28. Lose Your Mind

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Louis spał spokojnie w łóżku z Harrym, gdy nagle usłyszał dźwięk oznaczający, że ktoś otworzył bramę. Zdziwił się trochę, bo tylko ograniczona liczna osób miała do tego dostęp, a nie spodziewał się, żeby ktoś wtargnął tak po prostu na jego posesję. Przez chwilę jeszcze rzeczywiście zastanawiał się, czy to nie włamywacz, który jakimś sposobem wszedł na ogród, ale po chwili z dołu wydobył się odgłos cichego pukania, a złodzieje raczej nie pukają. Otworzył więc oczy i bardzo powoli, żeby nie zbudzić chłopaka, wyszedł z łóżka biorąc jeszcze szybko koszulkę z krzesła. Założył ją po drodze na dół, wolnym krokiem schodząc po schodach.

Otworzył drzwi, ale zobaczywszy u progu Kate, wcale się nie zdziwił. Było w tym coś dziwnie naturalnego, jak gdyby kobieta przychodząca do niego w środku nocy po swojej ucieczce, nie była niczym nadzwyczajnym, a wręcz przeciwnie, wszystko składało się w logiczną całość. To w końcu Cat, to oczywiste, że zjawia się w specyficznych momentach z jeszcze bardziej zdumiewającymi wiadomościami. Nawet jeśli było już po drugiej, a wtedy nie może zdążyć się nic dobrego.

Louis wiedział, że powinien poczuć jakiś szok, upomnieć ją, zacząć wypytywać, ale nie miał na to siły. Może dlatego, że taka godzina nie sprzyja racjonalnemu myśleniu, może spodziewał się, że w końcu go odwiedzi, a może po prostu uśmiechnęła się w ten charakterystyczny dla siebie sposób, który mówił wszystko. Dlatego też Tomlinson nie mógł postąpić inaczej niż również unieść kąciki swoich ust, wpuszczając ją do środka. Ta nie zdjęła nawet swojego cienkiego trenczowego płaszcza, a od razu udała się do salonu. Usiadła jednak w nieco inny sposób niż zawsze, mężczyzna znał ją już bardzo dobrze, a do tego wszelkie szczegóły wydawały mu się bardzo wyraźne. Dobrze wiedział o jej nawyku zakładania nogi na nogę, który teraz został zastąpiony złączeniem ud i położeniem dłoni na kolanach, w nieco nerwowym geście. Bardziej przypominało to rozmowę kwalifikacyjną niż spotkanie dwójki przyjaciół, ale jednocześnie ta zmiana była dla szatyna dość logiczna. W końcu Kate zaraz miała zamiar mu się wytłumaczyć, więc nerwowość była jak najbardziej na miejscu. Zajął miejsce koło niej, czekając aż ta się odezwie. Gdy to zrobiła, jej głos był drżący i niepewny.

– Naprawdę dziękuję ci, że to robisz – powiedziała, powodując fale dziwnych myśli w głowie Louisa, bo nie miał pojęcia, do czego ona zmierza. – Po raz kolejny zawdzięczamy ci wszystko.

– Przecież mnie to też dotyczy – odparł Tomlinson z uśmiechem, nagle mając wrażenie, że pojmuje w pełni każde słowo kobiety. Niemożliwie cieszył się, że wreszcie ją widzi, chociaż w głębi serca czuł też pewien smutek. Starał się go jednak ignorować. – I nie masz mi za co dziękować, Kitty. To ja powinienem podziękować tobie. Przecież mogłabyś żyć sobie spokojnie na Spocarii, a zamiast tego...

– Przestań – przerwała mu. Położyła dłoń na jego policzku, gładząc go lekko. Wciąż się uśmiechała, jednak ten uśmiech był niemożliwie dołujący, jak gdyby patrzyła na coś, co straciła. Do tego całość wydawała się niemożliwie nostalgiczna, jednak Louis potrafił doszukać się w tym sensu. Wiedział, że Kate ma do niego pewną słabość i to raczej się nie zmieni. Sięgając pamięcią do samego początku, już wtedy, gdy on był jeszcze nastolatkiem, dość widoczne stało się to, że był jej ulubieńcem. Dlatego też nie dziwiło go, że nawet po tym wszystkim, co przeszli po tym, jak ją potraktował, ona wciąż potrafi tak o niego dbać.

Zorientował się jednak, że nie może sobie przypomnieć, co takiego jej zrobił. Miał wyrzuty sumienia, bardzo wyraziste, ale jednocześnie, nie był w stanie powiedzieć dlaczego. Jak gdyby wszelkie wyrządzone zło odeszło w zapomnienie albo raczej zniknęło i zostało zrobione przez inną osobę. W naturze nic nie ginie, więc wciąż odczuwał negatywne skutki, chociaż odnosiło się wrażenie, że to wcale nie on zranił przyjaciółkę. Właściwie mógł sobie to wmawiać i był prawie pewien, że nic się nie stało, ale wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju.

Najbardziej niespodziewaną rzeczą dla niego było to, że złapał się na całowaniu Kate. Nie mógł uwierzyć, że to robił, bo wcale tego nie chciał. Już dawno przewartościował swoje życie i wiedział, czego od niego oczekuje i z kim chce je spędzić, dlatego nie rozumiał powodu przez który właśnie jego wargi stykały się z tymi kobiety. To jednak było inne niż ich wcześniejsze pocałunki; bardziej namiętne i intymne. Szybko jednak dopadło go znane już uczucie, jakie najbliższym czasie często mu towarzyszyło. Był to silny uścisk w głowie, pomieszany z odczuciem, że nie jest sobą. To brzmiało jak jakaś choroba psychiczna, ale był szczerze przekonany, że to wcale nie on całuje Kate, to nie jego dłonie błądzą po jej ciele, zdejmując jej płaszcz, a potem inne części garderoby, to nie jego serce biło mocno naprzeciw tych jej.

W jednej chwili wszystko się rozpłynęło. Nie było już ciepłej sylwetki, dotyku czy nawet salonu, bo przemieniło się w to w jasną smugę światła, która go w całości oślepiła. Starał się gwałtownie mrugać, jednak to jedynie sprawiało, że widział różne dziwne wydarzenia, których nie był w stanie rozpoznać. Był przerażony, bo w jego głowie pojawił się wizerunek Harry'ego, który płakał na zmianę z jakimś szpitalem. Ten ostatni został na dłużej, bo białe światło zmieniło się w równie jasne ściany, tworzące wraz z okropną ciszą iście przerażające połączenie. Louis słyszał bicie własnego serca i przepływ krwi, bo jego ciśnienie wydawało się tak wysokie przez zdenerwowanie, jakie odczuwał. Nie miał pojęcia nawet dlaczego, bo na ogół nie bał się szpitali, ale w tym momencie był przerażony. Tym bardziej, że poczuł na swoim barku dotyk zimnej dłoni.

Nagle obudził się, podnosząc się z łóżka z głębokim wdechem. Spostrzegł, że dotykająca go dłoń należała do Harry'ego, który patrzył się na niego ze zmartwieniem, ale też zaniepokojeniem. Zaczął gładzić plecy Louisa w uspokajającym geście, nie zadając jeszcze żadnych pytań. Tomlinson jednak wiedział, że ten chce wiedzieć wszystko, ale musiał trochę poczekać.

– Chodź ze mną zapalić – poprosił. – Muszę się uspokoić.

Harry kiwnął głową i bez słowa wyszli na taras. Byli pół nadzy, ubrani tylko w bieliznę, więc było im trochę chłodno, ale na szczęście zostawili otwarte okno do pokoju, a dodatkowo Styles sięgnął po koce, żeby ich nimi okryć. Do Louisa dotarło, że w czasie jednej z pierwszych nocy, jaką chłopak spędził w tym domu, byli właśnie na tym balkonie, pijąc i rozmawiając o życiu. To wydawało się teraz tak odległe, a nie minął jeszcze nawet rok. Tomlinson, spoglądając na swojego towarzysza, miał wrażenie, że to całkiem inna osoba niż przybysz, z którym kontemplował w styczniu. Teraz Harry był dla niego znacznie bliższy, stał się na tyle ważny, że był w stanie poświęcić mu się całkowicie. Nie było już tego zdenerwowania, tej niezręczności milczenia, która choć wtedy wydawała mu się minimalna, to teraz zniknęła już całkowicie. Kochał go najbardziej na świecie, był dla niego wszystkim, wydawało się, że to nie tylko teraźniejszość czy przyszłość, przez te wizję Harry stał się także przeszłością, kimś, kto był przy nim od zawsze i powinien zostać.

Nie można go winić za to, że gdy odpalił papierosa, wcale nie podziwiał piękna miasta nocą, oświetlonego tysiącami świateł i kolorowymi neonami, gdzie samochody i inne pojazdy z zawrotną szybkością przemieszczały się. Bez problemu można było czuć, że Los Angeles, pomimo tak późnej pory, w pełni żyje. To miasto jednak nigdy nie należało do niego i Tomlinson czuł beznadziejność tej sytuacji. Wiedział, że powinien się stąd uwolnić i zacząć swoje życie gdzieś indziej, nie w miejscu, które na każdym kroku przypominałoby mu o Harrym. Jednak w tym momencie, odwrócił wzrok od widoków i przyglądał się mężczyźnie przed sobą. Wydawał się pogrążony w zadumie, ale on również zerknął na Louisa, wciąż się nie odzywając. Szatyn wysunął paczkę papierosów w jego stronę, a ten sięgnął po jednego. Nie musiał długo czekać, zanim Tomlinson mu go podpalił, podziwiając jego oblicze w żółtym świetle ognia zapalniczki.

To nie tak, że Louis lubił, jak ktoś palił. Sam to robił, ale wydawało mu się to najczęściej całkowicie obojętne u drugiej osoby, ani go nie odpychało, ani nie przyciągało. Wychodził z założenia, że ciało należy do siebie samego i nie można ingerować w decyzje jednostki, tym bardziej, jeśli robi się to samo. I zdecydowanie nie powinien zachwycać się samą czynnością palenia, bo to niezdrowe i nie powinno się idealizować złych nawyków. Jednak Harry wyglądał po prostu pięknie. Był niepewny, gdy się zaciągał po raz pierwszy, przez chwilę przyglądając się jak biały papieros pali się między jego długimi palcami. Później przykładał filtr do ust, robiąc to w bardziej kobiecy sposób, bo uwypuklał swoje wargi, wkładając go, a nie dodatkowo je chował. Louis przypomniał sobie, że Kate kiedyś tłumaczyła mu tę różnicę i że była ona związana z tym, że kobiety nie chcą zmazywać szminki i zostawiać jej na papierku. Harry zaś musiał to robić intuicyjnie, bo tak mu było wygodniej i chociaż Tomlinson nie starał się jakoś tego feminizować, ale nie mógł zaprzeczyć, że to wydawało się niemożliwie atrakcyjne i naprawdę na niego działało.

Zdążył już wypalić jednego papierosa, gdy Harry wciąż był w połowie swojego, gdy poczuł, że powinien zacząć. Spędzili może i tutaj już kilka minut, więc gdyby to był sen to powinien już go zapomnieć w większości, ale wszystko wciąż wydawało się tak żywe w jego umyśle. Mówił powoli, skupiając się na każdym szczególe, a chłopak słuchał go uważnie, chłonąc każde słowo. Początek właściwie nie był trudny, ale zaciął się, gdy musiał powiedzieć o tym pocałunku z Kate. Zatrzymał się wtedy na chwilę, próbując jakoś to ubrać w słowa. Bał się ukrywać cokolwiek przez Harrym, ale przerażało go też, co ten może sobie pomyśleć. Fakt, że przez większość czasu czuł, że był sobą komplikowało sprawę, ale też mogło mieć ogromne znaczenie.

– Domyślam się, że coś zaszło między Davidem, a Kate w tej wizji – odezwał się Harry. – Nie musisz bać się mi czegoś powiedzieć, to może mieć duży związek z...

– Tak, ale – przerwał mu, podejmując wątek. – Problem jest taki, że dopiero pod koniec zorientowałem się, że nie jestem sobą. Przez cały ten czas wszystko było tak realistyczne, działo się w tym domu, miałem wrażenie, że naprawdę przyszła do mnie Kate. I gdy zaczęliśmy się całować, nie wiem nawet, jak do tego doszło, to wtedy dopiero poczułem ten taki ucisk w głowie i wiedziałem, że nie jestem sobą tylko Davidem.

– I co było dalej? – dopytywał Harry, więc Tomlinson dokończył historię, zatrzymując się już definitywnie na dziwnej wizji szpitala, która była dla niego kompletnie nie zrozumiała. Przez pewien czas panowała wśród nich cisza, bo Louis nie wiedział, co powiedzieć, a brunet najwyraźniej zastanawiał się nad tym wszystkim, marszcząc brwi. – To naprawdę dziwne.

– Tak, skarbie, te wizje od początku takie są – odparł z lekkim uśmiechem, żeby rozluźnić atmosferę.

– Nie, chodzi mi o to, że poczułeś z Davidem jakąś więź – sprostował. – W sensie, mam wrażenie, że coraz później orientujesz się, że coś jest nie tak. Najpierw po imprezie praktycznie do razu zrozumiałeś, że to nie jesteś ty i to nie jest twój dom, później w statku kosmicznym zauważyłeś, że to nie twój głos, inne dłonie i że ja wyglądam inaczej, a teraz? Dopiero, gdy w ten charakterystyczny sposób zabolała cię głowa to domyśliłeś się wszystkiego. Ale nie byłeś pewien, to jedynie domysł, bo już przeżyłeś coś podobnego.

– Być może, ale nie potrafię tego kontrolować – wyjaśnił Louis. – Nie wiem, od czego to zależy i dlaczego coraz mniej w tych wizjach czuje siebie i, to głupio zabrzmi, ale poczułem wtedy taką jedność z Davidem i nie zauważyłem, że to jego wspomnienia, a nie moje życie.

– I to mnie właśnie martwi, skarbie – westchnął opiekuńczo Harry, kładąc dłoń na jego policzku. – Boję się, że jeśli to potrwa dłużej, to stracisz samego siebie.

– Więc co robimy? – spytał, nieco przerażony, bo w oczach chłopaka widział strach i niepewność. Sam nie przejmowałby się tym aż tak bardzo, ale za bardzo wpływały na niego uczucia Stylesa.

– Chciałbym poznać źródło tych wizji – wyznał brunet.

– Czy to nie moja głowa? – powątpiewał.

– Kate nie mogła tak po prostu włożyć wizji do twojej głowy – wyjaśnił. – Musi mieć jakiś środek przekazu, który w jakiś sposób ci dała. Jestem pewien, że to nie jest nic stałego i można się tego jakoś pozbyć.

– Czemu jesteś tego aż taki pewien? – spytał Louis, marszcząc brwi.

– Bo Kate nigdy by cię nie skrzywdziła – uznał, uśmiechając się smutno, jak gdyby wcale nie cieszył się z faktu, że ich przyjaciółka ma takie odczucia wobec niego. – Można powiedzieć wiele złych rzeczy o Cat, ale sam wiesz, że zawsze stara się uchronić tych, których kocha. A do ciebie zawsze miała ogromną słabość.

– Dlatego, jakby nie patrzeć, naraża mnie na jakieś zagrożenie? – zdziwił się. – Znaczy, kompletnie mi to nie przeszkadza. Od początku wiedziałem, na co się piszę, zgadzając się na tą misję i byłem pewien, że to niebezpieczne, ale...

– Nie, Lou, źle myślisz – przerwał mu Harry. – Kate nie chce ci zagrozić, ale nie miała wyjścia, bo tobie ufa najbardziej i mówiłem ci już, że tylko tobie mogła to przekazać, ale jednocześnie musiała to zrobić w jakiś nieoczywisty sposób. Nie mogła ta po prostu dać ci jakiegoś dysku i poprosić o odtworzenie czy cokolwiek takiego, bo to łatwo przechwycić. Teraz, tak naprawdę tylko ty jesteś jedyną osobą, która ma dostęp do tych informacji, więc...

– Jeśli ja zginę, to one zginą wraz ze mną – dokończył Louis, doznając olśnienia. Pokręcił głową z niedowierzaniem. – Że też nie wpadłem na to wcześniej. Jestem jednym nośnikiem tych informacji, więc gdyby Pająki mnie porwały, to powinienem wtedy zginąć, a wtedy też nie pozostanie żadnego śladu po nich. Całkiem sprytnie przemyślane. Czyli to ja a w tej bajce umieram, hm?

– Nie mam pojęcia – przyznał Styles i to zabolało, bo Tomlinson liczył, że zacznie zaprzeczać, nawet jeśli to miałoby być kłamstwem. Wolał chyba, żeby ten mydlił mu oczy, wmawiając, że wszystko będzie dobrze i to całkiem inaczej przemyślane. Z drugiej strony doceniał jednak szczerość, bo przynajmniej mógł się jakoś przygotować. – Jeśli mam być szczery, to nie wiem, kto umrze. To może być każdy z nas, nigdy nie wiadomo, jak potoczy się misja. Ale wątpię, że zginiesz przez to. Podejrzewam raczej, że z samego nośnika nie można odzyskać danych, to coś jednorazowego. Dlatego jeżeli w jakiś sposób się go pozbędziemy, to stracimy też wszystkie informacje.

– Co nie zmienia faktu, że wciąż to ja mam te wizję – dodał Louis.

– Ale dzielisz się nimi ze mną, więc obaj jesteśmy równie zagrożeni – stwierdził. – Ale bardziej prawdopodobne, że to ja zostanę porwany przez Pająki i jakoś torturowany, żeby wydobyć ze mnie te informacje. Wtedy ty zostaniesz z wizjami i dokończysz misję.

– Ja ma dokończyć misję? – prychnął Tomlinson. – Oszalałeś. Nie umiem dokończyć obiadu, co dopiero misji ratowania świata!

– Nie będziesz sam, przecież Kate do wróci – pocieszał go Harry. – I nie bez przyczyny zostałeś wybrany, Louis. Wiem, że sobie poradzisz. Wystarczy tylko, że poznamy wszystkie wizję, a wtedy cała sprawa będzie dla nas dużo łatwiejsza.

– Naprawdę tak sądzisz? – powątpiewał Louis.

– Ja to wiem.

Mężczyzna uśmiechnął się do niego, nachylając się, żeby pocałować o w usta. Było to niemożliwie urocze, ale też romantyczne, bo znajdowali się na ciemnym tarasie, gdzie w tle było miasto nocą, ale pomimo tych tysięcy ludzi, oni istnieli tylko dla siebie. Liczyło się to, jak ich dłonie błądziły po nagich ciałach, a usta smakowały siebie nawzajem. Louis czuł smak papierosów, ale kompletnie się tym nie przejmował, wręcz przeciwnie, podobało mu się to, bo to był Harry i tyle wystarczyło, żeby było idealnie. Do tego dochodził jeszcze fakt, że kocyk chłopaka spadł na ziemię, ale naprawdę nie mieli głowy do tego, żeby go podnieść czy nawet zauważyć, że zrobiło się chłodniej. Ich ciała były gorące naprzeciw siebie, chociaż Tomlinson mógł poczuć, że Harry ma gęsią skórkę i lekko drży w jego ramionach.

Pragnął go teraz. Pragnął go tak mocno, że nie potrafiłby tego opisać słowami, bo wydawały się niewystarczające. To było dziwne, że w jednej chwili z poważnej rozmowy przeszli do takich czynów, ale z drugiej strony, byli normalnymi ludźmi, nie superbohaterami. Stres, jaki towarzyszył im przez ostatni czas, dość mocno wpływał na ich zdrowie psychiczne i musieli jako odreagować, jednak żaden z nich nie myślał o seksie czy jakiejś większej fizyczności, bo inne sprawy wydawały się być ważniejsze.

Louis nie był nawet pewien, jak to się stało, że trafili do sypialni, wciąż się całując. Był bezwładny, miał wrażenie, że brak mu było sił, żeby zrobić cokolwiek, bo te wizje naprawdę go wykańczały. Nawet teraz bał się, że może to wciąż nie jest on sam, a jedynie kolejne wspomnienie z życia obcej dla niego osoby. Starał się zwracać uwagę na najmniejsze szczegóły, więc rzucił Harry'ego na łóżko, przyglądając mu się dokładnie. Wydawał się całkowicie sobą, miał tatuaże, które zrobił po przybyciu drugi raz na Ziemię, krótsze włosy, głęboką zmarszczkę między brwiami. Był zdecydowanie jego Harrym, ale w głowie wciąż rozbrzmiewała jakaś niepewność. Wydawało mu się, że jeszcze kilka chwil i się wybudzi z okropnym bólem głowy. Do tego dochodził fakt, że nagle zrobił się okropnie zmęczony, jak gdyby nie spał w od kilku dni. Przeszło to przez całe jego ciało, powodując, że z ledwością stał na nogach, a dodatkowo oczy same mu się zamykały i towarzyszyło temu przejmujące uczucie suchych gałek ocznych. Był pewien, że nie wtrzyma zbyt długo i zaraz zemdleje.

Styles zauważył jego zwątpienie i usiadł, tym samym pokazując, że jest gotowy na rozmowę. Louis zajął miejsce zaraz obok niego, łapiąc go za dłonie i zastanawiając się, co ma powiedzieć. Oczywiście, prawda byłaby najlepszym rozwiązaniem, ale z drugiej strony coś go powstrzymywało, bo jednak wydawało się naprawdę niedorzeczne. Nie mógł tak ciągle żyć w strachu, że jego życie nie jest wcale jego życiem, bo tym samym straci ostatnie tygodnie spędzone z chłopakiem. Dlatego też postanowił się przemóc i po prostu wyłączyć myśli, ponownie nachylając się do pocałunku. Został jednak zatrzymany.

– Lou, przecież widzę, że coś jest nie tak – powiadomił go brunet, bawiąc się jego palcami. – Czy coś jeszcze cię rozprasza?

– To głupie, ale boję się, że zaraz się okaże, że to się nie dzieje naprawdę – zaśmiał się nerwowo. – W sensie, cholera. Mam na ciebie straszną ochotę, ale jednocześnie coś mnie powstrzymuje i nie umiem się skupić.

– Naprawdę musimy się pospieszyć, bo zaczyna się robić niebezpiecznie – powiedział Harry, kręcąc z przerażeniem głową. Zaraz jednak się uśmiechnął, gładząc delikatnie policzek Tomlinsona, zachowując przy tym ogromną dozę czułości, dzięki czemu mężczyzna nieco się rozluźnił. – Ale to okej. Wiesz, że możemy po prostu się poprzytulać i spać, kocham cię i to mnie w pełni satysfakcjonuje.

– Naprawdę bym chciał – wyznał szczerze Louis, biorąc jego dłoń ze swojej twarzy, żeby pocałować jej wierzch. – Ale jestem tak dziwnie zmęczony i po prostu... to dziwne, ale myślę, że nie dam rady nic zrobić. Mam wrażenie, że tracę zmysły i ciało. Przepraszam.

– Jest okej, Louis – zagwarantował Styles, kładąc się pod kołdrę. – Bardziej zależy mi na twoim samopoczuciu, więc chodź już spać.

Tomlinson posłuchał go i zaraz ułożył się w ten sposób, że wtulił w siebie chłopaka, napawając się bliskością jego ciała i tym przyjemnym ciepłem. Uwielbiał zasypiać właśnie tak, z Harrym leżącym na jego klatce piersiowej, z jego niesfornymi włosami łaskoczącymi jego skórę i oddechem, który powodował gęsią skórkę. Był niemożliwie zmęczony i miał wrażenie, że wystarczy mu sekunda z zamkniętymi oczami i zaśnie. Wytrzymał jeszcze chwilę, żeby pogładzić Harry'ego po głowie.

– Ale rano to co innego, hm? – szepnął, a chłopak spojrzał na niego, energicznie kiwając głową. – Dobranoc, kosmiczny chłopcze.

– Dobranoc – odparł Harry, całując go w mostek, a potem razem zasnęli.


Louis obudził się, przez chwilę myśląc, że zrobił to od siebie, bo nie czuł już tego wcześniejszego zmęczenia. Szybko jednak odkrył, że pobudka wcale nie była samoistna, bo poczuł na sobie dłonie, które błądziły po jego ciele. Później do tego doszły usta, które zaczęły od jego brzucha i poruszały się w górę, aż doszły do szyi. Tomlinson jednak udawał, że wciąż śpi, będąc ciekawym, jak daleko posunie się Harry, żeby w końcu go obudzić. Podobało mu się, jak ten go dotyka w różne erogenne miejsca, całuje czy zagryza delikatnie skórę. W końcu Styles zdążył się zniecierpliwić, więc polizał ucho mężczyzn, zanim szepnął:

– Proszę, jest już rano – brzmiał na naprawdę zdesperowanego, więc Louis miał zamiar to wykorzystać.

Otworzył delikatnie oczy, z trudem powstrzymując uśmiech, gdy widział Harry'ego o poranku. Chłopak wyglądał jeszcze na zaspanego, do tego jego włosy były w kompletnym nieładzie, ale Louis uwielbiał go właśnie takiego. Uważał, że jest jedyną osobą, która widzi bruneta właśnie w takim stanie, gdzie ten nie stara się wyglądać idealnie, ale dla mężczyzny i tak taki już był.

– Nieładnie tak budzić tatusia – zacmokał niezadowolony. Styles przygryzł wargę, patrząc na niego z podnieceniem. Tomlinson ujął w dłoń jego twarz, ściskając nieco policzki, żeby mieć nad nim kontrolę. – Czego byś chciał? Użyj słów, skarbie.

– Mógłbyś mnie pieprzyć? – spytał, gdy został już uwolniony z uścisku. – Proszę.

– Słucham? – prychnął Louis. – Obudziłeś mnie tylko po to, żebym cię wypieprzył?

– Możesz tylko leżeć, poradzę sobie – powiadomił go bez cienia wstydu, siadając okrakiem na jego kolanach. Tomlinson uniósł jedynie brwi w zdumieniu, czekając na dalszą część wypowiedzi. – W końcu nie możesz się przemęczać prawda?

Dłonie bruneta, powędrowały na klatkę piersiową Tomlinsona, gładząc skórę pokrytą włoskami. Wydawał się tym całkowicie pochłonięty, jak gdyby ta czynność była jedną z najważniejszych w jego życiu. Te ręce, pomimo swojego chłodu, rozgrzewały Louisa, który czuł, że robi się twardy pod wpływem nawet najmniejszego dotyku. Przyglądał się jak zahipnotyzowany ruchom Harry'ego, zastanawiając się, co będzie następne. On niestety nie należał do cierpliwych osób, więc odezwał się:

– To dalej, podaj mi lubrykant – jego głos był bardzo apodyktyczny, bo starał się dzisiaj kreować właśnie na taką osobę. Harry'emu to jednak wydawało się nie przeszkadzać, a wręcz przeciwnie, był bardzo zadowolony, gdy sięgał do szafki nocnej, szukając nawilżacza. W naprawdę ładny sposób rozciągnął swoje ciało przed Tomlinsonsem, który lekko klepnął jego pośladek, sprawiając, że chłopak wygiął plecy w charakterystyczny dla siebie sposób spowodowany podniecaniem. To jedynie wprawiło szatyna w lepszy nastrój, gdy brał od niego butelkę, zsuwając jego bokserki. – To jedno mogę dla ciebie zrobić. Odwróć się tyłem.

Harry zdziwił się lekko, ale wykonał polecenie, wcześniej do końca się rozbierając. Wypiął się przed mężczyzną, a Louis z zachwytem obserwował jak jego uda drżą, gdy dotykał bladych pośladków. Nie mógł się oprzeć przed złożeniem klapsa na jednym z nich, podziwiając, jak zostaje tam czerwony ślad. W końcu otworzył lubrykant i wlał sobie trochę na palce, bez ostrzeżenia wkładając go w chłopaka. Ten sapnął, ale Tomlinson przytrzymał go za biodro, żeby się nie poruszał.

Doszedł do wniosku, że naprawdę tęsknił za tym uczuciem bliskości, ale też władzy nad Harrym. Nagle zapomniał o tych wszystkich wydarzeniach z ostatnich dni, po prostu się rozluźnił i można powiedzieć, że utracił swój umysł.  Był skupiony jedynie na chłopaku, na tym, że jego przepiękne ciało było dostępne tylko dla niego i mógł zrobić z nim, co tylko chciał. Ironiczne wydawało mu się to, że ludzie są jednak czasami naprawdę jak zwierzęta, bo właśnie teraz tak się czuł. Działały jedynie jego pierwotne instynkty, myślał za pomocą swojej fizyczności, ale wszelkie racjonalne myślenie czy obawy na temat przyszłości zniknęły, gdy tylko otrzymał Stylesa w pełnej okazałości. Ogarniało go tak cudowne uczucie błogości i spokoju, że wyleciało mu z głowy, gdzie się znajduje. Mógł być gdziekolwiek, chociaż najczęściej, gdy sprawiał Harry'emu przyjemność wyobrażał sobie jakąś sielankową scenerię. Oczywiście, to były jedynie takie momenty, kiedy to nie odzywali się do siebie, nie prowadzili sprośnych rozmów, a jedyne co można było usłyszeć to jęki chłopaka i charakterystyczny dźwięk spowodowany przez nawilżone palce Louisa.

Tomlinson nie starał się nawet być wobec niego delikatny, bo wiedział, że ten nie jest zbyt wielkim fanem tego typu stosunków. W stałym tempie wkładał i wyciągał palce, po pewnym czasie pozostając przy trzech, którymi starał się go jak najlepiej rozciągnąć. Wszystko, co wydobywało się z gardła Harry'ego było dla niego najpiękniejszą symfonią, którą mógłby odtwarzać w swojej głowie w nieskończoność. Miał wrażenie, że minęło już tak dużo czasu, odkąd ostatni raz robili takie rzeczy, że znów czuł się jak podczas ich inicjacji. Znów przestawał widzieć w Harrym istotę ludzką, a raczej dzieło sztuki, które właśnie bezcześci, a może właśnie tworzy jego inna postać.

Gdy w końcu zdecydował, że wystarczy, pociągnął go za włosy, co było znacznie utrudnione przez ich długość i wyjął swoje palce. Harry zaskomlał z niezadowolenia, ale Louis uspokajał go, poprzez gładzenie jego pleców jedną dłonią, podczas gdy drugą wyciągnął do etażerki, żeby odnaleźć prezerwatywy. W niezbyt bezpieczny sposób otworzył jedną zębami.

– Odwróć się, chcę na ciebie patrzeć – powiedział, jednak jego ton nie znosił sprzeciwu. Styles posłusznie to zrobił, podczas gdy szatyn właśnie nakładał zabezpieczenie. Doszedł do wniosku, że powinien porozmawiać z nim na ten temat, bo naprawdę chciał jeszcze przeżyć z nim jakiś stosunek bez prezerwatyw, bo idea poczucia Harry'ego bez przeszkód wydawała mu się niemożliwie zniewalająca. – Proszę na mnie usiąść.

To zdanie wywołało krótki chichot u bruneta, ale mimo tego zrobił to, bardzo powoli się nabijając. Wziął przy tym głęboki oddech, a powietrze wypuścił dopiero, gdy już całkowicie usiadł. Po tym zaczął oddychać już bardzo szybko, chociaż nawet jeszcze się nie poruszał energicznie, a jedynie kręcił biodrami kółka, żeby przyzwyczaić się do takiego rodzaju stymulacji. Louis naprawdę miał ochotę już sam coś zrobić, ale odpuścił, kładąc jedynie ręce za głowę i czekając na chłopaka.

Gdy ten w końcu podskoczył, serce Tomlinsona się zatrzymało. Z trudem powstrzymał jęk, ale i tak sapnięcie wydobyło się z jego ust, co wywołało pewny siebie uśmieszek u Harry'ego. To z kolei dodało mu nieco werwy i dopiero wtedy zaczął poruszać się z intensywną szybkością. Louisowi nie zostało nic więcej, jak podziwianie go w pełnej okazałości. Wciąż był dla niego najpiękniejszym rodzajem sztuki, ale gdy obserwował tylko ruch, to nie była już zwykła rzeźba klasyczna. Dynamizm jego ciała był iście barokowy, a mężczyzna rzeczywiście czuł swojego rodzaju przepych przez nadmiar emocji. Miał wrażenie, że ekstaza na twarzy Harry'ego to najbardziej kunsztowna rzecz na świecie, ale jednocześnie był przytłoczony tym pięknem. Na pewien czas wyłączył się z rzeczywistości i skupił się jedynie na doskonałości ciała bruneta, którego mięśnie nóg przez gwałtowne ruchy stały się twarde niczym marmur, co idealnie pasowało do jego bladej skóry.

Harry wydawał się z każdą chwilą przyspieszać i przymknął swoje oczy, a Louis po wilgoci jaką poczuł na swoim podbrzuszu zrozumiał, że ten jest blisko. Uderzył go fakt, że to właśnie o spełnienie fizyczne chodzi w tym akcie i dopiero teraz pojął, że on również zbliża się do końca. To było dla niego sporym szokiem, bo ten cały czas minął mu niemożliwie szybko, a do tego całkowicie zapomniał o celu, dla którego to robią. Naprawdę miał wrażenie, że podziwia coś idealnego, wręcz seraficznego, co jednak pokazało, że wcale nie jest aż takim zwierzęciem. Bo to rzeczywiście nie była tylko pierwotna potrzeba fizyczna; to coś duchowego, przenoszącego ciało w sferę sacrum. Jego umysł znalazł się przez ten czas w Idylli i całkowicie zapomniał, że ten akt ma ich doprowadzić do spełnienia nie tylko spirytualnego, ale także cielesnego.

Złapał Harry'ego za biodra, nieco pomagając mu w jego ruchach. Wtedy ten nie wytrzymał i opadł na tors Louisa, pozwalając mu się posiąść. I Tomlinson z chęcią to zrobił, wbijając się w niego z dużą dynamicznością, jednocześnie przytulając jego ciało i wdychając zapach. To nie trwało długo, tym razem szatyn był pewien, że nie minęło zbyt wiele czasu, jak poczuł, że chłopak się na nim zaciska, krzycząc jego imię, a następnie szczytuje między ich ciałami, nie potrzebując nawet dodatkowej stymulacji. On również doszedł, przez skurcze, jakie dawał mu Styles i przez to, jak cudownie sapał mu do ucha, próbując uspokoić oddech. Nie miał siły się ruszyć, jedynie przytulał do siebie jego nagie ciało, nareszcie czując się znowu człowiekiem. Znów był w swoim ciele i swoim umyśle, wszedł z powrotem do sfery profanum, już nie było tej asomatyczności, a prawdziwi ludzie, z krwi i kości, wtuleni w siebie tak mocno, jak gdyby w innym wypadku mogłoby im się coś złego stać. Ale przynajmniej na tę chwilę, obaj byli w pełni szczęśliwi, mając siebie.

A potem wszystko zamieniło się w czerń.

*****
TAK WIEM ZNOWU KOŃCZĘ W TAKIM MOMENCIE POZWIJCIE MNIE

dobra, jestem tak podekscytowana na odkrycie wszyskich kart, ze chyba bardziej się tego nie mogę doczekać niż wy. Ale wiecie, to opowiadanie jest dla mnie takie ważne i aaaaaaaaa serio kochani zbliżamy się już do końca, jeszcze jakieś dwa rozdziały!

Liczę, ze wam się podoba, możecie mi coś o tym napisać, ale bardziej mnie interesuje, co tam u was! Ja właśnie zaczynam ferie i mam tyle planów, bo mam zamiar spędzić je ze znajomymi na wyjazdach, spotkaniach, imprezkach, ale tez się trochę poucze i co najważniejsze, jadę w góry! Naprawdę nie wiecie jak potrzebuje tych piciu dni z przyjaciółmi w jakimś domku w górach, czuje ze to mnie odmieni.
(Przypominam, ze ostatnio jak wyjechałam z miasta, było to w wakacje i nad morzem, a po tym właśnie powstało Woodstock in my mind i właśnie pierwsze rozdziały i dokładniejszy zarys hallo spaceboy, wiec liczę ze to tez będzie takie inspirujące!)

Życzę wam miłego dnia/weekendu i życia!!!! Kocham was mocno!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro