Spotkaj mnie pośród gwiazd

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


 kłamstwa.

 Tom skłamałby, jeśli powiedziałby, że jest szczęśliwy.

 Nie mógł sobie przypomnieć jak się uśmiecha. Wszystkie uśmiechy zaprzątały umysł na paraliżujących myślach o Tordzie, prawdziwej miłości.

 Uśmiech Torda. Przebłysk ugrzęzionej w różnych miejscach gumy, pomiędzy nieskazitelnie białymi perłami. Jego nagła obecność mogła przynosić pogodę ducha w najbardziej gwałtownych momentach.

 Tord nie był z nim nigdy więcej. Umarł prawie pięćdziesiąt lat temu. Każdy dzień Tom spędzał w ubolewaniu i żałobie.

 Jego śmierć okazała się tajemniczym samobójstwem nad miejscowym wodospadem. Tom nigdy nie pogodził się z taką utratą, nie był w stanie ruszyć dalej.

 Ludzie mówili na to ,,incydent" albo najczęściej ,,koniec".

 I to był koniec.

 Koniec ich obojga, życia Torda i miłości Toma.

-

 Tom wiedział, że to wkrótce się stanie.

 Jego dom zdawał się niesamowicie cichy ale z drugiej strony zawsze taki był. Słabe skrobanie gorliwej myszy w skrzypiących deskach podłogowych, odległe mruczenie wiatraka na suficie, dotrzymywały towarzystwa wertującemu gazetę Tomowi.

 Jego stopy ospale kreśliły niezidentyfikowane kształty i linie na śliskiej, dębowej podłodze. Niechcący niedaleko przesunął niewielkie pudełko. Pudełko wspomnień. Wypełnione listami zaadresowanymi do niego oraz odpowiedzi, których nigdy nie dostarczył.

 Ciężkie i ściśnięte uczucie w płucach; jakby ciężar musiał przewietrzyć zduszone gardło, nieruchome usta.

 Czy to właśnie czuł Tord?

 Uczucie nie będącym w stanie oddychać. Każdy wdech zasilający żebra, wprawiał płuca w płomienie. Bez czasu, by wezwać pomoc, czy nawet odmówić ostatnią modlitwę.

 To było uczucie śmierci.

 Zabełkotał, gdy upadł na kolana. Ból był niczym w porównaniu do zanikających oddechów.

 Powinien wezwać pomoc?

 Powinien dać temu spokój?

 Jego myśli nagle przepełnił ekran kompletnej ciemności.

 Mógł oddychać.

 Czarne oczy zaiskrzyły się, kiedy poczuł się najzwyczajniej, jak zawsze.

 Nicość.

 Zmarszczki wokół powiek stały się jeszcze bardziej widoczne, gdy tylko przybrały zaniepokojony wyraz.

Nie mógł podnieść się laską, więc zamiast tego przysiadł na kolanach.

 Śmierć. Czy była tym, co znaczyła?

 Ciemnościami? Mroczną otchłanią bez możliwości ucieczki? Wiecznością bezsensownego poszukiwania-

 — Kitty boy?

 Tom poczuł ostry ból, narastający w klatce piersiowej, jakby ptak uderzał potężnymi skrzydłami w jego kości.

Zdesperowany spojrzał w górę i zobaczył, że zmienia się atmosfera.

 Siedział na cienkiej drewnianej krawędzi. Nieskazitelnie pomalowanej ramie okna, a także z odstającymi z boków, pełnym drzazg drewnie, niepokojącymi śladami zadrapań, tam gdzie słabo spoczęła ręka Toma.

 Wzdłuż drugiej krawędzi. Pomalowanej lśniącą warstwą na czerwono, spoczywała trudno do dostrzeżenia znana sylwetka.

 Młody nastoletni chłopak. Z włosami koloru miodowego blondu, wystającymi w różnych kierunkach, szczególnie z przedniej części, nastroszone przypominały kształtem dwa rogi. Każdy kosmyk pokrywał błyszczący proszek, udekorowany małymi kwiatami i płatkami. Parę niewielkich, brązowych, nakrapianych punktów ozdabiało różane policzki oraz ręce. Liliowy sweter zwisał z jego kościstych ramion, zakrywając nieskazitelnie białą koszulę pod spodem.

 Miał pusty wyraz twarzy ale oczy zdradzały wszystko.

 Oko, jedno błyszczące srebrne, drugie uderzająco piękne czerwone, wypełniło się łzami, gdy zdusił szloch.

 — To ja.

 Tom poczuł że się rozdziera. Zmarszczki na twarzy wyprostowały się, gdy ciało w średnim wieku zaczęło się odmładzać.

 Nie mógł ruszyć. Nie bez jego Starboy'a.

 Otarł łzy rękawem od niebieskiej bluzy. Spojrzał w jego stronę, tak jak za pierwszym razem, gdy spotkał tajemniczego Norwega.

 — Oczywiście, że to ty, Starboy.

 Tord łagodnie rozpromieniał, wyciągnął drżącą dłoń, którą Tom kurczowo zacisnął i pokrył tysiącem motylich pocałunków.

 — Tord. Pisałem do ciebie każdego dnia.

 — Wiem, Tom. Obserwowałem ciebie. Wiem wszystko o wierszach, cytatach i listach, które pisałeś.

 Tom przegryzł dolną wargę, kiedy drugi objął jego zarumieniony policzek.

 — Mam tak dużo do powiedzenia.

 — Mamy tak dużo do naprawienia.

 — Nigdy nie przestałem ciebie kochać.

 — Zrobiłem błąd, że posłuchałem się mojego ojca.

 — On już odszedł. Teraz jesteśmy tutaj. Jesteśmy gwiazdami, nietykalnymi.

 — Taa. Jesteśmy gwiazdami.

 Obaj chłopacy zachichotali, niepewnie posłali uśmiech. Przekręcił się na parapecie i usadził Torda na kolanach. Drugi ukrył twarz w szyi Toma.

 — Zostańmy razem. W naszej własnej galaktyce.

 — Tutaj?

 — Oczywiście, Tom. Czy nie chciałbyś?

 — Chciałbym. To moje jedyne życzenie, spędzić wieczność z tobą.

 Tord objął go wokół szyi, nim uśmiechnął się podczas zwykłego pocałunku.

 Kontynuowali to, ręce nawzajem przeczesywały włosy, usta zaszczyciły drugą samotną skórę.

 Trwało to dalej, dopóki nie spadło niebo. Prześcieradło granatu i czerni wypełniło atmosferę.

 Gwiezdne drobinki z włosów Torda przypominały małe, białe iskry, gdy jego jedyne w swoim rodzaju oczy rozświetliły się niczym wygłodniały płomień świecy.

 Tom wpatrywał się zachwycie.

 To był Tord.

 To był ten sam chłopak z krzywym uśmiechem i niedopasowanymi oczyma.

 Chłopak, który mógł rozjaśnić pokój jedynie swym śmiechem, sprawiając że serce Toma łomotało jedynie po krótkim spojrzeniu.

 To był ten chłopak, przez którego Tom bezsilnie się zakochał.

 Ich ręce napotkały się, złączyły palce w ciepłym uścisku. Tom uniósł kąciki ust, gdy Tord wtulił się pod prawą rękę starszego chłopaka.

 Byli bezpieczni pod nocnym niebem.

 — Domyślam się, że teraz powinienem mówić na ciebie Starboy?

 — Od zawsze wolałem Kittyboy.

 — Racja... ja też.

koniec.


________________________________________________________________________________

 Można powiedzieć, że to koniec trylogii ,,Dear Starboy". To chyba dobrze, że autorka dodała te dwie części ,,na pocieszenie". Śmiało piszcie, co o tym sądzicie albo co można by było zmienić, np. czy Tom musiał spotkać Torda po śmierci?

Wow, nie mogę uwierzyć, że dobiliście ponad 500 gwiazdek w ,,Dear Starboy", dziękuję.

 Psst jeśli znacie kogoś, kto umie robić okładki do książek to napiszcie do mnie na priv lub odezwijcie się w komentarzu. Planuję wstawić kolejne tłumaczenie TomTorda, coś o dziecięcości i MattEddzie (tym razem ze zgodą autorki), jakie? Nie powiem :) 

Miłego dnia

Kutaczan 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro