Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rey siedziała na głazie w głębi lasu. Był środek nocy. Dziewczyna poruszyła się z zmieniając pozycję i starają się opanować narastający ból głowy. Miała kolejny koszmar. Od czasu zniszczenia Starkillera (olbrzymiej maszyny wbudowanej w planetę i służącej do niszczenia planet) nawiedzały ją co noc nie dając chwili wytchnienia. Rey była tak zmęczona bezsennymi nocami, tym co działo się z jej życiem i odpowiedzialnością jaką na nią spadła że przestała w ogóle wychodzić że swojej małej kajuty na planecie, na której się ukrywali. Dziewczyna przestała jeść i jedynym co dawało jej wytchnienie była utratą przytomności z wycieńczenia ponieważ za wszelką cenę wystrzegała się spania z powodu koszmarów. One jednak i tak dręczyły jej wycieńczony umysł kiedy traciła przytomność.

Tej nocy Rey wymknęła się z bazy do lasu. Biegnąc w ciemności zastanawiała się dlaczego poszło jej tak łatwo, do podobno najważniejszej bazy Ruchu Oporu można wejść i wyjść jakby nigdy nic. Rey pomyślała, że powinna ich o tym powiadomić ale z niewiadomych powodów odrzuciła ten pomysł. Zdała zrobię sprawę, że zupełnie nie obchodzi jej co stanie się z Rebeliantami, Leią i całą resztą.

Dziewczyna pomasowała skronie. Ból głowy wzrastał i nie chciał ustąpić. Stawało się to coraz bardziej upierdliwe.

Rey spojżała na niebo. Dwa z trzech księżyców widniejących na niebie zaczęło zachodzić co oznaczało, że niedługo zacznie świtać. Wstała z kamienia i ignorując ból rozejrzała się po lesie. Nagle zdała sobie sprawę, że nie ma pojęcia gdzie jest i gdzie znajduje się baza. Rozejrzała się dokoła i starała się sobie przypomnieć, z której strony tu przyszła jednak jej wysiłki spełzły na niczym. Stwierdziła, że idąc w jednym kierunku w końcu dojdzie do granicy lasy wzdłuż, której będzie mogła wrócić do bazy.

Ruszyła przed siebie starając się za wszelką cenę przypomnieć sobie jakieś charakterystyczne cechy otoczenia i punkty orientacyjne świadczące o tym, że idzie w dobrym kierunku. Nic takiego nie znalazła.

Zagłębiając się w las dopadło ją poczucie beznadziei, które opanowała każdy skrawek jej umysłu. Szła tak jeszcze z godzinę. Dwa księżyce już zaszły i trzeci szykował się do pójścia w ich ślady. Rey ogarnęła już panika kiedy zdała sobie sprawę z tego, że może pozostać w tym lesie już na zawsze kiedy wtem dostrzegła że coś błyszczy między drzewami. Ruszyła szybko w tamtą stronę. Kiedy wyszła na małą polankę na powrót ogarnęła ją poczucie beznadziei i zawodu. Owszem światło ostatniego z księżyców odbijało się w białych połyskliwych ścianach bazy lecz nie była to baza Rebeliantów. Wyglądała ona na starą bazę Najwyższego Porządku A może jeszcze wcześniejszą, z czasów Imperium.

Rey ruszyła powoli w jej stronę. Baza wyglądała na opuszczoną od bardzo dawna. Kiedy dziewczyna wstąpiła na biały kamień przed wejściem jej głową eksplodowała bólem. Upadła na kolana. Ból wzrastał z każdą sekund i objął całe ciało. Zgięła się w pół, zakaszlała. Kamienie zbryzgała krew. Przechyliła się na bok i uderzyła głową w ziemię rozcinając sobie skroń. Nie poczuła dodatkowego bólu. Straciła przytomność.

******
Witajcie Drodzy Czytelnicy!
Prolog już z nami. Chciałabym poinformować, że rozdziały tutaj będę zamieszczać nieregularnie. Może się zdarzyć kilka jednego dnia (jak będę miała wenę) lub jeden na tydzień jednak mam nadzieję że was to nie zniechęci. Mam pomysł na następny rozdział i postaram się wstawić to niedługo. Może nawet dzisiaj;). Zachęcam do komentarzy. Życzę miłego dnia i do zobaczenia.

NikeVictoria18

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro