Rozdział trzydziesty pierwszy. Wybranka boga słońca.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Każda kobieta chce przeprowadzić swoją wolę!

Sigrid Undset ,,Legendy o królu Arturze"


Poczuję się lepiej, wtulając się w ciebie

To chyba jest sedno, moje sedno

Powinnam być jak wszyscy ci

Co tak radzą dumnie, gdy im mówię, co u mnie

Wciąż mówią, że potencjał jest

Ale trzeba ci ludzi, by go dobrze obudzić

Powinnam być jak wszyscy ci

Co mi nieba uchylą, byle dobrze mi było

Powinnam znać na pamięć was

Ale może ja nie chcę

Natalia Szroeder ,,Powinnam?"




Kasandra śniła o płonącym mieście, upadających murach świątyń i pałacu oraz martwych, skrwawionych ciałach, które walały się na ulicach, tak że nie było już widać bruku. Księżniczka obudziła się ze ściśniętym gardłem i nerwowo bijącym sercem.

— Za co to? — powtarzała z bólem. — Za co?

— Trzeba było się zgodzić. — Usłyszała wysoki męski głos. — Wtedy by cię podziwiano, nie wyśmiewano.

Kasandra uniosła głowę i przyjrzała się nocnemu gościowi, choć domyślała się, kogo zastanie. W świetle księżyca mogła zobaczyć jasną skórę mężczyzny, delikatne rysy i złote loki. Miała przed sobą boga Apolla.

— Nie byłoby tak — powiedziała, zakrywając się kołdrą. Nie chciała, by Apollo oglądał ją w stroju nocnym. — Znudziłbyś się mną i porzucił, jak innymi kobietami i mężczyznami[1], których miałeś przez wieki. Gdyby miało być inaczej, nie czerpałbyś teraz przyjemności z mojego cierpienia.

— Nie czerpię przyjemności — prychnął bóg. — Jeśli chodzi o tę wojnę, przykro mi, że widzisz jej upadek. Kocham to miasto, ja i moja siostra bronimy go przed Hellenami. Powinnaś być wdzięczna. Jeśli Troja upadnie, to nie będzie moja wina. Nie jestem Mojrą.

Kasandra nie odpowiedziała, tylko jeszcze mocniej owinęła ciało kołdrą. Przytrzymywała ją mocno zaciśniętymi dłoniami, mając nadzieję, że nieco ukoi to jej złość. Każdy codziennie powtarzał jej, że powinna być wdzięczna, że wszyscy są dla niej wspaniałomyślni i chcą jej pomóc. Szkoda tylko, że nikt nie pytał, czego ona chce.

— Po co tu przyszedłeś? — burknęła w kierunku boga.

— Uznałem, że zasłużyłaś na drugą szansę. — Uśmiechnął się Apollo. — Przy mym boku będzie ci lepiej niż z jakimś Trakiem. Chyba w porównaniu z nim jestem dobrym wyborem? — Okręcił się lekko z dumą.

— Nie obchodzi mnie, kto z was jest lepszy. Nie chcę nikogo — odpowiedziała stanowczo Kasandra, wpatrując się w Apolla błyszczącymi czarnymi oczami.

— Jesteś pewna? — dopytywał złotowłosy Olimpijczyk. — Zabrałbym cię do pałacu Zeusa. Kto wie, jeśli będzie nam dobrze, dam ci nieśmiertelność, jak Dionizos Ariadnie. Czy to nie jest lepsze niż wyjazd do dalekiej, dzikiej Tracji? — Nachylił się nad dziewczyną. — Słyszałaś chyba, co się tam dzieje z kobietami. Mężczyźni kupują sobie żony, a potem zamykają je w domach i zmuszają do pracy w polu. I trzymają haremy tak jak twój ojciec. Naprawdę wolisz to od bycia wybranką boga?

— Nie wolę nic! — krzyknęła Kasandra. — Nie chcę ani jego, ani ciebie, ani nikogo! Rozumiesz? Nie wyjdę za nikogo, prędzej ucieknę z miasta! Mam dość tego, że wszyscy mówią mi, co mam poradzić i co jest dla mnie dobre! Nikt nie będzie za mnie decydował, nawet bóg! — mówiła, dysząc i drżąc ze złości.

Nie bała się kary. Liczyła się z tym, że takie słowa może w jednej chwili trafić ją piorun. Wolała to niż zostać zmuszoną do porzucenia tego, w co wierzyła, niż żyć nadal i patrzeć na upadek Troi. Może nieświadomie chciała sprowokować Apolla, by ją zabił i zakończył jej udręki. On jednak nie rozzłościł się, a popatrzył na nią z jakimś smutkiem i melancholią.

— Szkoda, że nie skorzystasz z okazji, póki ją masz. Może potem nie będzie miał, kto cię ratować. — Westchnął i rozpłynął się w powietrzu.

Apollo otworzył oczy i ujrzał przed sobą lśniące, choć skąpane w mroku ściany Olimpu. Udał się w stronę swojej komnaty, stąpając ostrożnie, aby nie wzbudzić niczyjego zainteresowania. W pewnym momencie usłyszał jednak, jak ktoś mówi do niego:

— Myślałam, że dałeś sobie spokój z dręczeniem biednej księżniczki.

Apollo odwrócił się i ujrzał swoją siostrę, opierającą się nonszalancko o wysoką kolumnę.

— Nie dręczę jej, chciałem jej pomóc. — Spojrzał na nią zimno. — Nie moja wina, że mnie odrzuciła. — Dotknął ręką balustrady i chwycił ją mocno. — Jestem bogiem. Dlaczego kobietom to nie wystarcza? Najpierw Dafne[2], potem Kastalia[3], teraz ona...

— Pomyśl. — Artemida przekręciła głowę. — Może miały powody? Może jesteś próżny, rozpieszczony, egoistyczny?

— Zamknij się! — krzyknął na nią Apollo. — Powinnaś być po mojej stronie. Jestem twoim bratem.

— I dlatego nikt nie zna twoich wad lepiej ode mnie — zadrwiła bogini. — Pozwól więc, że w tym konflikcie stanę po stronie kobiety, która chce decydować o sobie. — Uśmiechnęła się z wyższością.

— Powiedz po prostu, że masz manię na punkcie ślubów dziewictwa. — Skrzywił się Apollo. — Których ona i tak nie dotrzyma. Wydadzą ją za tego Traka, a on pewnie też uzna ją za wariatkę.

Odwrócił się od siostry i utkwił oczy w widoku za oknem, jakby chciał tam dostrzec Troję i Kasandrę.

— Dałbym jej wszystko — szepnął. — Ona wolała wybrać samotność i poniżenie.


Następnego ranka Kasandra siedziała na tarasie razem z Andromachą i Laodike. Nie uczestniczyła w ich rozmowie, trwała w milczeniu, mając przed oczami wczorajszy sen i wizytę boga. Pragnęłaby o tym zapomnieć, uwierzyć rodzinie, że nic takiego się nie wydarzyło, tylko ona sobie to wmawia. Naprawdę chciałaby czuć, że jest wariatką i żadna z jej przepowiedni się nie spełni, więc cierpieć będzie tylko ona.

— Chyba zamówię nową suknię na podwójny ślub moich sióstr — zaszczebiotała nagle Laodike. — Może błękitną? Co sądzicie?

— Na ślub jednej siostry — odparła zimno Kasandra. — Ja nie wyjdę za mąż.

— Oczywiście, że wyjdziesz — prychnęła Lao. — Ja wyszłam, chociaż nie znosiłam Helikaona. Naszym przyrodnim siostrom też mężów wybrał ojciec. Myślisz, że jesteś od nich lepsza?

— Żal mi was, ale nie mam zamiar pokutować z tego powodu — stwierdziła łagodnie Kasandra. Naprawdę współczuła siostrze. Chyba narodziny dziecka nie uratowały jej małżeństwa i nadal dusiła się u boku Helikaona. Nic dziwnego, że była złośliwa i egoistyczna.

— Księżniczko, nie powinnaś prowokować siostry. — Andromacha skarciła szwagierkę. — Kasandra ma prawo do uszanowania swoich wyborów.

— Szkoda, że inni w tym mieście nie — odburknęła Laodike. — Skoro tak was irytuję, to pójdę do Kreuzy, może przyda się jakaś rada przed weselem — postanowiła i wyszła.

Andromacha przysiadła się obok Kasandry i złapała ją serdecznie za rękę.

— Nie martw się. Hektor obiecał, że postara się ciebie uchronić.

— Hektor jest najlepszym bratem, jakiego można było sobie wybrać. — Uśmiechnęła się smutno Kasandra. — Hektor i Helenos. Nie wiem, czy na nich zasługuję.

Andromacha nie zdążyła jej odpowiedzieć, ponieważ rozległy się czyjeś kroki i po chwili kobiety ujrzały przed sobą Deifobosa w towarzystwie Otryjoneja.

— Czy mogę prosić o rozmowę, księżniczko? — zwrócił się Trak do Kasandry.

— Nie mam nic do powiedzenia — odpowiedziała chłodno Kasandra, ale bratowa szturchnęła ją lekko.

— Chyba każdy zasługuje na szczerość, prawda? — zasugerowała.

Kasandra westchnęła ciężko i podniosła się z ławy. Wbrew temu, co uważała matka, zdawała sobie sprawę z obowiązków rodowych i nie chciała się kompromitować w oczach sojusznika Troi. Skoro jednak on sam się upierał, musiała zacisnąć zęby i wytłumaczyć swoje uczucia i motywacje obcemu człowiekowi.

— Król Priam powiedział mi, pani, że masz wątpliwości co do naszych zaślubin — rzekł Otryjonej, gdy znaleźli się na korytarzu.

— Nie mam żadnych wątpliwości. — Księżniczka splotła ręce. — Jestem pewna, że nie powinnam wychodzić za mąż. Przykro mi, panie, musisz znaleźć inną. Mam wiele sióstr, które na pewno marzą o zamążpójściu.

— Nie interesują mnie córki nałożnic — stwierdził król. — Tracja potrzebuje silnej, dumnej królowej. Myślę, że twój upór, pani, może być zaletą. Zapewniam, że potrafię go docenić.

— Na tyle, żeby nie utrzymywać innych kobiet? — Kasandra znacząco uniosła brew.

Otryjonej zaśmiał się gromko.

— Co to za różnica, jeśli ty będziesz pierwsza, pani? Twoja matka przecież tak żyje i nie urąga to jej honorowi.

,,Urąga, tylko że nikt nie zobaczy tego, czego nie chce widzieć" pomyślała z ironią Kasandra. Na głos jednak powiedziała:

— Ona może mówić tylko za siebie, a ja za siebie. Nie mogę za ciebie wyjść, panie. Ślubowałam dziewictwo i nawet gdybym pragnęła złamać przysięgę, spadłoby wówczas na ciebie wielkie nieszczęście. Jestem pewna, że u boku innej będziesz szczęśliwszy. To moja ostatnia odpowiedź — dodała i wróciła na taras.

Andromacha wyszywała energicznie, nie zaszczycając opierającego się o ścianę Deifobosa ani jednym spojrzeniem. Na widok Kasandry podniosła jednak głowę i obdarzyła ją pytającym spojrzeniem.

— Oficjalnie odrzuciłam króla — wyjaśniła wieszczka. — Myślę, że teraz zachowałam się sprawiedliwie.

— Jesteś jeszcze głupsza, niż myślałem! — krzyknął Deifob. — Wolisz wiecznie być uważana za wariatkę i wyśmiewana? Na twoim miejscu chciałbym się stąd jak najszybciej wyrwać, nawet do Tracji.

— Na szczęście, nie jesteś na moim miejscu, bracie, i nie stajesz przed takimi dylematami. — Kasandra podeszła do niego i opierając dłonie na biodrach, zaczęła mówić stanowczo. — I możesz sobie darować takie rady. Nie jestem jedną z twoich ladacznic, które możesz rozstawiać po kątach, a one udają, że bardzo je to cieszy.


Resztę dnia Kasandra spędziła, spacerując po pałacowym ogrodzie i starając się nie rzucać nikomu w oczy. Wiedziała, że jej bracia udali się na bitwę i chętnie podzieliłaby teraz niepokoje z rodziną, ale obawiała się, że spotkałaby się z pretensjami, że to przez nią los Troi znowu jest narażony. Wiedziała, że to nieprawda, że Otryjonej nie ma prawa zrywać sojuszu, a ona przez całą wojnę próbowała ostrzec ludzi przed zgubą. Ale wiedziała też, że czułaby się źle, słysząc takie oskarżenia.

Chodziła dość długo, od czasu gładząc płatki kwiatów lub kopiąc kamienie, gdy zauważyła zmierzającą w jej stronę Helenę. Zatrzymała się.

— Mogę się do ciebie przyłączyć? — zapytała Spartanka. — W pałacu nie ma teraz nikogo, kto nie powinien oglądać nas razem.

— Możesz, to nawet miłe, że ktoś nie odwraca się do mnie plecami. — Kasandra uśmiechnęła się lekko. — Poza Andromachą, ale lepiej, żeby ona nie stawała za bardzo w mojej obronie, bo narazi się matce. Niech nie traci jej sympatii.

Helena przyjrzała się księżniczce z podziwem. Kasandra wydawała jej się osobą całkowicie pozbawioną egoizmu. Przy całej swojej dumie i potrzebie decydowania o sobie, walczyła o wszystko sama, a innych chciała chronić.

— Troszczysz się o wszystkich — powiedziała do niej. — A kto zatroszczy się o ciebie?

— Ja dobrze radzę sobie sama, przyzwyczaiłam się. — Wzruszyła ramionami Kasandra. — Przykro mi, że znowu pokłóciłam się z rodzicami i że w domu będą niesnaski, że Kreuza pewnie dostanie wyrzutów sumienia, że to nie ona ma poślubić Otryjoneja... Ale poza tym to wszystko mnie tak nie boli. I tak mają mnie za wariatkę. Są też gorsze rzeczy... — umilkła, a Helena zrozumiała, że ma na myśli swoje wizje.

— Mówiłam ci już to, ale powiem jeszcze raz: jesteś najsilniejszą kobietą, jaką znam, a jako że jestem córką Ledy, to niemałe wyzwanie — wyszeptała. — I chcę, żebyś wiedziała... Prosiłam Parysa, by wstawił się za tobą, ale odmówił. Mimo to postaram się zrobić jeszcze cokolwiek, byś nie musiała wychodzić za mąż.

— Dziękuję — odpowiedziała ciepło wróżbitka. — Ale nie martw się o mnie. Nie wyjdę za mąż. Jeśli spróbują mnie zmusić, ucieknę z domu albo schronię w jakiejś świątyni. Przecież jej nie zbezczeszczą.

Helena pokiwała głową, mając nadzieję, że Kasandra nie zawiedzie się w swoich nadziejach. Wycierpiała i zniosła już tyle, w dodatku jej wizje zsyłały jej świadomość przyszłych cierpień. Zasługiwała po prostu na spokój i poczucie bezpieczeństwa, co chyba nie miało zostać jej dane.

Dwie kobiety spacerowały ze sobą przez chwilę, gdy zauważyły biegnącego ku nim mężczyznę. Wkrótce ujrzały, że był to ubrudzony krwią Helenos.

— Bitwa właśnie się skończyła... — wyjaśnił, ciężko dysząc. — Od razu odłączyłem się od naszych i pobiegłem do ciebie, żeby ci powiedzieć...

Spojrzał błędnym wzrokiem na siostrę. Helena śledziła sytuację z niepokojem. Po walkach zawsze miała ochotę wypytać o losy własnych pobratymców, o to, czy ktoś z jej bliskich nie jest ranny. I za każdym razem musiała się powstrzymywać. Teraz jednak zachowanie Helenosa z pewnością nie mogło dotyczyć Greków.

— Otryjonej poległ — wyznał książę. — Jeden z Greków przebił go mieczem.

— Jesteś wolna! — zawołała Helena do Kasandry.

Bliźnięta wydawały się wstrząśnięte tak radosną reakcję. Królowa Sparty natychmiast się zaczerwieniła i schyliła głowę. Nie cieszyła się przecież ze śmierci żadnego człowieka, obojętne, kim by nie był. Chciałaby móc wyjaśnić, że kierowała nią ulga, że nie usłyszała tego o swym mężu czy przyjaciołach, ale o ile Kasandra by to zrozumiała, tak przed Helenosem wolała się kryć.

— Zdaje się, że Trakowie nie zrezygnują z pomocy nam, ale z pewnością nie będą już próbowali brać cię za żonę — kontynuował Helenos, dotykając ramienia bliźniaczki. — Od razu zaczęli plotkować, że Otryjoneja spotkała kara za to, że chciał posiąść kapłankę.

— Będą mówić, że to ja sprowadziłam na niego śmierć — odpowiedziała głucho Kasandra. — A to nieprawda. Nigdy nie chciałam, żeby zmarł, życzyłam mu dobrze.

Ta śmierć powinna być jej na rękę, ale tak nie było. Nie chciała myśleć, że jej wolność i szczęście zależą od tego, czy ktoś zginie. Zdawała sobie sprawę, że tak wygląda świat oraz wojny, ale wolałaby osiągać wszystko bez okupienia cierpieniem innych.

Spróbowała zrobić krok, ale zachwiała się, a Helena i Helenos musieli ją podtrzymać.

— Zaprowadzę cię do komnaty, musisz wypocząć — zaproponowała bratowa. Kasandra pokręciła głową.

— Nie, najpierw zaprowadzisz mnie do ołtarza Persefony. Muszę złożyć ofiary za spokojny spoczynek Otryjoneja.


W tym samym czasie w obozie Greków ranny Achilles udał się do namiotu Machaona. Medyk bez zbędnego zwlekania zaczął zdejmować z niego zbroję i zajął się oglądaniem jego rany na piersi.

— Masz szczęście, serce i mięśnie są nienaruszone — mówił podczas zszywania skóry. — Trzeba tylko pilnować, żeby nie wdało się zakażenie. Przychodź do mnie na zmianę opatrunku, chyba że twoja nałożnica umie to robić.

Wstał z krzesła i poszedł po bandaże. W tym czasie do namiotu medycznego wszedł Patrokles z towarzyszącą mu Bryzeidą.

— Musiałem się obmyć, bo krew spływała mi z twarzy i prawie nic nie widziałem — powiedział młodzieniec i podbiegł do przyjaciela. — Ale już jestem. Wszystko dobrze? Nic ci nie jest? — W pośpiechu wyrzucał z siebie kolejne słowa.

— Jeszcze żyję, jak widać — odparł ironicznie Achilles.

— Nie powinieneś śmiać się z ludzi, którzy się o ciebie martwią. — Patrokles popatrzył na niego z wyrzutem. — Czy mogę coś zrobić?

— Możesz podtrzymać bandaże — odpowiedział za swojego pacjenta Machaon. Następnie przyłożył do rany Achillesa materiał nasączony winem i miodem. — Umiesz zmieniać opatrunki? — zwrócił się do Bryzeidy, która spokojnie usiadła obok rannego i czekała w milczeniu.

— Tak, panie. Robiłam to w świątyni Apolla — zapewniła spokojnie dziewczyna.

Zdecydowanie była zawstydzona widokiem półnagiego mężczyzny, gdyż lekko się zaczerwieniła, a jej oczy błądziły niepewnie po całym namiocie. Achilles prawie parsknął śmiechem. Miał szczerą nadzieję, że Machaon jest tak zajęty rozmyślaniem o lekach i bandażowaniu, że tego nie zauważył.

— Doskonale. — Ucieszył się lekarz. — Będziesz mogła zajmować się Achillesem, ja jestem wiecznie zajęty. Jeśli rana słabo by się goiła, dam ci maść, która powinna pomóc.

— Dobrze, panie — zgodziła się Bryzeida i zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

Potrząsnęła głową w geście potwierdzenia, tak że jej włosy opadły na ramię Achillesa. Mężczyzna mimowolnie zadrżał. Właściwie wolał, żeby opiekowała się nim ona niż Machaon. Tak, znacznie przyjemniej będzie, gdy to ona pomoże mu zdjąć zbroję, a potem będzie błądzić szczupłymi palcami po jego ciele. Nachyli się nad nim, a jej włosy będą muskały jego skórę tak jak teraz.

,,Uspokój się, Achillesie" skarcił się w końcu. ,,Jest wojna, dzisiaj ktoś próbował cię zabić, a jeśli wda ci się infekcja, to umrzesz w męczarniach. To nie są dobre warunku do myślenia, kogo by tu zaciągnąć do łoża. Nie wiem, czy to wina ciągłego ryzykowania życia, czy trzyletniej wstrzemięźliwości, ale dobrze to na ciebie nie działa."


Klitajmestra znosiła ciążę lekko i bez większych kłopotów, ale od razu po ogłoszeniu wiadomości o spodziewanym dziecku, wycofała się z życia publicznego i cały trud władzy złożyła na ręce Ajgista. Brakowało jej zajęcia i poczucia bycia u władzy, ale wolała spędzić ten czas w swoich komnatach, udając zatroskaną wdowę i przyszłą matkę, zamiast słuchać szeptów na swój temat. Domyślała się, że jej szybkie poczęcie wywoła zainteresowanie i masę pogłosek, czy na pewno dziecko zostało spłodzone po ślubie. Mogła mieć tylko nadzieję, że Mykeńczycy uwierzą, że Agamemnon nie żyje i będą jedynie podejrzewać, że miała romans z Ajgistosem i po owdowieniu postanowiła skorzystać z okazji i go poślubić.

,,A może uznają po prostu, że tak szybkie narodziny dziedzica oznaczają, że bogowie sprzyjają naszemu małżeństwu" myślała, leżąc na leżance. ,,I może będą mieli rację. Kto wie, czy jakiś bóg, czy bogini jednak nade mną nie czuwają i zesłali na mnie tę ciążę, żebym odważyła się na związek z Ajgistem."

Nadal nie pokochała dziecka, drżała i czuła szybsze bicie serca, gdy zaczynało się w niej poruszać. Nie była to jednak taka męka jak w przypadku noszenia dzieci Agamemnona. Przyzwyczaiła się już do myśli, że jej drugi mąż był obciążony okrucieństwem w linii matki i nie bała się, że dziecko Ajgista jako Pelopida wyrośnie na nikczemnika. Nie mogła też nie odczuwać wdzięczności wobec swojego stanu. W końcu gdyby nie ciąża prawdopodobnie nigdy nie odważyłaby się na otwarty związek z ukochanym i wciąż musieliby się ukrywać. Przyjemnie było móc otwarcie przyjmować Ajgista w komnacie w ciągu dnia, siedzieć u jego boku przy stole, spacerować samotnie bez lęku, że ktoś weźmie ich na języki. To wszystko stało się dzięki temu dziecku.

Czas mijał jej szybko i była wręcz zdziwiona, gdy pewnego ranka obudziły ją skurcze. Poród trwał długo i był wyczerpujący, ponieważ dziecko okazało się duże, ale nie zmęczył jej mocniej niż wcześniejsze.

— To chłopiec! — zawołała położna i ułożyła jej malca na brzuchu.

Klitajmestra zadrżała lekko, gdy poczuła na sobie ciało dziecka, ale nie było to tak duże obrzydzenie, jak podczas porodów dzieci Agamemnona. Chłopiec patrzył na nią przymrużonymi, ciemnoszarymi oczami. Był cały czerwony i pokryty śluzem, a na jego główce kłębił się mały puszek czarnych włosków.

,,Agatos też miał takie włoski" pomyślała z nagłą czułością Klitajmestra. Nie zdążyła jednak głębiej zastanowić się nad uczuciami do synka, ponieważ położna zabrała je z brzucha, aby zostało umyte i nakarmione przez Kleonikę, która kilka tygodni wcześniej urodziła drugą córkę i w ten sposób mogła zostać mamką nowonarodzonego księcia.

— Ładny chłopiec — powiedziała, siedząc w pokojach niewolniczych naprzeciwko swojej nubijskiej[4] teściowej Tiji. — Miejmy nadzieję, że nie wrodzi się w swojego ojca.

— Uważaj, żeby nikt cię nie usłyszał — skarciła ją Tija i przyjrzała się dziecku. — To nie wcześniak. Jest za duży. Gdyby urodził się w siódmym miesiącu, nie miałby tylu włosów i ginąłby ci w rękach.

Kleonika spuściła głowę i przyciągnęła maleństwo mocniej do piersi.

— To już nie należy do naszych spraw — odpowiedziała cicho.

Żadna z nich nie zauważyła Elektry, która przechodziła korytarzem, chcąc dowiedzieć się, czy nowe dziecko jej matki już przyszło na świat. Gdy znalazła się pod drzwiami komnaty, zdążyła usłyszeć słowa Tiji ,,To nie wcześniak". Dziewczynę przeszedł zimny dreszcz, a serce podeszło jej do gardła. Przerażona i załamana pobiegła w stronę ogrodu, gdzie czekali na nią Hermiona i Orestes.

— Co się stało? — zapytał brat, przerażony widokiem jej rozpalonej twarzy i błędnym spojrzeniem. — To dziecko się już urodziło?

— Tak, urodziło się, chłopiec... — wydusiła Elektra. Schyliła się, chcąc łatwiej złapać oddech, i ciężko dysząc, powiedziała. — Słyszałam, jak Tija i Kleo rozmawiały o nim. Tija uważa, że to na pewno nie wcześniak, bo jest za duży. — Podniosła załzawione oczy. — Wiecie, co to znaczy? Że matka już wcześniej zdradziła ojca i pewnie dlatego wyszła za Ajgista. — Tupnęła nogą ze złością.

— Nie płacz, proszę... — Hermiona spojrzała z niepokojem na kuzynkę. — Łatwo było się domyślić.

— Wiem... — westchnęła Elke i opadła na ławkę. — Ale nie mogę pogodzić się z tym, że przez tego paskudnego bękarta matka wyrzekła się ojca i nas...

— Nie martw się — próbował pocieszyć ją Orestes. — To nadal ja jestem następcą tronu... — dodał niepewnie, gdyż zdawał sobie sprawę, że matka zdecydowanie bardziej wolałaby widzieć jako króla swojego młodszego syna.

Dzieci siedziały chwilę w milczeniu, aż zauważyły zbliżającą się do nich Kleonikę. Trzymała na ręku zawiniętego w pieluszki noworodka.

— Poznajcie swojego braciszka — powiedziała z uśmiechem, przybliżając dziecko do twarzy Orestesa i Elektry. — Chrysostemis jest nim zachwycona, musiałam jej go wyrywać z rączek.

— To nie mój brat, tylko bękart — burknął niechętnie Orestes. Kleonika popatrzyła na niego z przyganą.

— Nie podnoś głosu, bo go obudzisz. I nie mów tak o nim, to nie jego wina, że się urodził.

— Słyszałam, jak rozmawiałaś z Tiją — odezwała się Elektra. — Ona powiedziała, że to dziecko jest za duże jak na wcześniaka. — Kleonika nie odpowiadała. — Mój ojciec nie zginął, wiesz? — zapytała oskarżycielsko.

Kleonika zbladła i nie patrząc na dziewczynkę, odpowiedziała:

— Domyślam się tego, ale nic nie mogę na to poradzić.

— Jak to nie? — zdziwiła się Hermiona. — Możesz rozpowiedzieć to w mieście. Jesteś dorosła, więcej ci wolno.

— Bardzo się mylisz, księżniczko. — Pokręciła głową kobieta. — Nic mi nie wolno. Jestem własnością twojej ciotki i w przeciwieństwie do ciebie, nie mam nadziei, że kiedyś się to zmieni, chyba że ktoś mnie wykupi. Wiem, zaraz mi pewnie powiesz, że królem tu jest twój wuj i jeśli wróci z wojny, to mnie ukarze, ale co do tego nie ma pewności, a gdybym spróbowała podważyć ważność małżeństwo królowej i Ajgista, najlżejszą karą byłaby chłosta... — Dziecko w jej ramionach skrzywiło się przez sen, więc zaczęła je kołysać i mówiła dalej. — Moim obowiązkiem jest strzec tego chłopca i biada mi, jeśli nie dopełnię obowiązków. Teraz musiałam zostawić moje własne córki z resztą służby i cieszę się, że w ogóle mogłam je zatrzymać, bo wiem, że inne mamki nie mają takiego przywileju. Póki to dziecko będzie piło moje mleko, nie mogę urodzić kolejnego własnego[5]... Jesteście biedactwa, żal mi was i chciałabym wam pomóc, ale was chroni pochodzenie, a mnie nic. Jedyne, co mi zostaje to bycie posłuszną.

Dzieci wpatrywały się w niewolnicę ze współczuciem. Po raz pierwszy w głowie każdego z nich pojawiła się myśl, że ich smutne, ale wygodne życie jest okupione czyjąś pracą i poświęceniem. To nie Kleonika była winna. Ona opiekowała się z oddaniem Chrysostemis, traktowała ją jak rodzoną córkę, ale i dla nich była dobra i opiekuńcza, prawdopodobnie widząc, że nie mogą liczyć na uczucia z innych stron.

,,Matce się nawet nie chce samej karmić tego dzieciska" pomyślała z goryczą Elektra. ,,Przez nią Kleonika musiała zostawić nie tylko swoje dzieci, ale i Chrysostemis, którą kochała. Matka chce nam zabrać nawet odrobinę pociechy". W tym momencie jeszcze mocniej znienawidziła przyrodniego brata.

— Kiedy zostanę królem, to cię wyzwolę — obiecał nagle Orestes. — A gdy tata wróci, powiemy mu, że jesteś dobra i żeby cię nie karał, bo bałaś się mamy.

Kleonika uśmiechnęła się ze smutkiem, jakby nie do końca mu wierzyła.


W tym czasie Klitajmestra odpoczywała po porodzie, nie poświęcając już wiele myśli nowonarodzonemu synkowi ani pozostałym dzieciom. Z drzemki wyrwało ją ciche pukanie do drzwi.

— Proszę! — zawołała. Na widok wchodzącego Ajgista uśmiechnęła się radośnie. — Witaj, kochany. Widziałeś swojego syna?

— Jeszcze nie, jest u mamki — odpowiedział król, usiadł obok żony i wziął ją za rękę. — Dobrze się czujesz?

— Boli mnie trochę ciało, ale nie bardziej niż przy wcześniejszych porodach. Wkrótce minie — uspokoiła go Klitajmestra. — Będę mogła zajmować się dzieckiem tak jak niańki — dodała. Może nie wiedziała, co czuć do syna, ale Ajgist nie mógł się dowiedzieć, że wcześniej go nie chciała.

— Na pewno. — Uśmiechnął się mężczyzna. — Kleonika też na pewno dobrze się nim zaopiekuje, nie jest przywiązana tylko do Chrysostemis... — Przez chwilę siedział z brodą podpartą rękoma, aż nagle zapytał. — Dlaczego właściwie w pałacu mieszka tylko jej mamka? Sama karmiłaś młodsze dzieci?

— Karmiłam Agatosa, nigdy nie dałabym piersi dzieciom tego mordercy... — Klitaja prychnęła ze złością. — Mamka Ifigenii zmarła na malarię jeszcze przed wojną. Mamka Orestesa musiała opuścić własną rodzinę, żeby go karmić, Agamemnon tego zażądał, i kiedy go odstawiła, wróciła do domu. Mamka Elektry... Mamka Elektry była naszą niewolnicą i kiedy urodziłam, ona miała kilkutygodniowe dziecko. Agamemnon nie pozwalał jej zajmować się własnym, musiała oddać go innym służkom, które karmiły go mlekiem kozim... Pewnego dnia dziecko zatruło się i umarło... — Królową przeszedł lodowaty dreszcz. Córka Agamemnona rzeczywiście była taka jak jej ojciec. Była złoczyńcą od samego początku. — Po tym zdarzeniu niewolnica zaczęła zachowywać się agresywnie wobec Elektry, a że mała miała już prawie rok i nie potrzebowała ssać piersi[6], Agamemnon sprzedał tamtą kobietę, żeby nie narażała jego córki. Szkoda, że się jej pozbył. Może w końcu rozbiłaby Elektrze głowę i Agamemnon cierpiałby tak bardzo jak ja...

Ogarnęło ją silne, wściekłe drżenie. Tak naprawdę nie uciekła od Agamemnona i przeszłości, wciąż nosiła w sercu obraz okrutnej straty synka. Nie zazna spokoju, dopóki zabójca Agatosa będzie chodził po ziemi. Zapragnęła nawet, żeby Atryda nie poległ w boju, aby sama mogła go ukarać.

— Pewnego dnia będzie cierpiał... — Ajgistos ścisnął jej rękę jeszcze mocniej. — Przyrzekam ci to.

Przez myśl przemknęło mu, czy jego matka też myślała o nim z taką nienawiścią jak Klitajmestra o swoich dzieciach. Wszyscy w końcu byli owocami gwałtu. Postanowił jednak nie zaprzątać sobie tym głowy. W końcu brak uczuć królowej dla starszego potomstwa był mu bardzo na rękę. Siedzieli razem w milczeniu, póki do komnaty nie weszła Kleonika z małym księciem na rękach.

— Pomyślałam, panie, że chciałbyś przywitać się z synem — powiedziała poważnie, ukłoniła się i wyszła.

— Mój syn... — powtórzył z dumą Ajgistos i pogłaskał chłopca po ciemnym puszku na włosach.

Widząc jego szczęście i dumę, Klitajmestra ostatecznie przestała zastanawiać się, czy naprawdę powinna rodzić to dziecko. W końcu było szczęściem jej ukochanego i znakiem więzi między nimi. I przypominało Agatosa. Może i ona nauczy się je kochać, a nie tylko znosić.

— Jak go nazwiemy? — spytała.

Ajgistos zamyślił się. Nie miałby nic przeciwko nadaniu chłopcu umienia po swoim ojcu czy dziadku, wiedział jednak, że Klitajmestrę by to oburzyło. Mogłaby zwątpić, czy naprawdę gardził okrutnymi czynami przodków. Mógłby zaproponować Tantalosa, na cześć jego zmarłego brata, ale czy chciałby, żeby żona codziennie wymawiała przy nim imię swojego pierwszego męża?

— Chcę go nazwać Aletes, to znaczy: ,,włóczęga" — postanowił w końcu. — W końcu tym byłem przez te wszystkie lata z dala od Myken. Niech mój syn wie, że jego ojciec sam musiał zdobyć tron, a nie go odziedziczył. Niech wie i zawsze będzie gotowy do walki.

— Niech tak będzie — zgodziła się Klitajmestra.

Ich synowi duch wojowniczy zdecydowanie się przyda. Mieli zamiar zrobić wszystko, aby posadzić go na tronie Myken, ale nic nie mogło być pewne, gdy jego rodzeństwem było czworo potomków Atreusa.



1. ,, Znudziłbyś się mną i porzucił, jak innymi kobietami i mężczyznami(...)" – Myślę, że nie jest wielkim zaskoczeniem, że w dzisiejszych czasach można by powiedzieć, że Apollo był biseksualny i poza licznymi kochankami zakochał się także w dwóch mężczyznach – Hiacyncie i Kyparissosie.

2. Dafne – leśna nimfa, która ślubowała dziewictwo i należała do orszaku Artemidy. Apollo zakochał się w niej i gdy go odrzuciła, zaczął gonić ją po lesie. Aby uciec przed bogiem, Dafne uprosiła bogów, żeby zmienili ją w drzewo bobkowe.

3. Kastalia – nimfa rzeczna, która także odtrąciła Apolla i uciekając przed nim, rzuciła się do źródła.

4. Nubia – kraina historyczna w południowo-wschodniej Afryce, obecnie znajduje się na terenach Egiptu i Sudanu. W pewnym momencie została całkowicie podbita przez starożytnych Egipcjan. Prawdopodobnie będę stosować nazwę ,,Nubia" naprzemienne z ,,Królestwo Kusz", ponieważ nazwa ta była używana w czasach, kiedy mogła rozgrywać się wojna trojańska (w XII lub XIII wieku przed naszą erą). Jeśli ktoś z Was czytywał Stary Testament, to też pojawia się tam określenie Kusz, a samo słowo ,,Kuszyta" było używane jako określenie na osobę o czarnym kolorze skóry.

5. ,, Póki to dziecko będzie piło moje mleko, nie mogę urodzić kolejnego własnego" – Podobno w starożytności mamki miały zakaz współżycia przez cały okres karmienia, żeby nie zaszły w kolejną ciążę.

6. ,,(...) mała miała już prawie rok i nie potrzebowała ssać piersi" – Okres karmienia piersią w starożytności wynosił od sześciu miesięcy do trzech lat.


Chciałabym zacząć od pewnego wyjaśnienia: informacje o traktowaniu kobiet w Tracji pochodzą ze strony Kurier Historyczny. Według znalezionego tam artykułu Traczynki rzeczywiście nie miały lekko - co prawda w przeciwieństwie do wielu innych kultur przed ślubem posiadały swobodę seksualną, ale w momencie zawarcia małżeństwa były dosłownie wykupywane przez mężów i ich los rzeczywiście przypominał niewolnictwo, istniała też insytucja wielożeństwa. Muszę się przyznać, że informacje te zdobyłam już w trakcie pisania poprzedniego rozdziału i uznałam, że nie będę go przerabiać, tylko umieszczę je w następnym. Uważam, że Kasandrze w momencie wstrząsu nie musiały od razu przyjść do głowy wszystkie argumenty, ale chciałam zapytać Was o opinię: czy tak jak jest to opisane teraz jest spójnie i logicznie czy lepiej będzie zmodyfikować poprzedni rozdział i wrzucić do niego wzmianki o roli kobiet w Tracji?

Co do opisu leczenia ran, to również jest zaczerpnięty z kilku stron historycznych oraz medycznych. Myślę, że jeszcze coś tu o tym napiszę, bo to całkiem ciekawe.

Rozdział z dedykacją dla Hiscilia - mam nadzieję, że gdy tu dojdziesz, Cię nie zawiedzie! Jeśli lubicie klimaty historyczne i średniowieczne, koniecznie do niej zajrzyjcie, nie pożałujecie.

Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał, a ponieważ wiem, że mam tu kilku maturzystów, to życzę Wam powodzenia na egzaminach, przeżyjecie! (Ja przeżyłam XD)

A jeśli możecie, napiszcie mi, jaka jest Wasza ulubiona postać męska i żeńska, chcę sprawdzić, kto ma ilu fanów albo czy w ogóle ktoś ma ;)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro