Rozdział sześćdziesiąty czwarty. Ile waży koń trojański?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


– Co teraz?(...)

- Opłakujemy poległych(...) A jutro radujemy się z ocalałymi.

Jessica Khoury ,,Zakazane życzenie"


Niszczyliśmy, niszczyliśmy

Czy możemy uczynić to dobrym?

Cóż tym razem spróbuję zrobić to dobrze

To nie jest skończone

Tym razem spróbuję zrobić to dobrze

To nie jest skończone

Ale część mnie jest martwa i pogrzebana.

Ta miłość mnie zabija

Ale ty jesteś tą jedyną

To nie jest skończone

Daughtry ,,It's not over"

https://youtu.be/JGbAZFp8Sc0


Odyseusz spacerował brzegiem trojańskiego morza. Przymykał oczy, przechodząc między małymi kamyczkami i depcząc jasny piasek. Żył w tym miejscu od dziesięciu lat, poznał tę plażę i to otoczenie jak własną ojczyznę. Myślał, że kiedy wróci do domu, będzie mu brak codziennej dawki ekscytacji związanej ze wspólną walką, fortelami, obmyślaniem strategii przeciwko Trojanom. Zatęskni za spędzaniem czasu ze swoimi towarzyszami broni. Życie na Itace, spokój i ciepło domowego ogniska wydadzą mu się nudne i zbyt proste. Ale podobno mądry człowiek wszędzie znajdzie sobie zajęcie.

Podniósł głowę i spojrzał za horyzont. Miał przed sobą niebo i morze, oba tak błękitne, że prawie mieszały się ze sobą. A gdzieś daleko za tym wszystkim była jego wyspa. To tam miał swoje miejsce, nie tu. Czas wracać do domu.

— Potrzebujesz pomocy, mądry człowieku?

Usłyszał za sobą wysoki kobiecy głos. Gdy się odwrócił, zobaczył przed sobą smukłą damę w zbroi z brązu. Ciemnokasztanowe włosy miała związane z tyłu, a zielone oczy patrzyły śmiało i dumnie. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że gdzieś już widział tę twarz, ale nie w cielesnej, pięknej formie... a jako marmurowy pomnik.

— Bogini Atena? — wydusił.

— To ja. — Uśmiechnęła się lekko kobieta. — Miło, że mnie poznałeś.

— Jak miałbym nie rozpoznać tak wielkiej bogini? — Po początkowej niepewności Odyseusz poczuł nagły przypływ pewności siebie i postanowił oczarować Atenę. — To dla mnie zaszczyt, że mogę cię widzieć, pani.

— Znam twoje gierki, ale je lubię, więc możesz mówić dalej — zaśmiała się córka Zeusa. — Nie dziwię się zresztą, że mnie rozpoznałeś. Przez te dziesięć lat byłam przy tobie bez przerwy, chociaż nie mogłeś zobaczyć mojej twarzy. Ale uważam, że zasługujesz na tę łaskę.

— To wielka łaska — potwierdził Odys. — Widzę, że przyzwała cię kradzież posągu.

Odważył się zażartować, chociaż nie wiedział, czy wolno się tak odzywać do bogini. Atena jednak odpowiedziała mu jeszcze szerszym uśmiechem.

— Można tak powiedzieć. Od początku wojny byłam po waszej stronie, ale dzięki waszej wyprawie do Troi, miasto mogły opuścić wszelkie moje łaski. Teraz jesteśmy blisko zwycięstwa.

— Mam taką nadzieję, pani. Ta wojna jest męcząca.

— Z pewnością, chociaż jest też okazją dla wykazania twoich zdolności. I właśnie o tym chcę porozmawiać. Przespacerujemy się? — Atena wyciągnęła rękę przed siebie, wskazując Odysowi, żeby szedł do przodu. — Jesteś jednym z najmądrzejszych ludzi, jakich ta ziemia nosiła. Jesteś moim ulubionym śmiertelnikiem. Toteż się dziwię, że jeszcze nie wpadłeś na pewien pomysł.

— Jaki, pani? — Odyseusz nie czuł się ani trochę urażony taką sugestią. Przeciwnie, ogarniała go duma, że został tak wychwalony przez boginię mądrości.

— Nie pamiętasz, co powiedziałeś, kiedy Achilles zgodził się pojechać z wami? — spytała Atena i westchnęła za zmarłym wojownikiem. — Miecze są ważne, ale ważniejszy jest rozum. Samą siłą nie wejdziecie do Troi.

Odyseusz przystanął i przyjrzał się bogini. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, jednocześnie kpiący, tajemniczy i ciepły. Jakby chciała mu coś powiedzieć, ale wolała, żeby sam do tego doszedł, bo wierzyła w jego umiejętności.

— Mam wymyślić fortel, żebyśmy weszli do Troi? Wszyscy, cała armia? — upewnił się. W przypadku dwóch mężczyzn nie był to taki kłopot, ale trudno przebrać tysiące Greków za żebraków.

— Potrafisz to — zapewniła Atena. — Nie zawiedź mnie — dodała miękko i rozpłynęła się na jego oczach.

Następne kilka dni Odyseusz spędził na rozmyślaniach, co chciałaby przekazać mu Atena i jak doprowadzić działania wojenne do końca. W nocy przewracał się z boku na bok, a potem miał fantastyczne sny, pełne bogów, walk i magicznych stworzeń. Czytał od początku wszystkie listy od żony, żeby zmotywować się do powrotu do domu, ale też wierząc, że jej inteligencja i zdrowy rozsądek wskażą mu drogę. W końcu po kilku dniach poprosił o zebranie wszystkich dowódców w namiocie Agamemnona.

— Sama walka nic nam nie da. Jak widać, nawet po śmierci Hektora Trojanie są bardzo potężni — wyjaśnił. — Żeby mieć szanse, musimy najpierw wejść do miasta, używając sprytu, i dopiero wtedy pozwolić sobie na rozwiązania siłowe.

— I jak masz zamiar użyć tego sprytu? Konkrety — dopytywał Agamemnon.

— Ogłosimy Trojanom, że się poddajemy i wracamy do Grecji. W ramach pojednawczego daru ofiarujemy im jakąś drewnianą konstrukcję, coś na tyle dużego, żeby większość naszego wojska mogła się w nim skryć. W ten sposób wjedziemy do miasta. Zapewne Trojanie z racji zwycięstwa wyprawią ucztę i się upiją, a gdy zapadnie noc, my wyjdziemy z konia, wpuścimy resztę do miasta i zaatakujemy.

Achajowie z ciekawością wpatrywali się w króla Itaki. Ich plan wydawał im się szalony – w końcu przez całą wojnę żyli myślą, że do Troi można wejść jedynie siłą. Ale siła zawiodła, więc może rzeczywiście warto zaufać rozumowi?

— To bardzo mądry pomysł. — Pierwszy powstał Menelaos. — Gdy wejdziemy do grodu, nie będzie już można nas powstrzymać.

— Też uważam to za rozsądne zakończenie — zgodził się Agamemnon. — Trzeba wydać niewolnikom rozkaz budowy ,,daru".

— Ja także się zgadzam — powiedział Nestor. — Ale trzeba zdecydować, co właściwie im ,,podarujemy".

Helenos stał przy samym wejściu do namiotu. Mimo że przebywał w obozie już od jakiegoś czasu i znalazł tu innych Trojan, wciąż czuł się tu nie do końca na miejscu, nie w swoim świecie. Niedawno był księciem i prawie został następcą tronu, teraz stał się cudzoziemcem i przybyszem, któremu okazano łaskę. Ale on chyba nigdy nie pasował do życia dworskiego. Teraz jednak zapragnął zabrać głos.

— Konia. Gdy Parys odmówił wydania Heleny, moja siostra widziała wielkiego konia w Troi, który miał przynieść nam zgubę. Dlaczego nie posłuchać bogów?

— Z tego, co słyszę, to twoja siostra uchodzi za wariatkę, ale w końcu ludziom twojego ojca nie ma co ufać, więc my możemy zaufać jej — odparł Agamemnon, uderzając palcami w stół.

— Ważny jest też budulec — stwierdził Diomedes i spojrzał na Helenosa. — Czy w Troi macie jakieś święte drzewa?

— Chyba takie jak wszędzie — odpowiedział Helen.

— Myślę, że dobrym pomysłem będzie jodła — zaproponował Antenor. — Drzewo Posejdona i Artemidy, a te bóstwa zawsze wiązano z naszym miastem... — Zamilknął na chwilę, gdy uświadomił sobie, że przecież opuścił i zdradził to miasto. Ale skoro zaczął misję, miał zamiar ją dokończyć. — Priam zapewne potraktuje to jako ofiarę i postawi w centrum miasta. Łatwo nam będzie od razu zaatakować.

— Dobry pomysł — zgodził się Agamemnon. — Zatem budujmy konia trojańskiego.

Po kolejnych rozmowach i ustaleniach Grecy zaczęli opuszczać namiot, ale król Myken zatrzymał jeszcze Kalchasa.

— Wiem, że czasem bywam zgryźliwy i nieprzyjemny, ale naprawdę cię szanuję i doceniam twój wkład w wygranie wojny — zapewnił. — Chciałbym zaproponować ci, byś udał się ze mną do Myken i został nadwornym wieszczem.

Kalchas uniósł brew i przyjrzał się Agamemnonowi. Król miał na sobie ciemną zbroję, która podkreślała jego atletyczną budowę ciała i potęgowała uczucie grozy i mocy, gdy patrzyło się na Atrydę. Ale na Kalchasie nie robiło to wrażenia.

— To zaszczyt, królu, ale muszę odmówić. Po wojnie udam się do Argos razem z moim zięciem. Muszę pilnować córki i dbać, aby nie działa się jej krzywda. Jest tam też moja żona.

— Żonę możesz sprowadzić, a córka jest dorosła, poradzi sobie! — zawołał Agamemnon.

— Wybacz, panie, ale tobie akurat nie będę dowierzał w kwestii wychowywania dzieci — zadrwił Kalchas.

— Jeśli chodzi o te opowieści o mojej córce Ifigenii, to chciałem złożyć ją w ofierze wyłącznie w imię miłości do ojczyzny. Bogowie docenili to, uratowali Ifigenię i uczynili ją kapłanką Artemidy.

— Być może, ale pozwól, panie, że ja sam będę decydował o moim życiu, nie jestem w końcu niewolnikiem. Moim obowiązkiem jest czuwanie, aby moja córka nie została skrzywdzona przez męża — podkreślił Kalchas i wyszedł z namiotu.

Agamemnon usiadł na łożu i zamyślił się. Drwił z ludzi, którzy bezkrytycznie słuchali bogów, ale wierzył w sny i przepowiednie. W jego przypadku większość się sprawdzała. Gdy był młodzieńcem, jakaś wyrocznia zapewniła go, że odzyska tron ojca i zostanie wielkim władcą i tak się stało. Gdy na świat przyszła Ifigenia, od razu wezwał kapłanów Apolla, a ci orzekli, że dziewczynka ,,znajdzie się daleko od domu" i przecież mieli rację. Wierzył, że sprawdzi się to też w przypadku jego pozostałych dzieci – Elektra miała zapisać się na kartach historii, Orestes zostać wielkim władcą i dokonać czegoś, o czym jeszcze nikt nie śnił, a Chrysotemis ,,zawsze dbać o innych i czuwać nad nimi".

,,Potrzebuję wieszcza w Mykenach na stałe" myślał, opierając głowę na rękach. ,,Kalchas nie chce, a Helenos obiecał już, że zostanie zarządcą Neoptolemosa... Ale co jeśli jego siostra naprawdę nie jest wariatką i jej przepowiednie się sprawdzają? Może powinienem znaleźć dla niej miejsce u siebie...".

— Śpisz? — zapytała cicho Kreuza do leżącego obok męża.

Eneasz odwrócił się w jej stronę i pogłaskał ją po policzku. Jego żona była delikatną, słodką dziewczynką, która po kilku latach małżeństwa nadal przypominała tę piętnastolatkę, którą poprosił o rękę. Chciał ją ochraniać przed całym światem i nic nie przerażało go tak jak to, że mogłoby się to nie udać.

— Nie, kochanie. Myślę.

— Ja też. — Kreuza przytuliła się do niego i oparła głowę na jego podbródku. — Życie wydaje mi się nie do zniesienia. Ile ta wojna ma jeszcze trwać? Staram się być dobrą córką i siostrą, ale coraz bardziej mam ochotę zbuntować się przeciwko temu, że większość mego życia spędziłam w cieniu brutalnej wojny, która zabrała mi tylu bliskich.

— Przykro mi, kochanie. Przykro mi, że to przez mą matkę... — Głos Eneasza zadrżał.

— Nie myśl tak. Parys nie musiał się zgadzać na odebranie komuś żony. A ojciec nie musiał przyjmować Heleny, a potem zmuszać ją do kolejnego ślubu.

Eneasz objął plecy ukochanej i przycisnął ją mocniej do siebie. Nie potrzebował jej tego powtarzać, bo ona wiedziała – czuli bardzo podobnie. Oboje pochodzili z rodzin zamieszanych w wywołanie tej wojny, sami tego nie chcieli, ale żyli w poczuciu winy i przytłoczeniu tym.

— Jestem nieszczęśliwa. To znaczy... Cieszę się, że mam ciebie i mogliśmy spędzić te lata razem, że urodził nam się syn i on jest światłem mojego życia... Ale w sytuacji mojego rodu nie ma teraz nic dobrego. Ojciec nie daje sobie przemówić do rozumu i tylko powtarza, że bogowie ocalą Troję. Matka całkowicie się od niego odwróciła i oddała się żałobie po Parysie i Hektorze. Ale wcale jej się nie dziwię. Była zdradzana i odrzucana przez tyle lat, że nie dziwię się jej niewierze, że bliskość z ojcem mogłaby dać jej pociechę. Helenos odszedł, Laodike zajmuje się swoimi sprawami i udaje, że nie ma wojny, Deifobos pije i szaleje, a Kasandra chyba też nie umie wybaczyć tego, że ojciec doprowadził do śmierci Hektora i Troilusa. Przestaliśmy być rodziną. Jesteśmy grupą obcych ludzi, których łączy tylko krew.

— Nie będę zaprzeczał, kochanie, bo wiem, że wydarzenia w twojej rodzinie nie są dobrym wzorem — westchnął Eneasz. — Mogę ci tylko powiedzieć, że masz mnie i Askaniusza i my zawsze będziemy dla ciebie prawdziwą, kochającą rodziną. Będę cię chronił do śmierci. A kiedy umrę, będę cię chronił z zaświatów.

— Albo ja umrę pierwsza i będę chroniła ciebie — uśmiechnęła się smutno Kreuza i pocałowała go lekko.

Eneasz wiedział, że nie ma sensu temu zaprzeczać, więc tylko wzmocnił uścisk i schował twarz we włosach żony. Modlił się w duchu, by bogowie dbali o Kreuzę i nie pozwolili jej skrzywdzić.

Myślał też o matce. Nie potrafił zapomnieć o tym, że przyczyniła się do wybuchu wojny i skazała Helenę na niewolę. A jednak porównując ją z rodzicami Kreuzy, musiał przyznać Afrodycie pierwszeństwo. Od urodzenia kochała go i otaczała łaskami, a przez całą wojnę dbała, by nic mu się nie stało, wiedział o tym. Wiedział, że zrobi wszystko, aby ocalić jego i tych, na których mu zależy. Życzył sobie, aby wkrótce pojawiła się tu ponownie i mógł jej powiedzieć, że naprawdę ją kocha.

Helena siedziała w kobiecej komnacie dziennej i wyszywała, ignorując to, że Trojanki rzucały jej niechętne spojrzenia i od czasu do czasu rzucały sugestie o niewiernych żonach i wyrodnych matkach. Każdy dzień realnie przybliżał ją do powrotu do domu. Niedługo znajdzie się w Sparcie i to wszystko, co zdarzyło się w Troi, będzie wspominać jako zły sen. Udowodni, że naprawdę kocha swego prawdziwego męża i dziecko. Serce biło jej z radości na tę myśl.

Nagle do środka wpadła Laodike i zawołała wesoło:

— Ludzie! Grecy się poddali, poddali!

Trojanki zerwały się ze swych miejsc i podbiegły do księżniczki, ale Helena nie ruszała się z fotela. Nie przyswajała do siebie usłyszanych słów. Jak to Grecy się poddali? Przecież Menelaos i Odyseusz nie zostawiliby jej na łasce Deifobosa. Może doszło do jakiegoś porozumienia i Priam zgodził się na oddanie jej, a Agamemnon zrezygnował z podbicia miasta, tylko Laodike wszystko przekręciła? Podniosła się i ruszyła za kobietami do sali tronowej.

Priam siedział na tronie, a przy nim stała ubrana na czarno Hekabe i tuliła do siebie Deifobosa, powtarzając: ,,Przynajmniej ty mi zostaniesz".

— Panie, czy... — zwróciła się Helena do króla, ale ten ją uprzedził.

— Grecy wysłali posłańców pod bramę. Powiedzieli, że mają już dość zmagań i rezygnują z walki. W geście poddania przesyłają nam podarek. Chodźmy go zobaczyć.

,,Nie zrezygnowaliby ze mnie" myślała Helena, drżąc na całym ciele. Miała wrażenie, że to tylko sen, za chwilę obudzi się i nadal będzie miała swoją nadzieję. Bezwiednie podążała jednak za resztą Trojan.

Na środku grodu stał duży drewniany koń zbudowany z ciemnobrązowego drzewa. Był większy niż większość trojańskich domów i mimo prostoty wykonania, zdecydowanie przyciągał uwagę.

— Ludu! — zawołał Priam. — Bogowie naprawdę nam sprzyjają! Grecy zrozumieli swoje błędy i odstąpili od walk, a ten koń na wieki pozostanie symbolem naszego triumfu i łask.

Helena nie reagowała na uniesienia teścia, triumf jej narzuconego trzeciego męża czy szeptania trojańskich kobiet. Jej uwagę zwrócił tylko krzyk Kasandry, która nagle wybiegła z pałacu i zaczęła rozpaczliwie wołać:

— Nie przyjmujcie tego, nie przyjmujcie, zgubicie siebie i nas!

Helena skierowała się w jej stronę. Teraz musiała trzymać się jedynej osoby, która była tu dla niej życzliwa i sama dać jej wsparcie. Ale królowa Hekabe chwyciła ramię córki i kazała odprowadzić ją do pałacu.

— Ona może mieć rację, panie — powiedział Laokoon, jeden z kapłanów Apolla w mieście. — Ten koń może stanowić jakiś podstęp. Obawiam się Danaów, nawet gdy niosą dary[1].

Wszyscy go zignorowali. Laokoon nie cieszył się szacunkiem w Troi, gdyż w młodości ślubował celibat, a potem złamał go, żeniąc się z jedną z córek możnych i płodząc z nią dwóch synów.

Osamotniona Helena podeszła do konia. Obchodziła go dokładnie, głaskała gładkie drewno i pukała w nie. Powtarzała sobie, że może Laokoon ma rację i Grecy wcale nie odpłyną, znajdą sposób, żeby wejść do miasta. Przecież jej mąż i jej przyjaciele nie mogli jej porzucić. Nie można walczyć o kogoś dziesięć lat i nagle o nim zapomnieć. Menelaos jej nie opuścił, a Odyseusz obiecał jej, że ją uwolnią.

— Powiedzcie, że tu jesteście! — szeptała, uderzając rękami w konia. — Błagam, nie zostawiajcie mnie!

Wtedy podszedł do niej Deifobos i brutalnie ścisnął ją za ramię. Syknęła z bólu, ale nikt tego nie usłyszał.

— Nie rób z siebie wariatki, jedna Kasandra wystarczy — upomniał ją autorytarnie książę. — Pewnie jesteś załamana, że twój mąż się tobą znudził, ale spokojnie, ja nadal mam na ciebie ochotę.

Helena wzdrygnęła się z obrzydzenia. Najwidoczniej Afrodyta nie dotrzymała swojej obietnicy albo jej czary się skończyły. Teraz ona została wydana na łaskę i niełaskę tego brutala. Wszystko straciło sens. Śmierć poległych poszła na marne. Jej mąż się jej wyrzekł, jego uczucie nie przetrwało. Nigdy już nie zobaczy swojego dziecka, do śmierci będzie tu uwięziona...

,,Nie, nie pozwolę na to" postanowiła sobie. ,,Skoro nie mam już nic do stracenia, zawsze mogę spróbować uciec. Kara od bogów nie będzie gorsza niż życie z Deifobosem. W ostateczności zabiję jego lub siebie" mówiła w myślach, gdy ,,małżonek" ciągnął ją w stronę pałacu.

Do późnej nocy Trojanie ucztowali i pili w pałacu, ale także w prywatnych domach. Zapomniano o żałobie i utraconych bliskich. Teraz dni rozpaczy i niebezpieczeństwa się skończyły. Jutro wszyscy wstaną i powitają pierwszy dzień pokoju, w którym nie będą musieli bać się o siebie i swoje rodziny. Znowu zacznie się praca dla samych siebie, beztroskie zabawy i zwyczajne układy polityczne. Nikt już nie zginie przez tę rozpustną kobietę ze Sparty.

Tymczasem Grecy siedzieli ściśnięci w drewnianym koniu i wyczekiwali nadejścia nocy.

— Księżyc jest już na niebie — powiedział Tersandros, który wspiął się i wyjrzał przez końskie oczy. — Wydaje się, że w domach światło zgasło.

— Nawet jeśli nie, Trojanie będą zbyt pijani, żeby mieć z nami szanse — odparł Agamemnon. — Wychodzimy... — zarządził.

Wojownicy powoli zaczęli opuszczać konia. W rękach już dzierżyli miecze, ponieważ trudno było sobie wyobrazić, że odgłosy nie obudzą ludzi mieszkających najbliżej. Tak się też stało. Wszyscy Hellenowie nie zdążyli jeszcze opuścić konstrukcji, gdy z trojańskich domów zaczęli wybiegać zaspani mieszkańcy.

— Na Zeusa! — Rozległy się głosy. — Grecy!

— Tak, to my — prychnął Agamemnon, chociaż prawdopodobnie nikt go nie usłyszał. — Zawsze doprowadzam swoje sprawy do końca.

Wyrwał z ręki jednego ze stojących obok żołnierzy pochodnię i cisnął nią w pierwszy lepszy dom. Nie zważając na piski i krzyki Trojan oraz ich wzywanie pomocy ze strony pałacu, zwrócił się do swoich ludzi:

— Wy otwórzcie bramy. A my atakujemy. Od dzisiaj to miasto należy do mnie.

,,Przypadkowi, niewinni ludzie nie powinni ginąć. Już lepiej będzie zabrać ich jako zakładników do Grecji i pozwolić ułożyć sobie życie na nowo" pomyślał Menelaos, ale teraz nie miał siły o to walczyć. Liczył, że Odyseusz i Diomedes, któremu na pewno zależało na uczuciach żony, zajmą się tym i nie dopuszczą, by Agamemnon urządził tu jedną wielką rzeź. On teraz potrafił skupić się tylko na odzyskaniu Heleny. Z drewnianego konia słyszał rozmowę kobiety z Deifobosem, a wiedząc już o ,,upodobaniach" księcia, krew wrzała w nim na myśl, że Helena miałaby zostać przez niego tknięta. Musiał ją uratować.

Hałas za oknami obudził Eneasza i Kreuzę. Gdy otworzyli oczy, ujrzeli za oknami płonące i zawalające się domy oraz uciekających ludzi. Nawet dało się słyszeć ich krzyki i płacz oraz dźwięki bitewnego oręża.

— Co na bogów... — wydusił mężczyzna, gdy w nogach łóżka zauważył swoją matkę.

— Grecy weszli do Troi. Do rana po tym mieście nic nie zostanie — powiedziała Afrodyta.

— Jak to, przecież się poddali... — szepnęła Kreuza, okrywając się szczelniej kołdrą. Drugi raz w życiu miała przed oczami ,,teściową" i nie czuła się pewnie w jej towarzystwie.

— Cały czas tkwili w drewnianym koniu. To był podstęp, pewnie podsunęła go im ta suka Atena — wyjaśniła Afrodyta. — Nie ma czasu na spekulacje. Musicie uciekać z miasta. Natychmiast.

Małżonkowie zgodnie z jej słowami wyskoczyli z łóżka i pośpiesznie zaczęli nakładać na siebie dzienne ubrania. Kreuza pomyślała, że nawet gdyby wdziała na siebie kilka futer, i tak byłoby jej zimno ze strachu i zgrozy.

— Wskażę wam drogę do miejsca, gdzie założycie własne państwo, nowy lud, który będzie nową Troją — oznajmiła Afrodyta. — Budźcie domowników, zabierzcie ze sobą, kogo się da i uciekajcie. — Podeszła do Eneasza i położyła mu rękę na ramieniu. — Powiedziałam, że ty musisz żyć.

Eneasz skinął głową i pocałował matkę w czoło, po czym pobiegł obudzić ojca, służbę i swoją drużynę. Kreuza udała się do pokoju Askaniusza.

Wyszli z domu tylnymi drzwiami. Ich serca ścisnęły się jeszcze większą trwogą. Ich dzielnica nie sprawiała jeszcze tak złego wrażenia, ale domy biedoty płonęły, a ludzie nerwowo biegali po grodzie, tratując się nawzajem. Eneasz wziął pod ramię ojca, który w ostatnich latach, po śmierci swej żony, bardzo się postarzał i pogarbił. Kreuza szła obok niego, trzymając za rękę synka. Po drugiej stronie Anchizesa znajdowała się jego córka Hippodameją, która dwa lata temu wyszła za swojego kuzyna Alkatusa i trzymała teraz na rękach rocznego chłopca.

— Musimy dotrzeć do pałacu i uratować jak najwięcej członków naszej rodziny — postanowił Eneasz. — Nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie spróbował.

Gdy znaleźli się jednak bliżej pałacu, wybiegła z niego Medesykasta. Towarzyszyły jej dzieci oraz kilka trojańskich dam i dwórek. Wszystkie miały rozwiane włosy i podarte suknie.

— Grecy otoczyli już pałac — wydusiła księżniczka, z trudem łapiąc oddech. — Zabrałam tylu ludzi, ilu zdołałam i uciekliśmy. Nie zdołałam znaleźć ojca i reszty naszego rodzeństwa. — Spojrzała na Kreuzę. — A do pałacu nie da się już wejść, chyba że chcesz zginąć z greckiej ręki. A to wszystko przez to, że pewien bastard nie potrafił opanować pewnej części swego ciała... — Prawie splunęła z obrzydzenia.

— Nie ma czasu na szukanie winnych... — westchnął Eneasz. — Skoro nie da się wejść do pałacu, musimy uciekać z miasta, a po drodze złapać tylu ludzi, ilu się da, i zaprowadzić ich do wolności...

— Ale moi rodzice, Andromacha i Astianaks... — wykrztusiła Kreuza.

— Może udało im się uciec inną drogą i się spotkali — uspokoiła ją przyrodnia siostra. — Chodź.

Biegli w stronę bramy, po drodze ratując jeszcze kilkudziesięciu ludzi, a Afrodyta, widziana teraz tylko przez Eneasza, wskazywała im drogę. Syn żałował, że nie może jej uściskać i podziękować. To ona po części doprowadziła do tej zagłady, ale teraz udowodniła, że naprawdę go kocha i chce ocalić.

— Gdzie mama? — zapytał w pewnym momencie mały Askaniusz.

Eneasz rozejrzał się nerwowo. Rzeczywiście, Kreuza zniknęła. Musiała przypadkiem puścić rączkę syna i zaginąć w tłumie innych uciekinierów, którzy biegali w okropnej panice i nie słuchali jego nawoływań, by dać się prowadzić. Po chwili zauważył na ulicy bezwładne ciało żony. Rzucił się do niego z płaczem.

— Stratowali ją... — przyznała ze smutkiem Afrodyta i uklękła przy synu, który tulił teraz do siebie tracącą oddech ukochaną.

— Przepraszam, że byłam taka słaba... — Kreuza oparła się na ramieniu męża. — Nie chciałam, żebyś przeze mnie cierpiał.

— Nie będę! — zawołał Eneasz. — Gdy stąd wyjdziemy, znajdę sposób, żeby cię uleczyć...

— Już za późno. — Pokręciła głową Kreuza. — Musisz iść, inaczej narazisz wszystkich. Musisz opiekować się naszym dzieckiem i naszym ludem... Być prawdziwym przywódcą... — Uśmiechnęła się.

— Jak mam to robić bez ciebie?

— Będę się opiekować tobą z Hadesu. Tak jak przyrzekłam. — Księżniczka z trudem uniosła głowę i pocałowała go. — Teraz idź. Spotkamy się w zaświatach. Ale nie przychodź tam zbyt szybko — poprosiła i opuściła głowę. Jej serce przestało bić.

— Nie! — krzyknął w noc Eneasz.

Afrodyta zmusiła go do oderwania się od zwłok żony i powstania.

— Wiem, że spotkała cię tragedia i nigdy nie wybaczę sobie, że to ja do tego doprowadziłam. Ale Kreuza ma rację. Tam jest cała rzesza Trojan, która czeka na twoje przywództwo. Twój ojciec, który się starzeje i cię potrzebuje. Twój syn, który bez ciebie nie przeżyje... — mówiła i głaskała go po słowach.

Nadal zapłakany Eneasz niechętnie udał się w stronę swojej drużyny. Podtrzymywał go jedynie delikatny dotyk matki i świadomość, że Kreuza nie darowałaby mu, gdyby opuścił jej lud i jej dziecko.

— Gdzie mama? — powtórzył Askaniusz, gdy zobaczył ojca. Odpowiedziało mu chlipanie Eneasza. Hippodameja wzięła bratanka pod drugą rękę i przyciągnęła do siebie.

Pozostawiony samotnie Anchizes osłabł i padł na kolana. Drżał i z trudem łapał oddech. Nie zostało już w nim nic z mężczyzny, który urzekł boginię piękności.

,,Nie uratowałem Kreuzy, ale ich muszę" powiedział do siebie Eneasz, podniósł ojca i wsadził go sobie na plecy. W takim stanie prowadził Trojan ku wyjściu.

Gdy znaleźli się już za murami, na tyle daleko, by mieć pewność do swojego bezpieczeństwa, Eneasz podniósł wzrok na powoli znikające miasto. Jego ojczyzna odchodziła na zawsze.

— To było piękne królestwo... — westchnął z nostalgią Anchizes. — Drugiego takiego nie będzie. Troja odeszła do krainy cieni.

Eneasz oparł się na ramieniu matki, co wyglądało, jakby miał zaraz upaść. I tak się czuł. Stracił siły do wszystkiego. Jego najdroższa zginęła w straszliwy sposób i nie będzie mu dane jej nawet pochować. Wielu z jego przyjaciół i krewnych nie dożyje ranka albo trafi do niewoli. W czym on był lepszy, że dano mu żyć?

— Musisz iść dalej — szepnęła Afrodyta i przytuliła go do siebie. — Nie wiem, czy dbasz o mnie, ale im jesteś potrzebny.

Eneasz zerknął na grupę ludzi, pozbawionych domu i całego dorobku życia. Ludzi, którzy teraz zależeli tylko od niego i naprawdę wierzyli, że zaprowadzi ich ku lepszej przyszłości.

— Zrobię to — wyszeptał do matki. — Nigdy nie ulegnę.

Afrodyta pogłaskała po włosach i pocałowała w czoło.

— A ja ci pomogę. Ale teraz muszę na chwilę zniknąć i zająć się jeszcze czymś innym. Zmierzajcie ku świątyni Demeter. Tam znowu się spotkamy — obiecała i rozpłynęła się w powietrzu.

Eneasz odwrócił się w stronę swojej ,,świty". Uniósł głowę z dumą i popatrzył na ojca.

— Miasto to tylko mury i cegły. My jesteśmy Troją. Znajdziemy nowe miejsce i zaczniemy wszystko od początku.

Neoptolemos stwierdził, że chociaż odgłosy walki i konania są przerażające, jest w nich też coś kojącego. Gdy znajdował się na polu bitwy, zapominał o wszystkim, o tym, kim jest, o własnych wyrzutach sumienia i że widział rzeczy, których czternastolatek nie powinien widzieć. Powtarzał sobie, że gdy wbija komuś miecz w serce i pozbawia go życia, jest panem śmierci. Jest prawie równy bogom.

Śmiałym krokiem wszedł do świątyni Artemidy, by zebrać łupy i zawieźć je do swojego nowego królestwa. Obiecał Helenosowi, że ocali jego rodaków, ale nie miał zamiaru dotrzymywać tej obietnicy.

W środku znajdywała się tylko jedna kapłanka. Wyglądała na jakieś osiemnaście lat, miała jasną, okrągłą buzię i lśniące długie włosy. Neoptolemos widywał ją czasem na murach i od razu rozpoznał w niej najmłodszą córkę Priama.

,,Idealna ofiara za śmierć ojca. Niech odpowie za czyny brata" powiedział do siebie w myślach, zbliżając się do kapłanki.

— Nie macie prawa atakować świątyni! — krzyknęła księżniczka Poliksena.. — Artemis was za to przeklnie!

— Bogowie przeklinają tych, którzy nie mszczą swoich rodziców — odpowiedział jej Neoptolemos. Wyraz żądzy mordu w jego oczach musiał dać dziewczynie do zrozumienia, co ma zamiar jej zrobić.

— Nie zabiłam go. Nawet go nie znałam. Nie chciałam tej wojny — szepnęła kapłanka i cofnęła się w stronę ołtarza.

— Ja też nie chciałem, a mimo to uczestniczę w tym wszystkim. A byłem tylko niewinnym chłopcem — zadrwił Neoptolemos. — Niewinna kapłanka to idealna ofiara.

Wtem Poliksena wyjęła zza pleców nóż. Syn Achillesa cofnął się w lekkim przestrachu, ale księżniczka nie wycelowała ostrza w niego, a wbiła sobie w serce, po czym padła na ołtarz Artemidy. Niewinna ofiara dla bogini.

Priam klęczał w pałacowej kapliczce przed pomnikami Zeusa i Hery i modlił się, aby ocalili miasto. Nadal wierzył, że bóstwa mu sprzyjają i jakimś cudem Grecy zostaną wyparci z Troi. W końcu jego ocalony syn nie zgubiłby ich, przywożąc ze sobą córkę najwyższego z bogów.

Hekabe weszła do kaplicy i stanęła obok męża. Spojrzała na niego surowo.

— Bogowie pomagają tym, którzy próbują radzić sobie sami. Musimy jakoś stąd uciec. — Potrząsnęła jego ramieniem. — Może uda nam się wyjść z miasta. Popłyniemy do Tracji, do twojej córki. Zobaczymy syna Parysa... — prosiła.

Nie kochała tego człowieka i obwiniała go o zniszczenie jej życia. Może gdyby poślubiła przeciętnego Trojanina, nigdy nie zmagałaby się ze zdradami małżonka ani ze śmiercią dzieci. Ale przysięgała Priamowi przed bogami i gdy stanęła przed wyborem, nie potrafiła zostawić go samego.

— Nie opuszczę mojego miasta. — Mąż skierował na nią błędne oczy. — Wolę zginąć razem z nim. Ale wierzę, że bogowie nas ocalą.

— Cóż, ja wolę starać się o to sama. — Wzruszyła ramionami i królowa i wybiegła z kapliczki.

Była za filarem, gdy zauważyła, że do środka wchodzi grupa greckich rycerzy. Mieli na zbrojach symbole Ftyi, królestwa, z którego pochodził słynny Achilles. Prowadzący ich młodzieniec musiał być jego synem.

— Proszę, proszę... — Rozległ się głos chłopaka. — Król Priam na klęczkach?

Hekabe obserwowała, jak jej mąż wstaje i rozkłada ręce przed młodym księciem.

— Zawsze słuchałem woli bogów. I będę jej słuchał do końca — powiedział Priam.

— Ja ją wykonam — odparł drwiąco Neoptolemos i pchnął króla mieczem. Priam jęknął i bezwładnie opadł na posadzkę.

Hekabe zadrżała. Widok, który ujrzała, był straszny i przejmujący – młody, dojrzewający człowiek zabijający starca. Nie miała jednak czasu na żałobę po Priamie. Po co zresztą miałaby rozpaczać po kimś, kto nie pozwolił jej się kochać i zdradzał ją tyle lat? Teraz tym mocniej pojęła, że Priam był dla niej nikim. Musiała szybko stąd uciec, żeby syn Achillesa jej nie zauważył. I musiała uratować swe dzieci.

Menelaos i Odyseusz nie brali udziału w rzezi. Gdy chaos walk rozpoczął się na dobre, skierowali się w stronę pałacu Priama, a konkretnie części przeznaczonej dla kobiet.

— Bierz z komnat, co chcesz — powiedział król Sparty do przyjaciela. — Ja chcę tylko znaleźć Helenę i tego nikczemnika, za którego ją wydano.

Odyseusz w skupieniu przypatrywał się twarzy towarzysza. Nie było w niej oczekiwania czy nadziei, a jakaś dziwna determinacja. Odys, mimo że przyzwyczajony do przemocy i brutalności, poczuł dreszcz na myśl, że teraz wszystkie emocje, które Menelaos dusił w sobie przez dziesięć lat, mają się wyzwolić. Mógł tylko wierzyć, że wygra w nich to, co dobre.

— Nie rób czegoś, czego byś potem żałował — poprosił go cicho. — Pamiętaj, co ci opowiedziałem.

Menelaos pokiwał głową, ale nic nie odpowiedział. Co jakiś czas tylko zaciskał rękę na mieczu, który nosił u pasa. Odyseusz miał nadzieję, że ostrzy go na Deifobosa, nie Helenę.

Przebiegli przez pół pałacu, nie zważając na trwające ucieczki, krzyki i walki i atakując jedynie, gdy znaleźli się w konfrontacji z uzbrojonym przeciwnikiem. Żaden z nich nie był spragniony krwi i nie życzył szczególnego cierpienia Trojanom. Przecież prowadzili tę wojnę tylko po to, by uwolnić zabraną bezprawnie kobietę. Wiedzieli jednak, że sytuacja zaszła za daleko i Agamemnon nie zgodzi się na żadne akty łaski.

Helenos wyjaśnił im dokładnie, w której części pałacu mieszka Helena, więc, posługując się skrótami, dotarli tam dość łatwo. Gdy znaleźli się na korytarzu prowadzącym do królewskich pokoi, Menelaos zwrócił się do Odysa:

— Przejdź się po opuszczanych komnatach i zabierz z nich to, co uznasz za słuszne. Ja muszę spotkać się sam... z moją żoną... — Ostatnie słowa wymówił po chwili wahania.

— Jesteś pewien, że nie potrzebujesz wsparcia? — zapytał Odyseusz, a Menelaos usłyszał w jego głosie szczerą troskę. Nie wiedział tylko, czy była kierowana ona w stronę jego, czy Heleny.

— Jesteś największym wsparciem, jakie miałem przez dziesięć lat, ale są sprawy, w obliczu których można stanąć tylko twarzą w twarz — powiedział. — Nie martw się. Nie zrobię nic... nieprzemyślanego.

— Wierzę ci. — Skinął głową Odyseusz i zniknął za kolumną.

Menelaos skierował się w stronę głównych pomieszczeń, mijając porozrzucane wazy i posążki. Instynktownie wyciągnął miecz, gotując się na ewentualną konfrontacją. Po chwili usłyszał szelest i ujrzał przed sobą mężczyznę, w którym rozpoznał księcia Deifobosa.

— Czekałem na to spotkanie... — wysyczał Trojanin, a jego oczy zapłonęły żądzą mordu, jakiej Menelaos nie widywał nawet u Agamemnona.

— Przyszedłem po moją żonę — oznajmił z godnością.

— Twoją żonę? Ona nie jest twoja! — wykrzyknął z wściekłością Deifobos i wycelował w niego swój miecz. Menelaos szybko skrzyżował z nim własne ostrze, odparowując zagrożenie. — Jest moja, rozumiesz? Oddali mi ją, należy do mnie i kiedy już was wyrżnę, zrobię z nią to, co będzie mi się podobało! Wezmę ją do łóżka, będę ją batożył i...

Nie skończył, ponieważ w tym momencie Menelaos wbił miecz w jego serce, przeszywając rywala na wskroś. Deifobos wydał ostatni gardłowy krzyk, po czym padł na kolana, ubroczony własną krwią.

Menelaos posłał trupowi ostatnie zimne spojrzenie i ruszył dalej. W końcu znalazł się pod wielkimi, jasnymi, zdobionymi drzwiami, które znajdywały się na końcu pomieszczeń, i za którymi, według słów Helenosa, miał odnaleźć Helenę. Wziął głęboki oddech i szarpnął za klamkę, nadal ściskając miecz.

Nie wiedział, czy powinien ją zabić, czy jej przebaczyć. Przez ostatnie dziesięć lat w jego sercu walczyło ze sobą wiele sprzecznych uczuć. Były dni, kiedy bezgranicznie wierzył w lojalność żony i marzył tylko o tym, żeby wziąć ją w ramiona, ale zdarzały się też takie, kiedy dopadała go pewność, że zdradziła go z Parysem, zadrwiła z niego i nie jest godna wyrzeczeń, jakie dla niej podjął. Nawet jednak w chwilach największej złości nie potrafił przestać jej kochać i za nią tęsknić i to poczucie zżerało go od środka.

Otworzył drzwi i ujrzał przed sobą jasny, przestronny pokój. Przy oknie wychodzącym na balkon stała wysoka, złotowłosa kobieta, wyglądająca w stronę niszczonego miasta. Na usłyszany dźwięk, odwróciła się w jego stronę. Po dziesięciu latach miał przed sobą żonę.

Zrobił kilka kroków w jej stronę, nadal nie wypuszczając miecza. Złość walczyła w nim z czułością. To była kobieta, którą pokochał i która przysięgła, że nigdy go nie opuści, a która przez ostatnie dziesięć lat była nazywana żoną Parysa i dzieliła z nim łoża. Wiedział, że w opinii wielu powinien teraz wbić w nią ostrze. Helena prawdopodobnie liczyła się z tą możliwością, gdyż ze strachem wpatrywała się w jego miecz, broczący jeszcze krwią Deifobosa.

Nadal była przepiękna, chociaż cera niezdrowo jej pobladła, a pod głębokimi, błękitnymi oczami znajdywały się widoczne sińce. Z misternie ułożonych włosów wymykało się kilka kosmyków. Helena patrzyła na niego, drżąc na całym ciele, jakby się bała. Menelaos pomyślał, że ma przed sobą twarz kobiety, która wiele przeszła i wiele wycierpiała. A przecież obiecał ją chronić od niebezpieczeństw i trosk.

— Przyszedłeś po mnie... — odważyła się wyszeptać Helena.

— Tak jak obiecałem — odpowiedział Menelaos i wiedział, że nie będzie już umiał jej nienawidzić.

Upuścił miecz i padł na kolana. Po chwili zauważył, że Helena uczyniła to samo.

Dotknął delikatnie jej ramion, jakby chcąc się upewnić, że naprawdę jest przy nim. Zadrżał, czując ciepło jej ciała. To była prawda. Odnalazł Helenę. Była przy nim, dotykała go nieśmiało, i patrzyła na niego z taką samą miłością i ufnością, jak za dawnych lat.

— Najdroższa moja... — szepnął, gładząc ją po twarzy. — Najdroższa...

Helena nie odpowiedziała, gdyż płacz zdusił jej głos. Ujęła jedynie jego twarz w dłonie, z trudem łapiąc oddech. Łzy spływały jej po policzkach, a Menelaos czuł, że i on zaczyna płakać i za chwilę nie będzie mógł nic dostrzec. Nie miał zamiaru jednak tego powstrzymywać. Przycisnął ukochaną mocniej do siebie, całując jej twarz, oczy i włosy, a ona odpowiadała mu tym samym. Dotykali delikatnie każdego odsłoniętego skrawka swoich ciał, upewniając się, że nie śnią i naprawdę są przy sobie.

Kiedy w końcu ich usta się spotkały, obojgu zaparło dech w piersiach z ekscytacji i zachwytu. Ogarnął ich nieposkromiony szał. Tuląc się do siebie, całowali się jednocześnie czule i gwałtownie, jakby chcieli przeprosić się nawzajem za to, że nie dane im to było przez tak długi czas.

— Posłuchaj... — wydyszała Helena, odsuwają się lekko. — Ja... Nigdy nie chciałam cię zdradzić... — Znów poczuła, że żal ściska jej gardło i że nie da rady dokładnie wypowiedzieć swoich myśli. — Czekałam na ciebie... Zawsze... To zawsze byłeś ty... — zapewniła, opierając się o męża, gdyż zrobiło się jej słabo. — Kocham cię.

— Ja też cię kocham — odpowiedział cicho Menelaos. — Cała reszta już nie ma znaczenia.

Znów przywarli do siebie w pocałunku, jeszcze bardziej gwałtownym i zachłannym niż wcześniejszy. Bariera dziesięciu lat nieobecności i niepokojów minęła. Teraz wiedzieli, że należą tylko do siebie i najchętniej nie rozstaliby się już dalej niż na odległość skóry.

Nie docierały do nich krzyki zza okna. Byli razem. Cała reszta już nie miała znaczenia.

1. ,, Obawiam się Danaów, nawet gdy niosą dary." – Słowa wypowiedziane przez Laokoona w ,,Eneidzie". Podobnie jak w mojej wersji ostrzegał on Trojan przed koniem trojańskim, za co bogowie zesłali na niego węże, które udusiły jego i jego synów. Trojanie uznali, że to kara dla Laokoona za złamanie celibatu i nie przejęli się tym.


Cóż, doszliśmy prawie do końca, to jest ostatni rozdział ,,Greków"... Ale spokojnie, jeszcze przed nami epilog (pewnie ukaże się w przeciągu tygodnia) oraz drugi tom, którego zapowiedź już jest na Wattpadzie, więc wpadajcie i dodawajcie go do biblioteczki, żeby nie przegapić publikacji ;)

Ten rozdział także pisałam mocno na raty, a był trudny i emocjonalny, starałam się tu wyważyć dramat z pozytywnością i nie wiem, jak mi wyszło i zdaję sobie sprawę, że pewnie niektóre fragmenty były skrótowe i kiedyś to poprawię, ale na razie się cieszę, że w ogóle tutaj dotarłam :)

Co do przedstawionych tu motywów:

1. Mitologia przyjmuje trzy wersje - albo Odyseusz sam wpadł na pomysł z koniem, albo podsunęła mu go Atena lub Helenos.

2. Poliksena została zabita przez Neoptolemosa. Już kiedyś pisałam, że według niektórych wersji, Poliksena była obiektem uczuć Achillesa i wykorzystała to, aby poznać jego słaby punkt (czyli piętę), powiedziała o tym Parysowi i w ten sposób stała się przyczyną śmierci herosa. Neoptolemos o tym wiedział i dlatego ją zabił. Istnieje też wersja, gdzie Poliksena nie była zaangażowana w śmierć Achillesa, ich relacja była typowym zakazanym uczuciem, a Poliksena popełniła samobójstwo, gdy dowiedziała się, że jej brat zabił jej ukochanego.

Moja wersja nie jest całkowicie zmyślona, ponieważ istnieje też interpretacja, w której nie ma żadnego romansu Polikseny z Achillesem - dziewczyna owszem, zostaje zabita jako ,,ofiara", ale raczej dlatego, że była księżniczką i jej brat zabił Achillesa. Przyjmuje się wtedy, że Poliksena jako dziewica była symbolem niewinności ofiar wojny (podobnie jak jej brat Polidor) i że sama wydała się na śmierć w zamian za resztę rodziny, dlatego ja zrobiłam z tego samobójstwo.

3. W ,,Eneidzie" Eneasz wychodzi z rodziną z Troi i dopiero w gaju Demeter (a właściwie Ceres) zauważa, że nie ma z nim Kreuzy - gdy powraca do Troi, zastaje tam jej ducha. Chciałam dać im ładniejsze pożegnanie, więc u mnie Eneasz jest świadkiem śmierci żony.

4. W każdej starożytnej wersji, jaką znam, wojna kończy się, gdy Menelaos odnajduje Helenę, wybacza jej i wracają do Sparty - historie o tym, że Helena uciekła z Troi albo tam umarła, to współczesne interpretacje. I tutaj istotna kwestia - w mitologii jest napisane, że Menelaos udał się do pałacu z myślą, że zamorduje niewierną, a wiele malowideł pokazuje, że już trzymał nad żoną miecz i miał ją zabić, gdy ujrzał jej urodę i uświadomił sobie, że nadal ją kocha. Z dzisiejszego punktu widzenia, nie jest to zbyt zdrowe, że Helena wraca do kogoś, kto chwilę wcześniej chciał ją zabić, ale jak wspominałam wiele razy, starożytni nie za bardzo interesowali się samopoczuciem kobiety w związku i to, że mężczyzna ma prawo zabić żonę po zdradzie, było dla nich normalnym prawem. Nie chciałam przedstawiać Heleny i Menelaosa w tak kontrowersyjny sposób, więc podeszłam do tego trochę inaczej - Menelaos przez całą wojnę ma świadomość, że mógłby zabić żonę i jest nawet do tego namawiany, ale sam chce wierzyć w jej niewinność, a Helena obawia się, widząc go z mieczem, ale nie dochodzi do realnej próby zabójstwa. Mam nadzieję, że taka wersja Was satysfakcjonuje ;)

5. Przed odnalezieniem żony Menelaos zabija Deifobosa - taką wersję optował Parandowski, ale pojawia się ona i w innych interpretacjach. Słyszałam kiedyś, że w jakiejś wersji to Helena miała zabić narzuconego sobie trzeciego męża (właśnie na oczach Menelaosa). Może gdybym ją przyjęła, to Helena udowodniłaby, że nie jest już taka uległa, ale uznałam, że taka wersja, to głównie wynik promowania związku Heleny i Parysa, a Menelaos nie mógłby w takim wypadku zabić Deifobosa, bo jeszcze ktoś by tu zauważył topos ,,rycerza ratującego swoją damę". Dlatego u mnie go zabił ;)

6. Ostatnia kontrowersyjna kwestia, a mianowicie... Piersi Heleny ;) Brzmi dziwnie, ale chodzi mi o to, że czasami przyjmuje się, że Menelaos wybaczył żonie, gdy po wejściu do pałacu zobaczył ją albo całkowicie nagą, albo z odsłoniętymi piersiami (możecie zobaczyć takie obrazki w Internecie). Oczywiście, dla wielu jest to okazja do ciągnięcia teorii, że Helena była ,,puszczalska" i miała do zaoferowania jedynie swoje ciało, a Menelaos był głupi i widział ją tylko jako obiekt seksualny.

Mam jednak wrażenie, że te piersi wcale nie musiały od razu oznaczać seksualności. Kiedy trochę o tym poczytałam, uświadomiłam sobie, że motyw kobiety odsłaniającej piersi pojawia się w starożytności dość często i wcale nie ma podtekstu erotycznego - w ,,Iliadzie" Hekabe odsłania swoje piersi, aby przekonać Hektora, że nie może iść do walki i skazać na cierpienie matki, która go urodziła i wykarmiła, w różnych mitach o klątwie Pelopidów Klitajmestra próbuje użyć tego samego ,,wytrychu", aby uratować się przed zemstą Orestesa. Moja opinia jest więc taka, że być może pierwotnie te nagie piersi Heleny miały symbolizować coś podobnego - kobietę jako tą, która daje życie i je utrzymuje przez karmienie piersią, więc należy jej się szacunek i ochrona. Może dopiero później nabrało to wymiaru erotycznego.

Ode mnie to chyba na tyle - dajcie znać, jak się Wam podobał rozdział i jakie emocje wzbudziła ostatnia scena, bardzo chcę to wiedzieć! Za jakiś czas widzimy się z epilogiem.


Ps. Rozdział z dedykacją dla LexyWish- bo chyba powiedziałaś, że to byłby najlepszy rozdział do dedykacji ;)



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro