12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***
- Roxy, co się dzieje?
- Martwię się Drake. Coś się stało z moim bratem.
- Co?
- Nie mam z nim kontaktu od dwóch tygodni. Poinformowałam już policję, ale nie sądzę, żeby zajmowali się tym na poważnie. Mam złe przeczucia. Muszę tam pojechać.
- Tam?
- Do niego.
- Bardzo mi przykro. Chciałbym móc jakoś Ci pomóc.
- Dziękuję Drake. Już samo to, że piszesz ze mną bardzo mi pomaga. Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo.
***

Czytał tę notatkę kilka razy próbując ją rozszyfrować. Lena nie miała żadnego brata, jedynie młodszą siostrę. Czy mogło chodzić o nią? Jaki cel miałaby w pisaniu tego w tak zagadkowy sposób? Czy pisząc, że jedzie "tam", ma na myśli swoją rodzinną miejscowość, czy może miejsce pobytu jej siostry? Ale przecież nigdy mu o tym mówiła. A może po prostu próbuje mu dać znak, że coś się dzieje i potrzebuje, żeby do niej zadzwonił?
Cóż, własnego smartfona nie mógł już użyć, bo został namierzony i próba choćby uruchomienia go od razu zdradziłaby jego położenie, więc się go pozbył. A stara komórka na kartę - no cóż była już na tyle stara, że jej żywot dobiegł końca tego poranka.
Proszenie ludzi z Polski o wykonanie telefonów do Niemiec było dość krępujące i prędzej umarłby ze wstydu niż sięgnął po tę metodę.

Więc postanowił tego dnia umrzeć.

Śmierć nie nadeszła jednak tak łatwo jak zakładał, bo mężczyzna, którego zapytał, nie dość, że znał niemiecki, był niezwykle pomocny i nawet dopytywał, czy może jeszcze coś dla niego zrobić. Ale wystarczył tylko ten jeden telefon.

- Lena, czytałem. Co się dzieje?
- Och, to ty! - usłyszał jej wyraźnie ucieszony głos. - Chodzi o Lilly... Nie mamy z nią kontaktu. Uznaliśmy, że powinieneś wiedzieć. Policja już została poinformowana.
- Ale nie wierzysz, że ją znajdą, tak? - w odpowiedzi uzyskał milczenie, które jednak dużo mu mówiło. Mógł sobie wyraźnie wyobrazić jak Lena zaciska usta w wąską linię. - Lena? Czego potrzebujesz? Załatwię co potrzeba.
- Nie musisz się tym martwić. Poradzę sobie. Znajdę ją. Obiecuję.
- Naprawdę tam jedziesz?
- Tak. Muszę osobiście zbadać tę sprawę i poszukać poszlak.
- Uważaj na siebie. I daj znać jak najszybciej gdybyś mnie potrzebowała. Moja dzielna Pani Detektyw.
- Miło było cię usłyszeć. Mam nadzieję, że już niedługo uda nam się też zobaczyć.
- Bardzo bym tego chciał. Lena?
- Tak?
- Dawno nie miałem okazji ci tego powiedzieć... Kocham cię.
- Ja ciebie też.

Jake oddał telefon, ale jego mina wprawiła pomocnego mężczyznę w zdumienie. Cóż, Jake wyglądał, jakby stracił rozum i... przerażająco.
- Wszystko w porządku? - zapytał zmartwiony. Jake natomiast zaczął się histerycznie śmiać. Nie mógł uwierzyć, że ten koszmar znów się powtarza.
- Czy to jest jakiś nieśmieszny żart? - zapytał ironicznie patrząc na mężczyznę.
- Chyba nie rozumiem.
- Chciałem odpuścić, naprawdę. Chciałem zniknąć w cieniu i nie sprawiać nikomu ani sobie więcej kłopotów. Czy to aż tak wiele? Sami się o to proszą, prawda? Zniszczę ich wszystkich tak, jak oni mnie.
- Ym.. To ja już pójdę. - odparł z trwogą mężczyzna.
- Ach, dzięki za telefon. Miłego dnia!

"Dzięki temu świrowi już nie będzie miły." pomyślał mężczyzna odchodząc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro