4. Always In My Head

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

           

– Misja X Factor odwołana – powiedziała na wejściu Kate, gdy oboje wrócili do statku. – Tomlinson ma coś lepszego.

Kobieta usiadła na fotelu, wyraźnie zadowolona, kręcąc się na nim przez chwilę, podczas gdy Louis oparł się o konsolę na środku, krzyżując ręce na piersiach i uśmiechnął się do Harry'ego.

– Uznałem, że możemy wykorzystać magię internetu zamiast trochę już przestarzałej telewizji – zaczął, a Kate przestała się kręcić i jedynie prychnęła żartobliwie w jego stronę. – Wielu młodych piosenkarzy zaczynało od wstawiania swoich coverów czy później własnych piosenek na YouTube i teraz są znani. Harry mógłby zrobić to samo...

– Mam pytanie – przerwał mu Styles, w dziecinny sposób podnosząc dłoń do góry. Tomlinson kiwnął głową, przyzwalając mu na mówienie. – Co to YouTube?

– Taka stronka, gdzie ludzie wrzucają filmiki ze słodkimi zwierzątkami – wyjaśnił Niall, a Kate dała mu kuksańca w bok. – Dobra, są tam też nieco poważniejsze rzeczy...

– Wracając, myślę, że Harry mógłby z łatwością stać się sławny, bo ma świetny głos, a do tego jest dość uroczy, więc nastolatki szybko to podłapią – kontynuował Louis. – A jeśli nie, to zawsze może zrobić cover jakiejś piosenki 1D, a ja go udostępnię. Będzie wyglądało to dość wiarygodnie, tym bardziej, że skoro go w pewnym sensie wypromowałem, będziemy się mogli spotykać.

– A czy to nie będzie wyglądało jakbyś był jego sugar daddym? – zażartował Zayn.

– Tak, ponieważ już nie można mieć męskich przyjaciół, bo od razu to oznacza, że jest się gejem i ich sponsorem – przewrócił oczami Tomlinson.

– W twoim przypadku niestety często tak jest – uznał Liam. – Tym bardziej, że Harry...

– To może czas w końcu przestać w końcu bać się tego, co powiedzą media – powiedział pewnie Louis. – Naprawdę, mam w tym roku dwadzieścia sześć lat i szczerze nie chcę spędzić reszty życia, bojąc się spotykać z kimś ze względu na to, co pomyślą inni.

– Szczerze mówiąc, uważam, że masz rację – odezwała się Kate. – Teraz, jak jesteś z Eleanor wydaję mi się, że bez problemu możesz przyjaźnić się z Harrym czy kimkolwiek innym i skoro ty sam jesteś przekonany, jakie relacje cię z kimś łączą to powinno być dobrze. Ludzie plotkują, ale jeśli to rzeczywiście nieprawda to te plotki się kończą. A jeśli się nie kończą, to oznacza, że wcale nie są tylko plotkami.

– Czyli co ty na to Harry? – zapytał chłopaka Tomlinson. – Podoba ci się ten pomysł?

– Jest fantastyczny! – przyznał Harry. – To jak, możemy już zaczynać?

– Hola, hola, nie tak szybko kochaniutki – przerwała mu kobieta. – Ja dzisiaj mam jkilka spraw do załatwienia, ale zrobię mu jeszcze konta na portalach społecznościowych. Wy za to musicie załatwić ten akt urodzenia.

– Robi się, szefowo – brunet żartobliwie jej zasalutował, a Kate przyłożyła dłoń do piersi.

– Już cię kocham. Gdyby ta czwórka była taka jak ty, moje życie byłoby łatwiejsze – stwierdziła, po czym wskazała palcem na Louisa. – Tomlinson, ty jeszcze dzisiaj wybierz z Harrym jakieś piosenki, które może zaśpiewać i zrób mu krótką lekcje największych gwiazd ostatnich czasów.

– Robi się, szefowo – powtórzył szatyn, a kobieta otarła nieistniejącą łzę z policzka.

– Harry, zostawiam cię. Masz na niego zbawienny wpływ.           

Ω

– Harry Edward Styles, urodzony  pierwszego lutego tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego czwartego roku w Redditch. – Louis na głos przeczytał akt urodzenia Harry'ego, który właśnie został im przesłany, wraz z krótką biografią. Był właśnie na dużym łóżku Tomlinsona, rozmawiając przez laptopa z Kate. – Uczęszczał do szkoły w Holmes Chapel, aktualnie mieszka w Los Angeles, gdzie pracuje w piekarni i studiuje filozofię.

– Wiarygodne, prawda? – upewnił się Harry, leżąc na brzuchu z nogami w górze, podpierając brodę na otwartych dłoniach.

– Wydaję się okej – odezwała się Kate.

– Dlaczego akurat w piekarni? – zdziwił się Tomlinson.

– A dlaczego nie? – odparł, wzruszając ramionami. – Wprawdzie dostałem od swojego rządu ziemskie pieniądze i nie muszę zarabiać, ale lubię piec, a na mojej planecie nie mam zbyt wiele możliwości do robienia tego, więc przynajmniej tutaj mi się to uda.

– Wiesz, że i tak nie będziesz pracował ani się uczył, prawda? – zapytała kobieta.

– Och – zdał sobie sprawę z prawdziwości tych słów. – No cóż, w sumie myślę, że i tak nie miałbym na to czasu. Muszę zająć się misją i znaleźć jak najszybciej jakieś mieszkanie.

– Przecież możesz mieszkać ze mną – wypalił mężczyzna, a Harry zmarszczył brwi, podczas gdy Kate prychnęła cicho.  – Znaczy, dopóki nie znajdziesz sobie czegoś dla siebie. Poza tym, teraz i tak muszę trochę wprowadzić się w obecny świat muzyki, więc lepiej jak pobędziemy trochę razem.

– Tak chyba byłoby najlepiej – zgodził się Styles, kiwając głową i podgryzając dolną wargę. – Ale nie chcę być dla ciebie problemem. Już i tak dostatecznie dużo ci siedzę na głowie.

– Louis chyba wolałby, żebyś mu siedział na innej części ciała – wymamrotała kobieta.

– Słucham? – odezwał się Harry, który najwyraźniej nie dosłyszał albo nie do końca zrozumiał, o co jej chodziło.

– Okej, w każdym razie, zrobiłam już ci konto na Instagramie, Twitterze i YouTube oraz kupiłam obserwatorów, żeby nie wyglądało podejrzanie. Zaraz prześlę ci hasła – zmieniła temat. – Mam jedynie prośbę, żebyś nie korzystał jeszcze z tego na Twitterze, lepiej jak będzie nieaktywne dopóki nie wstawisz pierwszego coveru. Zrobimy z tego swego rodzaju nowy start, wiesz, żeby nie wyglądało dziwnie.

– A co z Instagramem? – zaciekawił się Tomlinson.

– Jest do waszej dyspozycji – uznała Kate. – Tylko proszę bez gejowskich sesji nago. A jak już to najpierw wyślijcie je na moje konto.

– Czy Niall przestał cię zaspokajać seksualnie i znowu szukasz pocieszania wśród porno? – odgryzł się Louis. – Cat, myślałem, że już przez to przeszliśmy. Nie chcę znowu zawozić cię na odwyk.

– On żartuje – zapewniła Harry'ego kobieta, a gdy chłopak spojrzał na niego, Tomlinson jedynie poruszył brwiami. – Wracając, ogarnijcie dzisiaj piosenki, które Harry ma zaśpiewać, a jutro pójdę z nim na zakupy i wybierzemy coś ładnego.

– Mogę pójść z wami – powiadomił ich Louis.

– Przecież ty nienawidzisz zakupów – przypomniała mu Kate, układając usta w dziubek, co miało zasugerować, że zna powód, dla którego szatyn chce im towarzyszyć.

– Od razu nienawidzę – westchnął. –  Po prostu czasami jestem nieco nerwowy, ale z chęcią wam pomogę.

– Nieco nerwowy, ostatnio wyszedłeś ze sklepu, bo miałeś dość po piętnastu minutach – uśmiechnęła się złośliwie. – A tym razem musimy skompletować całą szafę, więc będziemy tam cały dzień.

– Chciałem tylko pomóc, znam się trochę na tym – kontynuował Louis, który na myśl o tym, że miałby spędzić kilka godzin bez Harry'ego czuł pustkę. Nie wiedział, co miały robić przez ten czas, bo chociaż mężczyzna nie jest u niego długo to zdążył się już zszyć z myślą, że zawsze ma się do kogo odezwać.

– Uwierz, że ja trochę bardziej – zapewniła go, po czym dalej mówiła już łagodniejszym głosem. – I Louis, dobrze wiesz, że mi to totalnie nie przeszkadza. W sensie, mógłbyś z nami pojechać i pomarudzić nad uchem, co najwyżej zamknęłabym cię w placu zabaw dla dzieci. Chodzi raczej o to, że nikt nie może cię zobaczyć z Harrym. Jeszcze. Ja dam radę przejść niezauważona przez całe miasto, bo ludzie mają mnie gdzieś, ale tobie na pewno się to nie uda, a przyłapanie cię z Harrym, którego później masz przypadkowo odkryć w internecie trochę skomplikuje sprawę. Rozumiesz?

– Przecież nie jestem zły – wymamrotał.

– Ale nadąsany – uznała, a on posłał jej delikatny uśmiech. – Dobrze chłopcy, zostawiam was, bo mam jeszcze kilka spraw na wieczór.

– Jestem przekonany, że to tylko jedna sprawa – zaczął Louis. – Chyba, że Niall ma dwa penisy.

– Napiszę jutro! – powiedziała na odczepne i rozłączyła się, zostawiając śmiejącego się Harry'ego.

– Myślałem, że to, że są razem jest oficjalne – odezwał się Styles. – Nie rozumiem, czemu ona tak to ukrywa.

– Bo oni nie są razem – westchnął Tomlinson. – U nas najczęściej, żeby być parą trzeba się kochać, a oni tylko uprawiają seks.

– Nie, nie, nie – pokręcił głową Harry. – Jestem przekonany, że się kochają. Patrzą na siebie w ten sposób.

– Czyli?

– Jakby nie widzieli świata poza sobą – odparł. – Naprawdę tego nie zauważyłeś?

– Nie wiem, chyba jakoś nigdy nie zwróciłem na to uwagi – wzruszył ramionami.

– Możliwie, że ja jestem na to wyczulony, bo my raczej nie patrzymy się tak na innych. Wy Ziemianie macie taką przypadłość, że jak jesteście w kimś zakochani to od razu to widać w waszych oczach. Nie umiem nawet wyjaśnić, co to takiego, ale jak patrzę na zakochaną osobę to wyczuwam to i czy jest zakochana ze wzajemnością – wyjaśnił, siadając po turecku na łóżku. – Chociażby Zayn; u niego widać, że jest nieszczęśliwy.

– Zayn ma dziewczynę, która na pewno go kocha – uznał Louis. – Może ci się tak wydawało, bo nie patrzył na nią?

– Nie, to nie to – zdziwił się chłopak, marszcząc brwi. – On jest zakochany w Liamie.

– Nie jest – zaprzeczył skonfundowany Tomlinson, po czym przez chwilę się zastanowił, bo nie wierzył, że Harry mógł w ogóle o czym takim pomyśleć. – Na pewno nie jest. Powiedziałby mi, bo mówimy sobie o wszystkim, a poza tym są tylko przyjaciółmi.

– Wow, Louis, twoje życie naprawdę musi być ciężkie – powiedział nagle Styles, sprawiając że serce Louisa na chwilę stanęło, nie wiedząc, do czego ten zmierza. – Jak to jest być ślepym i nie zauważać nawet tak oczywistych rzeczy?

– Ale z ciebie złośliwiec – prychnął, rzucając w niego poduszką. Harry zaśmiał się i odrzucił ją. Ten ruch sprawił, że zaczęli nawzajem się nimi uderzać, wciąż śmiejąc się lub coś krzycząc. Louis znów czuł się jak małe dziecko, urządzające bitwy na poduszki, ale ta infantylna zabawa bardzo mu się podobała. Do tego szybko odkrył, że jest równie silny jak brunet, bo bez problemu jedną ręką chwycił go za nadgarstki, umieszczając je nad jego głową, równocześnie go łaskocząc. Chłopak w słodki sposób chichotał, próbując się wyrwać, jednak nie walczył z duża energią, a jedynie oplótł nogami tors Louisa.

Tomlinson musiał z całych sił się opierać, żeby nie pójść o krok za daleko, bo gdy przyglądał się tak zarumienionej twarzy Harry'ego naprawdę miał go ochotę pocałować. Mówił sobie, że to po prostu fakt, że tak dobrze się bawią, bo ten wcale mu się nie podobał. Może i miał te śliczne pełne usta, a oczy patrzyły na niego z taką radością i zaufaniem, ale Louis miał dziewczynę i nie mógł zauroczyć się kosmitą. Jednak pozycja w jakiej się znaleźli i ta cała sytuacja sprawiła, że naprawdę czuł potrzebę pocałowania go.

Na szczęście nie zamknął laptopa i usłyszał, że ktoś do niego dzwoni. Odsunął się od chłopaka i odebrał.

– O mój boże, czy wy już zaczęliście? – usłyszał głos Kate i szybko poprawił rozczochraną grzywkę w kamerce. Obok niego usiadł Harry, którego włosy były jeszcze bardziej rozczochrane. – Naprawdę myślałam, że chociaż zamkniecie laptopa.

– Cat, wygłupialiśmy się tylko i biliśmy poduszkami – wyjaśnił.

– To tak to się nazywa na Spocarii? – spytała retorycznie. Louis chciał coś powiedzieć, ale machnęła ręką. – Nieważne. Chciałam tylko przekazać, że manager Eleanor nalega na spotkanie w tym tygodniu.

– Nie obchodzi mnie to – jęknął. – Nie chcę jej widzieć.

– Mnie też nie – uznała Cat.

– Mnie to obchodzi! – wtrącił się Harry. – Należy jej się szacunek, nie możesz tak traktować jej jak rzeczy, na którą masz lub nie masz ochoty.

– Ja tylko... naprawdę nie chcę... – zaczął Tomlinson, ale chłopak spojrzał na niego przenikliwie. – Dobrze. Zadzwonię do niej jutro.

– Nie przeszkadzam wam już – odezwała się Kate. – Miłej zabawy, czy coś. 

– Wzajemnie – podroczył się Louis.

– On jest dzisiaj na golfie – powiadomiła go.

– Nie wspominałem nic o Niallu – puścił oczko, a kobieta jęknęła i się rozłączyła. Harry roześmiał się, przytulając się do poduszki, podczas gdy Louis załączał Spotify, żeby od razu zająć się pracą. – Pokażę ci teraz najbardziej popularnych wykonawców ostatnimi czasy i wybierzesz coś, co ci się najbardziej podoba, dobrze?

– Tak jest – zgodził się, przyglądając mu się uważnie. Tomlinson starał się patrzeć w ekran, ale mimo to czuł na sobie ten przeszywający wzrok. Z jednej strony sprawiał, że czuł się nieco niekomfortowo, z drugiej zaś było mu dobrze z tym, że Harry się na niego patrzy. Wydawało się to dość miłe albo nawet przyjemne.

Louis dopiero teraz zrozumiał, jak trudno jest wyjaśnić komuś, czego słucha się w dzisiejszych czasach. Nigdy wcześniej nie miał okazji rozmawiać z kimś, kto kompletnie nie zna się na obecnej muzyce. Jasne, może i tłumaczył babci, czym jest jego zespół, ale ta przynajmniej słuchała radia i miała jakąkolwiek styczność z popem czy innymi popularnymi obecnie gatunkami. Harry zatrzymał się na latach siedemdziesiątych, w których nie dość, że inna muzyka królowała, to jeszcze dostęp do niej był trudniejszy. W dzisiejszych czasach nie trzeba ograniczać się do tego, co nadają stacje, bo internet daje nam nieograniczone możliwości poznawania nowych wykonawców i gatunków, które znacznie odbiegają od trendów.

Dlatego też Tomlinson zdecydował, że gdy pokaże Harry'emu listy przebojów, przejdzie do bardziej alternatywnej muzyki, bo chłopak po prostu mu do tego nie pasował. Jasne, mógłby zrobić cover jakiejś piosenki Ariany Grande albo Justina Biebera, ale po pierwsze, widział, że Styles nie jest zachwycony ich utworami i przesłuchuje je do końca ze zwykłej grzeczności, a do tego to byłoby dziwne. Harry był stworzony do rocka, tak jak powiedział mu to na początku, ale dopiero teraz Louis to dostrzegał. Zdawał sobie jednak sprawę, że będą musieli pójść na jakiś kompromis, bo śpiewając utwory, które nie są tak popularne miałby trochę problemów ze zdobyciem sławy.

Po kilku godzinach wspólnego słuchania muzyki, wraz z komentarzami Louisa na temat każdego z twórców, szatyn zdecydował, że mogę odpuścić sobie wszelkie listy przebojów. Harry jak na razie uznał, że podoba mu się kilka piosenek Coldplay oraz najnowsze Eda Sheerana. Był pod wrażeniem, że Tomlinson ich zna osobiście, a z Edem nawet się przyjaźni, jednak mężczyzna nie był pewien, czy jeszcze przez dłuższy czas będzie mógł przedstawić chłopaka komukolwiek ze swoich trochę dalszych przyjaciół.

– To był w większość czysty pop, więc nie dziwię się, że nie przypadło ci to do gustu – usprawiedliwił Stylesa, gdy szukał innych gatunków. – Ale wiem, co mogłoby ci się spodobać. Wprawdzie nie jest to taki rock, jak zapamiętałeś, ale jego niezależna odmiana. I jest to dość popularne obecnie, głównie wśród takiej starszej młodzieży. Dokładnie dziewczyn, ale...

– Płeć nie ma znaczenia – przerwał mu. – Po prostu mi pokaż.

– Jestem z północy, więc w sumie dorastałem trochę z tym zespołem – dodał Tomlinson, załączając Harry'emu Arctic Monkeys i odsuwając się trochę, bojąc się jego reakcji. Właściwie rzadko mówił o tym, że jako nastolatek często ich słuchał i uwielbiał mocniejsze brzmienie pierwszych płyt, jednak ta najnowsza również przypadła mu do gustu, bo chociaż już bardziej przypominała pop, wciąż zaliczała się do alternatywnej muzyki.

Kątem oka jednak cały czas zerkał w stronę chłopaka, żeby się przekonać, co ten o tym sądzi. Uspokoił się trochę, gdy zobaczył, że kąciki ust Harry'ego są lekko uniesione, a jego palce stukają o poduszkę w rytm muzyki. Styles szybko złapał jego wzrok i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– To mi się naprawdę podoba – stwierdził. – Mogę zaśpiewać coś od nich?

– To przecież twój wybór – odparł dyplomatycznie Louis. – Ale chciałbym cię usłyszeć w Do I Wanna Know.

Harry zmrużył oczy, gdy włączał tę piosenkę jeszcze raz, dokładniej wsłuchując się w tekst. Tomlinson w milczeniu pozwalał mu zagłębić się w muzykę, zadowolony, gdy chłopak zgodził się na to. Nie wiedział nawet, czy bardziej cieszy go fakt, że udało im się wreszcie coś wybrać czy że Styles posłuchał się jego porady. Nie mógł się już doczekać, aż wreszcie usłyszy jego wykonanie, bo był pewien, że będzie świetne.

Później wybieranie kolejnych piosenek okazało się dużo łatwiejsze, bo Harry powoli sam zaczął rozumieć działanie tego programu i stworzył sobie playlistę, gdzie umieszczał utwory, które mógłby zaśpiewać. Ku zadowoleniu Louisa nie upierał się tak bardzo przy jedynie alternatywnych wykonawcach czy tych z poprzedniego wieku, ale rozumiał, że będzie musiał iść na jakieś kompromisy, żeby zyskać popularność. Dlatego właśnie wybrał wiele różnych piosenek, zarówno klasycznie rockowych, jak i takie prosto z list przebojów.

– Czy myślisz, że mógłbym zaśpiewać coś od Davida? – spytał niepewnie chłopak. – Wiem, że to może nie pasować, ale...

– Hej, skarbie, najważniejsze, żebyś ty czuł się dobrze – odparł Louis, kładąc mu dłoń na kolanie. Szybko jednak się otrząsnął i zabrał ją, żeby nie przesadzać. Musi zachować platoniczne relacje z Harrym, a używanie słodkich pseudonimów na pewni w tym nie pomaga. – Może chcesz usłyszeć tę najnowszą płytę?

– Czy to dziwne, że wołałbym tę o mnie? – upewnił się, a Tomlinson z łagodnym uśmiechem zaprzeczył ruchem głowy. Bez słowa włączył album, o którym wspominała niedawno Kate. On sam nigdy nie słuchał The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars, ale uznał, że chciałby to zrobić, chociażby po to, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o Harrym.

Chłopak leżał na jego łóżku, wciąż przytulając się do poduszki, gdy zaczęła lecieć pierwsza piosenka. Słuchali jej w milczeniu, a Louis cały czas obserwował Stylesa, który wydawał się zastygnąć w jednej pozycji, wpatrując się tępo w jedno miejsce. Tomlinson trochę się o niego martwił, ale nie miał pojęcia, jak zareagować. Domyślał się, że słuchanie albumu napisanego o sobie przez kogoś, kogo się kochało albo wciąż się kocha musi być niemożliwie trudne, ale do tego wszystkiego dochodziła jeszcze śmierć Davida, która potęgowała te negatywne doznania. I w innym wypadku Louis na pewno nie położyłby się za Harrym, oplatając dłonią jego brzuch i mocno przyciskając klatkę piersiową do pleców, ale teraz nie miał wyjścia. Musiał go jakoś pocieszyć i tutaj wcale nie chodziło o to, że już od dawna chciał się do niego w ten sposób przytulić, po prostu wspierałby tak każda inną smutną osobę.

Muzyka wciąż grała, a Louis poczuł, jak brunet delikatnie drży. Przytulił go mocniej, ale to nic nie pomogło, a wręcz przeciwnie, usłyszał jak ten cicho zanosi się płaczem. Nie miał jednak pojęcia, co mógłby mu powiedzieć, bo wszystko co przychodziło mu na myśl było niewystarczające. Jednak chciał mu jakoś pomóc, więc po prostu trzymał go w swoim ramionach, czekając aż ten się uspokoi.

Nagle Harry odwrócił się w jego stronę, jednak nawet nie spojrzał na niego, a jedynie skulił się, mocząc przód koszulki Louisa. Szatyn nie przejmował się tym, ponownie przytulił go do siebie, dłonią pocierając plecy. Miał wrażenie, że chłopak był teraz znacznie mniejszy niż w rzeczywistości i bardziej bezbronny. Tomlinson przesunął jedną z rak trochę wyżej, wprost na jego głowę, żeby chociaż przez chwilę dotknąć tych miękkich loków. Były jeszcze przyjemniejsze w dotyku niż mu się wydawało, miał ochotę wtopić w nie całkowicie palce i pociągnąć. Powstrzymał się jednak i pozostał przy delikatnym masowaniu.

Po prawie czterdziestu minutach takiego leżenia w końcu odsunęli się od siebie. Tomlinson wciąż trzymał ręce z tyłu chłopaka, lekko go dotykając, podczas gdy ten uniósł delikatnie głowę, patrząc na niego uważnie. Policzki miał mokre od łez, a oczy były zaczerwienione, co tylko uwydatniało ich zieleń. Louis z trudem musiał przyznać, że ten wyglądał pięknie, nawet jeśli płakał. Otarł kciukiem resztę łez i uśmiechnął się do niego delikatnie. Ten odpowiedział tym samym, chociaż uśmiech jaki mu posłał wydawał się trochę smutny.

– Przepraszam – wyszeptał. – Mogłem się spodziewać, że to się tak skończy.

– Prędzej czy później i tak byś tego przesłuchał, więc chyba lepiej, że teraz przynajmniej ktoś przy tobie był – stwierdził mężczyzna.

– Masz rację. Dziękuję – zgodził się chłopak, krótko całując go w policzek. Tym razem to Louis zastygł, nie spodziewając się czegoś takiego, więc jedynie wpatrywał się w Harry'ego, który sięgał teraz po laptopa. – Posłuchamy teraz twoich piosenek?

– H, jest już późno – jęknął. To była dość słaba wymówka, ale naprawdę nie chciał, żeby Styles włączył coś od One Direction tuż po tym, jak przesłuchali jeden z najlepszych albumów Bowiego.

– Proszę – powiedział chłopak, przedłużając samogłoski. Louis przewrócił oczami, bo brunet spoglądał na niego w taki sposób, że nie mógłby odmówić. 

– Ale pomiń dwie pierwsze płyty – poprosił.

– Dlaczego? – zdziwił się Harry.

– Bo wtedy jeszcze nie tworzyliśmy do końca swojej muzyki – przyznał. – Wiesz, mieliśmy osoby, które pisały za nas teksty, a mój głos, jak już raczył się pojawić, to w całości autotune.

– Co masz na myśli mówiąc, że raczył się pojawić?

– Śpiewam gorzej od reszty chłopców, więc nic dziwnego, że na początku miałem mniej solówek – powiadomił go Louis. – Później to się zmieniło, jak nasi fani trochę mnie polubili i chcieli słyszeć więcej mojego głosu na płytach. No i sam teraz też dość dużo piszę...

– O rany, to naprawdę ty? – spytał nagle Styles, wskazując na zdjęcie, które było okładką do Up All Night.

– Harry! – upomniał go Louis, zabierając laptopa. Chłopak zaśmiał się cicho, zauważając zdenerwowanie szatyna.

– Droczę cię, wyglądałeś naprawdę uroczo – uśmiechnął się do niego. – Ale dalej, włącz mi coś!

– Okej, skupimy się na razie na singlach – oznajmił, włączając Youtube. – I tak musisz zrobić cover którejś naszej piosenki, a lepiej jak będzie to coś popularnego, żeby szybko ktoś to znalazł.

Harry przystał na to, mamrocząc pod nosem zgodę, a Louis zabrał się za wybranie mu czegoś. Odkrył, że włączanie komuś swojej muzyki jest niemożliwie stresujące, tym bardziej, że chłopak sam dobrze śpiewał i wydawało się, że się na tym zna. Nie mógł więc oprzeć się wrażeniu, że ten za każdym razem, gdy słyszy głos Tomlinsona w utworze będzie go oceniać i to negatywnie. Dlatego właśnie Louis całkowicie odwrócił wzrok już przy pierwszym singlu, jaki mu załączył, czyli Midnight Memories.

Nie minęła, jednak minuta, kiedy usłyszał westchnięcie chłopaka, bo wtedy właśnie usłyszeli solówkę mężczyzny. Ten nie mógł się oprzeć i zerknął na Harry'ego, który wpatrywał się w ekran z otwartą buzią, dopóki nie zatrzymał nagle nagrania i przeniósł wzrok na Louisa.

– Cholera – wyszeptał w jego stronę. – Twój głos jest jeszcze seksowniejszy, gdy śpiewasz.

– Żartujesz sobie – prychnął szatyn i chciał znowu włączyć teledysk, ale Harry chwycił go za nadgarstek.

– Mówię serio, naprawdę dobrze śpiewasz – kontynuował. – Ale, rany, nie spodziewałem się, że wyglądasz aż tak dobrze bez zarostu. Twoje kości policzkowe...

– Oglądaj dalej – uznał Louis, czując się nieco zawstydzony tymi komplementami, bo Harry wydawał się w tym tak szczery, jakby po prostu mówił to, co miał na myśli.

– Twoje oczy – wymamrotał Harry.

– Cicho – upomniał go, czując jak się rumieni. Niesamowicie cieszył się, że w pokoju było mało światła i zapewne nie było to aż tak widoczne, ponieważ dawno nie czuł się tak zawstydzony. W pewnym sensie zdawał sobie sprawę, że często podobał się ludziom, ale to były najczęściej fanki, które nie oceniały jego urody obiektywnie, bo patrzyły przez pryzmat tego, że go lubiły i lubiły jego zespół. Teraz jednak takie komplementy prawił mu Harry, który był obiektywny, bo nie miał powodu, żeby podlizywać się Louisowi. Tym bardziej, że on chyba zawsze mówił, co chciał i nie miał żadnych zahamowań, co odkrył już podczas rozmowy o romantycznych relacjach jego przyjaciół.

Styles grzecznie w milczeniu poczekał do końca teledysku, zanim się odezwał:

– Wszyscy wyglądacie tam dobrze, bo jesteście tacy niegrzeczni, ale mam szczerą nadzieję, że zostawiłeś gdzieś tę kurtkę. Podkreśla twój kolor oczu.

– Mam ją gdzieś w szafie – zbył go trochę, włączając następne utwory.

Harry posłuchał go i rzeczywiście nie mówił nic do końca, jedynie uważnie obserwując każdy teledysk. Louis starał się odczytać, co o tym sądzi, patrząc na jego profil, ale nie był pewien, bo chłopak był mocno skupiony na ekranie. Tomlinson doszedł do wniosku, że on sam tak rzadko ogląda teledyski w których występuje, że sam już zapomniał, jak w nich wyglądał, co było dość ciekawym doświadczeniem, bo nie zauważył, jak dojrzał przez te parę lat.

W końcu skończyli wszystko, pomijając jedynie pierwszą płytę, bo Harry namówił Louisa na obejrzenie też tych wideo z Take Me Home. Po tym wszystkim sam szatyn się nie odezwał, a jedynie popatrzył pytająco na Stylesa.

– Podoba mi się – stwierdził, a Tomlinson zmarszczył brwi. – Mówię naprawdę. To może nie jest mój rodzaj muzyki, ale nie dziwię się, że zyskaliście taki sukces. Macie ciekawe brzmienie i wszyscy macie równie dobre głosy. Chociaż przyznam, że twój się wyróżnia, bo jest bardzo oryginalny. Ale to zdecydowanie zaleta.  

– Dziękuję – odparł, nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu. – Wybrałeś już piosenkę?

– Chyba Night Changes – stwierdził. – Przyjemna. A ty wyglądałeś tam bardzo dobrze, chociaż cieszę się, że masz zarost – oznajmił, kładąc dłoń na jego policzku i pocierając go lekko.

– Zayn i Liam też mają zarost – powiedział głupkowato.

– Wiesz, co jeszcze mają? – zagadał chłopak, zabierając rękę z daleko od jego twarzy, ale nachylając się w jego stronę. Jego usta były tuż przy jego uchu, co sprawiło, że przeszły go ciarki, ale starał się jakoś w sobie trzymać i nie pokazywać, że większość rzeczy, jakie robi Harry tak na niego działa. To jednak wydawało się mieć ogromnie erotyczny wydźwięk. – Stosunki seksualne.

– Harry! – jęknął Louis, podczas gdy ten chichotał. – Moi przyjaciele nie uprawiają seksu. Przynajmniej ze sobą.

– Żyj dalej w swoim świecie kłamstw – uniósł w geście obronnym obie dłonie. – Jeśli to pomoże ci spać w nocy, to twoi przyjaciele nie uprawiają seksu ze sobą.

– Zayn ma dziewczynę – wymamrotał Louis, kładąc się wygodniej na łóżko. Harry przybliżył się do niego, układając się tuż obok.

– Tak samo jak ty? – spytał i chociaż to pytanie wydawało się nieco złośliwie, w jego głosie nie było nic niemiłego, a jedynie zwykła ciekawość.

– On ją szczerze kocha – wzruszył ramionami. – Zawsze wydawali mi się tak dobraną parą. Wiesz, byli dla mnie taką nadzieją, że nawet jeśli związek miał być początkowo ustawką to można się zakochać. Tym bardziej, że z jego byłą dziewczyną, Perrie, było podobnie. Też ją mocno kochał, chociaż mieli być tylko promocją dla zespołów.

– Jesteś pewien, że ją kochał? – powątpiewał Harry. – Czy może po prostu bycie z nią było wygodne, bo lepiej jest mieć kogokolwiek, gdy jest się nieszczęśliwie zakochanym.

– Mieszasz mi w głowie – przyznał szczerze. – Po prostu przez ciebie zaczął się nad tym zastanawiać i może rzeczywiście oni byli ze sobą zawsze blisko, ale w inny sposób niż na przykład ja z nimi. Poza tym zawsze myślałem, że Zayn ufa mi w stu procentach i mówi wszystko. Przecież ja sam dobrze wiem, jak trudne jest ukrywanie takich rzeczy przed światem, więc mógłbym mu jakoś pomóc.

– Zayn wydaję się być bardzo tajemniczy – ocenił chłopak. Dopiero teraz Louis zauważył, że jest przytulony do jego torsu, ale nie sprawiało to, że czuł się niekomfortowo. Tak rozmawiało im się wygodnie, a do tego czuli pewną bliskość, która wszystko ułatwiała. – Nie wydaję mi się, że powiedziałby ci wprost o tym. Raczej sam musiałbyś zapytać, a wtedy na pewno by cię nie skłamał.

– Naprawdę znasz się na ludziach – pochwalił go Tomlinson, zauważając, że rzeczywiście nawet po tak krótkim czasie był w stanie poznać się na Zaynie.

– To pewnie dziwnie zabrzmi, ale to studiowałem – wyjawił. – W sensie, miałem taki przedmiot, gdzie uczyłem się o ludziach i wszystkim, co z wami związane. Począwszy od ogólnej anatomii, poprzez to jak się zachowujecie, wasze uczucia, aż po środowiska w jakich żyjecie.

– To jak weterynaria – zaśmiał się Louis, a Harry uderzył go lekko pięścią w pierś.

– Nie traktujemy was jak zwierzęta – zaprzeczył. – To raczej kulturoznawstwo. Chociaż powiem co, że jak pierwszy raz przyleciałem na Ziemię to miałem problemy nawet z rozpoznaniem pokoju, w jakim przebywałem.

– Naprawdę? – nie dowierzał mężczyzna, ale Styles nagle wstał z łóżka.

– Czekaj, mam swój dziennik pokładowy z pierwszego lądowania. Pokażę ci. – Szatyn jedynie kiwnął głową, czekając na powrót Harry'ego. Ten wrócił dość szybko, dając mu mały czarny notes. – Powinno być gdzieś zaraz na początku. Możesz sobie poczytać w wolnym czasie.

– Jestem teraz trochę zmęczony – stwierdził, odkładając dziennik na biurko. Brunet od razu na to wspomnienie ziewnął i palcem wskazującym podrapał się w kącik oka. – Widzę, że ty też. Idziemy spać?

– Ja-a – podjął wątek niepewnie, unikając wzorku Louisa. – Nie chcę dzisiaj spać sam. Dużo się zdarzyło.

Tomlinson doskonale wiedział, o co mu chodziło. Domyślał się, że cała sprawa z Davidem nie dawała mu spokoju i nie dziwił się, że chłopak woli z kimś zostać na noc. Musiał odczuwać teraz silną potrzebę bliskości, a Louis nie był bez serca i naprawdę chciał mu ją zapewnić, bo miał wrażenie, że to jego obowiązek. Harry był sam na obcej planecie, żeby ją uratować, chyba może się poświęcić i spędzić z nim w łóżku kolejną noc.

– Możesz spać tutaj – zaproponował, a Styles spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. Bez skrępowania zdjął koszulkę, po czym wziął się za ściągnięcie dresów. Louis poczuł dziwny ucisk w sercu na myśl, że te rzeczy należą do niego. Uwielbiał pożyczać Harry'emu ubrania, bo to wydawało mu się tak cudownie rodzinne. Do tego znowu mieli spać razem, co jeszcze bardziej przypominało, jakby już całkowicie ze sobą mieszkali. Tomlinson jednak zatrzymał go, gdy brunet chciał się pozbyć bokserek. – Chyba lepiej jak zostaniesz w bieliźnie.

– Jasne – zgodził się, kładąc się do łóżka. Louis szybko się rozebrał i dołączył do niego, gasząc lampkę nocną. Tym razem jednak nie bał się go przytulić, kładąc rękę pod jego szyję, podczas gdy ten ułożył się przy jego piersi. To nie było niezręczne, wręcz przeciwnie, wydawało się odpowiednie. Chciało mu się śmiać na samą myśl, że odczuwa taką więź z kimś, kogo zna tak krótko, ale to nie zmieniało faktu, że było mu po prostu dobrze. – Dobranoc, Lou.

– Dobranoc, kosmiczny chłopcze.

Harry musiał być o wiele bardziej zmęczony niż się wydawało, bo już po chwili jego oddech się uspokoił, podobnie jak bicia serce, których rytmiczne pompowanie krwi czuł na swoim boku. On sam również był zmęczony, ale nie umiał zasnąć. Myślał nad tym, jak znalazł się w tak dziwnej sytuacji i właściwie dlaczego akurat on. Dlaczego spośród wszystkich ludzi na Ziemi statek kosmiczny Harry'ego zdecydował się wylądować w jego ogrodzie i dlaczego on zgodził się mu pomóc. Jednak najbardziej nie rozumiał dlaczego leżąc tak z przytulającym się do niego przybyszem z innej planety czuł większy spokój ducha niż przez ostatnie kilka lat. Nie miał ochoty palić, pić czy coś wziąć. Wystarczyło mu to ciepło na boku i cichy oddech, żeby być spokojnym.

Spojrzał jednak na dziennik, który znajdował się na jego biurku i nagle miał ogromną potrzebę przeczytania, co czuł Harry gdy po raz pierwszy wylądował na Ziemi. Właściwie wtedy nawet nie był Harrym, tylko Ziggym, kosmitą Davida, co sprawiało, że z nieznanego dla siebie powodu odczuwał zazdrość, ale wciąż był ciekawy, jak wtedy się zachowywał. Bardzo powoli wstał, starając się nie obudzić mężczyzny, który tylko coś wymamrtoał przez sen.

Usiadł przy biurku, biorąc dziennik w dłoń. Otworzył na pierwszej stronie, gdzie po dacie zorientował się, że było to jeszcze przed wyjazdem ze Spocarii. Przeszedł dalej, bo nie chciał naruszać prywatności Harry'ego, który zgodził się, żeby przeczytał jeden, szczególny fragment. Szybko jednak znalazł ten dzień i z łatwością rozczytał się z czytelnego pisma chłopaka.

Spadanie.

Siedziałem w swoim fotelu już kilka minut czasu pokładowego, nie mając pojęcia ile minęło w rzeczywistości. Mogły być to dni, tygodnie, a może nawet lata. Zastanawiałem się, czy aby na pewno wciąż wyglądam tak samo, czy moje ciało się zmieniło, a jeśli tak, to w jakim stopniu. Podróże międzygalaktyczne miały to do siebie, że nigdy nie wiadomo, kim będzie się po wylądowaniu na obcej planecie. Chociaż prawdopodobieństwo, że przekroczenie prędkości światła realnie mnie zmieni było nikłe, to domyślałem się, że i tak będę czuł się inaczej.

Pamiętam doskonale, jak nagle poczułem spadanie. Gdyby nie cyfry, wyskakujące na wskaźniku, nie zdawałbym sobie sprawy z gwałtowności upadku. W tamtej chwili z mojego zasięgu zniknęły gwiazdy i wszystkie zlały się w płynną, prostą smugę światła, która mocno kontrastowała z czernią nieba. Z każdą sekundą jasność się zwiększała aż zaczęła być oślepiająca, więc zamknąłem oczy. Słyszałem ciężki stukot maszyny, twarz i kark oblane miałem potem, mimo że czułem na plecach zimny powiew klimatyzatora. Żałowałem, że nie zobaczyłem tych wszystkich gwiazd, które były dla mnie tak nieznane, jednak nawet gdy miałem wrażenie, że moje oczy przyzwyczaiły się do blasku, nie miałem odwagi ich otworzyć. Dopiero gdy natężenie zelżało, bardzo niepewnie zrobiłem to i ujrzałem przed sobą całkowity błękit. Nie wiedziałem, gdzie jestem, wydawało mi się, że tak intensywnie niebieski kolor musi być wynikiem jakichś moich halucynacji. Starałem się głęboko oddychać, bo czułem, że zaraz stracę panowanie nad sobą. Nie wiedziałem, gdzie się znajdowałem i nie mam na myśli położenia względem przestrzeni kosmicznej, ale raczej podłoża. Mogłem być równie dobrze do góry nogami, bokiem lub normalnie, ale to i tak nie zmniejszyłoby tego zawirowania w mojej głowie.

Całość trwała zaledwie kilkadziesiąt pokładowych sekund, chociaż dla mnie było to znacznie więcej. Moje ciało odczuło co najmniej godzinę dziwnych wirowań i zmian pozycji. Mimo że samo spadanie było nieprzyjemne, to upadek już do takich nie należał. Ta chyba też jest w życiu; sama świadomość i etap przejściowy jest gorszy od tego, co ma się wydarzyć. Tym bardziej, że usłyszałem słowa dochodzące zapewne z wieży kontrolnej. Nie miałem jednak pojęcia, z której planety.

– Jesteś na miejscu – głos był nieco zniekształcony przed odległość, ale bez problemu mogłem go zrozumieć. – Obiekt X znajduje się w odległości pięciu metrów od ciebie.

Odpiąłem pas i spróbowałem wstać. Nie udało mi się to za pierwszym razem. Miałem wrażenie, że moje nogi nie należą do mnie. Zacząłem uważnie oglądać ręce, ale to wcale nie pomagało, bo wciąż wydawało mi się, że nie są moje, choć były to te same kończyny, z którymi żyję już tyle czasu. Te blade dłonie z długimi palcami znałem lata, ale spoglądałem na nie, jakbym widział je pierwszy raz.

– Powtarzam, obiekt znajduje się w odległości pięciu metrów – powiedział głos, ale w jego tonie czuć było coś w rodzaju zniecierpliwienia. Albo może mi po prostu się tak wydawało, bo zrozumiałem, że to stacja kontrolna z mojej planety się do mnie odzywa. Wiedziałem, że większość osób stamtąd za mną nie przepada, bo uważali, że jestem zbyt młody i niedoświadczony na taką misję.

Wstałem, biorąc zdjęcie obiektu X, które otrzymałem jeszcze przed wyjazdem. Powoli opuściłem mój pojazd, otwierając drzwi z pewną dozą rezerwy, nie wiedząc, co zastanę za nimi. To mogło być wszystko, przecież te wszystkie książki i obraz tej planety, które widziałem mogły się mieć nijak do tego, co właśnie zobaczę. Nie byłem nawet pewien, gdzie dokładnie wylądowałem, stacja po prostu nakierowała mnie jak najbliżej obiektu X, żebym od razu mógł rozpocząć misję.

W końcu nacisnąłem klamkę i zrobiłem krok do przodu.

– Witamy na Ziemi – usłyszałem głos, tym razem był bardziej kobiecy i wydawał się mniej zdenerwowany. Uśmiechnąłem się do siebie, czując się pewniej.

Znalazłem się w pomieszczeniu, a mój statek został zamieniony w szafę, żeby dopasować się do wnętrza. Nie było zbyt duże, ale najpierw nie byłem w stanie stwierdzić, jakie jest jego zadanie. Dopiero po chwili przypomniałem sobie jedną z pierwszy lekcji, tę o mieszkaniach Ziemian. Szybko rozejrzałem się dookoła, klasyfikując meble i przedmioty.

Biurko. Szafka z książkami. Fotel. Lampa. Łóżko.

Ł ó ż k o. Zmarszczyłem brwi. To znajdowało się tylko w sypialni, więc przynajmniej wiedziałem w jakim pokoju jestem. To dodało mi pewności, więc uczyniłem parę kroków w stronę tego mebla i prędko dostrzegłem, że ktoś tam leży. Starałem się zachować spokój i ciszę, zbliżając się w stronę Obiektu X. Zaraz po praz pierwszy w życiu miałem zobaczyć na żywo człowieka.

Gdy dostrzegłem jego śpiącą twarz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że robię coś niewłaściwego. Uderzyła mnie fala wstydu, której nie zaznałem nigdy na swojej planecie. Nieodpowiednie wydawało mi się tak mu się przyglądać, ale robiłem to i tak, do tego stanowczo zbyt długo, żeby można to zaliczyć do upewnienia się, czy to na pewno mój Obiekt X. Nic nie ulegało jednak wątpliwości te same dość ostre rysy twarzy, z wyraźnymi kościami policzkowymi i wąskimi ustami. Rzęsy były długie i gęste, a ja byłem przekonany, że ukrywały parę błękitnych, niczym niebo tutaj, na Ziemi, oczu. Niewątpliwie był piękny. Mimo, że Ziemianie na pierwszy rzut oka nie różnią się niczym od nas, to miałem niedoparte wrażenie, że bije od niego coś specyficznego. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wiedziałem, jak bardzo się różnimy. Może i obaj potrzebowaliśmy wody i tlenu, żeby przeżyć, a nasz organizm składał się w dużej mierze w węgla, to już wtedy, już po kilku sekundach wiedziałem, jak bardzo się różnimy.

Dotknąłem delikatnie jego policzka, nie chcąc obudzić go zbyt gwałtownie. Ten jednak od razu otworzył oczy, potwierdzając nie przekonania co do ich koloru. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, nagle zdając sobie sprawę, że zapomniałem o procedurach. Nie powinienem był w ten sposób zaczynać tej znajomości, bo groziło to niebezpieczeństwem. Obiekt X mógł zareagować paniką, próbować mnie uderzyć lub zadzwonić po pomoc. Nic takiego jednak się nie stało.

– Musisz mi pomóc – oświadczyłem. – Jesteś jedyną nadzieją dla Ziemi, David.

Louis Tomlinson odłożył dziennik na bok, przecierając oczy ze zmęczenia. Czuł się wykończony i śpiący, ale jednocześnie nie był w stanie jeszcze położyć się spać. Nie po tym wszystkim, co się stało. Nie potrafił w to uwierzyć, miał wrażenie, że tak naprawdę to tylko sen lub silne halucynacje po jakichś narkotykach. Tylko, że tego dnia był czysty. Odkąd jest tutaj z nim nie brał nic, bo nawet o tym nie myślał. Nie miał potrzeby, gdy jego życie nabierało kolorów przez samą jego obecność, wspomagacze były zbędne.

Teraz jednak, gdy przeczytał ten fragment z dziennika jeszcze bardziej się zorientował, że to wszystko jest tak nieprawdopodobne. Przecież to nie mogło się dziać naprawdę, on nie mógł tutaj być. Zamknął powieki, licząc, że gdy je otworzy jego życie wróci do normy. Oddychał głęboko przez kilka chwil zanim znowu spojrzał się przed siebie. Nic się jednak nie zmieniło, w jego łóżku wciąż leżał mężczyzna, którego zapiski przed chwilą czytał. Rysy jego twarzy złagodniały przez sen i lekko pochrapywał, otwierając swoje pełne, różowe usta. Mimo wszystko jednak, gdy ten nie zniknął, a to wszystko rzeczywiście było prawdą, poczuł ulgę. Chciał z nim zostać na tak długo, jak będą mogli, chociaż prawdopodobnie już wtedy wiedział, że pragnie być z nim na zawsze.

Wstał z fotela, żeby poprawić mu kołdrę, nie wiedząc nawet dlaczego aż tak martwi się o dobro kogoś, kogo praktycznie nie zna. Zdecydowanie już dawno powinien był zadzwonić na policję czy jakieś służby specjalne albo po prostu zrobić cokolwiek, postępując jak zwyczajny człowiek w takiej sytuacji. Na pewno nie powinien przyglądać się mu z uśmiechem, ponownie położyć się obok niego, napawając się cudownym ciepłem, gdy otulał jego ciało i wyszeptać:

– Dobranoc, kosmiczny chłopcze.

*****
Hejka! Jak widzicie cofnęliśmy się do prologu, więc powoli wszystko robi się jaśniejsze!

Ja bardzo przepraszam za błędy, bo nie sprawdziłam rozdziału. Całkowicie mi wyleciało w głowy, tym bardziej że byłam na koncercie, więc proszę piszcie o wszelkich błędach jakie znajdziecie.

Życzę wam miłego dnia i mam nadzieję, że mimo wszystko wam się podobało! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro