Rozdział LVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Odkąd Hania się położyła nie mogła przestać myśleć o rozmowie z Matyldą. Cieszyła się, że udało im się do siebie zbliżyć i że wspólnie mogły się wesprzeć w tamtej sytuacji. Obie wylały łzy, które ciążyły im na duszy, obie poczuły bliskość, której im brakowało. Przez te kilkanaście minut obie poczuła jakby znały się od wieków. Wsparcie drugiej osoby jest potrzebne, jednak nie zawsze chcemy po nie sięgać. Dlatego Sikorka martwiła się o swojego narzeczonego. Pierwszy raz widziała by tak bardzo zamknął się w sobie. Nawet gdy dowiedział się o tajemnicy Patrycji więcej z nią rozmawiał. Bała się, że tamta sytuacja może coś zmienić, że okaże się, że ich związek nie był wystarczająco silny. Szybko odrzuciła te myśli. W końcu przeszli przez gorsze rzeczy. Obróciła się twarzą do Wilczewskiego. Było ciemno, więc nie widziała go zbyt dobrze. Jego oddech był równomierny, spał.

- Sen dobrze mu zrobi - pomyślała, sama jednak nie mogła zmróżyc choć na chwilę oka. Od tamtego dnia miało zależeć wszystko. Czuła się bezsilna. Chciała, by to wszystko za chwilę się skończyło. By się obudziła i cały koszmar zniknął, by okazał się snem. Z taką nadzieją zamknęła oczy, chociaż wiedziała, że za kilka godzin obudzi się w tym samym miejscu i czasie.

~~~

Tamtego dnia byli w szpitalu jeszcze wcześniej. Do ich dyżuru, który zaczynali o 8 została ponad godzina. Od razu poszli się przebrać by później nie tracić na to czasu. Ani w pokoju lekarskim, ani w drodze na oiom nie zamienili ze sobą żadnego słowa. Przed nimi był kolejny dzień ciszy, niepewność i strachu. Usiedli na krzesłach w korytarzu i czekali. Tak naprawdę nawet nie wiedzieli na co. Na zła informację, na dobrą? Tamten dzień był jednym wielkim znakiem zapytania. Matylda była w środku. Rozmawiała z dalej mocno osłabionym, ale przytomnym Falkowiczem. Od początku tamtego koszmaru dziewczyna nie opuszczała oiomu ani na chwilę, pomijając krótkiej przerwy na zjedzenie lub toaletę i oczywiście powrót do domu na kilka godzin, wiec gdy nagle otworzyła szybko drzwi i stanęła przed nimi Hania z Michałem zamarli.

- Nie, nie, nie - pomyśleli. Tylko w jednym momencie lekarze wyrzucają wszystkich z oiomu. Zerwali się na równe nogi i podeszli w kierunku szyby. Nic się nie działo.

- Falko chce z tobą porozmawiać - zwróciła się po chwili do Michała. Nie miała pojęcia jak tamtą sytuację odebrał Wilczewski i Sikorka. Lekarze poczuli jak wielki kamień spada im z serce. Zdecydowanie żyli w zbyt wielkim starchu i każde najdrobniejsze słowo, najdrobniejsza rzecz sprawiała, że myśleli o najgorszym. Hania wróciła na miejsce, w którym siedziała. Czuła, że jej nogi były miękkie jak z waty. Michał przez chwilę stał w miejscu. Bał się tam wejść, domyślał się o czym Falkowicz będzie chciał z nim rozmawiać. W końcu jednak przeniósł wzrok na swoją córkę, która była zdziwiona ich reakcją. Spróbował się lekko do niej uśmiechnąć i podszedł do drzwi. Zawahał się, ale ostatecznie wszedł na oiom.

~~~

Michał usiadł na krześle przy łóżko Falkowicza. Był przytomny, ale nie wyglądał zbyt dobrze. Jego twarz miała sporo zadrapań. Mężczyzni przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Był to zdecydowanie najdłuższy kontakt wzrokowy, jaki kiedykolwiek ze sobą utrzymali. Oboje tego nie lubili, ale wtedy było to zdecydowanie łatwiejsze od rozmowy. Nikt nie chciał zaczynać, ktoś jednak musiał.

- Wiem jaki jest jej stan - profesor zdobył się na pierwsze słowa. Jego głos był inny niż zawsze, zachrypnięty, słaby i jakby łagodniejszy. - Wiem jakie są jej szanse - kontynuował, Michał przekręcił się na krześle i spojrzał w kierunku Kasi. Była podłączona do respiratora, jej twarz miała dużo siniaków, a głowa została owinięta bandażem. Wilczewski odwrócił wzrok spowrotem na mężczyznę. - Oboje o tym wiemy - każde zdanie wypowiadał coraz wolniej, przez co serce lekarza biło coraz szybciej. - Oboje wiemy co się stanie jeśli ona tego nie przeżyje - starał się utrzymać panowanie, ale na końcu jego głos lekko się załamał. Tamta sytuacja była trudna dla wszystkich, bez żadnego wyjątku. Falkowicz jako jedyny umiał powiedzieć to czego wszyscy unikali, Michał zacisnął zęby.

- Cholera jasna, Andrzej! - zawołał, słowa wypowiedziane na głos uderzyły go dwa razy mocniej niż każde niedokończone zdanie o tym co może ich czekać.

- Panie doktorze - zwróciła mu uwagę pielęgniarka, ale on nawet nie spojrzał w jej stronę.

- Wiemy co się może stać, ale to się nie stanie i mamy w to wierzyć, masz w to wierzyć, bo nic więcej nie możemy teraz zrobić! - dokończył podniesionym głosem, szybko wstał i poszedł w kierunku drzwi.
Gdy znalazł się na korytarzu spojrzał na Hanię i Matyldę ale nie powiedział ani słowa. Nie wiedział czy usłyszały jego krzyk. Usiadł na krześle i schował twarz w dłoniach.

- Musimy w to wierzyć, musimy - powtarzał w myślach. Nic nie mogli zrobić, mogli tylko czekać i mieć nadzieję, ale to właśnie to, było najtrudniejsze.

~~~

Godzinę temy Hania zaczęła swój dyżur. Znów nie umiała kompletnie na niczym się skupić. Co chwilę jej wzrok uciekał w kierunku zegarka, który wisiał w pokoju lekarskim. Chociaż w zasadzie nie musiała tego robić, bo sama odliczała każdą minutę. Starała się zrobić trochę papierkowej roboty, bo rozkojarzenie mogłoby zaszkodzić pacjentom. Wiedziała, że nie powinna pracować, ale gdyby siedziała cały czas przed oiomem całkowicie straciłaby zdolność myślenia. Mijały kolejne sekundy, 28, 29, 30... liczby krążyły w głowie Hani. Nagle rozległ się dźwięk otwieranych drzwi, który wyrwał z zamyślenia kobietę. Do pokoju weszła Wilczewska, nie wyglądała zbyt dobrze. Jej oczy były podkrążone, każdy krok spowolniony, też nie spała w nocy, też się martwiła.

- Dzień dobry Haniu - powiedziała cicho i usiadła na kanapie.

- Dzień dobry - odpowiedziała, jej głos był ochrypły, od poprzedniego dnia nie wypowiedziała ani jednego słowa. Rozmowa była zdecydowanie trudniejsza od ciszy, ale w tamtym momecie Sikorka poczuła, że musi się komuś wyżalić.

- Mamo jeśli ona się dzisiaj nie obudzi to...- zaczęła i przekręciła się na krześle twarzą do Barbary.

- Wiem... - przerwała jej i położyła rękę na jej dłoniach, które trzymała na kolanach. Hania od razu poczuła bijące od niej ciepło. W jej oczach pojawiły się łzy. Ona też potrzebowała wsparcia. Zawsze go potrzebowała, ale nie chciała tego pokazywać. - Oj dziecko, chodź tu - powiedziała cicho Wipczewska i wskazała miejsce obok siebie, Hania posłusznie podniosła się i usiadła przy Barbarze. Kobiety patrzyły sobie w oczy, ani na chwilę nie puściły swoich rąk. - Wszystko się ułoży, Kaśka przeżyje, a wy wrócicie do planowania ślubu - wyszeptała i lekko się uśmiechnęła.

- Ale skąd wiesz, że my już coś planujemy? - spytała. Hania była zdziwiona słowami lekarki. Razem z Michałem postanowili, że powiedzą Barbarze i Cezaremu dopiero jak wręczą im zaproszenia. Ale przede wszystkim cieszyła się, że mogła nieco zmienić temat rozmowy. Nie miała siły kolejny raz poruszać kwesti życia albo śmierci.

- Powiedzmy, że mam swoich informatorów - zażartowała i objęła Hanię ramieniem. - Wiem, że to może nie jest najlepszy moment, ale naprawdę się cieszę, że Michał trafił na kogoś takiego jak ty - dodała, Sikroka kolejny raz nie wiedziała co powiedzieć, nie spodziewała się takich słów. - Niejedna zostawiłaby swojego ukochanego w takiej sytuacji, a ty przy nim jesteś, wspierasz go. Pierwszy raz w życiu jestem spokojna o mojego syna - Hania siedziała z otwartą buzią, wzruszenie wzięło górę i łzy, które próbowała powstrzymać spłynęły po jej policzkach. Potrzebowała takiej rozmowy, potrzebowała jakiejkolwiek rozmowy, bardziej niż przypuszczała. Nie wiedziała jak ma zareagować, w końcu na jej twarzy pojawił się uśmiech, pierwszy prawdziwy uśmiech od dwóch dni. Nagle poczuła spokój, powróciła jej wiara, że to wszystko naprawdę może się dobrze skończyć, że wrócą do normalnego życia, do planowania ślubu...

~~~

Dochodziła godzina 17. Hania z Michałem skończyli swoje dyżury. Oboje mieli ciężki dzień, cały czas myśleli o stanie Kaśki, a w każdej wolnej chwili szli pod oiom żeby sprawdzić czy nic się nie zmieniło. Od rana się nie widzieli. Mijali się, a może specjalnie się unikali. Michał chciał przeżyć ten dzień sam, przemyśleć wszystko, przygotować się jeśli miałoby przyjść najgorsze. Hania po rozmowie z Barbarą również wolała z nikim nie mieć kontaktu. Ale po jej głowie krążyły też inne myśli. Zastanawiała się jak mogła dotrzeć do ukochanego, co powinna zrobić, by go wspierać. Nie wiedziała. Przynajmniej do momentu, w którym siedziała na krześle przed oiomem, a on się pojawił. Spojrzała w jego oczy, równie smutne i zmęczone jak jej. Zdała sobie sprawę, że oboje potrzebują tylko jednego. Wstała z krzesła, podeszła do Michała i mocno go objęła. Mężczyzna przyciągnął ją do siebie. Stali tak przez kilka minut, bez żadnego słowa, ona z głową opartą o jego tors, a on o jej włosy. To było właśnie to czego im brakowało. Zawsze gdy byli oddzielnie jakaś siła przyciągała ich do siebie. Nie potrafili bez siebie żyć, nawet jeśli im się wydawało, że chcą być sami, w głębi duszy pragnęli siebie nawzajem. Hania trzymała się Wilczewskiego kurczowo, jakby bała się, że ta chwila zniknie, że mężczyzna wypuści ją z objęć, ale Michałowi nawet nie przeszło to przez głowę. Jej drobne ciało w jego ramionach było tak kojące, że pragnął, by stali tak cały czas. Pragnął, by stali tak do momentu, w którym ktoś wyjdzie z oiomu i powie im, że wszystko jest dobrze.

~~~

Mijała pierwsza godzina, druga, trzecia, a stan Kaśki dalej nie ulegał zmianie. Lekarze siedzieli na korytarzu i czekali na wiadomości. Z każdą następną minutą ich nadzieja umierała. Zostały 4 godziny, 4 godziny do następnego dnia, 4 godziny by Smuda się obudziła, 4 godziny niepewności, 4 godziny czekania, 4 godziny ciszy...

Hania z Michałem siedzieli obok siebie i trzymali się za ręce, mężczyzna gładził delikatnie jej knykcie. Na początku jego dotyk był relaksujący, ale im dłużej kobieta siedziała przed oiomem, tym bardziej była spięta, aż w końcu poczuła, że jest kłębkiem nerwów. Nagle zrobiło jej się niedobrze. Szybko wstała z krzesła i pobiegła do łazienki. Podtrzymując się umywalki, wzięła kilka głębokich wdechów. Spojrzała na siebie w lustrze. Była blada. Umyła twarz zimną wodą i wytarła ją w papierowy ręcznik. Nie bała się, że zmyje makijaż, bo rano nawet nie miała siły go nałożyć. Po kolejnych minutach i kolejnych oddechach postanowiła, że wróci do Michała.

- Jeszcze tylko trochę, to za niedługo się skończy, wszystko będzie dobrze - powtarzała w myślach i w końcu zdobyła się na opuszczenie toalety.

~~~

Zostało pół godziny do północy, pół godziny do końca dnia, pół godziny by coś się zmieniło, pół godziny ciszy, pół godziny czekania...

Hania siedziała na krześle ze łzami w oczach. Barbara, która do nich przyszła, objęła ją ramieniem i próbowała wspierać. Jej gest przyniósł jednak odwrotny skutek od zamierzonego. Sikorka rozpłakała się na dobre. Wylewała z siebie kolejne łzy, które starała powstrzymać. Była jednak tak zmęczona, że jej próby nic nie dały. Mogła tylko siedzieć, płakać i czekać na najgorsze, bo tylko o tym wtedy myślała.

~~~

Zostało 10 minut do kolejnego dnia, 10 minut by Smuda się obudziła, 10 minut niepewności, 10 minut czekania, 10 minut łez, 10 minut ciszy...

Michał chodził wkoło po korytarzu, Hania dalej wylewała łzy, a Barbara starała się udzielić jej choć trochę wspracia. Wszyscy byli załamani. Matylda cały czas siedziała przy Falkowiczu i Kasi. Nikomu więcej nie pozwolono do nich wejść. Wszsycy bali się, że jakiś lekarz za chwilę każe wyjść stamtąd dziewczynie i zaczną odłączać Kasię. Tego mogłaby nie przeżyć, oni też. Wszsycy byli na skraju wytrzymania nerwowego. Sikorka nie mogła uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Takie rzeczy się zdarzają, jako lekarz wiedziała o tym zbyt dobrze, ale dlaczego właśnie im...?! Myślała o tym jak bardzo świat jest niesprawiedliwy, przeklinała go w myślach za wszystkie przeciwności jakie postawił im na drodze. A przecież ona chciała być tylko szczęśliwa... Czy to było tak wiele? Dlaczego gdy nareszcie znalazła mężczyznę, którego pokochała, gdy była gotowa na coś więcej, gdy pierwszy raz w życiu chciała czegoś więcej, musi być tak trudno? Czemu nie mogła po prostu żyć długo i szczęśliwie? Nie wiedziała... A z każdą kolejną sekundą w jej głowie pojawiały się kolejne niewiadome. Nagle drzwi oiomu otworzyły się. Stanęła w nich Patrycja. W jedynym momencie wszyscy zamarli. Patrzyli się prosto w jej oczy i czekali. Serca zaczęły im walić i poczuli że ich dłonie zaczynają się pocić. Pati milczała, sytuacja dla niej również nie była łatwa.

- Tak jak wam mówiłam dzisiejszy dzień miał być decydujący - wydukała w końcu, to wiedzieli wszyscy zbyt dobrze, powtarzali to sobie cały czas. Lekarka wypuściła powietrze, kolejne zdania miały być trudniejsze. - Jej stan się nie poprawił - Hania nie mogła uwierzyć w to co słyszała. Zdawała sobie sprawę do czego zmierza siostra jej narzeczonego.

- Nie wierzę, to się nie dzieje, to się nie dzieje naprawdę - pomyślała histetycznie.

- Nie możemy dłużej jej tak podtrzymywać musimy... - nagle znów rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Stanęła przed nimi Matylda, jej ręce się trzęsły, a na twarzy gościło przerażenie.

- Z mamą coś się dzieje - powiedziała szybko, w jej oczach pojawiły się łzy. Patrycja wbiegła na oiom, zatrzaskując za sobą drzwi, dziewczyna chciała zrobić to samo, ale zatrzymała ją Barbara, która szybko wstała z krzesła. Hania stanęła przy Michale, oboje patrzyli na wszystko przez szybę.

- Nie, Boże, to się nie dzieje - wyszeptała tym razem na głos Sikorka, ale i tak nikt jej nie usłyszał. Wilczewski był w takim stanie, że nie wiedział co działo się dookoła. Matylda razem z Wilczewską siedziały na krzesłach, wnuczka zaczęła wypłakiwać się w bluzkę swojej babci tak, jak robiła to przed chwilą Hania. Dziewczyna nie miała pojęcia co się wydarzyło.

- Co się dzieje?! - zawołała i znów zalała się łzami, nie usłyszała jednak żadnej odpowiedzi - Co się dzieje?! - powtórzyła, Michał stanął twarzą do niej i spojrzał w jej oczy. Wypuścił głośno powietrze i w końcu wydusił:

- Wybudza się... - wielki kamień spadł mu z serca, znów poczuł, że może oddychać, że może żyć. Stał z otwartą buzią i nie mógł wykonać żadnego ruchu. Nie wierzył, że to może się udać... Jego córka znow zaczęła płakać tym razem były to łzy szczęścia. Hania cały czas wpatrywała się w proces wybudzania Kaśki, stała jak skamieniała, ciągle kiwając głową z niedowierzaniem.

- To się stało, to się naprawdę stało - wyszeptał przy jej uchu Wilczewski, kobieta nawet nie wiedziała kiedy się do niej zbliżył, ale jego głos, jego oddech sprawił, że na jej ustach zagościł szeroki uśmiech.

- To się stało naprawdę - powtórzyła te słowa z nadzieją, że jeśli sama je powie będzie mogła w nie uwierzyć.

~~~

Była trzecia nad ranem Hania z Michałem i Matyldą wrócili do domu. Wydarzeń z tamtego dnia zdecydowanie nie zapomną do końca życia. Tego strachu, tych łez, tych godzin czekania, ale najważniejsze, że wszystko się skończyło, że wszystko dobrze się skończyło. Kasia się wybudziła, zrobiono jej kilka badań i okazało się, że w mózgu nie zaszły żadne zmiany, więc kobieta powinna powoli wracać do pełnej sprawności. Matylda nie chciała odejść od niej na krok, ale ostatecznie zmęczenie wzięło nad nią górę i sama zaproponowała żeby wrócili do domu i się przespali. Teraz gdy już wiedzili, że życiu Smudy i Falkowicza nic nie zagraża mogli odetchnąć z ulgą. Gdy Michał poszedł na górę przebrać się w piżamę, Hania została chwilę na dole, by posprzątać bałagan w kuchni. Pomimo tego, że było późno, nie czuła się zmęczona.

- Nie śpisz? - usłyszała nagle za sobą zdziwiony głos Matyldy.

- Tobie mogę zadać to samo pytanie - zaśmiała się i odwróciła twarzą do dziewczyny.

- Jakoś nie mogę usnąć - westchnęła i usiadła na oparciu kanapy.

- Wiem coś o tym - przyznała Sikorka, jako dziecko zawsze miała problemy z uśnięciem, bała się, że jak się obudzi to straci swoich bliskich, że stanie się coś złego, później zrozumiała, że nie jest to zależne od snu, ale i tak cierpiała przez długi czas na bezsenność. Kobieta podeszła do córki Michała, usiadła obok niej i lekko się do niej uśmiechnęła.

- Dziękuję - powiedziała nagle Matylda, Hania zmarszczyła brwi i popatrzyła na nią zdziwiona. Co takiego zrobiła? Nie wiedziała. - Dziękuję, że przy mnie byłaś, a przede wszystkim dziękuję za wczorajszą rozmowę - wyjaśniła, gdy zorientowała się, że lekarka nie miała pojęcia o co jej chodziło.

- Nie masz za co - wyszeptała.

- Mam, tylko dzięki tobie uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze, tylko twoje slowa brzmiały prawdziwie - dodała, uśmiechnęła się do Sikorki, po czym mocno się do niej przytuliła. - Dziękuję - powtórzyła. Hania czuła jak rośnie jej serce, nigdy nie sądziła, że usłyszy tak piękne słowa. Wzruszyła się, zawsze chciała pomagać innym i zawsze wielką radość sprawiał jej fakt jeśli jej się to udało.

~~~

Michał od dziesięciu minut leżał w łóżku. Schodząc na dół, by zawołać Hanię, usłyszał jej rozmowę z Matyldą. Nie chciał im przeszkadzać, ale nie mógł się powstrzymać, by choć przez chwilę jej nie posłuchać. O wczorajszej rozmowie też wiedział. Z jednej strony żałował, że to nie on był tą osobą, przed którą otworzyła się jego córka, ale z drugiej strony cieszył się, że to była Hania. Nigdy nie sądził, że dziewczyna może mieć tak dobry kontakt z jego ukochaną. Z jakiegoś powodu jej ufała... Dzięki temu miał nadzieję, że w przyszłości naprawdę stworzą normalną, kochającą się rodzinę, bez problemów, kłótni i zmartwień. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi. Do sypialni wchodziła Sikorka, zawsze starała się robić to jak najciszej, ale nigdy jej się to nie udawało. Michał nie mówił jej jednak, że jej starania, by go nie obudzić były zbędne, bo i tak zawsze na nią czekał.

- Kocham cię - powiedział, gdy kobieta położyła się obok niego, poczuł, że ją przestraszył, bo nerwowo drgnęła.

- Boże, Matołku, myślałam, że śpisz - zaśmiała się cicho, mężczyzna odwrócił się na bok i spojrzał w jej oczy. Nie widział ich zbyt dobrze, ale przecież znał je doskonale.

- Chce mieć z tobą dzieci - powiedział nagle, Sikorka zamarła z otwartą buzią, kolejne słowa, których się nie spodziewała, mężczyzna wybuchnął śmiechem, domyślał się jak wyglądała jej miną.

- Ale przecież mamy jeszcze czas, ślub, ... - zaczęła niepewnie

- Nie mówię, że w tym momencie głuptasie - wyjaśnił i zaczął gładzić ją po policzku. - Chociaż dla mnie to nie miałoby znaczenia, kocham cię i chcę mieć z tobą dzieci teraz, za miesiąc, za rok, za dwa... Kiedy będziemy gotowi - do oczu Sikorki napłynęły łzy, zdecydowanie miała za soba zbyt emocjonalne dni. - A wiem, że będziesz cudowną matką - wyszeptał. Po usłyszanych rozmowach z Matyldą był tego pewien. - No ja może będę lepszym ojcem, ale - zażartował, na twarzy kobiety również zagościł szeroki uśmiech

- Ją też cię kocham Matołku i też chcę mieć z tobą dzieci - szepnęła i zaczęła powoli zbliżać swoje usta do jego. Gdy nareszcie się zetknęły poczuła, że wszystko dookoła zniknęło, to był ten jedyny moment, w którym liczyli się tylko oni, w którym wszystkie problemy, wszystkie zmarwtienia nie miały znaczenia...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć kochani, dotarliście do końca? Mam nadzieję, że tak 😅 Sama nie wiem dlaczego ten rozdział wyszedł mi tak strasznie długi. Napiszcie mi koniecznie czy wam się spodobał. Pisząc go myślałam żeby zrobić z niego dwie części, ale odrzuciłam tę myśl, bo stało się coś niesamowitego. Oddaliście TYSIĄC głosów na moją książkę 🙉 Nie wiem co mam powiedzieć, zwykłe ,,dziękuję" brzmi niewystarczjąco. Jestem wam tak niesamowicie wdzięczna, że nawet nie potraficie sobie tego wyobrazić. Dziękuję za każdy oddany głos, daje mi on dużo motywacji i pokazuje, że podoba wam się moja książka. Stwierdziłam, że takim dłuższym rozdziałem trochę wam się odwdzięczę. Nie sądziłam, że kiedykolwiek tak piękna liczba będzie widnieć przy mojej książce. Jesteście NIESAMOWICI ❤😘🥰 A co do samego rozdziału to muszę wam się przyznać, że sama biłam się do końca z myślami co zrobię z Kasią. Postanowiłam że jednak dam jej trochę pożyć 😁 Mam nadzieję, że takie zakończenie wam się spodobało. Co do następnego rozdziału to mam do was pytanie. Mogę wam zdradzić, że będzie on walentynkowy i nie wiem kiedy chcecie by się pojawił. Mogę go napisać albo na 13 lutego i wtedy czekalibyście tak jak zawsze albo mogę go wrzucić normalnie 14 lutego w walentynki. Wtedy musielibyście czekać na niego dłużej, ale za to jeszcze następny rozdział byłby szybciej, bo 16 lutego i czekalibyście dwa dni, a nie trzy... Rozumiecie coś w ogóle z tego? Nie jestem dobra w tłumaczeniu 😂 W każdym razie napiszcie mi proszę kiedy wolicie rozdział walentynkowy (14 czy 13 lutego) Życzę wam miłego dnia, trzymajcie się cieplutko 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro