10. Starman

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Louis leżał skulony na kanapie pod kocem, nie mogąc zasnąć. Próbował naprawdę wielu rzeczy, pił melisę, wciął ciepły prysznic, jednak mimo wciąż przewracał się z boku na bok. Wiedział nawet, że Zayn i Liam zasnęli, bo nie słyszał rozmów i tylko on w całym domu cierpiał na bezsenność. Miał wrażenie, że już zwariował, bo nawet wydawało mu się, że słyszał przekręcanie klucza w zamku.

Jednak ktoś naprawdę to robił, bo otworzenie drzwi było trudne do przesłyszenia. Zerwał się szybko z kanapy, nie widząc nawet co miałby zrobić, gdyby byli to włamywacze. Wyszedł na palcach na korytarz, idą kilka kroków w ciemności, będąc ogromnie przerażonym dopóki ktoś nie zapalił światła.

– Cholera, Tomlinson, nie skradaj się tak, to twój dom – powiedziała na powitanie Kate. Louis zmarszczył brwi i dopiero po chwili do niego dotarło, że przy drzwiach stoi jego przyjaciółka. Do tego nie była sama, bo towarzyszył jej Harry, który jednak w przeciwieństwie do niej wydawał się być mocno pijany.

– Co wy tutaj robicie? – zdziwił się.

– Ty mi lepiej powiedz, co się stało Niallowi – odparła z powagą, stukając obcasami, gdy wchodziła do salonu, gorączkowo się rozglądając. – Gdzie on jest?

– Od paru godzin śpi na górze – powiadomił ją, przecierając oczy, a kobieta od razu skierowała się w stronę schodów. – Serio, czy możecie mi wyjaśnić, co się stało?

– Niall zadzwonił do Kate, mówiąc, że ma mu pomóc, po czym się rozłączył i teraz nie odbiera telefonu – wyjaśnił Harry, gdy pokonywali razem kolejne stopnie. – Później jeszcze ty nie dobierałeś i już całkiem wpadła w panikę.

Louis przypomniał sobie, że wyłączył telefon, żeby mu się lepiej spało, bo nawet nie pomyślał, że ktoś mógłby do niego dzwonić o takiej godzinie. Teraz jednak i tak było za późno nad zastanawianiem się nad tym, bo kobieta wparowała do sypialni Tomlinsona, zapalając od razu światło. To wybudziło Nialla, który z trudem uniósł głowę, żeby na nią spojrzeć.

– Niall? – spytała troskliwie Kate, siadająć na łóżku i przykładając mu dłoń do czoła. – Wszystko okej? Przyjechałam jak...

– Tęskniłem – wymamrotał mężczyzna, przytulając się do niej. – Naprawdę nie chcę cię nigdy stracić.

– Idiota – westchnęła, wyrywając się z jego uścisku. Louis już chciał jakoś ją namówić, żeby z nim została, bo ten widok rozbijał jego serce na tysiące kawałeczków. Nie spodziewał się, że Niall może być tak wrażliwy i zwykła rozmowa sprawiła, że musiał zadzwonić do Kate, żeby po prostu ją zobaczyć. Kobieta jednak wcale nie zamierzała wyjść, odsunęła się do niego tylko na chwilę, żeby zdjąć szpilki, po czym położyła się obok niego, pozwalając mu się na nowo przytulić. – Przepraszam was chłopcy, muszę się zająć tym dzieciakiem.

– Oczywiście – westchnął Louis z uśmiechem, zanim zgasił światło i wyszedł z pokoju z Harrym. Spojrzał na chłopaka, który ostrożnie starał się zejść po schodach i wziął go pod rękę, żeby mu pomóc. – Jak bardzo pijany jesteś?

– Dość mocno, a czemu pytasz? – zapytał, głupkowato się uśmiechając, gdy skoczył z ostatniego schodka.

– Bo zastanawiam się czy pozwolić ci spać w ubraniach czy zmusić cię do rozebrania się – odparł.

– Czy ty kiedykolwiek musiałeś zmuszać mnie do rozebrania się? – powątpiewał Styles, kładąc się na kanapie, rozpinając spodnie i unoszą biodra. Louis pokręcił głową na to, jak niedorzecznie uroczo wyglądał chłopak. – Rozbierz mnie.

– Jezu – wyszeptał jedynie Tomlinson, jednak nachylił się, żeby zsunąć je z jego nóg.

And you can't keep your hands off me or your pants on – zanucił Harry, a Louis odsunął się, patrząc na niego ze zdziwieniem. – Słuchałem dzisiaj muzyki z Kate.

– I na co takiego trafiłeś? – zaciekawił się Louis, wracając do zdejmowania jego spodni. Dzisiaj były wyjątkowo obcisłe, więc musiał trochę się przyłożyć, gdy przechodziły przez jego stopy.

– Lana Del Rey to najlepsza artystka tych czasów – stwierdził pewnie chłopak, przykrywając się kocem, gdy szatyn kładł się obok niego. – Jest cudowna, a jej piosenki to dzieła sztuki.

– Jasne, skarbie – wymamrotał, wtulając mocno ciało Harry'ego do siebie, żeby było im wygodniej na kanapie. Pomimo ciasnoty czuł się wspaniale, mogąc tak trzymać go w swoich ramionach i nagle naprawdę zachciało mu się spać.

– Czy ty chcesz mi powiedzieć, że nie uważasz jej muzyki za najlepsze, co w życiu usłyszałeś? – oburzył się brunet.

– Idź spać – poprosił go, całując go krótko w żuchwę. Harry jednak nie uznał tego za satysfakcjonującą odpowiedź, bo wyszedł spod uścisku Louisa, tylko po to, żeby na nim usiąść. Tomlisnon spojrzał na niego spod półprzymkniętych powiek, podczas gdy ten wydawał się pełen energii i kołysał się delikatnie, nucąc coś. – Jesteś pijany.

– I głodny – powiadomił go, układając dłonie na jego klatce piersiowej, żeby utrzymać równowagę.

– Jest jakaś czwarta nad ranem – westchnął Louis. – Nie wolisz poczekać na śniadanie?

– Dalej, tatusiu – wyszeptał do jego ucha, wcześniej się pochylając.

– Posłuchał raz Lany – przewrócił oczami Tomlinson, ale poczuł, że ten pseudonim dość mocno do niego trafił, co z połączeniem z siedzącym na nim chłopaku tworzyło mieszankę wybuchową. Uśmiechnął się jednak delikatnie do Harry'ego, zakładając mu kosmyk włosów za ucho. – Naleśniki?

– Nie umiesz nic innego, prawda? – zaśmiał się Styles, schodząc z niego, żeby obaj mogli wejść do kuchni.

– Umiem jeszcze jajecznicę i spaghetti z minimalnej ilości składników, które robię Zaynowi jak ma gastro i brak czasu na zamawianie czegoś – powiedział dumnie, a Harry spojrzał na niego z zaciekawieniem. – Dobra, nie umiem go. Zayn zawsze robi.

– Pokaż mi, co masz w lodówce – polecił chłopak, a Louis otworzył lodówkę, pokazując ją w dość opłakanym stanie, po tym, jak jego znajomi dzisiaj opróżnili zawartość. Harry jednak się nie poddał i zaczął wyciągać poszczególne rzeczy z niej. – Przecier pomidorowy, pomidory, kukurydza i papryka. Masz może cebulę?

– Tak, powinna gdzieś być – odparł, otwierając szafkę, żeby ją wyciągnąć. Sam się zdziwił, że tam była, bo nie miał pojęcia, że ktokolwiek mógłby jej do czegoś używać.

– Pokrój ją, a ja zajmę się resztą – uznał Harry, a Louis nie miał zamiaru się mu sprzeciwiać, więc po prostu wziął nóż i deskę do krojenia. Usiadł przy stole kuchennym i zabrał się do roboty, kątem oka obserwując bruneta, który włączył na telefonie muzykę i do jej rytmu tańczył, przygotowując sos.

Wszystko było tak abstrakcyjne, że Louis nie wierzył, że to jego życie. Niedorzeczne wydawało się krojenie cebuli, żeby dodać ja do dziwnego sosu, jaki robi Harry o czwartej nad ranem, po tym, jak spędzili noc osobno, upijając się innymi trunkami. Do tego należy dodać fakt, że chłopak jest kosmitą i tańczy do Lany Del Rey, mieszając coś w garnku i Tomlinson naprawdę nie wierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę. Jednak mimo tej całej nonsensowności, Louis uwielbiał ten moment i wiedział, że będzie do niego wracał z nostalgią. Tym bardziej, że odważył się na oplecenie ręką talii chłopaka, jak już wrzucili cebulę do garnka. Styles pomieszał to jeszcze przez chwilę, w tym czasie wkładając makaron do garnka, bo zagotowała się woda. Uznał, że zagotuje całą paczkę, bo pewnie rano ktoś z przyjaciół będzie miał na to ochotę.

– Al dente czy normalny? – zapytał.

– Al dente – odparł Louis, a brunet nastawił alarm, po czym oparł się lekko o blat, wyciągając swój telefon i szukając czegoś. Tomlinson w tym czasie przyglądał się mu uważnie, zachwycając się tym, jak pięknie wyglądał w tym ciepłym świetle, jakie załączyli w kuchni. Jego włosy opadały delikatnie na twarz, ale nie zakrywały jej, więc mógł w spokoju patrzeć na jej przepiękny kształt czy na to, jak jego rzęsy wydają się jeszcze dłuższe niż zazwyczaj, a do tego usta są lekko wypchnięte w dziubek.

– Mamy dziesięć minut, zanim zagotuje się makaron. Czy wiesz, co można zrobić przez ten czas? – spytał Harry, uśmiechając się kokieteryjnie do Louisa.

– Oświeć mnie – odparł żartobliwym tonem.

– Chcę z tobą zatańczyć – wyszeptał, włączając muzykę i szybko odkładając telefon na blat. Louis nie czekał nawet na pierwsze dźwięki, tylko chwycił chłopaka za rękę, żeby przeszli na środek kuchni.

Treat me like a fool,
Treat me mean and cruel,
But love me.

– Elvis? – upewnił się Tomlinson, gdy rozpoznał głos, ale nie piosenkę.

– Mówiłem ci, że go uwielbiałem – powiedział szeptem Harry. – Zawsze chciałem z kimś zatańczyć do jego piosenek.

Louis kiwnął głową i położył rękę na jego biodrze, podczas gdy chłopak ułożył swoje na jego szyi. Kołysali się powoli w rytm piosenki, stykając się czołami. Obaj mieli oczy zamknięte, po prostu skupieni na całym odczuciu, tym jak ich ciała szybko załapały podobne tempo i jak wszystko wydawało się idealne. Bo to nieważne, że zaraz obok nich gotował się makaron i wypadałoby pilnować sosu, bo liczyła się tylko muzyka i oni sami.

Tomlinson nawet nie zauważył, jak jedna z piosenek się skończyła, bo płynnie włączyła się kolejna. Tym razem była ona dobrze znana dla Louisa, bo wiele razy w swoim życiu słyszał Can't help falling in love. Jednak jej wydźwięk był całkiem inny, bo tym razem nie był to jedynie ładny romantyczny utwór, a coś znacznie więcej, bo tekst wydawał się idealnie pasować. Tomlinson zdecydowanie za bardzo wczuł się w całość, bo pozwolił sobie na okręcanie Harry'ego, który z radością robił piruety czy na koniec trzymanie go tyłem do siebie, żeby móc szeptać do jego ucha:

– Take my hand, take my whole life too, for I can't help falling in love with you, for I can't help falling in love with you...

Ostatni wers zaśpiewali razem, Harry specjalnie odwrócił głowę do tyłu, żeby móc mamrotać tekst tuż przed ustami Louisa. Wciąż miał zamknięte oczy, podczas gdy szatyn otworzył je na chwilę, żeby spojrzeć na jego twarz, słysząc ostatnie dźwięki instrumentów. Przejmująca cisza między zakończeniem tej, a rozpoczęciem następnej piosenki trwała zaledwie sekundę, ale w czasie tym czasie zdarzyło się kilka rzeczy.

Po pierwsze, serce Louisa zdążyło zabić raz. Miał wrażenie, że zaczęło już kolejne bicia w tej sekundzie, bo naprawdę wydawało mu się, że zaraz wyskoczy mu z piersi, bo był bardzo zdenerwowany.

Po drugie, każde z serc Harry'ego również zabiło jednokrotnie, co w sumie można zaliczyć do dwóch uderzeń. Tomlinson wyraźnie czuł je na swojej klatce piersiowej, co mogło być nieco mylące, co do jego własnego serca, dlatego nie był pewien co do liczby.

I po trzecie, Louis pocałował Harry'ego. Może nie do końca zmieścił się w tej sekundzie z całym pocałunkiem, bo jedynie zetknął ich wargi, a pierwsze dźwięki fortepianu w Loving You towarzyszyły pozostałym ruchom. Nie były jednak one w żaden sposób brutalne, wręcz przeciwnie, idealnie pasowały do wolnej piosenki, bo ich usta poruszały się naprzeciw siebie ze spokojnym uczuciem. Dzięki temu, że zachowali tak cudowny rytm, mogło się wydawać, że Elvis śpiewa tylko dla nich, jak gdyby ta piosenka została stworzona specjalnie na ten moment. Całę wydarzenie było tak iście filmowe, że Louis z łatwością mógł sobie wyobrazić grupę scenarzystów i producentów, tworzących tę scenę i mówiących: „makaronie gotuj się, oni niech się całują, a ty Elvis śpiewaj".

Makes no difference where I go or what I do.
You know that I'll always be loving you.

W tej chwili Louis pozwolił sobie na nieco większą bliskość z Harrym, bo wsunął palce pod jego koszulkę, muskając delikatnie gładką skórę. Ten nie pozostał bierny, bo wtopił palce we włosy Tomlinsona, przyciskając go mocniej do siebie i nagle całość zrobiła się dużo gorętsza. Być może piosenka nie pasowała już idealnie, a może właśnie taki był zamysł scenarzystów, ale szatyn zaczął intensywniej go dotykać, nie mogąc się przed tym oprzeć. Harry jednak nie wydawał się mieć nic przeciwko, bo jedną z dłoni położył na klatce piersiowej Louisa, żeby chwycić jego koszulkę i przyciągać jeszcze do siebie, gdy zrobił krok do tyłu.

Na szczęście wszechświat był po ich stronie, bo gdy tylko Styles wskoczył na Louisa, pozwalając się trzymać za pośladki, gdy miał zamiar go przenieść na blat, piosenka się zmieniła. Mocne wejście Now Or Never zdawała się wręcz krzyczeć, że nadchodzi scena łóżkowa, więc Tomlinson nie zamierzał sprzeciwiać się napisanego w gwiazdach scenariuszowi, tylko pomógł Harry'emu usiąść na blat. Początkowo wszystko wydawało się niesamowite, dźwięki muzyki, ich ręce badające nawzajem ciała i usta, które wydawały się nigdy nie mieć siebie dosyć. Niestety, życie Louisa nie było dobrym filmem, a raczej tanią komedią romantyczną, bo nagle usłyszeli dźwięk, który sygnalizował, że minęło dziesięć minut i makaron się ugotował. Harry odsunął się na chwilę, zapewne żeby coś z tym zrobić, ale szatyn mocno go trzymał za biodra.

– Kłamałem, nie lubię al dente – wypalił, cmokając go jeszcze raz w usta. – Kocham rozgotowany makron.

– Ja też – zgodził się Harry, całując go jeszcze namiętniej niż wcześniej.

Alarm wciąż dzwonił, ale to wydawało się im nie przeszkadzać, bo naprawdę mieli inne zajęcia niż przejmowanie się makaronem. Ich usta przestały mieć już początkowy wolny rytm, a raczej starali się dotykać się językami, pogłębiając pocałunek, co jakiś czas podgryzając swoje wargi. Louis nie był pewien, czy woli przedłużyć tę chwilę czy może spróbować czegoś więcej, bo chociaż miał na to ochotę, to całowanie Harry'ego było jedną z najlepszych rzeczy w jego życiu. Na jego nieszczęście jednak nie musiał wybierać, bo nagle usłyszeli, że alarm został wyłączony, co ich trochę przeraziło. Odsunęli się od siebie i spojrzeli w stronę kuchenki.

– Och, nie przejmujcie się mną, wezmę tylko trochę makaronu – powiedziała Kate, która w samej bieliźnie przelewała makaron przez durszlak. Mężczyźni posłali sobie rozbawione spojrzenia, po czym roześmiali się. Harry tak się śmiał, że aż uderzył głową o szafkę, co wywołało jedynie jeszcze więcej chichotu, który stał się coraz głośniejszy. – Boże, nie jestem waszą matką. Całujcie się przy mnie, ile chcecie.

– Hej, co się tutaj... – usłyszeli głos Liama, który wchodził do kuchni wraz z Zaynem i Niallem.

– O makaron! – ucieszył się Horan, podchodząc do Kate, która włąśnie nakładała go z sosem do półmisków. – Kocham wczesne śniadania.

– Raczej bardzo późne kolacje – poprawiła go kobieta, która przy okazji podała Harry'emu i Louisowi ich porcje. – Chce ktoś jeszcze?

– W sumie mam ochotę – stwierdził Zayn, wzruszając ramionami.

– Wciąż nie wiem, co się tutaj dzieje – odezwał się zakłopotany Liam.

– Jemy spaghetti z dziwnych składników, a Harry i Louis się całowali przez co makaron jest trochę za miękki jak na mój gust – stwierdziła Kate. – Ale genialny ten sos.

– Całowaliście się? – zdziwił się Payne.

– Sam się nie spodziewałem, że wyjdzie taki dobry – powiedział Styles. – Składniki są naprawdę losowe.

– Rany, to dom wariatów – pokręcił głową Liam, nie dowierzając w to, co się działo.

– Całkowicie – zgodził się Zayn. – Chcesz trochę spaghetti?

– A czy to sprawi, że będę miał mniejszy mętlik w głowie po tym wszystkim? – spytał z nadzieją.

– Nie – odparł Malik. – Ale przynajmniej coś zjesz. Lepiej jest mieć mętlik w głowie i być najedzonym iż wciąż go mieć i być głodnym.

– Święte słowa – wtrącił się Niall.

– Poproszę – westchnął Liam, opadając ciężko na krzesło, przyglądając się jak jego przyjaciele jedli spaghetti po czwartej nad ranem, zachowując się, jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz na świecie.

Jednak scenarzyści postanowił, że Elvis wciąż będzie grał w tle.

W barze było nieco duszno, bo znajdował się pod ziemią, a klimatyzacja nie działała aż tak dobrze. Nie był jednak w żaden sposób obskurny, wręcz przeciwnie, panujący tutaj półmrok tworzył przyjemną atmosferę. Do tego na ścianach wisiały różne plakaty filmowe czy muzyczne, sprawiające, że miejsce miało ten specjalny klimat. Neonowe światła zawieszone nad barem czy napis, którego niebieski napis głoszący „Moonlight Shadow" oświetlał scenę delikatną poświatą tworzyło coś, czego Louis nie mógł porównać do niczego innego. To właśnie był typ baru, do którego chodziłby najczęściej, gdyby miał taką możliwość. Niestety, był pewien, że gdyby tego dnia wstęp był wolny, jak zazwyczaj, to trudno by mu było odpędzić się od fanów. Ten dzień był jednak szczególny, bo tym barze odbywał się koncert Moonlight Shadow, średnio popularnego zespołu, ale niedawno podpisali kontakt z wytwórnią , z którą blisko związana jest również Kate. Kobieta stwierdziła, że nawet oni potrzebują jakiegoś suportu i wybrała Harry'ego. Uznała, że to będzie wyglądało całkiem logiczne, że Louis pozna chłopaka właśnie tutaj i dopiero wtedy zainteresuje się jego muzyką, udostępniając cover One Direction. Do tego to dawało Stylesowi możliwość jeszcze większego wypromowania się, bo bilety sprzedały się dość szybko i sala była dzisiaj pełna.

Louis przyglądał się uważnie Harry'emu, który wchodził właśnie na scenę. Miał na sobie śliczną pudrowo różową koszulę z falbanami na kołnierzyku i ciemne spodnie, a jego włosy opadały ładnie na ramiona. Paznokcie wciąż były pomalowane na czarny kolor, jednak już po raz kolejny, bo w końcu minęło kilka dni odkąd Tomlinson mu je pomalował po raz pierwszy.

Szatyn wziął łyk swojego whiskey i zerknął jedynie na Zayna, który był wpatrzony w scenę, jakby czekając aż coś się zdarzy, ale jego wzrok był nieobecny. Louis kopnął go delikatnie pod stołem, starając się jakoś wzbudzić jego uwagę, ale to wydawało się być bezcelowe, bo ten tylko zaszczycił go spojrzeniem na sekundę, po czym znowu posmutniał. Z trudem zmusili go, żeby tutaj przyjechał, bo miał naprawdę zły humor. Mniej więcej już na drugi dzień po tamtym wspólnym oglądaniu meczu zaczął markotnieć, ale odkąd Liam wyjechał do Nowego Jorku, nawet właściwie się z nim nie żegnając, bardzo posmutniał. Louis i Harry byli przekonani, że musiało się coś stać tamtej nocy, bo obaj mężczyźni byli pijani i dużo czasu spędzili w jednym łóżku, a do tego później dziwnie się zachowywali, ale żaden z nich nic im nie powiedział, udając że wszystko jest okej. Tomlinson miał jednak plan; dzisiaj chciał upić Zayna, żeby wyciągnąć od niego parę informacji.

– Hej, jestem Harry Styles – usłyszeli nagle głos chłopaka i odwrócili się gwałtownie, żeby spojrzeć, jak nieco nerwowo trzyma mikrofon, uśmiechając się. – Pewnie mnie nie kojarzycie, bo jesteście tutaj dla Moonlight Shadow, ale to nieważne, pomęczycie się ze mną przez kilka piosenek, a potem zobaczycie swój ukochany zespół. Czy powinienem powiedzieć coś o sobie? – spytał, spoglądając w stronę Kate, która pokręciła głową. – Och, ich managerka mówi, że nie. Więc wspomnę tylko, że nie nagrałem jeszcze niczego swojego, znaczy mam parę piosenek, ale ich nie śpiewałem. Czyli usłyszycie ode mnie jakieś covery i cholera, chciałem zaśpiewać One Direction, bo uwielbiam ten zespół, ale wolę się nie ośmieszać, bo nie wiem, czy wiecie, ale ja zauważyłem tutaj Louisa i Zayna – ściszył swój głos, żeby powiedzieć szeptem: – wyglądają gorąco.


Louis roześmiał się, tak jak reszta sali, bo Harry był niesamowicie uroczy i jakby w każdym słowie prawdziwy. Tę autentyczność czuć było również w sposobie, w jaki zaczynał śpiewać, bo gdy rozpoczął pierwszą piosenkę, całkowicie skupił się na muzyce. Tomlinson nie mógł oderwać od niego oczu, gdy poruszał się na scenie wyraźnie bez żadnego zaplanowanego układu, ale robił to dobrze. Wydawało się, że jego ciało doskonale wiedziało, co robiło, jak gdyby było silnie połączone z emocjami. Spoglądał też na tłum i wiedział, że Harry ich oczarował. Nie miał pojęcia, jak mogłoby być inaczej, chłopak miał to coś w sobie, co sprawiało, że nikt nie mógł oderwać od niego wzroku. Jednak to nie była aparycja, Louis był pewien, że wcale nie chodziło i piękny wygląd; ludzi zachwycała prawdziwość i ten jeden aspekt, który musiał mieć każdy artysta. Nie potrafił tego opisać, ale był przekonany, że ma go też on, Zayn czy każda inna osoba tworząca jakąś sztukę. Ta umiejętność przyciągnięcia innych dzięki swojemu głosowi i tej pewnej magicznej sile. To tak, jakby artystom pewnego razu spadało coś z nieba; wtedy łapali to w dłonie i trzymali mocno przy sobie, nigdy nie wypuszczając. Ta rzecz nie była tylko zarezerwowana dla muzyków, dostali ją również wszyscy pisarze czy osoby, tworzące jakąś sztukę. Z łatwością mógł sobie wyobrazić, jak Harry łapie to coś i niczym rannego ptaka przykłada do serca, żeby się tym dobrze zaopiekować.

Kolejne piosenki mijały, przechodząc płynnie ze starych utworów Coldplay, wraz z Yellow, co było nowością dla Lousia, chociaż wydawało się też puszczeniem oczka w jego stronę, ze względu na symboliczną wartość tej piosenki dla nich. Później pojawiły nowe Arctic Monkeys, The 1975 i jedną piosenkę One Direction, co wywołało salwy śmiechu na sali, nie ze względu na zły występ, ale najego ironiczność – fakt, że słuchali go oryginalni wykonawcy. Oczywiście nie ominął Lany Del Rey, co musiało być dla Harry'ego nieuniknione. Louis nie był jednak gotowy, że chłopak wraz z momentem, w którym rozpoczął Ride zamieni się w tak kokieteryjną osobę. Nie robił nic szczególnego, bo erotyczność tego występu wcale nie polegała na seksownym wypychaniu swoich atutów, jak miało w zwyczaju większość artystek w dzisiejszych czasach, a na doskonałym rozumieniu teksty i jego interpretacji. Śpiewając to całą choreografię oparł na delikatnym kołysaniu się z mikrofonem, przechylaniem do w stronę ust czy przygryzaniem wargi i spojrzeniem w stronę Louisa podczas You can be my full time daddy było wystarczające, żeby nie tylko uwieść samego Tomlinsona, ale także resztę publiki.

Każdy będący tego wieczoru na sali musiał przyznać, że Ride wyszło mu doskonale. Poradził sobie świetnie ze wszystkimi dźwiękami i to oczywiste, że musiał ćwiczyć ten utwór, bo nie należał do najłatwiejszych, ale urok dodawało temu to, że wystąpił z tym po raz pierwszy. Nigdy wcześniej szersza publika nie miała okazji tego usłyszeć i ta magia debiutu sprawiła, że było to jeszcze lepsze. Harry rzucił na wszystkich czar, jak gdyby próbował powiedzieć „proszę, słuchajcie mojej historii, zachowajcie ją w sercach i nigdy nie opuszczajcie". Louis wiedział, że dzięki temu występowi ludzie będą go szukać. Część dlatego, że po prostu polubi jego głos, ale część też przez to, że ten koncert odcisnął piętno na wszystkich. Z każdą kolejną nutą Styles dotykał ich serc i to oczywiste, że po zejściu chłopaka ze sceny ludzie będą chcieli więcej.

Podkład się skończył, ale Harry wcale nie odsunął się jeszcze od mikrofonu, czekając na aplauz. Zamiast tego, spojrzał uważnie na publikę, początkowo nie patrząc się na kogoś szczególnie, ale głębia jego spojrzenia musiała uderzyć każdego.

– Kim jesteś? Czy masz kontakt ze swoimi mrocznymi fantazjami? Czy w swoim życiu możesz ich doświadczyć? – przeniósł oczy na Louisa, uśmiechając się lekko. –Ja tak. Jestem cholernie szalony. Ale jestem wolny.

Dopiero wtedy zrobił krok do tyłu, zakładając ręce za siebie, w dość nieśmiały sposób odbierając brawa. Uroczo było przyglądanie się, jak Harry się zawstydza, bo chyba nigdy nie miał możliwości usłyszenia takich oklasków dla siebie na żywo.

– Kończy mi się już czas, ale jeśli pozwolicie, mam coś jeszcze – powiedział, po czym zrobił krótką pauzę, jakby czekał na sprzeciw. – Piszę piosenki i chciałbym wam dzisiaj zaśpiewać jedną z nich. Oczywiście nie jest to nie wiadomo jakie dzieło sztuki, ale hej, każdy miał jakieś początki. Louis i Zayn chyba to potwierdzą.

To było figlarne, ale wszyscy, włącznie z nimi się zaśmiali z tego wyraźnego odwołania do pierwszej płyty. Louis posłał Harry'emu spojrzenie, które wskazywało na to, że nie jest szczególnie zły, ale jednocześnie pokazywał mu, że zachował się niegrzecznie.

Chłopak wziął gitarę, a ktoś z obsługi podsunął mu krzesło. Usiadł wygodnie, czyszcząc gardło, zanim nie powiedział:

– Nazywa się Meet Me in the Hallway i jest dość osobista, ale takie chyba są najlepsze prawda? – nie czekał na odpowiedź, a jedynie nerwowo zaśmiał się pod nosem, zaczynając grać. – Two, three, four...

Meet me in the hallway

Meet me in the hallway

I just left your bedroom

Give me some morphine

Is there any more to do?

Louis spiął się lekko, słuchając jej, ponieważ nie miał jeszcze pojęcia, o kim może być. Oczywiście, domyślał się, że w głowie Harry'ego wciąż był David, nie on, ale to nie zmieniało faktu, że sam początek był piękn. Był ciekawy, czy opuszczenie sypialni to coś dosłownego czy może zgrabna metafora wyjścia z czyjegoś życia i właściwie od tego zależał odbiorca piosenki.

Just let me know, I'll be at the door, at the door

Hoping you'll come around

Just let me know I'll be on the floor, on the floor

Maybe we'll work it out

I gotta get better, gotta get better

I gotta get better, gotta get better

I gotta get better, gotta get better

And maybe we'll work it out

Nie wiedział do końca, jak to zrozumieć, bo Harry zwracał się do kogoś w czasie, który wskazywał na to, że wszystko dzieje się w teraźniejszości. Mimo tego nie wszystko było jasne, wręcz przeciwnie, tworzyło się jeszcze więcej pytań, ponieważ Louis może i podświadomie słyszał tam nawiązania do siebie to nie mógł być tego pewien. Wydawało się, że jego relacja z Davidem przebiegała podobnie.

I walked the streets all day

Running with the thieves

'Cause you left me in the hallway

(Give me some more)

Just take the pain away

We don't talk about it

It's something we don't do

'Cause once you go without it

Nothing else will do

Jego serce zabiło mocniej, gdy usłyszał ostatnią, kończącą utwór, zwrotkę. Miał wrażenie, że to wyraźna prośba do niego, żeby wreszcie porozmawiali o nich. Już naprawdę długo odwlekali tę niewątpliwą trudną rozmowę, ale obaj wiedzieli, że nie mogą na długo zostawić tego w takim stanie przejścia. Niemożliwe jest wieczne zostanie na korytarzu, w końcu będą musieli przejść przez któreś drzwi. Pytanie tylko, czy będą to drzwi do któregoś pokoju czy może drzwi wyjścia.


– Hej, mogę ci postawić drinka? – zagadał Louis, siadając na krześle barowym obok Harry'ego, który właśnie odsunął od siebie pustą szklankę. Chłopak uśmiechnął się do niego delikatnie.

– O rany, Louis Tomlinson chce mi postawić drinka – odparł z przejęciem. – Czy ten dzień może być lepszy?

– Co pijesz? – spytał Tomlinson, z trudem powstrzymując się od śmiechu. Udawanie, że wcale nie zna bruneta i widzi go po raz pierwszy w życiu było dość zabawne, ale podobała mu się ta gra. Było niezłym odświeżeniem ich znajomości, mógł jakby na nowo go uwodzić albo właściwie po raz pierwszy zabawić się w prawdziwy flirt.

– Blue Ocean.

– I do tego whisky z colą dla mnie – powiedział do barmana, kładąc pieniądze na stole, a ten jedynie kiwnął głową, oddalając się nieco od nich, żeby przygotować napoje. – Świetny występ.

– Dziękuję panu bardzo – powiedział kokieteryjnym tonem. – Mój pierwszy.

– Louis, nie bawmy się w żadne takie grzeczności – upomniał go, chociaż musiał przyznać, że Harry mówiący do niego per pan sprawiał, że robiło mu się gorąco. – Nie jestem aż tak stary.

– Harry – powtórzył swoje imię, wystawiając dłoń, którą Louis ujął lekko.

Nie miał pojęcia, jakim cudem udało mu się tak długo wytrzymać bez wybuchnięcia śmiechem, bo sytuacja była absurdalna. Spali w jednym łóżku, a teraz muszą się sobie przedstawiać. Jednak szło im obu świetnie. Najpierw po swoim występie Harry usiadł przy barze, pijąc swojego drinka i słuchając muzyki, posyłając Louisowi jedynie ukradkowe spojrzenia, które on zawsze łapał, bo jego wzrok spoczywał na chłopaku prawie cały czas. Praktycznie nie pamięta koncertu kapeli, bo skupił się na tym, jak brunet uroczo wygląda, gdy tak siedział z założoną nogą na nogę, uderzając czasami stopą o barowy hoker. Nie wiedział, czy specjalnie każdy jego gest był tak niesamowicie kokieteryjny czy może to tylko jego własny sposób bycia, ale bez wątpienia działał na mężczyznę.

W końcu po zakończonym koncercie podszedł do chłopaka, zostawiając Kate i Zayna samych. Wiedział, że będzie musiał grać, ludzie w barze zwracali na niego uwagę i ktoś mógłby z łatwością zauważyć, że zachowują się wobec siebie zbyt swobodnie. Harry jednak od razu podłapał grę i domyślił się, co musi robić.

Barman położył przed nimi resztę i dwie szklanki, a Styles od razu podsunął swoją bliżej, zasysając usta na zielonej rurce, która ładnie wyglądała przy niebieskim kolorze drinka. Louis zaś uniósł swoją, żeby od niechcenia postukać kostki lodu o szkło, zastanawiając się, co powiedzieć. Nie musiał jednak nawet zaczynać, bo to Harry odezwał się jako pierwszy.

– Przyznam, że jestem twoim fanem – wypalił.

– Tak? – udał zdziwienie Louis, patrząc na niego uważnie. – To ciekawe. Raczej myślałem, że moimi odbiorcami są nastolatki.

– Zacząłem słuchać One Direction właśnie jako nastolatek – odparł, uśmiechając się lekko. – Dorastałem z wami.

– Ale chyba teraz wolisz inną muzykę, prawda? – zainteresował się Louis. – Twoja piosenka jest naprawdę dobra, ale to zdecydowanie nie styl One Direction. Tak jak te covery.

– Tak, najczęściej śpiewam bardziej rockowe albo alternatywne utwory, ale to nie zmienia faktu, że uwielbiam twoją muzykę – powiadomił go, po czym spojrzał na niego z dołu, biorąc łyk. Wyglądał niesamowicie sprośnie i Tomlinson sam musiał się napić, żeby trochę ochłonąć. – Masz piękny głos.

– I kto to mówi – prychnął, kręcąc głową i wyciągając z kieszeni telefon. – Przy okazji, masz jakiś kanał, gdzie wstawiasz swoje covery? Z chęcią usłyszałbym więcej. – Harry wymruczał odpowiedź i wziął komórkę, żeby wpisać swoją nazwę. Oddał go z powrotem Louisowi, a ten przyglądał się temu, jak gdyby widział to po raz pierwszy. – Sprawdzę później.

– To miłe – stwierdził radośnie Harry.

Przez chwilę popijali swoje napoje w milczeniu, zerkając co jakiś czas na siebie. Louis widział, że barman był lekko zainteresowany nimi, bo często kręcił się gdzieś w pobliżu, ale szczerze wątpił, że robią coś nieodpowiedniego, bo zachowywali się dość naturalnie.

– Masz może ochotę pójść ze mną zapalić? – zagadał Tomlinson, uśmiechając się lekko.

– Pewnie – wzruszył ramionami, szybko dopijając drinka do końca zanim wyszli. Louis jedynie po drodze kiwnął do Kate, która odpowiedziała twierdząco poruszając głową, zajęta rozmową z Zaynem i jakimiś obcymi dla szatyna ludźmi. Tomlinson wiedział, że gdyby chciała go zatrzymać, to coś by zrobiła, ale najwyraźniej nie miała problemu z tym, że wychodzi z Harrym na zewnątrz.

Gdy znaleźli się już na świeżym powietrzu Louis poczuł się nieco swobodniej. Na dworze było pusto, więc nie musiał się za bardzo martwić o to, jak się zachowują. Wyciągnął paczkę papierów i zapalniczkę, obdarzając chłopaka krótkim spojrzeniem.

– Naprawdę chcesz zapalić czy tylko mi towarzyszysz?

– Jak mógłbym odmówić palenia z Louisem Tomlinsonem? – spytał retoryczne, a szatyn zaśmiał się cicho, bo najwyraźniej chłopak wciąż chciał grać. Właściwie nie mógł powiedzieć, że mu to przeszkadzało, więc poczęstował go papierosem. Chłopak włożył go sobie do ust, chcąc wziąć także zapalniczkę, ale to Louis mu go podpalił, patrząc jak ładnie płomień oświetlił jego twarz. Sam później zapalił swojego, opierając się lekko o ścianę.

Harry zaciągnął się niezbyt mocno i łagodnie wypuścił dym w niebo. Tomlinson stwierdził, że wyglądał niesamowicie seksownie, robiąc to, bo coś było w tym geście, co sprawiało, że stawał się niemożliwie erotyczny. To prawdopodobnie fakt, że dla niego wszystko, co robił chłopak takie było, ale to nie zmieniło faktu, że podziwiał go przez chwilę.

Brunet wyciągnął swój telefon i napisał coś szybko, cały czas się uśmiechając. Spojrzał po tym na Louisa, wciąż z tym samym uśmieszkiem.

– Co? – spytał zdzwiony, a te jedynie pokazał mu ekran, na którym był przed chwilą napisany przez niego tweet o treści „drink i papieros z @Louis_Tomlinson, czy ten dzień może być lepszy?". Louis pokręcił ze śmiechem głową, oddając mu telefon. – Nieźle, czas szykować się na artykuły o tym, że zdradzam Eleanor.

– Mam to usunąć? – upewnił się chłopak, ale szatyn pokręcił przecząco głową.

– Nie, to w sumie może być dobry sposób na publiczne zerwanie – wzruszył ramionami, kiepując popiół na ziemię, patrząc jak na nią spada, zanim znów utkwił wzrok w chłopaku. – Poza tym, akurat po raz pierwszy od dawna pojawiłby się jakiś prawdziwy artykuł o mnie. Miła odmiana.

– Przecież jej nie zdradzasz – zaprzeczył chłopak. – Przynajmniej jeszcze nie w tym momencie.

– Jeszcze? – powtórzył Louis, poruszając brwiami. – Czy masz wobec mnie jakieś plany, Harry Stylesie?

– No cóż, flirtujesz ze mną i postawiłeś mi drinka – podjął wątek, delikatnie się do niego zbliżając. – To chyba oczywiste, że ty również masz jakieś plany, prawda?

To był punkt zwrotny. Może nie pierwszy, ale zdecydowanie jeden z największych, ponieważ może i wcześniej już flirtowali, ale teraz było to tak intensywne i oczywiste, że Louis nie mógł zrobić nic, oprócz rzucenia prawie już do końca spalonego papierosa na ziemię i przyciągnięcie Harry'ego do siebie. Chłopak nie był zaskoczony, wydawało się wręcz, że właśnie na to czekał. Szybko zmienili pozycję tak, że to brunet był przyszpilony do ściany, a Tomlinson trzymał go mocni za biodra, całując. Styles jedną dłoń wtopił w jego włosy, żeby naprowadzić głowę na siebie, a druga trzymała z boku papierosa. Jednak to wszystko było idealne, pierwszy pocałunek w miejscu publicznym. Nieważne, że w okolicy nie było nikogo, a oni byli lekko wstawieni, liczyło się, że mogli się po prostu nacieszyć sobą gdzieś indziej niż w domu.

Pocałunek robił się coraz intensywniejszy, ich języki obijały się o siebie, a Louis czuł, że jeszcze chwila i będzie musiał jechać z Harrym do domu. Był praktycznie pewien, że chłopak pozwoliłby mu na wiele, włącznie z obściskiwaniem się w taksówce. Aktualnie jednak był skupiony na tym słodkim smaku warg Stylesa i tym, jak ciągnął jego włosy. Czuł połączenie ich perfumów i dym papierosowy, i to prawdopodobnie najlepszy zapach na świecie.

– Czy ja zawsze muszę was zastawać w takim momencie? – usłyszeli za sobą głos Kate, nie brzmiała jednak na zdenerwowaną, a raczej rozczuloną. Dlatego też oni nie odsunęli się od siebie gwałtownie, a raczej spokojnie, uśmiechając się do siebie. Wciąż byli dość blisko siebie, gdy Harry włożył do ust Louisa swojego papierosa. – Przepraszam, że wam przerwałam, ale zaraz będziemy jechać, bo do baru zaczynają wchodzić różni podejrzani ludzie. Lepiej, żeby oni was nie zastali razem.

– Wracamy do domu, H – wymamrotał Louis, wypuszczając dym i poruszając brwiami.

– Ty wracasz z Zaynem, ja jeszcze chwilę zostanę z Harrym, żeby porozmawiać z pewnym miłym panem, który prowadzi audycję radiową – odparła, podchodząc do Harry'ego ze złośliwym uśmiechem, kciukiem wycierając jego usta.

– Wrócę do środka, pożegnam się jeszcze z Zaynem – powiadomił ich brunet, cmokając Tomlinsona w policzek. – Do zobaczenia w domu.

Louis obserwował jeszcze, jak chłopak ładnie kręcił biodrami, gdy wchodził do środka. Ledwo powstrzymał się od oblizania warg, ale nie chciał narażać się na docinki Kate.

– Skoro jego usta są tak opuchnięte i czerwone po zwykłym pocałunku to ciekawe jak wyglądają po czymś więcej? – zastanowiła się kobieta, po czym poklepała mężczyznę po policzku, puszczając oczko. – Wiem, że pomyślisz o tym w taksówce.

*****
Hejka kochani! Powiem wam, że uwielbiam ten rozdział, bo jest dla mnie bardzo osobisty i czytając go teraz cały czas się uśmiechałam!

W każdym razie, mam nadzieję, że wam tez przypadł do gustu!!

Miłego weekendu, kocham was wszystkich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro