ʜᴀʙɪᴛꜱ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pochyłe pismo — wspomnienia.
_________________________________________

Zanim jeszcze cokolwiek zobaczył, odzyskał przytomność i to było pierwsze nieprzyjemne doświadczenie, bo w miarę, jak się rozbudzał, czuł ból w każdej komórce swojego ciała. Uchylił nieśpiesznie powieki. Najpierw widział tylko, białą rozmazaną plamę koloru, ale nawet kiedy wszystko się wyostrzyło, nie wiele to zmieniło na białym suficie. Nie obracając pękającej głowy, spojrzał lekko w bok idealnie, aby dostrzec nad sobą dziwny monitor i przezroczyste rurki.

Na koniec wrócił mu słuch. Było to dziwne przeżycie, zupełnie tak jakby wynurzał się spod wody, a im bliżej powierzchni, tym głośniej słyszał wszystkie dźwięki. Pikanie. Głosy, jedne dalej, drugie bliżej. Znowu zamknął oczy, próbując sobie przypomnieć, co się tak właściwie stało.

Siedział z przyjaciółmi — Pansy, Crabbe'em, Goyle'em i Blaise'em — w ich ulubionym klubie. Nic nowego, robili to co weekend i mimo że studenckie życie nie zawsze szło w parze z tym imprezowym, Draco nie zamierzał na nie narzekać ani tym bardziej z nim kończyć.

Może sam nie doskonale pamiętał pewną szczególną noc, ale wielokrotnie słyszał opowieści z niej, kiedy to w tym zatłoczonym i głośnym miejscu wpadł na niskiego i widocznie zdezorientowanego tamtejszym światem chłopaka — Harry'ego, który to niedługo później był już jego chłopakiem.

Jednak Harry rzadko przesiadywał w klubie, czasem rzeczywiście towarzyszył Draco, ale nie tamtej nocy. Pokłócili się dosyć poważnie i Malfoy w przypływie emocji podjął szybką decyzję o wyjściu na miasto w środku tygodnia. Problem, jakiego nie dostrzegał w przeciwieństwie do Harry'ego i który to właśnie był ogniwem zapalnym do tamtej sprzeczki, znowu dał się we znaki.

Wiele bogatych dzieciaków piło, paliło czy brawo dragi od czasu do czasu, jednak niektórzy z nich właśnie z tym "od czasu do czasu" mieli największy problem. Wpadali w wir tego wszystkiego za bardzo, a potem nie mogli się uwolnić, ba, nawet nie chcieli. Draco nie miał pojęcia, kiedy to zaczął zaliczać się do tej drugiej grupy, ale szczerze mówiąc, mało go to obchodziło. Najpierw liczyło się tylko to, żeby zapalić. Na dobry start papierosa, ale on już dawno wymienił je na coś mocniejszego. Pech chciał, że tym razem nie miał zioła przy sobie.

Dlatego właśnie chcąc nie chcąc udał się do klubu, a potem po prostu się zatracił, zatapiając swoje smutki, problemy, żale w dymie palonego zioła, muzyce tak głośnej, że zakłócała myślenie, kolorowych drinkach i na dokładkę skończył wciągając razem z przyjaciółmi (którzy, w przeciwieństwie do niego, mieli jeszcze zdolność racjonalnego podejmowania decyzji) równiutkie kreski zrobione z drobnego białego proszku.

— W końcu się obudziłeś. Miałeś dużo szczęścia — usłyszał spokojny głos, mężczyzny w białym kitlu, który właśnie wszedł do pomieszczenia.

— Gdzie jestem? — zapytał, czy raczej wycharczał Draco. Dopiero teraz, kiedy poruszył jakoś twarzą, poczuł, że coś specyficznie łaskocze go po policzkach. Musiał włożyć wiele wysiłku, aby unieść dłoń i móc palcami wybadać rurki od wenflonu.

— W szpitalu. Pamiętasz, co się stało? — Lekarz podszedł do jego łóżka i poprawił resztę przewodów, które z kolei były podpięte do jego lewej ręki. Malfoy zamknął oczy, próbując sobie przypomnieć coś więcej.

Mimo że brał kolejne porcje, aby o wszystkim zapomnieć, ilekroć tylko patrzył na ten biały proszek, przypominał sobie Harry'ego. Bowiem Potter nie brał używek i nie lubił, kiedy Draco to robił. Właśnie to było powodem ich kłótni, a kiedy blondyn przypomniał sobie zmartwionego ukochanego z jego skrętami w dłoniach i to jak sam wtedy na niego naskoczył, zaczął odczuwać wyrzuty sumienia. Musiał spróbować czegoś innego, tradycyjne wciąganie nie wystarczy, aby go doprowadzić do jego ulubionego błogiego stanu.

— Gdzie jest Harry? — zapytał, z trudem wodząc wzrokiem za ruchami lekarza, który to coś odpinał, to coś dokładał, to przemieniał. Miał wrażenie, jakby widział wszystko w zwolnionym tempie.

— Ktoś czeka w poczekalni. Nie mogłem wpuścić bez twojej zgody nikogo spoza rodziny. Chcesz, żebym go przyprowadził?

— Poproszę — wycharczał Draco. Lekarz posłał mu łagodny uśmiech.

— W porządku, ale nie na długo. Będziemy musieli zrobić jeszcze badania — oznajmił, a potem zabrał swoją teczkę z dokumentacją i wyszedł z sali, zostawiając Draco samego. Co się działo dalej?

Nigdy wcześniej nie brał niczego dożylnie i gdyby nie fakt, że był już nieco skołowany, zastanowiły się dwa razy nad tym posunięciem. Obserwował, jak igła wbijała się w jego ramię, a potem jak tłoczek przesuwał się w górę, kiedy to wypychał płyn do jego ciała. Niedługo później zaliczył innego rodzaju odlot.

— Draco! Boże, Draco, tak bardzo się cieszę, że się obudziłeś. — Do jego uszu dotarł najdroższy mu głos, a już chwilę później Harry siedział przy jego łóżku, chyba nawet nie do końca świadomie zaciskając swoje kościste dłonie nieco za mocno na ręce blondyna.

— Hej — odparł słabo Malfoy, a potem spróbował uśmiechnąć się lekko i teraz nie był pewny czy tak bardzo mu to nie wyszło albo, czy nie zrobił zupełnie innej miny, bo (znowu jakby w zwolnionym tempie) spostrzegł, jak Harry zdejmuje swoje okulary, żeby otrzeć oczy, w których zebrały się łzy.

— H-hej, jak się czujesz? —  zapytał brunet, chcąc jakoś odwrócić uwagę Malfoya od swojej chwili słabości.

— Wszystko w porządku, nie płacz — odparł blondyn, a chcąc dodać ukochanemu otuchy, mimo że z trudem to złapał jego rękę swoją i czuło pogładził kciukiem. Harry pokiwał lekko głową i starał się uśmiechnąć wesoło, ale ciężko mu to przyszło. W środku był roztrzęsiony całą tą sytuacją, szczególnie jeśli gdzieś z tyłu głowy wiedział, jak niewiele dzieliłoby ich od tragedii.

— Wiesz, co się stało? — zapytał, pociągając cicho nosem.

— Coś pamiętam — odparł blondyn. Chciał zaczerpnąć głębszego oddechu, ale zaniechał tego, czując ostry, kłujący ból w klatce piersiowej.

— Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się bałem. Blaise do mnie zadzwonił i poprosił, żebym ciebie zabrał, bo zaczyna cię ponosić, ale kiedy tam przyjechałem, sam już gdzieś wyszedłeś. Powinienem był tam być szybciej... albo zatrzymać cię w domu — głos Harry'ego drżał, kiedy szybko wyrzucał z siebie kolejne słowa, cały czas nie patrząc w twarz Draco, a skupiając pełną uwagę na jego dłoni, z którą splótł swoje palce.

Czuł się bosko, ale nie wszystkim to odpowiadało. Irytowały go ciągłe pytania Zabiniego, czy już mu nie wystarczy, a nie chciał, żeby teraz coś psuło mu humor. Tak dobrze nie bawił się jeszcze nigdy. Dlatego wyszedł z klubu i kiedy w końcu odetchnął rześkim powietrzem, uznał, że tego właśnie było mu trzeba. Zaśmiał się zadowolony z przebiegu imprezy i niedbale przeczesał platynowe włosy palcami. Chciał spojrzeć na zegarek, aby dowiedzieć się, która jest godzina, ale z tego tradycyjnego na nadgarstku ciężko było mu cokolwiek odczytać.

W każdym razie przed klubem było pusto, wszyscy bawili się w środku, skąd dudniła muzyka, ale poza tym na zewnątrz było orzeźwiająco i cicho.

Draco obejrzał się, chcąc zlokalizować swój samochód. Dostał go od rodziców rok temu na osiemnaste urodziny. Błyszczący, drogi i co najważniejsze szybki. Tylko jak bardzo szybki? W sumie, jakby się tak zastanowić nie miał jeszcze możliwości, aby w pełni przetestować jego potencjał i właśnie teraz poczuł silną potrzebę, aby to zrobić.

— Mogłeś zginąć przez te głupie prochy. To już wymknęło się spod kontroli — powiedział Harry. Draco patrzył na niego ze smutkiem, czując wyrzuty sumienia. Ostatecznie nigdy nie widział kochanka w takim stanie i również nigdy nie pomyślał, co mogłoby być gdyby rzeczywiście przeholował.

— Ograniczę — odparł, myśląc, że to pomoże i że chociaż trochę poprawi Harry'emu humor, ale tak się niestety nie stało. Z jednej strony miał już wiele szans, a teraz było za późno.

— Pamiętasz, ile razy już mi to obiecywałeś? — zapytał Potter, choć oboje wiedzieli, że wcale nie oczekiwał odpowiedzi. — Jak mogłem być taki głupi? Ostatecznie zawsze przymykałem na to oko i teraz stało się to — dodał, ponownie przecierając oczy.

— Harry... — Ostatnią rzeczą, jakiej chciałby teraz Draco, było, aby Harry zadręczał się z jego powodu. Przecież brunet w niczym nie zawinił.

— Wiesz, że cię kocham. Dlatego wybacz, musiałem to zrobić. Mam tylko ciebie — rzekł Potter, a potem, czując, że może już dłużej nie dać rady wstrzymywać płaczu, puścił rękę Draco i zaczął przeszukiwać kieszenie płaszcza w oszukiwaniu paczki chusteczek.

Licznik na pulpicie pokazywał coraz to większe liczby, a patrzenie na to działało równie uzależniająco co narkotyki, sprawiając, że chciał tylko więcej. Pędził tak autostradą, kiedy uznał, że chce poczuć wiatr we włosach.

W środku samochodu było ciemno, a w dodatku przez już zamglony umysł nie widział dokładnie, więc trochę po omacku, szukał guzika, aby móc otworzyć na oścież okno. Droga była prosta, wydawało mu się, że spuścił z niej swój wzrok tylko na chwilę, a jednak o jedną chwilę za dużo.

Ostatnie co pamiętał to intensywne światła, które migały mu przed oczami. Wszystko działo się zbyt szybko, aby mógł chociaż poczuć jakiś strach. Rozpędzone auto wjechało prosto w radiowóz policyjny, stojący na pasie awaryjnym, kiedy policjanci nieopodal spisywali jakiegoś motocyklistę, za przekroczenie dozwolonej prędkości.

— Nie rozumiem — odparł Draco, uważnie przyglądając się Harry'emu. Miał wrażenie, że paruje mu mózg, kiedy przelatywały mu przez głowę wszystkie możliwe odpowiedzi, aż w końcu jedna została wypowiedziana na głos.

— Twoi rodzice o wszystkim wiedzą. — Draco wpatrywał się w ukochanego, pewny, że źle coś usłyszał, bo nie mógł przyswoić tych słów do swojej świadomości.

— Nie mogłeś... — zaczął powoli, ale Potter wszedł mu w słowo. W końcu plaster trzeba zerwać szybko, chciał już mieć tę rozmowę za sobą. Bardzo długo się wahał, za długo.

— Musiałem! Naprawdę, nie miałem innego wyjścia. Nie mogę patrzeć, jak powoli się zabijasz — powiedział tonem takim, jakby tłumaczył się z popełnienia, jakiegoś błędu, ale to nie był błąd. To była jedyna słuszna decyzja. Draco mógł mówić, że zamierza ograniczyć, robił to już wiele razy, po ich bardziej emocjonalnych kłótniach, ale ostatecznie nigdy się tego postanowienia nie trzymał. Nałóg zawsze wygrywał.

— Co ty w ogóle mówisz? Mnie nic nie jest, mam się dobrze. Powiedz im, że kłamałeś. Nie możesz mnie tak wystawić — zażądał Draco, czując, jak wzbiera w nim gniew i teraz nie patrząc już na ból, próbował dźwignąć się na rękach, aby podbić wiarygodność swoich słów, ale Harry, przytrzymał go, nie chcąc, żeby wstawał.

— Nie, Draco. To jedyne rozwiązanie — odparł. Z bliska Malfoy widział, jakie ma czerwone i opuchnięte oczy, Musiał dużo płakać i tak jak normalnie złapałoby go to za serce, tak teraz nic nie robił sobie z tego, że swoją postawą rani ukochanego.

— Bzdura! Nie ma czego rozwiązywać, wszystko jest w porządku. Nie rób ze mnie jakiegoś ćpuna, mam to pod kontrolą — protestował, po czym odepchnął ręce Harry'ego od siebie. Zrobiło mu się aż gorąco z przypływu emocji, gdzie brunet miał zupełnie odwrotne uczucia.

— Właśnie tak powiedziałby ktoś, kto potrzebuje pomocy.

— Nie potrzebuję pomocy! Radzę sobie doskonale. Nie wierzę, jak mogłeś mi to zrobić! — zarzucił mu blondyn, oddychał ciężko, co odnotowywała też maszyna, do której był podpięty. Cała ta złość, frustracja i poczucie niezrozumienia kompletnie maskowały ból, jakim promieniowało jego ciało, kiedy się ruszał, ale i racjonalne, trzeźwe myślenie. Nie obchodziło go teraz, że może tylko pogorszyć swój stan, naruszyć ledwo co nastawione kości połamanych w wyniku wypadku żeber, o uczuciach Harry'ego nie wspominając. Ta decyzja przyszła brunetowi bardzo trudno, nigdy nie sądził, że będzie musiał zrobić coś, z jednej strony tak perfidnego, za plecami blondyna.

— Tak będzie lepiej, Draco. Twój ojciec załatwił już dla ciebie miejsce w ośrodku dla osób z takimi problemami, zabiorą cię tam, jak tylko wyjdziesz ze szpitala. Mnie też przyszło to ciężko, ale to najlepsze rozwiązanie, zobaczysz — zapewnił. Naprawdę w to wierzył, choć było to trudne, szczególnie kiedy widział, z jaką spotkał się reakcją.

Harry ponownie opadł na krzesło, a potem oparł łokcie na kolanach, a głowę na dłoniach. Zmiany zawsze są trudne, a czasem trzeba podejmować decyzje, do których na początku możemy być nieprzekonani, jeśli mają nam wyjść na dobre. Ta na pewno była dobra.
_________________________________________

Jejciu, jak dawno nie było Drarry, cieszę się, że w końcu się za nie zabrałam, nawet jeśli nie w oryginalnym uniwerum hah

Maraton uważam za oficjalnie zakończony, może nie jest to najweselsze zakończenie, ale powiedzmy, że niesie ze sobą nadzieję.

Do usłyszenia w następnym Drarry!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro