Rozdział czterdziesty trzeci. Starzy wrogowie, część 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Czy historia uczy nas czegokolwiek, poza tym, że nie ma granic zła, które ludzie wyrządzają ludziom?
I jeszcze jednego: że wolność to odpowiedzialność.

Oleksandr Myched ,,Zmieszam z węglem twoją krew"


Wojna nie kończy się wraz ze swym końcem
Niektóre obrazy nigdy nie zbledną
Tak jak twarze dzieci
Tych, które zostawiliśmy za sobą

Nazywają ich Bui-Doi
To znaczy pył życia
Poczęte w piekle
I urodzone w waśni
Są żywymi pamiątkami
Dobra, którego nie dokonaliśmy

Miss Saigon ,,Bui-doi"

https://youtu.be/Sev1EkEQHbw

(Dołączam wersję polską, gdyż jestem psychofanką Tomasza Steciuka)



Orestes spał w swojej komnacie w Fokidzie. Gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju, mógłby zobaczyć, jak w świetle księżyca przez sen rzuca się po łóżku i mamrocze coś pod nosem. Pot spływał mu z twarzy, a ciało było spięte. Chwilami nawet uderzał pięścią w łóżko. W końcu przebudził się i wziął kilka mocnych oddechów. Czuł się nie jak po odpoczynku, ale długiej bitwie. Piekło go w gardle, więc sięgnął ręką do stolika przy łożu. Na szczęście, znajdowała się tam karafka z wodą. Upił łyk i zrobiło mu się lepiej. Przynajmniej na ciele, bo w głowie wciąż miał zrozpaczoną twarz i zdesperowane oczy siostry. Powinien być teraz przy niej i ją wspierać, a nie chować się u bogatego wuja.

— Przepraszam, kochana — wyszeptał i miał nadzieję, że ona w jakiś sposób go usłyszy. — Wrócę i ci pomogę. Obiecuję.

Rano przy stole z trudem skupiał się na czymkolwiek i nie mógł jeść. Mimo że leżące na stole figi były słodkie, a ser pożywny, wszystko stawało mu w gardle i z każdym kęsem robiło mu się słabo i ciężko. Miał nadzieję, że jego fokidzka rodzina tego nie zauważy, ale chyba za dobrze już go znali.

— Dziecko... — Ciotka Anaksibia spojrzała na niego z troską. — Czy dowiedziałeś się już czegoś?

— Nie, miałem złe sny — odpowiedział od razu. — Ale co to znaczy ,,już"? — Otworzył szeroko oczy.

— Porozmawiamy kiedy indziej — stwierdziła Anaksibia i machnęła ręką.

Orestesowi zrobiło się jeszcze bardziej niedobrze. Jeśli tak rozmowna i energiczna osoba jak ciocia uznała, że należy zamilknąć, to musiało stać się coś naprawdę poważnego. I nie miał zamiaru odpuszczać. Dość tchórzostwa i chowania się za innymi.

— Nie, chcę wiedzieć! — zaprotestował. — Jestem dorosły.

— Kochana, on ma rację. — Wuj Strofios pogłaskał rękę żony. — Wszystkie nasze dzieci już dojrzały.

— Dobrze. — Ciotka zmarszczyła czoło. — Dotarły do nas wieści z dalszych części Hellady. W Mykenach odbyła się uroczystość ogłoszenia Aletesa, syna Ajgistosa, następcą tronu. Ostatecznie wykluczyli cię z sukcesji, dziecko. Bardzo mi przykro.

— Trochę na moje życzenie — przyznał Orest, ale coś w nim pękło. Zatem jeśli zechce pomścić ojca, będzie musiał zmierzyć się nie tylko z matką i ojczymem, ale i bratem. A przecież pamiętał Aletesa jako dzieciaka i wolał nie widzieć w nim wroga.

Ale już prawie podjął decyzję, zatem nie było miejsca na wątpliwości. Urodził się w rodzinie, która od lat ze sobą rywalizowała. Tak naprawdę już wcześniej ktoś podjął za niego decyzję.

— A do Fokidy... powróciła Andromacha, branka Neoptolemosa. Nie dochował wiary Hermionie — dodała Anaksibia, a jej głos był pełen współczucia.

Orestes prawie zerwał się z miejsca, ale Pylades go powstrzymał.

— To... dozwolone. Chociaż bardzo jej współczuję — wykrztusił kuzyn.

Orestes zacisnął ręce w pięści. Ta wiadomość wstrząsnęła nim jeszcze bardziej niż poprzednia. Był gotów znosić cierpienia i pokutować za swoje błędy, ale nie chciał, by konsekwencje ponosiły inne osoby. Tymczasem skazał Elektrę na życie z ludźmi, którzy jej nienawidzili i pozbawiali ją praw. A wyrzekając się Hermiony, pozwolił, aby wyszła za kogoś, kto jej nie szanował i ją zdradzał. Wiedział, jaka musi być to ujma dla tak dumnej i niezależnej kobiety jak jego ukochana. Zawiódł dwie istoty, które kochał najmocniej na świecie.

— Wierzę, że mój brat da mu nauczkę — zapewniła Anaksibia. — W końcu jest najpotężniejszym królem w Grecji, nie to co jakiś wymoczek. — Prychnęła.

— Hermiona nienawidzi nierówności i tego, że kobiety mają służyć mężczyznom — powiedział bardziej do siebie Orestes. — Teraz musi trząść się ze złości.

— To na pewno sobie poradzi — pocieszyła go ciotka. — Z tego co wiem, Neoptolemos nie dorównuje ojcu. Jego największym sukcesem podczas wojny było zabicie króla Priama, starca. Rzeczywiście, ma się czym chwalić.

Jedli przez chwilę w milczeniu, które w końcu przerwał Strofios.

— Myślę, że zmiana otoczenia dobrze zrobi wam obu, chłopcy. Prowadzę właśnie rozmowy sojusznicze z Tracją. Podczas wojny z Troją byliśmy po przeciwnych stronach, ale stosunki handlowe by się nam przydały. Chciałbym, żebyście obaj tam pojechali i spędzili trochę czasu.

— Poradzimy sobie tutaj — zapewnił Orestes i nie dał Pyladesowi dojść do głosu. Nie mógł znaleźć się tak daleko od Myken. — Naprawdę, wuju. Jestem pogodzony z moim losem.

Zaczerwienił się na ostatnie słowa. W końcu teraz wiedział, że nie jest pogodzony i musi zmienić swój los. Nie powinien na razie nikomu tego zdradzać, ale jednak czuł się jak oszust, nie będąc w pełni szczerym z kimś, kto dał mu tyle dobra.

— A ja jestem tu królem i mam swoje wymagania — odparł z uśmiechem Strofios. — Proszę mnie posłuchać.

— Czy ty nie masz serca? — zawołała Anaksibia. — Chcesz oderwać mnie od moich chłopców, gdy zabrakło mi już córki?

— To tylko na jakiś czas, nie rozpaczaj — stwierdził Strofios. Zazwyczaj ulegał żonie, ale teraz najwidoczniej postanowił postawić na swoim. — Nam też dobrze zrobi pobyć we dwoje. Od lat nie mieliśmy takiej okazji.

Ciotka Anaksibia początkowo wyglądała, jakby chciała wygłosić monolog o tym, jak jej małżonek nie szanuje jej uczuć, ale najwidoczniej ostatnie słowa sprawiły, że poczuła się doceniona i połechtana. Uśmiechnęła się pod nosem.

— Cóż, spróbuję to przeżyć. Ale musicie do mnie często pisać.

Orestes poczuł, że sprzeciwy i dyskusje nic nie dadzą. Wuj i ciotka dali mu tak wiele, traktowali go jak syna, wynagrodzili mu lata, gdy był pozbawiony ciepła i wsparcia. Skoro Strofios miał do niego taką prośbę, powinien ją spełnić. Gdy odwdzięczy się za okazaną dobroć, zabierze się za wypełnianie obowiązków wobec Hermiony i Elektry.

Dwie pary zebrały się przy stole we Ftyi. Helena miała nadzieję, że będzie z nimi król Peleus, bo wydawał jej się łagodny i spokojny, albo Bryzeida. Ale oficjalny władca był już bardzo stary i położył się do łóżka osłabiony, a jego niedoszła synowa postanowiła go pielęgnować. Zatem ona, Menelaos i Hermiona byli skazani na Neoptolemosa.

— Nie popełniam bezprawia — powiedział po raz kolejny jej zięć, stukając palcami o stół. — Mam prawo trzymać tyle nałożnic, ile chcę, zwłaszcza że prawowita małżonka nie dała mi dziecka. Za to wy nie macie prawa mi tego wypominać i występować przeciwko mnie.

Helena zerknęła na córkę. Hermiona zaciskała ręce, wyglądała, jakby coś ją bolało. Jej matka z trudem powstrzymała się, by pogłaskać ją po włosach albo ramieniu. Wiedziała, że dla tak dumnej dziewczyny to wielka hańba i upokorzenie. Ale Hermiona chyba nie chciała jej wsparcia.

— Nie chcę wywoływać ci wojny, książę — odparł Menelaos. — Ale dopóki nie zaczniesz szanować mojej córki, nie mam zamiaru udzielać ci żadnego wsparcia politycznego czy militarnego. Może dla ciebie wierność małżeńska obowiązuje tylko mężczyzn, ale ja mam inne zdanie.

Hermiona uniosła brew z nadzieją. Helena odetchnęła z ulgą. Może jednak córka zrozumie, że ona i ojciec są jej sojusznikami.

— Poradzę sobie sam — burknął Neoptolemos. — A w Grecji z pewnością będą zainteresowani, że król, którego porzuciła żona, wtrąca się w życie zięcia.

— Nie porzuciłam go! — krzyknęła Helena i nie interesowała się, czy zabrzmiała dość godnie.

Coraz bardziej nie znosiła męża swojej córki. Od początku wydawał jej się dziwny, arogancki i zadufany w sobie, podejrzewała też, że skrzywdził Andromachę, brzydziła się tym, że podniósł rękę na bezbronnego króla Priama. Teraz zaczynała go nawet nienawidzić. Nie szanował nikogo i niczego, zachowywał się, jakby cały świat został stworzony dla jego przyjemności. Hermiona wierzyła, że będzie dla niej dobry i czuły, a on tak z niej drwił. Zastanawiała się, czy kochał chociażby swoich synów, czy traktował ich jedynie jako potwierdzenie męskości.

— Moja żona została doświadczona przez bogów i ludzi — odparł twardo Menelaos. — Ze wszystkich zamieszanych w tę wojnę ona była najmniej winna. Nie chcę słyszeć nic innego. A ja mam wielu wpływowych przyjaciół w Helladzie.

Helena uśmiechnęła się i ścisnęła jego rękę. Nie wiedziała, czym zasłużyła na takiego męża.

— Wiem, że połączyły was więzy broni podczas wojny. Ale ja także tam walczyłem — przypomniał Neoptolemos. Przegryzł wargę.

— Przecież mówię, że nie chcemy kolejnej wojny, a ty, książę, cały czas tak brzmisz! — przerwał mu Menelaos.

Helena przyjrzała się teraz dokładniej twarzy zięcia. Nie wyglądał na pijanego, ale jego policzki były zaczerwienione, a oczy rozbiegane. Rzeczywiście na samą wzmiankę o wojnie książę ekscytował się i zachowywał, jakby już gotował się do boju. Po jej skórze przeszedł dreszcz. Pochodziła ze Sparty, większość życia spędziła wśród żołnierzy. Widziała, jak niektórzy nie potrafili odnaleźć się po powrocie z wojny, stawali się nerwowi i chwilami agresywni. Szukali wrogów wśród bliskich, skoro nie mieli ich już za murami miasta. Niektórzy po jakimś czasie odzyskiwali spokój i znów byli miłymi, przyjaznymi ludźmi. Gdyby miała choć cień nadziei, modliłaby się, żeby również dusza Neoptolemosa została wyleczona, ale przecież nie stało się to przez lata.

— Czy ktoś w końcu da mi dojść do głosu? — Usłyszała nagle Hermionę.

— To twoi rodzice zaczęli ten temat, żono — odparł złośliwie Neoptolemos.

— Mów, dziecko. — Helena prawie weszła mu w słowo. Przypomniała sobie zdarzenia sprzed lat, czas, gdy siedziała zamknięta w komnacie, a Grecy i Trojanie dywagowali, do jakiego mężczyzny powinna należeć. Wtedy uświadomiła sobie, jak bardzo jej zdanie jest ignorowane i nie jest ważne, co ma do powiedzenia, a w co chcą wierzyć inni. Pragnęła dla swojej córki lepszego życia.

— Nie dam ci tej satysfakcji i nie ucieknę od ciebie, żebyś mógł wziąć sobie jakąś uległą dziewczynę — zapowiedziała Hermiona. — Ale nie mam zamiaru udawać, że nic się nie stało. Popieram pomysł mojego ojca i nie zrobię nic, by was pogodzić. — Uniosła głowę z dumą.

Neoptolemos skrzywił się, ale trudno było stwierdzić, czy ta decyzja go zdenerwowała, czy po prostu tak reagował na żonę. Helena zerknęła na Menelaosa. Liczyła, że jednak bardziej zagrozi niewiernemu, że zasugeruje, że Hermiona w każdej chwili może wrócić do Sparty, ale nie zrobił tego. Mimo wszystko cały czas myślał politycznie.

Andromacha spacerowała z dziećmi po ogrodzie. Chłopcy nie byli zadowoleni z nowego domu, nie przepadali za swoim ojcem i bali się Hermiony. Najwięcej radości sprawiał im czas z dziadkiem, ale staruszek źle się czuł i musiała pilnować, by Per i Pieli za bardzo go nie męczyli.

— Dzień dobry! — przywitała ich nagle Bryzeida. — Jak się macie, dzieci?

— Dobrze, ale trochę jestem głodny. — Per jak zawsze odpowiedział pierwszy. — Kiedy będzie obiad?

— Służba zajmuje się w pierwszej kolejności gośćmi waszego taty — odpowiedziała Bryzeida. — Ale możemy pójść do kuchni i czegoś poszukać. Wasza mama trochę odpocznie, dobrze?

Chłopcy posłusznie złapali ją za ręce i pozwolili się poprowadzić. Andromacha była wdzięczna, że nie namawiali jej do pójścia z nimi. Chyba nie mogłaby patrzeć na jedzenie, bo od rana ciągle czuła dziwny posmak w gardle. Na samą myśl zakręciło jej się w głowie i prawie upadła, ale podtrzymało ją czyjeś ramię.

— Wszystko w porządku? — Usłyszała aksamitny, wysoki głos, który rozpoznałaby wszędzie. To była Helena.

— Boli mnie głowa i brzuch — przyznała z niechęcią. — Na stole leży woda z cytryną, powinna pomóc. Czy możesz mi podać?

Helena pomogła jej usiąść na ławce i pobiegła spełnić prośbę. Andromacha uświadomiła sobie, że mimowolnie została pierwszą osobą, której powiedziała o swoim stanie. Nie zrobiła tego wprost, ale jeśli Helena rzeczywiście tak interesowała się lecznictwem i zielarstwem, z pewnością potrafiła rozpoznać takie objawy i wiedziała, kto najczęściej używa cytryny do uspokojenia mdłości.

— Już lepiej? — spytała królowa Sparty. Andromacha miała wrażenie, że zrobiła to z jakimś rodzajem troski.

— Na razie tak — odparła Trojanka. Była wdzięczna, że druga kobieta nie drążyła tematu jej ,,choroby". — Możesz iść... pani.

— Zostanę, póki w pełni nie poczujesz się dobrze — zaoferowała Helena. — I nie tytułuj mnie. Ja jestem królową, a ty wdową po przyszłym królu. Jesteśmy równe.

Andromacha przyjrzała się jej, próbując dostrzec w zachowaniu Heleny cień ironii, ale wydawało się, że ta jest w pełni szczera. To było dziwne, zawdzięczać coś osobie, której przez tyle lat się nienawidziło. Przyzwyczaiła się postrzegać Helenę jako kłamczuchę, która doprowadziła do zagłady jej kraj i rodzinę. Ale... Jej ukochany Hektor darzył tę kobietę sympatią. Pamiętała, że na początku była o to strasznie zazdrosna, ale potem uznała, że to nie ma sensu, skoro nazywał ją ,,siostrą". Kasandra też przyjaźniła się z Heleną, nawet jeśli z jakiegoś powodu się z tym kryły. Helenos też ją lubił i zawsze ciepło wspominał. Nie mogła zarzucić żadnemu z nich, że dawało się zaślepić czy zmanipulować.

— Nie miałam okazji ci tego powiedzieć. Nie chciałabym rozdrapywać ran, ale bardzo współczuję ci straty rodziny i syna. I Hektora oczywiście. Nie ma dnia, żebym go nie opłakiwała — odezwała się po raz kolejny Spartanka. — Za każdym razem, gdy palę lary za moich rodziców i braci, polecam też opiece Hadesa i Persefony całą rodzinę królewską z Troi, która straciła życie w tej strasznej wojnie.

— Dziękuję — wydusiła Andromacha.

Patrzyła uważnie na Helenę. Przez lata w Troi traktowała ją jak posąg bogini – piękny, ale zimny i zdystansowany, nieumiejący rozumieć ludzi czy z nimi współodczuwać. Jako młodziutka dziewczyna zazdrościła królowej urody i podobno legendarnego powodzenia. Tymczasem teraz siedziała przed nią prawie czterdziestoletnia kobieta, nadal bardzo piękna i elegancka, ale z widocznymi zmarszczkami pod oczami. Nosiła prawdziwie boską złotą suknię z bogato zdobionym dekoltem oraz półprzezroczystymi zasłonami przyczepionymi do spódnicy i ramion... Ale z jej twarzy biła powaga i zaduma osoby, która zaznała wielu przeciwności w życiu.

Może obie były po prostu kobietami skrzywdzonymi przez ,,straszną wojnę".

— Ja też współczuję ci, że straciłaś braci i matkę — odważyła się powiedzieć Andromacha. — Słyszałam, że Kastor i Polluks patrzą na nas teraz z gwiazd i strzegą żeglarzy w drodze. Mój Pergamos uwielbia opowieści o nich.

— Bliźniakom na pewno się to podoba. — Uśmiechnęła się spokojnie Helena. — A jak miewa się Helenos?

— Chyba dobrze — odparła Andromacha. — Stworzył w Epirze zastępczą Troję, przynajmniej tak lubimy myśleć. Bardzo tęsknię za tym miejscem — wyznała mimo woli.

— Chciałabyś tam wrócić? — Helena spojrzała na nią pytająco.

— Oczywiście! — zawołała Andromacha.

Ugryzła się w język. Neoptolemos nie łudził się, że jest szczęśliwa we Ftyi, ale z jakiegoś powodu wolał, by inni mieli co do tego wątpliwości. Może chciał, aby ludzie wierzyli, że chociaż jedna kobieta pragnie z nim żyć, nawet jeśli była od niego starsza i pochodziła z wrogiego ludu. Ale Helena i tak miała zaraz wrócić, a ona nie wytrzymywała już tego duszenia się i skrywania własnych uczuć. Wszyscy sądzili, że powinna być wdzięczna, bo jako nałożnica nie pracuje i ma dostęp do wygód, ale ona szczerze tego nienawidziła i chciała, aby choć jedna osoba to zrozumiała.

— Nie myśl, że jestem tu dla przyjemności. Nienawidzę Neoptolemosa. Z biegiem czasu zrozumiałam, że nie wszyscy Grecy to nasi wrogowie, ale on jest moim. Gdybym mogła, zabrałabym dzieci i uciekła do Epiru, do Helenosa, i nigdy więcej się stamtąd nie ruszała.

,,Chyba, że mój syn rzeczywiście zabierze mnie kiedyś do Azji Mniejszej" dodała w myślach. To jedno musiało pozostać jej sekretem".

— Ale nie możesz tego zrobić — domyśliła się Helena.

— Nie mogę. To do niego należą dzieci. Gdybym się sprzeciwiła, zabrałby mi je. Już pozbawił mnie Astianaksa. Drugi raz sobie na to nie pozwolę!

Helena uniosła brew z ciekawością. Musiała dostrzec coś dziwnego w słowach o Astianaksie i zapewne rozważała już w umyśle, co znaczyło, że Neoptolemos pozbawił Andromachę syna. Na szczęście, znów zrozumiała, że nie powinna pytać. Andromacha sądziła, że nie dałaby rady wspominać teraz o dniu upadku Troi.

— Mądrze robisz — powiedziała tylko. — Matka powinna robić wszystko, co w jej mocy, aby nie stracić więzi z dzieckiem. W przeciwnym wypadku bardzo pożałuje.

Andromacha pokiwała głową i ze zdumieniem odkryła, że ta kobieta ją rozumie. Do tej pory wyobrażała sobie, że wyszła z wojny bez szwanku i żyła teraz w idyllicznej krainie, nie przejmując się ludźmi, którzy zapłacili za jej wybory. Ale teraz wyglądała na smutną i zamyśloną. Właściwie Hermiona też nie wydawała się specjalnie zadowolona z przyjazdu matki. Może Helena dobrze wiedziała, o czym teraz mówi?

— To mi przypomina tę nałożnicę Parysa, Febę. Ona walczyła jak lwica, by móc urodzić i wychować swoje dziecko. Helenos mówił mi, że są szczęśliwi w Tracji — odezwała się Trojanka. Przeczuwała, że jeśli wspomni zmarłego księcia, rozmowa może pójść w kierunku, który wiele jej wyjaśni.

— Powinien się z nią ożenić — stwierdziła Helena. — Wszystkim wyszłoby to na dobre. Niemniej... Agamemnon pewnie i tak nie zrezygnowałby z bogactw Troi. — Przechyliła głowę i posłała znaczące wspomnienie Andromasze. — Wiem, czego oczekujesz. Dalej, zapytaj mnie.

Andromacha westchnęła i zacisnęła ręce. Nie chciała wracać do tamtych czasów. Starała się myśleć, że los się już ułożył i nie ma sensu rozmyślać nad jego meandrami. Mimo to spojrzała na Helenę i zapytała:

— Dlaczego popłynęłaś z Parysem?

— Bo byłam za mało sprytna. — Helena uśmiechnęła się gorzko. — Parys próbował mnie uwodzić w Sparcie, ale dałam mu znać, że nie ma szans. Zawarł więc układ z moją służącą Ajtrą. Nienawidziła mnie, od kiedy moi rodzice pokonali Tezeusza i pojmali ją w niewolę. Zgodziła się podać mii zioła usypiające i pomóc mu wywieźć mnie do Troi pod warunkiem, że Parys zabierze ją ze sobą. Gdy się obudziłam, byłam już w szczerym morzu...

— To straszne... — wydusiła Andromacha. Nawet jeśli Helena sama nie postępowała właściwie, nie zasłużyła na takie traktowanie.

— Teraz wiem, że powinnam do końca się sprzeciwiać i przekonywać wszystkich, że nie chcę być w Troi. Ale strasznie się bałam, że zostanę więźniarką albo służącą. A przecież przywykłam do losu księżniczki i królowej. Wierzyłam, że czyn Parysa będzie tak szalony politycznie, że król mu się sprzeciwi albo że mój mąż i posłańcy przekonają Trojan. Ale okazało się, że Priam jest zbyt zapatrzony w utraconego syna, a Agamemnon za bardzo kocha władzę i bogactwa. Przez moją głupotę i tchórzostwo wszyscy zostaliśmy skazani na dziesięć lat wojny, a niektórzy nawet na śmierć. Przepraszam. Wiem, ile przez to straciłaś.

Teraz Andromacha mogła dać ujście swoim emocjom. Powiedzieć Helenie, że to wszystko przez nią, że nie zasłużyła na przebaczenie i jest winna śmierci Hektora. Ale nie mogła. Naprawdę były boleśnie podobne. Ona też pozornie godziła się na życie z Neoptolemosem. Co prawda, jej motywacje opierały się na bezpieczeństwie dzieci, nie własnym, ale domyślała się, że w oczach wielu jest zdrajczynią, która oddała się wrogowi dla korzyści. Ona tak samo latami myślała o Helenie. Najwidoczniej nie da się nienawidzić kogoś, kogo się rozumie.

— Wybaczam ci — szepnęła. — Ja jestem w bardzo podobnej sytuacji. Każda z nas podejmuje swoje wybory i musi za nie płacić. Mam nadzieję, że teraz jesteś szczęśliwa.

— Jestem — zapewniła Helena. Jej twarz się rozjaśniła. — Całe życie kochałam tylko Menelaosa. Przeżywam wiele trudności, nigdy nie uwolnię się od konsekwencji wojny, ale dla niego zniosłabym i gorsze rzeczy.

— Cieszę się. Hektor na pewno by tego chciał.

— Mam nadzieję, że pewnego dnia ty też będziesz szczęśliwa.

Andromacha uśmiechnęła się. Do jej oczu napłynęły łzy, ale nie czuła się smutna. Raczej wyzwolona i szczęśliwa, że nie musi już nienawidzić i rozpamiętywać. Patrzyła na Helenę i myślała, że rzeczywiście życzy jej dobrze i nie zastanawia się nad jej wyborami. Nie pamiętała potem, która pierwsza wyciągnęła ręce w stronę drugiej.

Menelaos chciał jak najszybciej wyjechać z Ftyi i zapomnieć o swoim zięciu. Uważał się za dobrego stratega i polityka, ale teraz czuł się przytłoczony ilością goryczy i nienawiści w tym domu. Gdyby jeszcze mógł liczyć na jakąś współpracę z córką... Ale Hermiona, chociaż nie ukrywała, że nie jest zadowolona w małżeństwie, nie wykazywała żadnej inicjatywy. Nie wspomniała ani słowem o odejściu od Neoptolemosa i powrocie do Sparty, nawet jeśli Helena z chęcią by do tego doprowadziła. Wydawało się, że ich córka jest śmiertelnie obrażona na swoich rodziców i nie wierzy w ich dobre intencje.

Dawno nie ogarniała go taka frustracja. Kochał Hermionę ponad życie i przywykł do tego, że jest dla niej bohaterem i świetnie się rozumieją. Po powrocie z wojny się to zmieniło. Każde z nich żyło po swojemu i córka nie wykazywała zainteresowania głębszymi kontaktami. Bolało go przez to serce, zwłaszcza że nie rozumiał, czym ją tak skrzywdził. Ale nie nawykł do długiego opowiadania o uczuciach i żalenia się, miał wrażenie, że gdyby pytał ją o przyczyny, byłoby to narzucaniem się.

Może powinien tupnąć nogą i oznajmić córce, że nie będzie żyła z kimś, kto jej nie szanuje. Może Hermiona wstydziła się poprosić o rozwód i gdyby sam to zaproponował, byłaby mu wdzięczna i wybaczyłaby mu przeszłość. Ale istniała też szansa, że obraziłaby się na niego i uznała, że bycie porzuconą żoną to wstyd. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie jest to wykluczone. I nie powinien zapominać o racji stanu, a Neoptolemos nie mówił do końca głupio, gdy stwierdził, że jeśli król Sparty poparłby rozwiązanie małżeństwa, byłaby to klęska wizerunkowa.

Rozmyślał o tym wszystkim, spacerując po dziedzińcu pałacowym, gdy dojrzał wychodzącą ze strony kuchni Bryzeidę z dwoma małymi chłopcami. Zapewne byli to synowie Neoptolemosa i Andromachy. Nie miał teraz ochoty z nikim rozmawiać, ale przecież znał narzeczoną Achillesa dość dobrze spod Troi, więc grzeczność nakazywała się przywitać.

— Witajcie — powiedział spokojnie.

— Witaj, panie — przywitała się uprzejmie Bryzeida. — Chłopcy, to jest król Sparty Menelaos.

Młodszy z dzieci zaczerwienił się i tylko skinął głową, po czym wyszeptał coś pod nosem. Przypominał nieco króla Peleusa, miał jego delikatne rysy i jasną cerę, za to kasztanowe włosy odziedziczył po ojcu. Oby miał łagodniejszy charakter.

Za to jego starszy brat od razu wyrwał się do przodu i zawołał:

— Dzień dobry. Znałeś, panie, mojego dziadka?

— Znałem. Ciężko było go zapomnieć — stwierdził Menelaos i uświadomił sobie, kogo przypomina mu ten chłopiec. Wyglądał jak dziecięca wersja Achillesa. Miał jego jasne, podobne odziedziczone po bogach włosy, niebieskie oczy i zdecydowane rysy. W jego spojrzeniu było już coś, co przypominało wyzwanie, jakie Achilles rzucał Trojanom na polu bitwy.

— Nie męczcie króla, dzieci — poprosiła Bryzeida, zwracając się do obu podopiecznych. — Pobawcie się na dziedzińcu. Na szczęście, nie jest jeszcze bardzo gorąco.

— Dobrze — zgodził się Pergamos i pociągnął za sobą swojego młodszego braciszka. — Bawimy się w pojedynek Hektora i Achillesa, tak?

Menelaos patrzył, jak biegną w stronę kolumn. Przez chwilę myślał, jak bardzo żałuje, że sam nie mógł widywać swojej córeczki, gdy bawiła się w ten sposób. Być może wtedy ich historia potoczyłaby się inaczej. Ale dręczyło go jeszcze coś, czego nie umiał nazwać.

— Jak się miewasz, panie? — Bryzeida przerwała mu rozważania.

— Nie uskarżam się. W końcu osiągnąłem to, czego chciałem — odparł król. — A ty? — Nie wiedział, czy należało ją jakoś tytułować. W końcu w obozie Greków była niewolnicą. Ale gdyby Achilles przeżył wojnę, wziąłby ją za żonę, a i teraz zdawała się pełnić rolę przyszłej królowej matki Ftyi.

— Dobrze, dziękuję, ale... — Bryzeida westchnęła głęboko. Nerwowo obracała dłonie. — Przepraszam, panie, za Neoptolemosa. Starałam się przekazać mu wszystko, co dobre. Ale on jest bardzo buntowniczy. Chyba... za wcześnie wyruszył na wojnę... — Wargi jej drżały.

— Nie przepraszaj za niego. — Menelaos uniósł rękę. — Nasze dzieci nie zawsze zachowują się tak, jak tego pragniemy. Właściwie zazwyczaj nas zaskakują.

— To prawda. — Bryzeida uśmiechnęła się i uciekła wzrokiem do swoich przybranych wnucząt. — Mam nadzieję, że oni zaskoczą mnie tylko radośnie. I... te biedne dzieci na pewno nie są zainteresowane dziedziczeniem po swoim ojcu, panie. Tęsknią za Epirem. Nie stanowią żadnego zagrożenia dla Hermiony i jej przyszłych dzieci.

— Nie myślę tak. To nie nasza wina, w jakiej rodzinie przychodzimy na świat. Liczy się to, gdzie zmierzamy dalej — odpowiedział Menelaos.

Zerknął w stronę synów Neoptolemosa. Pergamos wołał coś do Pielosa, machając energicznie rękami, gdy jego braciszek stał bez ruchu. I uświadomił sobie, co go bolało, gdy patrzył na nich. Byli jednocześnie Hellenami i Trojańczykami. Urodzili się z powodu wojny. Helena podejrzewała, że poczęli się w wyniku gwałtu. Teraz bawili się beztrosko, ale za kilka lat uzmysłowią sobie, jakie wydarzenia stały za ich przyjściem na świat i będą musieli z tym żyć, tak jak on ze świadomością, co zrobili jego ojciec i dziadek.

Na całym Peloponezie były zapewne dziesiątki, jeśli nie setki takich dzieci. Jakaś ich część pochodziła ze szczęśliwych, opartych na miłości związków tak jak synowie i córka Diomedesa i Kressydy. Ale życie większości zaczęło się w brutalności i bólu. Stał za tym on, chcący odzyskać żonę, i jego żądny władzy brat. Nie mógł brać odpowiedzialności za każdego żołnierza, ale teraz poczuł, że zapomniał o czymś ważnym i przegapił najbardziej niewinne ofiary tej wojny.

— Zapewniam cię, że z mojejstrony nie czeka tych dzieci żadna krzywda — szepnął do Bryzeidy.

Bryzeida nie zdążyła odpowiedzieć, gdy dobiegły ich głosy dwóch kobiet. Były to Helena i Andromacha. Spacerowały razem i rozmawiały, patrząc sobie w oczy. Zaskoczyło to Menelaosa bardziej niż większość rzeczy, z którymi zetknął się w ostatnich dniach. Jego ukochana opowiedziała mu szczegółowo, co przeżywała w Troi, więc doskonale wiedział, że żona Hektora od początku traktowała ją jak wroga i intruza. Spodziewał się, że teraz, gdy ona i ich córka, przynajmniej w teorii zabiegały o jednego mężczyznę, ta niechęć się zwiększy. Ale one wyglądały... prawie przyjaźnie.

— Dzień dobry, chłopcy — zawołała lekko Andromacha do swoich synów. — Nie męczyliście za bardzo cioci?

— Nie — odkrzyknął Pergamos. — Ale Pieli mnie nie słucha i nie umie się bawić.

Andromacha ruszyła w ich stronę. Młodszy chłopiec uczepił się jej sukienki, najwidoczniej szukając ,,ratunku" przed bratem. Menelaosowi zrobiło się trochę lżej na duszy. Wydawało się, że przynajmniej te dzieci miały kochającą i opiekuńczą matkę. Zapewne wielu podobnych do nich nie miało tyle szczęścia.

— Andromacha trochę źle się poczuła, pomogłam jej — wyjaśniła Helena. — Ale już jest wszystko w porządku.

— To dobrze — odpowiedziała spokojnie Bryzeida. — Cieszę się, że... nie jesteście na nią źli.

— Ja wcale — zapewniła ciepło Helena. — To nie jej wina.

Menelaos spojrzał jej w oczy. Przy Bryzeidzie czuli się dość swobodnie, więc żona szybko ujęła jego rękę. Domyślał się, że po powrocie do Sparty czekają ich długie rozmowy.

Serce Eneasza zabiło mocniej na widok majaczącej półwyspu. Już wkrótce miał stanąć na nowej, obiecanej przez bogów ziemi. Znaleźć się w swojej wymarzonej Italii, która miała stać się kolejną Troją.

Zastanawiał się, czy będzie umiał kochać to miejsce tak mocno, jak swoją ojczyznę, gdzie biegał do ojca, trzymał w ramionach żonę i zwierzał się przyjaciołom. Ale bardzo pragnął mieć dom. Przez siedem lat przywykł do bycia uchodźcą, człowiekiem bez ziemi, ale tęsknił za czuciem się u siebie. Skończył trzydzieści dwa lata, uchodził już za w pełni dojrzałego człowieka, a tułał się od kraju do kraju i wszędzie był gościem.

— Ojcze, ludzie pytają, czy mamy przybijać do brzegu? — Podszedł do niego syn. Askaniusz miał czternaście lat i teraz zaczął uchodzić za dorosłego. Bardzo przypominał swoją matkę Kreuzę, odziedziczył jej delikatną urodę i okrągłą buzię. Wydawał się niewinny i subtelny, ale Eneasz wiedział, że chłopak ma w sobie dużo gniewu i mocy. Może to wina tego, że nie dane mu było posmakować zwyczajnego, spokojnego dzieciństwa.

— Tak, wydaj rozkaz — poprosił. Zdawał sobie sprawę, że dla Askaniusza poczucie bycia u władzy było bardzo ważne.

Zeszli na ziemię, która nie różniła się od tych greckich czy azjatyckich. Zielona trawa pięła się do góry, a okolica otoczona była niskimi roślinami, takimi jak cyprysy czy drzewa oliwkowe. Szum morza brzmiał kojąco i przypominał mu czasy wczesnej młodości, gdy wieczorami wymykali się z Troilusem na plażę Troi.

,,Tu będzie mój dom" powtarzał sobie. ,,Ta tułaczka się skończyła. Jestem u siebie".

Uklęknął i wbił miecz w ziemię. Obiecał, że gdy znajdzie się w Italii, zmówi modlitwę do Aresa i powierzy mu siebie i swój lud. Czuł się z tym dziwnie, bo przez ostatnie tygodnie poznał go jako... prostego, spontanicznego mężczyznę, niejako członka swojej rodziny. Czasem wręcz wzbudzało to w nim niepokój, ale tak wyglądało życie potomków bogów. Właściwie dobrze, że teraz miał pewność, że u boku jego matki jest ktoś, kto o nią dba.

Wzniósł wzrok do góry i wyszeptał:

— ,,W hełmie złocistym Aresie przemożny i hardy,

zbrojny spiżem i tarczą, państw opiekunie,

w boju potężny, o twardej i niestrudzonej prawicy,

tarczo Olimpu i ojcze Nike niosącej zwycięstwo,

mężów najsprawiedliwszych przywódco, podporo Temidy,

berło dzierżący odwagi, usłysz mnie, ludzi stronniku,

ześlij z niebios na mój żywot moc Aresową,

bym zdołał odpędzić klęskę i ugiął ducha gorliwość"!

Zostawił swoich ludzi na prowizorycznym dziedzińcu i wszedł do niewielkiej komnaty o szarych ścianach, na których wymalowano sceny z Apollem, a później Heraklesem pomagającymi budować mury Troi. Eneasz uśmiechnął się na ten widok. Przypomniał mu o domu. Nie wszystko przepadło.

Na środku sali przy małym stoliku siedział mężczyzna o jasnych włosach i przeglądał jakieś mapy. Z boku znajdywała się młoda rudowłosa kobieta pochylona nad kołyską.

— To ja... Eneasz... — wykrztusił, próbując zwrócić na siebie uwagę. Czuł się zawstydzony jak dziesięciolatek, który poznaje nowych przyjaciół.

— Och! — Mężczyzna wstał od stołu. Rzeczywiście miał przed sobą Helikaona, ale ten nie był już tym zamyślonym, ponurym młodzieńcem, który chował się w cieniu ojca. Nabrał powagi i postury, a jego oczy wydawały się wesołe i pogodne. — To ty. Witaj, nie widzieliśmy się siedem lat.

Eneasz uśmiechnął się i pozwolił przytulić. Nigdy się nie przyjaźnili, choć poślubili dwie siostry, ale teraz każdy człowiek z Troi był mu bliski i drogi.

— Jesteś sam? Słyszałem, że uratowałeś z Troi wielu ludzi — mówił z ekscytacją Helikaon i wskazał na rudą kobietę, która zdążyła się podnieść i porwać dziecko w ramiona. — To moja żona, Kasja, pochodzi z ludu Wenetów. I nasza córeczka Teano[1]. Mamy jeszcze syna Rufusa.

— Dzień dobry. — Kasja nieśmiało skłoniła głowę. — Może ja zobaczę, co u niego, a wy sobie porozmawiacie.

— Jest nieśmiała, ale ma złote serce — powiedział Helikaon, gdy jego żona zniknęła za drzwiami. — Chyba nie marzyła o roli pani domu. Gdy poznacie się bliżej, na pewno się polubicie.

— Cieszę się, że jesteś zadowolony z życia — zapewnił Eneasz. Przynajmniej tak wnioskował po tonie głosu rozmówcy. — Słyszałem, co spotkało twojego syna z Laodike. Przykro mi.

— Mnie też. Musiałem się nauczyć, że radość z życia nie odbiera mi pamięci o nim — westchnął Helikaon. — Mi też przykro z powodu Kreuzy i twojego ojca.

— Sądzę tak samo. Czy ja i moi ludzie moglibyśmy zatrzymać się u was na dzień czy dwa? Tylko by przemyśleć strategię.

— Oczywiście, zawołaj tu swoich towarzyszy. Ojciec pojechał doglądać prac w mieście, nadal świetnie się trzyma. Gdy wróci, porozmawiamy.

Helikaon dotrzymał słowa i wieczorem uchodźcy z Troi siedzieli w głównej sali razem z rodziną panującą w Patavium. Eneasz przekonał się, że kuzyn jego żony nie kłamał. Antenor praktycznie nie zmienił się od dnia, gdy opuścił swoją ojczyznę. Wciąż pozostawał czynny i energiczny, jakby ostatnie lata nie miały w ogóle miejsca. Przez głowę Eneasza przemknęło, że ten człowiek chyba w ogóle nie miał wyrzutów sumienia z powodu swojej zdrady, a przecież pośrednio doprowadził do zagłady Ilionu oraz śmierci wielu ludzi, w tym własnej siostry i jej dzieci. I jego ukochanej Kreuzy.

— Gdzie planujecie się osiedlić? — zapytał Helikaon, w przerwach między popijaniem kykeonu. — Podróżowaliście siedem lat. Zapewne potrzebujecie trochę spokoju.

— Moja matka nakazała nam Lacjum — odpowiedział Eneasz. — I kazała nam zwrócić się o wsparcie do Diomedesa z Argos. Wprawdzie zranił ją w trakcie wojny, ale wierzy, że spokorniał i stanie po mojej stronie.

— Z pewnością się zgodzi! — potwierdził Helikaon. — Utrzymujemy z nimi stosunki i bardzo się cenimy i szanujemy. Król podróżuje między Argos a Apulią, ale obecnie jest w Italii.

— To prawda — potwierdził Antenor i zastukał w kielich. Chyba chciał przypomnieć, że to on jest panem tego domu. — Poza tym Diomedes jest teraz blisko Trojan. Poślubił Kressydę, córkę kapłana Kalchasa.

— Ach! — Eneasz wykrzyknął jak młódka. Pamiętał Kressydę z Troi. Jego najbliższy przyjaciel Troilus darzył ją uczuciem i rzeczywiście wyznał mu, że wybrała jednego z Greków. Przez chwilę zastanawiał się, czy sojusz z tymi ludźmi nie będzie zdradą pamięci Troilusa, ale on z pewnością chciałby, aby Trojanie dostali nową szansę.

— Ona jest bardzo miła i życzliwa — dodała z niespodziewanym ożywieniem Kasja. — Bardzo mi pomagała, gdy spodziewałam się pierwszego dziecka.

Patavium ciągle było w trakcie budowy, toteż żyło się tu prościej i bardziej surowo niż w Troi. Najwidoczniej dlatego Kasja bezceremonialnie przyniosła na kolację swojego trzyletniego synka, który teraz spał wtulony w jej piersi. Helikaon od czasu do czasu pochylał się, by pogłaskać jego włosy. Eneasz uśmiechał się pod nosem. Najwidoczniej rzeczywiście szwagier pogodził się ze stratą pierwszej rodziny i cieszył się życiem.

— Będzie przyjemnie powspominać stare dzieje — stwierdziła Hippodameja. — Mam nadzieję, że zabierzesz mnie do Apulii, bracie.

— Nie śmiałbym nie. Jesteś lepszym dyplomatą ode mnie.

Siostra uśmiechnęła się, ale Askaniusz zmarszczył czoło. Eneasz przyjrzał się synowi, nie rozumiejąc jego reakcji. Przecież lubił swoją ciotkę i traktował ją jak zastępczą matkę.

— W Lacjum z kolei panuje król Latynus. — Antenor wrócił do przerwanego tematu. — Jest spokojny i pokojowy, z pewnością nie będzie stawał ci na drodze. Ma jedną córkę Lawinię, więc nie będziesz musiał konkurować z jego synami. Mam nawet pewien pomysł...

— Jaki? Jaki? — dopytywała Hippodameja, która najwidoczniej wpadła w nastrój do pogawędek.

Antenor rozejrzał się po sali, ale tylko potrząsnął głową.

— Porozmawiamy o tym jutro. Teraz czas iść spać. Mimo wszystko jestem już starym człowiekiem.

Pałac w Patavium był jeszcze dość mały, więc większość przybyszów ulokowano we wspólnych komnatach, ale Eneasz dostał osobną, przed czym się bronił. Tłumaczył, że nie chce się wynosić ponad swoich ludzi, ale Antenor uparł się, że nie jest prowincjuszem i musi godnie przyjąć przywódcę nowego narodu.

Eneasz szykował się już do snu, gdy ktoś zapukał do jego drzwi. Spodziewał się, że to Askaniusz albo Hippodameja, ale zastał za nimi Antenora.

— Możemy porozmawiać? — zapytał gospodarz. — Wolę dyskutować, gdy jest mniej osób.

— Tak, proszę. — Eneasz wpuścił do środka i wskazał miejsce na fotelu. — Jeszcze raz dziękuję za gościnę.

— Nie musisz, chłopcze. To ja dziękuję, że zechciałeś do nas zawitać. Ostatecznie pod koniec wojny byliśmy... przeciwnikami.

Eneasz nie poprawił, że jest już dojrzałym mężczyzną, jedynie pokiwał głową. Wyobrażał sobie, że Antenor jest dumny ze swoich decyzji i poparcia dla zwycięskiej strony. Teraz jednak wyglądał na smutnego i zakłopotanego.

— Każdy dokonywał swoich wyborów, a żadna ze stron nie była nieskalana. Ja do końca walczyłem za Troję, chociaż wiedziałem, że Parys źle zrobił i domyślałem się, że Helena została porwana. Nie powinienem nikogo oceniać.

Ze zdumieniem stwierdził, że mówił prawdę. Cała ta wojna była czasem przeklętych sytuacji i okrutnych zachowań. Menelaos miał prawo odzyskać swoją żonę, a Trojanie bronić swojego domu. On podążył za tą drugą wartością, ale przez wiele lat zastanawiał się, czy wybrał dobrze.

— Dziękuję ci, chłopcze. Cieszę się, że przeżyłeś, ale przykro mi z powodu Kreuzy. Była najsłodsza i najmilsza z moich siostrzenic. — Antenor westchnął. — Codziennie modlę się, aby cienie Hekabe i jej dzieci wybaczyły mi to, co się stało. Ale byłem przekonany, że tę wojnę trzeba jak najszybciej zakończyć. Przez upór Parysa i Priama zginął Hektor... Ale nie chciałem doprowadzić do takiej rzezi.

— Za wiele się nawarstwiło przez te dziesięć lat — odparł ze współczuciem Eneasz. — Ten koszmar musiał się wydarzyć i to nie była wina jednego człowieka. To wszystko zaszło za daleko.

— Dziękuję — powtórzył Antenor, a w jego oczach błysnęły łzy. W Troi nigdy nie był tak pokorny. — Teraz żyjemy z Grekami w pokoju. Mam nadzieję, że z tobą będzie tak samo i zdobędziesz poparcie króla Diomedesa.

— Ja też mam taką nadzieję — zapewnił Eneasz. — Dość wojen.


1.,,(...) nasza córeczka Teano" – W mitologii Teano było imieniem żony Antenora.


Cześć, witajcie w kolejnym rozdziale. Standardowo liczę, że się Wam spodobał :)

Standardowo też kilka komentarzy autorskich:

1. ,,Andromacha" Eurypidesa opisuje spór między Neoptolemosem a Hermioną i jej rodziną. Menelaos stanął po stronie córki i zażądał od zięcia wyrzeczenia się nałożnicy. Wygłosił wtedy monolog, którego część zabrzmiała tak:

,,Jest prawo jednakie dla małżonka i żony, gdy krwawo obrazi ją małżonek; i mąz, gdy ma w domu niewiastę wyuzdaną, może swego sromu tak samo tu dochodzić - jeno, że on dużą posiada władzę w ręku, a jej zasię służą pomocą tylko krewne i właśni ojcowie.(...) Cierpienia Heleny sam Bóg zesłał, nie było ni cienia jej winy w tych przygodach(...)"

Przypominam, że to postać, która we współczesnych retellingach reklamowanych jako feministyczne jest opisywana jako wróg kobiet :)

Nie pasuje mi, żeby Hermiona teraz uciekła z Ftyi, więc starałam się wiarygodnie opisać motywacje całej grupki, mam nadzieję, że mi się udało, ale przyjmę uwagi.

2. Po przybyciu do Italii Eneasz rzeczywiście udał się do Diomedesa, ale jego spotkanie z Antenorem jest moim pomysłem.

To chyba tyle :) Moje konto na razie ma się dobrze, ale założyłam też na AO3, nazywam się tak jak tu, więc jeśli chcecie, możecie mnie tam obserwować.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro