Kontrakt? Ale jak?! - III

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          Zapach, który unosił się w pomieszczeniu był istną gratką dla miłośników czekolady. Jednak atmosfera nie kojarzyła się z początkiem kolejnego, cudnego popołudnia... w mieszkaniu rozbiegana dwójka była w stanie zakłócać tą krótką ciszę. Minęły zaledwie dwa dni, a czuję pewnego rodzaju niepokój dotyczący dwóch bałaganiarzy, których nie można rozdzielić na krok. Ciągle prowokują siebie nawzajem i w ten sposób muszę godzić Garę z Hyde'm! To się robi męczące...
          Oczekiwania na zagrzanie czekolady i przelanie jej do kubka trwało dość długą chwilę, bo tuż pod moimi nogami ponownie biegały dwie kulki. Znowu?!

          — O co wam tym razem poszło?! — odstawiłam nawet nie napełniony kubek i schyliłam się po pupilów.

          Łapiąc oboje za sierść na szyi i kolce, uniosłam wysoko w zdenerwowaniu prowadząc do pokoju. Ułożyłam ich na uścielanym łóżku patrząc na zamiary dwojga. Nie szamotające zwierzaki usiadły w bezruchu.

          — Macie się uspokoić, bo jest tak od dwóch dni — wywróciłam oczami patrząc na prawdopodobnie oburzonych domowników. — Już, godzić się, natychmiast.

          Wskazałam na Hyde'a, a potem Garę. Żadne z nich nie wykazywało entuzjazmu co do polecenia. Westchnęłam ignorując to i wracając do pracy przy swoich luksusach. Uniosłam ręce w bezsilności stając przed blatem kuchennym, jednocześnie próbując załagodzić konflikt w formie przemyślanej decyzji. Co by tu zrobić Złapałam palcami za skronie ledwo czując, że mogę stać na nogach. Wykończę się przez nich... Dwa małe urwisy, a tak potrafią wyprowadzić mnie z równowagi.
          Przymknęłam powieki nieco już rozdrażniona próbując znaleźć ukojenie. Znikąd wyczułam chłodny dotyk wokół bioder, na co szybko uniosłam wzrok...

          — Aniołku! Coś się stało? — nagle męski głos i dotyk spoczął tuż przy mym uchu i ramieniu.

          Sparaliżowana strachem zdążyłam tylko wydukać:

          — To znowu ty...!

          — Nie, nie. Zgaduj dalej! — usatysfakcjonowanym tonem przeniósł dłonie na moje powieki, zakrywając je nim cokolwiek zrobiłam.

          Zdążyłam ledwie oderwać się od uścisku oprawcy, spoglądając nie pierwszy raz w te paskudne tęczówki bijące sztuczną radością. Brwi drgnęły i zmarszczyły się kontaktując jednocześnie z moimi oczami na widok wampira-włamywacza.

          — Wynoś się stąd! — wrzasnęłam chcąc omackiem złapać za sobą jakąś broń w razie potrzeb obrony.

          Przysunął zamaszysty krok wraz z szalem do blatu, tym samym próbując znaleźć w moim zaciekłym spojrzeniu choć odrobinę pragnienia jego obecności. Niedoczekanie. Poprawił okulary na nosie i zmrużył powieki w rozbawieniu.

          — Dlaczego się boisz? Sądziłem, że ktoś taki jak ty przygarnie jeżyka do siebie i będzie żyć z nim w zgodzie — przekrzywiłam nerwowo głowę na gest wyjątkowo udającego smutek, blondyna.

          — Posłuchaj mnie, bo powiem to tylko raz — nie dałam po sobie znać, iż tuż za plecami skrywałam w uścisku kuchenny nóż. — Nie mam bladego pojęcia o czym ty bredzisz, ale masz się stąd wynieść, bo inaczej–

          Niespodziewanie chłopak chwycił mnie za nadgarstek ciągnąc ku sobie. Byłam dostatecznie blisko by móc zostać jego ofiarą lub po prostu ugodzić nożem napastnika. Wystrzeliłam odpychając od siebie rywala i zdenerwowanym ruchem dłoni uniosłam ostry nóż.

          — A myślałem, że chociaż jedna osoba mnie polubi — zdążył jedynie westchnąć teatralnie.

          Chcąc zaatakować, wyczuł me zamiary odsuwając się, gdy nabiegłam z ostrzem tam gdzie przed chwilą stał. Wbita broń w blat została tam na stałe, a ja sama zdążyłam dobiec do drzwi i otworzyć na oścież jedyną drogę do ucieczki.
          Ku mojemu zdziwieniu coś na rodzaj dymu przepłynęło przez korytarz do wampira. Nagle spostrzegłam na panelach Hyde'a. Zaraz, co to ma wszystko znaczyć?!

          — He? — spojrzałam z niepewnością na jeża wyglądającego dość niewinnie.

          Nie zastanawiając się dłużej odetchnęłam z ulgą przymykając dopływ światła wraz z tlenem. Zdarzenie powtórzyło się, lecz z odwrotnym skutkiem... przerażona pisnęłam i ponownie szarpnęłam za klamkę. Jeż znów był w tym miejscu co wampir, a czy to czasem nie znaczy...
          Otwierałam oraz zamykałam drzwi na zmianę nie będąc ciągle świadoma, tego co robię. Widzę najpierw jeża, a potem wampira.
Wampir, jeż, wampir, jeż, wampir, jeż, wampir.

          — Możesz przestać? To nie jest śmieszne — zażenowany odwrócił głowę w bok, budząc w czerwonych tęczówkach nowe iskry emocjonalne.

          Myślami chciałam po prostu wywalić stąd tego jeża, bądź wampira z powodu braku wiedzy na ten temat. No bo wiem tyle, że jest jakąś krwiożerczą kreatura, ale jak potrafi zmieniać postać?!

          — Kim ty w ogóle jesteś żeby włamywać się do mojego domu po raz kolejny?!

          — Mówiłem ci, aniołku — dodał wystawiając dłonie w geście nadchodzącego tłumaczenia — Istnieją wielkie różnice pomiędzy wampirem, a Servampem! — wymachiwał szaleńczo ramionami z poczuciem winy, iż wcześniej nie tłumaczył tego jaśniej.

          — No i?

          — Jak to "no i"?! — dodał zdziwiony.

          — Nadal nie ogarniam — zaśmiałam się cicho pod nosem.

          — Nie potrzebujemy tego do wiedzy — zakończył z uśmiechem.

          Spojrzałam spode łba na – moim zdaniem – idiotę próbując wrócić do sypialni i zapomnieć nawet o nim, iż tu jest. Wyminęłam chłopaka w progu idąc w stronę pustego łóżka i rzucając się twarzą do poduszki... nie obchodzi mnie jakiś tam wampir, jak chce to niech sobie zostanie, ale prędzej czy później stąd pójdzie!

          — Ale jest jeszcze coś o czym musisz wiedzieć~.

          — Zamknij się i wyjdź! — krzyknęłam w poduszkę z gęsim puchem.

          Niespodziewana cisza uległa szybkiej zmianie, gdyż tuż po chwili łóżko zdążyło ugiąć się pod ciężarem rzekomego blondyna z czarnymi pasmami włosów. Uniosłam ostry wzrok na postać przekazującą zupełnie uśmiech współczucia... że co on mi pokazuje?

          — Hm? — drgnęłam na łóżku patrząc, iż wstał z dziwnym wyrazem twarzy.

          — Zostawię cię. I tak byś nie była gotowa na kontrakt... w drodze wyjątku wrócę jeszcze dzisiaj — coś bardzo przypominało w nim smutek, i to taki prawdziwy.

          Ruszył wolnym krokiem w stronę drzwi balkonowych, zsunął powoli zasłony i ze względu na światło dzienne przybrał postać jeża. Czułam się nieswojo wiedząc, że niektóre rzeczy, które z nim robiłam były co niemal dziwaczne oraz głupawe pod tą postacią. Odprowadziłam go wzrokiem widząc jak próbuje otworzyć sobie wejście małymi łapkami...

          — Czekaj, pomogę ci — złagodniałam w sekundzie zeskakując z łóżka.

          Zbliżyłam kroki i bez wahania otworzyłam wrota do nowego życia tego wampira, czy jak to tam się nazywało... Servamp? Zapamiętam.

          Wyszedł, a zaraz za nim przymknęłam taras drzwiami, ruszając prędko do komputera leżącego na szafce nocnej. Złapałam zwinnie laptopa i rzuciłam się na łóżko siadając po turecku. Może coś znajdę na temat tego monstrum jakim jest Hyde. Ale chwila! Dlaczego tak na niego mówię?! Coś zdążyło mnie tchnąć bym ogarnęła myśli i zaczęła szukać w sieci czegoś ważniejszego, co z całą pewnością mogłoby ocalić moje życie.
          Wpisałam sprawnie w wyszukiwarkę hasło tak dobre, że na pewno powinno coś wyskoczyć: servamp.
          Po chwili wytrzeszczenia oczu na widok tylu pomocniczych stron zdążyłam rozpocząć poszukiwania. Chwila, która trwała dla mnie wieczność dłużyła się coraz głębiej i bardziej. Ciche westchnienie i pora wracać do pracy... kliknęłam na pierwszy link do nieznajomego mi bloga. Wow, wszystko tu jest.

-----
"Servamp - wampir posiadający swojego mistrza (Eve) [...] obecnie ośmioro rodzeństwa zamieszkują tą planetę [...].

By dowiedzieć się więcej wejdź tutaj: *załącznik informacyjny."
-----

          Bez zastanowień przewertowałam większość bzdur na ten temat, powoli śmiejąc się z głupoty reporterów.

          — "Wampir atakujący miasto wybiera spośród tłumu kolejnych obywateli by tylko móc się z nimi zaprzyjaźnić i uściślić więzi" — zaśmiałam się czytając na głos pod koniec.

          — Czyżby chodziło o Hyde'a? Lawlessa! Głupie imiona. Dałoby się go jakoś w to nie wplątać?

          Przerzuciłam wzrok na zdjęcia z ostatniej akcji rzekomej bestii. Ofiara była najprawdopodobniej chłopakiem w moim wieku, więc lepsze takie ujęcie gdzie widać przynajmniej jak wyglądał. Moment. Czy to nie jest czasem mój ulubiony aktor?!
          "...potwór wybrał najmniej znaczącą dla świata osobę; zwykłego przechodnia" – i przerywając czytanie wtedy odetchnęłam.
          Dobre jest to, że nic nie stało się z gwiazdą cudownej sztuki teatralnej, ale złe, że zginął ktoś niewinny.

          Zamknęłam laptopa nie chcąc czytać bredni dotyczących wypadków, a pomyśleć, że w innych celach chciałam zyskać ważne informacje...
Przeciągnęłam ramiona patrząc na zegar wiszący tuż obok na lewej ścianie. Bez przesady, już zaczyna się ściemniać?
Może krótka drzemka nie zaszkodzi, a ukoi nerwy dzisiejszego dnia.

~—♪♪♪—~

Zamknięte powieki przysłaniały jakikolwiek widok na świat, a ciepło okrywało moje ciało tuląc głowę do poduszki. Natomiast uśmiech ciągle utrzymywany przez sen o pięknym, letnim wieczorze był istnym ubarwieniem chwil spędzonych w krainie Morfeusza. Jakby znikąd słysząc hałas i chodzący za tym domysł, wyrwano mnie ze snu. Chwila trwała nim uchyliłam rąbka tajemnicy tego pokoju. Coś tu było, wlazło tak cicho, a jednak na tyle bym mogła usłyszeć przeklętego podglądacza oraz włamywacza.

Postać, która z początku przypominała tylko zwykłą plamę zmieniła oblicze na jeża stojącego przy drzwiach balkonowych. Chłód zawisł w pomieszczeniu, a odrobina śniegu wpełzła z wiatrem unoszącym firany. Wiedziałam przecierając powieki z ziewnięciem iż miał być, no i jest zaskakujący gość. Trzeba będzie ogarnąć tą rozmowę dla świętego spokoju i pragnienia powrotu do snu. Przynajmniej dla niego. Żeby w końcu się odczepił.

- Co ty tu robisz...? - przeciągnęłam ospale ton z wyrzutem kierując ku niemu dłoń problematycznie.

Jak na zawołanie niegdyś mój pupil zmienił swą poświatę na wampira tak wrednego, że nawet teraz rozpoczął krok w moją stronę. Zaśmiał się cicho spod skrytej radości, poprawiając palcem oprawy okularów na nosie w wyczekiwaniu zamiarów swojej ofiary - mnie.

- Daj spokój, no! Zapowiedziałem się, że będę.

Poprawiłam włosy opadające na czoło, wlepiając nadal znudzone spojrzenie w krwiste tęczówki wampira. Wydał z siebie ciche westchnienie i usiadł tuż obok, na co zareagowałam odruchem odsunięcia. Najmniejszy dotyk może sprowadzić nas oboje do pułapki losu łączącego zupełnie odmiennie istnienia. Lepiej być ostrożnym. Unikanie będzie najlepsze.

- To sprawa pokojowa - wyszeptał mrugając oczkiem z uśmiechem, lecz zaraz poważniejąc. - Pozwolisz mi na coś...? Obserwacje twej osoby przez dłuższy czas były niezbyt pomocne, muszę wiedzieć więcej o anielicy.

Oczy wampira wyrażały pustkę jakiej nie widziałam; a niby one jakoś tam sobie radzą bez emocji, więc jak to jest w końcu? Odczuwają cokolwiek? Nigdy nie był człowiekiem, przypuszczam, iż został zmorą od narodzin, bądź stworzenia.

- Nie. Mam zamiar spać, ale ty tu wlazłeś i nawet nie wiem jakim sposobem oraz mało mnie to interesuje - oschle podsumowałam jego kolejne natarcie i grę słów.

- Mógłbym nawet się do ciebie dobierać, a i tak byś była niedostępna - wymruczał czepliwym głosem.

- Cicho, spać idę. I wynocha.

Rzuciłam się na łoże z ponowną myślą nad zostawieniem tej bezsensownej rozmowy w spokoju, lecz tamten zaczął być tym razem uciążliwszy.

- Boli mnie, że nie znasz mojego pochodzenia - dodał teatralnym głosem.

- Jesteś pijawką, szukającą we mnie naiwności, głupku. Starczy?

- Brawo, brawo! Anioł zstąpił na ziemię jako kolejny! - zaklaskał w dłonie z politowaniem kontynuując, gdy wstałam do siadu patrząc na determinację w spojrzeniu wroga. - Darujmy sobie bzdety i od razu nazwij mnie po imieniu, nic lepszym zbawieniem nie będzie...

- Zamknij się, bredzisz jakbyś był zbiegiem z psychiatryka! Co ci tak na tym zależy, uszczęśliwię cię jakoś!? - zarzuciłam ramiona na pierś zwężając wściekle brwi.

Niby cichy z niego zwierzaczek i nagle czar prysnął ukazując prawdziwe oblicze słodkiego jeżyka... zaśmiał się zawadiacko poprawiając okulary na nosie po raz kolejny. Na ten znak drzwi balkonowe trzasnęły nie dopuszczając wiatru i zimna do mieszkania.

- Gwiazdą wieczoru jesteś ty, a ja tylko aktorem nie znającym scenariusza jaki gramy na scenie, zwanej światem... - dopowiedział niczym zawodowy aktor skłaniając się nisko.

Pięknie, zaczynam myśleć jak on! Uniósł prędko głowę i przeszył mnie wzrokiem dosłownie na wylot, na co drgnęłam z niepewnością; czego ten szczur chce?!
Usta ukazały białe, lśniące kły w świetle księżyca wpadającego przez cienką zasłonę. Przechylił na mnie ciężar wzroku powodując bezgłośny upadek na materac, zwisając po chwili tuż nad mą twarzą. Penetrował oczami pragnącymi czegoś co niemożliwe, każdy centymetr mojego ciała oraz twarzy; wzrok ustał na mych oczach.

- Tylko jedno słowo mnie uraduje, no szepnij aniołku... - gdy pochylił się ku mnie, nadal nie byłam w stanie zrozumieć zamiarów blondyna - Zechcesz trafić tuż ku granicy człowieczeństwa, a bycia posiadaczem sługi równie chcąc zawłaszczyć sobie wszystkiego wkoło? - rozchylił wargi tuż przy mym uchu.

Ciepły oddech przepływał przeze mnie jak zimny strumień wody, powodujący natychmiastowe dreszcze. Dłonie szybkim ruchem zdążyły nieco spowolnić działania chciwego Servampa, bym mogła ogarnąć myśli. Niepewność rosła, a dokładnie w tej chwili poczułam w nim znajomego mi stwora, czy wcześniej nie miałam z nim styczności? A może słyszałam coś na jego temat? Nie wierzę, już wiem...

- Odczep się na chwilę! Cholera jasna... ty jesteś tym Servampem, który uśmierca niewinnych ludzi! - wrzasnęłam odrywając od niego swoje ciało, jednym ciosem pchnięcia ręką - Zabawnie się przedstawiłeś. Lawless Chciwości, co? Nie rozśmieszaj mnie, ty tylko zabijasz! - zadrwiłam z niego pyskując także spojrzeniem.

Nie tylko słowa zdążyły polecieć na marne, dorwał moje nadgarstki z naskokiem przyszpilając nasze czoła ze sobą, jednocześnie próbując znaleźć ukojenie w późniejszym bólu. Bałam się tak potwornie, że wolałam nie krzyczeć, a mieć to już za sobą.

- Odezwij się, ładnie proszę~ - zmrużył oczy w rozbawieniu.

Przepłynęła przeze mnie adrenalina i nerwy; niepotrzebnie. Usta Lawlessa już uznały wybrane miejsce - jakim był bark - za cudowne, muskając skórę przeciągle i kosztując ją namiętnym pocałunkiem. Zareagowałam piskiem i chęcią szamotaniny czując jego pragnienie dobrze mi znane z powieści literackiej, gatunku o wampirach...

- Zostaw mnie! Co ty sobie wyobrażasz?! Ugh... HYDE!

W sekundzie obezwładniło mnie światło o żółtym odcieniu zmieszanym wraz ze złotem. Zaczęło się ode mnie i mojego zdziwienia...

Dookoła szyi wampira jasny promień błysnął jak pierścień, złoty znak okręgu; wykorzystałam okazje popychając jasnowłosego do tyłu. Śmiech jaki z siebie wydał był przerażająco-niepokojący. W jego oczach zabłysło szaleństwo, drgnęłam na widok pragnienia w krwistych tęczówkach. Odruchem zerknęłam na promień niechcący puścić mojego nadgarstka. Spanikowana potrząsałam szaleńczo ręką, gdy ten przypatrywał mi się z uśmiechem. Chęć zniknięcia dręczącego światełka rozpłynął się wraz z jego powodem, a nadeszła nowa obawa.

Na początku czułam strach, później ciężar, a na końcu ból... Kły Hyde'a już dawno czerpały korzyść ze swojej ofiary powodując u mnie jęki. Pociągnął za mój bark dłońmi napawając się chwilą, dzięki której zaspokoił potrzebę krwi.

Bezwładnie puściłam głowę zaciskając palce najmocniej, by tylko nie omdleć z cierpienia, wbił swoje atrybuty mocniej rozlewając krew bardziej. Powieki mimowolnie opadły w przeciwieństwie do pulsu jaki obecnie rósł wewnątrz mego ciała. Tuż chwila po tym oderwał ode mnie kły odrzucając daleko głowę do tyłu przy okazji splatając ramiona za moimi plecami, jęknęłam z pieczenia ran.

Uchyliłam ledwo powieki, a w jego oczach już było widać chciwość i szaleństwo połączone z śmiechem. Zlane kły szkarłatem ponownie przejechały po skórze dookoła miejsca ugryzienia, dając mi szansę na ratunek, lecz nie miałam na tyle siły by móc go odepchnąć lub znokautować (choć próbowałam to zrobić po raz kolejny).

- Aniele - wlepił we mnie usatysfakcjonowany wzrok - Smakujesz jak tysiące róż pielęgnowanych przez boginię zbiorów i roślin, palce lizać! - z zachwytem zdążył jeszcze zlizać upojnie krew wokół rany.

- Z-zostaw... - kolejny niekontrolowany i bolesny jęk wylazł mi z gardła.

Jak na zawołanie o pomoc poczułam w dłoniach coś metalowego i twardego, owinęłam wokół dłoni i pociągnęłam do siebie wyrywając wampira z rozkoszy picia krwi. Nie było to jedyne rozwiązanie, ale przyjęło uchwałę w moim uznaniu. Lawless zdążył trzepnąć głową o podłoże i tym samym ogarniając się w sekundzie.

Przerażona obrotem spraw dostrzegłam dopiero po dłuższej chwili na karku wampira, stalową klamrę łączącą bolec wraz z ozdobnym zapięciem łańcuch, oblepiony złotą powłoką świetlną. Wiele mi to nie mówiło, ale radowało od wewnątrz, iż już przestał zadawać ten potworny ból. Każdy kto nie wiedział nic na ten temat (w tym ja) byłby zapewne zdołowany, iż nie rozumie tej sytuacji w ogóle; i tak jest ze mną. Po niniejszym mniemaniu doszłam do wniosku, że trzeba sobie wszystko wyjaśnić... bo ta przeklęta, lecz niezwykle delikatna bransoleta ze stali nadal wisi na lewym nadgarstku!

- Lawless! Coś ty właśnie zrobił?! - krzyknęłam na podnoszącego się z podłogi blondyna.

- Aniele! Związaliśmy się kontraktem na wieczność, cieszysz się? - zawadiacki uśmiech spoczął na ustach wampira.

- Ty chyba żartujesz!?

- Nie śmiałbym okłamywać tak pięknej kobiecej istoty - skoczył na nogi, gdy zdążyłam zejść z łóżka.

- Nie, nie, nie... co to w ogóle ten cały kontrakt? - spojrzałam z obrotem na bawiącego się łańcuchem w dłoniach wampira.

Milczał dając tym samym kilka chwil na zdrowe myślenie. Momencik; zawarłam nieświadomie jakiś kontrakt z wampirem na wieczność; czy to ma w ogóle sens?

- [T/I], zdajesz sobie sprawę, że teraz jesteśmy na siebie skazani mimo wszystko? Nie możemy się rozdzielić na więcej niż dwadzieścia cztery godziny, gdyż umrzesz, a także wszystko co odczuwam przekłada się na ciebie podwójnie. No i w dodatku musisz zaspokajać mój niedosyt krwi - wytłumaczył rozkładając się na łóżku i jednocześnie mrużąc powieki.

- Nie ma odwrotu...? - speszona jego słowami potarłam ramie.

Za wszelką cenę chciałabym cofnąć czas, by nie dopuścić do spotkania z nim pod postacią jeża.

- Nie ma odwrotu - rzucił usatysfakcjonowany.

"Pięknie... zostałam skazana na niego do końca swojego życia" - załamałam się w sekundzie.
Podparłam twarz dłoniami siadając przy łóżku, lepiej być już chyba nie może. A co jeśli to tylko głupi żart?

- Nie żartujesz ze mnie?

- Dlaczego miałbym to zrobić? - odpowiedział pytaniem nieco zdumiony - A może jest tego poważniejszy powód? Może choćby twój były chłopak, którego potraktowałaś poważnie i z góry na "nie". Pomyśl, dlaczego ciebie wybrałem na swój kolejny cel? Bo jesteś beztalenciem? A może dlatego, że mam ochotę tylko na twoją nic nie wartą krew pod pretekstem: "pierwsza lepsza"? - wyszczerzył zęby radośnie ukazując kły, coś we mnie pękło...

Nie zwracając uwagi na wampira uniknęłam tym samym problemów. Nie widział jednak tego, że zranił mnie trafiając w czuły punkt... Pierwszym rodzajem prowokacji i zmuszenia do szepnięcia czegokolwiek było podsunięcie się do mojej osoby; późniejszym czasem zerkanie częściowo pod kątem, a zakończenie nastąpiło, gdy zsunął z łóżka swoją sylwetkę i przyklęknął przed mą niepewnością. Wsunęłam głowę między kolana unikając spojrzenia jakim zapewne mnie darzył, mimowolnie ścisnęłam palce na kostkach u stóp. Za kurtynę posłużyły mi włosy, lecz i tak dłoń blondyna zdążyła je odgarnąć na kark.

- Powiedziałem coś nie tak, aniołku? - głos jakim przemówił był skłonny do złożenia pokuty.

"Wszystko co powiedziałeś, jest nie tak. Całe to życie nabrało przez ciebie braku chęci kontynuowania go dalej. Wszystkie słowa, których użyłeś, gryzły mnie jak wąż swą ofiarę. Kolor tęczówek kuł prosto i boleśnie w serce niczym twoje kolce, które na pewno takie są. Osoba jaką prezentujesz, irytuje do granic możliwości jednocześnie raniąc udawanymi emocjami...".

- Nie - uniosłam wzrok na chłopaka poprawiającego okulary w nagłym ataku dociekliwości, czując pod powiekami cisnące łzy. - Nic złego nie powiedziałeś...

~~~~~~
(a/n) bohaterki moje, załamałam was takim obrotem spraw? ;-; powiedzcie błagam, że nie (głupio mi trochę tak co chwilę pisać, że schrzaniam rozdziały, więc wolę żebyście to WY mi to przekazali).
jakoś Lawless wyszedł mi ogółem jak z innej bajki, co chyba jest dobre, nie? albo po prostu spaprałam. postaram się podratować moją niską samoocenę do wszystkiego co piszę. :')
do następnego, czytelnicy. : )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro