23

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"W piątek na ranem prokuratura znalazła ciało poszukiwanego listem gończym Horsta Michailesa. Policja nie potwierdziła jeszcze przyczyny zgonu, jednak przypuszczalnie denat popełnił samobójstwo. W całą sprawę była mocno zaangażowana pewna grupa haktywistów jednak ich motywy oraz faktyczny udział w sprawie pozostaje nieznany. Dla wiadomości Pro 7 mówiła Helga von Buren."

Na różnych forach internetowych rozpętała się burza teorii spiskowych, o tym, czy to haktywiści przyczynili się do śmierci poszukiwanego, czy może sami go zamordowali, ale żadne z tych domniemań nie obchodziły już Jake'a. Najważniejsze było spotkać się dwiema najbliższymi mu dziewczynami.

Zaraz po dobrych wiadomościach w telewizji zadzwonił Gareth z kolejnymi dobrymi wiadomościami. Lilly odzyskała głos. To wydawało się aż zbyt piękne. Dwie dobre wiadomości na raz wydawały się dość podejrzane.
W szpitalu rzucił się siostrze na szyję i mocno ją uściskał.

- Zaraz mnie udusisz, Jake. - wychrypiała Lilly, ale cieszyła się, że widzi go tak radosnego. - A gdzie Lena?
- Za chwilę po nią pojadę. Muszę tylko Załatwić jeszcze kilka spraw. No i chciałem najpierw się z tobą zobaczyć.
- Czyli już jedziesz? - zapytała lekko zasmucona. - Gdy wreszcie mogę zapytać się ciebie o tyle spraw?
- Obiecuję, że znajdę czas na wszystkie, twoje pytania, Lilly.
- Hm, mówisz tak, jakbyś wcale nie zamierzał na nie odpowiadać.
- Tego nie powiedzia...
- Niespodzianka! - nagle do pokoju wpadli Dan, Thomas, Jessy i Cleo. Mieli balony z helem, kwiaty, a Cleo trzymała tort własnej roboty.
- O Hakerman, i ty tutaj! - Dan poklepał Jake'a po plecach.
- A gdzie Lena? - zapytała Jessy.
- W Bawarii. - odpowiedział Jake.
- Co? I nie powiedziała mi, że jedzie na wycieczkę? Pojechałabym z nią.
- To był bardzo spontaniczny pomysł. - Jake usprawiedliwił swoją dziewczynę. - To ja się będę zbierał. Muszę się z nią tam spotkać.
- Ach, już rozumiem. - odpowiedziała Jessy patrząc na niego wymownie. - Romantyczny weekend we dwoje.
- Yyy... Nie do końca... - Jake zaczał się rumienić.
- Dobra leć do niej, nie będę cię dłużej zatrzymywać. - zachichotała Jessy i szturchnęła go łokciem do wyjścia.

- Hej szwagier. - na korytarzu zagadnął do niego Gareth.
- Najwyższa pora pogadać, co?
- Na to wygląda. Trochę ci zajęło.
- Ponoć nie lubisz i nie znasz się na komputerach.
- Bo to prawda. Sprzęt mnie zbytnio nie interesuje. Ale internet już tak.
- To tłumaczy, czemu o wszystkim wiedziałeś. Nie będziesz miał żadnych problemów?
- Spokojnie. Mówiłem ci przecież, że mam zabezpieczenie.
- Ale i tak...
- Dobra, powiem ci, ale obiecaj, że to pozostanie między nami.
- Będę milczał jak grób.
- To wydawanie praw jazdy to tylko przykrywka. Co nie zmienia faktu, że jestem pracownikiem rządowym. I hakerem przy okazji.
- Teraz mam jeszcze większe wątpliwości. Kim ty tak właściwie jesteś?
- Powiem to ostatni raz, więcej nie pytaj. Jestem twoim fanem. Tego się trzymajmy.
- Ale to chyba nie dlatego zbliżyłeś się do Lilly?
- Nie, no co ty. Lilly znam od liceum i już wtedy wpadła mi w oko. I to dzięki niej usłyszałem o tobie.
- Brzmi legitnie. No cóż.. Skoro już wiem na czym stoję, pozostaje mi tylko podziękować. To było wielkie, stary. Nigdy o tym nie zapomnę.
- Dobra whisky na rocznicę ślubu będzie wystarczającą rekompensatą moich starań. Taka 15-letnia conajmniej.
- Masz to jak w banku.

Słowa Jessy dźwięczały mu w głowie jak kościelne dzwony. Kto mieszkał kiedykolwiek przy kościele, ten wie o czym mowa. "Romantyczny weekend we dwoje." Wcześniej o tym tak nie myślał. Właściwie to wszystko było dla niego nowe i nie znał się na ogarnianiu odpowiedniego nastroju, ale pomyślał, że w sumie nie byłoby to takie głupie, gdyby zaplanował jakąś małą, ale uroczą niespodziankę.
Zajrzał do wszechwiedzącego internetu, żeby się zainspirować. Zarumienił się czytając porady, które w większości kręciły się wokół tematu pierwszego razu lub oświadczyn. Nie tak, że tego nie chciał - chciał i to bardzo. I wiedział, że Lena też by tego chciała, nawet dała mu kiedyś wskazówkę co do rozmiaru pierścionka. Ale nie sądził, że byłby to odpowiedni moment. Tyle się zdarzyło, napewno musiała być zmęczona i oszołomiona. Nie chciał w takiej chwili wywierać na niej presji.
Wszedł na czat, żeby zaciągnąć porady prawdziwych ludzi.

Dodałeś do czatu: Thomas
Dodałeś do czatu: Gareth
Dodałeś do czatu: Dan

Jake
Hej

Dan
Co ja widzę? Hakerman dołączył do grupy samych facetów.

Thomas
I?

Gareth
Hej Jake :)
Co tam?

Jake
Chciałem poprosić Was o poradę.

Thomas
Nie ma problemu. Dajesz

Jake
Chciałbym zrobić Lenie niespodziankę i jakoś miło spędzić z nią weekend. No wiecie... Żeby mogła szybko zapomnieć o minionych tygodniach.

Dan
Coś się działo?

Gareth
Wyjaśnię Ci zaraz na priv, Dan

Dan
Ok

Ja bym wziął swoją dziewczynę na przejażdżkę motocyklem o zachodzie słońca.

Jake
Piękne.
Ale nie mam motoru ani samochodu.

Thomas
Słyszałem, że będziecie w Bawarii, tak?
To problem rozwiązany.

Jake
?

Thomas
Zamki, góry, widoczki...

Jake
No dobra...
A coś jeszcze? Takiego z efektem wow?

Gareth
Kup jej coś ładnego.

Jake
Jakbym się znał.
Chodzi ci o biżuterię?

Gareth
Może być. Ale miałem raczej na mysli... nie sądzę, żeby Lena wzięła ze sobą ubrania na zwiedzanie baśniowego zamku.

Jake
🙄
To mi podpowiedziałeś.

Dan
Gareth to jednak dandys.

Thomas
Dan, to Ty znasz takie słowa?

Ja bym na Twoim miejscu się tak nie przejmował, Jake. Lena ucieszy się na sam Twój widok.
Leć na spontanie i zapytaj się jej na co miałaby ochotę, gdy już się z nią spotkasz.

Dan
A żebyś wiedział, że znam, Tommyboy
Jake, on ma rację
Nie myśl o tym za dużo

Jake
No dobra. To i tak lepsze od tego co znalazłem w internecie.

Gareth
Internet kłamie😜
Ale kwiaty nie zabolą 😉

Thomas
Ooo... Właśnie

Jake wziął głęboki oddech. Nadal miał mętlik w głowie, ale postanowił posłuchać kolegów.
Po numerze telefonu wyszukał hotel, z którego dzwoniła Lena i kupił bilet do Miltenbergu. Nie mógł w to uwierzyć. Czy w jakiś niepojęty sposób dowiedziała się, ile znaczyło dla niego to miejsce, czy wybrała je zupełnie przypadkiem? A może kierowało nią jeszcze coś innego?
"Jeśli chodzi o ciebie, to nie wierzę w przypadek." przypomniał sobie jej słowa.

Miltenberg - bajkowe miasteczko w którym się wychowywał i miał stamtąd najpiękniejsze wspomnienia. Pamiętał nawet bardzo krótki moment, gdy Nathan jeszcze z nimi mieszkał. Nigdy nie rozumiał, czemu ich zostawił i wiedział, że nigdy nie pozna odpowiedzi na swoje pytanie. Ale jakoś się z tym pogodził. Mimo wszystko, był za mały, żeby zdążyła się w nim rozwinąć uraza. Potem, gdy wychowywanie syna w pojedynkę było zbyt trudne, musieli przeprowadzić się do Frankfurtu, gdzie można było znaleźć lepiej płatną pracę i tańsze mieszkanie.
To mu dużo ułatwiło. Pamiętał malownicze uliczki miasta bardzo dobrze i w mig przemyślał, gdzie pójdzie na spacer z Leną. W googlu znalazł miejsca, gdzie mogliby zjeść. Stresował się tym. Musiał to przed sobą przyznać - nie był częstym bywalcem w restauracjach, a jego dieta opierała się w głównej mierze o gotowe jedzenie z supermarketów i azjatyckich fastfood barów. I czuł, że z Leną będzie musiał zmienić swoje nawyki. Choć pamiętał, że lubiła chińszczyznę.

Gdy wysiadł z pociągu, kupił wielki bukiet różowych, łososiowo-zielonych i białych róż. Był na tyle duży, że mógłby się za nim schować. Gdy dotarł do holetu zapytał, w którym pokoju znajdzie Lenę. Recepcjonistka odmówiła jednak udzielenia informacji.
- A czy mogłaby pani zadzwonić do jej pokoju i poprosić, żeby tu zeszła? - zapytał trochę zawiedziony. No tak, gdyby recepcjoniści udzielali takich informacji, już dawno by nie żył.

Lena zeszła po niedługiej chwili. Zatrzymała się jednak przy schodach w osłupieniu. Od razu wzruszyła się do łez, ale bała się podejść bliżej, a nawet mrugnąć w obawie, że ten piękny widok zniknie jak zdmuchnięty płomień świeczki. Cóż, Jake był trochę niecierpliwy - trzeba przyznać, że od ciężkiego bukietu troszkę ścierpły mu ręce - i pewnym krokiem podszedł do Leny, po czym pocałował ją w policzek.
- Czemu jesteś zaskoczona? Mówiłem, że znajdę Cię, gdy będzie po wszystkim.
- Ale nie spodziewałam się takiego spotkania. Dziękuję, Jake. Naprawę, aż brak mi słów. - popłakała się. - Patrz, co zrobiłeś. Cała się zaraz rozmażę. - wybełkotała.
- To zanieśmy te róże do pokoju, żeby nikt nie widział jak się mażesz.
- Ej... Droczysz się teraz ze mną?
- Tylko troszeczkę.
- Czekaj! Nie mam żadnego wazonu. - uświadomiła sobie Lena i z czarnymi od tuszu śladami pod oczami podbiegła do recepcjonistki po coś do kwiatów.
- Zazdroszczę takiego chłopaka. - szepnęła kobieta i przyniosła wiadro.
- Wiem, jest niesamowity.

Wybrali się na spacer dokładnie tak, jak sobie wymarzyła. Oczywiście, nie omieszkała mu o tym powiedzieć.


- Czy mi się wydaje, czy dobrze znasz to miasto? Te wszystkie urokliwe boczne uliczki... Raczej nie dałbyś rady wygooglować tego wszystkiego w tak krótkim czasie. - zapytała Lena zaintrygowana.
- Czyli nie wiedziałaś... Wychowywałem się tu.
- Nie żartuj!
- Mówię prawdę. Mieszkałem tu do 8 roku życia. Potem wróciłem gdy miałem koło 17 lat. Więc sporo pamiętam.
- Czemu wróciłeś?
- Tak jakoś... Ciągnęło mnie tu... - odpowiedział, a Lena wyraźnie wyczuła w jego głosie melancholijną nostalgię.
- Jake... Mógłbyś opowiedzieć mi o tym coś więcej?
- No więc... Wtedy odeszła moja mama...
- Och nie... Przepraszam... Może nie powinnam była pytać... Tak mi przykro.
- W porządku. Może to najwłaściwszy moment, żeby ci o tym opowiedzieć. Gdzie byłem... Ach tak. Miałem takie mylne wrażenie, że jeśli tu przyjadę to będzie jak dawniej, że... wróci. Wiem, głupie myślenie nastolatka. Chyba wydawało mi się, że w ten sposób cofnę czas.
- Czułeś się tu lepiej?
- O dziwo, tak. Zawsze lubiłem to miasteczko i miałem stąd wyłącznie dobre wspomnienia. Więc czułem się trochę tak, jakby wciąż ze mną była. Mój wujek - starszy brat mojej mamy też tu mieszkał i zajmował się mną dopóki nie zachorował. Kiedy i on odszedł, wróciłem do Frankfurtu. Krótko potem miałem swoje problemy i resztę już znasz.
- Właściwie to czemu zainteresowałeś się hakerstwem?
- Zawsze mnie to kręciło, w sensie świat wirtualny. Od dziecka. A gdy byłem głupim nastolatkiem, zacząłem włamywać się na inne komputery dla żartu. Kiedyś z kolegami dla jaj zhakowaliśmy serwery w szkole. Nic strasznego, ale dawało mi to takie uczucie, że jestem lepszy, sprytniejszy od innych. To było uzależniające, bo chciałem ciągle prześcigiwać swoje osiągnięcia, sprawdzać, na co jeszcze mnie stać. Potem natknąłem się na haktywistów. Spodobała mi się cała ta ideologiczna otoczka: wolność, równość, sprawiedliwość i takie tam.
- I faktycznie trzymają się tej ideologii?
- Na ogół. Ale nie zawsze. Każdy ma własne powody.
- Jake... Jak bardzo to lubisz?
- Masz na myśli hakowanie? - dopytał, a Lena pokiwała. - Cóż... Daje mi to pewną satysfakcję, ale nie aż taką jak spędzanie czasu z tobą.
- Awww... Naprawdę?
- Mówię serio. Tym razem definitywnie z tym skończyłem. Poza tym, nie jestem już dzieciakiem, któremu brakuje adrenaliny.
- Cieszę się, że to słyszę. - odrzekła i wzięła łyk kawy z papierowego kubka uśmiechając się. - Więc... Też chciałabym ci coś powiedzieć. A może raczej pokazać. Pamiętasz jak kupiłam ten naszyjnik? - wskazała na medalion.
- A tak, z lombardu. Mówiłaś, że jest tak cenny, że nigdy go nie zdejmiesz.
- Dla ciebie zrobię jednak pewien wyjątek. - powiedziała i rozpięła zapinkę, po czym wręczyła medalion Jake'owi. - Otwórz.
Jake spojrzał na nią zagadkowo. Lena brzmiała tajemniczo, a on nie mógł pojąć, co takiego wyjątkowego mogło być w jakimś starym naszyjniku z Duskwood. Ale otworzył go i przyjrzał się umieszczonym tam zdjęciom. Nie mógł uwierzyć. Spojrzał na Lenę w zdumieniu.
- Jak? Jak to w ogóle możliwe?
- A więc poznajesz. Wiedziałam od początku, że powinien należeć do ciebie. Ale... Chciałabym móc dalej go nosić. Mogę?
- Oczywiście! Jest Twój! - powiedział ale nie oddał go od razu; dalej przyglądał się zdjęciom. - Choć to trochę krępujące, że widziałaś moje zdjęcie jako bobasa... - zarumienił się.
- Nie przejmuj się. Wyszedłeś przeuroczo. Jak będzie okazja, to pokażę ci swoje zdjęcia z dzieciństwa.

Spacerowali dalej w stronę wybranej przez Jake'a restauracji, aż Lena nagle stanęła jak wryta patrząc na żarzący się czerwonym światłem szyld.

- Jake, myślisz o tym samym co ja?
- Nie jestwm pewny. - odpowiedział trochę zdezorientowany. Lena nakierowała jego wzrok na lokal przed nimi. - Ach... Miałem trochę inny plan, ale to też może być dobre. Chcesz sprawdzić?
- No jasne, że tak!
Weszli do chińskiej knajpki. W środku pomieszczenie całkowicie odróżniało się od bajkowych ulic starówki. Było urządzone tak, że wydawało się, że znaleźli się na ulicy w jakimś China Town w środku nocy. Na ścianie była fototapeta przedstawiający zgiełk miasta, a z nad baru jaśniały żółte i czerwone neony. Zamówili zwykły makaron z warzywami stir fry i kurczakiem w cieście kokosowym. Mieli z tego tyle frajdy, że żadna polędwica w sosie kurkowym by tego nie przebiła.

- A teraz najlepsza część. - powiedziała Lena gdy wyszli po jedzeniu. W międzyczasie zdążyło się już poszarzyć. - Nasze wymarzone spotkanie. Pamiętasz jak to szło?
- Oczywiście. - odparł Jake z dumą. - Jesteśmy blisko siebie. Wszystko co złe jest już za nami. Biorę cię w swoje ramiona.
- Patrzymy sobie w oczy. - uzupełniła Lena.
- Rozumiemy się bez słów i... - Jake nachylił się. Nie musiał już dokańczać tego zdania. Pocałował ją namiętnie, a Lena to odwzajemniła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro