Hyde i Anioł - VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Między nami zapanowała cisza tak długa, że sama zaczęłam powątpiewać w jakikolwiek sposób kontynuowania dalszej rozmowy. Przerzuciłam wzrok na szyję krwiopijcy uważnie obserwując każdy skrawek bladej, jak śnieg skóry. Wisiorek spoczywał nadal w tym miejscu co wcześniej, zakryty lekko szalem. Dłonie wampira uniosły się i odwinęły nieco ciemny szalik wyciągając w palcach medalion krzyża.

- To był twój wisiorek przed tym, jak go znalazłem na chodniku, prawda? - wplótł swoje palce w moją rękę przyciągając nieco ku przedmiotowi - Kontrakt zawiera się po przez ofiarowanie wampirowi drobnego prezentu wraz z nadaniem imienia - uniosłam wzrok zaciekawiona.

- Tylko, że ja jedną z rzeczy tylko zrobiłam - mruknęłam, na co się zaśmiał zaciskając na mnie dłoń.

- No, no, [T/I]. Nie myślałaś nad tym co powiedziałem dosyć niedawno? Chciałem ci znaleźć-

- Talent, wiem. Tylko jak mamy to niby zrobić razem? - wzruszyłam ramionami w niewiedzy. - Może mam zacząć śpiewać, zostać aktorką, grać na jakimś instrumencie...

Uniosłam nieco zamyślone spojrzenie na żarzące się iskrami zachwytu oczy Hyde'a. Dziwnie spoglądał jak na samego siebie, pomijając wygląd i fakt, że charakter mu pozostał jaki był.

- Na co niby patrzysz? - zapytałam, gdy zdążył poderwać się z miejsca ciągnąc mnie za sobą na nogi.

Wzrok chłopaka spoczywał na wyjściu balkonowym przed dłuższą chwilę, co trochę mnie zaskoczyło, iż potrafi tak długo patrzeć na byle szybę. Spojrzałam równie dobrze znudzona jak i zirytowana przez jego ramie...

- Po co tak stoisz? - zagadnęłam w bezruchu.

- Mam plan. A tak oficjalnym powodem jest to, że... chcę krwi.

Wytrzeszczyłam oczy zaskoczona słowami Servampa Chciwości, no ale jednak nie poradzę, że wpakowałam się w takie bagno i muszę spełnić tą zachciankę. Twarz Lawlessa przybrała nagłego odruchu hamowania pragnienia, które rosło z każdą chwilą. Dopóki nie usłyszał mojej odpowiedzi, był w stanie stać i czekać całą wieczność.

- Teraz? Ale po co...?

- Potrzebuję tego, długo się powstrzymywałem - zbliżył swoją twarz do mojej szyi, poczułam nagły oddech na skórze - Dasz mi ją, aniele? - szepnął ledwo utrzymując spokój w głosie.

Skinęłam głową pewna swojej decyzji. W końcu to ja mam mu ją dawać, gdyż nie zezwolę by atakował innych ludzi. Po kilku sekundach spotkania jego ust z poprzednią raną na barku; zmienił położenie nie naruszając ciała. Uniósł mój podbródek bym patrzyła w głębokie spojrzenie napełnione po same źrenice, rubinową czerwienią. Spokój jaki wyrażały oczy wampira, był dosyć nie podobny do całej postawy Lawlessa. Złączone dłonie uniósł na widoku i wbił kły z wewnętrznej strony mojego nadgarstka. Drgnęłam czując pieczenie w miejscu ugryzienia, dam sobie radę z lekkim bólem...

Przesunął czule językiem po świeżej ranie wyciągając kły zlane krwią, a na szyi Servampa już pojawiła się obręcz wbita w kark. Natomiast ku mojemu zdziwieniu na ręce powstała cieniutka bransoletka. Taka sama jak wcześniej, wzbogacona o ciemną ozdobę przypominającą małego liścia. Znów przerzuciłam wzrok na głowę blondyna, u niego także był podobny szczegół.

- Ale znowu łańcuch nas złączył, wiesz? - świadomie dostrzegłam dwukolorowe powłoki świetlne wokół czarnej stali, wijącej się w powietrzu jak wąż.

Kręcenie głową chłopaka zaprzeczyło i roztrzepało włosy w dość zabawny sposób.

- Nie, nie, aniołku~. To tylko tymczasowe, gdy za każdym razem będziesz miała zamiar ofiarowywać mi swoją krew.

- Nie wyglądasz na głupiego - przyznałam przyglądając się swojej uwięzionej dłoni - Po prostu jesteś dzieciakiem - zaśmiałam się lekko.

Nadąsany wyglądał jeszcze zabawniej, by tuż po chwili uspokoić sytuację biorąc mnie w ramiona. Ile razy mu mówiłam żeby tak nie robił?! Blady rumieniec wkradł się na policzki, a tuż po chwili sprowadził nas krokami do drzwi łapiąc płaszcz z ciepłym futrem. Nie brał nawet pod uwagę, że jest dla kobiet i rzucił go sobie na plecy, przytrzymując mnie przez chwilę na jednej ręce.

Chłód dotarł do każdego zakamarka mojego ciała, wzbudzając kilka dreszczy biegnących po plecach. Mimowolnie przeszedł przez próg idąc powolnym krokiem po śniegu.
Byłam poważnie zaniepokojona tym co zgotował na temat szukania umiejętności jaką niby zostałam obdarzona.

Narzucił szybsze tempo. Poskutkowało to późniejszym potknięciem Lawlessa, a on runął pod wpływem nadmiernego ciężaru przeważającego do przodu. Momentalnie poczułam ciało wgniatające mnie w grubą, lodowatą warstwę śniegu oraz dosyć ciepły oddech tuż nad twarzą... zirytowana uchyliłam powiekę. Patrzył na mnie z brakiem świadomości, iż leży centralnie nade mną; jakby nie wiedział co się stało przed chwilą.

- Ładna pogoda, nieprawdaż~? - zaśmiał się z firmowym uśmiechem.

- Szkoda, że śnieg cię zablokował, bo dawno już byś szukał tych swoich okularków - odpysknęłam. - W ogóle to ty tak cały czas szczerzysz twarz odkąd żyjesz?

- Nie.

W jego głosie nie było można już usłyszeć toksycznej radości, a samo przygnębienie. W ułamku sekundy stał na nogach; poprawiając czerwone oprawki szkieł na nosie wyciągnął dłoń ku mnie.

Twarz wyrażała jedynie zamyślenie Servampa, czyżbym właśnie trafiła w czuły punkt Chciwości? Łańcuch, który nas łączył rozprysnął się w powietrzu na milion kawałeczków; no nareszcie coś na moją korzyść.

Przyjęłam pomoc z obawą, że znów rzuci zbędne słowa na wiatr, ale on tylko zacisnął palce mocniej na mej dłoni. Zerknęłam na jego rękę udekorowaną dwoma pierścieniami, w skupieniu obserwując to co zamierza. On dalej stał. Nawet nie drgnął.

- Co ro-

Wtulił się w moją szyję, nachylając na ramiona. Uniosłam momentalnie brwi ze zdumienia; znowu powiedziałam coś nie tak...? Gdy poderwałam rękę ku górze by przejechać po plecach wampira poczułam na sobie mocniejszy uścisk uniemożliwiający mi to.
Czego on chce w końcu.

- Lawless? Co ci jest?

- Nic.

- To czemu wyglądasz jakbyś się czymś przejmował?

- Chciwość. Ten grzech chyba to wyjaśnia.

Poskutkowało to wielką skuchą, bo nie tego oczekiwałam. Znikąd nie nadciągała pomoc, a on przyczepił się do mnie jeszcze bardziej; chwast lub jakieś pnącza.

- Może byś już dał spokój? Chcesz szukać tego talentu? - zahamowałam swoją wrogość wobec nieco zdenerwowanego Servampa.

- O, idźmy, idźmy! Czas szybko umyka!* - wyrwał się z uścisku z kolejnym cytatem na ustach.

"Obeszłoby się i bez tego, szczurze!" - mruknęłam w myślach.

~-♪♪♪-~

Zerknęłam zza rogu ściany wypatrując wampira. Koleś ewidentnie za mną chodzi! Szkoda, że nie potrafi słuchać rozkazów i łazi krok w krok. Czułam się nieco speszona faktem, iż musiał zostać za drzwiami; ale co ja poradzę? Kazałam wynieść się krwiopijcy z domu i ograniczyć kontakt tak, aby w żaden sposób nie mógł mnie nawet zobaczyć. No nie był tym zadowolony, to było do przewidzenia. Mrowienie jakiego doświadczyłam w obecnej chwili na ramieniu było tylko początkiem kłótni...

Pisnęłam z przerażenia odrywając wzrok z zamkniętego wejścia i jednocześnie obracając się do wrogiej siły odpowiedzialnej za wcześniejsze czyny.

- Ogłupiałeś Lawless?! Wynoś się stąd! - nawet nie zauważyłam, że bardziej targały mną nerwy niż strach. - Nie słyszysz?! Wynocha!

Zagryzłam wargi widząc jak stoi w osłupieniu. Nie wiedział co zrobić, żeby tylko nie oberwać.

Nagle coś mną tchnęło, nie chciałam tego zrobić, ale tak samo wyszło...

Uniosłam rękę i chlasnęłam nią w twarz wampira do tego stopnia, aż obrócił głowę. Okulary upadły z trzaskiem na podłoże, a tłukące szkła przyozdobiły dywan. Prędko tego żałowałam, kryjąc usta między palcami nieco rozgrzanej dłoni od ciosu. Stał w bezruchu. Uchylił lekko wargi jakby zamierzał się odezwać, lecz nie przystąpił do żadnych czynów.
"Cholera! Co ja zrobiłam...?". Już miałam zamiar przeprosić go za nagły atak, lecz wybuchnął szaleńczym śmiechem.

- Rozumiem, już sobie idę - dodał nadal rozbawionym głosem.

Spojrzał zachłannymi oczami, czułam jakby to on właśnie mnie spoliczkował.
Wyminął dosyć usposobionym krokiem i popędził do wyjścia. W pomieszczeniu zagościło niezbyt upragnione zimno, a jego ciągłe podśmiewanie się pod nosem było słychać dopóki jeż nie zniknął mi z oczu. Czy to było normalne?

Trochę mi głupio, że go uderzyłam, ale przynajmniej się wyniósł, racja?

Położyłam dłonie na biodrach. - I teraz jeszcze ogarnąć dom i życie wraca do normalności...

Misja z szukaniem umiejętności się nie powiodła i Lawless planuje zaprowadzić mnie tym razem nie do teatru, a szkoły muzycznej. Tamtym razem odgrywanie jednej ze sztuk nie wyszło mi jak najlepiej... Chociaż mam co do jego zamiarów mieszane uczucia, to nie będę interweniowała w jego pomysły. Niech sam wszystko zaplanuje.

Poderwałam nogi do kroku i zaraz przykucnęłam przy zniszczonym przedmiocie blondyna. Trzeba będzie go za to przeprosić...
Chwyciłam czerwone oprawki zagłębiając się w drugim pomieszczeniu, gdzie były rozsypane szkła. Z całkiem bujnymi myślami zaczęłam sprzątać dłoniami mały bałagan.

"Gdyby go nie było... z całą pewnością ogarniałabym ogród, znalazła jakąś pracę. Ewentualnie żyła na środkach moich rodziców, jak dotychczas. Miałabym spokój i ciszę, nadal wiodłabym nudne życie".

Westchnęłam. - A może ten szczur nie jest taki zły?

- Kto?!

Wzdrygnęłam się na nagły głos i rozejrzałam dookoła wystraszona. Lawless jednak nie wyszedł, a stał na moim łóżku z zdenerwowaną miną.

- Jak możesz mnie tak okropnie określać!? - posłał mi piorunujące spojrzenie.

Uśmiechnęłam się lekko. - Przepraszam za te okulary, muszę kupić ci nowe.

- Nie musisz, aniołku~.

Zerknęłam w jego stronę schylając się po roztłuczone soczewki na dywanie, a wampir wyciągnął zza pleców te same oprawki i wrzucił je na nos wystawiając język na wierzch.

- Eh. Twoja natura mnie kiedyś zniszczy! - jęknęłam zahaczając dłonią o ostry fragment.

Tego jeszcze brakowało żeby zaciąć się tak maleńkim szkiełkiem! I to w palec wskazujący, ja to mam pecha.

- Wyczuwam, że stała ci się krzywda - rzucił się ku mnie z firmowym uśmieszkiem.

Pociągnął za dłoń przykładając do rany swój język, zaczęłam wyrywać palce od dotyku wampira, lecz na próżno. Zlizał strużkę krwi patrząc ma mnie rozbawiony, a bransoleta zjawiła się po chwili na tej samej dłoni.

- Aniołku muszę szybko znaleźć ci coś nowego, bo znowu dostanę za swoje nieudane pomysły - wypuścił mą dłoń ze śmiechem, zaraz złapałam za wygiętą stal na karku wampira.

Przekręcił głowę zza ramię, gdy ciągle trzymałam za ozdobę formularza kontaktowego. W jego lekko zniecierpliwionym spojrzeniu było coś jeszcze... ekscytacja.

- Idę sama.

- Nie idziesz - rzekł cicho.

- Czemu nie?!

- Bo nie...

- Jak to nie!? - uniosłam ton.

- Po prostu.

- Zamknij się szczurze!

- Kim dla ciebie jestem?! - znów wezbrał w nim gniew.

I tak oto swoimi słowami zasłużył na karę w postaci szarpnięcia za łańcuch. Zachwiał się na nogach po czym upadł z hukiem. Teraz to ja triumfowałam z uśmiechem na ustach. Lekko nachyliłam się nad swoim Servampem i przesunęłam dłoń zanurzając palce we włosach wampira, na co uchylił powieki i przestał pocierać kark.

- Idziemy razem, chodź Hyde.

Spojrzał nieco bardziej życzliwie niż zaskoczony i raz, dwa wstał z podłogi nie odrywając ode mnie wzroku.

- To już się całkowicie przestałaś bać mojej osoby? - zapytał przeciągle - Chcę być pewny, tak tylko pytam.

- Skoro dałam się przytulić kilka razy, a nawet pocałować to chyba tak - uśmiechnęłam się do niego.

W jego oczach dostrzegłam radość z tej odpowiedzi, a nie innej. Złapał moją dłoń i związał nasze palce w uścisku... nie byłam już tak sprzeczna jego czynem, jak przedtem.

- Pozwól, że zaprowadzę cię do tego miejsca, w którym zstąpisz ponownie na ziemię, lecz jako uzdolniony anioł...

Spokój nie trwał długo. Nim spostrzegłam, uniósł gestem ręki podbródek i ucałował lekko mój policzek. Róż oblał wcześniejsze miejsce pocałunku, budząc we mnie uczucie nagłego gorąca. Zawstydziłam się, na co on tylko się zaśmiał.

- No to idziemy aniołku~! - rzekł radośnie nim zmienił swoją postać na kolczastą kulkę.

~--♪♪♪--~

Rozejrzałam się wkoło, puste korytarze dzieliły ten ogromny i całkiem nieznany budynek na cztery części. Sporo czasu trzeba by cokolwiek móc zwiedzić w każdej z nich. Dźwięk postukiwania butów towarzyszył mi na drodze po jasnym, z ceglanymi ścianami, pomieszczeniu. Czerwień cegieł odbijała się od czystej podłogi jak w lustrze, a wszystkie światła dawno pogasły. Pomysł, by spróbować swoich sił w muzyce nie był najgorszy, ale skąd mogę mieć pewność, że akurat ta dziedzina mi przypasuje?

Z dłuższym rozmyślaniem podziwiałam coraz więcej drzwi, lecz całkowicie zdezorientowana omijałam wszystkie po kolei.

Poprawiłam nerwowo torbę na ramieniu, czując jednocześnie kilka gwałtownych ruchów między rzeczami w niej oraz kilka pisków.
Szybko złapałam w ręce jeża i wyciągnęłam go z miejsca, w którym się wcześniej schował (dla niepoznaki, przed właścicielami budynku).

- Nie jestem co do tego pewna Hyde, chodzimy już od dobrej godziny po tym korytarzu... - jęknęłam unosząc sobie jeża przed twarzą.

- Nie widzę nic w tym złego. My tylko włamaliśmy się do szkółki, żebym mógł sprawdzić kolejny aspekt twojego przyszłego losu - machnął zabawnie łapkami, stykając je z moim nosem.

Westchnęłam biorąc go w ramiona, gdy ten w nagły sposób otoczył się szarym dymem i zmienił w wampira. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a sama zachwiałam się próbując go jakoś utrzymać w ramionach...

- Zmieniaj się w jeża, już! - warknęłam czując spadek siły.

- Wybacz... - posłuchał rozkazu i z powrotem przybrał postać dwukolorowego zwierzątka. - Chciałem sprawdzić czy mnie uniesiesz~.

- Zabawne.

Wywróciłam oczami i zerknęłam na ostatnie drzwi, które różniły się od innych. Znajdowały się na samym końcu korytarza, a w dodatku przypominały te od wejścia do kina lub jakiegoś teatru.

Stanęłam, a Lawless wyskoczył z mojego uścisku, w sekundzie znajdując się tuż pod nimi, kiwnął główką i pchnął lekkie wrota wchodząc za nimi do wewnątrz. Podeszłam do nich. Zawahałam się wyciągając dłoń, jednak przeszłam.

To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. Wytrzeszczyłam oczy i uchyliłam usta nie zważając na maniery, tego miejsca. Ze względu na to gdzie zamarłam, dostrzegłam ciągnące się ku dołowi czarne, lśniące schody z płytek; czerwone kurtyny ze złotym zdobieniem przysłaniające ogromną scenę...

Poczułam coś niebywałego, odmiennego. To chyba moja bajka!

W oddali mogłam usłyszeć już kilka zdań Chciwości, lecz wygląd całej sali był w stanie przyćmić wszystkie zmysły. Byłam tylko ja i cały raj.
Instrumenty klawiszowe stały po lewej stronie od szerokiego rzędu widowni, dęte i smyczkowe z kolei po prawej przy scenie, na której szalał już Servamp. W końcu zacisnęłam pięści z nieopanowanej radości i ruszyłam przed siebie ku wielkiej widowni. Nawet siedziska dla gości wyglądały szykownie i przykuwały uwagę.
Czy to możliwe bym zachowywała się tak przy zwykłych instrumentach?

Pozbierałam myśli i uniosłam zachwycone spojrzenie na jeden z najbliższych instrumentów. Była nim wiolonczela. Przechodząc obok uśmiech za widniał na mojej twarzy, gdy z gracją szarpnęłam palcami za jej struny. Delikatny dźwięk rozpłynął się w powietrzu, ale to nie było TO. Spoglądałam niezręcznie na cudowny fortepian stojący z drugiej strony schodów, ominęłam go bez namysłów. Na pewno się do tego nie nadaję...

Lawless również patrzył w stronę tego instrumentu. Gdy stanęłam przed nim nadal obserwował jego doskonałość, z uśmiechem na twarzy.

- No idź, spróbuj... - rzekł przerzucając wzrok na mnie.

Nie byłam pewna, czy mogę, ale przełamałam się po chwili idąc we wskazane przez Hyde'a miejsce. Kilka kroków dzieliło mnie od pięknego instrumentu klawiszowego, bazującego na czerni.
Stanęłam przed nim, odruchowo wyciągnęłam dłoń sunąc po powierzchni klawiszy, lecz bez dźwięcznie. Bałam się wydobyć z niego melodii.
A co jeśli to nie jest to czego szukam? A może jestem zwykłym beztalenciem?!

Uspokoiłam myśli i nieświadomie przymknęłam oczy, czując tuż pod sobą ławkę. Wzniosłam dłonie i oparłam je na klawiaturze, czując w pewien sposób odcięcie od całego świata... To chyba jest TO, czego szukamy.

Nagle zaczęłam grać jakbym praktycznie robiła to od dziecka, między mną, a instrumentem czułam więź, a dźwięki jakie wygrywał mogły równać się z mistrzostwem muzycznym. Melodia była mi nieznana. Nie mam pojęcia jak się gra, a tutaj prezentuję coś nowego... uchyliłam powieki i cały czar prysnął.

Odsunęłam rękę nieśmiało i obróciłam wzrok na Servampa zbliżającego się ku mnie. Miał w oczach łzy, którym dał spłynąć po bladych policzkach. Pociągnął mnie za dłoń i ustawił na nogach, by po chwili mógł zamknął w szczelnym uścisku. Wzruszony z radości szlochał w moje ramię, śmiejąc się na zmianę... to moja zasługa?

- [T/I], znaleźliśmy wreszcie to, czego szukaliśmy, aniele... - jęknął przez łzy wbijając we mnie krwiste tęczówki.

- Ale... ja nic nie zrobiłam.

- Nic? - zsunął okulary z nosa i przetarł wilgotne policzki - Właśnie doprowadziłaś mnie do płaczu muzyką, to twój dar - w szerokim uśmiechu pokazał kły.

Nie wytrzymałam. Rzuciłam się w ramiona Chciwości, to w końcu jego zasługa, że tu przyszliśmy. Wcisnęłam ramiona między wysoki tors, czując w sobie ogromną radość... dałam radę...

Przyzwyczaiłam się do swojej odmienności i zaakceptowałam Lawlessa...

~~~~~~
(a/n) to było takie piękne :')
pisząc to troszeczkę się wzruszyłam, choć nie wiem dlaczego... świt zaraz nadejdzie i skończyłam dopiero pisać rozdział (chodź i tak muszę zaraz do szkoły iść, więc wstawię go pewnie później lolz). oby wam przypadł do gustu, no to do następnego rozdziału czytelnicy!ヾ(@^▽^@)ノ

*"Romeo i Julia" - Akt II, scena II.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro