał o martwych ludziach, ale głównie z wdzięczności. Domyślała się, że dla bliźniaków niemożliwością jest uwierzyć, że ktoś mógłby przestać kochać ich siostrę, ale jednak znali dobrze Menelaosa i musieli po części zauważać jego uczucia.

— Dziękuję wam — szepnęła ze łzami w oczach. — I kocham was nadal, nawet jeśli wasze śmiertelne ciała już dawno zamieniły się w proch.

Kiedy na trojański brzeg zawinął statek z flagami Argos, Diomedes poczuł jedynie irytację. Tęsknił za wiadomościami od matki i nawet dziadka, ale łączyły się one z wieściami o Aegialei, a wolał nie pamiętać o tym, że ma narzeczoną. Chciałby w jakiś sposób pozbyć się brzemienia tego związku, ale wątpił, by udało mu się załatwić sprawę listownie, a nie mógł teraz zostawić swojej armii i innych Greków z powodów miłosnych. Mógł wiele zrobić, żeby uwieść Kressydę, ale istniały pewne granice.

Ponieważ spodziewał się, że list od matki będzie przepełniony czułościami i życzeniami szczęśliwego powrotu, a dziadek skupi się głównie na narzekaniach na swoją starość i obawach, że jego wnuk źle skończy, postanowił najpierw zabrać się za ten drugi. Pierwsze zdania czytał z łagodną obojętnością, jednak gdy zakończył wstęp, ujrzał coś, co sprawiło, że jego serce zaczęło gwałtowniej bić.

— Coś się stało, jesteś poruszony — zauważył Stenel, gdy przechodził obok jego namiotu.

— Stało się coś cudownego! — zawołał uradowany Diomedes i uścisnął przyjaciela. — Jestem wolny, wolny... — powtarzał w prawie pijackim szaleństwie.

Stenel, który podobnie jak Odyseusz w ciągu ostatnich dni usłyszał wiele na temat planów księcia, aby zakończyć narzeczeństwo i zdobyć serce innej, wyrwał się z rąk i spojrzał na niego w oszołomieniu.

— Czy ty otrułeś Aję, czy co?

— Co? — zdziwił się Diomedes. — Za kogo mnie uważasz? Okazało się, że kilka miesięcy temu Aja zadała się z jakimś przyjezdnym imieniem Kometes. Zaszła w ciążę, więc uciekli z Argos[4], zostawiając list, i dziadek pyta mnie, czy ma za nimi wysłać pościg. Nie wiem, czy był świadomy, że list płynął do mnie dobre kilka tygodni, a zanim dotrze moja odpowiedź, Aja może zdąży już urodzić.

— Czyli... nie ukarzesz ich? — upewnił się Stenel. — To byłaby hipokryzja, skoro sam...

— Spokojnie, napiszę dziadkowi, że ma im dać spokój. Nie mogą wrócić do Argos, bo to złamałoby honor naszej rodziny, ale niech żyją sobie długo i szczęśliwie. Dawno nic mnie tak nie uradowało — roześmiał się Diomedes.

Dobry humor nie opuścił go do wieczora, gdy podczas jedzenia wspólnej kolacji musiał przyznać się innym wojownikom do zaistniałej sytuacji, a oni nie szczędzili mu drwiących komentarzy.

— Najwidoczniej ta twoja ,,mysz", drogi Diomedesie, wcale nie była taka brzydka — drwił Ajas.

— Kometes na pewno tak nie uważa — odparł z ironią książę Argos. — Ja mówiłem wam nie raz, że podobają mi się tylko kobiety z czarnymi włosami. — Zerknął w stronę Kressydy, żeby sprawdzić, czy te słowa wywarły na niej wrażenie, ale dziewczyna siedziała zatopiona w rozmowie z matką.

— Jeśli szybko zdobędziemy Troję, od razu możemy pojechać pomścić także ciebie — dodał sarkastycznie Agamemnon. — Ja na twoim miejscu rozerwałbym na strzępy oboje kochanków.

— A więc pilnuj swojej żony — prychnął Diomedes. — Nie widzę powodu, żeby karać Aję. Prawie mnie nie znała, a do tego była w Argos całkiem sama, a miała już osiemnaście lat i na pewno chciała mieć swoją rodzinę i dzieci.

Właściwie niespecjalnie interesowały go motywy byłej narzeczonej, cieszył się po prostu, że jest już wolny. Miał jednak cichą nadzieję, że jego zrozumienie dla czynu Aji sprawi, że Kressyda uzna go za dobrego i wrażliwego, skoro tak bardzo wzięła sobie do serca los drugiej kobiety. Niestety, córka Kalchasa przez cały wieczór przykładnie go ignorowała.

Nie miał zamiaru jednak się poddawać. Gdy wszyscy zaczęli wstawać od stołu i udawać się na spoczynek, usłyszał cichy okrzyk dziewczyny:

— Och, kolczyk wypadł mi z ucha!

Diomedes szybkim ruchem doskoczył do Kressydy i zanim zdążyła podnieść kolczyk, sam schylił się po niego i włożył go w ciepłą rękę Trojanki.

— Proszę. Nie powinnaś brudzić sobie dłoni.

— Och, trochę piachu mi nie zaszkodzi, ale dziękuję — wydusiła Kressyda. — I, panie... Myślę, że zachowałeś się bardzo wspaniałomyślnie wobec swojej narzeczonej. Kobiety... kobiety są zawsze zdane na siebie i nie ma kto ich bronić. Mało kto myśli o ich uczuciach... – Zamilkła, bo czuła, że to zbyt osobiste przemyślenia.

— Wierzę ci, pani. — Skinął głową Diomedes i popatrzył na nią poważnie. — Jeśli ty czułabyś się bezbronna, wiesz do kogo się zwrócić.

Ujął jej dłoń i przycisnął lekko do ust. Już lekki dotyk skóry Kressydy wystarczył, by ogarnął go dreszcz, ale uświadomił sobie, że taki kontakt może być dla jego wybranki zbyt szybki, więc po chwili potrząsnął głową i żartobliwie stwierdził:

— Chyba mi się należy za pomoc.

— Należy, to dopiero przysługa! — zaśmiała się wesoło Kressyda.

Odeszła do swojego namiotu radosna i lekka na sercu. Wreszcie ktoś ją tutaj lubił. Miała sojusznika.

1. ,, Pomyślałam, że mógłbyś mnie trochę pouczyć" – Jak wspominałam, Helena miała nauczyć się zielarstwa podczas pobytu w Egipcie i stać się prawdziwą specjalistką od medycyny, ale uznałam, że realistyczniej będzie przyjąć, że zaczęła uczyć się jej wcześniej.

2. Faeton – postać opisana w ,,Metaforach" Owidiusza. Był księciem i uchodził za syna boga Heliosa. Gdy towarzysze podali w wątpliwość jego boskie pochodzenie, udał się do zamku ojca i zmusił go, by pozwolił mu powozić swój rydwan. Brakowało mu jednak doświadczenia i nie był w stanie utrzymać koni, co groziło pożarem nieba. Ostatecznie Gaja udała się na skargę do Zeusa, a ten strącił Faetona piorunem do rzeki, gdzie chłopak utonął. Potem miał zostać umieszczony na niebie jako gwiazdozbiór woźnicy, który znajduje się w pobliżu gwiazdozbioru bliźniąt.

3. ,, Chciałabym być tam obok nich, jako gwiazda na niebie" – Według jednej z wersji mitów Helena w pewnym momencie swojego życia została zebrana od Menelaosa i umieszczona na niebie jako gwiazda. Spartanie mieli też czcić ją jako gwiazdę wskazującą drogę żeglarzom.

4. ,, Zaszła w ciążę, więc uciekli z Argos(...)" – W mitologii Aegialeja była żoną, nie narzeczoną Diomedesa. Gdy jej mąż zranił Afrodytę, bogini z zemsty sprawiła, że Aja zakochała się w Kometesie. Para nie uciekła razem, ale próbowała zabić Diomedesa, gdy ten powrócił z wojny, więc ten opuścił rodzinne królestwo i uciekł do Italii, gdzie ożenił się po raz drugi. Mam nadzieję, że wybaczycie mi te modyfikacje 😉



Ostatnimi czasy przechodziłam mocn kryzys pisarski. Miałam wrażenie, że zawaliłam tę historię, że powinnam napisać ją od nowa, że nie ma tu nic, co mogłoby być ciekawe i angażujące dla czytelnika, a jedynie zbiór ciekawostek i opisów konotacji mitologicznych, który bardziej nadawałby się do podręcznika. Do tego praktycznie od początku pisania tego opowiadania ciągle muszę się tłumaczyć ze swojej wizji, stylu i samej konwencji, która dla niektórych jest niedzisiejsza i nieprzystosowana do współczesnego czytelnika. Nie piszę tego, żeby się żalić, tylko żeby być z Wami szczera, bo ktoś mi kiedyś powiedział, że jeśli miałabym rzucić pisanie, powinnam umieć to wyjaśnić czytelnikom. Mam nadzieję, że ten kryzys mam już za sobą i że uda mi się bez większych podknięć dotrzeć do końca tak, żebyście i Wy, i ja byli zadowoleni.

Mam nadzieję, że rozdział Was nie zawiódł i trzymał poziom - dedykuję go Love_in_Night_Dream, która bardzo czekała na to, co znajduje się w liście Heleny. Dziękuję bardzo balbinaangelina za podrzucenie mi pomysłu, tyle o tym pisałaś i w końcu się doczekałaś :)

Jeśli ktoś nie widział na tablicy albo Instagramie, to udało mi się dostać na studia magisterskie i postanowiłam zaryzykować i zapisać się na aż dwa kierunki, czyli komparatystykę i edytorstwo, więc trzymajcie za mnie kciuki :)

No i bardzo ważne pytanie na koniec: shipujecie Kressydę z Troilusem czy z Diomedesem?


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro