~Głębia Ocenu ~

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

One-Shot specjalnie na konkurs @-_eastera_- @
Mam nadzieję, że się spodoba no i zapraszam do czytania
•••

Otworzyłam oczy.
Widok kolejnego słonecznego poranka symbolizował kolejny dzień wakacji. Słońce świecące o poranku w moje zmęczone oczy nie pomagało mi w przyswajaniu tego szczegółu. Miałam ochotę zatopić twarz w poduszkę i przespać te paręnaście godzin o których tyle błagałam w czasie dni szkolnych. Przeciągnęłam się leniwie pod kołdrą i dopiero w tedy zdecydowałam się zdjąć gruby materiał z siebie. Dobiegł mnie nieprzyjemny poranny dreszcz. 

Postanowiłam się podnieść i złapać za telefon. Natychmiast rzuciły mi się w oczy zdjęcia moich przyjaciółek świętujących wakacje z swoimi chłopakami. Brakowało mi jedynie kolejnego przypomnienia jak to jest być szczęśliwą singielką i spędzać czas z rodzicami i dwojgiem rodzeństwa. Rzuciłam telefon na poduszkę i wstałam z przyjemnego materaca, zmuszając do rozruszenia swoje skamieniałe kości.

Z kuchni już dobiegły mnie wszelakie zapachy i dźwięki. To zachęciło mnie do podejścia do stojącego w kącie lustra i zobaczyć swoje potargane kruczoczarne kudły. 5 minut zajeło mi rozczesanie tej tak zwanej szopy, która znajdowała się na mojej głowie każdego poranka. Zawsze się zastanawiałam czy je ściąć.
Nie było sensu nakładać zbędnego makijażu na opaloną, lekko piegowatą twarz. Złapałam tylko za tusz, czyli najlepszą wymyśloną przez człowieka rzecz.

Gdy w końcu zeszłam po schodach zobaczyłam swojego tatę siedzącego na kanapie, czytającego jakąś gazetę. Nigdy nie rozumiałam kto jeszcze w tych czasach czyta te stare czasopisma i skąd ich tyle bierze. Wzruszyłam ramionami jakby do siebie i ruszyłam w podskokach do kuchni, po drodze podkradając coś z małego talerzyka. Chyba były to pancakes, przeznaczone dla mojego młodszego brata.

- No kto nas zaszczycił- westchnęła dramatycznie moja starsza siostra Ashley, siedzącą na drugim końcu stołu- księżna Emily nas zaszczyciła

Na te słowa jedynie przewróciłam oczami, jednak już na to nie zwróciła uwagi tylko zaczęła wystukiwać coś w klawiaturę telefonu. Podreptałam do mojej mamy trzymającą na rękach niesfornego, małego chłopca. Bezwachania wcisnęła mi go ręce.

- Naszykuj rzeczy- powiedziała, chyba kierując te słowa w moją stronę. Moje milczenie uznała za wiadomość, że nie wiem o czym mówi. - Jedziemy nad morze, zaraz po śniadaniu

- Nie błagam, nie chcę - wyjojczałam bo nie miałam zamiaru siedzieć na plaży, zwłaszcza że ledwo co umiem pływać, a woda to chyba jedno z najgorszych żywiołów, którego nienawidziłam. Świadomość o tym mojej mamy i tak nie zapaliła w jej głowie czerwonej lampki.

- Nie rób sobie żartów, to rodzinne wakacje. - sykneła - Nikt ci nie każe do niego wskakiwać
Zacisnełam zęby w grymasie. Niby prawda, ale co mam tam robić tyle czasu. Spędzić dzień w barze na plaży? Napewno nie o tym myślałam wyobrażając sobie ten wolny czas. Gdyby tak było, pojechałabym z przyjaciókami nad morze. Nawet gdyby one spędzały czas z swoimi chłopakami a ja na leżaku.
•••

Pół godziny drogi już za nami. Tłoczenie się na tylnych siedzeniach z kręcącym się małym potworem i gadającym przez telefon darmozjadem. Spoglądanie w okno to było najciekawsze zajęcie, nawet jak widziałam tylko jadące auta. Z tego całego naburmuszenia w końcu się odezwałam.

- Ashley możesz się w końcu rozłączyć bo nie jesteś jedyną osobą w tym samochodzie. - wychrypiałam, bo to faktycznie robiło się irytujące

- Jak będziesz miała chłopaka to mnie zrozumiesz. - wskazała na mnie palcem podnosząc brwi

- Ale go nie mam. - machnęłam obiema rękami

- No to sobie znajdź. - powtórzyła mój gest i podkręciła głową - i tak już jesteśmy

Moje oczy chłonęły złocisty piasek i morskie fale, w których bawili się dzieci, młodzież i dorośli. Dopiero kiedy weszłam gołymi stopami na ten mały, niby niewinny proszek przypomniał mi się jeden z minusów tych plaż. Prawie wskoczyła bym na swoją siostrę gdybym nie założyła klapek.

Chwilę zajęło zanim znaleźliśmy odpowiednio duże miejsce by rozłożyć koc. Aleksander - mój młodszy brat co chwilę wsypywał nam do niego piasek więc nie należało do najprzyjemniejszych rozkładanie go na nowo.

- Dlaczego na tej plaży nie ma ratownika? - zapytałam

- I tak nie wejdziesz do wody, galareto.- prychneła Ashley ściągając swój T-shirt pod którym był strój kąpielowy. Poszłam za jej śladami, ale zaraz po tym skierowałam się do barku by nie paść ofiarom pilnowania porządku. Zamówiłam sobie lody i zaczęłam je jeść, uważnie obserwując każdy najmniejszy skrawek tej apokalipsy ludności. Ludzie patrzeli się na mnie jakbym zaraz miała na nich skoczyć z pretensjami czemu tutaj spędzają czas, a nie w jakiś lepszych miejscach.

- Rany, nigdy nie widziałem żeby ktoś jadł lody z taką agresją.
Obróciłam głowę w stronę głosu, a po mojej prawej stronie siedział opalony chłopak o jasno brązowych włosach i szarych oczach. Uśmiechał się. Dlaczego się do mnie uśmiechał?
Zdążyłam wykrztusić z siebie jakieś słowa.
- co?
- twoje lody się topią. - wskazał gestem, a ja z powrotem odwróciłam głowę. Prawie całe spłynęły mi na rękę. Przed moją twarzą machneła garść chusteczek a potem zostały postawione na blacie. - trzymaj
- ym... dzięki. - zgarnełam je i wszystko wytarłam
- więc, kogo chcesz stąd zabić? - zapytał chłopak splatając ze sobą palce i spoglądając na tłumy osób

- słucham? - przekręciłam głowę nie rozumiejąc o czym mówi i czy w ogóle mówi do mnie

- patrzysz się na tych biednych ludzi jakby zrobili Ci coś złego. - zaśmiał się jakby do siebie a ja podążyłam za jego wzrokiem. Chwilę siedziałam cicho, nie powiem mu że rodzinka zmusiła mnie do przyjścia na plażę czego tak naprawdę nie nawidzą, bo wszystko co znajduje się pod powierzchnią mojej widoczności nie jest moim przyjacielem.

- nic z tych rzeczy. - mrugnełam powoli zakładając nogę na nogę - musiało Ci się wydawać

Chłopak otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale chyba się rozmyślił i zaraz je zamknął. Niezręczna cisza... .

- Jestem Adam. - wzdrygnełam się bo myślałam że to koniec naszej konwersacji. Podał mi rękę w powitalnym geście.

- Ja jestem Emily. - odwzajemniam miły gest i również podałam mu dłoń. Zmrużył oczy.
Zawstydzona schowałam ręce za siebie zdając sobie sprawę, że są nadal umazane i sklejone śmietankowymi lodami.

- przepraszam. - wymamrotałam i pokazałam na jakiś punkt nawet sama nie wiem jaki - pójdę już

- a, no okej. - pomachał mi rękę.
Wstałam z tego wysokiego krzesła i podeszłam do swojego koca, na którym nadal leżała całą familia. Chwilę stałam w ciszy, dreptając w miejscu. 

- a kto to byyyył? - zapytała przeciągając uszczypliwie Ashley, zsuwając na czubek nosa przeciwsłoneczne okulary i podnosząc brwi w jednoznacznym geście.

- nikt taki. - warknełam krzyżując ręce jednak coś mnie przyciągało by spojrzeć w stronę gdzie niedawno siedział Adam. Udawałam że czegoś szukam, więc najpierw spojrzałam w jedną stronę a dopiero potem w stronę barku.
Nie ma go.
Nie wiem dlaczego poczułam lekkie zawiedzenie. 

- tam jest twój rycerz na białym koniu! - wrzasnęła Ashley wskazując na miejsce do gry w siatkówkę. Chyba każdy się obrócił w naszą stronę, łącznie z nim. Obróciłam się energicznie błagając żeby nie widział że to ja.
Poczułam lekkie szturchnięcie w ramię. Obróciłam się zesztywniała.

- Cześć. - Adam stał tuż za mną trzymając w ręce piłkę do siatkówki. Znowu posyłając ten oczarowujący uśmiech.

- No cześć, co tam? - zapytałam jakby nigdy nic, zakładając ręce na biodra i rzuciłam szybkie spojrzenie na Ashley nie odrywającej ode mnie wzroku i na rodziców którzy szczypali się z Aleksandrem żeby nie brał do buzi piasku.

- Chcesz z nami zagrać? Dopiero zaczynamy - zapytał Adam, przeczesując włosy palcami. Wygiełam się żeby zobaczyć sobie jego towarzystwo.

- chyba twoi znajomi nie będą zachwycenie. - rzuciłam co w moich ustach miało znaczyć skromną odmowę

- wręcz przeciwnie, a... - przerwałam mu, nie dając dojść do słowa

- nie chcę przeszkadzać, prawda. - machnęłam rękami przełykając niepewnie ślinę - w końcu to twój wolny czas no i ...

- Emily - przerwał mi głos mamy. Napewno zaraz czegoś zażąda. Westchnęłam - idź po piłkę, Aleksander ja rzucił

Pognałam wzrokiem za średniej wielkości niebieską piłką. Otworzyłam szerzej oczy gdy zobaczyłam jak jest daleko.

- no chyba sobie żartujesz. - zaśmiałam się z nerwów - wiesz jak do tego daleko? Niech Ashley idzie

- bez dyskusji, nie masz 5 lat. Umiesz pływać

Syknełam pod nosem. Dreszcze mnie opanowały na samą myśl że mam wejść do wody. Im bliżej znajdowałam się powierzchni wody tym bardziej chciałam tę zabawkę tam zostawić.

- boisz się wody? - zapytał się Adam. Nie wiedziałam, że idzie za mną. Jednak poczułam lekkie ukojenie, że nie stoję tutaj sama

- nie. - zaprzeczałam a potem podkręciłam głową - może. Boisz się ataku rekina?

- trochę. - wzruszył ramionami wchodząc za mną do wody. Była zimna, a nieprzyjemny piasek wchodził mi pomiędzy palce. Cały czas jednak sprawdzałam czy chłopak którego poznałam jakiś czas temu idzie wciąż za mną. - dla ciebie to taki atak rekina?

- sama nie wiem, ale to nie dla mnie. - wzdrygnełam się gdy woda znajdowała się coraz wyżej - rozumiesz co nie?

- nie. - zaśmiał się - nie rozumiem ale szkoda, że się jej boisz bo jest fajna

- chyba dla ciebie. - prychnełam.
Piasek zaczął robić się dziwnie miękki i opadał. Adam zaczął sobie nurkować na co zwracałam największą uwagę. Uśmiech nie schodził mi z twarzy i nawet nie zwracałam uwagi na to że znajduje się w swoim największym koszmarze. Nie mogłam przestać patrzeć na jego popisy gdy miałam już go zawołać ale ...
Znalazłam się pod powierzchnią wody.
Zrobiło się za głęboko.
Zamknęłam oczy.
Przez przypadek połknęłam morską wodę.
Zaczęłam machać nogami na ślepo.
Zaczęłam się dusić.
Nie byłam przygotowana na to, że znajdę się w wodzie.
Nie wzięłam oddechu.
Poczułam jak ktoś łapie mnie za  nadgarstek i ciągnie na powierzchnię.
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy, co było ciężkie. Rozmazana plamka ciągnąca mnie na plażę zamieniła się w Adama.
Machałam nogami i rękami tyle ile potrafiłam aż w końcu stanęłam na równych nogach.

- Nic Ci nie jest? - złapał mnie za ramiona i zaczął mną potrząsać.

- Nic mi nie jest, dziękuję - spojrzałam mu prosto w szare oczy. Wyglądał na przestraszonego.
W końcu kiedy zaczęłam normalnie funkcjonować, ruszyliśmy w stronę gdzie wciąż znajdowali się moi rodzice i rodzeństwo.
Oczywiście po 100 pytaniach czy wszytsko dobrze i jednego zadanego od Aleksandra, gdzie jest jego piłka wsiedliśmy do auta.

Otworzyłam szybę auta i prawie wyszłam z niego przez okno żeby pomachać Adamowi na pożegnanie. Cały czas czułam się dziwacznie. I nie dlatego, że w moim żołądku znajdowało się za dużo zbędnej wody. Nie wiem co to było.
To było chyba to uczucie, którego nigdy nie było mi dane doświadczyć
•••
Kiedy wróciliśmy do domu, zaraz po wymarzonym prysznicu pognałam do swojego pokoju. Nie marzyłam tak bardzo o śnie jeszcze nigdy ale czekałam na coś innego. Sprawdziłam telefon.
Nic... .
Sprawdzę jeszcze raz.
Nic... .
Dźwięk SMS.
Zerwałam się z łóżka jak poparzona i odczytałam wiadomość:

Taka nic nie znaczącą wiadomość wywołała na mojej twarzy szeroki uśmiech. Odpisałam, a moja wiadomość zawierała niewiele "Tak, już mi o wiele lepiej 🙂"
Szybka odpowiedź.

Moie serce w tamtym momencie zrobiło dwa salta. Jak najszybciej wystukałam odpowiedź "Pewnie! Chcę się spotkać, kiedy i gdzie?". Musiałam sprawdzić wiadomość dwa razy aby upewnić się, że nie zrobiłam jakiegoś głupiego błędu. Dopiero po wysłaniu wiadomości naszły mnie myśli co się ze mną dzieje i czy nie wykazałam za dużej radości? Usiadłam po turecki na łóżku kładąc ręce na kolanach. Mój oddech powoli się wyrównywał co dało mi szansę na poukładanie myśli. Najlepiej jak położę się spać.
•••
Następnego dnia spotkałam się w parku z Adamem. Wyznał mi, że bardzo się cieszył z naszego wyjścia ale nie sądził czy powinien pisać. Nie wiem dlaczego się denerwowałam i zastanawiałam się czy on też tak się czuje.
Zaproponował kolejne spotkanie. I kolejne, i kolejne, i kolejne.
Minęło dobre parę tygodni, aż zebrałam się na odwagę żeby wyznać mu moje uczucia, których tak długo nie umiałam zrozumieć. Nie byłam typem dziewczyny, która czeka aż to chłopak zrobi krok dalej, ponieważ taki czas może nawet nie nadejść.

Jeszcze szykowałam się w swoim pokoju gdy usłyszałam dźwięk klaksonu i wołanie z dołu. Złapałam za niewielką torebkę i wyszłam zamykając za sobą drzwi. Mało brakowało żebym poślizgnęła się na schodach i jeszcze złamała nogę. Wyskoczyłam z domu pospiesznie i wsiadłam do czekającego pod drzwiami auta. Mój prywatny kierowca już czekał opierając głowę o fotel.

- szybciej, nie mamy czasu. - uderzył lekko dłonią w kierownicę z niecierpliwieniem.
Szybko zapiełam pasy i auto ruszyło.

- gdzie się spieszysz? - zapytałam sprawdzając czy napewno dobrze zapiełam pas na wypadek jakieś masakry

- nigdzie. - odpowiedział jakoś bez przekonania.
Obserwowałam dokładnie gdzie się kieruje i dopiero w połowie drogi zorientowałam się, że jedziemy na plaże. Tylko po co?
Jedyne co wiedziałam to, to że moje plany na dzisiejszy wieczór wzięły w łeb. Zerkałam to na ulicę, to na przejeżdżające auta i na pędzącego przez połowę miasta Adama. Przegryzłam dolną wargę i westchnęłam głośno.

Zatrzymaliśmy się na pierwszym lepszym miejscu i praktycznie zostałam wyrzucona z samochodu. Adam złapał mnie za rękę i poprowadził w stronę plaży co pięć sekund sprawdzając godzinę. Nareszcie stanął w miejscu.

Musiałam ściągnąć szpilki, które praktycznie zapadały się pod powierzchnią  piasku. Obracając głowę do około zdążyłam zauważyć, że nie tęskniłam za tym miejscem ale gdyby nie ono nie poznałabym osoby, która dodała do mojego życia tyle szczęścia nawet jak robi to nieświadomie. Wzdrygnełam się czując na swoich gołych ramionach wieczorny chłód, ale bardziej wprowadziły mnie w unieruchomienie dłonie Adama, łapiąc za moje ręce.

- Emily, naprawdę nie wiedziałem jak i kiedy mam Ci to powiedzieć. - zaczął patrząc mi prosto w zielone oczy - nigdy nie poznałem tak ślicznej, mądrej, zabawnej i NIEZDARNEJ osoby i ...
Przełknął ślinę zastanawiając się by odpowiednio dobrać słowa. W tedy wszelkie światła i światełka zapaliły się, oświetlając taflę wody i błyszczącego się piasku. Otworzyłam lekko buzię z zachwytem. Niby nic, a jednak byłam tu z jedyną osobą, z którą pragnęłam być.

- Po prostu uwielbiam to i uwielbiam ciebie. - znowu chwilę myślenia. Moje wargi drżały. Sama już nie wiem czy z zimna czy starałam się coś powiedzieć, ale najwyraźniej nie wiedziałam jak mogłabym odpowiedź na to wyznanie.
Złapał moją twarz w obie dłonie i z początku niepewnie zaczął przybliżyć swoje usta do moich. Prawie nie zauważyłam kiedy nasze wargi się zetknęły, a ja uznałam że mogę równie dobrze zemdleć ze szczęścia tu i teraz. Najpiękniejsza chwila jaka mogła istnieć została przerwana.

- Zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał wcale się ode mnie nie odsuwając. Zgarnął niesforne kosmyki włosów z mojej twarzy, a ja zatopiłam się w blasku jego oczu.

- Tak. - powiedziałam cicho mimo tego, że miałam ochotę wykrzyczeć to na całe gardło.
Znowu zatopiliśmy się w krótkim pocałunku gdy Adam wziął mnie na ręce i skierował się w stronę spokojnego morza. Zaczęłam kręcić głową z jasnym sygnałem zaprzeczenia ale jednak nie mogłam przestać się śmiać. Adam wszedł do wody na wysokość kolan starając się mnie nie zamoczyć. Jednak z własnego wyboru zeskoczyłam z jego ramion i wskoczyłam w przeraźliwie zimną wodę. Nigdy nie czułam się lepiej niż teraz. Przytuliłam się do niego opatulając go rękoma.
Moje serce wciąż nie potrafiło zrozumieć, że ta chwila istnieje. Czy nie wystarczy się uszczypnąć by zaraz wszystko znikło?
Jednak teraz moje uczucia, które okazały się odwzajemnione były jak  głębia oceanu, wydawały się nieskończona i prawdziwe

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro