Rozdział dwudziesty ósmy. Zatruta krew.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nie ma zła i dobra... Wszystko zależy od tego, jak ty widzisz świat. Nie ma ciemności i światła poza tym, jak ty je postrzegasz. Wszystko zmienia się w mgnieniu oka, a jednak pozostaje takie samo.

Juliet Mallilier ,,Córka lasu"


Bo skoro nic nie jest już ważne

Z naszego "my" zostało mi "ja"

Jestem zły i chciałbym wnieść skargę

Co to jest za syf?

Nie umiem w to grać

I nie mów na to gniew, to ból

Wszyscy ludzie precz, one, two

Potrzebny mi będzie stół

Ja tu będę siedział i knuł(...)

Bo mi życia zabraknie zanim odhaczę

Tych, co nam na dnie pomagali niżej spaść

O ciebie, mój bracie, się boję najbardziej

Bo ciebie nie diabeł, ciebie szukam ja

Vito Bambino ,,Podpalmy to"

https://youtu.be/d4XXGAtFtpk


— Możemy jeszcze raz porozmawiać? — zapytała Helena siostry po śniadaniu. — Na osobności.

— Jeśli chcesz nam coś powiedzieć, to słuchamy oboje — odparła wsparta na ramieniu męża Klitajmestra.

Helena westchnęła w duchu. Miała nadzieję, że bez obecności Ajgistosa Klitajmestra okaże się łagodniejsza i bardziej wyrozumiała wobec swoich starszych dzieci.

— Doceniamy twoją pomoc naszej rodzinie, droga szwagierko — odezwał się Ajgist. — Ale moja żona słusznie zauważyła, że o wychowaniu swoich dzieci powinna decydować sama.

— Ale nie o głodzeniu ich! — zaprotestowała Helena.

Klitajmestra zmarszczyła czoło. Wyglądała na smutną i zawiedzioną. Jakby siostra zrobiła jej jakąś krzywdę.

— Myślałam, że stoisz po mojej stronie. Że rozumiesz moje uczucia. A teraz bronisz córki Agamemnona, która jest taka sama jak jej ojciec!

Helena umilkła. Tak naprawdę nie wiedziała, po czyjej stronie stanąć. Przerażała ją złość i bezwzględność Klitajmestry, ale nie spędzała z nią przecież całego czasu i nie miała pewności, jak zachowuje się Elektra na co dzień. Być może rzeczywiście jest podobna do ojca i Klitaja nie umie już sobie z nią radzić. Chrysotemis wydawała się całkiem przywiązana do matki.

— Nikogo nie bronię, chcę dobrze dla was obu! — zaprotestowała Helena.

Klitajmestra nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ doszli do komnaty dziennej. Aletes skakał po leżance, a Erigone siedziała na dywanie i wpatrywała się w niego z zainteresowaniem. Jej każdy krok był pilnowany, aby unikała nadmiaru podniecenia.

,,Przynajmniej mogłam jej trochę pomóc" pomyślała Helena. ,,To jedno jest coś warte".

— Aletes, uspokój się, zaraz spadniesz i sobie coś rozbijesz! — upomniała chłopca matka.

Aletes zignorował te słowa, ale Erigone odwróciła głowę w kierunku Klitajmestry i powiedziała:

— Mamo, strasznie kręci mi się w głowie.

Klitajmestra podeszła do córki, ale zanim zdążyła jej dotknąć, Erigone upadła na podłogę. Helena krzyknęła krótko, przekonana, że dziewczynka straciła przytomność, ale po chwili Eri zaczęła wić się po podłodze, kręcić głową na wszystkie strony, a z jej ust wydobyła się piana. Klitajmestra próbowała ją przytrzymać, ale dziecko wierzgało, kopało i wyrywało się z jej rąk. Wyglądała, jakby naprawdę panowała nad nią jakaś siła nieczysta, ale Helena była przekonana, że to przez zwyrodnienie i żądzę zemsty swego dziadka ta biedna mała musi tak cierpieć.

— Pomogę ci! — zaoferowała i chciała podejść do Erigone, ale Ajgistos przytrzymał ją.

— Ja to zrobię. Jestem silniejszy. Ty zawołaj służbę — nakazał jej surowo. Z jego oczu Helena wyczytała, że znów uważa ją za winną i stracił do niej wszelki szacunek.

— Rano wracamy do Sparty — powiedziała wieczorem do Klimene, gdy ta czesała jej włosy. — Chcę do domu. Mam dosyć tego miejsca. Nic dziwnego, że Menelaos chciał stąd uciec.

— Nie jest tu przyjemnie — zgodziła się Klimene. — A ja jestem za stara nawet na krótkie podróże.

Helena nie odpowiedziała, zatopiona we własnych myślach. Mykeny może i były do niedawna najpotężniejszym greckim królestwem, ale teraz ponad wszystko tęskniła za Spartą, jej prostotą i zwyczajnością. Tęskniła za Menelaosem, jego bliskością i wsparciem. Przez ostatnie dwie noce po raz pierwszy od pobytu w Egipcie spała sama i przez cały czas kręciła się niespokojnie po łożu, czując brak i pustkę.

— Myślałam, że w domu siostry będzie mi dobrze i lekko. — Ponownie zwierzyła się służącej. — Ale teraz zastanawiam się, czy kiedykolwiek będę mogła z nią jeszcze zwyczajnie rozmawiać. Nie potrafię przymykać oczu na to, co robi Elektrze i co być może robiła Orestesowi. Do tego Ajgistos wini mnie teraz za to, że ataki epilepsji Erigone wróciły.

— Mogę mówić szczerze? — zapytała Klimene.

— Tak, oczywiście.

— Dla mnie to niektórym ludziom z wyższych sfer przewraca się w głowie — zawyrokowała była niewolnica. — Twoja siostra, drogie dziecko, zachowuje się, jakby nie miała sumienia, przecież nawet krowy czy kozy kochają swoje dzieci. Ale jej córka także nie urzeka łagodnością.

Helena mimowolnie zaśmiała się, chociaż nadal przeszywała ją gorycz.

— Masz rację. Przewraca nam się w głowie — przytaknęła. — Dziękuję ci, że jesteś. Możesz iść już spać. Dobranoc.

Gdy Klimene wyszła, Helena uznała, że przed snem potrzebuje udać się do toalety[1]. Włożyła długi ciemny płaszcz na koszulę nocną i opuściła komnatę. Gdy wracała, przechodziła przez komnaty przeznaczone dla królewskich dzieci. Zza drzwi jednej z nich dochodziło gorzkie szlochanie.

,,Może to Elektra" pomyślała Spartanka. Nie znała dokładnie rozkładu mykeńskiego pałacu. Domyślała się, że siostrzenica nie będzie skłonna do zwierzeń, ale głos sumienia nakazał jej delikatne zapukanie do drzwi i uchylenie ich. Wtedy uświadomiła sobie, że pokój należy do Erigone. Dziewczynka leżała na łóżku przytulona do poduszki. W komnacie paliło się kilka świec, dzięki którym Helena mogła zauważyć łzy na twarzy dziecka.

— Ciociu, to ty? — Erigone podniosła jasną głowę.

— Tak, kochanie, ja. Przepraszam, jeśli cię przestraszyłam.

Erigone usiadła na pościeli i spojrzała na nią uważnie.

— Mama i tata zasnęli, a Aletes mnie nie lubi. Mogę dzisiaj spać z tobą?

— Tak, jak najbardziej. Ale może lepiej w gościnnej komnacie. Tam jest więcej miejsca.

Erigone pokiwała głową, zeskoczyła z łóżka i pozwoliła ciotce zaprowadzić się do przydzielonego jej pomieszczenia. Helena była zaskoczona, że dziewczynka, która widziała ją tylko kilka razy w życiu, ufnie zajęła przy niej miejsce i przytuliła się.

— Chcesz mi powiedzieć, dlaczego płakałaś? — zapytała królowa Sparty. — To przez ten atak?

— Tak... Nie... — wydusiła Eri. — Wszystko mnie boli, a inne dzieci nie chcą się ze mną bawić, chociaż jestem córką króla. Mówią, że jestem przeklęta i boją się, że to coś zaatakuje też je. Nawet Aletes tak mówi! — zawołała z rozżalaniem.

Helena przytuliła ją mocniej i pogłaskała włosy dziewczynki.

— To wszystko bzdury. Nic cię nie atakuje i nikt cię nie przeklął. To jedna z chorób, tak jak ospa czy ból brzucha. Przykro mi, że nie udało mi się ci całkiem pomóc, ale wierzę, że da się ją leczyć.

Erigone zerknęła na nią z ciekawością. Helena zastanawiała się, jak wiele może jej powiedzieć. Córka Klitajmestry nie skończyła jeszcze dziesięciu lat, miała prawo nie zdawać sobie w pełni sprawy, czym są zgwałcenie i kazirodztwo i jaką odegrały rolę w historii jej rodziny.

— Niewolnicy mówią... że to kara od bogów, bo mój dziadek zrobił coś, co wolno tylko im — dodała Eri, jakby czytała w myślach ciotki.

— To nie do końca prawda. To żadna kara, po prostu twoja krew jest przez to słabsza. Moja przyjaciółka z Egiptu wyjaśniłaby ci to lepiej niż ja — powiedziała cicho Helena. — Zwierzęta w pewnych przypadkach rodzą się słabsze niż inne. Tak samo jest z ludźmi. Ale można z tym walczyć, odpowiednim trybem życia i medykamentami.

Zauważyła, że siostrzenica przysłuchuje jej się z ciekawością i zaintrygowaniem. Być może w jakiś sposób historie o leczeniu i ziołach sprawiły, że zapomniała o sednie problemu.

— Opowiem ci o tym kiedy indziej. Teraz jest już bardzo późno i powinnaś spać. To też może pomóc twojemu zdrowiu. — Uśmiechnęła się Helena. — Śpij, złotko.

— Dobrze, ciociu — zgodziła się Erigone i przytuliła mocno do jej piersi. Po chwili oddech dziewczynki stał się spokojny i wyciszony.

Helena jeszcze przez jakiś czas leżała i patrzyła w ciemność. Jeszcze pół godziny temu byłaby gotowa zerwać kontakt z Klitajmestrą i unikać jej jak tylko mogła, ale teraz wiedziała, że to niemożliwe. Musiała być blisko Myken, żeby udzielić pomocy Erigone. Pewnego dnia będzie wiedziała jak.

— Nareszcie pozbyliśmy się tej wariatki — mruknął Ajgistos, gdy wóz z Heleną zniknął z pola widzenia.

— Helena to dobra kobieta — odpowiedziała Klitajmestra, ciesząc się, że siostra nie usłyszy słów jej męża. — Ale szkoda, że jest tak zapatrzona w Menelaosa. Powinna wykorzystać sytuację, kiedy Parys się w niej zakochał.

— Zapewne. — Pokiwał głową jej mąż. — Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kto wie, czy Menelaos nie pomściłby swego brata, gdyby żona go nie przekonała.

Klitajmestra z niechęcią przytaknęła. Rzeczywiście, gdyby Menelaos wrócił bez Heleny, zapewne nie pogodziłby się ze śmiercią Agamemnona. Może więc i ona powinna zaakceptować wybór siostry, skoro dzięki temu jej nowa rodzina była bezpieczna, a Helena wydawała się szczęśliwa, nawet jeśli z kimś, kto nie był jej godzien.

— Szkoda tylko, że zachowali lojalność wobec dzieci tego zbrodniarza — powiedziała na głos.

— Musimy być bardziej dyskretni i lepiej pilnować, aby ludzie nie plotkowali o losie dzieci Agamemnona w naszym pałacu — stwierdził Ajgist. — Nie należało się tak śpieszyć z wydawaniem Elektry za mąż. Może w końcu uległaby temu chłopakowi, teraz raczej nie ma na to szans.

Klitajmestra westchnęła. Wciąż bała się gróźb o losie, jaki spotkałby ją jako dzieciobójczynię, ale nie potrafiła pozbyć się myśli, co by było, gdyby butna Elektra zniknęła. To ona mąciła w pałacu i odbierała im szansę na spokój. Dlaczego nie mogła być łagodna i spokojna jak jej siostra Chrysotemis? Podobno kobiety z natury są wrażliwymi, cichymi stworzeniami. Sama Helena broniła się przed zarzutami rozpusty, że z racji płci nie miałaby szans walczyć z Parysem i całą Troją. Co zatem uczyniło Elektrę całkowitym przeciwieństwem takiego obrazu? Czy to Hermiona, która była prawdziwym wybrykiem natury, ją zbuntowała? A może po prostu buzowała w niej krew tych dzikich kobiet z rodu Heliosa, czarownic, uciekinierek, dzieciobójczyń.

,,Powinna skończyć fatalnie, żeby być dobrym morałem dla kolejnych pokoleń" pomyślała ze złością Klitaja. Ale sama nie mogła skrzywdzić córki. Jeśli nie chciała, żeby kolejne królestwa dowiedziały się o losie córki Agamemnona i postanowiły wykorzystać jej prawa do tronu dla własnej korzyści, musiała uspokoić atmosferę w Mykenach. Musiała przynajmniej podjąć próbę pogodzenia się z Elektrą.

Wieczorem postanowiła udać się do komnaty córki. Miała nadzieję, że dwa dni wystarczyły, by Elektra się uspokoiła i córka nie zaatakuje jej już pięściami. Ta dziewczyna była brutalna i nieprzewidywalna. Klitajmestra musiała przyznać, że trochę się jej boi.

Ostrożnie weszła do pokoju córki. Elektra siedziała na łóżku i wpatrywała się pustym wzrokiem w ścianę. Jej czarne włosy opadały niechlujnie na ramiona, a ciało okrywała luźna, prosta niebieska szata z kilkoma fioletowymi pasami przy rękawach i spódnicy.

— Jak się czujesz? — spytała Klitajmestra, gdy córka nawet na nią nie spojrzała.

Elektra odwróciła się w jej stronę i zerknęła na nią ironicznie.

— Skąd ta nagła troska? A może jeszcze liczysz, że sama się tu zabiję?

— Przestań. — Klitajmestra ścisnęła sobie ręce, żeby nie uderzyć tej niewychowanej dziewuchy. — Nie możemy żyć w wiecznym konflikcie, zrozumiałam to. Powinnyśmy się pogodzić. Ty będziesz posłuszną córką, a ja zadbam o twoje bezpieczeństwo.

— Co to znaczy być ,,posłuszną"? Mam uznać, że Orestes nie jest prawowitym następcą tronu? Wyrzec się pielęgnowania pamięci po ojcu?

— Orestes wyjechał z własnej woli! — zawołała Klitaja. — A twój ojciec nie żyje. Nie powinnaś zawiązywać sobie całego życia z powodu zmarłego.

Wtedy Elektra, jakby się przebudziła. Zerwała się z łoża i z zaciśniętymi pięściami krzyknęła w stronę matki:

— Co za bezczelność! Zapomniałaś, kto go zabił? Jesteś zbrodniarką! — zaakcentowała, jakby napawała się własnym poczuciem sprawiedliwości.

— Za to twój ojciec był wcieleniem cnót, prawda? — zadrwiła Klitajmestra.

— W porównaniu z tobą i tym bękartem Ajgistosem, na pewno tak! — Elektra wrzasnęła tak głośno, jakby obdzierano ją ze skóry.

,,Ona jest szalona, powinniśmy wezwać do niej jakiegoś kapłana, żeby odprawił rytuały" pomyślała ze złością Klitajmestra. Jej chęci pogodzenia się z córką odchodziły coraz dalej. Nie potrafiła znieść tego, jak ta dziewczyna wielbi swojego zwyrodniałego ojca, jak nie pozwala jej zapomnieć o jego istnieniu i że w Grecji nadal był postrzegany jako bohater i wielki zdobywca Troi. Nikogo nie obchodziło to, co zrobił jej czy własnemu dziecku.

— Ach, tak? — zadrwiła. — Szkoda, że nie zdążył ci powiedzieć, co się stało z twoją siostrą Ifigenią.

— Oddał ją jako kapłankę do świątyni. — Elektra nagle się opanowała. — Przynajmniej nie musiała dorastać w tym domu.

— To tylko taka grzeczna wersja dla dzieci — prychnęła Klitajmestra. Całe ciało drżało jej na myśl, że zaraz zabierze upartej córce wiarę w ojca. — Chciał ją złożyć w ofierze. Już trzymał nóż przy jej szyi. Zabiłby ją w jednej chwili, żeby móc popłynąć pod Troję, zdobyć bogactwa i czuć się zwycięzcą.

— Kłamiesz! — zaprotestowała Elektra. — Nie zrobiłby tego!

— Zapytaj swojego wuja Menelaosa. Chętnie ci opowie, jak sam próbował go powstrzymać, chociaż sprawa szła o jego żonę. Tymczasem rodzony ojciec Ifigenii nie miał żadnych skrupułów.

Przyglądała się z zadowoleniem, jak Elektra z przerażeniem otwiera usta, a jej oczy wyrażają czystą rozpacz i niedowierzenie. Przez lata trzymała się wiary, że miała cudownego, walecznego ojca, który ją kochał i pewnie troszczy się o nią z krainy zmarłych. Teraz w końcu zrozumiała, jaki on naprawdę był.

— Ale przecież Ifi żyje, pisała do nas... — wykrztusiła Elektra, zginając się w pół. Wyglądała, jakby ktoś ją uderzył.

— Bogini Artemida zstąpiła z Olimpu i odebrała mu ją. Nawet ona miała więcej współczucia dla niewinnej Ifigenii niż jej własny ojciec. — Klitajmestra z dumą uniosła głowę. — Teraz widzisz. Ciebie też potrafiłby złożyć w ofierze. Wybrałaś sobie niewłaściwego rodzica do kochania, Elektro.

Elektra przez chwilę trwała przygarbiona i z opuszczoną głową. Trzymała się za brzuch i wyglądała, jakby walczyła z jakimś cielesnym bólem, nie tylko duchowym. W końcu jednak wyprostowała się i posłała matce wyzywające spojrzenie. Nie miała zamiaru się poddać ani ustąpić.

— Mój ojciec nie żyje i nie może się bronić, nie dałaś mu tej szansy. Ale wiem, że ty nie masz prawa powoływać się na rodzicielską miłość. Przez lata dręczyłaś mnie, Orestesa i Chrysotemis. To gorsze niż śmierć, czuć, że nie masz prawa do życia, bo odmawia ci tego ktoś, kto ci je dał... — Głos Elektry zadrżał z bólu, ale już po chwili znowu oznajmiła dziarsko i hardo. — Pamiętam, że wobec Ifigenii też nigdy nie byłaś czuła, unikałaś jej, jak mogłaś. Dlatego nie udawaj cierpiącej matki, która pomściła dziecko. Dobrze wiem, że chodziło ci tylko o Ajgista.

,,Wcale nie, ty suko!" prawie krzyknęła Klitajmestra. ,,Pomściłam moje dziecko, moje pierwsze najukochańsze dziecko".

Ale nie była do tego zdolna. Wtedy straciłaby panowania nad sobą, pokazałaby się jako osoba słaba. Już teraz czuła, jak przechodzą ją dreszcze, a do oczu podchodzą łzy. Nie chciała dzielić się największym cierpieniem i żałobą z córką, której nie umiała kochać i która odrzucała ją każdym swoim gestem.

— Skoro tak myślisz i tak łatwo go bronisz, udowadniasz tylko, że jesteś taka sama jak on. I że nie zasłużyłaś na moją miłość — zwróciła się do córki z całą nienawiścią i gniewem, jakie biły z jej serca. — Ale pamiętaj. Nie chcę już żadnych skarg i plotek. Masz zachowywać się cicho, bo inaczej mnie popamiętasz i już nie uciekniesz od ślubu z wieśniakiem, pewnie mniej porządnym niż Janis — zapowiedziała i wyszła z komnaty.

Helena dotarła do Sparty pod wieczór. Przez całą drogę roztrząsała wydarzenia z Myken i czuła się z nimi coraz gorzej. Miała wrażenie, że została skażona atmosferą tego przeklętego domu. Sama już nie wiedziała, po czyjej stronie stanąć i komu uwierzyć. Kochała siostrę i chciała dla niej jak najlepiej, ale nie mogła udawać, że jej postępowanie jest całkowicie słuszne i usprawiedliwione. Nie lubiła Ajgistosa i wiedziała, że on nie lubi jej, ale uszczęśliwił Klitajmestrę i za to była mu wdzięczna. Pragnęła dobrze dla Elektry i jej rodzeństwa, ale zarazem w tej dziewczynie było coś przerażającego. I była jeszcze mała Erigone, której tak pragnęła pomóc, ale nie wiedziała, czy uda jej się wygrać z naturą.

Gdy weszła do pałacu, nawet nie pomyślała o jedzeniu czy kąpieli. Chciała zobaczyć się z mężem, zostać zrozumiana i pocieszona. Chciała poczuć, że jej życie różni się od życia siostry, od Myken, gdzie królowały niechęć i urazy. Odesłała służbę i udała się do małżeńskiej komnaty.

Menelaos musiał dopiero się wykąpać i przebrać, bo stał w krótkiej tunice na środku pokoju. Podbiegła do niego i przytuliła się. Westchnęła z ulgą, gdy jego ręce zacisnęły się na jej plecach i mogło przeniknąć ją bijące od męża ciepło.

— Rozumiem, że nie wracasz zbyt szczęśliwa — powiedział mąż, gdy w końcu się odsunęła. — Cała drżysz. Usiądź sobie, służba zaraz przyniesie jakieś jedzenie.

Helena skinęła głową i usiadła na krześle. Pozwoliła nalać sobie wina, po czym opowiedziała mężowi o wszystkim, co zdarzyło się w Mykenach.

— Pamiętam, jak bardzo bałam się tej waszej klątwy, gdy zacząłeś ubiegać się o moją rękę. Potem powiedziałam sobie, że w to nie wierzę i to nie ma znaczenia. Ale teraz, gdy byłam w Mykenach, z każdej strony przenikał mnie ból, gorycz... i krew. Ale może to nie żadna magia i bogowie, tylko te wszystkie cierpienia, jakie sobie zadawali przez lata.

— To jest coś, z czym całe życie walczyłem — przypomniał jej Menelaos. — Ale widzę, że mój kuzyn czy dzieci mojego brata nie mają takiej potrzeby. To dlatego wolałem, żeby Hermiona nie wychodziła za Orestesa.

Helena nie odpowiedziała. To była kolejna kwestia, o której nie wiedziała, co myśleć. Przenikał ją lęk na myśl, że Orestes mógł być ofiarą matki, a oni tak go skrzywdzili i odebrali mu Hermionę. Ale co jeśli okazałby się tak nieobliczalny, jak jego ojciec czy siostra? Chyba lepiej dać sobie z tym spokój. Jej córka poślubiła Neoptolemosa z własnej woli i powinna życzyć im zgody i spokoju.

— Tak bardzo za nią tęsknię — wyznała w końcu, przegryzając miodowy placek. — Kiedy widziałam, w jakim konflikcie żyją Klitaja i Elektra, pragnęłam przytulić własną córkę, powiedzieć, że ją kocham i nigdy nie chciałabym skazać jej na coś podobnego. Ale ona pewnie byłaby na mnie zła, że nie umiem przeciwstawić się siostrze — uznała ze smutkiem. — Hermiona by się tam przydała. Ja jestem za słaba.

— Nie jesteś słaba. — Pokręcił głową Menelaos. — Ale też nie jesteś buńczuczna. Twoja siła jest gdzieś w środku.

Helena uśmiechnęła się delikatnie, ale wcale jej to nie przekonywało.

— Nie umiem nikomu pomóc. Próbowałam Elektrze, ale ona mnie nie znosi. Próbowałam Erigone, ale obawiam się, że gdy wyjechałam, znowu zaczną odprawiać nad nią te swoje egzorcyzmy.

— Chciałbym udzielić ci wsparcia — zapewnił Menelaos. — Ale myślę, że jestem ostatnim człowiekiem, który zdołałby do czegoś przekonać Ajgistosa i Klitajmestrę.

Wstał ze swojego krzesła, stanął za nią i wplótł palce w jej włosy, masując skórę subtelnym ruchem.

— Pomyślisz o tym jutro. Jutro wymyślimy, co z tym zrobić. Dzisiaj odpocznij.

— Dobrze. Może masz rację — zgodziła się niechętnie Helena. — A... jak jest w domu? Nadal adorują cię służące?

Nie wiedziała, dlaczego zadała to pytanie. W końcu obiecywała sobie, że nie będzie zazdrosna i potraktuje to lekko. Ale gdy Menelaos się roześmiał, zrobiło jej się zimno na całym ciele.

— Chyba miałaś rację, ta dziewczyna rzeczywiście się we mnie podkochuje. Ostatnio przynosiła mi napój i patrzyła na mnie, jakbym był bogiem i robił jej zaszczyt, że pozwalam się odzywać. — Wyglądał na rozbawionego, oczy mu błyszczały. — Pewnie za jakiś czas jej przejdzie, ale to całkiem zabawne.

— Tak, zakochane dziewczęta są bardzo zabawne — odparła Helena, ale nie mogła pozbyć się chłodu i niechęci na myśl o tym, że ona ostatnie dni spędziła na zamartwianiu się i tęsknocie za mężem, a on z zadowoleniem przyjmował uwielbienie innej kobiety.

— Nasza kochana królowa wróciła, a uśmiech zniknął z twojej twarzy — zaśmiała się Lauke, gdy razem z Pieris sprzątały łaźnię.

— Nic mi nie mów — prychnęła druga służąca, polerując wannę. — Gdybym ja miała taką siostrę jak Klitajmestra, w życiu bym się do niej nie odzywała. Ta... ona udowodniła, że jest taka sama! — wrzasnęła i cisnęła ścierką na podłogę.

— Nie będę tego sprzątać — skomentowała zgryźliwie Lauke.

— To nie sprzątaj! Tylko mnie denerwujesz! — oburzyła się Pieris i usiadła na podłodze z naburmuszoną miną.

Lauke westchnęła, zostawiła swoją pracę i uklęknęła przy towarzyszce.

— Przepraszam. Tak naprawdę, to cię lubię, chociaż trochę za dużo wzdychasz. Chciałabym ci jakoś pomóc, ale nie za bardzo wiem jak. Próbowałam się dowiedzieć, co podzieliło króla i kobietę, której imienia nie chcesz wymawiać. Kiedy byłam dzieckiem i trwała wojna, niewolnice plotkowały, że podobno nie wpuszczała go do łóżka, bo uważała, że od tego można zbrzydnąć, i dlatego mają tylko jedno dziecko.

— Przecież oni cały czas śpią w jednej komnacie. Ona prawie stamtąd nie wychodzi. Pilnuje męża jak pająk muchy — stwierdziła Pieris z pogardą.

Lauke roześmiała się.

— Chyba masz rację, bo próbowałam kiedyś flirtować z jednym z mężczyzn, którzy wracali z nimi spod Troi i mówił mi, że prawie nie wychodzili z kajuty, nawet w ciągu dnia, i kiedy tamtędy przechodził, słyszał... różne rzeczy.

Pieris skrzywiła się i wydała zbolały okrzyk. Lauke pożałowała, że to powiedziała, ale co by jej dało kłamstwo?

— Oczywiście, bo ona nie ma nic innego do zaoferowania — uznała w końcu Pieris. — Mężczyźni są okropni. Interesuje ich tylko, żeby kobieta była chętna w sypialni, nawet jeśli przećwiczyła to wcześniej z innym.

Lauke prawie odetchnęła z ulgą, że najwidoczniej ta informacja zrazi dziewczynę do całego rodzaju męskiego i w rezultacie skończą się wzdychania i płacze, że król jej nie kocha, a jego żona jest wstrętna. Niestety, chwilę potem Pieris dodała:

— To, co ja mam zrobić? Prostytuować się, żeby nabrać doświadczenia? W tym pałacu już nikt na mnie nie spojrzy.

— Daj spokój! Masz mnie od tego, żeby pomóc ci kogokolwiek uwieść — odpowiedziała Lauke, ale po chwili tego pożałowała.

— Mam pewien pomysł. — Anaksibia uśmiechnęła się zadziornie do męża. — Już wiem, jak pomóc Orestesowi.

Strofios siedział przy stole i bawił się piórem. Na widok żony uniósł wyżej oczy.

— Już wysłałem szpiegów do Myken, żeby dowiedzieli się o losie Elektry. Myślę, że to najlepsze, co można dla niego zrobić.

— Oczywiście, jesteś kochany — zapewniła jego żona i pocałowała go w czubek głowy. — Ale to jedna sytuacja. Jego problem jest o wiele głębszy i Orestes potrzebuje trwałego uspokojenia.

— Staram się znajdować mu zajęcia, angażować w sprawy Ftyi — odparł jej mąż. — Co więcej mogę zrobić?

— Powinien rozpocząć nowe życie, mieć żonę, dzieci — stwierdziła z zadowoleniem Anaksibia i usiadła na krześle naprzeciwko niego. — Meja niedługo skończy czternaście lat. Bardzo się lubią. Byłabym spokojna o los mojej córki, gdyby miała takiego męża jak Orestes.

Od ostatniego lekkomyślnego zachowania dziewczynka stała się bardzo czuła i oddana wobec kuzyna. Chwilę temu Anaksibia widziała, jak po raz kolejny Astydameja czepia się szyi Oresta, obsypuje jego policzki pocałunkami i dopytuje: ,,Ale nie gniewasz się? Mogę coś dla ciebie zrobić?".

Strofios przechylił głowę i spojrzał na małżonkę, jakby oszalała.

— Fatalny pomysł. Meja jest dzieckiem, pozwólmy jej jeszcze nacieszyć się młodością przez dwa czy trzy lata. Poza tym ona traktuje Orestesa jak starszego brata, a on jest zakochany w córce Menelaosa i Heleny. Też nie miałbym nic przeciwko, gdyby Orest został naszym zięciem, ale nie sądzę, by takie małżeństwo miało szanse na powodzenie.

— Ale Hermiona wyszła za mąż... Orestes nie będzie przecież na nią czekał w tej sytuacji... — wydusiła Anaksibia. Rozumiała siłę uczuć, ale nie pojmowała, jak można się unieszczęśliwiać przez trwanie w miłości, która nie ma prawa się spełnić.

— Czternaście lat temu ludzie też mówili, że twój brat przecież nie będzie ryzykował swojego życia i królestwa przez tyle lat — przypomniał Strofios. — Może Orestes odziedziczył coś po wuju.

Anaksibia ścisnęła ręce. Wolała nie zastanawiać się, jak wyglądałaby ich przyszłość, gdyby Orestes postanowił iść w ślady jej brata. Helena była prawowitą żoną Menelaosa, a Parys ją porwał, rodzina musiała bronić nieszczęsnej kobiety i każdy honorowy człowiek to zrozumiał. Trojańczyk mógł twierdzić, że ją poślubił, ale to było nieważne w oczach bogów i ludzi. Trudno było zarzucić to samo ślubom między Neoptolemosem a Hermioną. Dziewczyna podobno zgodziła się na małżeństwo, jej ojciec im pobłogosławił. Gdyby Orestes spróbowałby wejść między nich, zostałby przeklęty.

— Cóż, nie jesteśmy jego rodzicami, nie mamy prawa wskazywać mu żony — przyznała. — Ale nie chcę, żeby zmarnował sobie życie, wzdychając za tym, co utracił.

— Ja też nie chcę — zapewnił Strofios. — Ale najlepsze, co możemy dla niego zrobić, to uwierzyć w jego rozum.

Anaksibia westchnęła i pokiwała głową. Jej małżonek zazwyczaj był łagodny i uległy. Ze spokojem przystawał na większość jej pomysłów, skoro miało to sprawić jej przyjemność. Jeśli teraz tak twardo stał przy swoim stanowisku, to musiał być go całkowicie pewien.

— Dobrze, mówisz mądrze — zgodziła się. — Dziękuję, że jesteś taki dobry dla mnie i wszystkich dzieci.

Wyszła z komnaty. Bardzo chciała zobaczyć, co u Orestesa. Zastała go na korytarzu w męskiej części pałacu. Przy drzwiach stały pojedyncze wazy przedstawiające wybrane wydarzenia z życia przodków pary królewskiej. Anaksibia zauważyła, że bratanek zatrzymał się przy tej, która przedstawiała Pelopsa na rydwanie.

— Jesteś do niego podobny — powiedziała cicho.

Orestes odwrócił się do niej. Gdy na nią patrzył, naprawdę miała wrażenie, że jej dziadek wrócił z zaświatów.

— Też był przeklęty — stwierdził chłopak głucho. — Własny ojciec go nie kochał. A potem opętała go nienawiść, żądza mordu i zabił Ojnomaosa i Myrtilosa.

— Och, mówiłam już, co sądzę o tych wszystkich opowieściach o klątwach! — skarciła go Anaksibia. — Nie słuchaj takich historii. Dla mnie to był dobry i kochany dziadek. — Dotknęła wazy i pogłaskała pomalowaną na glinie twarz Pelopsa. — Myrtilos chciał zgwałcić jego narzeczoną. A Ojnomaos... Służba opowiadała, że także oczekiwał, iż córka zastąpi mu żonę... na wszystkich polach[2]. Zasłużył na śmierć.

Przytuliła bratanka do siebie. Pragnęła w ten sposób przekazać mu swoją miłość i wiarę. Nie rozumiała, dlaczego tak bardzo zajmują go ponure historie sprzed lat, do tego stopnia, że postrzega siebie tylko przez ich pryzmat. Ona nawet nie pamiętała własnych rodziców, którzy zginęli przez tego bezecnika Tiestesa. Dorastała pod opieką dziada, a bardziej ciotki Astydamei. Mimo to uważała, że życie jest piękne i cenne.

— W takim razie nie jestem do niego podobny. Nie potrafię nawet pomścić własnego ojca. Przeze mnie Ajgistos panoszy się w Mykenach... — Orest zacisnął ręce w pięści, ale po chwili je opuścił. — Chociaż ostatnio myślałem... że byłbym w stanie zabić... — Nie dokończył. — Ojciec w Hadesie pewnie mną gardzi.

— Posłuchaj... — Anaksibia złapała go za ramiona i skierowała w swoją stronę. — Nie wiem, co czuł twój ojciec, ale ja jako matka chciałabym, żeby moje dzieci były bezpieczne i nie narażały się na ryzyko, nawet moim własnym kosztem. Każdy prawdziwy rodzic tego właśnie oczekuje.

— Naprawdę tak myślisz? — spytał szeptem Orestes. Pokiwała głową. — Ty jesteś całkiem inna... Nie ma w tobie żadnej złości. Przecież wiem, że nawet we mnie i Elektrze jest... W tobie nie. W Pyladesie i Mei także nie...

Anaksibia nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, bo klątwy i przepowiednie były ostatnimi interesującymi ją rzeczami. Potrafiła tylko przytulić chłopaka do siebie i pozwolić mu się wypłakać, jak dziecku, którym nadal był.

Andromacha wpatrywała się zmęczonym wzrokiem w Pergamosa, który z zapałem układał klocki w wieżę. Pielos spał w kołysce, po tym, jak przez całą noc płakał i krzyczał z powodu bólu brzucha. Dobrze, że komnaty dziecięce były już dosyć dobrze przygotowane i mogła wysłać tam starszego synka, ale on i tak też się zbudził i próbował namówić ją do zostawienia jego braciszka i skupienia się na nim. Przez wiele godzin służące zmieniały się w jej pokoju, ale nie zgodziła się zostawić dziecka i pójść na spoczynek. Chaos, jaki rozgrywał się wokół, niebezpiecznie przypominał jej noc pożaru Troi, a pamiętała, co wtedy stało się z jej synem.

— Nie zniosę tego, nie zniosę — powtarzała szeptem, przypominając sobie to wszystko, gdy usłyszała kroki Helenosa.

— Przyniosłem napar z rumianku dla małego. — Wskazał na Pieliego. — Niedługo mu przyjdzie. To normalne, gdy dziecko odzwyczaja się od mleka matki.

— Przy... poprzednich dzieciach nic takiego się nie zdarzyło — odpowiedziała Andromacha i zerknęła niepewnie na Pergamosa. Chociaż czy on cokolwiek rozumiał z tego wszystkiego?

— Wuujek, wujek! — zawołał chłopiec i podbiegł do Helenosa. Z dumą pokazał na swoją wieżę. — To labilynt Minotaula.

— Bardzo ładnie. — Helenos poklepał go po jasnych włosach. — Może kiedyś zbudujesz coś większego.

Per z radością pokiwał głową i wrócił do ,,pracy". W tym momencie jego matką wstrząsnął zimny dreszcz. Lepiej, żeby własny ojciec Pergamosa nie doszedł do podobnych wniosków, gdy go odwiedzi, a ostatnio się zapowiedział.

— Nie mów tego przy Neoptolemosie — zwróciła się do Helenosa. — Niech... niech zajmie się swoją piękną Hermioną i w ogóle nie interesuje się moimi dziećmi.

— Nie dopuścimy, żeby cokolwiek takiego przeszło mu przez myśl — obiecał Helenos i pogłaskał ją po ręce. — A jeśli mówimy o dzieciach... Wizyta Eneasza wywołała we mnie wiele wspomnień. Zdałem sobie sprawy, że nie straciłem wszystkich bliskich. Mój kuzyn Helikaon i wuj Antenor mieszkają już w Italii. Napisałem do nich wczoraj wieczorem. Myślę, że nie żywią do mnie żalu, rozumieją mnie i chętnie pokorespondują.

— Na pewno. Też chętnie się dowiem, jak im się układa. — Uśmiechnęła się lekko Andromacha i poczuła to samo tkliwe ciepło, jakie ogarniało ją przy uchodźcach z Troi.

— Słyszałem, że Helikaon zdążył się ożenić z jakąś miejscową dziewczyną. Mam nadzieję, że są szczęśliwi. Wiem, jak bardzo niedobrane było jego małżeństwo z Laodike... A potem pewnie bardzo cierpiał przez utratę Munitosa. Oby los mu to wynagrodził.

— Oby — potwierdziła Andromacha. — Ale te rany i tak nigdy się nie zabliźnią. Po prostu będą mniej boleć. Nawet jeśli to nie był jego rodzony syn... — dodała cicho. Gdyby mogła, sprawiłaby, że żaden człowiek nie zostałby zmuszony do chowania własnego dziecka.

— Medesykasta i kilka innych moich przyrodnich sióstr uciekło z Eneaszem. On o nie zadba, będą bezpieczne, wiem to — mówił dalej Helenos. — Może, gdy dotrą do swojej obiecanej krainy, uda nam się być w kontakcie. A w Bistonii żyją Illione, jej dzieci... i potomek Parysa. Pewnie już zaczął pobierać nauki.

Andromacha pokiwała głową. Łatwo było zapomnieć, że Parys nie odszedł bez śladu, pozostawił po sobie syna, nawet jeśli ze świątynnej prostytutki, nie żadnej królowej czy córki boga. Ciekawe, czy wrodził się w ojca, czy bardziej w matkę i też sieje zamieszanie na każdym kroku.

— Parys był, jaki był, ale to nadal mój brat. Czuję, że nie powinienem o nim zapominać. A najlepszym, co mogę uczynić, jest otoczyć jego syna odpowiednią troską.

Andromacha do tej pory trzymała Pielosa za palec i głaskała opiekuńczo, ale teraz puściła rękę dziecka i spojrzała na Helenosa pytająco.

— Chciałbyś go tu sprowadzić?

— Nie, wątpię, żeby Feba się na to zgodziła. Byłoby wspaniale, gdyby mógł przyjechać na jakiś czas, pobawić się z twoimi dziećmi... Ale to niemożliwe. Jego ojciec zabił ojca Neoptolemosa. — Helenos ściszył głos, żeby Pergamos nie usłyszał. — Wiemy, do czego ten człowiek jest zdolny, a tradycja daje mu prawo zemsty na rodzie Parysa.

,,Zabiłby go tak jak Astianaksa" pomyślała gorzko Andromacha. ,,Zniszczyłby nas wszystkich, gdyby mógł. Pewnie triumfuje, że zmieszał swoją krwią z trojańską i sprawił, że moje dzieci będą Hellenami. Ale nie przewidział, że tylko w połowie. Nie są jego własnością. Są... swoje własne".

— Słuchasz mnie? — Helenos potrząsnął jej ramieniem. — Przepraszam, ale to dla mnie ważne. Myślę, że dzieje się tu tak dużo, że nikt nie doniesie Neoptolemosowi, gdybym napisał do Bistonii. Chciałbym dowiedzieć się czegokolwiek o Korytosie, dostać jego portret, jeśli go ma. Niech on po prostu wie, że ma też wuja.

— To szlachetne. Nie widzę przeszkód, żebyś tego nie zrobił — odpowiedziała Andromacha, ale ogarnął ją jakiś smutek.

Może to kwestia nieprzespanej nocy i tych wszystkich rozmyślań. Może sama się unieszczęśliwiała. Ale do dziś wyobrażała sobie, że to ona i jej synowie są rodziną dla Helenosa i stawia ich na pierwszym miejscu. Sam jej powiedział, że będzie traktował Pergamosa i Pielosa, jakby byli z jego krwi, jakby byli dziedzicami Hektora tak jak Astianaks. Ale nie byli jego prawdziwą rodziną. Gdzieś za morzem rósł jego prawdziwy bratanek i to za nim tęsknił.

Po wyjeździe Andromachy, jej synów i króla Peleusa w pałacu we Ftyi zaczęły zachodzić zmiany. Hermiona otrzymała osobną komnatę, w której mogła trzymać własne rzeczy i spędzać czas z ludźmi, których sprowadziła ze Sparty. Neoptolemos nadal nie określił, czy pozwoli jej w jakikolwiek sposób wyrażać swoją wolę w królestwie, więc zajęła się urządzaniem pokojów, jednocześnie przeklinając pod nosem, że w oczach świata kobiety nie nadają się do niczego poważniejszego.

Wciąż nie czuła się w pełni związana ze swoim mężem. Jednocześnie chciałaby mu pomóc i stworzyć z nim prawdziwą więź, ale miała wrażenie, że jest obcym człowiekiem. To zapewne normalne w małżeństwie z rozsądku, to kwestia czasu, ale nie chciała być zależna od Neoptolemosa. Do tego stopnia, że nie pozwoliła mu kupić sobie żadnych rzeczy. Cała jej biżuteria i wszystkie stroje pochodziły ze Sparty, podobnie jak ozdoby, którymi urządzała własną komnatę. Zwłaszcza że szybko okazało się, że jej małżonek ma zupełnie inne podejście niż ona.

— Czemu zbierasz takie makabryczne rzeczy? — zapytał, patrząc na okrągły talerz z wymalowaną Medeą z zabójczą szatą.

Hermiona odruchowo zakryła obraz. Pamiętała rozmowę z Bryzeidą o tym, że jej mąż został tak naznaczony przez wojnę, krew i przemoc. Jej marzenia o walkach i bohaterstwie wydawały się teraz bardzo dziecinne.

— To... to są moje przodkinie. To chyba normalne, że czci się swoich przodków. Tak jak ty robisz to z własnym ojcem albo na przykład Ajakosem[3].

Neoptolemos uśmiechnął się w jakiś dziwny sposób i zerknął na wszystkie pamiątki, które trzymała na stole. Była tam glina z wymalowanym Perseuszem z głową Meduzy oraz waza z jej wujami, zamówiona przez matkę, ale większość artefaktów poświęcona została kobietom. Na jednej z was wymalowano Ariadnę w labiryncie, na innej czarownicę Kirke na wyspie. Oprócz tego Hermiona trzymała dwa portrety[4] swoich babek, Ledy i Aerope.

— Oczywiście, czcimy tych, którzy odeszli, aby opiekowali się naszymi domami — powiedział w końcu Neoptolemos. — Ale to się tyczy przyzwoitych ludzi. Popatrz, tylko. Dzieciobójczyni, czarownica i kobieta, która okradła własnego męża. Powinnaś kultywować pamięć o honorowych kobietach.

Hermiona momentalnie się cofnęła. A więc myślał tak jak Ajgistos. Potępiał każdą kobietę, która próbowała myśleć i działać jak mężczyzna, zamiast siedzieć w komnacie i czekać na ratunek. W dodatku mówił go niej, jakby była głupim dzieckiem, które on musi pouczać i wychowywać.

— Honor ma wiele oblicz — stwierdziła. — Każde zachowanie ma motywy, które powinno się poznać.

— Ale pomyśl, co uznają ludzie, gdy zobaczą, że przetrzymujesz malowidła takich kobiet. Wiesz, że twoja matka ma koszmarną opinię i może się to przenieść na ciebie.

Hermiona mimowolnie zacisnęła pięści. Gdy była przy matce, budziły się w niej wyrzuty za te wszystkie lata rozłąki, za to, że postawiła swoje bezpieczeństwo ponad rodzinę, że nie umiała walczyć o siebie i bliskich. Ale gdy Neoptolemos opowiadał o niej takie rzeczy, w jej sercu pojawiała się głęboka potrzeba, by bronić Heleny.

— Bardzo się mylisz — westchnęła. — Moja matka była uległa i oportunistyczna. Ja nie chcę taka być.

— Co? — Neoptolemos przewrócił oczami. Nigdy nawet nie próbował z nią porozmawiać o tym, dlaczego tak naprawdę dorastała bez swojej rodzicielki. — Zresztą, nieważne. Skoro chcesz trzymać te dziwactwa, to przynajmniej nie na widoku. O, postaw sobie na stole tę wazę z Ariadną. I módl się do niej o udane małżeństwo i liczne potomstwo[5] — poradził, a potem szybko poklepał ją po ramieniu i wyszedł.

,,Dobrze, że chociaż uciekanie od rodziców cię nie gorszy, ale pewnie za bardzo skupiłeś się na Tezeuszu[6]" pomyślała z ironią Hermiona. Ogarniała ją wściekłość. Gdy była dzieckiem, wierzyła, że po wyjeździe z Myken i wyjściu za mąż, zdobędzie wolność i swobodę, będzie mówić i robić, co uważa za słuszne. Ale mąż miał ją za wariatkę, tak samo, jak Ajgistos, nawet jeśli starała się zachowywać spokojniej i wyrażać opinie mniej zdecydowanie niż kilka lat temu. Gniew ją rozsadzał, ale w tym wszystkim tkwiło jeszcze coś. Straszny ból, kiedy po raz kolejny ktoś lekceważył ją lub coś, co było dla niej dobre.

Spojrzała na wizerunek Ariadny i przejechała palcami po jej postaci. Łzy spływały jej po policzkach, gdy szeptała:

— W tym jednym on ma rację... Bardzo chciałabym, żebyś mi pomogła.

1. ,, Gdy Klimene wyszła, Helena uznała, że przed snem potrzebuje udać się do toalety." – Prawdopodobnie w starożytnej Grecji tamtego okresu pałace miały toalety, i to na całkiem dobrym poziomie. Niestety, później zaczęły podupadać i sytuacja w czasach już bardziej historycznych nie wyglądała tak przyjemnie.

2. ,, Służba opowiadała, że także oczekiwał, iż córka zastąpi mu żonę... na wszystkich polach." – Według jednej z wersji Ojnomaos miał nie chcieć dopuścić do ślubu Hippodamei, ponieważ sam jej pożądał. Po szczegóły zapraszam do mojego shota ,,Miłość, która nie ocala".

3. Ajakos – ojciec Peleusa i dziadek Achillesa, założyciel ich królestwa. Po śmierci został jednym z sędziów w Hadesie.

4. ,,(...)portrety(...)" – W starożytnej Grecji także malowano obrazy i portrety, ale niestety nie zachowały się one i na chwilę obecną nie wiemy, jak mogły wyglądać.

5. ,, I módl się do niej o udane małżeństwo i liczne potomstwo" – Po ślubie z Dionizosem Ariadna została uczyniona boginią. Są spekulacje, że mogła odgrywać dość ważną rolę i być bóstwem opiekuńczym Krety. Oprócz tego była boginią namiętności, roślinności, przebaczenia i macierzyństwa. Kobiety modliły się do niej o udany poród, co specjalnie nie dziwi, bo według różnych mitów miała urodzić nawet czternaście dzieci :O

6. ,, Dobrze, że chociaż uciekanie od rodziców cię nie gorszy, ale pewnie za bardzo skupiłeś się na Tezeuszu" – W krytyce feministycznej Ariadna jest postrzegana jako kobieta, która próbowała kształtować los swój i otoczenia (czego symbolem jest nić – przedmiot wyrazu dostępny wówczas dla kobiet), ale została sprowadzona do roli dodatku do Tezeusza.


Witajcie w kolejnym rozdziale, mam nadzieję, że się Wam spodobał :) Mam trochę poczucie, że ostatnio mało się dzieje, ale myślę, że jeszcze góra trzy rozdziały i będzie przeskok, więc przejdziemy do bardziej dramatycznych wydarzeń.

Większość kwestii wyjaśniłam w przypisach, ale chciałabym jeszcze krótko wspomnieć o rozmowie Elektry i Klitajmestry. Konfrontacja matki i córki występuje u Sofoklesa i Eurypidesa, a później także we współcześniejszych interpretacjach, chociażby ,,Klątwie Pelopidów" Stanisława Stabryły. Z jakiegoś powodu Klitajmestra próbowała dogadać się z córką i przekonać ją do swojego punktu widzenia, toteż postanowiła wyznać jej, dlaczego zabiła Agamemnona. W wersji Sofoklesa nie ma mowy o pierwszej rodzinie Klitajmestry, toteż jako argument podaje tylko śmierć Ifigenii, u Eurypidesa wspomina także o zabiciu Tantalosa i Agatosa. Ponieważ do ostatecznej zemsty jest jeszcze dużo czasu, ja to rozdzieliłam i na chwilę obecną Elektra jeszcze nie dopuszcza do siebie myśli o tym, jak zaczęło się małżeństwo jej rodziców.

W ,,Elektrze" Sofoklesa tytułowa bohaterka staje w obronie swojego ojca, twierdząc, że nie miał wyboru co do zabicia Ifigenii, a poza tym dziewczyna i tak została uratowana, więc Klitajmestra nie ma prawa do zemsty. Natomiast w sztuce Eurypidesa pod tym samym tytułem Elektra stwierdza, że nawet jeśli jej ojciec nie był do końca dobrą osobą, to ona i jej rodzeństwo są niewinni, więc matka nie miała prawa ich karać i jej uczynki wobec dzieci uniemożliwiają pogodzenie się.

To chyba tyle :) Rozdział z dedykacją dla  , której powieść ,,Niebo nad Paryżem" miała kilka dni temu premierę, więc zachęcam Was do kupowania i czytania - miałam przyjemność ją betować i zapewniam, że to świetna pozycja dla osób, które lubią emocjonalne powieści na tle historii.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro