Górska Wyprawa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okres przedświąteczny minął bardzo szybko. Za kilka dni miały być Święta Bożego Narodzenia. Dokładnie zostały 2 dni, było to mało czasu. U nas zawsze ubieraliśmy choinkę na ostatnią chwilę. Mama właśnie wybierała się na rynek, z myślą aby ją zakupić. Ja osobiście miałam kupione ozdoby świąteczne do swojego pokoju. Pod nieobecność mamy, zaczęłam go sprzątać. Gdy skończyłam wykonywać tą czynność, usłyszałam otwierające się drzwi. Była to mama z całkiem dużą choinką. Towarzyszył jej jeden z bliźniaków, mianowicie Fredie. Sama nie dałaby rady jej wnieść. Aby być pomocna i się w czymś przydać, poszłam na strych poszukać bombek, lampek, łańcuchów oraz innych ozdób. Udało mi się znieść po schodkach wszystkie te pudełka. Z tego co słyszałam w tym roku choinka miała stać właśnie w salonie. Odstawiłam pudełka w takie miejsce, aby nikomu nie przeszkadzały blokując przejście. Mama wyszła z kuchni i zadowolona z przyniesionych ozdób, oficjalnie zarządziła strojenie naszego domu. Byli w to zaangażowani wszyscy domownicy. Chłopcy właśnie pomagali mamie obkręcić wokół kolorowe lampeczki choinkowe, gdy ja wyciągałam z pudełek bombki. W momencie gdy światełka były już na choince, chwyciłam za bombki i zwinnym ruchem, lecz ostrożnym powiesiłam je na świątecznym drzewku. Mama przyniosła z szawki znajdującej się w kuchni słodkie lizakowe laski. Pamiętam, że jak byłam mała razem z moimi braćmi uwielbiałam podkradać te lizaki, gdy rozbieraliśmy z ozdób choinkę po Świętach. Mama stwierdziła, że dalej poradzi sobie sama i możemy iść przyozdobić swoje pokoje. W tym roku nie miałam choinki, nawet takiej malutkiej. Pogodziłam się już z tym. Postanowiłam ozdobić pokój tak, aby wyglądał równie dobrze co z choinką. Na firankach powiesiłam zwisające, zwykłe, białe lampeczki. Na szawce postawiłam stroik z gałązek świerku, szyszek i kilku innych ozdóbek, wykonany przez moją mamę. Bardzo mi się spodobał, do tego mama przyniosła mi świecę, abym wstawiła ją w środek stroika. Na ścianie symbolicznie powiesiłam świąteczne skarpety na jakiś drobny podarunek. Na moim biurko postawiłam dosyć wysokiego dziadka do orzechów oraz powiesiłam świąteczne rysunki, narysowane przeze mnie. Zajrzałam do plecaka, gdzie leżała bombka od Felixa. Kompletnie o niej zapomniałam. Wiedziałam, że jest szklana, więc ostrożnym ruchem wyjęłam ją i zaniosłam do salonu. Mama mnie zauważyła i powiedziała:

- Jaka śliczna bombka! Skąd ją masz?
- Dostałam ją kilka dni temu od Felixa. Jak wiesz byłam z nim na świątecznym jarmarku. Spytał wtedy, która mi się podoba, a ja wskazałam akurat tą. Felix kupił dwie sztuki, jak później się okazało jedną dla mnie, a drugą dla jego mamy. Tylko trzeba uważać aby się nie stłukła, bo jest szklana. - opowiedziałam.
- Chodźmy znaleźć na niej specjalne miejsce. - zaproponowała mama. - Może tutaj? - powiedziała, wskazując puste miejsce na choince, a do tego znajdowało się ono na wprost od wejścia do salonu, więc wszyscy wchodzący z pewnością mogli ją zauważyć.
- Idealne miejsce. - powiedziałam zachwycona.
- Racja. - potwierdziła mama.
- Dobrze, ja już idę do swojego pokoju. - powiedziałam.
- Okej, nie chcesz nic zjeść? - zapytała.
- Nie, dzięki. - odparłam, na co mama nic nie odpowiedziała, tylko mruknęła krótkie mhm.

Wyszłam z kuchni do mojego pokoju. Sprzątanie wraz z ozdabianie miałam skończone. Do ręki wzięłam losową książkę, którą już zaczęłam z półki. Minęło ponad pół godziny, a ja nadal leżałam na łóżku zaczytana w bardzo ciekawej lekturze. Byłam tak pochłonięta fabułą książki, że nie zauważyłam, iż w progu mego pokoju stał uśmiechnięty Max. Gdy wyjrzałam z nad książki, zapytałam troszeczkę zirytowana:

- Co cię tak śmieszy?
- Teraz to już nic. - odpowiedział.
- Przecież domyślam się, że chodzi Ci o mnie - powiedziałam
- No dobra, tym razem zgadłaś. - przyznał się. - Ale zabawnie wyglądałaś taka zaczytana, do tego jeszcze mnie nie zauważyłaś. - odrzekł.
- Okej. - odpowiedziała i go zignorowałam, powracając do czytania książki.
- No już, nie bądź taka obrażona. Ja tylko tak żartowałem. - odrzekł Max, aby mnie pocieszyć.
- Okej. - ponownie to powiedziałam.
- To ja Ci nie przeszkadzam. - powiedział Max. - Miłego czytania. - dodał.
- Dzięki. - niechętnie powiedziałam.

Wstałam z łóżka i sprawdziłam godzinę na moim telefonie. Miałam dużo czasu, bo zaczęła się już przerwa świąteczna. Na zegarku w telefonie zobaczyłam, że dochodzi godzina czternasta. Wróciłam z powrotem na łóżko, gdzie czekała na mnie bardzo, ale to bardzo interesująca książka. Szczerze dopiero cała akcja się rozkręcała. Byłam dopiero chyba na 6 rozdziale. Zanim wygodnie się położyłam i zaczęłam czytać dalej, usłyszałam wołanie mojej mamy, które dobiegało z kuchni:

- Nicooooll!

Szybko się podniosłam i tak samo szybkim krokiem szłam. Może to było coś ważnego? Kto wie, zaraz się zresztą przekonam. Okazało się, że chciała zabrać mnie do galerii na przedświąteczne zakupy, mimo zatłoczonych parkingów i długich kolejek w sklepach. Szybko naszykowałam się do wyjścia. Mama czekała już w aucie, rozgrzewając silnik oraz grzejąc samochód. W tej właśnie chwili w domu nie było ani Maxa, ani Freddiego. Jadąc przez miasto widziałyśmy dużo wystrojonych świątecznym ozdobami domów. W całym centrum naszego, miejskiego rynku mogłyśmy zobaczyć ogromną, wystrojoną choinkę. Ubierali ją niektórzy mieszkańcy naszego miasta. Jechałyśmy z mamą w ciszy, słychać było jedynie muzykę puszczoną z samochodowego radia. Akurat leciała moja ulubiona piosenka, o tytule Overdrive, wykonana przez zespół Ofenbach. Nuciłam sobie tę piosenkę w myślach, zmysłowo bujając głową na boki, w rytm muzyki. Mama zobaczywszy moje zachowanie, o wiele podgłośniła piosenkę. Uśmiechnęłam się do niej w podzięce. Zanim piosenka się skończyła, dojechałyśmy na miejsce. Odziwo znalazłyśmy wolne miejsce na parkingu. Musiałam ze smutkiem rozstać się z moją ulubioną piosenką, lecz po wyjściu od razu się rozpogodziłam z myślą o zakupach, które lubiłam robić. Obrałam swoje sklepowe cele, które chciałam zrealizować. W galerii panował wielki chaos, jeśli można by było to tak nazwać. Wszyscy akurat trego dnia, wybrali się na zakupy. Zresztą co się dziwić, niektórzy odkładają przedświąteczne odwiedzanie sklepów na ostatnią chwilę. Jak się domyślałam, prawie we wszystkich sklepach były sporawe kolejki. Postanowiłyśmy z mamą się rozdzielić. Poszłam do moich najczęściej uczęszczanych sklepów, w poszukiwaniu za książkowymi, ubraniowymi oraz gadżeciarskimi perełkami. Pierwszy, jak to robiłam najczęściej odwiedziłam mój ukochany Empik, w poszukiwaniu za kolejną częścią serii, której poprzednią część ostatnio udało mi się skończyć. Po wejściu i przejrzeniu książek, z żalem stwierdziłam, iż następna część serii nie jest aktualnie na stanie stacjonarnie. Będę musiała poszukać online, no nic na to nie poradzę. Resztę czasu spędziłam chodząc bez celu i oglądając nowości ze świata książek. W moje ręcę trafiły ciekawe książki, których jakimś cudem nie miałam jeszcze w bibliotece. Pierwszą z nich, taką przygodową, wzięłam pod uwagę z racji na nasz zimowy wyjazd. Druga była romansem, po które czasem z chęcią sięgałam. Kupiłam obie, bo stwierdziłam, że fabuła jest całkiem ciekawa i dużo o nich słyszałam na booktokowych mediach. Jako, iż wielkimi krokami zbliżał się nasz wyjazd, w którym mieliśmy jechać, z tego co było mi wiadome w góry o nazwie Grampian. Był to odpowiedni moment na zakup potrzebnych mi rzeczy, więc następnym sklepem po empiku, był sportowy. Zakupiłam w nim ciepłe, zimowe ubrania, bo znając chłopaków będą chcieli spędzać czas na dworzu, najczęściej aktywnie. Moim faworytem był zdecydowanie taki niebieskawy sweterek. Gdy go przymierzałam prawie od razu poczułam, że zaraz się w nim zagotuje. Stwierdziłam, że jest idealny na zimowe, górskie podróże. Zakupiłam dla siebie jeszcze parę czy dwie skarpet świątecznych. Zresztą ich nigdy nie miałam za dużo. Odwiedziłam jeszcze kilka zawsze przeze mnie odwiedzanych sklepów oraz kilka z zimową odzieżą. W pewnym sklepie, znalazłam moją mamę. W chwili gdy ją zobaczyłam, przeglądała wiszące na wieszakach ubrania. Nagle obejrzała się po sklepie, gdzie mnie zobaczyła. Na mój widok uśmiechnęła się czule. No nie, a chciałam jej zrobić niespodziankę, moim nagłym pojawieniem się w sklepie. Podchodząc do niej bliżej, zobaczyłam, iż ma już trochę toreb w ręku. Ja osobiście miałam ich 3. No ale to już nie jest takie ważne. Po chwili przeglądania ubrań, poszłyśmy z zakupami do kasy. Widziałam, że mama była zadowolona ze swoich zakupów. Wracałyśmy już do auta, gdy zobaczyłam machającego do mnie Felixa. Nie było już odwrotu, właśnie zaczął iść w naszą stronę. Moja mama spojrzała na niego z widocznym chyba tylko dla mnie znakiem zapytania na twarzy. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że ani Felix ani moja mama nigdy się nie spodkali. Nim się obejrzałam w stronę, z której widziałam Felixa, powiedział:

- Hej Nicoll.
- Mamo, to jest ten Felix. Mój kolega ze szkoły. - przedstawiłam go mamie zanim ktoś z nich zdążył się odezwać.
- Dzień dobry, miło mi panią poznać. Nicoll mi o pani opowiadała. - powiedział Felix.
- Dzień dobry. Też o tobie trochę słyszałam. - odparła mama. - Nicoll, ja na chwilę pójdę do kawiarni. Mam ochotę na ciasto z truskawkami. Wrócę za kilka minut. - poinformowała mnie mama.

W momencie, gdy mama przekraczała próg kawiarni, odezwałam się:

- Co Cię tu sprowadza? - zapytałam pełna ciekawości.
- Chciałem pójść do kina. - odparł.
- Super. - odpowiedziałam
- A ty co tutaj robisz? - skierował pytanie do mnie.
- Byłam z mamą na zakupach. - odpowiedziałam. - Po świętach wybieram się w góry z braćmi, więc potrzebowałam ciepłych ubrań. - powiedziałam.
- To świetnie. Ja prawdopodobnie będę spędzał czas z rodziną. - odrzekł Felix. - Może udałoby nam się teraz w przerwę świąteczną spodkać? - zaproponował Felix.
- Niestety nie, z tego co zrozumiałam od moich braci, mamy wyjechać od razu, następnego dnia po świętach. - odmówiłam mu wprost.
- No dobrze, zdążymy się spodkać innym razem. - odpowiedział, po czym dodał. - Widzę, że twoja mama już do ciebie wraca. W takim razie ja uciekam, do zobaczenia po świętach, no chyba, że trafi się takie przypadkowe spodkanie jak dzisiaj. Pewnie nie będziemy się widzieć, więc od razu życzę Ci wesołych świąt!
- Dzięki, nawzajem. To cześć. - porzegnałam się, po czym poszłam szybkim chodem do mojej mamy. - Już jestem. Nie musiałaś od nas odchodzić, bo wiem, iż zrobiłaś to celowo. - powiedziałam do mojej mamy.
- Masz mnie. Wolałam dać wam chociaż chwilę krótkiej, spokojnej rozmowy. - uzasadniła swoje czyny mama.
- I tak bardzo dziękuję. - powiedziałam.
- Spoko, zbieramy się już do domu. - zarządziła mama.

Rzuciłam krótkie okej i ruszyłyśmy w stronę drzwi wyjściowych z galerii. Gdy byłyśmy już w aucie, zapytałam mamę:

- Mamooo, mam do ciebie takie nietypowe pytanie. - specjalnie przeciągałam. - Od razu mówię pytam o to tylko z ciekawości. - zapewniłam mamę, aby nie martwiła się po co o to pytam. - Według ciebie, w jakim wieku będę mogła mieć chłopaka? - w końcu zapytałam.
- A to co podoba Ci się jakiś chłopak? - przy wypytywaniu mnie o to zaśmiała się.
- Nieeee. Mówiłam, że to z ciekawości. - Powiedziałam, ciutkę kłamiąc. - No to jak sądzisz? W jakim wieku? - dalej się dopytywałam, po tym jak wcześniej nie usłyszałam od mamy odpowiedzi.
- Myślę, że jeszcze jest za wcześnie. Jak skończysz szesnaście lat wtedy raczej Ci na to pozwolę.
- No dobrze. - odrzekłam

Nie byłam jakoś bardzo zaskoczona uzyskaną odpowiedzią. Wcale nie chciałam mieć teraz chłopaka, ale wolałam się uprzedzić pytając o to. Przypomniałam sobie, że od kilku dni nie pisałam z Amy. Ona też nie rozpoczynała konwersacji, coś musiało być na rzeczy. Od razu wyciągnęłam telefon i napisałam:

- Hej, dawno nie pisałyśmy. Co u ciebie?

Czekałam chwilę, ale nic nie odpisywała. Kolejnym razem, gdy zajrzałam w telefon, a było to już w domu, zobaczyłam od niej wiadomość, a brzmiała ona następująco:

- Cześć, wszystko dobrze. Wyjechałam na święta do rodziny, przez to byłam zajęta i nie odpisywałam. - napisała.
- Okej, to dobrze. Martwiłam się, że coś się stało. - odpisałam. - A jakie plany na resztę przerwy świątecznej? Nadal u rodziny? - zapytałam.
- Raczej tak, ale planujemy też wyjazd na lodowisko lub narty. Może uda się też pojechać do kina, zobaczymy. A u ciebie, jakie plany? - spytała Amy.
- Ja po świętach jadę z braćmi w góry. Jeszcze nie wiem do końca co będziemy robić. - odpisałam.
- Okej, ja muszę lecieć, bo mnie wołają rodzice. Paa. - napisała.
Papatki. - odpisałam na jej wiadomość.

Wieczór spędziłam na oglądaniu świątecznych tylko z mamą, bo Maxa i Freddiego nie było w domu. Następnego dnia, gdy się obudziłam przypomniało mi się, że dziś zaczęły się święta Bożego Narodzenia. Pomogłam mamie, przyszykować trochę tradycyjnych potraw. Zrobiłyśmy ich trochę dużo, ale cóż, raczej damy radę je zjeść. Dzień Świąteczny minął nam bardzo szybko. Następnego dnia budząc się rano, pomyślałam, że kolejnego dnia o tej godzinie, będę już wygodnie siedziała w samochodzie, a dzisiaj byliśmy umówieni do dziadków. Spędziliśmy u nich trochę czasu, rozmawiając czy śmiejąc się. Wypiliśmy ciepłą herbatkę, a potem wróciliśmy do domu. W naszym domowym zaciszu, mama pomagała wybrać mi odpowiednie ubrania na nasz wyjazd, który zbliżał się wielkimi krokami, bo mieliśmy wyjeżdżać już jutro. Zabrałam te najpotrzebniejsze rzeczy oraz gry na zajęcie czasu w samochodzie. Na szczęście miałam gry dla jednego gracza, a tak się na razie zapowiadało, że będę siedziała sama z tyłu, bo chyba, że się coś zmieni.

Poszłam spać, a zostałam obudzona przez Maxa, który wtargnął do mojego pokoju chyba po ładowarkę do telefonu. Od razu oburzona przez wczesną pobudkę zmierzyłam go zaspanym wzrokiem, na co on odpowiedział małym uśmieszkiem. To on miał być kierowcą naszego samochodu. Mam nadzieję, że ta podróż minie bez większych przygód. Jeszcze zmęczona, zwlokłam się z łóżka, po czym prawie po omacku trafiłam do kuchni na śniadanie. Okazało się, że w kuchni czekał na mnie Fredie, jedzący śniadanie, który na mój widok zaczął się śmiać. Nie bardzo wiedziałam o co mu chodzi, więc obrzuciłam go pytającym spojrzeniem. Wtedy przypomniało mi się, że mam roztrzepane włosy, a do tego jestem zaspana i ledwo co widzę gdzie idę. Nie zważając na Freddiego, przygotowałam dla siebie kanapki na śniadanie. Potem pożegnaliśmy się z mamą, i wraz z naszymi bagażami wyruszyliśmy w drogę. Mieliśmy jechać kilka godzin, nie sprawdzałam ile dokładnie. Chłopacy zaplanowali cały wyjazd, a podczas naszej podróży mieli mi w skrucie o nim opowiedzieć. Jadąc autem, podchwtytałam sporo ciekawych informacji na temat moich braci. Głównie przez większość czasu to oni rozmawiali pomiędzy sobą. Ja słuchałam muzyki na słuchawkach, oglądałam swój ulubiony serial, czytałam książkę, którą kupiłam specjalnie na ten wyjazd, albo grałam w gry na telefonie. W pewnym momencie, a mianowicie chwilę po krótkim przystanku na stacji benzynowej, powiedziałam:

- Może powiecie mi jakie macie plany na ten wyjazd?
- Fredie, może ty przedstawisz nasz plan działania Nicoll? - zaproponował kierujący autem Max.
- No dobrze, skoro ty nie możesz. - odparł Fredie. - A więc tak - zrobił krótką przerwę, aby zaczerpnąć powietrza. - Wraz z Max'em oraz po części naszą mamą, zaplanowaliśmy pójście na lodowisko, wyjście do aquaparku, codzienne spacery, przy których będziemy kupowali najlepszą gorącą czekoladę w tym mieście, troszeczkę czasu dla siebie, może jakieś kino. - Wymienił Fredie. - Noo i to chyba tyle. - powiedział.
- Zapomniałeś o najważniejszym. - przypomniał mu Max. - Będziemy jeździć na nartach. Wiemy, że ty jeszcze nigdy nie jeździłaś, więc postanowiliśmy wynająć Ci instruktora jazdy. Zresztą mamy nadzieję, że minie kilka dni i będziesz całkiem dobrze jeździła z nami na stoku, bo nie jest to taka prosta sprawa. - Wyjaśnił Max.
- Z tym się zgadzam. - potwierdził słowa brata Fredie. - Na początku nie raz zaliczyłem glebę, zanim zdążyłem się nauczyć szybko i sprawnie jeździć. -  Powiedział Fredie, który zapewnie w tej chwili powrócił myślami do dawnych lat.
-No dobrze, mam tylko nadzieję, że sobie nogi przynajmniej nie złamię. - powiedziałam.
- Aż tak źle to raczej nie będzie. - odpowiedział mi Max. - Chcecie po drodze zajechać do jakiejś knajpy? - zapytał. - Bo ja już trochę zgłodniałem. - dodał.
- Na razie nie trzeba, no chyba, że Fredie jest bardzo przegłodzony. - zaśmiałam się.
- Ej, przecież tak nie jest. - za protestował Fredie. - Ale możemy pojechać, bo trochę zgłodniałem. - dodał.

Gdy wypowiedział te słowa, wraz z Max'em rykneliśmy w śmiech z tego, że Fredie jest zawsze głodny, ale to zawsze. Kiedy się go nie zapytasz on zawsze by coś zjadł, no ale cóż on już taki jest, wiecznie głodny. Nie mogłam opanować swoich emocji, przez następne parę minut. Max już dawno się wyciszył, tymczasem ja się śmiałam, widząc zirytowaną twarz Freddiego w bocznym lusterku. To rozbawiło mnie podwójnie. Jak się już uspokoiłam, włączyłam Snapchata i zaczęłam sobie robić selfie. W chwili, gdy robiłam Dziubek do jednego z filtrów, Max zobaczył to w lusterku i zaczął mnie naśladować. Natomiast teraz nie mógł się opanować Fredie. Oczywiście śmiał się z Maxa, nie ze mnie, a to już jakiś plus. Następne zaczęła się najbardziej nudna cześć jazdy. Fredie zaglądał w telefon, a Max skupił się na prowadzeniu naszego pojazdu. Ja zaś, nie miałam kompletnie pomysłu na zabicie nudy, która mi dolegała. Założyłam na swoją głowę, moje błękitno białe słuchawki, po czym włączyłam swoją utworzoną playlistę na Spotify. Na szczęście najnudniejszy moment naszej podróży nite trwał długo. Max zaproponował zatrzymanie się w najbliższej od naszego auta knajpie. Zadowolił mnie przedstawiony przez jednego z braci pomysł. Wyłączyłam słuchaną muzykę, spoglądając w samochodową szybę. Za oknem widziałam sporo drzew, trochę domów mieszkalnych, a po chwili zauważyłam lokal, do którego zapewne chciał jechać Max. Zgodnie z moimi przeczuwaniami, skręciliśmy na niedużą dróżkę, która prowadziła prosto do budynku, widziane go mi z głównej trasy. Knajpa była nieduża, lecz jak na swoją wielkość przytulna. Zajęliśmy wolne stoliki, a Fredie poszedł poprosić panią za lady o menu. Korzystając z nieobecności brata, Max powiedział:

- Nie przeszkadzało Ci jego gadanie? - zapytał trochę złośliwie, ponieważ Fredie wcale nie gadał dużo, jak na niego.
- Nie było źle. - odparłam.
- Dzisiaj, zamierzamy pójść na rynek miasta, w które się udajemy. - zapowiedział mi Max. Zauważył moment, w którym otwierałam usta aby zadać mu pytanie odnośnie naszego mieszkanka, gdy on wyprzedził mnie i jakby czytając mi w myślach, odpowiedział na pytanie, którego nawet nie powiedziałam, a chciałam. - Od mieszkania, w którym będziemy jest niedaleko do rynku.

Uśmiechnął się do mnie, a ja zmieszana na jego odpowiedź, nie wiedziałam co mu powiedzieć. Po chwili jednak się ogarnęłam i odparłam:

- Skąd wiedziałeś, że chciałam zadać Ci to pytanie?
- Lata praktyki. - odparł zadowolony Max. - Poznałem Cię już na tyle, że w niektórych sytuacjach wiem go chcesz powiedzieć, albo i co chcesz spytać. Zresztą, może to siostrzano-braterska telepacja? - zaśmiał się. - Czytałem artykuł o tym. - dodał.
- To ty w ogóle coś czytasz? - zapytałam, po czym na mojej twarzy wymalowało się pozytywne zdziwienie.
- Tak, czytam, gdy wy nie patrzycie. - odrzekł Max, który na wszystkie pytania potrafi odpowiedzieć bezbłędnie. - Do tej pory nie zauważyłaś? - zapytał zaskoczony.
- Nie przyglądam Ci się tak często, jak ty mi. - powiedziałam, zaskakując przy tym mojego brata.
- Uuuu, ale pocisk. - Niespodziewanie odparł Fredie, który nie zauważony przez nas przysłuchiwał się naszym sprzeczkom. A wracając do tego co mówił, to nawet nie był pocisk.
                             
- Dobra skończymy już tą dyskusję. - zaproponowałam.
- Okej. - odpowiedział Max.
- Jak już pewnie zauważyliście, albo i nie, zamówiłem już jedzenie. - Powiedział Fredie. - Zanim am je podadzą musimy trochę poczekać. - dodał po chwili.

Zmęczony staniem obok stolika, poprosił mnie abym się posunęła, a ja szybko spełniłam jego prośbę. W oczekiwaniu na jedzenie, siedzieliśmy rozmawiając na zróżnicowane tematy. Z nudów postanowiłam napisać do mojej wiernej przyjaciółki, którą jest Amy. Po chwili na moim telefonie pojawiła się, napisana przeze mnie wiadomość, skierowana do Amy.

- Hejcia. Jak tam u ciebie? - zaczęłam typowym początkiem naszej rozmowy.

Tak jak mówiła Amy była u swojej rodziny, przez to odpisała z opóźnieniem. Mi to nie przeszkadzało. Gdy ponownie spojrzałam na ekran swojego telefonu, pojawiła się na nim wyczekiwana wiadomość od Amy:

- Siemanko, wszystko dobrze. Jak Ci mija podróż w góry? - zapytała
- Bardzo dobrze. Bracia postanowili się zatrzymać na jakieś jedzenie i teraz właśnie na nie czekamy. - odpisałam. - W sumie to niedługo będziemy na miejscu. - dodałam.
- Ooo to super, wyślesz mi jakieś górskie widoczki? - spytała Amy.
- No oczywiście. - odrzekłam. - wiesz, muszę już kończyć. Pogadamy później, paa.
- Do zobaczenia. - odparła.

Zjedliśmy swoje zamówione posiłki i ruszyliśmy w dalszą drogę, która miała przebiec bez żadnych przystanków, wprost do wynajętego domku. W drodze większość czasu spędziłam na oglądaniu serialu. W pewnej chwili wyjrzałam znad telefonu, gdy ujrzałam znak drogowy z nazwą miasteczka do którego się udajemy. Widok ten bardzo mnie ucieszył, bo nie mogłam się doczekać spędzonych tutaj dni. Nie jechaliśmy dłużej niż 5 minut, gdy Fredie oznajmił, iż jesteśmy na miejscu. Zanim wysiadłam z auta, puściłam szybkiego SMS do naszej mamy, z wiadomością, że spokojnie i bezpiecznie dojechaliśmy na miejsce, aby się nie martwiła. Weszliśmy do domku, którego wystrój wprowadził mnie w osłupienie, bo dla mnie był wprost idealny. Obok drzwi mieściła się wysoka, wąska szawka na buty oraz wieszak na nasze kurtki. Na lewo znajdowała się łazienka, a po prawo był nieduży aneks kuchenny, z pięknym marmurowym blatem. Na wprost zaś znajdował się salon, z dużą szarą kanapą, przed którą stał drewniany stolik zalany żywicą. Na przeciwko kanapy wisiał spory telewizor, na którym codziennie oglądaliśmy filmy. W salonie znajdowała się też szafka i puchaty biały dywan. Przechodząc korytarzem odnalazłam drzwi do naszych sypialni. Ściany mojej były w kolorze odcienia bladego różu, wisiały na nich obrazy namalowanych zapewne farbami gór. W pokoju stała wysoka, drewniana szafa z dużym lustrem oraz niska, biała komoda. Odłożyłam swoją walizkę w pustą przestrzeń i położyłam się na szerokim dwuosobowym łóżku, które było dla mnie na wyłączność, co wiązało się z dużą wygodą. Wyjęłam książkę z plecaka i zatraciłam się w lekturze. Po kilku minutach spokojnego czytania, postanowiłam jeszcze raz przejrzeć nasze mieszkanko. Nie byłam jeszcze w pokoju chłopaków, więc poszłam tam w pierwszej kolejności. Zastałam ich rozmawiających. Ich pokój był dosyć podobny do mojego tyle, że miał ściany w kolorze kawowym i piętrowe łóżko. Ten dzień minął mi szybko, grając z chłopakami w planszówki, które zabraliśmy z domu. W następne dwa dni jeździłam jedynie na nartach, a chłopcy jednego dnia jeździli nartach, a następnego próbowali swoich sił na snowboardzie, który im się spodobał. Przez multum atrakcji zorganizowanych przez chłopaków, na naszym wyjeździe się nie nudziłam i szybko mi zleciał. Właśnie siedzieliśmy w samochodzie, ostatniego dnia naszej podróży. Dwa dni temu bracia zabrali mnie do parku trampolin, gdzie jeszcze nigdy nie byłam. Ku mojemu ździwieniu dosyć szybko nauczyłam się salta, czego instruktorem był nie kto inny jak Max. On strasznie lubi trampoliny i różne akrobacje na nich. Gdy wyjeżdżaliśmy z miasta, w którym mieszkaliśmy przez te kilka dni, Fredie, bo on teraz prowadził, postanowił zatrzymać się na gorfy z budki. Nie jedliśmy śniadania, więc był to dobry pomysł. W drodze powrotnej grałam w nowo zainstalowaną grę. Zobaczyłam ją w reklamie i od razu przypadła mi do gustu. Pisałam trochę z Amy, która kilka dni temu wróciła do rodziny. Po kilku godzinach ciągnącej się jazdy, wreszcie dojechaliśmy do naszego domu, gdzie przez okno wyglądała na nas mama. Zapewne czekała na nasz powrót, bo w końcu została sama w domu, a tak trochę smutno. Gdy wysiadłam z auta mamy nie było już w oknie, stała przed drzwiami i czekała, aby pomóc nam przetransportować walizki. Podbiegłam do niej, a następne czuło ją przytuliłam. Przez ten tydzień nieco stęskniłam się za moją mamą. Było już blisko do zachodu słońca, a to oznaczało czas kolacji. Mama specjalnie na nasz powrót kilka minut wcześniej zamówiła dla nas pizzę z naszej ulubionej pizzerii. Przy kolacji dużo opowiadaliśmy mamie o naszym wyjeździe. Tak głównie to ja mówiłam, bo gdy dzieje się coś ciekawego lubię o tym rozmawiać. Pizzę jemy przy zrobionej przeze mnie herbacie. Nasz przygoda w górach zakończyła się takim oto akcentem.

~3721 słów~
Przede wszystkim dziękuję moim przyjaciółką, które stale motywują mnie do dalszego pisania tej oto opowieści. Wiem, że napewno przeczytacie to w bliskiej przyszłości. Wszystkim czytalenikom dziękuję za przeczytanie mojego opowiadania o zachęcam do recenzjonowania oraz pisania komentrzy. Wszystkim  życzę Miłego poranka/dnia/wieczoru czy nocy!


PS: jak obiecałam, tak zrobiłam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro