27. Ziggy Stardust

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W pokoju panowała cisza, którą przerywało jedynie lekki tykanie zegara. Na podłodze było trochę śmieci, plamy po wylanych napojach czy balony, które oderwały się ze swoich miejsc i poleciały na ziemię. Nikt jednak wydawał się nie zwracać uwagi na to, jak wyglądało miejsce, w którym się znajdowali ani na fakt, że pierwsze promienie porannego, jesiennego kalifornijskiego słońca wpadały do środka. Wprawdzie, żyjąc w tym mieście trudno było rozpoznać porę roku, bo wygląd natury i temperatura nie ulegały znacznej zmianie, dlatego Louis zatęsknił trochę za rodzinnym domem. Czuł, że musi zobaczyć jeszcze jeden raz jesienne liście, zanim będzie za późno.

Ale właściwie, czy już nie było za późno?, zastanawiał się w myślach.

W końcu wszystko było tak skomplikowane i nie miał pojęcia, czy uda mu się jeszcze kiedyś zobaczyć te angielskie rude liście na drzewach, które opadały na ziemię już brązowe. Wpatrywał się za okno, w złote słońce i zieleń roślin, ale miał wrażenie, że wcale nie patrzy na swój ogród, tylko na coś kompletnie obcego. Podobnie było, gdy rozglądał się po swoim salonie; może i siedział na tej samej kanapie, w tym znanym dla siebie miejscu, ale miał wrażenie, jak gdyby coś się zmieniło. Nie potrafił tego racjonalnie wyjaśnić, ale ten pokój, dom i ogród, to miasto nie należało do niego. Wiedział, że musi się jakoś wydostać, jednak nie miał pojęcia jak. Wszystko wydawało się już stracone, ten jeden list sprawił, że nie miał pomysłu, co dalej ze sobą zrobić.

Spojrzał też na Harry'ego. Swojego Harry'ego, który krążył po tej planecie, po tym mieście, szukając celu. Wydawało się, że jest tutaj od lat. Louis nie pamiętał, co było przed chłopakiem i czy w ogóle coś było. Może wcześniej żył jakimś życiem, ale nie był w stanie przypomnieć sobie, ja wyglądało. Co robił, z kim i jak spędzał całe dnie, jak spał w łóżku sam? To wszystko było całkowicie nielogiczne, bo Styles był tak ogromną częścią jego życia, że czasami nawet wydawał się samym życiem.

Jednak niepodważalne było to, że Harry nie był z nim od początku. Wcześniej był Zayn, Liam i Niall, którzy teraz siedzieli nieopodal, również w milczeniu nad czymś rozmyślając. Zapewne każdy z nich zastanawiał się, co dalej. Ale nikt przecież nikt tego nie wiedział. Żaden nie miał pojęcia, jak żyć dalej, po tym, co właśnie zostało im ogłoszone.

Widział ich wszystkich, ale zdawał sobie sprawę, że kogoś brakuje. Nie było osoby, która wydawała się być wśród nich zawsze, czasami oficjalnie doradzającej im czy po prostu spędzającej z nimi wolny czas, jednak zdarzało się, że traktowała ich jak marionetki, świadomie nadając im jakieś role. Nie chodziło nawet o życie zawodowe, ale sam fakt, że to ona była fortuną, dzięki której Harry trafił właśnie na jego ogród. Ona stała za tym, żeby ta dwójka się spotkała i razem działała. I Louis od zawsze zawał sobie sprawę, że Kate właśnie tak wobec nich się zachowywała, ale nigdy nie pomyślał, że kiedyś i ona stanie się taką właśnie lalką. Nie spodziewał się, że będzie ona miała misję, którą ślepo zacznie wykonywać, kompletnie zdając się na los, a nie na samą siebie. To ona, o dziwo, najbardziej z nich wszystkich była właśnie kukiełką, a nie jak myślał, samym reżyserem. Jednak teraz rodziło się pytanie, kto tak naprawdę stał za kulisami przez cały ten czas?

Louis spojrzał na swoje palce, próbując skupić się na jednym punkcie. Czuł się pijany, tak okropnie pijany i pod wpływem używek, że nie był nawet pewien, czy to wszystko nie jest jakimś snem. W końcu całe jego przemyślenia były wprost oniryczne i bardziej przypominały marzenia senne niż rzeczywistość. Zamknął na chwile oczy, jednak wciąż wszystko widział, ale w zmienionej formie. Miał wrażenie, że siedzący na wprost niego Zayn do dłoni miał przyczepione sznurki. Próbował jakoś odejść od tego obrazu, ale nie potrafił się go pozbyć z głowy. Cały świat zaczął wirować, a on nagle trzymał list, który teraz wyleciał mu z ręki i poszybował gdzieś ku niebu, znajdującym się tuż nad jego głową. Co ciekawe, było to nocne niebo, a on sam patrzył w ogromną przestrzeń kosmiczną bo nie znajdował się już w pokoju, ale w próżni. Wciąż starał się złapać list, jednak gdy zrobił krok w przód, zaczął gwałtownie spadać. W tamtej chwili z jego zasięgu zniknęły gwiazdy i wszystkie zlały się w płynną, prostą smugę światła, która mocno kontrastowała z czernią nieba. Starał się głęboko oddychać, bo czuł, że zaraz straci panowanie nad sobą. Nie wiedział, w jakiej pozycji się znajdował. Mógł być równie dobrze do góry nogami, bokiem lub normalnie, ale to i tak nie zmniejszyłoby tego zawirowania w głowie.

Nagle jednak poczuł, że ktoś ściska jego dłoń, tym samym stawiając go znów na nogi. Otworzył oczy i zrozumiał, że wciąż siedzi na kanapie w swoim salonie, a dotyka go Harry, patrząc się na niego z zaniepokojeniem.

– Co się stało? – spytał Louis.

– Zasnąłeś i zacząłeś się trochę trząść, więc cię obudziłem – powiadomił go chłopak. – Wszystko w porządku?

– Tak, miałem jedynie dziwny sen – uśmiechnął się lekko, ale Styles nie wyglądał na przekonanego. Wydawało się, że chciał jeszcze o coś zapytać, ale przerwał mu głos.

– Nie rozumiem – odezwał się Zayn, gdy skończył czytać liścik od przyjaciółki. – To musi być jakiś żart. Czy to w ogóle jest możliwe?

Louis wziął od niego kartkę i jeszcze raz przeczytał te kilka zdań, które zostawiła im Kate, licząc że może teraz odszuka coś szczególnego. Powoli już wychodził z szoku spowodowanego tym dziwnym snem i z całej tej oniryczności wchodził w rzeczywistość. Zamrugał jednak kilka razy, zanim w końcu skupił wzrok na literach.

Chłopcy,

Przepraszam Was za wszystko, ale już od dawna zastanawiałam się nad czymś, jednak dzisiejsze wydarzenia pomogły mi podjąć tę decyzję. Chcę wrócić do domu, tam urodzić i wychowywać dziecko. Nigdy nie powinnam była wyjeżdżać, Ziemia to nie mój dom.

Wiem, że może to być dla Was szokiem, ale niedługo wszystko Wam wyjaśnię. Kocham Was.

Kate

– Ma podwójne obywatelstwo, w każdej chwili może wrócić – powiadomił ich Harry, dość spokojnym tonem głosu, który być może był spowodowany zmęczeniem albo tym, że spodziewał się, do czego zdolna jest kobieta. Na początku nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co tak właściwie powiedział, dopiero przyjaciel go w tym uświadomił swoim zdziwieniem.

– Słucham? – zdziwił się Niall. – Jak to podwójne obywatelstwo? Przecież Kitty jest Amerykanką.

Nagle Styles, Louis i Zayn posłali sobie porozumiewawcze spojrzenie, chociaż było nieco nerwowe. W końcu przez nieuwagę jeden z mężczyzn zdradził Niallowi największą tajemnicę Kate. Swoje pochodzenia kobieta starała się ukryć przed większością ludzi, a tym bardziej przed właśnie swoim byłym chłopakiem, bo nie chciała go narażać na niebezpieczeństwo. Dlatego teraz nikt nie wiedział, co zrobić, więc milczeli, podczas gdy Horan patrzył się na nich z przejęciem, ale tez ogromną dozą niezrozumienia. Liam zaś okazał się zareagować na wszystko całkiem inaczej, bo nerwowe chodził po pokoju, bo w ten sposób próbował okiełznać swoje zdenerwowanie.

– Już i tak zacząłeś, Harry – odezwał się Zayn. – Poza tym, Kate tym listem powiedziała za dużo, żeby to teraz zostawić. 

Harry kiwnął głową, od razu rozumiejąc, że to jemu przypadł zaszczytny tytuł wyjawienia prawdy, więc zaczął tłumaczyć wszystko, co było wcześniej poddane wątpliwościom przez Nialla i Liama. Głównie odnosił się do blondyna, bo domyślał się, że dla niego to rzeczy mają większą wartość ze względu na to, co czuł do Kate. Jego głos jednak wydawał się być bez emocji. Nie było to jednak dziwne, bo Louis również przez szok nie potrafił wydobyć z siebie żadnych uczuć. Właściwie jedynie Liam był dość mocno poruszony całą sytuacją, bo jako jedyny nie potrafił ustać w miejscu i często zadawał różne dodatkowe pytania, które momentami wydawały się głupie, ale wszyscy starali się zrozumieć, że oczywiste dla nich aspekty mogą być czymś niepojętym dla osób postronnych.

– Dlaczego ona mi o tym nie powiedziała? – spytał Niall, gdy Harry skończył swój wywód. – Nie ufała mi na tyle?

– Bała się o ciebie – próbował go pocieszyć Louis. – To nie tak, że ci nie ufała, była zbyt przerażona myślą, że przez tę wiedzę coś mogłoby ci się stać i...

– Czyli co, Tommo, o ciebie się nie martwiła? – oskarżył go. – Czy może była pewna, że nigdy nie zdradzisz jej tajemnicy i będzie u ciebie bezpieczna. Bo wiesz, rozumiem, że powiedziała o tym Harry'emu, on w końcu też stamtąd pochodzi. Ale czemu niby podzieliła się tym z tobą, hm?

– Nialler, skończ – poprosił Zayn. – To naprawdę nie czas na kłótnie.

– Ja chcę po prostu wiedzieć, dlaczego tych kosmitów tak ciągnie do Louisa – powiedział, podnosząc lekko głos. – Może ma jakiś specjalny feromon, który wabi ich jak pszczoły do miodu. Chcesz ich jak najwięcej zaliczyć?

– Jesteś kompletnie pijany – westchnął Louis, zauważając, że mężczyźnie plącze się język. Starał się nie zwracać uwagi na to, jak ten go obrażał, bo wiedział, że to tylko nerwy. Zamiast tego wolał się nim zająć, bo w końcu był jego przyjacielem, a przyjaciele, szczególnie w takich sytuacjach, powinni o siebie dbać. – Zaprowadzę cię do pokoju, dobrze?

– Ja ją tak kocham, Louis – jęknął Niall, który szybko pozbył się tego twardego tonu głosu i wrócił do prawdziwego siebie, kiedy to Tomlinson podszedł do niego. Przytulił go wtedy, jak gdyby to on starał się przekazać szatynowi, że wszystko będzie dobrze. – Nie potrafię bez niej żyć.

Louis zerknął jedynie na Harry'ego, szukając jakiejkolwiek pomocy, ale spostrzegł, że ten zajęty jest rozkładaniem kanapy, żeby ułożyć na niej Nialla. Musiał więc poradzić sobie z tym wszystkim sam, a nie był specem od pocieszania ludzi o złamanym sercu.

– Nie powiem ci teraz, że masz się nie przejmować, bo to nic nie da – stwierdził, klękając obok Horana. – Po prostu pamiętaj, że jeśli naprawdę jesteście sobie przeznaczeni to się odnajdziecie, rozumiesz? Kate może być na końcu świata czy dosłownie w innej galaktyce, ale jeżeli to ona jest kimś, kogo przygotował dla ciebie los, to i tak skończycie razem, rozumiesz? A gdy wreszcie znajdziecie się w odpowiednim miejscu i o odpowiednim czasie, nieważne jak długo minęło od waszego rozstania, to oboje będziecie wiedzieli, że to jest to. I nawet, jeśli będzie to za wiele lat, to uczucie nie zestarzeje się nawet o dzień.

– Naprawdę tak myślisz? – niedowierzał Niall.

Louis zerknął na Harry'ego, którego twarz jeszcze przed chwilą nie wyrażała wciąż żadnych emocji. Uśmiechnął się jednak do niego, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy, mimo że mówił do przyjaciela. Wtedy też Styles nie wytrzymał i poddał się, lekko unosząc kąciki ust, gdy usłyszał zdanie.

– Uwierz mi, ja to wiem.

W ciągu kilku następnych dni Harry poruszył niebo i ziemie, żeby odnaleźć Kate. Louis jeszcze nigdy nie widział go w takim stanie, po tym, jak początkowo zniósł to bardzo spokojnie i nic nie wskazywało na to, że aż tak się przejmie losem kobiety. Mężczyzna podejrzewał, że ten nie robi tego dla samego odnalezienia jej, ale jedynie dla dobra misji, jednak nie zamierzał jakoś się w to wtrącać. Liczyło się dla niego tylko to, że ją odnajdą, bo w głębi serca miał nadzieję, że Kate nie jest wmieszana w nic złego.

Pewnego razu Tomlinson wszedł do statku kosmicznego Harry'ego, zastając mężczyznę siedzącego przy kokpicie. Niezbyt wiedział, co dokładnie robił, ale usiadł na krześle, które na znak bruneta, wysunęło się z podłogi i spoglądał na swojego ukochanego. Był nieco zaniepokojony jego determinacją, bo gdyby nie ten mały gest z miejscem siedzącym, mogłoby się wydawać, że nawet nie zauważył jego obecności. Louis jednak nie zamierzał zwracać na siebie uwagi, chciał po prostu przebywać z mężczyzną, bo mimo tego, że wciąż mieszkali razem, miał wrażenie, jakby byli od siebie oddaleni tysiące kilometrów. Jak gdyby od tamtej imprezy serce Harry'ego powędrowało z dala od zasięgu szatyna i nie pozwalało mu do siebie dotrzeć. To ogromnie go bolało, ale nie wiedział, co z tym zrobić. Nie miał pojęcia, jak po tym wszystkim zyskać na nowo jego zaufanie, bo po tym wszystkim to wydawało się niemożliwe.

Spoglądał tak na tył pleców Harry'ego, nagle zauważając, że ten nie jest ubrany w zwyczajnie, ale ma na sobie biały skafander, z czerwono-niebieskim piorunem na plecach. Louis zmarszczył brwi, niezbyt rozumiejąc, dlaczego ten założył ten strój, ale wciąż się nie odzywał. Nie dlatego, że nie chciał, po prostu nie potrafił wydobyć z siebie żadnego głosu.

Styles odwrócił się w jego stronę. Jego włosy były dłuższe niż zapamiętał, ale nie był w stanie skupić wzorku na jego twarzy, bo ogromnie bolała go głowa. Miał wrażenie, jak gdyby czaszka była za ciasna na jego mózg, który ciągle się rozszerzał albo z kimś walczył. Był przerażony, bo skupił wzrok na swoich dłoniach, które jednak nie wydawały się jego dłońmi. Czuł się podobnie, jak kilka dni wcześniej w salonie, gdy też obserwował znane mu przedmioty, nie umiejąc doszukać się w nich znanej sobie prawdziwości. Palce były wyraźnie dłuższe i bledsze, ale normalnie nimi poruszał i mógł je kontrolować. Zacisnął mocno oczy, żeby zaraz je znowu otworzyć i spojrzeć na Harry'ego.

– Zrobiliśmy to – odezwał się brunet, uśmiechając w jego stronę. Ten uśmiech był też inny, jak gdyby młodszy, tak samo jak jego oczy. Miał wrażenie, jak gdyby obserwował trochę młodszego Stylesa albo takiego, którego życie jeszcze w ten sposób nie zraniło. Zauważył, że charakterystyczna zmarszczka między jego brwiami praktycznie zniknęła. – To koniec. Wszyscy jesteście bezpieczni.

– Ziggy... – wydobyło się z ust Louisa, ale to nie on powiedział. To nie był jego głos ani jego myśli, na pewno nie nazwałby tak Harry'ego, wiedząc jak reaguje na wszystko. – Nie odchodź.

– Nie odchodzę – zapewnił go, pod pachą trzymając już górną część skafandra, którą zaraz zamierzał założyć. – Nie myśl o tym, jak o rozstaniu, po prostu wrócimy do dawnego życia.

– Nie będę potrafił tego zrobić. Nie po tym wszystkim, nie po tym, jak spadłeś na Ziemię, żeby...

– Żeby teraz wrócić do domu – dokończył za niego Harry, wciąż mając lekko uniesione kąciki ust. – I myślę, że jeszcze kiedyś się spotkamy. W końcu upadłem na Ziemi, ale też na niej się wzniosłem. Dlatego na zawsze pozostanie moją ulubioną planetą, ale we wszechświecie jest zbyt wiele gwiazd, żeby móc żyć przy jednej. A teraz do widzenia, David.

– Ziggy, nie odchodź... – mówił David i Louis, jak gdyby stali się jednością i mamrotali te słowa, początkowo używając głosu tego pierwszego, ale po pewnym czasie nie było wątpliwości, że to Tomlinson to mówił. Nie rozumiał nawet dlaczego, ale znów czuł, że cały świat wiruje, a jemu chce się zwymiotować od jasnych świateł, kontrastujących z czarnym tłem, które teraz przemierzał. – Ziggy...

– Louis!

Nagle wszystko się zatrzymało, a on otworzył oczy, zauważając, że był przed nim Harry. Tym razem mężczyzna klęczał przed nim, trzymając go za ramiona. Nie był już ubrany w skafander, a Louis mimo odczucia jeszcze lekkich zawrotów głowy, mógł z łatwością dostrzec głęboką zmarszczkę między jego brwiami, która byłą dobrze widoczna przez zdziwiony wyraz twarzy, z jakim się na niego patrzył.

– Harry – wyszeptał Tomlinson, kładąc dłoń na jego policzku, jak gdyby sprawdzając, czy był prawdziwy. Jego dłoń również wróciła do swojego zwyczajnego wyglądu, co jednak wcale o nie uspokoiło, a dodało więcej wątpliwości. – Co się stało?

– Wystraszyłeś mnie bardzo – wyznał Harry łagodnym głosem. – Zasnąłeś praktycznie od razu, jak usiadłeś, więc nawet nie zdążyłem z tobą porozmawiać, ale zaraz zacząłeś się dziwnie trząść i krzyczeć „Ziggy".

– Miałem dziwny sen – powiedział mężczyzna.

– Kolejny? – dopytywał się brunet, chwytając go za rękę.

– Nie wiem, co się dzieje, to chyba stres czy coś – próbował go zbyć. – Serio, skarbie, nie przejmuj się. Masz teraz ważniejsze sprawy.

– Nic nie jest ważniejsze od ciebie – uznał Styles pewnie, jednocześnie brzmiąc na oburzonego, że Louis mógł w ogóle inaczej pomyśleć.

– Ratowanie świata chyba tak – zaśmiał się gorzko Tomlinson. – Poza tym, jak ci idzie z tą Kate?

– Nie zmieniaj tematu – poprosił. – Ale jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to się rozpłynęła.

– Kontaktowałeś się już ze swoją bazą na Spocarii? – zastanowił się. – Na pewno muszą jakoś zapisywać, kto się pojawił na planecie...

– Nie mogę tego zrobić, bo wtedy wydam Kate – wymamrotał Styles. – Dopóki nie będę pewien, że jest z nią coś nie tak, nie chcę robić żadnych problemów. Odnajdę ją na własną rękę.

– Musisz być taki honorowy?

– Powiedz mi lepiej, co ci się śniło – zbył go.

Louis westchnął, ale z lekkim ociąganiem zaczął powtarzać, co pamiętał, podczas gdy Harry wysunął sobie krzesło naprzeciwko i notował wszystko. Szatyn był zdziwiony, że aż tyle pamięta, bo najczęściej sny dość szybko umykają z pamięci, ale teraz widział je wyraźnie niczym własne wspomnienia. Harry też wydawał się tym zszokowany albo wręcz przerażony, bo każde kolejne słowo Tomlinsona robiło na nim ogromne wrażenie. Ten nie do końca to rozumiał, ale mówił dalej, nie szczędząc mu zapamiętanych przez siebie szczegółów, ale również osobistych odczuć i wniosków. Gdy w końcu skończył, Harry przez pewien czas jeszcze milczał, próbując jakoś połączyć wszystkie fakty.

– To zabrzmi kompletnie idiotycznie, ale to wygląda, jakbyś otrzymywał skądś wizję Davida – wydusił z siebie w końcu brunet. – To, co teraz ci się śniło, było prawdziwym wspomnieniem z jednego z naszych spotkań. Nie wiem jeszcze, co oznacza to pierwsze, ale musisz mi mówić, o każdym takim incydencie, dobrze?

– Chyba musze ograniczyć używki, bo dostaje do głowy – odezwał się Louis. – W każdym razie, nie będę ci już przeszkadzać...

– Usiądź – rozkazał Harry, który sam wstał, przechadzając się nerwowo po pokoju. – Czuję, że jesteśmy już tak blisko, mamy rozwiązanie na wyciągnięcie ręki, ale jednocześnie brakuje paru najważniejszych ogniw i przez te luki do niczego nie dojdziemy. Naprawdę musimy odnaleźć Kate.

– Myślisz, że to ona za tym stoi? – spytał Tomlinson, ale drugi mężczyzna pokręcił głową. – To dlaczego uciekła?

– Nie uciekła – pokręcił głową. – I ona chce tam pomóc. List, który nam zostawiła, ma nas zmylić i sprawić, żebyśmy pomyśleli sobie, że ona jest na Spocarii, podczas gdy Kate wciąż jest gdzieś na Ziemi i czeka na odpowiedni moment.

– Czekaj, chyba przestaje cokolwiek rozumieć – przyznał się Louis. – Dlaczego chciała nas zmylić?

– Kate musi wiedzieć, że ktoś z naszych bliskich jest zagrożeniem – podjął wątek, wyraźnie podekscytowany, bo powoli odkrywał prawdę. – Dowiedziała się tego, jakiś czas temu, ale nie miała jak nam powiedzieć, kto to, bo ta osoba najwyraźniej też się dowiedziała czegoś o niej. Być może ma to związek z dzieckiem, to wydaje się najbardziej logiczne. Dlatego zostawiła list, który zmylił nas wszystkich, przekonując, że ma zamiar zamieszkać na Spocarii, tym samym poddając się. Rzuca misję, nie jest już zagrożeniem, a nie ukrywajmy, że Kate ze swoją wiedzą i pozycją jest naprawdę potężnym wrogiem. Dlatego, gdy teraz niby jej już nie ma, Pająki zdecydują się wyjść. Rozumiesz?

– Ale kto z nas może być tym złym? – zdziwił się Louis.

– Na pewno nie ty – stwierdził pewnie Harry. – Bo to tobie przekazała wspomnienia Davida, które prawdopodobnie są znakiem dla mnie.

– Dla ciebie? – zadawał mnóstwo pyta, wciąż mając mętlik w głowie. – I jakie wspomnienia?

– Wiesz przecież, że Kate była bliską osobą dla Davida do końca jego życia. On musiał coś jeszcze wiedzieć, a ona w jakiś sposób, jeszcze nie wiem jaki, przekazała ci te wiadomości, które teraz otrzymujesz w formie wizji – wyjaśnił. – Ale jednocześnie tylko ja jestem je w stanie zrozumieć. Kate nie mogła ich przekazać mnie, bo gdy Pająki wyjdą, to ja zapewne będę pierwszym ich celem. Ale była pewna, że to ja stanę się pierwszą osobą, której o tym opowiesz.

– Czyli, jeśli dobrze zrozumiałem, muszę zwracać uwagę na każdy taki dziwny sen, bo to wiadomość od Kate w formie wspomnień Davida, dzięki czemu uda ci się uratować świat?

– Nam się uda – poprawił go. – Ale tak, w skrócie o to chodzi.

– To popierdolone – prychnął Louis, kręcąc głową z niedowierzeniem, gdy wstał.

– Oczywiście – zgodził się w pełni Harry, teraz już się cały czas uśmiechając. Podszedł bliżej do Tomlinsona, kładąc mu dłonie na karku. – Ale kochanie, kto inny, ja nie my, możemy uratować świat? Jesteśmy przecież partnerami. A teraz pocałuj mnie, głupku. Może i jesteś bohaterem, ale to nie zwalnia cię z...

Louisowi nie trzeba było powtarzać tego dwa razy, bo od razu wpił się w jego usta, namiętnie go całując. Niemożliwie za tym tęsknił, tym bardziej, że znów czuł, że ma przy sobie dawnego Harry'ego. Zrozumiał już, że gdy chłopak bardzo się stresuje, to odbija się na ich relacji, ale teraz, wszystko powoli zbliżało się do końca, dlatego mogli znów nacieszyć się sobą. Nawet jeśli gdzieś w tle była cała misja, zdrada i fakt, że ktoś z ich bliskich stanowił zagrożenie, to przez te parę chwil liczyło się, że są razem. Gdy w końcu się od siebie oderwali, posłali sobie zadowolone uśmiechy. Tomlinson schował za ucho niesforny kosmyk włosów bruneta, który pomimo tego, że nie był tak długi jak wcześniej, wciąż opadał mu na twarz.

– Kocham cię – wyznał Louis.

– Ja ciebie też – odparł Harry, wtulając się do niego. – Najbardziej na świecie.

Louis i Harry leżeli na kanapie w ich domu, przytulając się do siebie. Szatyn bawił się włosami mężczyzny, zachwycając się tym, jak cudowne są w dotyku. Prawdopodobnie nigdy nie znudzi się tym prostym gestem i zawsze będzie za nim tęsknił, gdy tego już zabraknie. Ciemne kosmyki mężczyzny z każdą sekundą wydawały się jeszcze cudowniejsze, dlatego też jego serce zrobiło się dziwnie ciężkie. Poczuł też ten specyficzny rodzaj zdenerwowania, który rozpocząć się uciskiem w żołądku, a następnie rozprzestrzenił na całe ciało, sprawiając, że chciało mu się płakać. Nie wiedział nawet dlaczego, bo w końcu był szczęśliwy w tym momencie. Cieszył się, że może być tak blisko Harry'ego, dotykać go i napawać się jego obecnością. Nie starał się przejmować tym, co będzie, jak ten odejdzie, ale jednocześnie już teraz czuł, jakby to, co teraz robił było tylko wspomnieniem dawnych czasów, a nie działo się w tym momencie.

Cały dzień spędzili dość spokojnie, długo śpiąc, a później wylegiwali się w łóżku z kotkiem, który teraz znów do nich dołączył, kładąc się na brzuchu Harry'ego. Można było odnieść wrażenie, że Ziggy też podświadomie czuł, że niedługo mężczyzna ich opuści, dlatego praktycznie cały czas za nim chodził lub spał blisko niego. Louis przyglądał się zwierzątku, odnajdując w jego zachowaniu samego siebie. Dość ironiczne było to, że miał potrzeby niczym kot, ale w tym momencie też chciał być blisko Stylesa bez przerwy.

Pożałował przez chwilę, że tak nie może wyglądać jego życie. Wprawdzie nigdy nie był osobą, która marzyła o stałym związku i ogromnej rodzinie, bo od wielu lat kariera stała na pierwszym miejscu, a poza tym, Louis wątpił, że mógłby się szczerze zakochać. Jednak teraz jego największym marzeniem było zestarzenie się wraz z Harrym. Chciał w ten sposób spędzać z nim całe dnie, jeździć z nim na wakacje, gdzie spędzaliby intymny czas z dala od ciekawskich osób. Złapał się nawet na tym, że zastanawiał się, jak jego rodzina zareagowałaby, gdyby przedstawił im chłopaka. Szczerze, był przekonany, że by go polubili, bo jednak zawsze chcieli, żeby znalazł sobie kogoś na stałe. Z drugiej zaś strony, Harry nie tylko był mężczyzną, ale też kosmitą, co znacznie komplikowało sprawę.

Może i potrafił się bez problemu zachować wśród ludzi, ale czy rozumiał w ogóle ideę tradycji czy jakichś rodzinnych spotkań? Rozmyślał nad tym, czy mógłby spędzić z nimi Święta czy może uznałby to za całkowitą stratę czasu. Doszedł do wniosku, że tak naprawdę mało wie na temat tego typu poglądów Harry'ego, bo jeszcze nigdy nie doświadczył z nim takich rzeczy ani o tym nie rozmawiali.

– O czym tak myślisz? – spytał nagle brunet, otrząsając go z przemyśleń.

– Nic takiego – próbował go zbyć, uśmiechając się lekko.

– Och, to nie może być nic takiego, przestałeś głaskać mnie po głowie – zaśmiał się cicho Harry, a Louis zrozumiał, że rzeczywiście trzymał nieruchomo dłoń we włosach, kompletnie pogrążony w rozmyślaniach. – No dalej, przecież wiesz, że możesz ze mną porozmawiać o wszystkim.

– To naprawdę nic takiego – westchnął Tomlinson, poddając się jednak. – Po prostu zastanawiałem się, czy gdybyś, oczywiście hipotetycznie, nie mówię, że powinieneś to zrobić albo cię do czegoś namawiam, wiesz przecież, że akceptuje każdy twój wybór i...

– Skarbie – przerwał mu mężczyzna, siadając mu bezceremonialnie na kolanach. – Do rzeczy.

– Czy gdybyś miał zostać na Ziemi na stałe to czy miałbyś coś przeciwko przyjęciu takich ziemskich tradycji? – spytał w końcu, ale kontynuował swoją wypowiedź, nie dając Harry'emu czasu na odpowiedź. – Wiem, że u ciebie na Spocarii nie ma religii, więc pewnie też nie macie czegoś takiego jak Święta Bożego Narodzenia. Na Ziemi obchodzą je nawet niewierzący ludzie, bo to po prostu tradycja i zastanawia mnie czy ty uznajesz takie coś za totalną głupotę czy może chciałbyś brać w tym udział?

– Naprawdę o to pytasz? – zdziwił się Harry. – Myślałem, że znamy się już wystarczająco długo, że to oczywiste. W końcu, nie wiem, czy pamiętasz, ale od początku zachwycam się wszystkim, co ziemskie i mówiłem ci, że nie do końca identyfikuję się ze swoją planetą. W sensie, nie podoba mi się to, jak wygląda tam życie, że my nie mamy takich tradycji, bo wieki temu ktoś uznał je za błazenadę, ale ja jestem tradycjonalistą i szczerze, bardzo chciałbym wziąć udział w czymś takim. To musi być cudowne!

Brunet brzmiał na tak podekscytowanego, że Louisowi zrobiło się cieplej na sercu. W głębi duszy wierzył, że kiedyś uda mu się spełnić jego marzenie, chociaż racjonalnie myśląc to było niemożliwie. Uśmiechnął się jednak to niego krzepiąco.

– Wiesz, że mam urodziny w Wigilię Bożego Narodzenia? – podjął wątek. – Bo to dwudziesty czwarty grudnia, czyli dzień przed...

– Oczywiście, że wiem, po pierwsze, czytałem twoją biografię na Wikipedii, a po drugie, zdajesz sobie sprawę przecież, co studiowałem – odparł z prychnięciem, ale nie brzmiał na szczerze oburzonego. – Pamiętam wykład o waszych Świętach. Wykładowca kazał nam rysować... wyleciało mi z głowy, jak się nazywa takie przystrojone drzewo?

– Choinka?

– Dokładnie – potwierdził z zadowoleniem. – Pewnie pomyślisz, że to głupie, ale zawsze lubiłem sobie wyobrażać, że ubieram taką właśnie choinkę, później daję innym prezenty. To musi być cudowne.

– Jest – zgodził się Louis i złapał Harry'ego za dłoń. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym ci umożliwić przeżycie czegoś takiego. Serio, już widzę, jak pieczesz pierniczki z moją mamą i...

Przerwał, czując, że poszedł o krok za daleko. Nie chciał niczego insynuować, bo wiedział, że nie ma na, co liczyć. Harry na szczęście starał się zmniejszyć tę niezręczność.

– Tak, to by było miłe – uznał, uśmiechając się lekko. – Ale może, jak już skończymy misję i wszystko się ułoży, to uda nam się zrobić takie małe, przedwczesne święta w gronie najbliższych?

– Czemu nie? – Louis również przyjaźnie uniósł kąciki ust. – A myślisz, że wyjedziesz jeszcze przed grudniem?

– Raczej tak – potwierdził, unikając kontaktu wzrokowego. – To tak naprawdę kwestia kilku tygodni, zanim będzie po wszystkim. Tym bardziej, że jestem już prawie pewien wszystkiego...

– Tak w ogóle, podejrzewasz już kogoś? – zaciekawił się Tomlinson, nagle zaczynając ten temat. Było mu to na rękę, bo chociaż przez chwilę odpuścił myślenie o ich przyszłości, a raczej jej braku.

– Szczerze? – spytał retorycznie Harry. – Każdego z nich. W sensie, każdy z nich może mieć coś na sumieniu i jakiś motyw. Musimy teraz bardzo uważnie zwracać uwagę na twoje wizję, bo podejrzewam, że w nich pojawią się jakieś znaki.

– Ale jak David może o tym wiedzieć, skoro znał tylko Kate? – zastanowił się Louis.

– Myślałem o tym i wydaję mi się, że to nie są tylko wspomnienia Davida, ale jakoś połączone są z Kate. Za każdym razem, gdy widzisz te smugi światła, to prawdopodobnie jej podróż na Ziemię – wyjaśnił. – Ale na razie staram się wiązać fakty i nie chcę nic do końca mówić, zanim nie będę pewien. Boję się, że to wpłynie jakoś na twój tok rozumowania, bo jeśli teraz zdradziłbym ci, kogo najbardziej podejrzewam, to podświadomie w wizjach mógłbyś zobaczyć tę osobę.

– Okej, poczekamy spokojnie – powiedział, cmokając jego usta. – Ale teraz, mój kochany, zapraszam cię na seans najbardziej kultowego świątecznego filmu. Z góry mówię, że to dla mnie prawdziwie poświęcenie, bo widziałem go mnóstwo razy, ale cię kocham i to zrobię po raz kolejny, żebyś poczuł magię Świąt.

Sięgnął po pilota, podczas gdy Harry patrzył na niego ze zdziwieniem.

– Co to takiego? – spytał brunet zaciekawiony.

Kevin sam w domu.

****
RANY KOCHANI NAPRAWDĘ JESTEŚMY BLISKO KOŃCA JESTEM TAKA PODEKSCYTOWANA!!!

Nie wiem nawet, co teraz wam napisać, mogę tylko zaprosić na hashtag #hallospaceboyff na tt i zapytać się, co tam u was? Mam nadzieje, ze wszystko dobrze!!!

Ahhh i ostatnio paru z was spodobała się piosenka do rozdziału; serdecznie zapraszam was do posłuchania innych piosenek Rad Horror, bo chociaż mają tylko trzy (dzisiaj wyszła kolejna) są naprawdę świetni!!!

Miłego dnia kochani!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro