Rozdział 16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marianna

Spojrzałam na swoje trzęsące się dłonie i przygryzłam wnętrze policzka, żeby okiełznać narastające we mnie emocje. Serce wściekle kołatało w klatce piersiowej, szum w głowie nie ustawał, a kolana miałam jak z waty. Od momentu prawie pocałunku z Julkiem pod salonem jakiś czas temu wielokrotnie wyobrażałam sobie, jak by to było, gdybyśmy faktycznie ulegli tej chęci. Wyobraźnia jednak nawet w połowie nie oddawała tego, co przeżyłam w rzeczywistości.

Jeszcze nigdy nie czułam takiego ognia, takiego przyciągania do drugiej osoby. Żaden mężczyzna nie wyzwolił we mnie tej pasji, która wybiła się na pierwszy plan podczas krótkiego zbliżenia z Kołodziejczykiem. Nie potrafiłam przejść nad tym do porządku dziennego, nieustannie miałam wrażenie, że nasz pocałunek wypalił się w mojej duszy i zostanie tam już na zawsze.

Uciekłam z jego salonu, wykorzystując okazję. Może zachowałam się jak tchórz, ale najpierw musiałam dojść do ładu z własnymi uczuciami i emocjami, a dopiero później stawić czoło Julkowi, co, jak sądziłam, wcale nie będzie takie łatwe.

Z początku byłam nieco rozczarowana, że za mną nie ruszył, lecz natychmiast zwyzywałam się od kretynek – przecież uciekłam, bo poczułam się przytłoczona. Oparłam czoło o chłodną ścianę, przymknęłam powieki i starałam się uspokoić.

Mieszkanie opuściłam dopiero wtedy, gdy musiałam zejść do salonu. Julek także pracował, więc wzięłam się w garść i zajęłam własnymi sprawami i biznesem. Udało mi się odeprzeć myśli o nim i skupić na swoich zadaniach. Tak dotrwałam do zamknięcia. Julek nadal siedział u siebie. Na chwilę przystanęłam przed jego drzwiami. Powróciły wspomnienia, znów mi się wydawało, że tkwię w jego ramionach, jego zapach zaś próbuje przeniknąć przez moją skórę. Postanowiłam ewakuować się z mieszkania, chcąc dojść do siebie i nie narażać się na spotkanie z obiektem moich fantazji.

Wybrałam się do rodziców, którzy akurat bawili się w produkcję dżemu z truskawek. Ucieszyli się z mojej niespodziewanej wizyty i chociaż po ich minach poznałam, że najchętniej wypytaliby mnie o jej powód, to ostatecznie się na to nie zdecydowali. Kochałam ich za to, że tak dobrze mnie rozumieli i nie naciskali za wszelką cenę wtedy, gdy najmniej tego potrzebowałam.

Wróciłam późnym wieczorem – dochodziła dwudziesta trzecia. Z pewnymi obawami zajechałam pod salon, jednak odetchnęłam z ulgą, kiedy nigdzie nie zauważyłam Julka.

Bo facet nie ma co robić, tylko czaić się na ciebie w krzakach albo pod drzwiami.

Uśmiechnęłam się sama do siebie na tę niesforną myśl i poszłam na górę. Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie zasnąć, ale w końcu zmorzył mnie sen.

Rano obudziłam się spocona i wilgotna między udami, dlatego pierwsze kroki od razu skierowałam do łazienki. Z trudem oparłam się sprawieniu sobie ulgi, chociaż słuchawka od prysznica wręcz do mnie wołała. Ostatecznie jedynie się umyłam i poszłam odprawić codzienny rytuał.

Będąc już w salonie, przypomniałam sobie o Wandzie i jej uroczych przyjaciółkach. Żałowałam, że w porę nie wymusiłam na nich usunięcia bzdurnego ogłoszenia, że w ogóle niechcący podsunęłam im ten pomysł, i plułam sobie przez to w brodę. Ale wciąż mogłam naprawić tę sytuację i zapobiec dalszym telefonom do Julka. Mimo wszystko nie zasłużył na podobne traktowanie, a pani Wieczorkowska wreszcie musiała zrozumieć, że nawet jeśli Julek jest nowy w Szopach, ma odmienne zdanie na różne tematy czy od stóp do głów jest wytatuowany, to nie znaczy, że można go traktować, jakby był diabłem wcielonym.

Dlatego w przerwie od razu udałam się do sklepu, gdzie spodziewałam się zastać zacne trio. Julek pracował, więc się nie obawiałam, że nagle wybiegnie za mną. Na naszą konfrontację wciąż nie nadszedł odpowiedni moment.

– Dzień dobry, Marianno. Dobrze, że cię widzę, bo muszę umówić się do ciebie na ścięcie – przywitała mnie od progu Wanda.

– Ja w sumie też – napomknęła Jowita. – Gorąco jest, coraz bardziej mi przeszkadzają.

– Musicie ze mną pójść – wypaliłam.

Po twarzach trzech kobiet przemknęło zdziwienie, które szybko przerodziło się w zadowolenie. Jak nic pewnie pomyślały, że zetnę je od ręki, na specjalne życzenie.

– Oczywiście, oczywiście – zaczęła trajkotać podekscytowana Wanda. – Mówiłam wam, moje miłe – zwróciła się do swoich koleżanek – że Mariannę to nam wszechmogąca Bozia zesłała. – Złożyła dłonie jak do modlitwy, przez co niemal przewróciłam oczami.

One i to ich pojęcie wiary, które naginały według własnych upodobań. Czasami mnie to irytowało, ale zazwyczaj starałam się nie zwracać na to uwagi – nie moje sumienie, nie moja bajka. Zresztą nie tylko Wanda i jej świta zachowywały się w ten sposób – powiedziałabym, że połowa społeczeństwa robiła dokładnie to samo. A może nawet więcej niż połowa.

Już zamierzałam sprostować, że nie idziemy do mnie na ścinanie, lecz w porę doszłam do wniosku, że lepiej ich nie uprzedzać. Te trzy przegięły, dlatego musiały zakończyć tę idiotyczną i nikomu niepotrzebną wojnę. Julek zasługiwał na spokój, ja także.

Uśmiechnęłam się przymilnie, po czym pierwsza wyszłam na skwar. Wanda, Jowita i Krystyna wesoło trajkotały przez całą drogę.

Za chwilę przestanie im być do śmiechu.

Kiedy Krystyna chciała złapać za klamkę, zatrzymałam się i powiodłam po nich wzrokiem.

– Nie będę was teraz ścinać – oznajmiłam głośno i wyraźnie.

– Nie? – zapiszczały chórem i popatrzyły po sobie zbaraniałe.

– Nie. Przyprowadziłam was tu w zupełnie innym celu. Jeśli zrobicie to, o co was poproszę, to wtedy z przyjemnością znajdę wam terminy – kontynuowałam.

Nie czułam się z tym najlepiej, że je zaszantażowałam, ale na chwilę obecną nie widziałam innego wyjścia.

– Chcesz, żebyśmy pomogły ci rozsławić salon? – zapytała przejęta Wieczorkowska.

Czasami myślałam, że ta kobiecina żyła na zupełnie innym świecie niż większość ludzi.

– Przeprosicie Juliana i skasujecie to głupie ogłoszenie – wyznałam, wskazując palcem na okna lokalu Kołodziejczyka.

Miny świętej trójcy były nie do podrobienia – wyglądały, jakby doznały udaru słonecznego w połączeniu z zawałem serca. Tylko przez sekundę bądź dwie przeszło mi przez myśl, żeby wyciągnąć telefon i strzelić im fotkę, bo przecież nic dwa razy się nie zdarza. Szybko darowałam sobie ten pomysł.

– My? – Wandzie zaczęły drżeć wargi.

– Wy. Chodzicie do kościoła, a nie potraficie zaakceptować swoich bliźnich. – Uderzyłam w ich czułą stronę.

Zagranie może odrobinę poniżej pasa, jednak nie inne nie przyszło mi do głowy.

– Julian nic złego wam nie zrobił. Ma prawo żyć, jak chce i ma prawo prowadzić tu salon tatuażu. Czy on wam mówi, co robić? – ciągnęłam.

– Nieee – zaśpiewały chóralnie Krystyna z Jowitą.

– Więc dlaczego uważacie, że wy możecie go tak traktować? Jest mi za was wstyd i jeśli natychmiast nie pójdziecie się przyznać, że ogłoszenie jest waszą sprawką, po czym go nie przeprosicie, to od razu radzę wam szukać nowej fryzjerki – zagroziłam.

Nie miałam żadnej pewności, że mój sposób zadziałała – Krystyna i Jowita były podatne, ale z upartością i przekonaniami Wandy trudno było wygrać.

– Julian mieszka u pani, pani Wando. Jego pieniądze pani nie przeszkadzają, za to on sam tak? Czy chociaż raz zrobił coś, przez co poczułaby się pani zagrożona? Niszczy pani mienie?

Twarz Wieczorkowskiej stawała się coraz bardziej blada. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, że narażam ją na taki stres.

– Ja po prostu... – wydukała, załamując ręce.

– Julian zasłużył na szansę. Liczę, że postąpicie właściwie, jak na prawdziwe chrześcijanki przystało – dołożyłam do pieca.

Postawiłam wszystko na jedną kartę i teraz reszta zależała już od nich. Miałam nadzieję, że wybiorą właściwie i zakończą te głupie przepychanki.

– Wandziu? – Jowita spojrzała na przyjaciółkę z lekkim niepokojem. – Może faktycznie przeprosimy pana Juliana? Chyba nie jest taki zły, za jakiego go uważałyśmy. Tak chwalił twój serniczek w niedzielę – mruknęła.

Serniczek? Uniosłam brew i prawie zapytałam, o co chodzi, kiedy Wanda przemówiła:

– Zawołasz go tutaj?

Rumieńce okalały pulchne policzki Wieczorkowskiej, ale musiałam policzyć jej na plus, że zdecydowała się stawić czoła tej sytuacji i wreszcie wziąć za nią odpowiedzialność. Ja też zamierzałam przeprosić Julka, że nie wyjawiłam mu szybciej prawdy.

– Zorientuję się, czy nie przeszkadzamy i wejdziemy do środka – poinformowałam.

Wszystkie trzy przytaknęły głowami, co było wręcz nie do pomyślenia. Nie sądziłam, że tak łatwo mi z nimi pójdzie, spodziewałam się nie lada batalii.

Weszłam do środka i zapukałam do drzwi Lemur tattoo. Miałam nadzieję, że seniorki nie wezmą nóg za pas i nie skorzystają z okazji, żeby zwiać.

– Marianna? – Julek wyszedł i na mój widok zmarszczył czoło. Jakby kierowany instynktem powiódł spojrzeniem w bok i przez szybę zauważył swoje ulubienice. – Co jest grane?

– Mamy ci coś do powiedzenia – westchnęłam, starając się nie zwracać uwagi na jego zapach, który od razu zaatakował moje nozdrza. Najchętniej zanurkowałabym nosem w okolicy jego szyi i upajała się tym uzależniającym aromatem. – Pozwolisz, że wejdziemy?

– Oczywiście.

Zawołałam trzy przyboczne, które wparowały grzecznie do pomieszczenia. Prawie się roześmiałam, gdy zaczęły wodzić wzrokiem po ścianach, na których wisiały rysunki Julka, zdjęcia wykonanych przez niego tatuaży czy na łóżko do tatuowania. Wanda niemal potknęła się o własne nogi, ale nawet nie pisnęła ani słowa. Miałam nadzieję, że za chwilę nieco bardziej się rozgada.

– Podoba wam się? – Julek nie darował sobie lekkiego przytyku.

Stanął pod ścianą i skrzyżował ręce na piersiach, aż poczułam wspinający się po moich policzkach gorąc. Szybko otrząsnęłam się wewnętrznie i skupiłam na sprawie, z którą przyszłyśmy.

– Twoja gospodyni i jej kochane koleżanki mają ci coś do powiedzenia – oznajmiłam, tym samym skupiając na sobie uwagę zebranych. – Która z was zacznie?

Julek przeskakiwał spojrzeniem ode mnie do seniorek, a jego mina wyrażała najwyższe zaskoczenie.

– O co chodzi? – Ciekawość na twarzy mężczyzny walczyła z irytacją.

– Bo my... – zaczęła Krystyna, której nie podejrzewałam, że wysunie się przed szereg. – To my... – dukała, szukając pomocy u przyjaciółek.

– To ja wymyśliłam plan pozbycia się ciebie z naszej wsi – wypaliła Wanda.

Po jej wyznaniu zapadła przesycona napięciem cisza. W głowie niemal usłyszałam grzmot nadciągającej burzy. Nie zdziwiłabym się, gdyby Julian rozniósł je na strzępy – miał do tego pełne prawo. Co też nie znaczyło, że zamierzałam stać biernie i się temu przyglądać. Wypadało trzymać rękę na pulsie.

– Jaki plan? – Konsternacja Kołodziejczyka powiększała się z chwili na chwilę. – Nieeee... – jęknął, gdy pojął, o czym mówiła Wieczorkowska. – Jak? – Chwycił się za głowę, a ja prawie się pośliniłam na widok uwypuklających się na ramionach żył. Momentalnie odwróciłam od niego wzrok.

– Mój wnuk nam pomógł – przyznała Jowita ze spuszczoną głową. – Umieścił ogłoszenie w internetach i ułożył treść z naszą pomocą.

Julek warknął, a trzy panie na raz podskoczyły. Ich miny wskazywały na przerażenie, głośne oddechy było słychać w całym pomieszczeniu. W pewnym momencie poczułam na sobie spojrzenie mężczyzny, jednak nie zdecydowałam się go odwzajemnić.

– Przepraszamy – wydukały wszystkie trzy jak na zawołanie. – Bo my...

– Dlaczego chciałyście się pozbyć mnie z Szopów? – Julian zbliżył się do nich, a starsze panie wstrzymały oddech. Jak nic będą potrzebne karetki. – W czym wam przeszkadzam?

Ponieważ teraz stanął do mnie profilem, zauważyłam, że kącik jego ust nieznacznie drgnął. Natychmiast mi ulżyło – nie był zły, ale najwyraźniej nie zamierzał ot tak popuścić kółku różańcowemu. Postanowiłam się nie wtrącać, jeśli nie zajdzie taka potrzeba.

– My nie chciałyśmy – wyznała rzewnym głosem Wanda.

Z trudem stłumiłam narastający w gardle śmiech. Wanda minęła się z powołaniem – powinna zostać aktorką, zrobiłaby furorę na deskach teatru albo na planie filmowym.

– W takim razie dlaczego umieściłyście ogłoszeniu o wynajęciu mnie? – Kołodziejczyk nachylił się nad swoją gospodynią, a ona przyłożyła rękę do serca.

Takiej komedii jeszcze w życiu nie oglądałam.

– Bo myślałyśmy, że pan jest diabelskim pomiotem – rzekła Krystyna. – Ale pan nie jest.

– Skąd ta pewność? – Julek ciągnął przedstawienie, za to winowajczynie coraz bardziej przebierały nogami. Ta spowiedź z pewnością nie przypadła im do gustu.

– Eeeeee... – Trójca popatrzyła po sobie. – Nie możesz mieć z nim nic wspólnego – zawyrokowała Wanda pewniejszym głosem. – Inaczej nie chwaliłbyś tak mojego sernika, a koguta już dawno spopieliłbyś samym wzrokiem.

Kiedy Julian odchylił głowę i wybuchnął gardłowym śmiechem, z wrażenia rozchyliłam wargi. Z pewnym zafascynowaniem obserwowałam poruszające się jabłko Adama, starając się zignorować gwałtowny wzrost temperatury ciała.

– Wybaczysz nam? – dopytywała Krystyna, gdy śmiech Julka ucichł jak ręką odjął.

Mężczyzna cofnął się o krok i milczał.

– Musicie ponieść konsekwencje – stwierdził.

– Konsekwencje? Jakie konsekwencje? – pisnęła Wanda.

Byłam ciekawa, jaką karę dla nich wymyślił.

– Niedługo odbędzie się konwent...

– Co się odbędzie? – Wcale mnie nie zdziwiło, że Wanda nie wiedziała, o czym mówił.

– Zjazd. Tatuażyści z Polski, a czasami nawet ze świata zjeżdżają się w jedno miejsce, żeby się spotkać, porozmawiać, wymienić doświadczeniami. Na takich konwentach tatuujemy ochotników, a wy będziecie moimi – wytłumaczył z uśmiechem na ustach.

– My? – Wanda wytrzeszczyła oczy.

– Nadajecie się jak mało kto. Wiekiem się nie przejmujcie, na tatuaż przychodzą nawet starsi od was. – Uśmiech Juliana jeszcze bardziej się pogłębił.

– Ale... – Jowita splotła dłonie, próbując ukryć ich drżenie.

Konsekwentnie milczałam. Nie sądziłam, żeby naprawdę chciał zabrać seniorki na konwent – gdyby to zrobił, z pewnością któryś z jego kolegów zawiadomiłby pogotowie i zabraliby go do szpitala. Psychiatrycznego.

– To nie podlega dyskusji. I macie usunąć ogłoszenie. Daję wam godzinę – rozkazał.

– Jowita – Wandy głos drżał jak nigdy – dzwoń do wnuka. Słyszałyście Juliana? Musimy usunąć ogłoszenie.

– Dobrą kolacją też bym nie pogardził – nadmienił, po czym zerknął na mnie.

Uczucie gorąca znowu powróciło, ale z całych sił starałam się je zbagatelizować. Nie po to tutaj przyszłam, żeby sobie jeszcze głowę zawracać takimi rzeczami.

– Skoro wszyscy wszystko już wiedzą, to ja idę do siebie. Niedługo przychodzi klientka – wyjaśniłam i zanim którekolwiek z nich się odezwało, zostawiłam ich samych.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro