Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marianna

Punkt dwudziesta usłyszałam pukanie do drzwi. Pobiegłam otworzyć, a kiedy na progu zobaczyłam Juliana, prawie zemdlałam z wrażenia. Prezentował się niesamowicie gorąco i nie potrafiłam się nadziwić, jakim cudem przez tyle czasu zdołałam opierać się jego urokowi.

– Hej, ślicznotko – przywitał się, po czym wszedł do środka.

Lekkim kopniakiem zatrzasnął drewniane skrzydło, przyciągnął mnie do siebie władczym gestem i wpił się w moje usta, zanim zdążyłam je rozchylić i cokolwiek odpowiedzieć.

– Cholernie się za tobą stęskniłem – wyznał, podczas gdy ja łapałam oddech.

Ten facet zdecydowanie wiedział, jak całować.

– Nie widzieliśmy się raptem kilka godzin – przypomniałam ze śmiechem.

Serce puchło mi z radości. Od samego rana, jak tylko otworzyłam oczy, nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Ja i Julian? To wydawało się niewiarygodne, ekstremalnie nierzeczywiste, a mimo to straciłam głowę dla tego faceta. I najwyraźniej byłam okropną szczęściarą, ponieważ on chyba też stracił ją dla mnie.

– Nasz związek jest na tym etapie, że tęsknię za tobą nawet po upłynięciu kilku minut – uświadomił mnie.

Rozchyliłam usta po tym zapewnieniu.

– Związek?

Nie nazwaliśmy rzeczy po imieniu, spotykaliśmy się od niedawna, a ja nie należałam do osób, które już po pierwszym pocałunku potrzebują deklaracji, że to coś więcej niż spontaniczny zryw emocji. Ale miło było usłyszeć, wiedzieć na sto procent, że nie tylko ja myślałam o nas w ten sposób.

– Proszę, nie każ mi wracać się do trzeciej klasy podstawówki i prosić cię o chodzenie. – Julek przewrócił oczami w zabawny sposób, na co zaniosłam się śmiechem.

– Nie kuś – ostrzegłam, gdy jako tako zdołałam się opanować.

Aż podskoczyłam, kiedy soczysty klaps wylądował na moim prawym pośladku. Zszokowana spojrzałam na Kołodziejczyka, którego mroczne spojrzenie omiatało moją twarz.

– Nie groź mi, cukiereczku – wychrypiał.

Fala dreszczy wstrząsnęła całym moim ciałem. Podbrzusze zaczęło pulsować, piersi nabrzmiały.

– Dlaczego? – wykrztusiłam, igrając z ogniem.

Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, a ja właśnie sprawdzałam, do którego kręgu trafię.

– Bo możesz spłonąć. – Niespodziewanie ugryzł mnie w dolną wargę i pociągnął ją zębami w swoją stronę.

Przysięgam, że dokładnie w tym momencie cała stanęłam w ogniu. I chyba nie tylko ja, ponieważ gdy Julek przycisnął mocniej swoje biodra do moich, wyraźnie poczułam jego dowód podniecenia.

– Może chcę? Potrzebuję? – Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje, nigdy nie zachowywałam się jak femme fatale. Czyżby przy Julianie odezwała się niegrzeczna część mojej osobowości, o istnieniu której do tej pory nie wiedziałam?

– W takim razie nie mogę ci tego odmówić – stwierdził niskim, wibrującym emocjami głosem, który docierał do każdego splotu nerwów w moim ciele.

Usta Juliana opadły na moje i zawładnęły nimi, a ja z najczystszą rozkoszą zarzuciłam ręce na jego szyję i poddałam się jego woli i sile.

Wytatuowane dłonie błądziły po moim ciele, muskając i pieszcząc je, aż wewnętrznie krzyczałam z rozkoszy i traciłam zmysły. Do niedawna sądziłam, że nigdy nie doświadczę tak ogromnej siły uczuć i pragnienia, jaką dzieliłam z moim chłopakiem. Nie podejrzewałam, że wystarczy pocałunek, muśnięcie dłonią czy zetknięcie się bioder i człowiek szaleje z pożądania.

Kiedy Julek mnie uniósł, moje serce wystrzeliło jak z procy. Zahamowane przez ścianę z żeber, rozpoczęło pełen szaleństwa taniec, któremu towarzyszyły nasze westchnienia, gorączkowe zdzieranie z siebie ubrań, całe mnóstwo pocałunków i pasja, o jaką siebie nie podejrzewałam.

W końcu wylądowałam na łóżku, a Julian opadł na mnie i wślizgnął się w moje wnętrze. Zacisnęłam się na nim kurczowo, po czym głośno wypuściłam powietrze. Nigdy w życiu nie czułam się tak, jak w tym momencie – nad wyraz adorowana, czczona jak jakaś bogini, pożądana. A kiedy kciuk Juliana zahaczył o nabrzmiałą łechtaczkę, nagle zobaczyłam gwiazdy i doszłam z jego imieniem na ustach.

– Jak się czujesz?

Uchyliłam powieki i spojrzałam prosto w pociemniałe tęczówki, które za każdym razem mnie urzekały. Julian przytulił mnie do swojej szerokiej, pokrytej tuszem piersi i pogłaskał moje potargane włosy. Błogość przeniknęła mnie na wskroś i za nic nie chciałam, aby to uczucie zniknęło.

– Wykończona. Szczęśliwa. Jak płynna lawa. Chyba zmieniłam stan skupienia – zażartowałam.

Gromki wybuch śmiechu poruszył klatką piersiową mężczyzny. Przyjrzałam mu się uważniej – wyglądał na zrelaksowanego i zadowolonego, cholernie zadowolonego. Powiedziałabym nawet, że dumnego. Moje biedne wnętrze znów zaczęło się topić, a przecież dopiero co zostałam zaspokojona.

– Uwielbiam cię. – Cmok. – Ubóstwiam. – Cmok. – Uzależniłem się od ciebie.

Nim się zorientowałam, już siedziałam na nim okrakiem. Julek założył kolejną prezerwatywę, ustawił mnie nad członkiem i pomógł mi na niego opaść. Westchnęłam – długo, przeciągle, z tęsknotą. Poruszaliśmy się w zgodnym rytmie, zapalczywie, wbijałam paznokcie w jego klatkę piersiową, a on w ogóle nie protestował. Co więcej – zachęcał mnie, abym się nie ograniczała i sam bezceremonialnie wielbił moje ciało.

Kolejny orgazm nadszedł szybciej, niż bym sobie tego życzyła.

Najwyraźniej wkrótce zasnęłam, bowiem kiedy się ocknęłam, za oknem panował zmrok. Spojrzałam w bok, jednak nie zobaczyłam Julka po drugiej stronie łóżka. Usiadłam, przecierając zaspane oczy, i rozejrzałam się po ciemnej sypialni. Nigdzie go nie było.

Z fotela zgarnęłam cienki szlafrok i opuściłam pokój. Moją zgubę znalazłam w salonie pochyloną nad ekranem telefonu.

– Przepraszam, że zasnęłam – wymamrotałam, siadając obok i wtulając się w ciepłe, potężne ciało.

– Nie przepraszaj. – Pocałował mnie w skroń i objął ramieniem. – Chcesz wracać do łóżka?

– Na razie nie. – Ziewnęłam. – Nie jesteś głodny? Pewnie nie jadłeś kolacji. – Spojrzałam na niego zlękniona.

Ależ ze mnie była gospodyni.

– Zjadłem kanapkę. Nie martw się o mnie, nic mi nie będzie, cukiereczku.

Kolejny kawałek serca popłynął w stronę Kołodziejczyka. Już wiele mi go nie zostało – wkrótce ten mężczyzna będzie trzymał je w garści, a mi nie pozostanie nic innego, jak zaufać, że nie zmiażdży go w bolesnym uścisku.

– Nie będziesz siedział głodny – zaprotestowałam i niechętnie wyplątałam się spod ciężkich ramion.

Julek starał się mnie powstrzymać, jednak się nie poddałam i chwilę później stałam nad patelnią. Pora może nie była zbyt odpowiednia na tak ciężki posiłek, lecz sumienie nie dałoby mi żyć, gdyby mój facet poszedł spać głodny.

– Zwariowałaś. – Twarde, gorące mięśnie przytuliły się do moich pleców, a ja westchnęłam pod nosem. – Ale zjem wszystko, co przyrządzisz, bo podejrzewam, że i tak nie odpuścisz.

– Czasami bywam uparta – zaśmiałam się, przewracając na drugą stronę dwa pancakesy. Obrałam jednego banana, kilka truskawek i z szafki wyjęłam syrop klonowy. Miałam cichą nadzieję, że Julianowi będzie smakować. – Smacznego.

Podstawiłam mu talerz przed nos i usiadłam razem z nim, przyglądając się, jak pałaszuje wszystko co do ostatniego okruszka. Dopiero kiedy zjadł wszystko, podniósł na mnie wzrok.

– Przepraszam. Nie mogłem się oprzeć, było takie dobre.

– Lepsze niż spod ręki Wandy? – zapytałam z odrobiną przekory.

Mina Juliana wydobyła ze mnie gromki wybuch śmiechu.

– Nie mogłam się powstrzymać. Nie zamierzam konkurować z twoją lubą, nikt jej nie dorówna. Zresztą dobrze wiem, że już dawno kupiła cię swoim sernikiem – przyznałam.

Jeszcze nigdy nie widziałam Juliana takiego zmieszanego. Stłumiłam śmiech, który wyrywał się na wolność, i postanowiłam pociągnąć to dalej.

– W zasadzie to nie sądziłam, że się poddasz. Myślałam, że z Wandzią poradzisz sobie bez żadnych problemów – kontynuowałam z nadzwyczajną powagą.

– Nikomu się nie poddałem – zawyrokował, dumnie unosząc podbródek. – Po prostu się dogadujemy, a ona sama zaproponowała, że będzie gotować – tłumaczył.

– Pewnie ze strachu. Sądzę, że boi się ognia piekielnego i wiecznego potępienia – skwitowałam.

Walczyłam z drgającymi kącikami ust, jednak wyraz twarzy Juliana przesądził sprawę – w końcu wybuchnęłam śmiechem.

– Prosisz się o karę – warknął, wstając i pochylając się nade mną.

Śmiech uwiązł mi w gardle, a ciemne tęczówki przyszpiliły mnie do krzesła. Sytuacja właśnie się odwróciła. Ciężko przełknęłam ślinę, śledząc wzrokiem każdy ruch mężczyzny.

– Nie boisz się – zauważył z nutką zdziwienia. – Marianno, o czym teraz myślisz?

Jeszcze raz przełknęłam ślinę.

Do odważnych świat należy.

– Chciałabym spróbować czegoś więcej – wyszeptałam.

Oddech mi się rwał, sutki stanęły na baczność, a wilgoć między udami znacznie przybrała na sile. Niemal nimi potarłam – najchętniej znów dosiadłabym Juliana i wypełniła pustkę, którą odczuwałam, ale nie chciałam wyjść na napaloną desperatkę. Chociaż najpewniej i tak taka łatka do mnie przylgnęła.

– Wyjaśnij.

Julian wyglądał na zaintrygowanego, co znacznie dodało mi odwagi.

– Pragnę trochę mocniej. Nie chcę, żebyś traktował mnie jak delikatną laleczkę, która lada moment się rozpadnie. To znaczy, nie zrozum mnie źle, lubię delikatność, ale czasami chciałabym doświadczyć czegoś bardziej intensywnego. Rozumiesz, o co mi chodzi?

W oczach Juliana zapłonął ogień, na widok którego obleciała mnie gęsia skórka. Końcówką języka oblizał dolną wargę.

– Chętnie spełnię twoje życzenie.

Poderwał mnie z krzesła i wziął na ręce. Ponownie trafiłam do łóżka, obserwując, jak Julek pozbywa się bielizny. Śledziłam wzrokiem dziesiątki tatuaży, jakimi zostało pokryte jego seksowne, umięśnione w odpowiedni sposób ciało. Nie był przesadnie napompowany, jak stali bywalcy siłowni po latach brania sterydów, lecz z umiarem, dokładnie tak, jak lubiłam.

– Zostaw – ostrzegł, kiedy chwyciłam za pasek szlafroka, próbując się go pozbyć. – Sam to zrobię.

Mój oddech jeszcze bardziej przyspieszył. Obserwowałam, jak Julian zbliża się do mnie i bardzo powoli, wręcz nieznośnie wolno rozwiązał szlafrok. Kiedy to zrobił, odchylił jego poły i dosłownie samymi opuszkami musnął szczyty moich piersi. Momentalnie zagryzłam zęby, tłumiąc narastający w gardle jęk. Żądza odbierała mi rozum, miałam ochotę wskoczyć na Juliana i już nigdy się nie odklejać, a przecież ja się tak nie zachowywałam.

– Jesteś piękna. Zarówno na zewnątrz – przejechał palcem wzdłuż mojego ciała, począwszy od szyi, zatrzymawszy się tuż poniżej pępka – jak i wewnątrz. A ja jestem pieprzonym szczęśliwcem, że zwróciłaś na mnie uwagę.

Zanim zdołałam choćby otworzyć usta, Julek zamknął swoje na niewielkim sutku. Gwiazdy eksplodowały mi pod powiekami, a ciało rozerwała kula energii w najczystszej postaci. Żądza przejęła nade mną kontrolę, trzęsłam się jak w gorączce.

W pewnym momencie poczułam silną dłoń zaciskającą się na moim gardle. Najpierw był to lekki nacisk, który szybko przerodził się w mocniejszy ścisk. Zaskoczenie czy chwilowa panika szybko ustąpiły ciekawości i podekscytowaniu. Nigdy nie sądziłam, że będę się w ten sposób zabawiać, ale z Julianem chciałam wszystkiego spróbować. Pragnęłam przekraczać z nim granice, których nie odważyłabym się przekroczyć z nikim innym.

– Rozłóż nogi, cukiereczku – padł kolejny rozkaz.

Nawet się nie zawahałam, tylko od razu wykonałam polecenie. Wkrótce poczułam, długie, szczupłe palce wślizgujące się w moją złaknioną dotyku kobiecość. Spazmatycznie zaczęłam łapać powietrze, podczas gdy on doprowadzał mnie nimi do szału, a drugą ręką coraz mocniej zaciskał się na mojej bladej szyi.

W pewnym momencie zrobiło mi się ciemno przed oczami i naprawdę nie potrafiłam złapać oddechu. Wtedy ucisk ustąpił, za to eksplodowała we mnie rozkosz, jakiej nigdy nie zaznałam. Moje wnętrze zacisnęło się wokół palców mężczyzny, a dłonie chwyciły materiał prześcieradła. Umysł dryfował gdzieś pomiędzy rzeczywistością a krainą zaspokojenia. Nawet nie byłam świadoma, że istnieje – sądziłam, że jest jedynie wytworem bujnej wyobraźni czytelniczek upadku literatury.

– Marianno? Marianno!

Otworzyłam oczy i spojrzałam na zmartwione oblicze Kołodziejczyka.

– To było... – odezwałam się głosem nieco głośniejszym od szeptu. – Chyba zamknę cię w piwnicy.

Po chwili Julian dołączył do mnie i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej. Z lubością przerzuciłam nogę przez jego nogi, a następnie pozwoliłam powiekom ponownie opaść.

Balansowałam na pograniczu snu i jawy, kiedy do moich uszu dotarły pewne słowa:

– Już dawno zamknęłaś moje serce.

Niestety nie zdążyłam nawet westchnąć – po prostu zasnęłam.

Femme fatale – Z języka francuskiego – „kobieta fatalna"; archetypiczne określenie kobiety niegodziwej, przynoszącej mężczyźnie zgubę, amoralnej, zwodniczej i egoistycznej. F.f. nie zawaha się przed niczym, by zrealizować swe wizje i zamierzenia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro