Rozdział LV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Około trzeciej w nocy Hania z Michałem wrócili do domu. Wzięli też do siebie Matyldę i przygotowali jej łóżko w pokoju gościnnym. Dziewczyna nie była chętna, by chociaż na chwilę opuścić Falkowicza i Kasię, ale w końcu dała się przekonać, że dla wszystkich kolejny dzień będzie bardzo trudny i muszą chociaż przespać się kilka godzin. Sikorka i Wikczewski zaczynali dyżur w południe, ale do szpitala chcieli pojechać z samego rana. Sami też woleli tam być, jeśli stałoby się coś, czego wszsycy najbardziej się bali.

~~~

Gdy dochodziła siódma rano, Hania się obudziła. Nie zmróżyła oka prawie przez całą noc. Michała przy niej nie było. Musiał wstać, gdy udało jej się na chwilę zapaść w sen. Przypuszczała, że siedział w salonie i zadręczał się złymi myślami. Sama też to robiła i w zupełności go rozumiała. Musieli być przygotowani na to, co mogło nadejść. Nawet jeśliby nie chcieli niektóre rzeczy są nieuniknione. Sikorka wysunęła się spod kołdry i poszła w stronę schodów. W takich sytuacjach nie mogli być oddzielnie, bo tylko razem byli sobie w stanie ze wszystkim poradzić. Gdy stanęła na najniższym stopniu, zobaczyła, że jej narzeczony siedzi przy stole. Jego wzrok był wbity w jakiś martwy punkt na dworze. Nawet nie usłyszał, że na dole znalazła się Hania.

- Michał... - powiedziała niepewnie, by zwrócić jego uwagę, mężczyzna odwrócił głowę i spojrzał prosto w jej oczy. Jego wzrok był pozbawiony błysku, radości tak, jak wtedy gdy Patrycja była w szpitalu. Sikorka podeszła do niego i kucnęła przed jego stopami. - Nie spałeś w nocy, prawda? - nie musiał odpowiadać, znała go zbyt dobrze, by nie zauważyć jak bardzo był wykończony.

- Ona musi przeżyć, musi - nie zważał na jej słowa, był pewien, że on w tamtej sytuacji nie miał żadnego znaczenia. Tylko Matylda, bo to jej świat wisiał na włosku. Hania popatrzyła na niego smutnym wzrokiem. Oczywiście, że oboje chcieliby takiego zakończenia, ale czy tak się zdarzy...? Mogli tylko wierzyć i mieć nadzieję, lecz z każdą minutą obie rzeczy przychodziły im z większym trudem.

- Damy radę, przejdziemy przez to razem. Niezależnie co się stanie - starała się przywołać na usta uśmiech, ale okazało się to trudniejsze niż myślała. Mężczyzna lekko przytaknął, ale nic nie powiedział. - Zrobię kawę - gdy chciała się podnieść i pójść w stronę kuchni, Michał złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Siedziała mu na kolanach, wtulona w jego klatkę piersiową. Oboje tego potrzebowali, bliskość kochanej osoby, to było jedyne co mogło poprawić sytuację.

~~~

Gdy tylko Matylda zeszła na dół, Hania wyłożyła na stół przygotowane śniadanie. Podczas jedzenia nikt nie powiedział ani jednego słowa, choć w powietrzu nad wszystkimi krążyły te same czarne chmury, a w zasadzie myśli. Dzisiaj się obudzą, muszą, nie zrobią tego, nie odejdą. Chociaż stan Falkowicza był o wiele lepszy wszyscy doskonale wiedzili, że odetchną z ulgą dopiero wtedy, gdy będzie już przytomny. Z Kasią było gorzej, miała rozległe obrażenia wewnętrzne i uraz czaszki. Nawet jeśliby się wybudziła, mogło nie być z nią dobrze.

- Powinniśmy zadzwonić do twojej wychowawczyni żeby ją poinformować, że nie będzie cię w szkole? - spytała Hania. Nie chciała przerywać panującej ciszy, ale musiała w końcu coś z siebie wydusić.

- Nie - odpowiedziała jej cicho Matylda, nie podniosła jednak ani na chwilę wzroku z talerza, po którym wodziła widelcem. - Po mama napisze mi usprawiedliwienie - dodała, Sikorka otworzyła usta, ale szybko odrzuciła pomysł, by powiedzieć coś jeszcze. Musiała myśleć tak samo. Wszystko będzie dobrze, wrócą do normalności, nic złego się nie stanie. Jeśli nawet córka Michała w to wierzyła ona też powinna. Wilczewski wstał nagle od stołu i poszedł w kierunku schodów. Hania śledziła każdy jego krok zanim nie zniknął jej z oczu. Sama nie wiedziała o kogo bardziej się martwiła, o Matyldę czy o swojego ukochanego. A może bała się zmian, do których mogło dojść w jej życiu....

~~~

Michał od porannej rozmowy z Hanią, o ile kilka wypowiedzianych słów można tak nazwać, nie odezwał się ani słowem. Sikorka kompletnie nie wiedziała jak może do niego dotrzeć. Gdy stali przed oiomem i wpatrywali się w Matyldę, która siedziała w tym samym miejscu co poprzedniego dnia, cisza stała się jeszcze bardziej nieznośna. Kobieta odwróciła się przodem do ukochanego i przez chwilę bez słowa się w niego wpatrywała.

- Michał... - jej głos był ledwie słyszalny - Spójrz na mnie - te słowa brzmiały wręcz błagalnie. Potrzebowała jego wzroku, jego ramion, jego głosu. Gdy w końcu ich spojrzenie się skrzyżowało do oczu kobiety naplynęły łzy. Oboje cierpieli, oboje się bali, oboje nie wiedzieli co ich czekało, ale byli razem. Tylko dzięki temu mieli nadzieję na szczęśliwie zakończenie. Wilczewski przybliżył się do ukochanej i objął jej twarz dłońmi. Nie musiał nic mówić, wszystko wyrażało jego spojrzenie, a w tamtym momencie było pełne troski i niepokoju. Kobieta zamknęła oczy i na sekundę wszystko zniknęło, każdy problem, każda nutka niepewności. Jego dotyk od zawsze działał na nią w cudowny sposób. Gdy znów je otworzyła, łzy wypłynęły z jej oczu.

- Nie płacz - zwykłe słowa jakie padły z jego ust, ale jego głos, kojący jak zawsze sprawił, że poczuła ciepło na sercu. Mężczyzna otarł jej mokre policzki i przyciągnął do siebie. Zatopiła się w jego objęciach i próbowała z nich czerpać siłę, siłę która ją opuściła, siłę by przetrwać, siłę by mieć nadzieję.

~~~

Hania z Michałem mieli wspólny dyżur na sorze. Zazwyczaj praca odciągała ich od codzienności, od zmartwień, od kłopotów. Wtedy jednak tak nie było. Świadomość, że wszystko może się zawalić, strach, niepewność zdecydowanie były na pierwszym miejscu. Jeszcze 24 godziny temu wszystko było w porządku, siedzieli u pani Kamili z uśmiechem na twarzach i mówili o planach ślubnych. Życie jednak stawia na drodze przeszkody, w ciągu kilku chwil bajkowe życie może się zamienić w koszmar. Sikorka nie potrafiła się zupełnie skupić. Czemu zawsze im przytrafia się coś złego? Czemu chociaż przez chwilę nie mogą żyć spokojnie? Te pytania krążyły nieustannie po jej głowie, ale nie znała na nie odpowiedzi. Gdy usłyszała dzwonek telefonu Michała od razu na niego spojrzała. W jednym momencie uszło z niej całe powietrze, ostatni telefon powiadomił ich o wypadku czy i ten mógłby być równie wstrząsający. Patrzyła się na Wilczewskiego z niepokojem, czuła, że jeśli za chwilę jej ukochany czegoś nie powie, nie wytrzyma.

- Już idziemy - oznajmił i odciagnął telefon od ucha. Od razu przeniósł wzrok na Hanię, była blada. Nie słyszała jego rozmowy, więc mogla tylko zgadywać o czym albo o kim była, a w tamtej sytuacji tylko najczarniejsze myśli chodziły jej po głowie. Nie mógł dłużej jej trzymać w niepewności. Podszedł do niej i w końcu powiedział: - Falkowicz się obudził - kobieta wypuściła powietrze, które trzymała od pierwszego dźwięku jego telefonu. Poczuła, że znów może oddychać. Uśmiech pojawił się na jej twarzy, przynajmniej starała się go przywołać. Mężczyzna wziął kobietę za rękę.

- Dagmara wezwij kogoś na chwilę na zastępstwo za nas - zawołał do pielęgniarki, która była na sorze i zaczął iść z Hania w stronę drzwi.

~~~

Bez zbędnych słów, ani wyjaśnień Michał poszedł z ukochaną pod oiom. Przy szybie, w miejscu, w którym spędzili najgorsze chwile wczorajszego dnia stała Pati. Od razu przeniosła na nich wzrok.

- Matylda u niego siedzi - powiedziała, pomimo tej sytuacji na jej ustach nie gościł nawet najmniejszy cień uśmiechu. Było jakieś ale, zawsze jest w takich sytuacjach.

- A co z Kaśką? - spytał w końcu Michał. Widział po niej, że była jakaś zła informacja, którą musiała im przekazać.

- Jej stan się nie pogorszył, ale też się nie polepszył - wyjaśniła i zacisnęłya usta, dalsze słowa były trudniejsze. - Jeśli do jutra się nie wybudzi będziemy musieli... - nie dokończyła, nie musiała, w końcu stała przed nią dwójka lekarzy. Będą musieli ją odłączyć... Wszyscy znali takie zakończenie. Hania wycofała się pod ścianę i opadła na krzesło. Śmierć była coraz bliżej, z każda uciekającą minutą znikały resztki jej nadziei. To wszystko nie zbliżało się do szczęśliwego zakończenia. Patrycja wyszła na korytarz. Wilczewski i Sikorka zostali sami. Tylko oni, czarne myśli i słowa, które przed chwilą usłyszeli, dalej wiszące w powietrzu. Mężczyzna zajął miejsce obok narzeczonej. Kolejny moment, w którym żadne z nich nie było w stanie przerwać ciszy. Czekało ich jeszcze najgorsze, rozmowa z Matyldą. Wiedzieli, że nie byliby w stanie powtórzyć słów Pati, a już na pewno wypowiedzieć tego co ona przemilczała. Oni nie byli gotowi na taki cios, a co dopiero dziewczyna. Hania przeniosła spojrzenie na Michała. Patrzył pustym wzrokiem przed siebie. Oparł głowę o ścianę i głośno wypuścił powietrze. Położyła rękę na jego kolanie. Tylko tak mogła pomóc i jemu i sobie. Ona potrzebowała pewności, że jest, on potrzebował dotyku jej delikatnej dłoni. Spojrzał w jej oczy.

- Przejdziemy przez to - wyszeptał, nie był przekonujący, ale dla kobiety najważniejszy był fakt, że mogła usłyszeć te słowa z jego ust.

~~~

Nadszedł wieczór, więc Hania z Michałem znów zabrali Matyldę do domu, by trochę odpoczęła. Całe popołudnie siedziała przy łóżku Falkowicza i nawet na chwilę nie chciała go opuścić. Sikorka z Wilczewskim nie wchodzili do niego. Nie chcieli być tymi, którzy mieliby mu powiedzieć o stanie Kasi. Matyldzie też nie przekazali informacji o jej matce. Nie wiedzieli jak się za to zabrać. Pragnęli, by chociaż ona mogła do końca żyć nadzieją. Ostatnią rzeczą o jakiej myśleli było pozbawienie jej wiary, którą oni sami starcili. Po zjedzonej kolacji usiedli w salonie i zaczęli oglądać film. O ile patrzenie się pustym wzrokiem w ekran można tak nazwać. Po niecałej godzinie Matylda poszła do pokoju, tłumacząc się zmęczeniem. Hania wiedziała, że prawda była zupełnie inna. W jej wieku była podobna. Nie chciała otwierać się przed innymi, ani płakać w obecności bliskich. Domyśliła się, że dziewczyna zaszyła się w swoim pokoju i będzie wylewać łzy w poduszkę, a to nie pomaga, nigdy. To z ludzkich ramion i słów można czerpać siłę. Sama się o tym przekonała, gdy poznała Michała. Zrozumiała, że nie wolno tłumić w sobie emocji, bo w końcu wybuchną.

- Ja też pójdę się już położyć - powiedziała nagle i wstała z fotela. Michał jedynie przytaknął. Kobieta poszła na górę, ale w korytarzu nie skręciła do sypialni ani łazienki, ale do pokoju gościnnego. Stojąc, przed drzwimi przez chwilę się zawahała. Co jeśli nie miała racji? Co jeśli Matylda faktycznie poszła spać? Przecież nie znała jej tak dobrze. Nagle usłyszała stłumiony szloch.

- Czyli jednak - pomyślała. Przybliżyła dłoń do drzwi i lekko w nie zapukała. Odpowiedzi nie było. Ale nie zamierzała odejść. Trzymała przez chwilę rękę na klamce, zanim zdobyła się na jej naciśnięcie. Gdy w końcu otworzyła drzwi zobaczyła córkę Michała. Jej oczy były czerwone, a twarz mokra od łez.

- Hej... - wyszeptała Hania, podeszła w jej kierunku i usiadła na brzegu łóżka. - Trzymasz się? - głupie pytanie przecież widziała że nie. Skarciła się w myślach, że nie zdobyła się na coś więcej. Dziewczyna pokiwała przecząco głową.

- Słyszałam jak lekarze mówili o stanie mamy - wytłumaczyła drżącym głosem. - Jeśli ona jutro się nie obudzi to, to... - nie była w stanie dokończyć. Głos zupełnie jej się załamał. Sikorka przybliżyła się do niej i przyciągnęła do siebie. Matylda nie opierała się, cała wtuliła się w Hanię, zalewając się coraz większymi łzami.

- Obudzi się, na pewno - wyszeptała przy jej włosach. Jej oczy również się zaszkliły. Nigdy nie była odporna na cierpienie ludzi, zawsze gdy widziała łzy innych sama nie umiała powstrzymać płaczu.

- A co jeśli nie? - spytała cicho i podniosła wzrok na lekarkę.

- Tylko się nie rozklej - pomyślała Sikorka, musiała dać jej siłę, nawet jeśli sama jej nie miała.

- Obudzi się, na pewno - powtórzyła i zamknęła oczy. Nic więcej nie przeszło jej przez gardło. Matylda znów mocno ją objęła. Siedziały razem, w ciszy, która była jedynie przerywana przez płacz córki Michała. Hania swoje łzy wylewała bez żadnego dźwięku. Przez tyle lat nauczyła się jak płakać, by nie zwracać na siebie uwagi. Co chwilę delikatnie gładziła włosy Matyldy.

- Smuda się obudzi, musi - powtarzała kobieta w myślach.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć kochani, mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał. Jak myślicie Kasia się obudzi? Wszystko zakończy się dobrze? Dowiecie się już w następnym rozdziale. Chciałam opublikować go w niedzielę, ale nie wiem czy dam radę, bo dopadła mnie choroba. Jeśli nie pojawi się w weekend to w poniedziałek już postaram się wrzucić. Życzę wam zdrówka, trzymajcie się cieplutko 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro