Rozdział 28. - Korespondencja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poznań, 31 XII 1856 r.

Drogi druhu!

Miło z Twojej strony, iż zawiadomiłeś swego najlepszego kumpla o narodzinach syna. Tydzień po fakcie. Rychło w czas... Uznajmy jednak, iż zrzucam zasłonę niepamięci na ów incydent — z pewnością byłeś tak zajęty, że jedyne, o czym myślałeś, to kiedy wreszcie położysz się spać; rozumiem to. W każdym razie, składam Ci serdeczne — i, co ważniejsze, całkowicie szczere — gratulacje. Niech Wiktor chowa się zdrowo i niczego mu w życiu nie zabraknie. Ucałuj go też serdecznie od Ewy, która dopomina się, by o niej wspomnieć. Tak więc wspominam — moja wspaniała żona i matka trójki moich dzieci całuje Twoje dziecię z miłością równą rodzicielskiej. Z kolei wujek Maciek zaprasza na kieliszek czegoś mocniejszego, gdy skończy ono stosowny wiek (i o ile dożyję). Ciebie i Amelię również zapraszam, oczywiście.

À propos Amelii, jak Ci się żyje w odmiennym stanie cywilnym? W listach skąpisz na opisach. Ja tymczasem nadal nie mogę wyobrazić sobie Ciebie jako człowieka żonatego. Dla mnie zawsze pozostaniesz wiecznym kawalerem, nie wiążącym się z nikim na stałe i bałamucącym co ładniejsze panienki w okolicy. Nie odbierz tego bynajmniej jako wyrzut. Broń Boże! Aczkolwiek muszę przyznać, że wszystkie dziewczęta, które mi się podobały, wolały Ciebie. Mam jednak nadzieję, iż w dzisiejszych czasach Amelia jest Twoją jedyną, bo jeśli masz jakieś inne dziewczęta na boku, to wiedz, że z nami i naszą przyjaźnią koniec. Bycie przyjacielem człowieka zdradzającego niewiastę — w dodatku niewiastę, dla której porzucił wszystko i wszystkich — nie leży w mojej gestii. To chyba tyle w tym temacie, choć dorzuciłbym parę uwag i obelg na wszelki wypadek.

Jak dobrze wiesz, uwielbiam odzywać się niepytany, tak więc sam z siebie odpowiadam, że u mnie nic nowego nie słychać. Ewa zdrowa, dzieci też (rosną jak na drożdżach), Krzyś i Helenka pytają o wujka, którego prawie nie pamiętają... Wszystko po staremu. Z kolei w fabryce u Chmielińskiego była taka pyszna draka... Wyobraź sobie, że na jaw wyszedł romans Twego szanownego teścia z jakąś biedną kobieciną, której szczerze współczuję. Na ulicy — widziałem — wszyscy się od niej odwracali. Nawiasem mówiąc, wiesz, że ma z Chmielińskim syna? Co prawda, oficjalnie jest to owoc miłości małżeńskiej jej i jej męża, lecz musiałbym być ślepy, żeby nie zauważyć podobieństwa pomiędzy nim a moim ulubionym dusigroszem. Proszę cię jednak o dyskrecję, tak jak to uczyniłeś, gdy wysłałem liścik o mężowskiej zdradzie pani Chmielińskiej, gdyż w pracy i tak jest krucho, a ostatnie, czego bym chciał, to zwolnienie z powodu listu pełnego wyrzutów od córki z Paryża. Nie do wiary, jak pieniądz psuje człowieka... Tuszę jednak, iż Ty nadal pozostałeś takim Ziutkiem, jak dawniej.

Napisz, proszę, o tym, co u Ciebie. I koniecznie opisz, jak sobie radzisz w roli ojca.

Twój serdeczny przyjaciel

Maciek

PS. Przyjedźcie prędzej niż gdy Wiktor będzie dorosły.

***

Paryż, 20 I 1857 r.

Drogi Maćku!

Na wstępie chciałbym Ci podziękować za gratulacje, gdyż wiem, że płynęły one prosto z serca. Dziękuję również w imieniu całej swojej rodziny — i tej mówiącej, i tej jeszcze nie — za zaproszenie nas do Poznania, jednak Amelia jest na razie za słaba na tak długie podróże. Zresztą, nie muszę Ci tłumaczyć, jak wygląda powrót do sił witalnych kobiety po porodzie, sam bowiem miałeś niedawno okazję obserwować ten proces. My zapraszamy jednak do nas. Mam nadzieję, że kiedyś przyjedziecie.

Jestem również kontent, że u Ciebie wszystko dobrze oraz że dziewczynki i Krzyś są zdrowi; w czasie zimy nietrudno zachorować, sam bowiem ciągle kaszlę i kicham. Musiałem się zarazić od kogoś na uczelni. Mam tylko nadzieję, że Wiktor pozostanie zdrowy, bo przeziębienie u tak małego dziecka nieraz kończy się tragicznie. Co do Amelii zaś — jak zwykle ma żelazną odporność. Jedyne, co jej dolega, to połóg, który na szczęście powinien niedługo się skończyć.

Jeśli zaś chodzi o pana Chmielińskiego, bo teściem trudno go nazwać, nie do końca mogę uwierzyć w to, co napisałeś. Dziecko? Syn? Wydaje się to nienaturalne. Przywykłem bowiem do tego, iż potomstwo pana Ch. składa się z córek w liczbie trzech, uwzględniając tę, która śpi sobie teraz w ramach drzemki po karmieniu. Wiktorek jest cudowny, ale nie daje nam spokoju, zwłaszcza w nocy. Ciągle płacze i jest głodny. Albo ma pełną pieluchę. Muszę ci jednak powiedzieć, że po raz pierwszy w życiu czuję się spełniony. Medycyna, Amelia i Wiktor — nic innego mi nie jest potrzebne do szczęścia. Do tego uczucia również nie mogę przywyknąć. Zawsze goniłem za nieulotnym "czymś", przez co nierzadko źle kończyłem (choćby parę z moich romansów — nie, nie zdradzam Amelii). Teraz w końcu mogę odpocząć, wiedząc, że to jest to, czego pragnąłem.

W tej części listu chciałem zamieścić pytania o samopoczucie Twoje i Twojej rodziny, jednak zdążyłeś mnie już uprzedzić. Piszę je jednak tak czy siak. Być może coś się zmieniło. A więc — co u Ciebie? Dzieci i Ewa są zdrowe? Mam nadzieję, że tak i że wszystko dobrze. Jeśli jednak nie, napisz, proszę. Jako Twój przyjaciel, postaram się pomóc. Tymczasem mówię au revoir.

Twój przyjaciel

Józek

***

Kraków, 26 XII 1856 r.

Szanowny Panie Józefie i Pani Amelio!

Umiem jóż pisać, chociaż jeszcze nie nazbyt dobrze. Umiem jednak przeczytać listy od was i bardzo się cieszę, że pani Amelia powiła syna. Jak go nazwiecie? Mam nadzieję, że nie Jurek, bo Jurek to taki gbur, co nie pozwala mi się z sobom bawić. Ostatnio zabrał wszystkie Kulki, kture pan Gilbert mi kupił na urodziny. A one były takie ładne, szklane i kolorowe. I lubiłem się nimi bawić. A teraz som u Jurka i zapewne się kurzą jak wszystkie jego zabawki. Pan Gilbert mówi, że musimy sami to sobie załatwić, bo jesteśmy już duże chłopaki. Ale ja tutaj nie mam nic do gadania. To on ukradł.

A Jurka znam, bo chodzimy do jednej szkoły. On jest o dwa lata starszy ode mnie. Chociaż zahowuje się tak, jakby był starszy o pięć, bo wszystkim rozkazuje. Mnie i innym młodszym chłopcom. Tak nie może być. Kiedyś mu oddam, ale na razie jestem za mały. Ale — jeśli nie liczyć Jurka — szkoła jest świetna. Mam dużo kolegów i uczę się wielu przydatnych rzeczy. Umiem matematykę, niemiecki i nawet parę słów po francusku. Jestem jednak ciekawy, dlaczego tak niechętnie uczą nas polskiego, skoro jesteśmy Polakami? Pan Gilbert powiedział, żebym się nie interesował, ale mnie to ciekawi. Dlaczego tak jest?

Chciałbym życzyć wam też Wesołych Świąt, jeśli mogę. Boże Narodzenie to moje ulubione święto. To święto jest ciekawe i miłe. Lubię otrzymywać prezenty i najbardziej lubię niespodzianki. Od pana Gilberta i pani Agnieszki dostałem nowe, ładne książki. Lubię je, chociaż ich jeszcze nie przeczytałem. Mają ładne okładki.

Co u was słychać? Jeśli chcecie, odpiszcie mi. Jestem też ciekawy, co u waszego syna. Lubi się bawić kolejkami? To pyszna zabawa. Ja bardzo lubię się nimi bawić, chociaż pan Gilbert mówi, że to zabawki dla małych dzieci. A ja nie jestem małym dzieckiem, prawda? Małe dzieci nie chodzom do szkoły i nie bawią się kulkami. Wiem, bo mama mojego kolegi zabrała kulki jemu bratu i powiedziała nam, że zrobiła to, bo jest za mały i mógł się zakrztusić. Nie dawajcie kulek swojemu synkowi. Nie chcę, żeby się zakrztusił. Chciałbym się jednak z nim kiedyś pobawić. Kiedy to będzie? Mam nadzieję, że szybko.

Na koniec chciałbym przekazać pozdrowienia od pana Gilberta i pani Agnieszki, kturzy przesyłają serdeczne pozdrowienia i ślą całusy. Ja również was pozdrawiam, ale nie ślę całusów, bo nie lubię.

Jasiek

***

Paryż, 15 I 1857 r.

Kochany Jasiu!

Mnie i mojemu Mężowi jest niezmiernie miło za pamięć i życzenia świąteczne od Ciebie. Mamy nadzieję, że spędziłeś je równie miło co my. Odpowiadając zaś na Twoje pytania, nasz synek ma na imię Wiktor. Jest absolutnie rozkoszny (szkoda, iż nie widziałeś, jak się pięknie uśmiecha), ale obawiam się, że na razie nie będziecie mogli się razem bawić, gdyż nie potrafi jeszcze chodzić i siedzieć. Myślę, że pomyślimy o tym za rok. Z pewnością jednak będzie zachwycony, gdy pozna kiedyś tak wspaniałego kompana do zabawy jak Ty.

Jeśli zaś chodzi o Jurka, wiedz, że przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem. Działając w ten sposób, tylko nakręcisz go do dalszego działania i tym samym — być może — powtórzy się sytuacja z kulkami. Miej jednak świadomość, iż gorąco potępiam jego czyn. Kradzież nie tyle jest niemoralna, ile łamie jedno z dziesięciu przykazań. Sam zaś, gorąco Ci radzę, nigdy nie uciekaj się do tak bezecnej rzeczy, gdyż kradną albo ludzie źli (lub tacy, którzy doznali złego przykładu od innych), albo niemający nic do stracenia. Ja tymczasem tuszę, iż nie jesteś ani jednym, ani drugim.

Kończąc tę epistołę, chciałabym Ci złożyć spóźnione życzenia, zarówno świąteczne, jak i noworoczne. Bądź zdrów, ucz się pilnie i koniecznie odpisz, czy spodobał Ci się prezent od nas. Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce, a tymczasem całuję w oba policzki i Ciebie, i państwa Fournier.

Amelia

***

Poznań, 10 II 1857 r.

Kochana córeczko!

Od jakiegoś czasu Twoje listy są suche i stanowią jedynie relację z Waszego życia. Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy? Pokładam nadzieję, iż to nie z powodu jakichś głębszych problemów, tylko ze znużenia wywołanego macierzyństwem.

Od pewnego czasu rozmyślam intensywnie nad przyjazdem do Ciebie. Teoretycznie, Twój ojciec gotów byłby dać mi przyzwolenie i użyczyłby mi swój paszport. On bowiem nie ma zamiaru Cię odwiedzać. Przykro mi z tego powodu, jednak myślę, iż nie ubolewasz nad tym zbytnio. Powiedz, co myślisz o moim pomyśle? Wzięłabym ze sobą dziewczynki, bardzo stęskniły się za siostrą, zwłaszcza Maria. Przy okazji — pomogłabym Ci przy dziecku. Sama wiem, jak bardzo przydaje się taka dodatkowa para rąk. Odpowiedz, proszę, jak się na to zapatrujesz. Jeśli chodzi o mieszkanie, nie chcę nadużywać gościnności ciotki Józka — mam pieniądze, wynajmiemy jakieś przytulne lokum w hotelu na czas pobytu.

Koniecznie napisz, co u Ciebie. U mnie niestety bez zmian. Pamiętaj, że bardzo Cię kocham. Pozdrów ode mnie Józka i złóż na buzi Wiktorka sto całusów od babci.

Twoja kochająca matka

***

Paryż, 2 III 1857

Najdroższa mamusiu!

Wybacz, że listy ode mnie tak bardzo Cię zmartwiły. Przez myśl mi nawet nie przemknęło, iż mogłyby się stać one źródłem Twego niepokoju! Ostatnio jednak czas na odpisywanie na korespondencję znajduję jedynie w nocy, gdy jestem już zmęczona. Opieka nad małym dzieckiem pochłania bardzo dużo energii, mimo iż nie jestem sama. Zarówno wujostwo Józka, jak i jego kuzynka, Belle, starają się mi ulżyć i nieraz zostają z Wiktorkiem na długie godziny. Sam Józek, oczywiście, też jest bardzo zaangażowany. Nadal nie potrafię zrozumieć, jakim cudem znajduje on czas na studia, naukę w domu i opiekę, a także zabawę z Wiktorem!  Jest cudownym ojcem, choć niestety sprawia to, iż mniej ze sobą rozmawiamy... Mam jednak nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Nie mogę też narzekać, widzę bowiem codziennie, jak ciężko pracuje, by w przyszłości zostać lekarzem.

Jakże się cieszę, że chcecie do nas przyjechać! Na pewno ojciec się zgodzi na Wasz wyjazd — pomimo licznych wad, to nie potwór; nie przeleje na Was swojej urazy do mnie i do Józka. Nie zgadzam się jednak z jednym, mianowicie — nie możecie spać gdzieś u obcych ludzi, podczas gdy w domu państwa d'Ombresée pokoje gościnne wręcz się kurzą. Nie jest to wyłącznie moje zdanie, bowiem zarówno ciotka, jak i wuj Józka jako pierwsi zaproponowali, byście z nami zamieszkały. Za zaoszczędzone w ten sposób pieniądze (a musisz mi uwierzyć, że to duża sumka, gdyż właściciele hoteli żądają zdecydowanie za dużo) możesz kupić Marii i Eugenii nowe sukienki, choć Eugenia zapewne ma ich na pęczki, nie to co Maria, która skarży się na przerabianie sukien po mnie, gdyż ojciec skąpi na nową toaletę  dla niej. Zaprowadzę Was do najlepszych modystek i krawcowych w mieście, szyją one tak piękne rzeczy, że aż trudno uwierzyć!

Pytałaś, co u mnie, lecz z przykrością muszę stwierdzić, iż nic nowego. Zajmuję się Wiktorem, co jest pracą równie satysfakcjonującą, co absorbującą. Rzadko kiedy miewam wolny czas, a jeśli, to najczęściej przeznaczam go na jakąś ciekawą lekturę lub robótki ręczne. Ubolewam nad tym, iż nie mam tutaj żadnego pianina. Wiesz, Mamo, jak bardzo lubię na nim grać... Ten brak muzyki wynagradzają mi wyjścia do opery z Józkiem, choć, niestety, to nie to samo.

Kończąc ten list, pozdrawiam Ciebie i resztę rodziny tak serdecznie, jak tylko się da, podobnie zresztą jak Józek, który raz po raz staje w progu buduaru i ponagla mnie do spania, bo nie może zasnąć, gdy ja piszę. Pomimo tego marudzenia, każe mi załączyć serdeczne uściski dla "mamy i siostrzyczek" i dyktuje pozdrowienia dla Was, a także ma nadzieję na jak najrychlejsze spotkanie. Papy z wiadomych względów nie pozdrawia, jednak możesz podszepnąć mu jakieś dobre słowo od nas, gdy będzie w dobrym humorze. Bardzo się na nas gniewa? Rozumiem motywy jego złości, lecz musi wiedzieć, iż nie mogłam postąpić inaczej... Teraz jestem szczęśliwa i on również musi mnie zrozumieć.

Kochająca Cię córka

Amelia

PS. Ucałowałam od Ciebie Wiktorka nie sto, lecz tysiąc razy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro