Rozdział siedemnasty. Topór wojenny.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kiedy bojaźń haniebna serca wasze ścina,

Obyście, tak niepomni o was i narodzie,

Rozsypali się w ziemi, rozpłynęli w wodzie!

Homer ,,Iliada"


Jesteście w Weronie, pięknej Weronie

W mieście gdzie wszyscy się nienawidzą

Chcemy odejść ale zostajemy

Tutaj nie istnieje miłość królów

Tutaj, dwa rody stanowią prawo

Nie musisz wybierać, po czyjej jesteś stronie

Zrobiono to za ciebie już dawno

Jesteście w Weronie, mówimy o Weronie

Tu trucizna nienawiści krąży w naszym życiu

Tak samo jak w naszych żyłach

Oczywiście, nasze ogrody są pełne kwiatów

Oczywiście, nasze kobiety są piękne

I wszystko wygląda jak raj na ziemi

Ale w naszych duszach jest zło

Jesteście w Weronie!

Romeo et Juliette ,,Verone"



W czasie kiedy Helena wypatrywała z murów twarzy swoich najbliższych, Hektor na czele wojsk trojańskich stanął przed oddziałami Achajów. Uniósł głowę z godnością i obdarzył armię przeciwników skupionym spojrzeniem.

— Jednak nie zrezygnowaliście, Grecy! — zawołał w ich kierunku.

Nagłe ogarnęło go pewne poczucie winy. Sam nie uważał, by potrafił zrezygnować, gdyby jakiś inny mężczyzna odebrał mu żonę, którą poślubił w oczach prawa i bogów. Parys twardo twierdził, że Helena go kocha i sama z nim popłynęła, a Menelaos źle ją traktował, ale Hektor miał wątpliwości co do prawdomówności brata. Co prawda jego towarzyszka nigdy jawnie nie okazała mu niechęci, ale wciąż wydawała się odległa i oschła, jakby myślami przebywała gdzie indziej. Grecy twierdzili, że królowa Sparty sama wybrała Atrydę na męża i ich związek układał się dobrze. Może to oni mieli rację, a nie Parys? Trudno mu było źle myśleć o bracie, którego powrót tak uszczęśliwił rodziców, ale coraz częściej dochodził do wniosku, że źle się stało, że młodszy książę nie wychował się na dworze, nie poznał realiów polityki i nie odczuł odpowiedzialności za los poddanych. Teraz wydawał się skupiony jedynie na sobie, jakby bycie członkiem rodziny królewskiej opierało się na samych przyjemnościach, jak w bajkach.

— Nie mamy w zwyczaju uciekać z pola bitwy — odpowiedział stojący na przodzie ciemnowłosy, postawny król Agamemnon. — Szczególnie gdy się nas upokarza. — Spojrzał srogo na Parysa. Hektor dyskretnie zerknął na brata, który na dźwięk słów Mykeńczyka nagle zbladł.

— Nie miałem zamiaru poniżyć nikogo z was, Grecy, ale to już nie jest ważne — odpowiedział Hektor. — Napadliście na moje miasto, więc będę go bronił.

— Zatem niech bogowie rozstrzygną, kto zwycięży — powiedział Agamemnon i uniósł do góry swój miecz.

— Niech rozstrzygną — powtórzył Hektor, po czym uczynił to samo. Po chwili dwie armie zmieszały się ze sobą, rozpoczynając bitwę.

Książę już w pierwszej chwili stanął oko w oko z jednym z przywódców greckich, który miał na zbroi wygrawerowany znak Tyrynsu. Nim przeciwnik zdążył skrzyżować z nim swój miecz, Hektor machnął własnym, a Grek wydał krótki okrzyk i natychmiast padł martwy na piasek.[1]

,,Zostaniesz zapamiętany jako pierwsza ofiara tej wojny" pomyślał Trojanin z pewną nabożną czcią. Nie żywił nienawiści do Hellenów. Zdawał sobie sprawę, że większość z nich była dobrymi, zwyczajnymi ludźmi, na których w domu czekały kochające rodziny, które będą opłakiwać swoich poległych. Szanował swoich wrogów i nie zadawał im śmierci z przyjemnością. Uważał, że odchodzą jako bohaterowie.

Nie miał jednak czasu na rozważania, gdyż bitwa trwała nadal. Widząc śmierć swojego przywódcy, wojownicy z Tyrynsu otoczyli go, wyciągając w jego stronę swoje ostrza. Hektor szybko zamachnął się, pozbawiając życia dwóch z nich, a uzyskawszy trochę wolnego miejsca, skoczył do tyłu, znajdując się na otwartym polu. Jeden z Tyryńczyków dopadł do niego i skrzyżował z nim swój miecz.

— Posłałeś do Hadesu Protesilaosa, syna Ifiklesa — powiedział gniewnie między kolejnymi uderzeniami. — Nigdy już nie wróci do rodziny.

— Przekażecie jej, że zginął z godnością — odparł Hektor, jednocześnie robiąc unik przed tyryńskim mieczem. Następnie zaatakował z drugiej strony i wbił miecz z bok przeciwnika.

Protesilaos nie był jedynym, który nie wróci do domu i nie zostanie pochowany w swojej ojczyźnie.


Po skończonej walce Trojanie mogli udać się za mury miasta, aby odpocząć i odetchnąć życiem rodzinnym. Grekom pozostał ich obóz nad brzegiem morza i rozłożone namioty.

W pierwszej kolejności spalili ciała poległych towarzyszy i oddali im cześć, wpatrując się w płomienie, które powoli pochłaniały tych, którym nigdy nie będzie już dane oglądać blasku słońca. Odśpiewali hymny polecające dusze zmarłych bogom śmierci – Hadesowi, Persefonie, Tanatosowi[2] i Makarii[3], po czym Menelaos wystąpił na środek i powiedział poważnym głosem:

— Ci zmarli oddali życie za nas wszystkich. Nigdy nie wrócą już do domu, nie popatrzymy im w oczy, ale zostaną w naszej pamięci do końca świata.

Spojrzał ukradkiem na surowego Agamemnona. Nie spodziewał się, żeby jego brat w tej sytuacji powiedział coś miłego, nawet jeśli jako dowódca miał ich pod swoją opieką. Według niego zapewne polegli byli głupi, skoro dali się zabić.

— Teraz można się rozejść — rzekł w końcu król Myken. — Wieczorem pożegnamy ich ucztą.

Menelaos, nie czekając na niczyje towarzystwo, ruszył do swojego namiotu. Chciał zostać sam. Chociaż na polu walki starał się być skupiony tylko na celu i chwili obecnej, świadomość, że obserwuje go Helena poruszyła go i sprawiła, że chwilami zapominał o swojej roli i obowiązkach.

Dlaczego przyszła? Czy chciała pokazać, że jest teraz w pełni Trojanką i może zasiadać u boku Priama i jego żony, czy może pragnęła po raz kolejny zobaczyć bliskich, których utraciła? Komu posyłała swoje błogosławieństwo – jemu czy Parysowi?

Z daleka usłyszał, jak młody Antilloch pyta Kastora i Polluksa:

— Dlaczego Helena była obecna? Chciała oglądać nasze cierpienia?

— Przyszła, bo za nami tęskniła, a nie mogła w inny sposób nas zobaczyć! — krzyknął na niego Polluks. — Nie waż się myśleć inaczej!

— To prawda — potwierdził Kastor. — Gdy ją zobaczyłem, posłałem jej uśmiech. Odpowiedziała mi.

,,Chciałbym patrzeć na świat z takim samym optymizmem jak wy" pomyślał Menelaos. ,,Chciałbym mieć pewność, że Helena chciała mnie zobaczyć". Bo on bardzo pragnął zobaczyć ją. Przez ostatnie tygodnie nie miał do tego prawa, więc w pewien dziwny sposób cieszył się, że chociaż z daleka mógł ujrzeć jej śliczną twarz, którą tyle razy całował, i złote włosy, które przeczesywał palcami.

Wszedł do swojego namiotu, gdzie obmył się z krwi i przebrał z żelaznej zbroi w luźną, jasną tunikę. Nie chciał teraz nikogo widzieć i dowiadywać się, co kto myśli o jego żonie i jak odebrał jej obecność podczas bitwy. Wiedział, że do końca tej wojny będzie musiał borykać się z opinią człowieka w nierozwiązanej sytuacji, który może został zdradzony, a może nie, ale w tym momencie pragnął odpocząć.

Niedługo cieszył się samotnością, ponieważ wkrótce do jego siedziby wszedł Odyseusz i opierając się o stolik, rzucił niby od niechcenia:

— Pierwsza bitwa za nami, oficjalnie wykopaliśmy topór wojenny.

— Przygotowania i tak trwały za długo — odpowiedział Menelaos. — Byłem głupi, łudząc się, że rozstrzygniemy to pokojowo. — W tej chwili nie potrafił wprost wspominać o odzyskaniu Heleny.

— Przyszedłem z tobą porozmawiać — dodał Odys po krótkim milczeniu.

— Przecież rozmawiamy. — Usłyszał w odpowiedzi.

— Nie o tym, o czym powinniśmy — stwierdził król Itaki i usiadł obok przyjaciela na dębowej ławie. — Po raz pierwszy od wielu tygodni widziałeś dzisiaj swoją żonę. To musiało być dla ciebie duże przeżycie.

— Aż tak to widać? — Westchnął Menelaos. — Wszyscy już o tym mówią?

— Wszyscy są zbyt zmęczeni, żeby o tym myśleć — pocieszył go Odyseusz. — Najważniejsze jest to, co sam o tym myślisz.

— Nie wiem! — wykrzyknął Menelaos. — Nie wiem, co o tym myśleć! Nie wiem, czy Helena uważa się za moją żonę, czy Parysa, czy naprawdę zostałem rogaczem, czy jednak czeka na mnie, i czy w ogóle będzie chciała wracać do Sparty! Dzisiaj nie wyglądała jak niewolnica.

— Jest królową — przypomniał mu rozmówca. — Powinieneś się cieszyć, że nie została potraktowana w upokarzający sposób.

— Gdyby to zrobili, ukarałbym Trojan — zapewnił król Sparty. — Ale kiedy na nią dzisiaj patrzyłem... Wydawało mi się, że spogląda specjalnie na mnie, że tęskni za mną i czeka, ale może to tylko wyobrażenie, a prawda jest całkiem inna. Widziałeś Helenę. Zajmowała miejsce obok króla Troi, była bogato ubrana... Gdyby sprzeciwiała się Parysowi, nie pozwolono by jej na to! Musiała zgodzić się na związek i ten przeklęty ślub!

Menelaos wstał z ławy i zaczął nerwowo chodzić po namiocie. Odyseusz wpatrywał się w niego zamyślony. Rzadko widywał mężczyznę w stanie takiego wzburzenia i silnych emocji. Tak wyglądał człowiek, który stracił to, co było dla niego najważniejsze.

— Posłuchaj mnie. — Odys wstał i podszedł do towarzysza. — Rozumiem, że jesteś zraniony i niepewny, każdy by był. Pamiętaj jednak, że Helena jest królową Sparty, była wychowana na dworze. Nie miała wpływu na to, że ten człowiek ją porwał, ale mogła zdecydować, co z tym zrobi. Czy opłacałoby się jej wystąpić przeciw Parysowi i skazać się na podrzędną rolę? Oczywiście, że nie. To, że zgodziła się na związek z nim, nie znaczy, że tego pragnie. Jeśli uważasz, że patrzyła na ciebie z miłością, to najprawdopodobniej tak było.

— I uważasz, że powinienem pogodzić się z tym, że Helena żyje z innym mężczyzną i wierzyć, że i tak kocha mnie? — odparł drwiąco Menelaos.

— Tak, to jej też z pewnością jest ciężko! — przekonywał go Odyseusz. — Kiedy wróci z Troi, przez wielu będzie traktowana jak ladacznica tylko dlatego, że chciała przeżyć. Będzie potrzebowała kogoś, kto okaże jej zrozumienie i pokaże, że naprawdę zależało mu na niej, a nie łupach.

Menelaos nie odpowiadał. Oparł się o kij utrzymujący namiot i dysząc, wpatrywał się w podłogę.

— Kocham moją żonę — kontynuował syn Laertesa. — Nigdy nie chciałbym jej zranić. Ale gdybym znalazł się w sytuacji, gdzie jednym z wyjść byłby związek z inną kobietą w godnych warunkach, z możliwością przeżycia i powrotu do rodziny, zacisnąłbym zęby i przystał na to, mając nadzieję, że Penelopa to zrozumie i mi wybaczy.

— Zdradziłbyś swoją żonę? — zdziwił się Atryda. Myśl o tym, że każdy jest zdolny do nielojalności, nie pocieszała go.

— Nie chciałbym tego, mówię przykładami — odpowiedział Odyseusz. — Chcę ci tylko uzmysłowić, że ludzie znajdują się w trudnych sytuacjach i nikt nie potrafi być pewnym, co zrobi w danej chwili.

— Może masz rację — zgodził się Menelaos. — Ale wiem, że dopóki znów nie porozmawiam z Heleną, nie będę miał pewności, czy ona naprawdę chce być ze mną.

— Zatem odbijmy ją, wtedy ona sama ci to powie. — Uśmiechnął się Odys i poklepał go po ramieniu.


Helenos klęczał na marmurowej podłodze w świątyni Apolla. Był to jeden z największych i najpiękniejszych przybytków w Troi. Główna sala była przestronna i otoczona smukłymi kolumnami z głowicami w kształcie baranich rogów[4]. Ściany i posadzka miały jasny, beżowy kolor i zdawały się wręcz lśnić w słońcu przebijającym przez okiennice. Całość zdobiły też freski przedstawiające wydarzenia z życia boga oraz jego święte zwierzęta – delfiny, jastrzębie, łabędzie i jelenie. Na środku sali natomiast wznosił się olbrzymi, piękny posąg boga z wieńcem laurowym na głowie, przed którym teraz modlił się książę Troi.

— Apollonie, który strzelasz z łuku jak nikt inny na świecie i sam zaznałeś kiedyś niedoli bycia pasterzem, zlituj się nad ludem biednym i ochroń bydło jego od wilków[5] — szeptał w uniesieniu, błagając boga o opiekę nad jego ojczyzną oraz wizje mówiące, co powinien robić.

Nagle poczuł, że jego oczy okrywa mgła, a on nie znajduje się już w trojańskiej świątyni, a jakimś dziwnym, dalekim miejscu dostępnym tylko dla niego. Po kilku minutach transu opadł twarzą na posadzkę, a potem podniósł się, z trudem wstrzymując oddech.

W drzwiach wyjściowych zastał kapłana Kalchasa, który popatrzył na niego z troską.

— Jak się czujesz po pierwszej walce? — spytał.

— Żałuję, że do tego doszło, ale skoro tak, musimy bronić naszych granic. Szkoda tylko, że nie wierzę w możliwość zwycięstwa. — Westchnął książę.

— Biedny chłopcze. — Kalchas położył mu dłoń na ramieniu w opiekuńczym geście. — Wojna to nie zajęcie dla ciebie.

— Nie sprawia mi przyjemności zabijanie ludzi, ale potrafię sobie z tym poradzić — uspokoił go Helenos. — Najbardziej martwi mnie to, że uważam naszą sprawę za złą, niewłaściwą. Nie jestem pewien, czy powinienem przelewać krew w jej imię, a zarazem... nie chcę zgubić kraju i rodziny.

— Rozumiem, chłopcze. — Starszy kapłan pokiwał głową. — Wierzę jednak, że jesteś najmądrzejszym z dzieci Priama. Cokolwiek zrobisz, postąpisz dobrze. Powiedz mi jeszcze... Czy Apollo pokazał ci coś?

— Tak. — Młodzieniec pokiwał głową. — Usłyszałem głos mówiący mi, że mury Troi nie runą, póki żyją Hektor i Troilus.

— To najlepsi wojownicy w królestwie — ocenił Kalchas. — Możemy więc spodziewać się zwycięstwa — powiedział, chociaż ton jego głosu brzmiał tak, jakby nie do końca go to cieszyło.


W tym samym czasie młody Eneasz zmęczony po bitwie odpoczywał, spacerując po ogrodach swojej rodzinnej siedziby. Była to jego pierwsza prawdziwa walka, więc wciąż nie mógł ochłonąć po szale bitewnym i pojąć, jak tak prosty chłopak, jak on mógł stanąć przeciw potężnym wojownikom i królom. Czuł się nieswojo z myślą, że pozbawił życia innych ludzi, jakby nie miał do tego prawa i poważył się na coś, o czym powinni decydować tylko bogowie. Ponieważ jednak od dziecka wiedział, że kiedyś stanie do boju i będzie musiał zabijać, nie wstrząsnęło to nim w takim stopniu, by utrudniać codzienność.

Nagle usłyszał czyjeś spokojne kroki. Odwrócił się, przekonany, że to jakaś służąca, zobaczył jednak nieznajomą kobietę ubraną w długi płaszcz. Gdy opuściła kaptur, pojął, że to jego matka, Afrodyta.

— Matko! — wykrztusił na ten widok. Bogini podbiegła do niego i chwyciła go w ramiona.

— Synu! — zawołała, po czym ujęła jego twarz w dłonie i popatrzyła na niego z miłością. — Jak się czujesz? Wszystko dobrze?

— Poradziłem sobie, matko, nawet sam książę Hektor powiedział, że jestem bardzo silny jak na mój wiek — zapewnił Eneasz. Nie odnajdywał się do końca w towarzystwie Afrodyty. Gdy był dzieckiem, ukrywała go na Cyprze, opiekowała się nim i karmiła go, jednak gdy podrósł i potrzebował odebrać prawdziwe wychowanie, zaprowadziła go do trojańskiego domu jego ojca Anchizesa, który miał już nową rodzinę. Początkowo trudno było mu przyzwyczaić się do nowego życia, jednak szybko odnalazł radość w prawdziwie rodzinnym życiu, pokochał ojca, polubił jego żonę i swoje przyrodnie rodzeństwo. Byli ludzcy, tak samo, jak on. Gdy to zrozumiał, matka wydała mu się bardzo odległa i tak już zostało, choć wiedział, że go kocha i jest mu oddana. Kłopot polegał na tym, że Eneasz nie wiedział, czy powinien miłować ją jak matkę, czy wielbić jako boginię.

— Wiem, widziałam to. — Afrodyta spojrzała na niego z czułością w fiołkowych oczach. — O nic się nie martw. Zadbam o ciebie. Choćby to miasto miało stać się ruiną, ty przeżyjesz.

— Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie — odpowiedział Eneasz i odważył się zapytać. — Matko... Dlaczego to uczyniłaś? Dlaczego sprowadziłaś na Troję niebezpieczeństwo? Nie potrzeba nam tu żadnej spartańskiej królowej.

— Słyszałeś historię Parysa, musiałam bronić swojego dobrego imienia — wyjaśniła lekko bogini miłości. — Tobie też powinno na tym zależeć, w końcu wszyscy wiedzą, że jesteś moim synem — Pogłaskała go po włosach. — Pamiętaj też, że zobowiązałam się stać po stronie Parysa i dopiero jego śmierć rozwiąże naszą przysięgę. Ale i tak ty jesteś dla mnie najważniejszy — zapewniła syna i pogłaskała go po policzku. — Dam ci wszystko, co najlepsze, obiecuję. Wielu bogów wspiera Trojan. Niestety, ten zazdrośnik Ares nie chciał mi pomóc, ale porozmawiałam z naszymi synami i postanowili, że Fobos będzie bronił Troi z tobą, a Dejmos zostanie po stronie ojca[6].

— Co? — zdziwił się Eneasz. — Myślałem, że się przyjaźnią.

—I co z tego, i tak jeden drugiego nie zabije. — Wzruszyła ramionami Afrodyta. — A i Dejmos nie podniesie na ciebie ręki, zadbam o to. Ale teraz muszę już iść, synu. Cały czas jednak czuwam. — Ucałowała Eneasza w policzek i rozpłynęła się w powietrzu.


W momencie, gdy Grecy w swoim obozie urządzili pożegnalną ucztę na cześć poległych wojowników, król Priam wyprawił podobną w swoim pałacu. Sam starał się traktować ją jako stypę po zmarłych, podobnie jak jego żona i starsi synowie, ale Deifobos, którego walka nie zmęczyła, a wręcz dodała energii, uznał ją za idealną okazję do picia i zabawy.

— Synu, może powstrzyma się z tym winem — zasugerowała mu w pewnym momencie Hekabe. — Jutro Grecy znów zaatakują, chyba chcesz być gotowy do walki — podkreśliła, co zdziwiło siedzącą nieopodal Helenę. Królowa Troi nigdy wcześniej nie podejmowała ,,męskich" tematów, takich jak polityka czy wojna.

— Matka ma rację — przytaknął Hektor. — Jak masz zamiar walczyć, kiedy będę cię dręczył ból głowy? Nawet jeśli Grecy nie zaatakują, rano prowadzimy zdecydowany trening.

— Do rana daleko — odparł z lekceważeniem Deifobos. — Nalejcie wina! — krzyknął na służbę, a gdy jego życzenie zostało spełnione, stuknął się kielichami z Parysem i wypił wszystko do dna.

,,Jeśli mam do czegoś pecha, to na pewno do braci moich mężów" pomyślała chłodno Helena, która cały czas się temu przypatrywała. Zapewne Agamemnon był zdecydowanie gorszym rodzajem człowieka niż zwykły pijak Deifobos, ale Menelaos nie był w niego aż tak wpatrzony, jak Parys w swojego brata. Bolało ją to, że musi okazywać pozory szacunku mordercy siostrzeńca, jednak wiedziała, że jej mąż nie chce i nie może zerwać kontaktu z własną rodziną, mimo że widział i zauważał złe czyny brata. Natomiast Parys był całkowicie oddany Deifobosowi i zachowywał się, jakby to on był prawdziwym królem Troi. Nieustannie umawiali się na uczty, wyjścia do karczm albo picie, co było o tyle dobre, że nie musiała wówczas znosić towarzystwa narzuconego jej mężczyzny. Miała nadzieję, że dzisiaj też Parys się upije, bo nie zniosłaby go w swojej sypialni po tym, jak ujrzała człowieka, którego uważała za swojego prawdziwego męża.

Miała wyrzuty sumienia, że uległa i oddała się księciu Troi, ale wiedziała, że nie dałaby rady utrzymać pozycji żony i jednocześnie zwlekać z dopełnieniem związku. Parys był w nią zapatrzony, nie wierzyła, by wziął ją siłą, ale zdecydowanie uznałby za dziwne, że nie chce dzielić z nim łoża, skoro powiedziała mu, że go kocha, a on uznał, że drugiej takiej miłości nigdy nie było na świecie. Nie sprawiało jej to przyjemności, ale też nie było szczególnie wstrętne, zdawała sobie sprawę, że wiele kobiet spełnia obowiązki małżeńskie z poczucia powinności i niczego więcej. Chciałaby móc uważać się za jedną z takich nieszczęśliwych żon, czasem jednak dopadały ją wątpliwości, czy swoją postawą nie przypomina bardziej nierządnicy, która oddaje się mężczyznom dla własnych korzyści. Drżała na samą myśl o tym, jak zareaguje Menelaos, gdy będzie musiała wyznać mu prawdę, nie miała zamiaru bowiem go okłamywać.

— W przyszłym tygodniu wyślemy księcia Polidora do Chersenozu. — Jej rozmyślania przerwał głos Hekabe, gładzącej po włosach najmłodszego syna. — Musi być bezpieczny z dala od wojny.

Chersezonezm Trackim władał król Polimestor, który kilka miesięcy temu poślubił Illione, jedną z nieślubnych córek Priama. Aby chronić niedorosłego chłopca przed wojną i zachować go jako ewentualnego następcę tronu, władca Troi poprosił zięcia, by przyjął dziecko pod swój dach.

— Czy nie będzie tęsknił za rodzicami? — wyraziła wątpliwość Helena. Hekabe spojrzała na nią z pogardą.

— Pozwól, że to ja będę decydować o tym, co dobre dla moich dzieci, znam się na tym lepiej niż ty — odpowiedziała chłodnym, a jednocześnie złośliwym tonem. Helena domyślała się, że królowa uważa ją za podłą rozpustnicę, która porzuciła swoją córkę dla kaprysu. Zapewne chętnie pozbyłaby się jej z Troi, gdyby nie było to jednoznaczne z pozbyciem się także Parysa.

— Ja mogę się zajmować Polidorem! — zaoferowała się Poliksena, matka jednak tylko uśmiechnęła się do niej z wyrozumiałością.

W tym czasie do sali weszła młoda służąca i podeszła do księżniczki Laodike, która siedziała przy swoim mężu, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem. Helena zastanawiała się, czy dla tej dwójki rzeczywiście rozwód nie byłby najlepszym wyjściem, ale wątpiła, by mogło to nastąpić z powodu koneksji rodzinnych między małżonkami.

— Muszę na chwilę wyjść, moje służki chcą, żebym je w czymś nadzorowała — powiedziała z pewnym wahaniem Lao. — Nie czekajcie na mnie, później od razu pójdę spać — poprosiła i bardzo szybko wyszła, jakby na uczcie miało spotkać ją coś strasznego.

— Więcej wina dla nas. — Wzruszył ramionami Deifobos i upił kolejny kieliszek. — Strasznie tu cicho, zagraj coś! — zawołał do siedzącego z boku aojda.

— Jesteśmy na stypie, nie wypada — skarcił go ojciec.

— To zagraj coś smutnego, o zabijaniu i morderstwie. — Deifobos obojętnie znów zwrócił się do pieśniarza.

Młody muzyk zaczął rytmicznie uderzać w swoją lirę i jasnym, dźwięcznym głosem śpiewać pieśń o Jazonie i Medei:

— Czarownica wsiadła więc na rydwan Heliosa,[7]

A z niego rzuciła ostatni urok na wiarołomnego

I powiedziała: ,,Nigdy nie znikniesz z mych myśli,

Każdy mój dzień będzie nawiedzany twoim wspomnieniem i zdradą

A więc ja także zostawię po sobie ślady na twojej duszy

I do końca życia będziesz czuł po mnie pustkę."

Heleną wstrząsnął zimny przeraźliwy dreszcz. Miała wrażenie, że słucha nie o dawno zmarłych kochankach z opowieści, a o własnej rozłące, własnej niepewności i własnej pustce. Gdyby potrafiła teraz trzeźwo myśleć, mogłaby pochwalić aojda, że tak trafnie podkreślił, że nieobecność można czuć równie mocno, jak obecność.

— Co się stało? — Parys zauważył jej nagłą bladość i grobowy wyraz twarzy. — Źle się poczułaś?

— Ja... Ta pieśń jest trochę straszna... — wykrztusiła Spartanka, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

— Nie przesadzaj, to tylko pieśń o czasach, które dawno minęły — powiedziała chłodno Hekabe.

— Nie bądź taka oschła, droga żono — poprosił Priam. — Z tego co słyszałem matka... dawnego małżonka naszej drogiej Heleny pochodziła z tego samego rodu, co czarownica Medea. Zapewne ta pieśń obudziła w niej złe wspomnienia.

,,Obudziła, ale nie takie, o jakich myślisz, królu" pomyślała Helena, chociaż ojciec Parysa swoją opiekuńczością i troską o swoje dzieci budził w niej pewną sympatię.

— Przestańcie robić tyle hałasu o jedną pieśń, mnie się bardzo podoba — stwierdził Deifobos głosem zamroczonym już od wina. — A ty, matko, weź ją sobie do serca i przestań wspominać cały czas o dziecku Heleny. — Wskazał palcem na Hekabe. — Skoro ono ma takich przodków, to bardzo dobrze, że nasza piękna bratowa je porzuciła. Przynajmniej jak zacznie wszystkich mordować, Helena nie będzie musiała się za nie wstydzić.

Helenie zrobiło się jeszcze słabiej, miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Czy nie miała podobnych myśli przed małżeństwem z Menelaosem, nie obawiała się, że mogłaby urodzić dzieci, które będą przeklęte jako potomkowie Atrydów i rodu Heliosa, który wydawał dzieciobójców i czarownice? Hermiona nie była wtedy na świecie, a ona sama nigdy nie przypuszczała, że rzeczywiście urodzi dziecko takiego rodu, ale teraz miała wrażenie, jakby po części zdradziła córkę i poparła Deifobosa.

,,Wcale tak nie myślę" przywołała przed oczy obraz córeczki. ,,Jesteś najcudowniejszym dzieckiem na świecie. A jeśli masz być podobna do kobiety z tej pieśni, mam nadzieję, że będziesz po prostu silna i odważna, bardziej niż ja, która jestem tchórzem."


1. ,, Nim przeciwnik zdążył skrzyżować z nim swój miecz, Hektor machnął własnym, a Grek wydał krótki okrzyk i natychmiast padł martwy na piasek." – Protesilaos miał być pierwszą ofiarą wojny trojańskiej i paść z rąk Hektora od razu po przybyciu na ląd.

2. Tanatos – bóg śmierci i jej uosobienie, sługa Hadesa.

3. Makaria – bogini dobrej, błogosławionej śmierci, córka Hadesa i Persefony, jedno z uosobień Tanatosa i być może jego żona/kochanka.

4. ,, Główna sala była przestronna i otoczona smukłymi kolumnami z głowicami w kształcie baranich rogów." – Przyjmuję, że kolumny w tej świątyni były zbudowane według porządku jońskiego, chociaż historycznie powstał on później. Natomiast nie jest to powieść historyczna, więc moim zdaniem mogę tu mieszać elementy z epok, a poza tym ten styl był popularny w Azji Mniejszej, gdzie miała znajdować się Troja.

5. ,, Apollonie, który strzelasz z łuku jak nikt inny na świecie i sam zaznałeś kiedyś niedoli bycia pasterzem, zlituj się nad ludem biednym i ochroń bydło jego od wilków" – Apollo przez jakiś czas miał być pasterzem u króla Admeta.

6. Dejmos i Fobos – synowie Aresa i Afrodyty, towarzyszyli ojcu w walkach.

7. ,, Czarownica wsiadła więc na rydwan Heliosa" – po zabiciu swoich synów i rywalki Medea uciekła do Aten na rydwanie przysłanym przez jej dziadka Heliosa



Ten rozdział ciężko się pisało, chyba święta mnie rozleniwiły, ale w końcu jest i myślę, że domknął wszystkie wątki, więc w następnym będzie przeskok czasowy o dwa lata :)

Modlitwa do Apolla pochodzi ze strony https://apollo-sycylia.pl.tl/, natomiast pieśń o Medei wymyślałam sama, inspirując się piosenką Bartka Królaka z jednych z poprzednich mediów oraz ,,Królem-Duchem" Słowackiego.

Rozdział dedykany kl4rcik w podziękowaniu za masę kochanych komentarzy, a jeśli lubicie historyczne klimaty, to koniecznie zajrzyjcie do niej.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro