Kiedy jedno z Was płacze

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hinata Shōyō

Wyskoczył zza ich pleców i wtedy... Miejsce, w które chciał posłać piłkę, niespodziewanie stało się dla niego niejako oświetlone. Zupełnie jakby w dachu pomieszczenia ktoś nagle zrobił dziurę i chcąc pomóc mu się wznieść, wskazał idealny punkt ataku. Uderzył w kulisty, granatowo-żółty przedmiot. Ułamek sekundy, przez który go dotknął, odebrał mu na chwilę oddech. Uwielbiał to uczucie!

Libero przeciwników ledwo udało się odbić piłkę, która wypadła poza boisko. Drużyna Orłów wiedziała, że prawdopodobnie właśnie obserwują swój koniec i chociaż chcieli, żadne z nich nie mogło się ruszyć.

Wszyscy patrzyli na czternastkę Shiratorizawy z szeroko otwartymi oczyma. Czyżby... Karasuno wygrało...? Część z zawodników przeniosła wzrok na tablicę wyników. Czas nagle zwolnił, kiedy zmieniano cyfrę jedności z zera na jeden. Nikt nie mógł w to uwierzyć!

W kącikach Twoich oczu zebrały się malutkie łezki szczęścia, lecz było to niczym w porównaniu do chociażby trzecioklasistów, których jednocześnie ogarnął szok i radość. Yū, Ryūnosuke i rezerwowi Karasuno rzucili się na swoją drużynę, mimo że tamci bronili się resztkami sił.

Drżącymi z emocji dłońmi chwyciłaś swój aparat i zaczęłaś robić im zdjęcia. I tak nie miałabyś, jak teraz dostać się do Hinaty i mu pogratulować, więc chciałaś chociaż uwiecznić kilka niepowtarzalnych momentów. Między innymi ten, w którym Nishinoya i Kageyama ciągnęli rudowłosego, aby ustawił się na linii.

Już po chwili wszyscy zawdonicy ukłonili się, a następnie podali dłonie pod siatką, dziękując sobie za grę.

Kiedy nastąpił koniec wszystkich formalności, podbiegłaś do Shōyō i z uśmiechem na ustach popatrzyłaś mu w oczy, po czym błyskawicznie przytuliłaś.

- Zasłużyłeś... - wyszeptałaś mu do ucha, gdy wreszcie powstrzymałaś drżenie głosu. Chciałaś powiedzieć coś więcej, lecz głos uwiązł Ci w gardle. Chłopak zacisnął dłonie na materiale Twojej koszulki tylko po to, by za moment odsunąć się kawałek dalej.

Nastolatek zdjął Twój aparat i chciał odłożyć go na pobliską ławkę, lecz od razu przechwycił go Tanaka, czując, iż coś się święci. Najwidoczniej się nie mylił, gdyż chwilę później zdjął medal ze swojej szyi i założył go Tobie.

- Dziękuję za wszystko! - wyznał. Łezki niepohamowanej radości zatańczyły w kącikach jego oczu, a on sam uśmiechnął się szeroko, zanim objął Cię ponownie, tym razem z dwukrotnie większą siłą. Nie chciałaś puszczać siatkarza, ale nie mogłaś pozostać obojętna na to, co usłyszałaś kilka sekund później.

- Hej, gołąbeczki, spójrzcie w kamerę! - zawołał drugoklasista, na którego do tej pory nikt nie zwracał uwagi, lecz wyglądało na to, że i tak zdążył zrobić już kilka zdjęć bez Waszej wiedzy. - No co? Chciałem tylko, żeby Wasze dzieci miały co oglądać!

Na te słowa nawet Tsukishima prychnął śmiechem, przez co dostał reprymendę od Daichiego. W tym samym czasie jego jasnowłosy przyjaciel, krzycząc, że jeszcze za wcześnie na takie rzeczy i żeby Ryūnosuke nie demoralizował mu dzieci, gonił atakującego, który wybiegł z sali i tyle go widziano. Oczywiście do czasu posiłku.

Z kolei Shōyō stał z Tobą na boisku i nieświadomie ściskał Twoją dłoń, zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją. Sam nie do końca wiedział, dlaczego to zrobił, lecz uważał, że Tobie będzie bardziej do twarzy w złocie niż jemu. A kiedy przyznał to sam przed sobą, zdał sobie sprawę, że trzymał Cię za rękę, automatycznie zaczął panikować i mimo wcześniejszego bólu nóg oraz zapewniania, iż nie jest w stanie chodzić, zgarnął z ziemi swój bidon i zniknął za drzwiami sali, głosząc przy okazji powód swojego wyjścia, lecz i tak nikt nie zrozumiał jego bełkotu.

Patrząc za znikającą za ścianą sylwetką chłopaka, dotknęłaś placami medalu, który do tej pory wisiał na wysokości Twojego serca. Ścisnęłaś złoto w dłoni, pogrążając się w rozmyślaniu o pomarańczowym słoneczku, jakie zawsze zaskakiwało Cię swoim nowym, niepowtarzalnym blaskiem.

Kageyama Tobio

Drżałaś z zimna. W ręce trzymałaś połamaną, błękitną szkatułkę. Nie przejmowałaś się deszczem, który już całkowite przemoczył Twoje zmarznięte ciało. Siedziałaś na wilgotnych schodach przed domem. Gdyby ktoś kto Cię teraz zobaczył, pewnie uważałby Cię za wariatkę.

Z nieuwagi upuściłaś kawałek drewna. Zaczęłaś rozpaczliwie się rozglądać. Przecież musiał gdzieś tam być! Po chwili zdałaś sobie sprawę, że na nim siedziałaś. Przyłożyłaś go do piersi. Był on dla Ciebie jedyną pamiątką po tamtych dniach. Jedynym żyjącym wspomnieniem. Zastanawiałaś się, jak mogłaś dopuścić do tego, by i ono uległo zniszczeniu. Kilka kropel słonej, zimnej cieczy spłynęło po Twoich chłodnych policzkach.

Wiatr zwiewał Ci mokre włosy na twarz. Przypuszczałaś, że musiałaś wyglądać okropnie, lecz olałaś to.

Błękitna szkatułka stanowiła jedyną pamiątkę po Twojej zmarłej niedawno babci. Kobieta była Ci jak druga matka, więc bardzo przeżywałaś jej odejście. Zepsuty od paru godzin przedmiot dostałaś od niej niegdyś jako prezent na urodziny. Kiedy zniknęła z tego świata, uważałaś, że staruszka niejako zostawiła po sobie ślad właśnie w tej skrzyneczce w odcieniach nieba. Niestety po powrocie do domu przypadkiem strąciłaś ją ręką przy sięganiu książki. Mechanizm rozpadł się w drobny mak, a jedna z nóżek ułamała się i odkleiła.

- Hej, [Imię] - nagle usłyszałaś nad sobą znajomy głos. Podskoczyłaś z piskiem, błyskawicznie ocierając łzy z policzków. Twoje serce niemal wyrywało się z klatki piersiowej przy każdym uderzeniu. Błagałaś niebiosa, aby tylko niczego nie zauważył, lecz chyba bogowie nie byli po Twojej stronie. - Coś się stało?

Ktoś nieznajomy mógłby stwierdzić, że mimo zadania tego pytania Kageyama niezbyt przejął się Twoim stanem, lecz Ty wiedziałaś, iż samo to, że wypowiedział takie słowa, świadczyło o jego zmartwieniu.

- I nawet nie próbuj mnie oszukiwać, widzę, że coś Ci jest - chłopak beznamiętnie usiadł obok Ciebie. W środku jednak był niesamowicie zdenerwowany nie tylko przez zaistniałą sytuację, ale też fakt, iż nie rozmawiał z Tobą od kilkunastu dni. Może w końcu nadszedł czas skorzystania z rad starszych kolegów? Czarnowłosy rozpiął swoją czarną torbę i wyjął z niej kartonik mleka, po czym podał go Tobie. Spojrzałaś na niego niepewnie. - Mleko łagodzi nerwy, więc bierz i mów.

Z wahaniem przyjęłaś od niego napój i włożyłaś słomkę w foliowe kółeczko. Przez chwilę poczułaś się jak dziecko otwierające swój ulubiony sok, który właśnie dostało od mamy podczas zabawy na placu zabaw.

Wzięłaś kilka głębszych oddechów, by następnie spróbować białej substancji. Po kilku łykach zaczęłaś rozmyślać jak ubrać swoją historię w słowa i przede wszystkim, jak pozbyć się załamującego się głosu, by rozgrywający mógł cokolwiek zrozumieć. Jednak od kiedy otworzyłaś usta i zaczęłaś mówić, słuchał uważnie i ze zrozumieniem każdego zdania.

W końcu pokazałaś chłopakowi zniszczone pudełko. Tobio przyglądał mu się przez chwilę i chwilę później oznajmił, że da się je naprawić. Przez pierwsze sekundy nie mogłaś pojąć sensu jego słów, lecz gdy zrozumiałaś ich treść, z niesamowitą prędkością zaciągnęłaś chłopaka do garażu Twojego domu i zaczęliście szukać odpowiednich narzędzi.

- Spróbuję coś na to poradzić - oznajmił po raz ostatni, kiedy nie znaleźliście odpowiednich przedmiotów u Ciebie w mieszkaniu. Założył kurtkę i zatrzymał się u progu. Jeszcze na chwilę podniósł wzrok z błękitnego przedmiotu na Twoją twarz. Zdecydowanie wolał, gdy widniał na niej uśmiech, lecz nie mógł wyprzeć się tego, że dla niego wyglądałaś pięknie nawet z policzkami mokrymi od łez.

Szkoda tylko, że są to łzy smutku a nie szczęścia...

Kiedy to zdanie przemknęło mu przez myśl, chłopak otrząsnął się z dziwnego transu i rzucając kilka słów na pożegnanie i niemal odbiegł od Twojego domu. Kiedy już nie mogłaś dostrzec Kageyamy na horyzoncie, spojrzałaś na prawie pusty kartonik mleka, który trzymałaś w dłoni i uśmiechnęłaś się przez łzy na wspomnienie jego wcześniejszego właściciela.

Tsukishima Kei

Idąc przed siebie weszłaś do swojej ulubionej kawiarni. Jak zwykle o tej porze roku w dniu wolnym przebywało w niej mnóstwo ludzi. Kwiecień był miesiącem dość specyficznym. Jednego dnia potrafiło być tak gorąco, by wszyscy zakładali koszulki z krótkim rękawem i cienkie spodnie, a następnego dnia szukali ciepłych swetrów i grubych szali, by nie zmarznąć. W dni takie jak ten kawiarnię wypełniali głównie nastolatkowie, poszukujący schronienia przed mroźnym wiatrem, ale dostrzegłaś też kilku dorosłych, którzy w drodze do pracy potrzebowali rozgrzać swój organizm herbatą bądź kawą.

Upatrzyłaś sobie stolik i ruszyłaś do kasy, by zamówić jakiś napój i na chwilę poczuć rozlewające się w środku ciepło. Gdy stałaś w kolejce otrzymałaś wiadomość. Spojrzałaś na ekran komórki i widząc, kto ją napisał, uśmiechnęłaś się szeroko. Twoje plany szybko się zmieniły.

Byłaś wręcz zobowiązana wziąć coś na wynos, skoro to Tsukishima wysłał pierwszy wiadomość - w dodatku z propozycją, byś do niego wpadła. Zdarzało się to doprawdy rzadko, więc przypuszczałaś, iż krył się za tym jakiś plan blondyna.

Jak się później okazało, nie myliłaś się. Otóż Kei potrzebował pomocy w gotowaniu, ale za nic w świecie nie przyznałby się od razu, toteż najpierw wyskoczył z ideą spotkania w jego mieszkaniu. Prawda była taka, że kulinarne umiejętności siatkarza wynosiły niemal zero procent, a on sam niemal spalił kuchnię. Cudem udało mu się wysprzątać pomieszczenie na błysk, zanim przybyłaś.

- Nie sądziłam, że kiedyś zobaczę łzy na twojej twarzy - oznajmiłaś złośliwie, wyciągając potrzebne przyprawy z szafki. Środkowy westchnął, mamrocząc pod nosem, że znowu coś sobie ubzdurałaś, i że może jednak zapraszanie Cię, nie było najlepszym pomysłem pod słońcem. Podniosłaś jedną brew z dezaprobatą. - Widziałeś się chociaż, skoro tak mówisz?

Kei posłał Ci spojrzenie pełne irytacji, po czym przerwał na chwilę wykonywaną czynność. Zrobił kilka kroków i pochylił się lekko, aby móc zobaczyć swoje odbicie w drzwiczkach mikrofali. I rzeczywiście - kilka kropel słonej cieczy spływało po jego policzkach.

- To wszystko przez te cholerne warzywo... - zacisnął pięści, licząc w myślach do dziesięciu. Ty natomiast zaczęłaś chichotać, próbując stłumić dziwne odgłosy śmiechu dłonią.

Nastolatek wrócił do krojenia, myśląc, że jak zignoruje Twoje zachowanie, to zaprzestaniesz go zaczepiać, a on wreszcie dostanie chwilę upragnionego spokoju. Jednak szczęście tamtego dnia nie było po jego stronie, gdyż już ułamek sekundy później owijał palec śnieżnobiałą chusteczką, której duża część po chwili stała się karminowa.

Błyskawicznie podałaś mu następną, a w międzyczasie poszłaś do łazienki, by poszukać wody utlenionej w szafce z lekami i różnymi, podobnymi przedmiotami. Kiedy wróciłaś do kuchni, zauważyłaś nowe strużki słonej substancji pod jego oczami.

- Przesuń tę cebulę dalej, bo teraz nie wiem, od czego płaczesz - zażartowałaś z okularnika. Chłopak tylko mruknął pod nosem coś niezrozumiałego i zdrową dłonią przestawił warzywo w inne miejsce.

Przemyłaś mu ranę specyfikiem i uważnie nałożyłaś plaster w nadal krwawiące miejsce. Przez cały ten czas głowa Tsukishimy pozostała odwrócona w inną stronę do czasu, gdy w ramach pocieszenia przez chwilę zaczęłaś gładzić kciukiem zranione miejsce.

Jego serce przyspieszyło swoje bicie, przez co stracił czujność. W tamtym momencie nie potrafił myśleć o niczym innym jak o Twoim dotyku. Jednak dość szybko wrócił do rzeczywistości, poprawił okulary, po czym oznajmił, że czas wracać do pracy. Zaśmiałaś się melodyjnie z jego reakcji i dołączyłaś do blondyna, zabierając mu nóż i oznajmiając, że dokończysz krojenie warzyw za niego.

Nishinoya Yū

Była czwarta po południu piętnastego października, kiedy [kolor]włosa dziewczyna wreszcie odetchnęła z ulgą po niemal dziewięciu godzinach siedzenia w szkolnej ławce. Nastolatkowie, których ujrzała po opuszczeniu budynku edukacji, już od jakiegoś czasu siedzieli na ławce naprzeciwko liceum. Choć na początku miałaś ich zignorować i skierować się do domu, zmieniłaś kierunek swojej wędrówki, widząc, że ewidentnie coś nie grało w ich zachowaniu.

- Macie zbyt poważne miny na taki ładny dzień. Mówcie, co się stało - rzuciłaś do siatkarzy, zatrzymując się obok nich. Oparłaś się o pobliskie drzewo i wyjąwszy z torby butelkę wody, wypiłaś z niej łapczywie kilka łyków życiodajnej cieczy. Mimo że dwa tygodnie temu dziesiąty miesiąc przywitał ich dosyć mroźną pogodą, tego dnia świeciło słońce, a na niebie nie sposób było znaleźć ani jednej chmurki.

- [Imię], tak właściwie to... Mamy do Ciebie prośbę... - pierwszy odezwał się Daichi. Podniósł głowę i lekko zaniepokojony spojrzał Ci w oczy. Ty natomiast zerknęłaś na jego jasnowłosego przyjaciela, starając się szybko wyszukać w jego postawie jakiegoś pocieszenia. Po kilku sekundach jednak zrezygnowałaś i przeniosłaś wzrok z porotem na kapitana szkolnej drużyny siatkówki. - Asahi wczoraj nabawił się kontuzji i nie mamy pomysłu, jak przekazać to Noyi. Wiemy, że pewnie się zdenerwuje i pomyśleliśmy, że może...

- Może odebrałbym to trochę lepiej, gdybym usłyszał to od [Imię]? - spytał libero, który pojawił się za plecami trzecioklasistów nie wiadomo skąd. Na ich twarzach momentalnie wypisało się niedowierzanie wymieszane z szokiem. Jakim cudem żadne z nich nie usłyszało jego kroków?

Yū spojrzał na parę przyjaciół z rozczarowaniem i włożywszy ręce do kieszeni lekko przydługich spodni, odszedł wolnym krokiem w stronę szkolnych murów.

Kiedy Twoje oszołomienie minęło, rzuciłaś się biegiem za Nishinoyą. Wybiegłaś z terenu liceum, lecz nawet po rozejrzeniu się, nie mogłaś dostrzec siatkarza. Na szczęście cechowałaś się niemal niezawodną intuicją, która podpowiedziała Ci, aby szukać go w przyciwnym kierunki niż ten, w jakim znajdował się jego dom. Nie myliłaś się - zauważyłaś go już niecałą minutę później.

Nastolatek słyszał Twoje wołanie, lecz nic nie zrobił z tym faktem. Bał się teraz odwrócić i pokazać ukochanej swoją bezsilność. Łzy spływały po jego policzkach nie tylko z bezradności i rozpaczy, ale po części także ze złości na Asa Karasuno.

- Asahi tylko naderwał ścięgno. Posiedzi trochę w domu i niedługo do nas wróci - zapewniłaś przyjaciela, kładąc mu dłoń na ramieniu, kiedy wreszcie go dogoniłaś. Brunet w końcu podniósł wzrok. Widząc jego przepełnione smutkiem tęczówki, mimowolnie przygryzłaś wargę, nie wiedząc, co mogłabyś jeszcze powiedzieć, nie pogarszając sytuacji.

- Tym razem nie chodzi tylko o niego... - chłopak zastanawiał się przez chwilę nad swoimi słowami. Po chwili jednak stwierdził, że przecież rozmawiał z właśnie z Tobą, osobą, której mógł powiedzieć o wszystkim. - Wiesz... Nawet ja nie jestem cały czas radosny, przecież urodziłem się tylko człowiekiem i... Jest mi zwyczajnie przykro, jak o mnie pomyśleli... - pokiwałaś głową, domyślając się, że chodzi mu o Sawamurę i Sugawarę oraz sytuację sprzed kilkunastu minut. - M-Mogę Cię przytulić?

Pytanie libero bardzo Cię zdziwiło. Kiedy zaskoczenie minęło, przytaknęłaś powoli, na co chłopak niemal natychmiast mocno objął Cię ramionami. Przez chwilę nie mogłaś złapać oddechu, lecz nie tyle było spowodowane zbyt silnym uściskiem, co nagłą, przyjemną bliskością ciemnowłosego i falą ciepła, która w tamtym momencie oblała Twoje ciało.

Staliście tak przez jeszcze kilka minut, gdy wreszcie odsunęłaś się od niego i oznajmiłaś wesoło, iż nie na ma czym się przejmować. Złapałaś bruneta za rękę i pociągnęłaś w stronę swojego domu, planując, co możesz zrobić, by poprawić humor Noyi.

Sugawara Kōshi

Zacisnęłaś mocniej pięści. Czułaś, jak paznokcie wbijają Ci się w skórę, raniąc ją nieznacznie. Twoje serce zaczęło bić szybciej już w momencie, gdy dwóch zawodników Karasuno zaczęło biec do piłki niemal w tym samym momencie.

Mimo że wiedziałaś, iż nie mogło się to skończyć szczęśliwie, jakaś mała cząstka Ciebie kazała Ci liczyć na nadejście cudu do ostatniej sekundy. Niestety, nadzieje bywają złudne.

Zakryłaś dłońmi usta. Patrzyłaś na to szeroko otwartymi oczyma, a i tak nie potrafiłaś uwierzyć w zaistniałą sytuację.

Kiedy szok minął, natychmiast podbiegłaś do Daichiego. To samo uczyniła reszta drużyny i kilku rezerwowych graczy. Między innymi Sugawara, który też pojmował tego, co się wydarzyło. Nikt nie potrafił otrząsnąć się z szoku po zderzeniu, do nikogo nie docierał ten fakt, poprawka - żadne z nich nie chciało, aby to do niego dotarło. Wszyscy bez wyjątku mieli nadzieję, że to był tylko koszmar, który im się przyśnił i że zaraz się z niego wybudzą. Że wszystko za moment, za krótką chwilę wróci do normy...

Lecz to się nie stało. Ani po minucie, ani po dwóch, ani nawet po trzech. Ocucili się dopiero, gdy Sawamura w końcu otworzył oczy i próbował się podnieść. Jego mięśnie drżały jak od niemiłosiernego wysiłku, mimo że chciał jedynie usiąść.

Sugawara, który stał obok Ciebie, nagle złapał Twoją rękę i ścisnął ją mocno. Odwróciłaś się w jego kierunku. Na jego twarzy dostrzegłaś szok pomieszany ze zmartwieniem.

Już miałaś odwrócić wzrok, kiedy dostrzegłaś malutkie łezki w kącikach oczu rozgrywającego. Twoje serce oblało się nagle wszechstronnym smutkiem. Chciałaś go jakoś pocieszyć, lecz nie miałaś pojęcia, jak to zrobić, więc jedynie trzymałaś dalej jego dłoń, licząc, że jakkolwiek mu to pomoże.

Kiedy kapitan Karasuno usiadł, niemal od razu Takeda i Ukai podbiegli do niego. Ittetsu zaczął zadawać pytania Daichiemu. Czarnowłosy odpowiedział na nie prawidłowo i natychmiast chciał dalej uczestniczyć w meczu.

Klubowy doradca jednak przekonał go, aby najpierw poszedł do pokoju pielęgniarskiego i jeśli tam potwierdzą, iż nie nabawił się jakiejś poważniejszej kontuzji, to będzie to najszybszy sposób na jego powrót do gry.

Sawamura powoli zszedł z boiska. Widziałaś, że Kōshi już chciał kierować się za nim, lecz zatrzymałaś go.

- Suga - spojrzałaś smutno, ale ze zdecydowaniem w stronę chłopaka - zostań. I tak nie możesz iść. Musisz czekać na swoją kolej wejścia na boisko.

Szarowłosy przygryzł nerwowo wargę. Miała rację - jako rezerwowy nie mógł tak nagle gdzieś sobie znikać w połowie meczu.

Razem z ciemnowłosym weszliście do gabinetu, lecz po względnych oględzinach pielęgniarka kazała Ci wrócić na salę, a ona sama w zajmie się siatkarzem.

W tym czasie Sugawara starał się obserwować przebieg rozgrywki, lecz myśli o wypadku przyjaciela i widok przerażonej Ciebie, który co chwilę pojawiał się w jego umyśle, nie dawały mu spokoju. Tak bardzo żałował, że nie mógł w tamtym momencie podejść do Ciebie i przytulić, pogładzić po plecach i oznajmić, że "Hej, przecież wszystko będzie dobrze!". Nawet, jeśli dostałby możliwość zbliżenia się do Ciebie, to nie wiedział, czy przez jego umysł mógłby wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowa. Nie wiedział, czy byłby w stanie powiedzieć coś, czego nie mógł być pewien w żadnym stopniu.

Obrócił głowę i spojrzał w Twoją stronę, zauważając pojawienie się Twojej osoby z powrotem. Wyczułaś, że ktoś na Ciebie patrzy, więc podniosłaś wzrok, by napotkać bursztynowe tęczówki Kōshiego, które ukazywały współczucie i przeprosiny, że nie mógł stać teraz obok Ciebie.

Posłałaś mu pokrzepiający uśmiech, lecz sama nie potrafiłaś zbytnio ocenić jego prawdziwości. Wiedziałaś jedynie, że niezależnie od wyniku meczu Sugawara przez kilka następnych dni nadal będzie się tym przejmował. Ta myśl nie dawała Ci spokoju, więc obiecałaś sobie, że nie zostawisz go w tej niepewnej sytuacji samego i że zaopiekujesz się nim najlepiej, jak potrafisz.

Tym razem to Ty odwróciłaś się w stronę trzecioklasisty i uniosłaś kąciki ust Zrobiłaś to z większą determinacją niż wcześniej. Twoje oczy błysnęły radością, gdy zauważyłaś zmianę nastroju u Kōshiego. Wydawał się teraz o wiele spokojniejszy niż wcześniej. I w tamtym momencie zdałaś sobie sprawę, że mimo trudu i powagi sytuacji poradzicie sobie doskonale, jeśli tylko zmierzycie się z tym razem.

Kuroo Tetsurō

Kiedy tylko wyrwałaś chwilę wolnego dla siebie, zostawiając wszystkie obowiązki na boku, postanowiłaś spędzić ją na balkonie swojego domu. Oparłaś się o barierkę. Zdecydowanie widok sam prosił się o melancholię.

Dzień miał się ku końcowi, a słońce powoli znikało za horyzontem. Obserwowałaś, jak uliczny ruch zamiera tak, jak miał to w zwyczaju robić po godzinie dziewiętnastej każdego dnia roboczego.

Jednak Ty wypatrywałaś w tych niewielkich grupach ludzi jednej, znajomej sylwetki siatkarza, z którym umówiłaś się dzień wcześniej na maraton filmowy.

Nagle usłyszałaś przeraźliwe pisk. Momentalnie poderwałaś się z miejsca i wbiegłaś do domu. Przeskakiwałaś co drugi schodek, chcąc jak najszybciej znaleźć się na parterze.

- Co Ty mu zrobiłeś? - spytałaś cała roztrzęsiona. Kotek unosił prawą łapkę i pomiałkiwał z bólu co kilka sekund, a Kuroo klęczał przy nim, zapewne chcąc sprawdzić, czy nie wyrządził mu żadnej poważniejszej szkody.

Czarnowłosemu odebrało mowę. Zazwyczaj niezwykle rozgadany środkowy, stał się nagle cichy jak mysz kościelna. Nie potrafił wydusić z siebie ani słowa. Podniósł tylko wzrok, by spojrzeć Ci w oczy i w ten sposób przekazać swoje poczucie winy, ale w tamtym momencie byłaś zbyt roztrzęsiona, by odczytać jego gesty.

***

Wchodząc do kliniki, wszystko wydawało się być w miarę w porządku. Kilkoro innych klientów czekało na swoją kolej razem z pupilami, a od czasu do czasu w korytarzu kręcili się lekarze. Podeszliście do recepcji, gdzie powiedziano Wam, że czas oczekiwania na wizytę wynosi około pół godziny.

Usiadłaś na jednym z krzeseł w poczekalni i kołysałaś kotka na rękach, tuląc go do siebie. W tamtej chwili wydawało Ci się, że potrzebowałaś uspokojenia bardziej od swojego zwierzaka. Czarnowłosy zauważył to i wziął od Ciebie [Imię zwierzaka], a następnie złapał za dłoń.

Wpatrywałaś się kremowe kafelki, od czasu do czasu podnosząc wzrok, aby przeczytać jeden z plakatów informacyjnych wiszących w przejściu, lecz przez zbierającą się w kącikach oczu słoną ciecz, nie mogłaś niczego zrozumieć.

Niespodziewanie z zewnątrz dobiegł odgłos pisku opon. Wystraszona spojrzałaś za szybę, lecz nie udało Ci się niczego dostrzec. Zapewne wypadek miał miejsce kilkadziesiąt metrów dalej.

Akurat zdążyłaś pohamować większość negatywnych emocji, gdy do kliniki wbiegła kobieta ze skomlącym kundelkiem na rękach. Czy... Czy to ich dotyczyła kolizja...?

Zrobiło Ci się ciężko na sercu i starałaś się nie patrzeć w tamtą stronę. Kilka razy próbowałaś ścisnąć rękę Kuroo, lecz czułaś, jakbyś nagle straciła wszystkie mięśnie i w rzeczywistości jedynie chwyciłaś jego dłoń jedynie odrobinę mocniej.

Jedna z kręcących się nieopodal lekarek wzięła psa na ręce i zaniosła go do gabinetu, który znajdował się naprzeciwko Was. Z Twoich oczu momentalnie poleciały łzy. Odwróciłaś głowę, nie chcąc widzieć cierpienia nic niewinnego stworzenia. Niestety nie uniknęłaś zobaczenia powyginanych kości oraz czekoladowej sierści usmarowanej krwią, gdyż zaniesiono go do pokoju naprzeciw i siłą rzeczy musieli Was minąć. Zakryłaś usta dłonią, nie mogąc uwierzyć, że to działo się naprawdę. Przestraszona patrzyłaś z otępieniem w zamknięte drzwi, słuchając krzyków agonii zwierzęcia.

- Pańska kolej - nagle  kobieta ubrana w biały kitel podeszła do Was i zaprosiła do badania. Wcześniej zostaliście powiadomieni, iż do pomieszczenia może wejść tylko jedna osoba. Spojrzałaś błagalnie na Tetsurō, a czarnooki widząc Twój stan, zgodził się bez wahania.

Odnosiłaś wrażenie, iż siatkarz przesiadywał w gabinecie całą wieczność. A kiedy wreszcie z niego wyszedł, oznajmił, że to nic takiego, a kończyna nie musi być nawet usztywniona. [Imię zwierzaka] potrzebował po prostu dojść do siebie i wypoczywać przez kilka dni.

Kiedy wychodziliście z budynku przejęłaś kotka, lecz Kuroo najwidoczniej zauważył, że jeszcze nie doszłaś do siebie, więc ponownie tego dnia złapał Twoją dłoń i co chwilę starał się pocieszać żartami lub śmiesznymi historiami. Byłaś mu za to niezmiernie wdzięczna, gdyż widziałaś jego skruchę, a mimo swoich zmartwień przyjął na swoje barki jeszcze Twoje problemy i nadal dbał, by na Twojej twarzy więcej nie widniał smutek.

Ścisnęłaś jego rękę, tym razem skutecznie, dziękując mu za wszystko tym niepozornym gestem.

Oikawa Tōru

Przerażona patrzyłaś, jak rower Twojego przyjaciela przewraca się na bok. Czas jakby zwolnił. Miałaś wrażenie, że zanim koła w pojeździe chłopaka się poślizgnęły, a on sam wypadł z roweru, minęło co najmniej kilka minut, gdy w rzeczywistości były to ułamki sekund.

Gdy szok minął, podbiegłaś do siatkarza. Oddychał. Zachowując resztki zdrowego rozsądku, zadzwoniłaś po pogotowie, które przyjechało po kilkudziesięciu minutach. Z początku chciałaś wsiąść do karetki i jechać razem z nastolatkiem, ale zgezygnowałaś, gdy jeden z ratowników medycznych zadał pytanie, czy jesteś jego rodziną.

Z niesamowitą pustką w środku i poczuciem beznadziejności wpatrywałaś się w odjeżdżający pojazd, niezbyt wiedząc, co teraz poczynić. Spojrzałaś na miejsce wypadku. Twoja klatka piersiowa drżała niespokojnie tak samo jak Twoje ramiona. Wiedziałaś, że musisz przekazać tę wiadomość reszcie siatkarzy. Została tylko wątpliwość, czy w ogóle dasz radę to zrobić w obecnym stanie.

***

Przełknęłaś wielką gulę, która zebrała Ci się w gardle i trzęsąca się dłonią złapałaś za klamkę wielkich drzwi. Nacisnęłaś ją powoli, zastanawiając się, jak przekazać drużynie tę informację.

Pierwszy dostrzegł Cię Yahaba. Kątem oka zauważył, jak wchodzisz na salę i nawet z daleka potrafił stwierdzić, iż coś się stało i nie zapowiadało się, aby była to jakaś błahostka. Natychmiast uniósł ręce w górę, tworząc z dłoni symbol przypominający literę "T", dając tym samym innym znak do przerwania gry. Równo z upadkiem piłki na ziemię, wszystkie pary oczy zwróciły się w Twoim kierunku.

- Oikawa, możesz na chwilkę? - spytałaś, czując, jak mocno drżał Ci wtedy głos, choć dobrze wiedziałaś, że to jeszcze nic takiego.

Brązowooki siatkarz skinął energicznie głową i wyszedł z Tobą na zewnątrz. Stanęliście naprzeciw siebie. Rozgrywający niecierpliwie czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Niepokoiło go Twoje zdekoncentrowanie, poruszenie i brak wypowiadania jakichkolwiek słów. Już sam miał zacząć rozmowę, kiedy wreszcie dane mu było usłyszeć Twoją próbę wypowiedzi.

- Hajime... On... - zakryłaś twarz, chcąc ukryć napływające łzy. Brązowooki delikatnie ujął Twoje dłonie w swoje i kciukami zaczął rysować na nich malutkie kółeczka. Starając się samemu zachować spokój, spytał, co dokładnie się stało, w tym samym czasie wyobrażając sobie najgorsze scenariusze. - Miał wypadek... - wreszcie zebrałaś się na powiedzenie tych słów. Serce rozgrywającego zabiło niespokojnie na tę wiadomość. - Ktoś rozsypał piasek za zakrętem drogi. Nie miał jak go zobaczyć. Stracił panowanie nad rowerem...

Oikawa nie potrafił w to uwierzyć! Przecież nie znał rozważniejszej osoby niż on! Nawet jeśli to tylko nieszczęśliwe niedopatrzenie, to Hajime powinien sobie z tym poradzić! Chłopak objął Cię delikatnie, chcąc dodać Wam obojgu otuchy. Twoje ciało co chwilę przechodziły spazmy wywołane szlochem, przez który koszulka Tōru po kilku minutach stała się wilgotna.

- Nie martw się, to nie mogło być nic poważnego - odezwał się Oikawa, kiedy w końcu udało mu się wyrównać oddech. - No, już, już! Przecież to Iwa-chan! Uwierz mi, że on sam nie umrze, zanim najpierw nie pośle do grobu mnie! - zaśmiał się, chcąc załagodzić sytuację, lecz w środku smucił się podwójnie; przyjaciel leżał w szpitalu, a ukochana jeszcze chwilę temu musiała oglądać tę nieszczęśliwą sytuację na własne oczy. Prawdziwe zrządzenie losu.

Kapitan Aoba Johsai pojawił się na sali gimnastycznej, obwieszczając naprędce, iż oficjalny trening na dziś się skończył. Po tym, co usłyszał, nie byłby w stanie grać. Reszta zawodników nie prostestowała, zauważając jego nagła zmianę nastroju. Poza tym ich as nie przyszedł na trening, więc nie sprzeciwiali się decyzji nastolatka. Uznali, że tamten czas poświęcą na pracę nad indywidualnymi niedociągnięciami.

Tōru wrócił do Ciebie i zaproponował wybranie się na kubek gorącej czekolady, aby zredukować stres i chociaż nieco poprawić Wasze humory, a następnie odwiedzenie Iwaizumiego. Najpierw nie byłaś pewna tego wszystkiego, lecz po po momencie namysłu stwierdziłaś, że była to chyba jedna z lepszych opcji w tamtej chwili.

Umówmy się - przy scenariuszu z Tsukkim nie sam scenariusz jest śmieszny. Po prostu powód jego płaczu jest tak głupi i absurdalny, że momentami aż zabawny xdd (a przynajmniej mam taką nadzieję). A tak poza tym to oprócz Kageyamy i Nishinoyi niesamowicie trudno mi się pisało tę część, jednak chyba wolę nieco inną tematykę haha

Tak w ogóle to możecie dać znać, jak wyszło, bo w sumie dawno nie słyszałam opinii o rozdziałach i jestem ciekawa, czy Wam się podoba i co ewentualnie zmienić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro