15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wreszcie był znów online. Co prawda na komputerze służbowym, ale to wystarczyło, żeby odpalić wattpada i ogwiazdkować nową część. Szczerze mówiąc z każdym rozdziałem sprawiało mu to co raz więcej satysfakcji i zawsze z ekscytacją czytał myśli Leny, jej wyobrażenia na temat ich rozmów. Zastanawiał się czasem, czy powinien to traktować jako podpowiedzi co powinien mówić i robić, ale zawsze, gdy czytał swoje kwestie na głos, czuł że brzmi nienaturalnie bez względu na to, jak bardzo podobały mu się niektóre dialogi.
Padał z nóg. Podróż trwała kilkanaście godzin autobusami, ze skulonymi nogami i kolanami pod brodą, bo przecież nie można zrobić miejsc dedykowanych dla takich żyraf jak on. Chciał jak najszybciej przeczytać nowy rozdział, ale oczy same mu się zamykały, gdy tylko próbował wpisać adres strony i się zalogować. Pomylił się, bo już nie widział co pisze.
"Tak nie może być. Muszę napić się kawy. Lena mnie znienawidzi jeśli zaraz nie odgwiazkuję swojego znaku życia."
Poszedł do ogólnodostępnej kuchni. Właścicielka powiedziała że może częstość się kawą i herbatą do woli.
"Nareszcie, porządna niemiecka kawa, a nie te zwietrzałe popłuczyny." pomyślał w drodze przez korytarz.

Nie spodziewał się jednak zastać takiego widoku w kuchni w przypadkowym pensjonacie. To była Lena we własnej osobie, która delikatnie bujała biodrami i wykonywała różne gesty rękoma w rytm powolnej piosenki w słuchawkach, stojąc przy kuchence i czekając aż zagotuje się woda w czajniku, a w jednej dłoni trzymała łyżeczkę i co refren udawała że to mikrofon i śpiewała "loving you is a losing game". Był to niewątpliwie niezapomniany spektakl i tylko żałował, że nie mógł tego nagrać. Jakby nie był już wystarczającym creepem, gdy obserwował ją tak z ukrycia. Ale nie mógł nic na to poradzić - ten widok sprawiał, że jego serce biło szybciej i zakochiwał się w niej jeszcze bardziej, nie chciał tego przerywać swoim nagłym wejściem. Choć jeszcze chętniej by dołączył, powtórzył to, co było na weselu Lilly i dokończył bez przeszkadzających fotografów.
Piosenka najwidoczniej się skończyła, bo Lena się zatrzymała.
- Ładnie tańczysz. Chyba będę musiał podziękować Philowi. - w końcu się zdradził i wyszedł z ukrycia. Lena upuściła łyżeczkę na podłogę w zdumieniu.
- Ja chyba śnię.
- Masz w takim razie bardzo wybujałą wyobraźnię. - zażartował.
- Co tu robisz? - zapytali się jednocześnie.
- Przyjechałam szukać Lilly, mówiłam ci. Jak ty się tu znalazłeś?
- Przyjechałem ci pomóc. - objął ją w pasie i zetknął swoje czoło z jej. - Lena ko...
- Hola, hola, stop! - odepchnęła go. - Nie dotrzymałeś warunków. Co masz na swoje wytłumaczenie?
- Ty na serio?
- Tak.
- Foch?
- Trochę. Martwiłam się, Jake.
- Nie miałem internetu w podróży. Chciałem napisać jak najszybciej, naprawdę.
- Ale chyba nie wyśledziłeś, gdzie jestem?
- Nie, to czysty przypadek, że się tu spotkaliśmy.
- Jake... - zarzuciła mu ramiona na szyję. - Jeśli chodzi o ciebie, to nie wierzę w przypadek. To jest sprzeczne z jakimkolwiek rachunkiem prawdopodobieństwa.
- Ale mówię prawdę. Nie śledziłem cię. Nawet nie miałbym jak.
- Wiem. Kiedyś ci wyjaśnię. - powiedziała i musnęła jego usta.
Czajnik zaczął gwizdać i roześmiali się oboje.
- Więc jesteś w zielonym pokoju? - zapytała Lena trzymając w dłoniach kubek aromatycznej herbaty.
- Tak zielonym jak twoje oczy. - odpowiedział rozmarzony. Lena parsknęła śmiechem.
- To naprawdę nie może być przypadek. Zgadnij jakiego koloru jest mój.
- Też zielony?
- Nie. Wysil się trochę. Hanna i Lilly twierdzą, że jesteś geniuszem.
- Wybacz, ten geniusz nie spał od...
- Błękitny. Mam błękitny pokój. Ale... skoro jesteś śpiący, to czemu pijesz kawę, zamiast iść spać?
- Mam jeszcze trochę pracy do wykonania. Muszę to zrobić przed północą, inaczej szef mnie zwolni. Już i tak zalegam dwa dni.
- Och... Brzmi źle.
- Bardzo źle. Muszę dostać wypłatę i kupić nowy smartfon. Musiałem wyrzucić stary.
- Namierzyli cię?
- Tak, przy samym wyjeździe. Wyrzuciłem go za okno, gdy wjechaliśmy na szosę.
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? Zrobię ci zakupy.
- Nie trzeba. Mam wszystko inne. No i mam ciebie. - dodał i oparł głowę na jej ramieniu.

To wydawało się takie nierealne. Bała się, że za chwilę zadzwoni budzik i obudzi się z tego pięknego snu. Wreszcie siedzą obok siebie, czuje jego ciężar na swoim barku, rozmawiają twarzą w twarz i piją herbatę i kawę w kuchni jak normalni ludzie, jakby byli u siebie w domu. Tak bardzo nie chciała myśleć o niczym innym niż chłonąć tę chwilę całą sobą. Czuła, że to niewłaściwe, że powinna skupić się na poważniejszych sprawach, ale to było silniejsze od jej zdrowego rozsądku. Czy jedna sekunda, jedna minuta dłużej naprawdę coś zmieni? Czy rzeczywiście wydarzy się potem tragedia, jeśli pozwoli sobie na tę chwilę beztroski?
Biły się w niej rożne myśli. Była zła, że Jake tu przyjechał. Co jeśli go znajdą? Z drugiej strony nie chciała, żeby kiedykolwiek puścił jej dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro