Wyznanie miłości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hinata Shōyō

[Imię] [Nazwisko] irytowało tak naprawdę niewiele, ale ku jej nieszczęściu istniało kilka takich rzeczy - począwszy od niewychodzących zdjęć z racji nieodpowiedniej do aktualnej sesji pogody, poprzez obozy tortur zwanymi również szkołą. Lecz jedną z bardziej irytujących spraw był fakt, że znowu się spóźniała.

Nie jakoś bardzo, gdyż jej niepojawienie się o czasie trwało póki co zaledwie kilka minut. Zdecydowanie bywało gorzej, jednak świadomość, że Hinata znów będzie musiał na nią czekać, nieprzyjemnie ściskała na jej brzuchu niewidzialny węzeł. Mimo że wiedziała, iż się tym nie przejmie, nie potrafiła pozbyć się irracjonalnych obaw.

Pierwszym, co zobaczyłaś po wejściu do kuchni, był ogromny stos przeróżnej wielkości blach, kilka butelek mleka oraz ogromna ilość mąki, która z niewiadomych przyczyn znajdowała się również na połowie mebli w pomieszczeniu.

Rudowłose rodzeństwo, gdy tylko Cię zauważyło, rzuciło się na Ciebie i omal nie udusiło. Jak zwykle żadne z nich nie zwróciło nawet uwagi na Twoje spóźnienie. Cieszyli się, że po prostu tam z nimi byłaś.

Podczas mieszania beżowej masy rozmawialiście o różnych rzeczach. Oczywiście w pewnym momencie pojawił się temat siatkówki, a razem z nim – meczu z Shiratorizawą.

- Ja... Nie wiem, jak to powiedzieć... Ale czuję, że dzięki Tobie wyrosły mi skrzydła i zdołałem przelecieć nad tym murem! - Hinata wczuł się w opowiadanie do tego stopnia, że niedługo później można było powiedzieć, iż nie tylko on lata, ale również ciasto, które przez jego zamaszyste ruchy znajdowało się już nie tylko na meblach - ale też i ścianach kuchni.

Kiedy rudowłosy siatkarz skończył opowiadać i zauważył, co zrobił, natychmiast jego nastrój się zmienił i w panice zaczął szukać wszelkiego rodzaju ścierek i płynów, które pomogłyby usunąć mu ślady zbrodni.

Zaśmiałaś się z roztargnienia chłopaka. Mimo że czasami bywało to męczące, lubiłaś to w nim. Twierdziłaś, iż ta cecha nie raz i nie dwa zapoczątkowała jakąś dobrą i śmieszną sytuację – między innymi Wasze spotkanie. Oprócz tego uważałaś, że jest to po prostu urocze.

Po chwili podeszłaś do przyjaciela i chwyciłaś jedną ze szmatek, które zgarnął, aby mu pomóc. We dwójkę sprzątanie nie zajęło Wam długo. Trochę problemów sprawiły plamy w wyżej położonych miejscach, gdyż żadne z Was nie było w stanie tam dosięgnąć bez pomocy krzesła lub drugiej osoby, ale nie zatrzymało Was to na długo.

Kiedy już myślałaś, że uporaliście się ze wszystkim, dostrzegłaś jeszcze jedną plamę – tym razem na nosie siatkarza. Shōyō, który ponownie był zaaferowany opowiadaniem kolejnej historii, nawet tego nie zauważył. Chwilę wahałaś się, ale podeszłaś do chłopaka i ujęłaś jego twarz w dłonie. Kiedy Hinata zorientował się, w jakiej sytuacji się znajduje, natychmiast zrobił się czerwony. Nie odsunął się jednak, tylko bacznie obserwował Twoje ruchy swoimi dużymi, brązowymi oczami. Przez chwilę miałaś wrażenie, że dostrzegłaś w nich iskierki ekscytacji i ciekawości. Powoli starłaś ciasto z jego twarzy i posłałaś ciepły uśmiech w stronę rudowłosego. Przez moment miałaś nieodpartą ochotę ucałować przy okazji czubek jego nosa, ale powstrzymałaś się. Może to za wcześnie?

Oboje nieco zmieszani wróciliście do pracy. Siatkarz wydawał się dosyć cichy. Niby coś mówił, ale brakowało w tym wszystkim zaangażowania i emocjonalności, które zwykle towarzyszyły jego wypowiedziom.

Już otwierałaś usta, aby spytać go, czy wszystko w porządku, lecz on uprzedził Cię.

- Nie wiem, co to za uczucie, ale... Chyba Cię lubię, [Imię]. Ale tak lubię, lubię... - wydukał nagle Shōyō. Zdziwiłaś się tym wyznaniem, ale uśmiechnęłaś się i odpowiedziałaś tym samym.

W tym czasie dziewczynka o rudawych włosach wychyliła się zza drzwi i spojrzawszy powątpiewająco na brata, pokręciła głową z dezaprobatą. Widziała, jak Hinata męczył się, żeby się do Ciebie zbliżyć, ale nawet jeśli zrobił już krok do przodu w tym temacie, peszył się i ostatecznie robił dwa w tył.

- Mój brat próbuje przekazać, że Cię kocha - oznajmiła nagle, lecz jakby od niechcenia, siostra siatkarza i zniknęła za rogiem kuchni. Na Twoje policzki wpłynął delikatny rumieniec.

Razem z Shōyō spojrzeliście za małą Hinatą, a kiedy chciałaś spytać chłopaka, czy wie, o co chodziło małej, ten niespodziewanie zamilkł i nagle zaczął przykładać wielką uwagę do mieszania ciasta w misce koloru świeżo zerwanych, soczystych malin.

- Słuchaj, Shōyō... - odezwałaś się, nie do końca wiedząc, co chcesz powiedzieć w tej sytuacji. Czy skoro jego młodsza siostra rzuciła takim wyznaniem, to rzeczywiście mogło tak być? - To prawda?

Hinata zmieszał się jak nigdy. Nie wiedział, jak to rozegrać, ale wiedział też, że jeśli nie wykorzysta okazji teraz, to chyba już nigdy nie znajdzie odwagi na wyznanie swoich uczuć, które kotłowały się w nim od dłuższego czasu.

Siatkarz przytaknął, czując odpływającą z dłoni krew z powodu stresu. Po chwili zacisnął je, jakby chciał dodać sobie tym odwagi.

- Nie wiem, jak to wytłumaczyć... Zawsze gdy jesteś obok, dodajesz mi sił i energii jak słońce, jak Cię widzę, dajesz mi szczęście porównywalne do tego, które czuję na boisku podczas gry, a gdy widzę Twój uśmiech, czuję jakbym dostawał skrzydeł! - kiedy zaczął opowiadać o swoich uczuciach, odniosłaś wrażenie, iż pierwszy raz tamtego dnia wrócił dawny on - wcześniej nie mogłaś pozbyć się myśli, jakby się hamował i był nieco osowiały.

Z każdym słowem Shōyō czułaś narastające szczęście, bo w końcu miałaś pewność, że chłopak odwzajemniał Twoje uczucia. Podeszłaś do niego, nie mogąc ukryć uśmiechu, który z radości samoistnie pojawił się na Twojej twarzy. Cmoknęłaś go w nos i szybko przytuliłaś, ukrywając czerwoną twarz w jego szyi. Nie byłaś przyzwyczajona do takich sytuacji, więc naturalnie speszyło Cię to, ale nie mogłaś ukryć ekscytacji i satysfakcji ze swojego czynu.

Rudowłosy chłopak za to próbował przyswoić, co się właśnie stało, a gdy już to do niego dotarło, objął Cię ramionami. Mimo teoretycznie zachowanego spokoju, próbował nie zacząć nagle skakać ze szczęścia i biegać po okolicy, głosząc tę wesołą nowinę. Bał się jednak, że uznałabyś go wtedy za dziwaka, więc powstrzymywał się, napawając Twoim ciepłem i dotykiem.

Kageyama Tobio

Od kiedy ciemnowłosy zdał sobie sprawę, że się zakochał, cały czas chodził z głową w chmurach. Jego dziwne zachowanie zauważył nawet Hinata, który wypytywał o to Kageyamę, co rusz się spotkali - czyli co najmniej raz dziennie. Czarnowłosy z początku zbywał środkowego, mówiąc, że ten i tak by nie zrozumiał. Jednak po kilku dniach nawet Tobio uległ i zaciskając pięści, oznajmił mu, że się zakochał, po czym rzucił w niego zgniecionym kartonikiem po mleku i odszedł, zdając sobie sprawę, jak wielką głupotę zrobił. Shōyō ogarnął szok.

To znaczy... że nawet potwory mają serca...?

Tak właśnie pomyślał rudowłosy. Po chwili otrząsnął się i chciał pobiec za kolegą z drużyny, lecz nie był w stanie go już dogonić. Siatkarz nie myślał nad tym długo i nie chcąc komplikować rzeczy, doradził rozgrywającemu, aby ten umówił się z Tobą i by w końcu wyznał Ci swoje uczucia. W ten sposób, chcąc nie chcąc, po wielogodzinnym przeglądaniu w internecie pomysłów na randkę następnego dnia zaprosił Cię do parku, gdzie często chodziliście na spacery i gdzie pierwszy raz na siebie wpadliście. Zgodziłaś się od razu, traktując to jako jeden z wielu Waszych wypadów. Co prawda od jakiegoś czasu patrzyłaś na niego inaczej, ale bojąc się o Waszą przyjaźń, postanowiłaś na razie ukrywać ten fakt.

Czarnowłosy westchnął, opierając się o oparcie drewnianego krzesła i odchylając głowę do tyłu. Nie mógł pozbyć się rosnącej zazdrości, która - od kiedy zdał sobie sprawę ze swoich uczuć, znacznie się nasiliła. Wiedział, że zachowywał się dziecinnie, kiedy za każdym razem, gdy rozmawiałaś z innymi siatkarzami, zaciskał pięści i udawał, że nie widział tej sytuacji lub odciągał Cię na bok. Bał się wyznać co do Ciebie czuje, ale nic nie mógł na to poradzić.

- Cholera, co ja mam teraz zrobić... - Kageyama jęknął, zakrywając dłońmi twarz. Śpiąca dotychczas świnka morska uniosła gwałtownie łeb i przekręcała go co chwilę - to w jedną, to w drugą stronę, próbując zrozumieć nastolatka. Tobio zerknął na zwierzątko, słysząc drapanie w metalowe kraty, a następnie wzdrygnął się, gdy oprócz tego za drzwiami usłyszał Twój głos.

Jak znalazłaś chłopaka? Otóż zapomniałaś z szafki książki, w której nauczyciel chemii zadał Twojej klasie ćwiczenia na ocenę. Do szkoły wróciłaś się jedynie dlatego, iż przyjaciel nie pojawił się w parku. Nie było go nawet we własnym domu. Za to na korytarzu spotkałaś bibliotekarkę, która nie mogła pominąć Twojej zdenerwowanej osoby, zerkającej co kilka sekund na ekran smartfona w nadziei, że rozgrywający może oddzwoni lub chociaż odpisze na jedną z dziesiątek wiadomości, jakie zdążyłaś mu wysłać. Kobieta zaczepiła Cię więc, gdy już miałaś wychodzić z budynku edukacji, pytając o powód Twojego zmartwienia. Z ową pracownicą szkoły znałaś się bardzo dobrze. Wiedziałaś więc, że jest niesamowicie uprzejma i z pewnością nie zagaiła rozmowy z braku czegokolwiek innego do roboty a ze zwykłej sympatii. Opowiedziałaś jej z tej racji o tym, jak siatkarz zaproponował Ci spotkanie, na którym następnie się nie pojawił. Bibliotekarka zachichotała, poprawiła swoje drobne, jasne okulary po czym wesoło oznajmiła, że chyba wie, gdzie szukać Twojej zguby.

Natomiast wspomniana wcześniej zguba zerwała się jak poparzona, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Przecież nie był gotowy na konfrontację z Tobą! Chciał szybko schować się za regałami, a przez sekundę rozważał nawet ucieczkę przez okno, jednak po drodze potknął się o własne nogi, przewracając przy tym z hukiem krzesło.

- Ktoś jest w środku? Coś się stało? - zmartwiony głos wydobył się zza ściany. Zrezygnowany i zdemaskowany czarnowłosy wiedział, że z momentem otwarcia drzwi przez [kolor]włosą kobietę, nastał jego koniec.

Tobio jak gdyby nigdy nic zaczął podnosić przewrócony mebel, jednak błyskawicznie znalazłaś się przy chłopaku, kierując w jego stronę wskazujący palec.

- Dlaczego nie odbierasz moich wiadomości? Mieliśmy się dzisiaj spotkać, a ty nie dawałeś żadnych oznak życia! Wiesz jak się martwiłam?! - wyprowadzona z równowagi, z każdym wypowiedzianym słowem uderzałaś palcem w tors chłopaka, stopniowo popychając go do tyłu.

Skołowany nie wiedział co powiedzieć. Martwiłaś się o niego? Jego oczy zabłyszczały. Nagle wypełniło go dziwnego rodzaju szczęście. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego i nie miał pojęcia, jak się zachować. Kiedy jego plecy dotknęły parapetu, oparł się o niego i ku zdziwieniu wszystkich - nagle się wyprostował.

- Martwiłaś się o mnie? - wypalił nagle siatkarz. Zaskoczona spłonęłaś rumieńcem przez nagłą zamianę ról. Kageyama, widząc Twoją reakcję postanowił to ciągnąć. - Wiedziałem, że Ci na mnie zależy - powiedział, pół żartem, lecz sam nie był pewny swoich słów. Wczorajszego wieczoru wyczytał na jednym z blogów, że dziewczyny lubią zabawnych mężczyzn, lecz widząc Twoją zdezorientowaną minę, nie był pewien, czy właśnie o to chodziło.

- C-Co..? Nieprawda - fuknęłaś, podejrzewając, o jakiego rodzaju martwienie się chodziło chłopakowi i odwróciłaś głowę w bok. Przez nagły skok stresu nie miałaś pojęcia, co zrobić. Zgarnęłaś swoją torbę z książkami, którą wcześniej rzuciłaś gdzieś w kąt i wyszłaś z biblioteki pogrążona w myślach. Nie miałaś pojęcia, że czarnowłosy potrafił być taki złośliwy! Nawet jeśli miało to przybrać zwykłą formę żartu, to nie zachowywał się tak często. Jedyne przekomarzanki rozgrywającego jakie miałaś okazję oglądać, odbywały się zazwyczaj jedynie między nim samym a jego rudowłosym kolegą.

Jednak kiedy już opuściłaś budynek szkoły, zdałaś sobie sprawę, że też nie zachowałaś się najlepiej. Mogłaś przecież rozegrać to na tysiąc innych sposobów! Chciałaś przeprosić Kageyamę, lecz z drugiej strony szukałaś go przez kilka godzin, a kiedy go znalazłaś, wyrzuciłaś mu w twarz, co myślisz o całej sytuacji i wyszłaś bez słowa.

Na szczęście Tobio postanowił pójść za Tobą, więc już kilka minut później spacerowaliście, próbując prowadzić luźną rozmowę, która z perspektywy osoby trzeciej, wyglądała bardziej na nieudany monolog. Chociaż tym razem to Ty byłaś dziwnie milcząca. Nie ciągnęłaś tematu, gdzie normalnie to przecież Ty zaczynałaś każdy z nich, a teraz odpowiadałaś tylko półsłówkami. Siatkarz zaczął zastanawiać się, co się z Tobą dzieje. Westchnął i zdał sobie sprawę, że dziewczyna się zatrzymała. Odwrócił się i zobaczył, jak zerkała na niego co chwilę.

- Przepraszam, nie powinnam tak nerwowo reagować - Tobio na początku nie zrozumiał, o co Ci chodziło, gdyż uważał, że sam w takiej sytuacji nie zachowałby się lepiej, a wręcz przeciwnie - pewnie zrobiłby z tego karczemną awanturę. Chłopak dalej przyglądał Ci się w ciszy, jak to miał w zwyczaju robić ostatnimi czasy, co wcale nie pomagało Ci się skupić. - Mam wrażenie, że to wszystko przez tą całą miłość do Ciebie... - mruknęłaś pod nosem i chciałaś iść dalej, lecz zauważyłaś, że Kageyama stoi w bezruchu z szeroko otwartymi oczami.

- Co powiedziałaś...? - jedynie te słowa wydobyły się z jego zaciśniętego z szoku gardła. Gdy to usłyszałaś, również zatrzymałaś się ze zdziwienia. Powiedziałaś to na głos...? Chciałaś jak najszybciej stamtąd zniknąć, lecz nie pozwolił Ci na to ucisk na nadgarstku.

Mimo wszystko poczułaś się w jakiś sposób wolna. Ciężkie łańcuchy ściskające Twoje serce opadły. Wcześniej nawet nie zdawałaś sobie sprawy, jak potrzebujesz po prostu wygadać się, wyrzucić z siebie nerwy, jakie tego dnia skumulowały się i były przyczyną Twojego niecodziennego zachowania.

Kageyama po prostu trzymał Cię w swoich ramionach i niczego więcej nie potrzebowałaś. Wam obojgu zrobiło się lżej na duszy. Dla czarnowłosego, to, że nie próbowałaś uciec z jego objęć, oznaczało tylko jedno - rzeczywiście byłaś tam tylko dla niego.

Tylko dla niego...

Zacisnął palce na materiale Twojej koszuli i przycisnął mocniej do swojej klatki piersiowej, rozkoszując się tą nietypową i rzadką dla niego czynnością. Chociaż... Może niedługo stanie się to dla niego czymś powszechnym...?

Tsukishima Kei

Jeszcze niedawno słońce świeciło tak jasno, że ledwo mogłaś wyjrzeć przez okno. Jego blaski pomimo tego, że z rana lekko blade, potrafiły przysłonić całą widoczność. Zatopić świat w beztroskim, malowniczym cieple. Razem z cudownym zapachem kwitnących kwiatów, które co jakiś czas wypuszczały nowe, żywozielone listki, sprawiały, że z każdym kolejnym rankiem coraz szybciej chciałaś się obudzić. Otworzyć oczy i od razu pobiec do tętniącego życiem ogródka, gdzie zawsze czekało stado wron. Na swojej ulubionej gałęzi w odcieniu laski wanilii nigdy nie przestawały podskubywać zdobyczy w postaci czerstwego chleba czy pojedynczych ziaren, które przynosiły ze sobą na drzewo. Codziennie witały Cię swoimi dużymi, czarnymi jak świeżo zerwane z krzaczka porzeczki tęczówkami, gdy wchodziłaś na werandę.

Z zachwytem pałaszowałaś przygotowaną wcześnie owsiankę, popijając ją od czasu do czasu ciepłą, parującą [kawą/herbatą]. Obserwowanie przyrody dawało Ci niesamowitą radość! Jednak już po chwili zaczęłaś szykować się do wyjścia, zgarniając co chwilę potrzebne rzeczy.

Naciskając na klamkę, by otworzyć frontowe drzwi, wyjęłaś z kieszeni telefon. Sprawdziwszy godzinę i stwierdziwszy, że masz jeszcze trochę czasu, przekręciłaś klucz w zamku i zajrzałaś na media społecznościowe. Zaczęłaś przeglądałaś ostatnio dodane przez znajomych zdjęcia. Droga zalana słońcem mijała Ci dosyć przyjemnie.

Niespodziewanie nastrój zepsuła wiadomość od koleżanki z prośbą o odpowiedź na pytanie, które mogło pojawić się na jutrzejszej lekcji powtórzeniowej przed sprawdzianem z historii, o którym na śmierć zapomniałaś. Zsunęłaś jedno ramiączko torby i wyjęłaś podręcznik, aby przyswoić chociaż kilka informacji. Gdy już wyciągnęłaś książkę, siłowałaś się z suwakiem plecaka przewieszonego przez ramię, kiedy nagle zamek całkowicie się rozpiął. Oczami wyobraźni jeden z Twoich zeszytów już zażywał błotnej kąpieli w kałuży obok Twoich butów.

- Trzymaj - na szczęście czyjaś rękę chwyciła przedmiot i podała Ci go.

- Cześć, Tsukki! - byłaś zaskoczona tym, że ponownie wpadasz na chłopaka, ale z jakiegoś nieznanego powodu jego widok Cię ucieszył. Blondyn witając się, jedynie skinął głową. Nie lubił nadmiernego spoufalania się, szczególnie w miejscach publicznych. Zainteresowało go za to to, co wypadło z Twojego plecaka i co z niego wystawało. Zamiast pomóc Ci z włożeniem rzeczy z powrotem do torby, wyjął z niej książkę i otworzył na oznaczonej kolorową karteczką stronie.

- Sprawdzian? - wywnioskował, na co tylko skinęłaś głową.

- W czwartek, ale nic z tego nie rozumiem - przyznałaś zrezygnowana, zabierając od niego podręcznik. Następnie usłyszałaś coś bardziej niezrozumiałego, niż pytania na niespodziewanej kartkówce ze znienawidzonego przedmiotu. Siatkarz zaproponował Ci wspólną naukę. Co prawda już kiedyś uczyliście się razem, lecz nie zdarzało się to często, a dziwiło tak samo za każdym razem.

Po tym jak upewniłaś się, czy nie pominie przez to treningu i nie zaniedba swojej nauki, zgodziłaś się i po ostatniej lekcji poszliście do chłopaka do domu.

- Tsukki, możemy zrobić przerwę? Mam wrażenie, że znowu rozumiem tylko coraz mniej - zawiadomiłaś, gdy każda część Twojego ciała i umysłu zaczęła protestować przed przyjmowaniem nowych informacji. Czułaś, że jeśli nie zatrzymacie się na chwilę z materiałem, z wyczerpania oraz poczucia bezsilności, jakie na chwilę Cię dopadło, zaczniesz krzyczeć i wywołasz niepotrzebną kłótnię.

Kei podniósł podręcznik i sprawdził, ile stron zostało, by zakończyć powtarzanie działu.

- Już niewiele zostało - oznajmił, lecz gdy zobaczył Twoje błagalne spojrzenie i niemal agonalny stan, westchnął jedynie. - Zresztą... Rób, co chcesz. Pójdę po coś do picia - obwieścił i zniknął za jasnymi drzwiami swojego pokoju.

Ty za to wyszłaś na balkon, by zaczerpnąć świeżego powietrza i nawet nie zauważyłaś, kiedy Kei pojawił się obok Ciebie.

Na aksamitnym płaszczu nocy lśniły niezliczone gwiazdy. Księżyc wisiał na niebie w milczeniu, kołysząc ludzkość do snu w swych srebrzystych objęciach.

Ale na samym blasku księżyca nie da się przecież polegać przy szukaniu drogi.

Potrzebne jest światło. Silne światło, zdolne rozświetlić ścieżkę, którą należy podążać. Takie, które spełni pragnienie ludzi i zepchnie mrok za morze, za krańce najdalszych gór. Takie, które ogłosi kres nocy, przepędzając gwiazdy i księżyc do ich kryjówek.

Właśnie takim światłem byłaś dla Tsukishimy. Uwielbiał patrzeć na twój uśmiech. Byłaś dla niego ucieczką od zmartwień. Podobało mu się w Tobie wszystko.

Gdy wreszcie to pojął, zaczął się zastanawiać, dlaczego tak długo chciał ukryć się przed miłością, która i tak go dopadła.

O jego uczuciach do Ciebie wiedział jedynie on i jego przyjaciel, Tadashi, który notorycznie namawiał, by wyznał Ci miłość. Początkowo Kei miał zamiar powiedzieć Ci wprost, jednak zielonowłosy kolega wybił mu to z głowy i doradził, by zrobił to w bardziej romantyczny sposób.

I w taki sposób kończył na wspominaniu Waszych wspólnych chwil. Prychał pod nosem, wyśmiewając się, że jego serce zaczyna dla kogoś naprawdę bić. Lecz wędrując każdego dnia do domu i biorąc udział w lekcjach czy treningach, nie myślał o niczym innym jak tylko o tym, czy będzie mógł Cię niedługo zobaczyć.

- Wiesz, [Twoje imię], zabawna sytuacja, ale podobasz mi się - wyjawił nagle, co mocno zbiło cię z tropu.

Zakrztusiłaś się powietrzem. Czemu powiedział to tak nagle i tak lekko? Co się właśnie stało? Że to niby takie proste? Od tak powiedzieć komuś, że Ci się podoba?

- Od kiedy, dlaczego i jak...? - starałaś się sensownie dobrać słowa. Natomiast blondyn spojrzał na Ciebie z uśmiechem, co jeszcze bardziej Cię zdezorientowało - Znaczy... Ty mi też, ale... Czemu tak nagle? - odparłaś, co spotkało się z jego westchnieniem pełnym ulgi.

- To dobrze - odparł, ignorując pytania i powrócił do popijania ciepłego napoju i patrzenia w nocne niebo, jakby nic się nigdy nie wydarzyło.

- To dobrze? I tyle na to powiesz? - rzuciłaś, jednak na usta cisnął ci się uśmiech. Taki właśnie był Tsukki i musiałaś przyznać, że gdy szok już minął, bawiła Cię paradoksalność tej sytuacji.

- A potrzebujesz jakiegoś "gratulację"? powiedział co spotkało się z twoim kręceniem przecząco głową. - No właśnie - i tyle było z jego wyznania. Wzruszył ramionami, na co przewróciłaś oczami. Chyba nigdy nie zrozumiesz tego tajemniczego chłopaka.

Zamierzałaś pójść w jego ślady i dopić swoją porcję, kiedy nagle Twoje ramię otoczyła długa, koścista ręka chłopaka. Blondyn przyciągnął Cię do siebie i nic nie mówiąc, kontynuował poprzednie czynności z Tobą u boku. W myślach parsknęłaś śmiechem z jego zachowania. Również spojrzałaś w czarną toń nad swoją głową. Wydawało Ci się, że widziałaś spadającą gwiazdę, lecz zignorowałaś ją. Twoje największe marzenie właśnie się spełniło. Zamknęłaś oczy i wtuliłaś się w siatkarza.

Nishinoya Yū

Wczesna zima w prefekturze Miyagi była widokiem pięknym i zapierającym dech w piersiach. Przez ilość gęstych, śnieżnych chmur, szczyty co wyższych budynków chowały się w białym puchu.

Chłopak zaprosił Cię na spacer. Chciał spędzić z Tobą trochę czasu, gdyż ten ostatnio uciekał mu przez palce. Poza tym ostatnio dowiedział się o kawiarnii, której wystrój inspirowany był sportem.

Gdy o tym usłyszałaś, nie wydawałaś się przekonana, co, swoją drogą, Yū od razu zauważył. Już otwierał usta z zamiarem wycofania swojej propozycji, lecz przerwałaś mu, mówiąc, iż trzeba próbować nowych rzeczy.

W końcu co Ci szkodziło pójść do głupiej kawiarnii? Koniec końców najważniejsze było towarzystwo i dobrze spędzony czas, jaki w towarzystwie libero Karasuno miałaś właściwie gwarantowany.

Kawiarnia przerosła Twoje oczekiwania. I to kilkukrotnie. Spodziewałaś się czegoś w stylu obskurnego baru, gdzie wieczorami spotykają się fanatycy piłki nożnej i popijają procenty, patrząc jak kilkunastu facetów kopie piłkę. Miejsce było jednak zadbane, jasne i estetyczne. Przede wszystkim znajdowało się tam wiele polaroidów ze zdjęciami ważnych graczy lub uchwyconymi niesamowitymi momentami podczas gry. Gdzieś na ścianie zauważyłaś kilkanaście medali i pucharów, a gdzieś indziej kilka biografii trenerów. Zanim Wy sami usiedliście, u kilku klientów dostrzegłaś wzory powiązane ze sportem na piance w kawie.

Kawiarnia przypominała bardziej zbiór wspomnień niż przystań dla nie do końca zrównoważonych kibiców. Bo tak myślałaś o tym miejscu, zanim pierwszy raz je zobaczyłaś.

Wypatrzyliście wolny stolik w kącie pomieszczenia i już chciałaś zajmować miejsce, lecz zanim się obejrzałaś, Yū znalazł się przed Tobą i odsunął Ci krzesło. Zarumieniłaś się. Siadając, podziękowałaś, próbując uspokoić bicie serca, które nieco przyspieszyło przez ten mały gest.

- Czy są już Państwo gotowi oddać zamówienie? - spytała z uśmiechem kelnerka, która po kilku minutach podeszła do Waszego stolika. Skinęłaś głową na tak i podałaś jej swój wybór. Zapisała go szybko w notesiku i nie odrywając wzroku, znów się odezwała. - A co dla Pani chłopaka?

Kiedy Ty bardzo się zmieszałaś, Noya odpowiedział bez wahania. Gdy kobieta odeszła, chłopak spojrzał na Ciebie, uśmiechając się szeroko.

- Wychodzi na to, że od teraz jesteśmy razem - zaśmiał się chłopak. Brązowowłosy nie chciał czynić tej sytuacji bardziej niezręczną, lecz nie zaprzeczał przed sobą, że gdyby nie Twoje zmieszanie to spytałby się o to na poważnie. Narazie jednak obrócił to w żart, który swoją drogą niesamowicie mu się podobał.

Dopełnieniem całego dnia był wieczór filmowy. Inicjatywa wyszła ze strony Yū, kiedy opuszczaliście kawiarnię i od razu zaakceptowałaś ofertę.

Kiedy szliście do jego domu, Nishinoya sam nie wiedział, czy jego policzki są czerwone od spadającej z końcem dnia temperatury czy Twojej bliskości. Wcześniej zauważył u Ciebie brak rękawiczek i niewiele myśląc, zaproponował trzymanie się za ręce pod pretekstem ogrzania się.

Gdy puścił Cię przed wejściem, oboje poczuliście, że to było za mało. Siatkarz musiał jednak wyjąć klucze, a później trzeba było przygotować przekąski i picie.

Kiedy wybraliście film, położył się obok Ciebie. Kręcił się jednak co chwilę i narzekał, że ma jeszcze za dużo energii, na co śmiałaś się. Cały Yū.

W końcu jednak nie wytrzymałaś. Mimo wszystko chciałaś obejrzeć film, a chłopak Ci to uniemożliwiał. Chwyciłaś go za ramiona i pociagnęłaś do tyłu, przez co wylądował na Twojej klatce piersiowej. Po tym już nie drgnął.

Było mu wygodnie. Nawet bardzo. Ale niespodziewanie poczuł stres. Chciał odnieść się do sytuacji w kawiarnii, ale nie wiedział, jak zacząć rozmowę, żeby Cię nie speszyć. Bał się też o Twoją reakcję. Czuł jednak, że jeśli nie teraz to nigdy.

- Noya, mógłbyś przestać się kręcić? - odezwałaś się z lekkim wyrzutem, kiedy libero podniósł się po raz kolejny.

Niespokojne serce trzepotało w piersi niczym ptak uwięziony w klatce. Karasuno wiele razy podcinano skrzydła, i mimo że dzięki charakterowi Yū, chłopaka ciężko było pozbawić ducha, to obawiał się, że jeśli w tej sytuacji coś pójdzie nie tak, to tym razem nie wywinie się z tego tak łatwo za pomocą swojej osobowości.

- [Imię] - kiedy usłyszałaś swoje imię, poczułaś, że chodzi o coś poważnego. Chłopak obrócił się, aby spojrzeć Ci w oczy. - Pamiętasz to, co powiedziała wtedy kelnerka? I co powiedziałem później? - nawet nie musiałaś się zastanawiać, bo od tamtego momentu siedziało Ci to gdzieś z tyłu głowy, więc przytaknęłaś. - Chciałbym, żeby to była prawda.

Przez chwilę nie docierało do Ciebie, co właśnie powiedział. Patrzyłaś niby na niego, a może na jakiś punkt za nim, a słowa chłopaka odbijały się echem w Twojej głowie. Po chwili jednak ocuciłaś się i nie mogąc powstrzymać uśmiechu, który sam cisnął Ci się na usta, odezwałaś się.

- Dobrze, czy w takim razie mój kochany chłopak może w końcu położyć się w jednym miejscu?

Noya niemalże rzucił się na Ciebie, kiedy to usłyszał. Cały w skowronkach kolejny raz wtulił się w Ciebie, oplatając cię dokładnie kocem. Dbał aby ci na pewno było ciepło. Na to czekałaś, choć tak naprawdę nigdy nawet sobie tego nie wyobrażałaś. Jednak teraz leżałaś w jego objęciach, szczęśliwa i spełniona. Tak samo jak i on.

Sugawara Kōshi

Któregoś razu słyszałaś, jak Sugawara oznajmił, że nadal czuje się źle z tym, co stało się podczas ostatniego meczu, na co Daichi tylko zaśmiał się gardłowo i wyznał, że nie ma zamiaru umierać, zanim bursztynowooki nie dotrzyma obietnicy, a on sam nie zobaczy małych, szarowłosych rozgrywających biegających po osiedlu.

Nie potrafiłaś pojąć przez chwilę słów kapitana. Co prawda domyśliłaś się, że między trzecioklasistami trwał jakiś układ, ale z kawałka wypowiedzi nie mogłaś ustalić, czego dotyczył.

Nie musiałaś jednak czekać długo, gdyż już następnego dnia pojawiła się okazja odkrycia planu trzecioklasistów, gdyż Sugawara zaproponował Ci spotkanie po południu. Zdziwiłaś się niemało. Kiedy Kōshiego nachodził nastrój do głębszych rozmów zazwyczaj przychodziło to w najmniej spodziewanym momencie jak na przykład podczas weekendowego wypadu na lody, czekania na środek komunikacji miejskiej lub niekiedy nawet podczas przerw w szkole. Poza tym, czy Karasuno nie miało treningów o tej porze?

Zerknęłaś na godzinę, po czym zmarszczyłaś lekko brwi. Coś tu ewidentnie nie grało...

Tymczasem szarowłosy stał przed Tobą, oczekując odpowiedzi. Kiedy na chwilę wlepiłaś wzrok w ekran telefonu, zaczął niezauważalnie wyłamywać sobie palce u dłoni. Czuł, że jak nie zrobi tego teraz, nie odważy się tego powtórzyć. Co więcej - Sawamura zwolnił go z praktyk tamtego dnia i gdyby nie to, Sugawara prawdopodobnie przegrałby zakład i miał tego pełną świadomość. Kapitan licealnej drużyny siatkarskiej zdecydowanie musiał bardzo im kibicować, skoro posunął się nawet do takiego kroku.

Na jego szczęście po chwili namysłu potwierdziłaś, że pojawisz się w ustalonym przez rozgrywającego miejscu. Jednak nie obyło się bez warunków - zarządziłaś, że nastolatek ma powiedzieć Ci o wszystkich tajemnicach skrywanych ostatnimi czasy, inaczej nie spotkasz się już z nim więcej, po czym obróciłaś się na pięcie i odeszłaś ze spuszczoną głową. Nie znosiłaś szantaży, a swoją wypowiedź za takowy uznałaś, lecz nie potrafiłaś znaleźć w tamtym momencie lepszego wyjścia.

Kōshi na chwilę wstrzymał oddech. Czyżbyś była na niego zła...? Właściwie to wcale się nie zdziwił. Uważał, iż miałaś do tego pełne prawo, biorąc pod uwagę jego ostatnie zachowanie.

Szarowłosy westchnął ciężko na wspomnienie sytuacji sprzed kilku godzin. Oparł się o kawowy pień drzewa o rozłożystej koronie, gniotąc ze zdenerwowania kwiaty trzymane w ręce. Próbował przeanalizować wszystko na spokojnie tak, jak wcześniej radził mu Daichi, lecz odnosił wrażenie, że przynosiło to zupełnie odwrotny skutek i w rzeczywistości stawał się tylko coraz większym kłębkiem nerwów, kiedy myślał, co może nastąpić za kilkanaście minut.

Nie wybrał tego miejsca ze względu na perliście niebieskie niebo przysłonięte tylko delikatnymi jak wata chmurkami. Nie zależało mu też na kojącym szumie wody i jej orzeźwiającym zapachu unoszącym się w powietrzu, chociaż musiał przyznać, że obie te rzeczy niezwykle go odprężały. Temperatura również sprzyjała - nie było jeszcze tak ciepło, jak prezenterzy zapowiadali od kilku dni, jednak upiorne mrozy minęły już kilkanaście dni temu. Wydawało się, że to ostatni moment, aby ruszyć się z domu i przyjść tutaj, gdzie wszystkie problemy zdawały się nie istnieć, a zastępowały je radosne chwile.

Nie, przyjechał tutaj któregoś razu z czystego przypadku, który w pomnożonej ilości zdominował jego życie ostatnimi czasy. Sądził, że będzie spędzał tutaj cudownie ciepłe, wolne od nauki dni, a potem wróci do szkoły, wieczorami będzie uczestniczył w treningach, jak co wieczór chodził z drużyną do Podnóża Zbocza, następnie świętował kolejne wygrane w meczach... I tak dalej, i tak dalej. Kto mógł przewidzieć, że te plany runą tak naprawdę już drugiego dnia jego pobytu w owym miejscu?

Miał się teraz o tym przekonać. Jeśli wszystko poszłoby po jego myśli, miał jeszcze szansę na odzyskanie nadziei w ich powodzenie, a nawet ulepszenie.

Stanął w miejscu i rozejrzał się wokół. Jego wzrok padł najpierw na kwiaty, których łodygi do tej pory nieświadomie gniótł w dłoni. Zawsze przed spotkaniem zastanawiał się, jaki bukiet Ci wręczyć. Chciał pokazać, jak wiele dla niego znaczysz.

Wręczając Ci żółte tulipany, wyjawiłby jak bardzo Cię lubi oraz to jak optymistyczna byłaś. Zaś wręczając Ci tulipany w kolorze czerwonym, pokazałby Ci, jak bardzo mu na Tobie zależy. Wiedział też, jak bardzo delikatna i niewinna jesteś, więc białe róże idealnie by pasowały.

Lecz ostatecznie nie wziął żadnych z nich. Kiedy sprzedawczyni zaczęła tłumaczyć mu znaczenia poszczególnych roślin, Kōshi momentalnie spiął się na myśl, że mogłabyś je znać. Grzecznie przeprosił kobietę, po czym chwycił pierwszą lepszą wiązankę, która wpadła mu w oko i podszedł do kasy, aby chwilę później czym prędzej wybiec z kwiaciarni.

- Jestem trochę wcześniej, mam nadzieję, że nie przeszkadza Ci to - na dźwięk znajomego głosu przy uchu, podskoczył ze strachu. Szybko obrócił się, chowając kwiaty za plecami w nadziei, że jeszcze ich nie widziałaś. Ty natomiast jedynie zaśmiałaś się z jego reakcji oraz poszłaś w jego ślady i podobnie jak on wcześniej zrobił, oparłaś się o pień. - To o czym chciałeś porozmawiać? Pamiętaj, że miałeś wyjaśnić mi wszystko.

Wziął głęboki wdech, lecz widok skupionej na jego słowach dziewczyny sprawił, że miał ochotę stamtąd uciec.

- Pamiętasz, jak mówiłem, że kocham Cię jak siostrę, prawda? Ah, musisz to pamiętać... Dużo razy to powtarzałem... - przytaknęłaś na te słowa. Koshi powtarzał niemal codziennie to, że jesteś dla niego jak siostra. I równie wiele razy zachowywał się, jakby był Twoim starszym bratem. - To był jeden z tych nielicznych momentów, w których kłamałem, bo tak naprawdę nigdy nie kochałem Cię jak siostry. Od zawsze kochałem Cię w inny sposób i będę kochał bez względu na wszystko. Żałuję, że zrozumiałem to tak późno, i że tak długo to odwlekałem, ale prędzej czy później i tak sama byś się domyśliła, w końcu jesteś bardzo mądra, no i... I znasz mnie na wylot. Chcę ci tylko powiedzieć, że... Bardzo Cię kocham... I że nawet jeśli Ty mnie nie, to ja nigdy nie przestanę i zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa, [Imię]... Ze mną czy też beze mnie.

Szarowłosy wlepił wzrok w miękką, pochylającą się pod wpływem wiatru trawę. Uczucie strachu i stresu wypełniło go na nowo. Był niemal stuprocentowo pewny, że właśnie Cię stracił.

Ale zaraz poczuł, jak Twoje drobne ręce go oplatają, tym samym łącząc Was w mocnym uścisku. Sugawara przytulił mocno swoją ukochaną, zamykając oczy i chowając twarz w Twoich cudownie pachnących włosach, które zdążył rozpuścić, ściągając z nich gumkę, gdy tylko go objęłaś. Nie chciał Cię puszczać. Już nigdy.

Z kolei Ty z początku myślałaś chwilę, co powinnaś powiedzieć i czy dodać powszechne dla siebie "chyba" do swojej wypowiedzi, lecz otrząsnęłaś się szybko. Nad czym tak właściwie się tyle zastanawiałaś! Przecież go kochałaś! Czegóż innego potrzebowałaś, aby mu to wyznać?

- Czuję to samo, Suga.

To jedno zdanie sprawiło, że rozgrywającego wypełniła taka radość, aż miał ochotę wykrzyczeć, że od teraz jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Ale zamiast tego wolał mocniej przygarnąć Cię do siebie i pocałować czubek Twojej głowy, i uśmiechając się szeroko, jeszcze raz schował twarz w zagłębienie Twojej szyi, nie mogąc uwierzyć w swoje szczęście.

Kuroo Tetsurō

Tetsurō poznałaś jakiś czas temu. Zupełnie przez przypadek i z początku nic nie wskazywało na to, że tak szybko zostaniecie przyjaciółmi. Ludzie uwielbiali jego charakter. Odznaczał się niezwykłą towarzyskością i miał świetne poczucie humoru. W dodatku zawsze wyciągał pomocną dłoń, kiedy tylko coś się zdarzyło.

A przy tym wszystkim nie można mu było zarzucić braku chociażby szarmancji, którą zdecydowanie wykazał się zapraszając Cię na festiwal w ramach rekompensaty za nieudany wieczór filmowy.

Jak zwykle noc okazała się zadziwiająco piękna, chociaż odnosiłaś wrażenie, iż mało kto to dostrzegał. Ciemne, a wręcz czarne jak smoła, niebo niespodziewanie zastąpiło to jasnoniebieskie, które kilka godzin temu wysyłałaś widniejące na zdjęciu zrobionym nieprofesjonalnym aparatem w telefonie do znajomych.

W nie do końca ciepłe noce takie jak ta, powietrze wraz z delikatnym wiatrem otulało Wasze rozgrzane ciało, zabierając od Was ciepło i darując w zamian przeszywające zimno oraz niekoniecznie przyjemną gęsią skórkę. Ciemnoniebieskie chmury, zasłaniały miliony emitujących światło gwiazd, których blask mógł dawno wygasnąć, jednak nadal przemierzały drogę niezliczonej ilości lat świetlnych, wciąż tańcząc niechętnie w wolnym walcu niczym kłęby dymu.

Wesołe rozmowy nieznające końca otaczały Was niemal z każdej strony, kiedy energicznym krokiem szliście w wydeptanej ścieżce między dziesiątkami budek i stoisk z przeróżnymi przekąskami i atrakcjami.

Momentami, gdy wymienialiście się historiami z ostatnich dni, przerywały Wam głośne rozmowy i okrzyki młodych ludzi, jak zwykle znużonych alkoholem po przegranym meczu oraz cichy dźwięk żwawej piosenki, wydobywającej się ze skrzeczących głośników przyozdobionych masą światełek. Jednak nie przejmowaliście się tym i trzymając swoje dłonie, co chwilę odpływaliście do innego świata.

Niespodziewanie wśród tłumu ludzi dostrzegliście kilka znanych Wam twarzy. Kuroo uśmiechnął się, lecz czułaś, jak jego mięśnie się spinają. Już otwierałaś usta, by spytać się, czy chce z nimi rozmawiać, kiedy błyskawicznie podbiegł do Was Lev, a na dokładkę zaraz za nim Yaku.

I takim sposobem już po chwili szliście otoczeni przez znajome twarze. Nastolatkowie bawili się świetnie w swoim towarzystwie, co chwilę łykając swoje kolorowe napoje, w których dawka cukru zdecydowanie przekraczała dopuszczalną dzienną normę.

Nie minęło pół godziny, a towarzyszący Ci wcześniej siatkarz stwierdził, iż pójdzie przynieść również coś dla Waszej dwójki.

- Wiesz, że Kuroo też cię lubi? - Taketora powiedział to jak gdyby nigdy nic, gdy wcześniej wspomniany oddalił się na bezpieczną według niego odległość. Oparł się o jedną z budek w kolorowe paski i popił ze swojego kubeczka.

- Mówiłam ci, że się przyjaźnimy... - machnęłaś ręką speszona. Spuściłaś wzrok, lecz podniosłaś go po chwili, mając nadzieję na znalezienie wsparcia. Niestety nastolatkowie jedynie kręcili swoimi papierowymi naczynkami i wpatrywali się w różnobarwne wiry.

- Idź mu to powiedz wreszcie. Nawet Kenmę denerwuje to, jak bawicie się w kotka i myszkę - odezwał się nagle Yaku, spoglądając podczas swojej wypowiedzi na Kozume, który oderwał na moment wzrok od telefonu i przytaknął.

Nieco speszona uznałaś, że nie znajdziesz lepszej okazji do ucieczki, więc ulotniłaś się najszybciej, jak potrafiłaś i poszłaś szukać kapitana Nekomy, który najwidoczniej zaginął w akcji. Po kilku minutach błąkania się między grupkami nastolatków i dorosłych przez chwilę odniosłaś wrażenie, że dostrzegłaś znajomą Ci sylwetkę, więc postanowiłaś pójść w tamtym kierunku.

Rozbawione głosy i żarty nie miały końca. Morisuke wyglądał, jakby miał zejść na zawał przez zachowanie Haiby i Yamamoto. Wszyscy z drużyny śmiali się na całego, a biedny Kuroo walczył sam ze sobą, by nie wyżyć się fizycznie na najbliżej stojącym z nich. Dłonie już dawno zacisnął w pięści.

- Zamknijcie się w końcu - oznajmił oburzony, łapiąc się za głowę jedną ręką. Czuł, jakby dostał migreny od hałasu, który stworzył się wokół. - Nie widzicie, że próbuje wyznać jej miłość?! - nie wytrzymał, kiedy najwyższy siatkarz spytał się o powód ubłaganej ciszy. Pod wpływem emocji krzyknął, nie wiedząc nawet co. Dopiero po kilku chwilach dotarło to do niego, jak i do reszty zebranych. - Znaczy...

Tetsurō zaczął drapać się dłonią po karku ze zmieszania. Jednak już kilkanaście sekund później chciał oznajmić wszystkim, że to przecież ludzka rzecz i że mają zachowywać się normalnie, kiedy, odpychając się od jednej z latarni, zauważył Cię stojącą naprzeciw niego parę metrów dalej. Zdębiał.

- C-Co...? - wymknęło Ci się.

Momenty, w których Kuroo nie miał Cię w zasięgu wzroku, nie należały do najprzyjemniejszych, a już na pewno wtedy, gdy zaczynał wątpić w samego siebie i swoje możliwości. Zdarzało się to już nie raz. Miał nawet wrażenie, że niepotrzebnie się zamartwiał, lecz bez uczynienia czegokolwiek, nie dałby rady tego zwalczyć choć na chwilę, dlatego też postanowił w końcu wyznać Ci swoje uczucia, lecz na pewno nie w ten sposób. Ta sytuacja należała do jednej z tych, w jakich chciałby, abyś nagle znajdowała się na drugim końcu świata.

Idąc w Twoje ślady, każdy po kolei zadawał sobie to pytanie, nie dowierzając, mimo że od dawna domyślali się, że coś musiało być na rzeczy. Nagle zapanowała cisza, której tak bardzo pragnął czarnowłosy. Lecz nie chciał, by była tak niezręczna jak ta obecna. Dostrzegłaś to w jego ciemnych tęczówkach.

- Słuchaj, [Imię], to wszystko miało wyjść inaczej... - wysłowił się w końcu i podszedł do Ciebie. Złapał Twoje dłonie, by po chwili złączyć Wasze palce. - Mieliśmy być tu sami, chciałem za-

- Teraz to Ty bądź cicho przez chwilę, dobrze? - spytałaś, patrząc mu w oczy. - Też Cię kocham, Tetsurō. Pamiętaj o tym...

Po tych słowach pociągnęłaś go w dół i pocałowałaś w policzek, by następnie uciec z ciemnowłosym do jednej z budek.

Kuroo natomiast był wniebowzięty. Już do tej pory samą swoją obecnością sprawiałaś, że czuł się niesamowicie. Gdy widział podniesione kąciki Twoich ust, on również się uśmiechał. Nie umiał tego kontrolować. Nawet nie zorientował się, kiedy stało się to silniejsze od niego. Powodowałaś, że od razu czuł się lepiej. Ale teraz? Teraz miał Cię tylko dla siebie. I wreszcie mógł zamknąć Cię w ramionach i chronić przed całym światem.

- Uroczo... - szepnął rozmarzony Lev, a wszyscy wokół odnieśli wrażenie, że jego oczy za moment zamienią się w pulsujące, różowe serca, kiedy zobaczył śmiejących się Was z misiem, którego niosłaś. Yaku spojrzał na niego z grymasem, lecz ten jeden raz stwierdził, że puści mu to płazem. W końcu ten dzień był szczególny nie tylko dla ich kapitana, lecz dla całej drużyny Nekomy.

Oikawa Tōru

[Kolor]włosa dziewczyna trzymała mocno pasek swojej torby, przekraczając wyjście niedużego domu. Nastolatka odetchnęła, kiedy poczuła zapach miejskiego gwaru i bułeczek z najbliższej piekarni. 

Tak dawno nie widziała niczego poza ścianami własnego pokoju, że odzwyczaiła się od widoku pędzących chodnikami ludzi oraz jeżdżących nieustannie samochodów. Tydzień bez wychodzenia gdziekolwiek to stanowczo za długo. Choroba oddzieliła ją na jakiś czas od zewnętrznego świata, w którym życie toczyło się dalej, gdy po drugiej stronie ona czuła, jakby jej mózg miał za moment eksplodować.

Gdy patrzyła na to z wniesienia, na które uwielbiała chodzić w drodze do szkoły, nawet ten chaos wydawał jej się całkiem urodziwy. 

Podobały jej się budowle wzniesione przez ludzi oraz to, jak oni sami pracują i się bawią. Podobało jej się, jak liście na drzewach mieniły się w świetle ognistego rydwanu w postaci wschodzącego słońca.

Uwielbiała naturę i mogłaby spędzać całe doby otaczając się nią, lecz nie mogła zaprzeczyć, iż cieszyła się z powrotu do szkoły, chociaż wiedziała, że po kilku dniach to uczucie zamieni się w nienawiść.

Kiedy przekroczyłaś próg budynku edukacji przywitał Cię [Imię przyjaciela], uściskalisię się i podziękowałaś chłopakowi za notataki. Chciałaś przekazać mu jeszcze jedną rzecz, lecz nie zdążyłaś. Nagle ktoś wpadł na Ciebie z wielką prędkością, zatrzymując w objęciach. 

Z początku przez szok nie rozpoznałaś, kto to zrobił, lecz gdy zza zakrętu wyłonił się zdenerwowany Iwaizumi, na Twojej twarzy pojawił się uśmiech i już wiedziałaś, kto tak niespodziewanie Cię przywitał.

Jak zwykle nie obyło się bez interwencji przyjaciela, bo rozgrywający oznajmił, że nie ma zamiaru Cię puszczać i musieli odciągnąć go siłą. Gdy Tōru zaprzestał na chwilę popisywania się, przywitałaś się z towarzyszącym mu siatkarzami i zamieniłaś z nim kilka zdań, pytając między innymi o to, jak idą treningi.

- [Twój imię], widzimy się dziś po szkole? - zapytał na koniec spotkania Oikawa, gdy Hajime oznajmił, że muszą już iść. Przytaknęłaś, na co brązowowłosy uśmiechnął się szeroko i oznajmił, że napisze do Ciebie w następnej przerwie odnośnie szczegółów.

- Ale Ci zazdroszczę... - szepnął [Imię przyjaciela] zanim weszliście do klasy. Twoja mina zrzedła. Nie mogłaś powiedzieć, że nie cieszyłaś się z wyjścia z Tōru, lecz z drugiej strony wiedziałaś, że będzie męczyło Cię poczucie winy. W końcu miałaś spędzić czas z osobą, która mu się podoba.

Z kolei kapitan Seijoh był wniebowzięty i tak jak obiecał już na początku kolejnej przerwy napisał, gdzie macie się spotkać. Chciał, żeby wszystko było idealnie, więc miał bardzo szczegółowy plan dotyczący tego momentu. Dzień przed dopadł go ogromny stres i pewnie nie dałby rady, gdyby nie pomoc Iwaizumiego. W końcu zebrał się na odwagę i pomijając fakt, że przyjaciel musiał wypychać go z domu, aby zdążył, przyszedł na czas.

Na początku przechadzaliście się uliczkami miasta, a chłopak starał się po drodze nie zemdleć. Oprócz tego, że Oikawa spoglądał na Ciebie rzadziej niż zazwyczaj i był niemal niezauważalnie mniej energiczny niż zazwyczaj, zachowywał się normalnie. Próbował przypomnieć sobie wszystko, co chciał Ci powiedzieć. Tydzień temu zapisał to na kartce, która teraz spoczywała na dnie jego prawej kieszeni, w postaci dosyć długiego monologu. Według planu przed wypowiedzeniem go, powinien go przeczytać co najmniej dwa razy w toalecie kawiarni, do jakiej mieliście iść, a która okazała się zamknięta. Jego plan legł w gruzach. Więc w pewnym momencie po prostu chwycił Cię za rękę, byś się zatrzymała i wziął głęboki oddech. 

Przecież każdy wie, że wszystko, co piękne potrzebuje cierpliwości i czasu. 

Ale to było już tak blisko jego, można by rzec, że niemal stało dla niego się namacalne, jednak nikt nie powiedziałby, iż to jest tylko iluzja. 

To było tak wspaniałe i niesamowite, że głupotą byłoby wtedy pomyśleć, że to trujący nawóz. 

Ludzie potocznie zwą to miłością. 

- [Twoje imię], chcę, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie wszystkim. Nie znam Cię długo, a nasza znajomość zaczęła się dość nieprzyjemnie, ale coś w Tobie sprawia, że czuję się jak w domu. W tym dobrym domu. Bez strachu bycia ocenianym. Czuję się bezpieczny i potrzebny. Chcę żebyś ty też się tak czuła. Chcę pokazać Ci, jak to jest być w domu - Tōru lekko trząsł się i nie potrafiłaś stwierdzić, czy drżał z zimna, czy z nadmiaru emocji. Kilkoro zebranych przypadkowo wokół gapiów zdawało się bardzo zaangażowanymi całą sytuacją, jednak chłopak nie zwracał na nich uwagi. Tak bardzo zależało mu na Tobie, na Twojej miłości, ale Ty po prostu nie mogłaś. Nie potrafiłaś w tamtym momencie dać mu tego, czego tak rozpaczliwie mu brakowało. 

- Uspokój się, Oikawa - chłopak zamarł w bezruchu, usłyszawszy swoje nazwisko. Powagę całej sytuacji potęgowało to, że odkąd zaczęliście się przyjaźnić, zawsze zwracałaś się do niego po imieniu. Podeszłaś do niego, chcąc powiedzieć mu coś więcej, lecz nastolatek o mlecznoczekoladowych włosach objął Cię szybko, jakbyś miała zaraz zniknąć. Czułaś, że cały drży, a jego serce zaraz wyskoczy z klatki piersiowej, więc odruchowo przytuliłaś go w ramach dodania otuchy.

Siatkarz był niesamowicie ciepły. Jego oddech, który zgubił się gdzieś w okolicach Twojej szyi, łaskotał Cię przyjemnie. Gdyby nie jeden fakt, już dawno odpowiedziałabyś na jego wyznanie, lecz istniał jeden, za to znaczący, problem.

Co z [Imię przyjaciela]? On w przeciwieństwie do Ciebie był pewien swoich uczuć do rozgrywającego Seijoh.

Odsunęłaś od siebie Oikawę i spojrzałaś na niego z bezsilnością w oczach. Jego za to wyrażały strach i niesamowitą obawę.

Pomijając chorobę, od jakiegoś czasu wracałaś do domu w towarzystwie lwaizumi'ego i Oikawy. Dużo rozmawialiście, zwłaszcza Ty i on. Gdy miałaś problem z jakiś przedmiotem, szłaś do niego, a on wszystko na spokojnie ci tłumaczył. Ponadto chłopak zaraził Cię pasją do siatkówki, więc bardzo często przychodziłaś na jego treningi. Obserwowałaś uważnie jego ruchy, by powtórzyć je na prywatnych treningach, których udzielał Ci w wolnym czasie. Odkryłaś więcej jego stron niż ktokolwiek inny, ale za każdym razem i tak śmiałaś się, gdy Hajime wyżywał się na nim. Czasami do tego stopnia, że potrzebna była Twoja interwencja, chociaż wiedziałaś, że nie zrobiliby sobie specjalnie nieodwracalnej krzywdy. Mimo tych wszystkich potyczek i niekiedy specyficznego zachowania Tōru, lubiłaś spędzać z nim czas na wszystkie możliwe sposoby. 

Za to nastolatek nie potrafił rozgryźć [Imię]. Nie mógł przewidzieć, jak zareaguje na daną sytuację. Tak długo starał się ją do siebie przekonać, a kiedy nareszcie udało mu się złamać dzielącą ich barierę, zakochał się. 

I teraz stał, czekając na wyrok. Z każdą sekundą wzrastało w nim poczucie, że będzie on nieprzychylny, jednak jeśli by się tak stało, nie miał nawet jak się do niego odwołać.

Z bólem niepewności obserwował, jak powoli spuszczasz głowę i zakrywasz twarz dłońmi. 

- Nie mogę... Po prostu nie mogę - siatkarz zauważył drżenie Twojego głosu. Zrobił krok w Twoją stronę, i wyciągnął rękę, chcąc odsłonić Twoją twarz. Wtedy stała się najmniej spodziewana dla niego rzecz. Kiedy chciał Cię złapać, odsunęłaś się. Spojrzałaś wpółprzymkniętymi, załzawionymi oczami na chłopaka i odwróciłaś się, odchodząc.

Oikawa stał tak chwilę z wyciągniętą ręką. Wcześniej zachwyceni i rozczuleni ludzie wokół, zaczęli się rozchodzić, szepcząc między sobą coś o niespełnionej, nieszczęśliwej miłości. 

Tōru spojrzał na swoją dłoń i zacisnął ją w pięść. Jego droga nigdy nie była usłana różami. Ciągle coś stawało mu na drodze, uniemożliwiając spełnienie marzeń. Ale dlaczego akurat teraz...? Uniósł swoje błyszczące od napływających łez oczy ku niebu i zaczął się śmiać. Śmiać z bezsilności i poczucia, jak wielką porażką w jednej chwili stało się jego życie. W międzyczasie krztusił się słonymi kroplami, napływającymi do jego gardła, zaczął ponownie drżeć. Nie obchodziło go to. Śmiał się z własnej głupoty. 

Śmiał się z tego, że chociaż przez chwilę pomyślał, że miłość mogłaby trwać wiecznie.

Trochę mnie tu nie było haha

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro