Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czwórka przyjaciół szła właśnie środkiem korytarza, nie zważając przy tym na takie drobnostki jak innych uczniów odskakujących na boki czy to jak głośno się zachowują. W końcu byli Huncwotami, dlaczego mieliby się przejmować takimi rzeczami?

— To było dobre, James! Już myślałem, że Flinchowi oczy z orbit wyjdą, jak to zobaczył! Genialne! — Syriusz śmiał się do rozpuku, ledwo mogąc przy tym zaczerpnąć oddechu. Dopiero co udało im się uciec wściekłemu woźnemu, który swoją drogą tym razem nie ścigał ich tak długo jak zazwyczaj. Pewnie sam już wiedział, że to nie ma sensu i wolał się zacząć sprzątaniem bałaganu, jaki narobili.

— Dlaczego przyjaźnię się z takimi głupkami? — Remus wywrócił oczami i westchnął męczeńsko. On zrezygnował z prób naprawienia pozostałej trójki jeszcze wcześniej niż Flinch może dlatego, że spędzał z nimi znacznie więcej czasu i słyszał nie jedno? W każdym razie teraz zostało mu już tylko użalanie się nad swoją marną dolą, że skończył, nie wyobrażając sobie przyjaźni z kimś innym poza nimi.

— Wyzwanie to wyzwanie, Luniek. Na kogo bym wyszedł, gdybym spękał, hm? — James, idący mniej więcej pośrodku, objął przyjaciela ramieniem i uśmiechnął się szeroko. — Poza tym gdyby nas nie było, to wyobraź sobie, jakie nudne życie miałby nasz biedny Flinch. Wierzę, że w głębi serca jest nam naprawdę wdzięczny za naszą ciężką pracę.

— Masz szczęście, że Lily tego nie widziała. Jestem pewny, że byłaby tego samego zdania co ja — odparł Remus, patrząc na przyjaciela spod uniesionych brwi.

— Nie jestem pewny, jak długo pozostanie w tej pięknej niewiedzy — mruknął Syriusz, uśmiechając się głupkowato, z resztą jak zawsze. W końcu dla niego liczyła się tylko zabawa.

— Niby prawda, ale niech cię ręka Merlina broni, gdybyś chciał się bawić w dobrego samarytanina i jej o tym wspominać. Obawiam się, że nawet jej reprymendy nie są w stanie mnie już nawrócić — powiedział James i szturchnął Łapę wolną ręką pod żebro. Ten z kolei uniósł dłonie w geście obrony i przybierając niewinny wyraz twarzy, zaczął się tłumaczyć:

— Czy ty wiesz, w jak okrutny sposób ranisz moje uczucia? Nie wydałbym kumpla!

Lupin obserwował przyjaciela kątem oka, po prostu nie mógł się powstrzymać przed parsknięciem śmiechem. Z jednej strony uwielbiał tę beztroską i zabawną część Syriusza, jednak to właśnie przez nią miał też sporo problemów...

— Nawet za paczkę papierosów i butelkę alkoholu? — zapytał Peter, poruszając sugestywnie brwiami. Syriusz zmarszczył ciemne brwi i złapał się za świeżo ogoloną brodę, udając, że zastanawia się bardzo głęboko.

— Za kogo ty mnie masz, co? — wypalił w końcu, wciąż brnąc w dramatyczną grę aktorską, by po chwili dodać już swoim zwyczajowym tonem: — Musiałbym dostać przynajmniej trzy paczki papierosów i dwie butelki alkoholu. Bardzo cenię swoje informacje.

Teraz cała czwórka parsknęła śmiechem, co było idealnym podsumowaniem tego całego występu.

Przechodzili właśnie obok grupki dziewczyn, najprawdopodobniej z klasy niżej, a wszystkie zerkały na nich i szeptały między sobą nie do końca dyskretnie, ale nie zrobiło to wrażenia na młodzieńcach, którzy często byli na językach szkoły, a w szczególności ładnych panienek. Syriusz puścił do nich oczko i zostawił zalotnie chichoczące dziewczęta za sobą.

— Temu to przybędzie adoratorek, laski lecą na głupie żarty w jego wykonaniu jak na nic innego — westchnął ciężko Peter i tylko on obejrzał się za młodymi damami, które jak wiele innych w szkole chętnie umówiłyby się na randkę ze słynnym Blackiem.

— Lecą na mnie, bo jestem przystojny jak nikt inny — skwitował Syriusz, szczerząc rządek idealnie białych, równiutkich zębów, po czym nonszalancko odgarnął włosy, które zaczęły opadać mu na twarz.

— Wspaniale, Romeo, ale pytała o ciebie ta dziewczyna, z którą całowałeś się ostatnio. Taka blondynka — przypomniał sobie Peter.

— Blondynka? Ostatnio? — zapytał Syriusz i ponownie zmarszczył brwi, teraz naprawdę próbując sobie coś przypomnieć, ale za nic nie mógł przywołać twarzy dziewczyny. — Hmm, nie pamiętam. Zresztą nieważne i tak nic z tego nie będzie. Im szybciej zapomni, tym lepiej.

— Syriusz Black, łamacz dziewczęcych serc! Obyś nie spotkał jej na dzisiejszej imprezie, bo jeszcze odstraszy inne chętne niewiasty — zaśmiał się James, puszczając oczko do przyjaciela, ten z kolei złapał się teatralnie za serce, w tym samym czasie wyślizgując się spod ramienia Rogacza i łapiąc Remusa za rękaw szaty.

— Nawet tak nie żartuj, to byłaby tragedia! — jęknął męczeńsko, ciągnąc pojmanego przyjaciela w stronę toalety, obok której właśnie przechodzili. — Muszę do łazienki, nie czekajcie, dogonimy was pod klasą.

I gdy James już miał odpowiedzieć, usłyszał swoje imię z ust wściekłej rudowłosej dziewczyny, a Syriusz nie czekając, po prostu wszedł razem z Lupinem do wspomnianego pomieszczenia, zostawiając Rogacza na pastwę losu.

— Oj biedny James — zaśmiał się pod nosem, a następnie rozejrzał się po pomieszczeniu i z radością stwierdził, że są w nim tylko oni. Brunet sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów, skąd wydobył jednego, żeby zaspokoić swoje małe uzależnienie. — Chcesz? — zapytał, wyciągając kartonik w stronę Lupina, choć doskonale znał odpowiedź.

— Nie, Syriuszu, wiesz, że nie palę — powiedział cierpko Remus i oparł się o ścianę wyłożoną zimnymi kafelkami, krzyżując ramiona na piersi. Doskonale wiedział, że Black często całuje się czy flirtuje z różnymi osobami, ale nigdy nie chciał umawiać się z nikim na coś więcej. Lupin wiedział, ale mimo to wiadomość o nowej zdobyczy Syriusza trochę go zdenerwowała, bo za każdym razem głęboko w sercu miał nadzieję, że Łapa z tym skończy, że w końcu zdecyduje się być tylko jego.

Wziął głęboki oddech, w tym samym czasie co czarnowłosy wypuścił ustami kłęby dymu, a odległość sprawiła, że ten nie dostał się on do płuc wilkołaka i nie wywołał napadu kaszlu czy mdłości.

— Ty też nie powinieneś palić. Ile razy mam ci mówić, że to nie zdrowe, co? — dodał już zwykłym, spokojnym, może nieco zrezygnowanym tonem i podszedł do umywalki, na której krawędzi przycupnął Black.

— Wiem, ale to jest takie dobre — jęknął mężczyzna, delektując się tym smakiem ostatni raz, zanim Lupin nie zabrał mu papierosa z ręki i nie ugasił w umywalce. Tym razem czarnowłosy wypuścił szary dym prosto na wyższego od siebie mężczyznę, aby móc się z nim podroczyć.

— Jesteś okropny — westchnął ciężko Lupin. Oparł się o umywalkę, w momencie kiedy Black postanowił łaskawie zeskoczyć z niej i nie obciążać starego mebla swoim ciężarem.

— Oj no weź, stało się coś? Czemu masz taki zły humor? — zapytał Łapa, podchodząc bliżej kompana.

— Wszystko gra — ten odparł spokojnie, uważnie lustrując twarz przyjaciela. Ciemne włosy znów zaczynały opadać mu na twarz i Remus musiał walczyć z chęcią odgarnięcia ich na bok, z chęcią ponownego dotknięcia ich.

— W takim razie rozchmurz się, Luniek. Lubię, jak jesteś wesoły, jak się uśmiechasz. — Syriusz sam uśmiechnął się uroczo i położył swoje dłonie na barkach wilkołaka. Nie musiał długo czekać, aż ten rzeczywiście uniósł kąciki swoich ust ku górze, tak jak poprosił. — Od razu lepiej — pochwalił go zadowolony, po czym zbliżył się jeszcze bardziej, żeby móc pocałować Remusa, który bez wahania oddał pieszczotę. Nie miał zamiaru protestować mimo tego, co niedawno słyszał od Petera, bo w tym momencie Syriusz był tylko jego i jeśli miałby wybierać między tym a niczym, za każdym razem brnąłby właśnie w to.

A to nie był ich pierwszy czy drugi pocałunek. Oni już od jakiegoś czasu nie byli dla siebie tylko i wyłącznie przyjaciółmi, ale z drugiej strony nie byli też w innej, bliższej relacji, którą Lupin umiałby jakoś nazwać. Bo on sam nie miał pojęcia, co to jest, ale nie mógł znieść myśli, że albo to, albo nic innego.

Naprawdę długo wzdychał do Syriusza, myśląc, że może tylko pomarzyć o pocałowaniu słynnego kobieciarza. Aż pewnego dnia omal nie dostał zawału kiedy ciepłe wargi Blacka dotknęły tych jego i to wcale nie przez przypadek. Właśnie wtedy zaczęło się całe szaleństwo. Bo Lupin już myślał, że w końcu będzie mu dane zaznać ulgi, że ma Syriusza dla siebie, a jednak się pomylił. Bo Black nie potrafił zrezygnować ze swojego dotychczasowego frywolnego życia, pełnego spontaniczności i zabawy, a Remus nie śmiał go siłą zatrzymać przy sobie, za bardzo się bał, że straci nawet i tę małą namiastkę ukochanego. Dlatego pozostawało mu tylko cieszyć się tymi krótkimi chwilami z właśnie tą odsłoną Syriusza tylko dla niego i tym, że był jedyną osobą, do której Black prędzej czy później zawsze wracał choćby na moment.

— Idziesz dzisiaj na imprezę? — zapytał Łapa, odsuwając się trochę od Remusa, mimo to jedna z jego dłoni wciąż spoczywała spokojnie na szyi chłopaka, a druga właśnie zmierzała, żeby odgarnąć z jego czoła pukle miękkich brązowych włosów.

— Wiesz, że nie lubię imprez — odparł Lupin, nie mogąc oderwać wzroku od urokliwego nastolatka, który tak bardzo mieszał mu w głowie. Zjechał wzrokiem z rozradowanych oczu, poprzez wyraźnie zaznaczoną linię szczęki na szyję i zaśmiał się pod nosem. — Znowu źle zawiązałeś krawat.

Black zabrał dłonie z Lupina i szybko spojrzał się po sobie zaskoczony. Rzeczywiście. Sięgnął dłońmi do odzieży, ale jak na złość rano w pośpiechu poplątał ją tak, że nie był teraz w stanie nawet poluzować samodzielnie wykonanego supła. Zdenerwowany zaczął szarpać się i klnąć pod nosem, aż rozbawiony Remus nie postanowił się w końcu zlitować i nie pomóc przyjacielowi.

— Nie szarp tak, bo się udusisz — powiedział, odciągając smukłe dłonie Łapy od węzła, po czym sam go ostrożnie rozwiązał i zawiązał ponownie, ale tym razem już w poprawny sposób. — Czasem jesteś niemożliwy — zaśmiał się, pstrykając Blacka w klatkę piersiową.

— Nie moja wiana, że cholerstwo się tak trudno wiąże — jęknął brunet. — Na pewno nie pójdziesz z nami? Jestem pewny, że ci się spodoba. Może w końcu się do tego przekonasz. Chciałbym zobaczyć cię w wersji imprezowej — namawiał Syriusz.

— Nie ma opcji. Ale ty baw się dobrze — skwitował krótko Lunatyk, po czym uśmiechnął się serdecznie i ruszył w stronę wyjścia z łazienki. — Chodź, zanim się spóźnimy. Nauczycielka i tak jest już na ciebie cięta, chyba nie chcesz zarobić kolejnej kary po lekcjach?

Syriusz westchnął ciężko, ostatni raz przejrzał się w lustrze, żeby sprawdzić, czy na pewno wygląda tak obłędnie jak zawsze, a potem dogonił Remusa, zarzucając mu rękę na ramię, tak jak wcześniej zrobił to James.

— Będę musiał się bawić za nas dwóch w takim razie — mruknął zrezygnowany, gdy wychodzili z łazienki, żeby w końcu ruszyć pod odpowiednią salę. Dzisiaj był piątek, a impreza miała się zacząć o 20 w domu Ravenclav i zapowiadała się naprawdę nieźle. Szkoda tylko, że dzielił ich od niej jeszcze cały dzień.

***

Nie było takiej siły, która mogłaby zatrzymać bardziej towarzyską trójkę Huncwotów przed pójściem na imprezę, nawet jeśli ta miała odbyć się w innym domu niż Gryffindor, no, może poza Slytherinem. Ich paczka cieszyła się taką popularnością, że wiele uczniów byłaby w stanie błagać, byleby tylko na niej zawitali, a przynajmniej najbardziej znana dwójka z nich, do której należeli najzabawniejsi i najprzystojniejsi Syriusz i James.

Dlatego teraz Lupin siedział samotnie na łóżku, spędzając ten piątkowy wieczór tak jak wiele innych. Po prostu pogrążył się w czytaniu, żeby jakkolwiek móc odciągnąć myśli od Blacka i tego ile oraz kogo tym razem poderwie.

Wiedział, że nie są parą, że to tylko jakiś inny rodzaj relacji, ale mimo to wizja Syriusza z kimś innym bolała. Wiele razy rozważał opcję, czy tego całkowicie nie zakończyć, w końcu plaster lepiej zerwać szybko, prawda? Może jeśli postawiłby jasno granicę i się przeciwstawił, wyszłoby mu to na dobre. Okropny ból, który zapewne odczuwałby na początku, z czasem na pewno by zelżał może nawet do niezauważalnej postaci. Tak byłoby najlepiej i każdy rozsądny, mądry człowiek powinien tak właśnie postąpić, a przecież, za taką osobę uchodził Remus, więc czemu dalej siedział w tym bagnie?

Sam wielokrotnie szukał odpowiedzi na to pytanie, ale nigdy jej nie znalazł. Może bał się, że poczucie takiej straty będzie dla niego nie do zniesienia i wolał, aby cierpienie było rozłożone na każdy dzień po trochu, tak jak teraz, niż aby to miało zostać zrzucone na niego z całą swoją mocą. Mniejsza o to, możliwe, że nigdy się tego nie dowiemy, pewne było jedynie to, że Lunatyk nie potrafił odepchnąć od siebie Syriusza i jasno postawić sprawy nawet jeśli po czasie miało mu to dać upragnioną ulgę.

Chłopak złapał się na tym, że czyta już którąś stronę nowego rozdziału, a tak naprawdę zupełnie nie ma pojęcia, co tam się wydarzyło. Zrezygnowany przewrócił kartki na początek z zamiarem zaczęcia od nowa i wykazania się tym razem większą uwagą, jednak ta znowu została rozproszona. Ktoś zapukał do drzwi, a chwilę później, zanim wilkołak zdążył jakoś zareagować, te po prostu otworzyły się z nieprzyjemnym skrzypnięciem.

—.James, co ty wyprawiasz? — zapytał Lupin, wracając do lektury i udając, że jest na niej skupiony. Naprawdę nie miał teraz ochoty na głupie żarty przyjaciela czy też na namawianie go do tej cholernej imprezy.

Podłogowe deski zaskrzypiały w kilku miejscach, kiedy postać pod Peleryną-niewidką zaczęła się przemieszczać, co skutecznie dekoncentrowało czytającego, czy też usiłującego czytać, nastolatka. Ten uniósł swój wzrok, po czym ze zirytowaniem zamknął książkę i odłożył na bok, aby bezskutecznie próbować dopatrzyć się Pottera. Zamiast tego spad magicznego ubrania wyłoniła się dłoń i nakazał mu gestem podejść do siebie.

Lupin poczuł delikatne motylki w brzuchu, James bynajmniej nie miał w zwyczaju malować paznokci czarnym lakierem w przeciwieństwie do jednego kompana z ich paczki.

— Miałeś w planach bawić się dzisiaj za nas dwoje, coś się stało? — zapytał, a zdemaskowany Syriusz nie miał już potrzeby dłuższego ukrywania swojej tożsamości, dlatego chwilkę później wilkołak mógł zobaczyć lewitującą w powietrzu głowę. Łapa uśmiechnął się szeroko i wyciągnął rękę w stronę kolegi.

— Wpadłem na genialny pomysł — powiedział zadowolony i wyłonił spod peleryny drugą rękę, w której dzierżył butelkę najprawdopodobniej z jakimś trunkiem. Lupin już chciał protestować i wzbraniać się przed dołączeniem do imprezy w Ravenclav, ale nawet niedane mu było zacząć: — Tylko my. Będzie fajnie, nie daj się prosić.

— Jesteś piany? Nie chcę jutro skończyć wyrzucony z Hogwartu albo połamany w skrzydle szpitalnym przez twoje szalone pomysły — oznajmił Remus, w tym samym czasie rzeczywiście wstając z łóżka i ruszając w kierunku głowy przyjaciela.

— Nie bój się, jeszcze nic nie wypiłem! Jestem trzeźwy jak dziecko — odparł ten drugi, prawdziwie wniebowzięty tym, że Lunatyk faktycznie przystał na jego propozycję. Najpierw przysunął się do wyższego i pomógł mu starannie okryć się peleryną, po czym złapał jego rękę i wyciągnął z sypialni.

I tak właśnie Syriusz, bez najmniejszego problemu, wyprowadził Remusa z pokoju wspólnego Gryffindoru, a potem z zamku, dzięki czemu teraz oboje leżeli na błoniach, wpatrując się w piękne, bezchmurne i ugwieżdżone niebo.

— Naprawdę myślisz, że pozwoliłbym, żeby stała ci się jakaś krzywda? — spytał Black, po dłuższej ciszy, powoli wypuszczając z ust dym papierosowy.

— A niby to ja uchodziłem za tego, który nie zna się na żartach — odparł spokojnie wilkołak i odwrócił głowę w stronę swojej sympatii. Black otworzył przymknięte (kiedy delektował się smakiem używki) powieki, a potem podniósł lekko, tak aby oprzeć ciężar ciała na przedramieniu.

— Wiem, że żartowałeś, Luniek. Teraz pytam tak na serio — powiedział, patrząc uważnie na twarz Remusa.

— Jakie szczęście, że z nas dwóch to ja lepiej ogarniam zaklęcia, jeśli ktoś miałby być w niebezpieczeństwie i ktoś inny musiałby go ratować, to byłbyś to ty.

Brunet fuknął, co miało wyrazić jego wielkie zniesmaczenie, po czym ugasił papierosa i ponownie położył się płasko na trawie.

— Ranisz moją dumę. Jestem świetnym czarodziejem — mruknął, wpatrując się w jaśniejące gwiazdy. Oczywiście, że tylko drażnił się z Lupinem. Na szczęście wszystkich okres obrażania się o wszystkie błahostki miał już za sobą.

— Przytocz mi fragment mojej wypowiedzi, w którym temu zaprzeczyłem. Wiem, że jesteś wspaniałym czarodziejem, jednak czasem mógłbyś być trochę ostrożniejszy i mniej pochopny — odpowiedział od razu Lupin, który mówił całkiem poważnie. Trzeba było przyznać, że czasem miał problem z odczytaniem prawdziwych intencji Blacka. Dlatego niższy parsknął śmiechem zadowolony, że udało mu się wkręcić przyjaciela. — Idiota — burknął Lupin, lekko zawstydzony tym, że dał się wciągnąć w tak oczywistą gierkę.

Syriusz zaczął śmiać się jeszcze bardziej i to sprawiło, że szatyn również nie mógł się powstrzymać. Ten szczery, cudny śmiech był po prostu zaraźliwy lub był dla Remusa tak uzależniającą używką jak dla mniejszego papierosy.

— Dobra, Luniek, a teraz pokaż mi gwiazdozbiór skorpiona — poprosił Łapa.

— Nie widać go z naszej szerokości geograficznej.

— A ryby?

— Tylko w niektórych miesiącach, niestety nie dzisiaj.

— To jak masz się wykazać swoją wiedzą astronomiczną? Na niebie tyle gwiazd, a mimo to nic nie ma? — żachnął się Black, krzyżując ramiona na piersi. Mimo późnej wiosny nocą temperatura spadała dość znacząco.

— Czasem się zastanawiam czy potrafisz coś prócz narzekania, palenia i uwodzenia — zaśmiał się Remus, a potem podniósł do siadu i odwrócił głowę za siebie, chcąc znaleźć coś, co mogłoby zadowolić Blacka. Na szczęście wiedział doskonale, gdzie to się znajduje. — Spójrz tam — polecił i wskazał ręką punkt bliżej linii horyzontu. Łapa usiadł żwawo i podążył wzrokiem w kierunku, który wskazał przyjaciel. Od razu rzuciła mu się w oczy duża, intensywnie świecąca kula, wyróżniająca się na tle pozostałych. — To Syriusz z gwiazdozbioru Wielkiego Psa. Tak duża i jasna, że ubiega ją tylko słońce — powiedział wilkołak, a potem zapadła cisza, kiedy oboje wpatrywali się w wielką jaśniejącą gwiazdę.

— Wspaniała — podsumował brunet, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Urzekł go fakt, że ta gwiazda świeciła stale tak samo intensywnym światłem, a nie migała jak pozostałe, przez co nie można było się na nie napatrzeć.

— Jak ty — odparł bez wahania Lunatyk. Teraz wpatrywał się w swoją najjaśniejszą gwiazdę. Podobało mu się, jak w oczach Blacka odbijało się gwieździste niebo. Syriusz też spojrzał na niego z wielkim, głupkowatym uśmiechem.

— W końcu moja imienniczka — powiedział z dumą. Remus nie zdołał powstrzymać parsknięcia śmiechem.

— Gwoli ścisłości, ona była pierwsza, jeśli ktoś jest czyimś imiennikiem to ty jej — wytłumaczył krótko i obserwował, jak Łapa wywraca oczami. — Ale to nie zmienia faktu, że jesteś wspaniały — dodał cicho, aby przypadkiem nie popsuć atmosfery i zebrał się na odwagę, żeby delikatnie odgarnąć długie włosy Blacka za ucho. Był naprawdę wdzięczny, że panujący mrok uniemożliwiał dostrzeżenie lekkich rumieńców na jego policzkach.

A Syriusz uśmiechnął się zadowolony, że tym razem to w końcu Remus postanowił zainicjować jakiś kontakt fizyczny i korzystając z dobrej passy, lekko przygryzł swoją wargę w nadziei, że to da do myślenia Lunatykowi. I ku jego uciesze się nie pomylił, bo chwilę później szatyn nachylił się i niepewnie musnął swoimi wargami te jego.

— Nie bój się — szepnął Syriusz, chcąc zachęcić tudzież sprowokować drugiego Huncwota wzmianką o domniemanym strachu. Czuł, jak ciepły oddech Lunatyka owiewa jego twarz, blisko, ale nie tak blisko jak tego pragnął. Raptem zdążył umieścić swoją dłoń na karku szatyna, gdy ten ponownie złączył ich usta, ale tym razem dużo pewniej, a z każdą kolejną chwilą ta pewność tylko wzrastała. Całowali się tak przy świetle gwiazd, dopóki nie skończyło im się powietrze.

— Nie boję się — wydyszał Lunatyk, poprawiając swoje niesforne włosy. Syriusz uśmiechnął się obłędnie i tyle wystarczyło, żeby w brzuchu Lupina zaczęły szaleć motyle. — No może trochę.

— Niepotrzebnie. Nie jestem z cukru — odparł Black, po czym cmoknął Remusa w czubek nosa i położył się ponownie na trawie, jednak tym razem odkładając swoją głowę na kolanach początkowo trochę speszonego wilkołaka. — Czasami jesteś okropnym matołkiem. — Lupin parsknął śmiechem.

— Możliwe, ale na pewno nie tak dużym jak ty — odparł wciąż rozbawiony Lunatyk, chociaż pod tymi wszystkimi pozytywnymi emocjami już zaczął tlić się lęk. Chłopak doskonale wiedział, jak nietrwałe i kruche jest to szczęście. A najgorsze było to, że trwoga przed stratą nie pozwalała mu nawet w pełni cieszyć się z tej krótkiej chwili. Zamknął na chwilę oczy i odchylił głowę do tyłu. Niestety nie było żadnego wiatru, który mógłby rozgonić te ciemne chmury nad jego głową.

Poczuł, jak Syriusz łapie go za rękę i mimowolnie znów spojrzał na ukochanego.

— W porządku? — zapytał Black.

— Tak, jest świetnie — odparł Lunatyk i korzystając z chwili, bo taka mogła się już nigdy więcej nie wydarzyć, wtopił swoje palce w długie czarne włosy i zaczął je delikatnie przeczesywać. W istocie były naprawdę gładkie i miękkie, a dotykanie ich było tak przyjemne, że bez problemu mogło uzależnić. — Wiesz, czym jest związek, Łapo?

Początkowo brunet zmarszczył lekko brwi, myśląc, że się przesłyszał czy coś, ale po chwili po prostu wybuchł śmiechem.

— Może nie jestem takim geniuszem, jak ty, ale posiadłem podstawową wiedzę. Oczywiście, że wiem czym jest związek — wydusił, kiedy udało mu się złapać oddech.

— Zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest być w związku? — kontynuował Lunatyk. Kilka sekund wystarczyło, żeby twarz przyjaciela od razu spochmurniała. Syriusz westchnął ciężko i zamknął oczy.

— Tylko czasami - powiedział. — Ale to nie dla mnie, nie chcę, żeby coś mnie ograniczało — dodał po chwili, choć raczej powinien rzec: "Nie chcę, żeby ktoś mnie zostawił". — Podoba mi się moje obecne życie, nie chcę nic zmieniać — kontynuował, choć prawda brzmiała raczej: "Jest coś, co bardzo chciałbym zmienić, ale za bardzo się boję". Możliwe było, że to brak wsparcia i miłości ze strony rodziny sprawiał, że Łapę ogarniał lęk na samą myśl o głębszej relacji. Przerażała go wizja oddania się komuś w taki sposób, zaangażowanie się inwestowanie całym sobą w coś, co zaraz może się rozpaść. A w stosunku do Remusa ryzykował jeszcze więcej, bo lada chwila mógłby zostać pozbawiony i chłopaka, i przyjaciela.

— Rozumiem — powiedział wilkołak, starając się jakoś szczerze uśmiechnąć, ale gdyby ktoś spojrzał teraz w jego oczy, bez problemu dostrzegłby odbijający się w nich smutek. Dobrze, że Łapa wciąż miał zamknięte powieki.

I mimo że ten wieczór mógł zmienić między nimi bardzo wiele, utwierdził ich tylko w swoich przekonaniach. Remusa, że Syriusz jest zbyt niedojrzały, aby potrafić wejść z kimś w związek i że sam jest zbyt głupi, żeby po prostu odpuścić. Syriusza, że strata Lunatyka, jedynej osoby, w stosunku do której czuł coś takiego, byłaby zbyt bolesna, aby mógł sobie z nią poradzić, że byłby głupi gdyby tak nadstawiał własnego karku.

— Zimno mi — powiedział cicho Black, a właściwie to wycharczał po dość długiej chwili ciszy. Lupin spojrzał na niego z troską.

— Wracajmy w takim razie do zamku. Nie chcę, żebyś się przeziębił — odparł, a potem pomógł wstać ukochanemu. Chłopcy zebrali swoje rzeczy i kiedy mieli pewność, że po ich obecności tutaj nie został ani ślad, udali się do Hogwartu, delektując się ciepłem rozchodzącym od ich splecionych razem dłoni poprzez lekko wyziębione ciała prosto do zranionych serc.
_________________________________________

Tak dawno nie działałam w fandomie HP, że aż mi się przykro zrobiło i postanowiłam to zmienić. Ostatnio naszło mnie wiele pomysłów na Wolfstar i oto pierwszy z nich, a drugi jest już w połowie skończony, więc jak dobrze pójdzie możecie go wyczekiwać w przyszłym tygodniu!

Tutaj to nie jest zbyt szczęśliwe zakończenie, ale w sumie to właśnie tak wyobrażam sobie, jak naprawdę mogłoby wyglądać Wolfstar (mimo to nie trzeba się obawiać, że reszta shotów też będzie nie za wesoła).

Dajcie znać, co o tym myślicie i zachęcam do zostawienia gwiazdki, jeśli Wam się podobało ;)

Do usłyszenia w kolejnych pracach!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro