7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Darmowy drink przygotowany przez Phila był idealny, żeby utopić w nim wszystkie słowa, które usłyszała w kawiarni.

- Wyczekiwał tego dnia... - mruknęła pod nosem. - Akurat. Chyba czekał na moment, żeby wbić mi nóż w plecy, drań.

- Hej mała, co ty tam gadasz do drinka? Choć tu lepiej z nami porozmawiać. Co to za skwaszona mina? - jej podły nastrój zauważył Dan.

- A nic, tak tylko swoje smutki przerabiam. Tak się dzieje, jak za dużo wypiję.

- A co cię tak dręczy mała? Ktoś cię skrzywdził? Jak go dorwę to dam mu nauczkę.

- Nie chcę o tym mówić.

- No dobra. - westchnął Dan. - Phil? - zawołał na barmana. - Phil, mój stary kumplu, nie widzisz jak nasza koleżanka zwiędła? Musisz się bardziej postarać. Jak widzisz, same drinki nie wystarczą jej do dobrej zabawy.

- Mówisz i masz. - zaśmiał się Phil, wziął pilota i podgłośnił muzykę. Potem wyszedł zza baru i wyciągnął rękę do Leny. - Można prosić?

- Phil, no co ty? Ale ja nie umiem tańczyć.

- To cię nauczę. - powiedział i bez dalszych zbędnych pytań zaciągnął ją na środek sali gdzie zaczął z nią tańczyć. - Krok pierwszy: wyluuuzuj. Krok drugi, rób to co ja.

Z początku Phil był ostrożny, ale w miarę jak czuł, że Lena coraz bardziej rozluźnia się w jego ramionach próbował nowych, co raz bardziej złożonych kroków.

W trakcie ich tańca Lily przebiegła przez całą salę do wejścia, żeby odkluczyć drzwi i wpuścić kolejnego gościa. Gdy wszedł, wśród innych rozbrzmiały pomruki. Piosenka się skończyła, a tułów Leny zawisł w powietrzu wsparty na ramieniu Phila.

- Czy dobrze mi się wydaje, że to musi być nasz Hakerman? - zapytał Dan.
Beztroski uśmiech natychmiast znikł z twarzy Leny. Miała ochotę zniknąć. Czuła się tak zażenowana. Że też wszedł akurat w tym momencie. Nie chciała żeby Jake odniósł wrażenie, że od razu zaczęła zarywać do kogoś innego, jak gdyby chciała się na nim zemścić lub wzbudzić zazdrość. Przecież zupełnie nie takim typem osoby była.

- Chyba koniec tańców na dziś, Lena. - Phil parsknął śmiechem. - W przeciwnym razie twój Jake zabije mnie wzrokiem. - dodał szeptem.

"Mój Jake?" pomyślała Lena. "Dobre sobie. Ale nie mogę pozwolić, żeby to co mi powiedział, miało wpływ na resztę. W końcu to, o czym rozmawiamy zawsze pozostawało tylko między nami. Muszę się zachowywać jakby nic się nie stało i jakbym nie czuła wobec niego nic ponad to, co czuję do Dana czy Thomasa."

Wszyscy miło powitali Jake'a. Dla nich był kimś w rodzaju bohatera, choć on sam nie czuł, żeby zasługiwał na taki tytuł i czuł się skrępowany ich komplementami i miłymi słowami. W końcu widzą go po praz pierwszy, a zachowują się, jakby był ich dobrym przyjacielem z dzieciństwa. Ale czego innego mógł się spodziewać? Sam był świadkiem tego jak serdecznie przyjęli Lenę do swojego kręgu. Czemu z nim miałoby być inaczej, skoro oprócz wspólnych doświadczeń, dzieliły go przynajmniej z częścią z nich więzy krwi?

Bardziej jednak niż to, zastanawiała go pewna osoba - Gareth, narzeczony Lilly. Wiedział o nim tylko tyle, ile dowiedział się od niej, ale czy rzeczywiście był dobrym kandydatem na męża jego siostry? Z wyglądu nie wzbudzał żadnych podejrzeń, ale zaufania też nie. Był jakiś taki - nijaki i ciężko było go rozgryźć. Nie żeby Jake'owi kiedykolwiek sprawiało to łatwość, ale tym razem było jeszcze trudniej. Żałował, że nie udało mu się poznać go wcześniej, że tak długo musiał siedzieć w więzieniu. Teraz, nawet gdyby udało mu się coś na niego znaleźć, to i tak jak obudzenie się z ręką w nocniku. Ślub przecież za dwa dni.

Po dokładnym przesłuchaniu go pod przykrywką small talku i przyjaznej pogaduszki przy drinku Jake dowiedział się, że Gareth pracuje jako urzędnik administracji - w praktyce wydaje prawa jazdy i dowody rejestracyjne w urzędzie miasta. Niby nic strasznego, ale na samo słowo "urzędnik" Jake dostawał ciarek. Kochał hard rocka i bluesa tak jak Lilly i zwierzęta zupełnie jak Hanna. Nie miał żadnego rodzeństwa, był schludny i nie miał nic przeciwko sprzątaniu, ale nie cierpiał za to komputerów. Gdy Jake nie miał już więcej pytań, przysiadł się do Leny.

- Lena, mogę zamienić z tobą słowo w cztery oczy? Nie zdążyłem wcześniej w kawiarni.

- Spoko. O co chciałbyś zapytać? - odpowiedziała spokojnie, tak neutralnie, jak tylko się dało.

- Muszę poprosić cię o małą przysługę. Chciałbym pójść na wesele, ale potrzebuję przykrywki.

- Co? Przykrywki? Nie dostałeś zaproszenia od Lilly?

- Dostałem. To na wypadek, gdyby rodzice zadawali pytania. Mój ojciec... Boję się, że mnie rozpozna. Nie chcę zepsuć jej tego dnia rodzinnym dramatem.

- I co ja miałabym zrobić?

- W razie pytań kim jestem, czy mogłabyś przedstawić mnie... - przerwał, nie mogąc wydusić tego z siebie i cały poczerwieniał aż po uszy.

- Jako mojego chłopaka?

- T-tak. Skąd wiedziałaś? - spojrzał na nią zszokowany tym, jak szybko go zdemaskowała. Czuł się jakby ktoś nakrył go na popełnieniu przestępstwa.

- Proszę cię. Wiedziałam kiedy się rumieniłeś nie widząc cię, a teraz mam cię przed oczami nie ukryjesz tego przede mną. I teraz wiem... Jake, jest coś jeszcze o czym powinnam wiedzieć? - zapytała podejrzliwie. Nic jej nie umykało. Choć to on był hakerem, to ona zawsze było o krok przed nim.

- Nie wiem o czym mówisz. - odparł patrząc jej prosto w oczy, a głęboko w myślach zastanawiał się, czy to kupi.

- W takim razie, czemu nie poprosisz o tę przysługę Jessy lub Cleo? Nie sądzisz, że tak byłoby... bezpieczniej?

- Tego nikt nie kupi. A w ten sposób wszyscy inni z naszej grupy będą nam pomagać, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Poza tym, wiem już od Lilly, że będziemy siedzieć obok siebie.

- Powinnam się już przyzwyczaić. - Lena przewróciła oczami.

- Do czego? - Jake był nieco zbity z tropu.

- Że zawsze prosisz mnie o dziwne przysługi, nie mówiąc przy tym prawdy, ale prosząc, żebym ci zaufała.

- Przepr...

- Zgoda. Pod jednym warunkiem.

- Tak?

- Po weselu musisz mi wyjaśnić czemu udajesz, że nic do mnie nie czujesz.

- Na pewno wyjaśnię ci wszystko.

- Obiecujesz?

- Czy kiedyś złamałem daną ci obietnicę?

- Już zapomniałeś? Obiecałeś, że bezpiecznie wydostaniesz się z kopalni i nie dasz się złapać.

- A złamałem coś sobie? Albo umarłem? No dobra, złapali mnie. Ale teraz przynajmniej nie muszę się ukrywać przed policją i możemy normalnie porozmawiać.

- Masz pojęcie co czułam, gdy widziałam cię na kamerce? Najpierw Richy, a potem ty! Leżałeś tam tak długo, a potem nie mogłeś się sam podnieść. Myślałam, że pęknie mi serce i brakowało mi powietrza. Czy wiesz jak to okropnie bolało?

- Nie wiem Lena. Mogę sobie tylko wyobrażać, co bym czuł, gdybyś to była ty. Przepraszam. - powiedział i przytulił ją czule. - Tym razem dotrzymam obietnicy.

"Wiem, że kłamiesz. Na koniec znikniesz jak zwykle i pozostawisz mnie z pytami bez odpowiedzi. A ja będę się o ciebie martwić. Ale i tak chcę ci zaufać."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro