Urodziny

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wracając do domu cały czas się uśmiechałam. Bardzo podobała mi się nocka u Amy, zresztą jak wszystkie takie tylko z nią. Jadąc samochodem zdążyłam powiedzieć mojej mamie chyba wszystko. Wspomniałam o naszych pogaduszkach, obejrzanym filmie i o wielu innych rzeczach, które robiłyśmy. Była niedziela, więc mama miała wolne w pracy. Postanowiła zabrać nas na przejażdżkę. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce z drogowskazów domyśliłam się, że jedziemy właśnie do parku wodnego.

- o woow, ale super - powiedziałam zainteresowana celem podróży - tylko ja nie wzięłam kąpielówek - odparłam z mieszanym uczuciami.
- nie martw się o wszystkim pomyślałam - odpowiedziała spokojnym głosem mama - mam je w torbie w bagażniku - dodała
- to świetnie - odparłam przejęta - kiedy wpadłaś na ten pomysł? - zapytałam
- jak byłaś na nocowaniu, stwierdziłam, że może spędzimy razem czas. Razem z chłopakami pomyślelimśy że park wodny to idealny wybór, bo lubicie pływać rzecz jasna. - uzasadniła swój wybór
- to wy o tym wiedzieliście? - zapytałam chłopaków zaskoczona
- no tak - odparł Fredie - co to by była za niespodzianka, gdyby ktoś Ci o tym powiedział. - dodał
- Jakbym Ci to powiedział wczoraj, byłabyś zbyt podekscytowana, bo wiem że uwielbiasz wodę - Odrzekł Max
- no dobrze, wierzę wam - odpowiedziałam
- no dobrze, jesteśmy na miejscu - po chwili odpowiedziała mama

Wszyscy wyszliśmy z auta i poszliśmy kupić wejściówki. Odziwo nie było jakiejś ogromnej kolejki jak na weekend. Za czekaliśmy chwilę a następnie z biletami w ręku weszliśmy do budynku parku wodnego. Od razu poczułam intensywny zapach chlorowanej wody. Skierowaliśmy się w stronę szatni. Chwyciliśmy za swoje stroje kąpielowe z torby i poszliśmy do szatni. Rozdzieliliśmy się z Max'em i Fredy'im. Weszłam do kabiny i przebrałam się w strój kąpielowy. Był w kolorze różowym z czarnymi paskami na końcach i ramiączkami. Miałam dwuczęściowy. Otworzyłam szafkę za pomocą zegarka z kodem, który otwierał każdą z szafek. Odłożyłam swojej ubrania oraz ręcznik. Ostrożnie zamknęłam szafkę, upewniając się, że wszytko do niej włożyłam. Wyszłam przed szatnię, gdzie czekali ma mnie bracia i mama już przebrani. Powoli poszliśmy na baseny, bo było ślisko. Udaliśmy się do jednego z większych basenów i na rozgrzewkę spokojnie płyneliśmy. Następnie poszliśmy na większe zjeżdżalnie wodne. Na początku poszliśmy na zjeżdżalnie do, których potrzebowaliśmy dmuchanych pontonów. Na szczęście były one na miejscu. Weszłam do jednego z dwuosobowych, więc potrzebowałam kompana, który zapewne nie będzie miał problemów z moimi krzykami i pieskami, bo podejrzewam, że będą. Po chwili namowy Fredie zgodził się że mną zjechać. Max chciała sam, więc wszystko nam odpowiadało. Zaczekaliśmy aż koło zjeżdżalni pojawi się zielone światło, które oznaczało czy osoba zjeżdżająca przed nami wpadła do wody. Dla bezpieczeństwa doczekaliśmy od tego znaku chwileczkę i nagle niespodziewanie ratownik nas popchnął. Zaczeliśmy jechać w głąb zjeżdżalni, która akurat była zakryta. Jak zwykle trochę się cykałam, ale był to tylko mały procent. Jechaliśmy całkiem spokojnym tempem, lecz było dużo zakrętów. Dopiero na końcu jazdy dowiedzieliśmy się że na dole jest taki, jak ja to określam ,,lejek" do którego się wpadało. Trochę się tego przestraszyłam, pocieszałam mnie myśl, że jest ze mną Fredie z, którym co chwilę omawialiśmy nasze uczycie, towarzyszące nam przy tej przejażce i to, że jesteśmy w pontonie, który jest miękki, przez co nic nam się nie stanie. Podczas naszej krótkiej gadki, zauważyliśmy, że zbliżamy się do końca. Następnie za zakrętem zobaczyliśmy ten ów lejek. Wraz z pluskiem, wpadliśmy do wody. Niewiadomo jak znaleźliśmy się obok pontonu a nie w nim. Nie przejelimśy się tym bardzo, bo zjeżdżalnia nam się podobała, a wypadnięcie do wody nie bolało tak mocno jak sobie wyobrażałam. Wyszliśmy z wody i rozejrzeliśmy się w poszukiwaniu za Max'em. Okazało się że czekał on na nas przed sektorem że zjeżdżalniami. Udaliśmy się na kolejne, tym razem bez pontonów oraz pojedyńczo. Wybrałam taką niebieską, można rzec, że wpadającą w morski kolor, niedługą zjeżdżalnię. W parku wodnym spędziliśmy dużo czasu. W pewnej chwili zauważyłam, że na zegarze wybiła godzina 19. Przekazałam tą wiadomość mojej mamie. Mama zadecydowała, że musimy jechać już do domu, ponieważ mamy jutro szkołę. A tak mi się podobało. No cóż, tak już bywa - pomyślałam sobie. Po kilku minutach byliśmy już w samochodzie, gdy Max posmutniał i zaczął czegoś szukać w plecaku. Po chwili uświadomił nam, że w parku wodnym zostawił swój zegarek. Powiedział, że nie może go tak zostawić. Fredie zaproponował, że z nim pójdzie. Wyszli z auta i skierowali się w stronę budynku. Chwilę później mogliśmy zobaczyć zrezygnowanych i zdenerwowanych chłopaków wychodzących z obiektu. Gdy dotarli do auta, mama spytała Maxa:

- Co się stało? Nie ma tam zegarka?
- Tego nie wiemy. Pewnie gdzieś tam jest. Nie chcieli nas wpuścić. - odparł - powiedzieli, że musimy mieć bilety. - dodał
- Wygląda na to, że muszę iść z wami - z panującej w samochodzie ciszy, wyrwała nas mama. - Nicoll zostaniesz chwilkę sama - zwróciła się do mnie z zapytaniem
- Tak, jasne poczekam - odpowiedziałam
- To my zaraz wrócimy - powiedziała mama
- spoczko - odparłam

Gdy to powiedziałam, usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi samochodowych. Nie wiedziałam jak długo im to zajmie. Z tego co powiedzieli to miała być chwilka, lecz wpatrywała się w wejście i ciągle ich tam nie było. Chwilka zamieniła się w kilka dobrych minut. Z nudy postanowiłam wyjąć swój telefon, który był spakowany do małego plecaka, koloru błękitnego pomieszanego z jasnym szarym. Kupiłam go jakiś rok temu, gdy zobaczyłam go w sklepie, stwierdziłam, że muszę go mieć. Był taki mały i zgrabny, aczkolwiek w środku miał dużo miejsca i dwie zasuwane kieszenie, do tego był częściowo w moim ulubionym kolorze - mianowicie niebieskim. Zaczęłam grać na telefonie w jaką grę z polecenia mojej koleżanki z klasy. Nie mogę zaprzeczyć, że nie zauważyłam wychodzących z budynku mamy oraz braci. Poczułam ich obecność dopiero, gdy otworzyły się drzwi do auta - trochę się tego przestraszyłam, bo ich nie widziałam. Zobaczyłam radość malującą się na twarzach braci. Mama też była zadowolona, zapewne udało im się odzyskać zegarem o czym chciałam się przekonać.

- Nicoll, przepraszam, że to trwało tak długo - powiedziała mama
- nic się nie stało - odparłam spokojnie - udało się odzyskać zegarek? - dodałam ciekawa
- Tak - odparł szybko Max - mama zaciekle dyskutowała z pracownikami parku, w końcu się ugieli i poszli z nami po ten zegarek. Pewnie bali się, że wykożystamy sytuację i pójdziemy skorzystać z basenów i zjeżdżalni. - opowiedział
- to świetnie - Odrzekłam zadowolona - jedziemy już do domu? - zapytałam
- Tak, czemu pytasz? - powiedziała mama
- Tak sobie pomyślałam... - zaczęłam mówić, gdy nagle przerwał mi Fredie
- Nie owijaj w bawełnę - przerwał mi Fredie
- No dobrze, dobrze. Więc pomyślałam sobie, że może moglibyśmy podjechać do McDonalda? - zapytałam
- Jeśli wszyscy chcą to raczej tak - odpowiedziała mama
- no jasne, że tak - powiedział Max, który był głodny, a przy okazji uwielbiam McDonald's.
- ja też się zgadzam - zgodził się Fredie.
- no to jedziemy. W sumie też trochę zgłodniałam - odparła mama

Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Dojechaliśmy a ja już w głowie obmyśliłam plan mojego zamówienia. Byłam całkiem głodna, więc stwierdziłam, że zamówię sobie: duże frytki, burgera Drwala oraz dużą coca colę. Poszliśmy zamówić jedzenie. Zaczęłam rozmawiać z mamą, gdy nagle zauważyłam numer swojego zamówienia na tablicy. Odebrałam zamówienie i poszłam poszukać stolika. Znalazłam czteroosobowy, niedaleko czekających na swoje zamówienia mamy i braci. Odpaliłam telefon w celu sprawdzeniu czy mam jakieś wiadomości. Odłożyłam telefon na bok. Przyszła do mnie mama, a następnie Max i Fredie. Zaczełiśmy jeść swoje zamówienia. Gdy wychodziliśmy z McDonald's, na moim telefonie widniała równa godzina 20. Wsiedliśmy do auta, a ja przypomniałam sobie o urodzinach bliźniaków. To już jutro! Na szczęście zarobiłam pieniądze pracując w kawiarni. Postanowiłam kupić prezent po jutro po szkole, a kończę o 14:30 a pracę miałam na 16, z moich obliczeń wynikało, że mam ok. Godzinę czasu na kupno prezentu urodzinowego dla braci. Chciałam im kupić po perfumach i ich ulubionych czekoladkach mianowicie Lindor o smaku czekolady białej i mlecznej. W kawiarni zarobiłam już ok. 40£. Co dawało mi porządny prezent dla Maxa i Frediego. Spakowałam swój plecak na jutro do szkoły. Zaczynałam szkołę na 7:45, więc postanowiłam się wyspać. Tym sposobem poszłam spać chwilę po 22. Jak na mnie to wczesna godzina, lecz często, gdy muszę wstać wcześnie, kładę się spać właśnie o tej godzinie, żadko wcześniej. Jakimś cudem usnęłam bardzo szybko. Jutro zapowiadał się ciekawy i długi dzień. Planowałam pójść do szkoły, następnie na zakupy po prezent dla moich braci, a później do pracy. Postanowiłam, że po zarobieniu pieniędzy nadal będę pracować. Obudziłam się następnego dnia o 7 rano. Szybko się wyszykowałam do szkoły. Na śniadanie zjadłam płatki z mlekiem. Ubrałam się w czarną spódniczkę, a do tego białą koszulkę w granatowe paski. Pomyślałam, że do kompletu założę czarną opaskę. Chciałam zdążyć na autobus więc musiałam się pośpieszyć. Włożyłam na siebię kurtkę i zarzuciłam na plecy mój plecak. Idąc na autobus, pomyślałam, że mogę załatwić z cukierni tort dla bliźniaków. Napisałam o tym pomyślę do mamy, gdy wsiadłam do autobusu odczytałam od niej wiadomość w, której się zgadza. Udając się do szkoły, napotkałam Amy, z którą spędziłam czas aż do końca lekcji. Do galerii handlowej na szczęście dojeżdżał autobus. Nie chciało mi się iść na zimnie kilka kilometrów. Zapłaciłam za bilet i zadowolona udałam się na wolne siedzenie. Zaplanowałam wyjście do jakiejś drogerii.

Weszłam do galerii, w której było dosyć ciepło. Szłam, oglądając wystawy nowych kolekcji w Zarze. Często chodziłam tu na zakupy, jeśli nie zabraknie mi czasu, to pójdę właśnie do tego sklepu. Skierowałam swe kroki w stronę drogerii, którą sobie wybrałam, ponieważ wyglądała najlepiej. Nawet nie znałam jej nazwy. Weszłam do środka i spokojnie rozejrzałam się po wnętrzu użądzonym, jak każdy inny podobny sklep. Po chwili od wejścia, podeszła do mnie młoda ekspedientka, pewnie od razu po ukończeniu szkoły. Zapytała czy szukam czegoś konkretnego. Poprosiłam o jakieś ładne męskie perfumy. Sprzedawczyni wyciągnęła w moją stronę rękę, trzymając nieduży flakonik perfum. Zapach mi się spodobał, więc poprosiłam o zapakowanie oraz inne perfumy do wyboru. Przecież muszę kupić dwa inne flakony. Wybrałam już dla Freddiego, teraz czas na Maxa. Dziewczyna podała mi perfumy, których zapach od razu mi się nie spodobał. Podziękowałam i poprosiłam o następne. Kolejne, które podała mi ekspedientka, dla mnie miały wręcz cudny zapach. Przypadł mi on do gustu. Dziewczyna podeszła do kasy, stawiając przy tym perfumy na ladzie. Na moje życzenie, zapakowała buteleczki w ozdobny papier a następnie owinęła tiulem. Za całość wyszło 40£, lecz na wskutek promocji zapłaciłam jedynie 28£. Co znaczyło, że starczy mi jeszcze na czekoladki, tak jak planowałam. Przed chwilą właśnie zdałam sobię sprawę, iż moje plany żadko zawodzą. Wręczył am kasjerce banknot pięć dziesięciofuntowy banknot, z czego dziewczyna wydała mi resztę. Szybko przeliczyłam otrzymane pieniądze, zabrałam perfumy i odwróciłam się aby wyjść ze sklepu. Sprawdziłam na elektronicznej mapie galerii, gdzie znajduje się sklep spożywczy. Dostrzegłam go, przy czym okazało się, że jest on całkiem blisko mnie. Za zakrętem zobaczyłam duży napis market. Weszłam do środka i od razu poszłam na dział ze słodyczami. Do koszyka wzięłam te czekoladki, o których już planowałam oraz żelki dla siebię. Starczyło mi na wszystko. Po drodze szybko złapałam jakieś ozdobne torebki na prezenty. Niestety na autobus musiałam zaczekać. O mało co nie spóźniłam się do pracy, lecz w ostatniej chwili zdążyłam.
                           
Wchodząc do lokalu, zauważyłam moje współpracownice: Panią Stacy oraz Katie, reszta załogi pewnie była w dziale piekarniczym, czyli wyrabiali wypieki. Ja stałam tylko za kasą, jeszcze nie wpóścili mnie na dział piekarniczy, więc nie widziałam go. Podczas pracy, rozmawiałam trochę z moimi znajomymi. Zadziwiająco prawie wcale nie było klientów, dziewczyny opowiedziały mi, że najwięcej kupujących jest z rana, jak wszyscy szykują się do pracy i szkoły, występują po ciepłe nadziewane bułeczki. Tak pochłonęłyśmy się rozmawianiem, że nie zauważyłyśmy godziny 19 na zegarku, a oznaczało to, że czas zamknąć cukiernię. Katie wyjęła z kieszeni klucze do drzwi, włożyła je do zamka i zwinnym ruchem przekręciła je w prawą stronę. Domyślałam się, że robiła już to dużo razy. Pod budynkiem spostrzegłam czekający na mnie samochód, w którym siedziała moja mama. Wsiadłam do środka, a mama od razu zapowiedziała mi, że jedziemy odebrać tort dla bliźniaków. Totalnie o tym zapomniałam, mimo, że cały czas trzymałam w ręku torbę z prezentami. Wyszłam z mamą do cukierni, w której co roku na każdą okazję, zamawialiśmy tort, zawsze nam z tamtąd smakował. Odebrałyśmy tort, a po drodze do domu, wstąpiłyśmy do sklepu. Wróciłyśmy do domu, gdzie chłopaków nie było, więc zajełyśmy się przygotowaniem dla nich niespodzianki. Max napisał mi, że wrócą po 20. Miałyśmy na to trochę czasu. Po kilku minutach usłyszałyśmy dźwięk otwierających się drzwi. Spojrzałam na korytarz, a w nim zobaczyłam moich braci. Podeszła do mnie mama z tortem i zaczęłyśmy śpiewać im sto lat oraz wręczyłam im prezenty. Chłopacy wyglądali na zaspoczonych, ale i też szczęśliwych. Myślę, że niespodzianka się udała, chyba się tego nie spodziewali. Usiedliśmy do stołu, zaczełiśmy jeść tort oraz słodycze, przy czym bliźniacy otworzyli prezenty. W tej chwili skończyli 19 lat. Moi rodzoni bracia mają już po 19 lat, nie mogę w to uwierzyć. Usiedliśmy na kanapie, aby wspólnie spędzić czas, oglądając film. Jak na zawołanie przyszły do nas Carmel, Mili i Alex. Alex, odziwo Jak na psa nigdy nie ganiał moich kotków. Miło, a w dodatek rodzinnie
spędziliśmy czas. Stwierdziliśmy, że pora już iść spać, bo jutro wszyscy we trójkę mieliśmy pójść do szkoły. Przebrałam się w moją, miękką piżamę i położyłam się na łóżku, dopiero teraz mi się przypomniała, że przez te wszystkie obowiązki i zajęcia, zapomniałam dowiedzieć się czegoś k moim tacie. Postanowiłam, któregoś dnia wybrać się do moich dziadków, którzy nie mieszkają, aż tak daleko mnie. To niecałe pół godziny drogi autem.

Ten tydzień minął mi szybko i nic ciekawego się w nim nie działo. Chodziłam do szkoły i pracy, cały czas na przemian. Była już sobota, więc poszłam do mamy i spytałam:

- hejka, mamo. Mogłabyś mnie zawieść do babci i dziadka? - zapytałam
- cześć, no pewnie, a cóż to za sprawa? - podpytałam mama
- po prostu, dawno ich nie widziałam i chciałam dziadków odwiedzić - powiedziałam nie zdradzając mojego prawdziwego zamiaru
- idź się szykować, za 20 minut jedziemy - odpowiedziała mi mama
- Dobrze, dziękuję Ci bardzo - odparłam

W taki sposób załatwiłam sobie dojazd dk dziadków. Przebrałam się w niebieskie dżinsy, które u dołu miały poszeżane nogawki, czyli troszeczkę podobne do dzwonów. Ubrałam do tego białą, trochę bardziej elegancką niż zwykle koszulkę. Przykryłam bluzkę czarną, zakładaną przez głowę bluzą. Od ładowarki odpiełam swój telefon, na którym wyświetliła mi się informacja, że ma 89%, była to wystarczająca ilość. Gdy weszłam do kuchni, mama czekała na mnie gotowa. Poszłyśmy ubrać kurtki i buty, po czym poszłyśmy do samochodu. Podróż minęła przyjemnie, rozmawiałam z mamą. Powiedziałam mi, że mnie u dziadków zostawi, a odbierze kiedy do niej napiszę, że chce już jechać. Poznałam po miejscu, że zbliżamy się do znajomego mi domu.
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, po czym w drzwiach zobaczyłam babcię. Pewnie widziała podjeżdżający na podwórko samochód, więc wyszła zobaczyć kto przyjechał. Uśmiechnęła się na nasz widok. Zaprosiła nas do środka, a potem serdecznie nas wyściskała.

- O Nicoll, jak ty urosłaś! - powiedziała do mnie babcia, jak to miała w zwyczaju mówić
- no, to prawda - zza rogu przedsionka, wyłonił się dziadek
- Siadaj Alice, (tak nazywała się moja mama, nie wiem czemu wam jeszcze o tym nie powiedziałam) chcesz jakiejś herbaty lub kawy? - spytała babcia
- Nie, dziękuję. Dziś tylko podwożę do was Nicoll, bo chciała was odwiedzić - powiedziała mama - Dobrze, to ja się zbieram. Do zobaczenia - porzegnała się, po czym wyszła przed dom. Chwilę później mogliśmy usłyszeć dojeżdżają e auto.
- jak tam w szkole? - zapytała babcia
- a wszytko dobrze - odparłam
- Dobrze się uczysz? - spytał mnie dziadek
- myślę, że tak. Raz na jakiś czas, trafia się słabsza ocena - odpowiedziałam

Na początku nie miałam odwagi spytać dziadków o mojego tatę, postanowiłam z tym poczekać na odpowiednią chwilę. Przez długi czas sobie rozmawialiśmy. Oczywiście dziadkowie nie zapomnieli o Amy i o nią zapytali.

- Co tam u Amy? - zapytał dziadek
- a wszytko dobrze, ostatnio była u mniej na nocowaniu - odparłam
- o to świetnie, jak było? - dopytywała babcia
- bardzo mi się podobało. Zrobiłyśmy piknik w parku, gdzie malowałyśmy obrazy na płótnach, oglądałyśmy film w kinie i na telewizorze, czytałyśmy książki, a później przyjechała po mnie mama.
- to bardzo dobrze - powiedział dziadek
- a wy mieliście jakiegoś najlepszego przyjaciela lub przyjaciółkę, w moim wieku? - zapytałam
- Tak, ja miałam - odparła babcia - miała na imię Emily.
- Ja też miałem - odpowiedział dziadek - nazywał się George. Najbardziej lubiłem w nim jego poczucie humoru, umiejętność wysłuchania oraz lojalność. Zawsze, gdy umówiliśmy się na spodkanie o danej godzinie, zjawiał się nawet przed czasem. Gdy przychodziłem na spodkanie, on już na mnie czekał. Był dobrym przyjacielem.
- A co się z nim stało? - spytałam dziadka, zaciekawiona jego odpowiedzią. Chciałam ciągnąć ten temat dalej.
- Nasze drogi się rozeszły, po tym jak George poszedł do innej szkoły wyższej. Przez jakiś czas utrzymywałem z nim kontakt i się z nim spotykałem, a potem poznałem Twoją babcię i kontakt się urwał. On też nie ciągnął tej przyjaźni. Pewnie wydarzyło się coś ciekawego w jego życiu.
- babciu, a co z twoją Emily? - zadałam kolejne pytanie, tym razem do babci.
- Poznałyśmy się nad naszym miejscowym stawem. Wtedy okazało się, że Emily przyjeżdża tam na wakacje i inne przerwy od szkoły, aby odwiedzić swoją ciocię, która już dawno umarła. W wakacje spotykałyśmy się tam prawie codziennie, przez kilka lat. Któregoś roku, Emily nie przyjechała, już nigdy jej nie spodkałam.
- Oo szkoda, mam nadzieję, że ja nigdy nie stracę Amy - po chwili namysłu powiedziałam
- myślę, że tak się nie stanie - powiedział dziadek - wy zawsze się dogadujecie
- prawda - przytaknęła mu babcia
- nigdy nie widomo - tymi słowami zakończyłam temat przyjaźni, teraz czas na rozmowę o moim tacie.
                          
- opowiecie mi coś moim tacie? - zapytałam
- John był bardzo kochany i troskliwy - odpowiedziała babcia - bardzo lubił się z wami bawić w chowanego - dodała
- Tak, to prawda - potwierdził dziadek - z chłopakami grał też w gry planszowe, ty byłaś jeszcze na nie za mała - powiedział
- Oo lubił jeszcze pomagać Ci rysować domek, zwierzęta lub rodzinę - przypomniało się babci
- a gdzie pracował? - po wysłuchaniu odpowiedzi, zapytałam
- w sklepie niedaleko waszego miejsca zamieszkania. Pracował dużo lecz nigdy nie zabrakło mu czasu, aby spędzić czas z rodziną. - powiedziała babcia - czekajcie, zaraz wrócę - dodała po czym wyszła z pokoju
- Jesteś bardzo podobna do John'a, Nicoll - powiedział  dziadek
- Naprawdę? Jak wyglądał? - zadałam kolejne pytanie
- Miał ciemne włosy, lecz trochę ciemniejsze od ciebie. Przy jego uśmiechu można było zobaczyć dwa dołeczki. Miał długie i ciemne rzęsy. Był wysokim mężczyzną o dobrym sercu. Często brał się na ręcę lub barana, bo narzekałaś, że nogi Cię bolą. - powiedział dziadek, przy czym się zaśmiał.

W drzwiach pokoju, zobaczyliśmy babcię, tryzmającą album ze zdjęciami. Usiadła na foteli obok mnie, otworzyła album na wybranej stronie i wskazała ręką, na mężczyznę, trzymającego na rękach dziewczynkę.

- to jest twój tata, a ta dziewczynka na jego rękach to ty - wyjaśniła babcia. Następnie wskazała na kolejne zdjęcie i powiedziała - to zdjęcie było robione na komuni twojej kuzynki. A to zdjęcie - powiedziała pokazując kolejne - było robione u nas w domu, podczas świąt Bożego Narodzenia. Miałaś wtedy 3 lata.

Babcia pokazała mi jeszcze kilka wspólnych, rodzinnych zdjęć, lecz zbliżał się wieczór, więc napisałam do mamy z prośbą przyjechania po mnie. Nie czekałam zbyt długo, bo za 20 minut w drzwiach pojawiła się mama. Powiedziała, że akurat była w sklepie i miała trochę bliżej. Weszła na chwilę na herbatę. Po paru minutach wyszłyśmy z domu dziadków. W aucie rozmawiałam sobie z mamą oraz pisałam z Amy. Wiedziałam już kilka podstawowych informacji na temat mojego nie żyjącego już taty.

Kochani czytelnicy udało mi się napisać, aż 3358 sów! Jest to mój tymczasowy rekord. Dziękuję wam za wszystkie wyświetlenia oraz przeczytane rozdziały. Składam szczególne podziękowania dla moich przyjaciółek, które czytają każdy rodział oraz mnie w tym pisaniu wspierają. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro