Prolog: Hallo Spaceboy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spadanie.

Siedziałem w swoim fotelu już kilka minut czasu pokładowego, nie mając pojęcia ile minęło w rzeczywistości. Mogły być to dni, tygodnie, a może nawet lata. Zastanawiałem się, czy aby na pewno wciąż wyglądam tak samo, czy moje ciało się zmieniło, a jeśli tak, to w jakim stopniu. Podróże międzygalaktyczne miały to do siebie, że nigdy nie wiadomo, kim będzie się po wylądowaniu na obcej planecie. Chociaż prawdopodobieństwo, że przekroczenie prędkości światła realnie mnie zmieni było nikłe, to domyślałem się, że i tak będę czuł się inaczej.

Pamiętam doskonale, jak nagle poczułem spadanie. Gdyby nie cyfry, wyskakujące na wskaźniku, nie zdawałbym sobie sprawy z gwałtowności upadku. W tamtej chwili z mojego zasięgu zniknęły gwiazdy i wszystkie zlały się w płynną, prostą smugę światła, która mocno kontrastowała z czernią nieba. Z każdą sekundą jasność się zwiększała aż zaczęła być oślepiająca, więc zamknąłem oczy. Słyszałem ciężki stukot maszyny, twarz i kark oblane miałem potem, mimo że czułem na plecach zimny powiew klimatyzatora. Żałowałem, że nie zobaczyłem tych wszystkich gwiazd, które były dla mnie tak nieznane, jednak nawet gdy miałem wrażenie, że moje oczy przyzwyczaiły się do blasku, nie miałem odwagi ich otworzyć. Dopiero gdy natężenie zelżało, bardzo niepewnie zrobiłem to i ujrzałem przed sobą całkowity błękit. Nie wiedziałem, gdzie jestem, wydawało mi się, że tak intensywnie niebieski kolor musi być wynikiem jakichś moich halucynacji. Starałem się głęboko oddychać, bo czułem, że zaraz stracę panowanie nad sobą. Nie wiedziałem, gdzie się znajdowałem i nie mam na myśli położenia względem przestrzeni kosmicznej, ale raczej podłoża. Mogłem być równie dobrze do góry nogami, bokiem lub normalnie, ale to i tak nie zmniejszyłoby tego zawirowania w mojej głowie.

Całość trwała zaledwie kilkadziesiąt pokładowych sekund, chociaż dla mnie było to znacznie więcej. Moje ciało odczuło co najmniej godzinę dziwnych wirowań i zmian pozycji. Mimo że samo spadanie było nieprzyjemne, to upadek już do takich nie należał. Ta chyba też jest w życiu; sama świadomość i etap przejściowy jest gorszy od tego, co ma się wydarzyć. Tym bardziej, że usłyszałem słowa dochodzące zapewne z wieży kontrolnej. Nie miałem jednak pojęcia, z której planety.

– Jesteś na miejscu – głos był nieco zniekształcony przed odległość, ale bez problemu mogłem go zrozumieć. – Obiekt X znajduje się w odległości pięciu metrów od ciebie.

Odpiąłem pas i spróbowałem wstać. Nie udało mi się to za pierwszym razem. Miałem wrażenie, że moje nogi nie należą do mnie. Zacząłem uważnie oglądać ręce, ale to wcale nie pomagało, bo wciąż wydawało mi się, że nie są moje, choć były to te same kończyny, z którymi żyję już tyle czasu. Te blade dłonie z długimi palcami znałem lata, ale spoglądałem na nie, jakbym widział je pierwszy raz.

– Powtarzam, obiekt znajduje się w odległości pięciu metrów – powiedział głos, ale w jego tonie czuć było coś w rodzaju zniecierpliwienia. Albo może mi po prostu się tak wydawało, bo zrozumiałem, że to stacja kontrolna z mojej planety się do mnie odzywa. Wiedziałem, że większość osób stamtąd za mną nie przepada, bo uważali, że jestem zbyt młody i niedoświadczony na taką misję.

Wstałem, biorąc zdjęcie obiektu X, które otrzymałem jeszcze przed wyjazdem. Powoli opuściłem mój pojazd, otwierając drzwi z pewną dozą rezerwy, nie wiedząc, co zastanę za nimi. To mogło być wszystko, przecież te wszystkie książki i obraz tej planety, które widziałem mogły się mieć nijak do tego, co właśnie zobaczę. Nie byłem nawet pewien, gdzie dokładnie wylądowałem, stacja po prostu nakierowała mnie jak najbliżej obiektu X, żebym od razu mógł rozpocząć misję.

W końcu nacisnąłem klamkę i zrobiłem krok do przodu.

– Witamy na Ziemi – usłyszałem głos, tym razem był bardziej kobiecy i wydawał się mniej zdenerwowany. Uśmiechnąłem się do siebie, czując się pewniej.

Znalazłem się w pomieszczeniu, a mój statek został zamieniony w szafę, żeby dopasować się do wnętrza. Nie było zbyt duże, ale najpierw nie byłem w stanie stwierdzić, jakie jest jego zadanie. Dopiero po chwili przypomniałem sobie jedną z pierwszy lekcji, tę o mieszkaniach Ziemian. Szybko rozejrzałem się dookoła, klasyfikując meble i przedmioty.

Biurko. Szafka z książkami. Fotel. Lampa. Łóżko.

Ł ó ż k o. Zmarszczyłem brwi. To znajdowało się tylko w sypialni, więc przynajmniej wiedziałem w jakim pokoju jestem. To dodało mi pewności, więc uczyniłem parę kroków w stronę tego mebla i prędko dostrzegłem, że ktoś tam leży. Starałem się zachować spokój i ciszę, zbliżając się w stronę Obiektu X. Zaraz po praz pierwszy w życiu miałem zobaczyć na żywo człowieka.

Gdy dostrzegłem jego śpiącą twarz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że robię coś niewłaściwego. Uderzyła mnie fala wstydu, której nie zaznałem nigdy na swojej planecie. Nieodpowiednie wydawało mi się tak mu się przyglądać, ale robiłem to i tak, do tego stanowczo zbyt długo, żeby można to zaliczyć do upewnienia się, czy to na pewno mój Obiekt X. Nic nie ulegało jednak wątpliwości te same dość ostre rysy twarzy, z wyraźnymi kościami policzkowymi i wąskimi ustami. Rzęsy były długie i gęste, a ja byłem przekonany, że ukrywały parę błękitnych, niczym niebo tutaj, na Ziemi, oczu. Niewątpliwie był piękny. Mimo, że Ziemianie na pierwszy rzut oka nie różnią się niczym od nas, to miałem niedoparte wrażenie, że bije od niego coś specyficznego. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wiedziałem, jak bardzo się różnimy. Może i obaj potrzebowaliśmy wody i tlenu, żeby przeżyć, a nasz organizm składał się w dużej mierze w węgla, to już wtedy, już po kilku sekundach wiedziałem, jak bardzo się różnimy.

Dotknąłem delikatnie jego policzka, nie chcąc obudzić go zbyt gwałtownie. Ten jednak od razu otworzył oczy, potwierdzając nie przekonania co do ich koloru. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, nagle zdając sobie sprawę, że zapomniałem o procedurach. Nie powinienem był w ten sposób zaczynać tej znajomości, bo groziło to niebezpieczeństwem. Obiekt X mógł zareagować paniką, próbować mnie uderzyć lub zadzwonić po pomoc. Nic takiego jednak się nie stało.

– Musisz mi pomóc – oświadczyłem. – Jesteś jedyną nadzieją dla Ziemi, David.

Louis Tomlinson odłożył dziennik na bok, przecierając oczy ze zmęczenia. Czuł się wykończony i śpiący, ale jednocześnie nie był w stanie jeszcze położyć się spać. Nie po tym wszystkim, co się stało. Nie potrafił w to uwierzyć, miał wrażenie, że tak naprawdę to tylko sen lub silne halucynacje po jakichś narkotykach. Tylko, że tego dnia był czysty. Odkąd jest tutaj z nim nie brał nic, bo nawet o tym nie myślał. Nie miał potrzeby, gdy jego życie nabierało kolorów przez samą jego obecność, wspomagacze były zbędne.

Teraz jednak, gdy przeczytał ten fragment z dziennika jeszcze bardziej się zorientował, że to wszystko jest tak nieprawdopodobne. Przecież to nie mogło się dziać naprawdę, on nie mógł tutaj być. Zamknął powieki, licząc, że gdy je otworzy jego życie wróci do normy. Oddychał głęboko przez kilka chwil zanim znowu spojrzał się przed siebie. Nic się jednak nie zmieniło, w jego łóżku wciąż leżał mężczyzna, którego zapiski przed chwilą czytał. Rysy jego twarzy złagodniały przez sen i lekko pochrapywał, otwierając swoje pełne, różowe usta. Mimo wszystko jednak, gdy ten nie zniknął, a to wszystko rzeczywiście było prawdą, poczuł ulgę. Chciał z nim zostać na tak długo, jak będą mogli, chociaż prawdopodobnie już wtedy wiedział, że pragnie być z nim na zawsze.

Wstał z fotela, żeby poprawić mu kołdrę, nie wiedząc nawet dlaczego aż tak martwi się o dobro kogoś, kogo praktycznie nie zna. Zdecydowanie już dawno powinien był zadzwonić na policję czy jakieś służby specjalne albo po prostu zrobić cokolwiek, postępując jak zwyczajny człowiek w takiej sytuacji. Na pewno nie powinien przyglądać się mu z uśmiechem, ponownie położyć się obok niego, napawając się cudownym ciepłem, gdy otulał jego ciało i wyszeptać:

– Dobranoc, kosmiczny chłopcze.


*****

Cześć kochani! Witam was bardzo serdecznie w prologu do Hallo Spaceboy. Nie jest szczególnie długi, ale to takie małe wprowadzenie i oczywiście wszystko się wyjaśni. Mam nadzieję, że wam się podoba i z chęcią usłyszę wasze opinie!

Rozdziały będą pojawiały się w poniedziałki i piątki, bardzo postaram się zatrzymać stałą godzinę (16.00), ale nie wiem, czy zawsze mi się uda. Zapraszam również na tt #hallospaceboytt

W każdym razie, nie widzieliśmy się już bardzo długo i nawet nie wiecie, jak tęskniłam. Obiecuję, że wyjaśnię, dlaczego tak długo mnie nie było, bo zapowiadałam to ff już parę miesięcy temu, ale naprawdę miałam problemy z pisaniem. Wszystko opowiem w podziękowaniach, bo w sumie najlepiej zostawić takie tłumaczenia na koniec. Teraz mam znacznie ważniejszą rzecz – co u was? Opowiadajcie mi, jak zmieniło się wasze życie od bodajże kwietnia, bo wtedy skończyłam commu! Mam nadzieję, że wszystko u was dobrze.

Kocham bardzo!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro