Rozdział LXXXIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pierwsze mrugnięcie. Pierwszy wdech. Pierwsza łza spływająca po policzku. Drugie mrugnięcie. Drugi wdech. Druga łza. Niezrozumienie. Czyjś głos. Dotyk. Pokój. Materac. Szalone bicie serca. Chaos w głowie.

Wszystko docierało do niej z oddali. Miała wrażenie jakby żyła w innej rzeczywistości. Jakby znajdowała się w innym wymiarze. Przez długi czas patrzyła jedynie w nieokreślony punkt przed siebie, nie będąc w stanie wykonać żadnego ruchu.

Ale nagle przeniosła swój wzrok. Spojrzała na niego i wszystko trafiło na swoje miejsce jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Pokój przestał wirować. Ciało przestało się trząść. On coś mówił. Ale widziała tylko ruch jego warg. Nie docierały do niej żadne słowa. Pierwszy wdech. Drugi wdech. Piąty wdech. Dziesiąty wdech.

- Ci... Już, spokojnie - gładził ją delikatnie po plecach i pomimo tego, że chciała coś powiedzieć nie była w stanie. Patrzyła się jedynie w jego pełne przejęcia i niezrozumienia oczy. Jego oczy. Oczy, w które myślała, że już nigdy więcej nie będzie dane jej spojrzeć. - To był tylko sen. Tylko sen - wyszeptał miękkim głosem, którego używał zawsze, gdy chciał, by Hania się uspokoiła. Ale w tamtym momencie przyniosło to odwrotny efekt. Po tych słowach wszystko puściło. Kobieta poczuła jak łzy wypływają z jej oczu, coraz bardziej mocząc policzki. Przysunęła się do niego, zwinęła w kłębek i schowała w jego objęciach. Wyglądała jak małe dziecko, które potrzebuje wsparcia i tak się właśnie czuła. Bezbronna, bezsilna.

Pierwsza sekunda. Druga sekunda. Piąta sekunda. Dziesiąta sekunda.

Nie uspokajała się. Nie była w stanie. Bo on tam był. On żył.

~~~

Hania nie miała pojęcia ile tak siedzieli. Mijały minuty? A może godziny? Michał o nic nie pytał, co chwilę jedynie powtarzał słowa, które miały jej pomóc się uspokoić. Ale nie uspokajały jej. Kobieta dalej tkwiła w jego ramionach, chłonąc jego obecność i wypłakując morze łez. Tak naprawdę nie miała pojęcia czy płakała ze strachu, który jej jeszcze nie opuścił, czy może przez ulgę, która ogarnęła jej ciało. Wszystkie emocje tworzyły jakąś mieszaninę i sama nie potrafiła określić co czuła. W jej głowie tkwiło milion myśli i chociaż bezustannie próbowała je jakoś ułożyć nie była w stanie.

- To był tylko sen - powtarzała w myślach. - Zwykły koszmar. Wszystko jest dobrze - cały czas jednak nie mogła się opanować. Uświadomiła sobie, że to mogło się stać naprawdę, że to mogła być rzeczywistość, że mogła zostać sama, mogła go stracić. Poczuła jak nagle Michał delikatnie ją od siebie odsuwa, dalej trzymając jednak za barki, by móc spojrzeć w jej oczy. Przeniósł swoje dłonie na jej policzki i zaczął wycierać jej łzy. A ona nie mogła poradzić nic na to, że zatapiając się w jego spojrzeniu płakała jeszcze bardziej. Bo to wszystko było tak realne, tak rzeczywiste.

- Weź głęboki wdech... - jego głos był tak bardzo kojący i może normalnie uspokoiłaby się od razu gdyby tylko go usłyszała, ale wtedy nie było to takie proste, potrzebowała czegoś więcej. Kobieta dalej nie odrywając od niego wzroku, nabrała powietrza w płuca - I wydech... I jeszcze raz - siedzieli tak przez kilka minut. Ona starając się uregulować swój szalejący oddech, a on starając się za wszelką cenę jej w tym pomóc.

Przestała już płakać, ale jej serce dalej biło jak szalone. Wiele razy w życiu się czegoś bała, jednak ten strach był niczym w porównaniu z tym co czuła w tym cholernym śnie.

- Lepiej? - wyszeptał w końcu. Kobieta jednak pokręciła bez słowa głową i znów się do niego przysunęła, by po prostu móc poczuć jego bliskość. Nie było lepiej i była świadoma, że nie będzie w stanie zapomnieć o tym koszmarze tak szybko jak o każdym poprzednim, ani nie pozbiera się zaledwie po kilku minutach po przebudzeniu.

Mężczyzna mocno ją objął, opierając swoją brodę na czubku jej głowy. Nie wiedział co mógł więcej zrobić. Ten widok tak bardzo go bolał, a bezsilność, którą czuł, dobijała go jeszcze bardziej. Musiał po prostu dać jej czas i czekać. Cierpliwość jednak nigdy nie była jego mocną stroną.

~~~

Kolejne minuty przesiedziane w tej samej pozycji ciągnęły się w nieskończoność. Michał czuł, że jego żona z każdą chwilą mniej się trzęsła i przestawała płakać, zaczęła równomiernie oddychać co utwierdziło go w tym, że chociaż w najmniejszym stopniu było lepiej.

- Haniu... - wyszeptał do jej ucha. Nie padła żadna odpowiedź, ale wiedział, że kobieta go słuchała. - Zaprowadzę cię do łazienki, weźmiesz prysznic, to powinno ci pomóc... Ja za ten czas zrobię nam śniadanie - czuł, że lekko przytaknęła. W głębi duszy poczuł ulgę. Miał nadzieję, że oczyszczenie jej ciała pomoże jej także w oczyszczeniu umysłu.

Położył jedną rękę na jej plecach, a drugą złapał ją pod kolanami, po czym powoli wstał z łóżka, unosząc również Hanię. Jego ukochana zarzuciła mu ramiona na szyję i oparła głowę o klatkę piersiową. Dźwięk jego bicia serca działał na nią uspokajająco.

Mężczyzn pokonał ostrożnie całą drogę na dół, po czym przeszedł w stronę łazienki. Postawił Hanię na ziemi i spojrzał w jej oczy.

- Przyniosę ci jakieś ubrania - powiedział, całując ją w czubek głowy. Liczył na jakąś odpowiedź. Cokolwiek. Wystarczyłoby mu nawet jedno słowo, ale kobieta dalej milczała, a on tak bardzo pragnął usłyszeć wtedy jej głos. Wycofał się w stronę drzwi, nie spuszczając z niej wzroku i dopiero gdy nacisnął na klamkę, przestał patrzeć w jej czerwone od płaczu oczy. Gdy zostawił ją samą od razu poczuł wyrzuty sumienia. Miał wrażenie, że powinien z nią tam być.

Błyskawicznie poszedł w stronę sypialni, by jak najszybciej móc do niej wrócić. Po drodze próbował ułożyć w głowie swoje chaotyczne myśli. Wiele razy jego ukochana budziła się z płaczem, wiele razy śniły jej się koszmary, ale zawsze szybko udawało mu się ją uspokoić. Nigdy nie była aż tak bardzo zdruzgotana. Z całej siły pragnął zapytać co jej się śniło, ale wiedział, że musiał czekać aż ona sama o tym opowie. Zdawał sobie sprawę, że musiało być to coś zdecydowanie poważniejszego niż zawsze i czuł, że potrzebował jego pomocy, a on nie wiedział jak mógł ją wesprzeć.

Gdy znalazł się już na górze przeszedł do garderoby i wyciągnął z niej pierwszą lepszą bluzkę i spodnie, po czym poszedł w stronę małej komody, wyciągając z niej jej bieliznę. Już miał schodzić na dół, gdy jego wzrok przykuł zegarek leżący na szafce nocnej. Było piętnaście po siódmej. Pamiętał, że Hania miała dyżur dopiero po południu, ale on powinien być w szpitalu już za niecałą godzinę. Ostatnią rzeczą o jakiej myślał było jednak zostawienie jej samej. Szybko sięgnął po swój telefon po czym wybrał numer Konicy.

- Halo, dzień dobry dyrektorze - powiedział, gdy tylko usłyszał głos mężczyzny w słuchawce. - Tak, tak... Tylko mamy taki mały problem. Hania nie czuje się najlepiej i muszę z nią zostać i się nią zająć. Czy moglibyśmy przyjść razem na popołudniowy dyżur? - z niecierpliwością wyczekiwał odpowiedzi, wiedział, że dzwonił trochę zbyt późno z taką wiadomością, ale znał też Konicę i wiedzą, że nie powinien robić z tego powodu problemów. - Nie, raczej nie będzie nam potrzebny kolejny dzień urlopu. Moja żona źle znosi podróże, więc to raczej wywołało jej złe samopoczucie... - nie odczuwał potrzeby mówienia mu prawdy. Uważał, że było to kompletnie zbędne i jego ukochana też, by tego nie chciała. - Tak, oczywiście gdyby się okazało, że to coś poważnego będę dzwonić. Dziękuję, do widzenia - gdy tylko się rozłączył wypuścił powietrze, które nieświadomie wstrzymywał, rzucił telefon na łóżku i szybko pobiegł na dół.

Nie słyszał lejącej się wody, więc od razu zorientował się, że kobieta jeszcze nie była pod prysznicem. Od razu ogarnęły go złe przeczucia. W ciągu kilku sekund znalazł się przy łazience i szybko otworzył drzwi. Pierwszym dźwiękiem jaki dotarł do jego uszu był cichy szloch. Hania siedziała zwinięta w kłębek przy jednej ze ścian. Płakała. Od razu przypomniała mu się sytuacja, gdy zastał ją kilka miesięcy temu po śmierci jej ojca właśnie w tym samym miejscu. W tamtym momencie dotarło do niego, że sytuacja była jeszcze poważniejsza niż przypuszczał.

- Kochanie... - wyszeptał, odkładając ubrania na małą szafkę przy wejścia. Od razu do niej podszedł i kucnął naprzeciwko. - Już jest wszyst…

- Śniło mi się... - zignorowała go, jakby zupełnie nie słuchała tego co do niej mówił. To były jej pierwsze słowa od początku tamtego dnia, jej głos był zachrypnięty i przerywany przez jej głośny szloch. Michał zamilknął, nie oczekiwał, że kobieta akurat w tamtym momencie cokolwiek powie. - Śniło mi się, że miałeś wypadek... - na samo wspomnienie tego koszmaru kolejne łzy popłynęły z jej oczu. - Operowali cię... I... I... - nie była w stanie dokończyć. Mężczyzna przez chwilę siedział jak otępiały. Sam nie wiedział czego się spodziewał, ale na pewno nie tego. - I odszedłeś - wyszeptała, zanosząc się jeszcze głośniejszym płaczem. Wilczewski w końcu oprzytomniał. Przyciągnął ją mocno do siebie I szczelnie zamknął w ramionach.

- Wszystko jest dobrze... Jestem tutaj... - nie miał pojęcia co więcej mógł powiedzieć. Nie wyobrażał sobie co mogła nawet czuć. Sam nie wiedział jakby zareagował gdyby to jemu przyśniła się jej śmierć. - Jestem przy tobie - szeptał, delikatnie ją kołysząc. Czuł jak kobieta słabła z każdą chwilą coraz bardziej. W końcu od samego rana jedynie płakała, a noc, którą miała za sobą była ciężka.
Michał miał wrażenie, że jego serce rozrywało się na małe kawałeczki. Tak bardzo nienawidził oglądać ją w takim stanie. Tyle razy obiecywał sobie, że już nigdy nie pozwoli by cierpiała, a tymczasem znowu zanosiła się płaczem. Zanosiła się płaczem z jego powodu. I chociaż wiedział, że to sen doprowadził ją do tamtego stanu i tak czuł się w pewien sposób winny.

~~~

Gdy Patrycja się obudziła, automatycznie przewróciła się na drugi bok. Wyciągnęła rękę z nadzieją, że będzie mogła przytulić się do swojego ukochanego, ale zamiast jego ciała poczuła jedynie materac. Z głośnym westchnieniem otworzyła swoje zaspane oczy.

Poprzedniego dnia kobieta wyczekiwała na powrót Konrada prawie do pierwszej w nocy. Niby w szpitalu zapewnił ją, że wychodzi gdzieś ze swoimi znajomymi i żeby na niego nie czekała, ale gdy przestał odbierać jej telefony zaczęła się po prostu martwić. Strach jednak przerodził się w gniew, w momencie gdy dostała jedynie esemesa, że wszystko było dobrze i żeby poszła spać. I pomimo tego, że chciała na niego zaczekać i upewnić się, że wrócił do domu, zmęczenie wzięło nad nią górę.

Takie sytuacje od ostatniego tygodnia zdarzały się coraz częściej. Mężczyzna późno wracał bądź wychodził z samego rana. Patrycja już wiele razy próbowała od niego wyciągnąć gdzie i z kim się spotykał, ale za każdym razem kończyło się to jedynie sprzeczką, z której i tak nic nie wynikało. Czuła, że coś przed nią ukrywał, że jej czegoś nie mówił. Nic nie mogła poradzić na to, że przyszły jej do głowy od razu najgorsze scenariusze. Jej przeszłość znowu wracała do niej właśnie w takich momentach i pomimo tego, że ufała Dobroniowi z tyłu jej głowy cały czas były wspomnienia jak zakończył się jej poprzedni związek. Wiedziała, że drugiej takiej powtórki z rozrywki mogłaby nie przetrwać. Za bardzo zależało jej na tym, by tym razem wszystko się ułożyło, by tym razem nie zakończyło się łzami i złamanym sercem.

Kobieta przez chwilę leżała jedynie na plecach, wpatrując się w sufit. Zastanawiała się czy Konrad w ogóle był w mieszkaniu, ale gdy usłyszała cichy hałas dobiegający z kuchni poczuła lekką ulgę. Spojrzała na zegarek, który wskazywał szóstą czterdzieści. Powinna wstawać. Chęć pozostania w łóżku była jednak silniejsza od zdrowego rozsądku podpowiadającego jej, że znowu spóźnią się na dyżur. Zamknęła oczy z nadzieję na chociaż chwilę snu, ale jej myśli były już zbyt chaotyczne żeby mogła się uspokoić. Musiała porozmawiać z Dobroniem. Nawet jeśli znowu miałaby nie usłyszeć żadnej odpowiedzi na swoje pytania musiała spróbować.

Niechętnie zsunęła z siebie kołdrę i gdy tylko to zrobiła ogarnął ją chłód. Nienawidziła poranków całym swoim sercem.

Cicho przeszła w stronę uchylonych drzwi i przecisnęła się przez nie, starając się, by nie zaskrzypiały. Tak jak myślała. Jej ukochany stał przy kuchennym blacie, przygotowując śniadanie. Od razu dotarł do niej zapach smażonego jajka. Z cichym westchnieniem poszła w jego kierunku.

- Gdzie wczoraj byłeś? - mężczyzna dopiero wtedy odwrócił się do niej przodem. Na początku na jego twarzy wymalowało się zdziwienie, ale szybko zastąpił je szeroki uśmiech.

- Jak ci się spało?

- Nie zmieniaj tematu - powiedziała trochę ostrzej niż planowała, ale nic nie mogła poradzić na to, że wzbierał się w niej gniew. Mężczyzna wiele razy chciał zbyć ją w ten sposób lecz zawsze kończyło to się i tak jego porażką. Patrzyła się w jego oczy ze zmarszczonymi brwiami. W pokoju zapanowała cisza. Pati skrzyżowała ręce na piersi, czekając na wyjaśnienia. Nie miała zamiaru odpuścić.

- Mówiłem ci, że spotkałem się z Patrykiem i Bartkiem. Trochę się zgadaliśmy i straciliśmy poczucie czasu - ton jego głosu był swobodny, ale jego napięte ramiona i tak go zdradzały. Coś przed nią ukrywał i wiedziała to również ona.

- Czego mi nie mówisz? - nie miała zamiaru grać w jakieś gierki. Gdy czegoś oczekiwała zawsze mówiła prosto z mostu, nie owijając w bawełnę.

- Pati... - zrobił krok w jej kierunku ale kobieta się od niego odsunęła. Czuła, że chciał skłamać, a kłamstwo było ostatnim czego potrzebowała.

- Albo mi powiesz prawdę albo nie mamy o czym dzisiaj rozmawiać... - w jej oczach zbierały się łzy. Złe przeczucia ogarnęły każdą część jej ciała. Patrzyła się w jego oczy, a mężczyzna po prostu milczał. Nic nie odpowiedział. Kobieta przytaknęła nieznacznie głową, po czym odwróciła się do niego plecami, kierując się w stronę łazienki.

Sekrety, tajemnice i kłamstwa. To były rzeczy, których najbardziej nienawidziła i które od zawsze niszczyły jej życie. Jej serce niespokojnie biło, gdy zamknęła za sobą drzwi i oparła się o umywalkę, patrząc w swoje odbicie w lustrze. Tamten dzień dopiero się zaczynał a już miała go dosyć. Pragnęła szczerej rozmowy i może faktycznie nie lubiła rozmawiać o swoich uczuciach, ale wtedy miała potrzebę wyrzucenia z siebie wszystkiego co leżało jej na sercu. Wiedziała jednak, że żeby do tego doszło Konrad też musiał powiedzieć jej całą prawdę, a w tamtym momencie czuła, że było to nierealne.

~~~

Po długich namowach Michała Hania w końcu weszła pod prysznic. Chciała, by razem z wodą odpłynęły jej wszystkie myśli, ale tak się nie stało. Starała się zahamować łzy nieustannie płynące z jej oczu, ale okazało się to trudniejsze niż przypuszczała. Przeniosła się w swój własny świat myśli, przypominając sobie każdy najdrobniejszy szczegół tego cholernego koszmaru. Wiele swoich snów nie pamiętała już po przebudzeniu, bądź potrafiła przywołać z nich jedynie małe szczegóły. Niestety ten na dobre wrył jej się w głowę. Mogła odtworzyć wszystko co się tam wydarzyło, każde wypowiedziane słowo, każdy najdrobniejszy element. W pewnym momencie zdała sobie sprawę,że pamiętała nawet dane pacjentów, których wypełniała karty. To nie było normalne, to było przerażające. Jej ciało zaczęło się trząść, ale nie była pewna czy z powodu emocji czy lodowatej wody oblewającej jej ciało.

- To było tak realistyczne. Tak cholernie realistyczne - wyszeptała, czując, że kolejna łza popłynęła po jej policzku.

- Haniu?! - z głębokiego zamysłu wyrwał ją głos Michała. Przełknęła ślinę, chcą pozbyć się guli w gardle uniemożliwiającej jej wyduszenie choćby jednego słowa. - Wszystko w porządku?! - sama nie wiedziała co było lepszym pomysłem. Milczenie, czy próba udawania, że było dobrze. Wiedziała, że Wilczewski i tak rozpozna po jej głosie, że dalej nie udało jej się uspokoić.

- Tak! - starała się brzmieć pewnie, ale nawet ona w tym jednym słowie słyszała kłamstwo. Myślała, że drzwi łazienki za chwilę się otworzą, ale stało się inaczej. Usłyszała kroki, które z każdą kolejną sekundą cichły, utwierdzając ją w tym, że Wilczewski zaczął odchodzić. Była mu za to tak bardzo wdzięczna. Potrzebowała chwili samotności, chwili na zebranie myśli.

Wychodząc spod prysznica, owinęła się ręcznikiem, zrobiła zaledwie jeden krok i już doszło do niej, że jej nogi dalej były miękkie jak z waty. Niepewnie poszła w stronę umywalki. Stanęła przy niej, opierając się o nią dłońmi i zwiesiła głowę, próbując uregulować swój dalej szalejący oddech i szybkie bicie serca. Po chwili uniosła wzrok i spojrzała w swoje odbicie. Wyglądała tragicznie, ale i tak jej wygląd nijak oddawał to jak czuła się w środku. Zamknęła na chwilę oczy i znowu ujrzała przed sobą sceny z tego cholernego snu. Była pewna, że jeszcze długo nie będzie w stanie wymazać go z pamięci, a może nie będzie w stanie zrobić tego nigdy. Wszystkie emocje uderzyły ją z podwójną siłą. Cały ten strach, ta niepewność, a na koniec ta pustka. Uchyliła swoje powieki i szybko otarła policzki, które znowu zrobiły się mokre.

- Tylko sen, to był tylko sen - kolejny raz starała się uspokoić. Przecież Michał z nią był, nie odszedł. To nie stało się naprawdę. Jednak emocje dalej targały całym jej ciałem. Biorąc kolejną serię głębokich wdechów, sięgnęła po ubrania przyniesione przez jej ukochanego i zaczęła zakładać je na siebie. Związała włosy w luźnego koka na czubku głowy, umyła zęby,pa na koniec opłukała twarz letnią wodą.

Głośno westchnęła, po czym niepewnym krokiem przeszła w stronę drzwi. Zatrzymała swoją rękę nad klamką i na chwilę się zawahała. Czego się bała? Nie miała pojęcia. Może tego, że za chwilę ponownie się obudzi i wróci znowu do tamtej rzeczywistości, może tego, że Michał w jakiś sposób zniknie.

- Dość - skarciła się w myślach, po czym wyszła z łazienki. Od razu uderzył ją piękny zapach. Zapach smażonych naleśników. Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Najciszej jak potrafiła przeszła w stronę jadalni. Jej mąż krzątał się w kuchni, był odwrócony do niej plecami i nie wyglądało na to, że miał świadomość, że zaczęła go obserwować. Oparła się ostrożnie o futrynę, by ta przypadkiem nie zaskrzypiała i wbiła w niego swój wzrok. W tamtym momencie w jej głowie zapanował prawdziwy chaos, którego nie mogła opanować. Jej ciało wypełniła ulga, pomieszana z ciągłym strachem. Bo co by było gdyby to rzeczywiście się wydarzyło? Nawet nie chciała o tym myśleć. Za bardzo go kochała żeby go stracić. Był dla niej zbyt ważny, by mogła bez niego żyć. Nie miała pojęcia ile tak stała, przenosząc się myślami w jakieś odległe czarne miejsce, ale nagle usłyszała głos Michała.

- Han...! - urwał jednak w pół słowa, gdy odwrócił się i spojrzał wprost na swoją żonę, która stała kilka metrów od niego. - Śniadanie gotowe - powiedział już normalnym głosem i lekko się uśmiechnął. Kobieta widziała, że był lekko spięty, coś mocno go dręczyło, ale pomimo tego, że przez dłuższą chwilę wpatrywała się w jego oczy, chcąc coś z nich wyczytać w końcu się poddała. Musiała skupić się najpierw na ułożenie swoich myśli zanim próbowałaby domyśleć się co jemu chodziło po głowie.

Hania pokierowała się w stronę jadalni, zajmując jedno z krzeseł. Na stole stał już dzbanek z kawą i dwa kubki. Mężczyzna po chwili położył na środku przygotowane naleśniki i wrócił do kuchni. Kobieta wpatrywała się jedynie w jedzenie przed nią. Nie miała pewności czy była w stanie cokolwiek przełknąć, ale sam fakt, że Michał tak bardzo się postarał i w dodatku nie spalił domu, lekko podniósł ją na duchu. Jej mąż wrócił z dwoma talerzami, stawiając jeden przed nią a drugi na miejscu obok po czym położył jej dłoń na ramieniu i pocałował w czoło.

- Zupełnie jak we śnie - od razu przypomniała sobie scenę w pokoju lekarskim z jej koszmaru, ale szybko odgoniła od siebie te myśli. Jednak łzy i tak stanęły w jej oczach. Zamrugała kilka razy, starając się wyostrzyć obraz, po czym lekko się uśmiechnęła do swojego ukochanego, który usiadł przy niej. Ale nie było to szczery uśmiech, którym go zawsze darzyła. Był to uśmiech pełen smutku i była pewna, że i on zdawał sobie z tego sprawę. W końcu był ostatnią osobą, którą udałoby się jej w jakikolwiek sposób oszukać.

Nie skomentował tego jednak w żaden sposób, nie poruszał tematu o tym co miało miejsce i była mu za to wdzięczna, chociaż znała go i wiedziała, że trudno było mu siedzieć w ciszy. On chciał zawsze wiedzieć o każdym szczególe, gdy działo się coś złego i zdawała sobie sprawę, że na pewno powinna była opowiedzieć mu o tym co jej się przyśniło, ale nie była jeszcze na to gotowa. Jeszcze nie.

Przez długi czas zapanowała cisza. Nie była ona jednak niezręczna, wydawała się taka... Potrzebna. Hania biorąc pierwszy kęs naleśnika, coś sobie uświadomiła.

- A ty nie miałeś dyżuru? - chciała, by rozmowa była lekka, ale i tak czuła, że jakaś siła zaciskała się na jej gardle, utrudniając jej złapanie oddechu.

- Zadzwoniłem do Konicy i powiedziałam, że przyjedziemy razem po południu - kobieta jedynie przytaknęła. No tak, mogła się tego spodziewać. W głębi jednak poczuła niesamowitą ulgę i radość. Gdyby poszedł do szpitala umarłabym ze strachu, że jej koszmar mógłby się spełnić. - Ale jeśli ty dzisiaj wolisz zostać w domu to...- wyrwał ją z zamyślenia.

- Nie... - przerwała mu natychmiast, gdy tylko zorientowała się do czego dążył. - Jak będę siedzieć w domu tym bardziej będę o tym myśleć - powiedziała zdecydowanie ciszej.

I nagle doszło niej, że naprawdę za kilka godzin miała pojawić się w pracy po tygodniu urlopu. Jeszcze poprzedniego dnia tak bardzo się z tego cieszyła. W tamtym momencie jednak jej myśli były zaprzątnięte przez coś innego niż fakt, że wracała do miejsca, które tak bardzo kochała. Wtedy przepełniał ją strach, strach że coś mogło się stać. Złapała za jego dłoń, którą położył płasko na stole i mocno ją ścisnęła. Potrzebowała poczuć jego obecność, potrzebowała jego dotyku, a najbardziej potrzebowała jego spojrzenia. Wpatrywała się w jego twarz, czekając aż spojrzy w jej oczy. Ta chwila zanim to nastąpiło wydawała się trwać nieskończoność, ale gdy ich spojrzenia wreszcie się skrzyżowały Hania poczuła ciepło na sercu. Ten wzrok, ten błysk w oku. Od zawsze go uwielbiała i od zawsze działał na nią tak samo. Uspokajał ją, nawet w momentach, w których wydawało się to niemożliwe. Nie miała pojęcia co by zrobiła gdyby przyszło jej żyć bez tego spojrzenia, bez tych pięknych oczu, które zawsze patrzyły na nią z taką intensywnością, powodując niepowtarzalne uczucia ogarniające każdą komórkę ciała i miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała się o tym przekonać.

~~~

Gdy dochodziła piętnasta Wilczewscy jechali już do szpitala. Michał starał się skupić na drodze, ale nic nie mógł poradzić na to, że jego wzrok co chwilę uciekał w kierunku Hani. Widział, że siedziała cała spięta. Wpatrywała się bezustannie w okno, ale jej wzrok był jakby pusty. Był pewien, że odpłynęła w swój świat myśli i zdawał sobie sprawę, że tamtego dnia jej głowę była przepełniona tylko obawami. Przez cały dzień unikał tamtemu jej snu jak ognia, chociaż kilka razy ledwo się powstrzymał, by nie zapytać chociażby czy wszystko było dobrze. Ale przecież doskonale widział, że dobrze nie było. Jego ukochana była jakby nieobecna, niby słuchała gdy coś do niej mówił, ale w większości nie doczekał się żadnych odpowiedzi. Jej oczy też były pozbawione blasku, którego tak bardzo kochał.

Widział, że z każdą kolejną sekundą jej ramiona stawały się coraz bardziej napięte. Cały czas nerwowo ruszyła nogą co jeszcze bardziej utwierdziało go w tym, że była zestresowana. Wątpił by chodziło tylko o fakt, że za chwilę po tygodniowej przerwie wracali do pracy.

Przez kilku minut usilnie starał się wymyśleć jakiś powód wzrostu jej zdenerwowanie. Niestety nic nie przychodziło mu do głowy. W końcu wjechał na parking przed szpitalem, zajmując jedno z wolnych miejsc. Zgasił silnik i odwrócił się w jej kierunku. Już chciał coś powiedzieć, ale kobieta wyszła szybko z auta. To kompletnie zbiło go z tropu. Przez moment siedział jedynie z otwartymi ustami, wpatrując się jak jego ukochana oparła się o samochód z unsieiosna głową do góry. Jej oczy były zamknięte, a barki co chwilę unosiły się i opadały. Domyślał się, że właśnie starała się brać głębokie oddechy.

Wyszedł niepewnie z auta i głośno westchnął. Bez słowa podszedł do niej i stanął na tyle blisko, że ich klatki piersiowe prawie się stykały. Położył jedną z dłoni na jej policzku. Chciał spojrzeć w jego oczy. Gdy w końcu je otworzyła zobaczył to czego widzieć najbardziej nie chciał. Łzy.

- Ja się tak bardzo boję - wyszeptała ledwie słyszalnie. Jej głos był lekko zachrypnięty zupełnie jakby nie mówiła nic przez cały dzień. Mężczyzna zmarszczył lekko brwi. Chciał zapytać, ale zdawał sobie sprawę, że nie powinien był jej pospieszyć. Rozmowy o uczuciach dalej były dla niej czymś trudnym i wiedział, że powinny przebiegać w takim tempie jak ona tego chciała. - Boję się, że to może się naprawdę wydarzyć... Że coś się stanie. Że mogę cię stracić. Że zostanę sama. Że... - Michał przerwał jej potok słów delikatnym pocałunkiem w usta. Może powinien był dać jej się wygadać, ale jego serce rozrywało się, gdy tego słuchał. Musiał jej jakoś udowodnić, że wszystko będzie dobrze. Tylko jak?

- Nic się nie stanie - wyszeptał, opierając swoje czoło o jej. Wiedział, że zwykłe słowa były niewystarczające. W końcu Hania nasłuchała się ich zbyt dużo w swoim życiu, by w nie wierzyć. Czuł jej niespokojny oddech na swojej skórze. - Za bardzo cię kocham żeby odejść, rozumiesz? - delikatnie się od niej odsunął. Chciał, by spojrzała w jego oczy. Wierzył, że może jego spojrzenie bardziej ją uspokoi. Jak miał jednak pokazać spokój, gdy jego serce biło jak szalone?

Przez długi czas stali w ciszy. Prowadzili jakąś niemą rozmowę i sami nie mieli pojęcia co chcieli osiągnąć.

- Chodź, bo się spóźnimy - odezwała się w końcu.

- Jesteś pewna? - kobieta jedynie przytaknęła. I tak go nie przekonała, ale nie miał zamiaru jeszcze się z nią kłócić. Złapał jej dłoń i zaczął prowadzić w stronę wejścia.

Hania czuła, że jej serce podchodziło jej do gardła. Czy Michał ją uspokoił? Sama nie wiedziała czy wtedy istniała rzecz, która byłaby w stanie to zrobić. Znowu odpłynęła w swój świat myśli i ocknęła się dopiero wtedy, gdy Wilczewski otworzył drzwi, chcąc ją w nich przepuścić. Potrafiła się zdobyć jedynie na delikatny uśmiech, którym go obdarowała.

I wchodząc do środka naprawdę poczuła déjà vu. Wszystko wyglądało tak jak w jej śnie. Uderzył ją ten charakterystyczny zapach, który za tamtym razem spowodował, że ciary przeszły po jej całym ciele.

Cała sytuacja różniła się tylko tym, że szedł przy niej Michał, który mocna obejmował ją ramieniem. Jednak idąc korytarzem, nie czuła na sobie jego dotyku. Widząc te wszystkie uśmiechnięte twarze wokoło, jej serce przyspieszyło. Tak bardzo się bała, że jej koszmar mógł się okazać rzeczywistością. Niektórzy coś do nich mówili, prawdopodobnie się witali. Ona jednak nawet nie przyswajała ich słów. Może nawet Michał szeptała coś do jej ucha, ale tego również nie wyłapała.

Ocknęła się z dziwnego osłupienia, w którym się znajdowała dopiero w momencie, gdy stanęli przed pokojem lekarskim. Michał nacisnął na klamkę, a gdy tylko kobieta zrobiła pierwszy krok myślała, że naprawdę ktoś mocno sobie z niej kpił.

- Dzieciaki! - zawołała Wilczewska. I Hania naprawdę chciała się cieszyć na jej widok, naprawdę chciała też ją uścisnąć gdy ona wzięła ją w swoje ramiona. Ale po prostu nie mogła. To było zbyt podobne do tego co miało miejsce w jej śnie.

-  A ty co taka blada, Haniu? - spytała, gdy odsunęła się od swojego syna, którego też mocno przytuliła.

- Jedliśmy w samolocie i chyba nam coś zaszkodziło - kobieta spojrzała na swojego ukochana z miną pełną wdzięczności. Ona sama chyba nie byłaby w stanie nic powiedzieć. A już na pewno nie wymyślić szybko odpowiedniego kłamstwa i jeszcze sprzedać go tak łatwo i brzmieć przy tym tak przekonująco.

- To może nie powinniście dzisiaj przychodzić, przecież nic by się nie stało gdybyście wzięli jeden dzień urlopu więcej - powiedziała troskliwie..

- Stwierdzasz, że jesteśmy tu niepotrzebni? - Barbara przewróciła oczami na pytanie swojego syna.

- Stwierdzam, że wasze zdrowie jest ważniejsze.

- Ale wzięliśmy leki i jest dobrze - Hania sama nie wiedziała, w którym momencie te słowa opuściły jej usta. Zupełnie jakby przyglądała się tamtej sytuacji z boku, a nie w niej uczestniczyła.

- Powiedzmy, że wam wierzę - zaśmiała się. - No to opowiadajcie jak było - w jej głosie było słychać wyraźne podekscytowanie.

- Było cudownie - i Hania w tym momencie znowu zmarła. Popatrzyła się na swojego uśmiechniętego męża, który nie był świadomy jak po tych słowach jej serce przyspieszyło.

- Dlaczego do cholery to jest tak podobne? - to pytanie utkwiło na dobre w jej głowie.

- Tego się domyślam - roześmiała się, a Hania poczuła jak kamień spada z jej serca. Gdyby Barbara powiedziała co innego chyba nie utrzymałaby się na nogach.

- Pani doktor, jest pani zaproszona na sor - jedna z pielęgniarek przerwała ich rozmowę, wchodząc do pokoju.

- Dobrze - powiedziała Wilczewska z szerokim uśmiechem. - Dzieciaki zobaczymy się później i na spokojnie mi wszystko opowiecie. - zaczęła kierować się w stronę wyjścia - Miłego dnia!

- Dziękujemy! - odezwał się tylko Michał, bo kobieta dalej stała, nie wykonując żadnego ruchu. - Chodź się przebrać - zwrócił się do swojej ukochanej gdy jego mama opuściła już pomieszczenie. Hania jedynie lekko przytaknęła.

Kolejne minuty mijały im w ciszy. Ta cisza jednak nie była niezręczna. Nie patrzyli nawet swoim kierunku. Dopiero gdy oboje mieli na sobie tak dobrze znane im stroje, spojrzeli w swoje oczy. Kobieta zrobiła krok do przodu aż znalazła się tuż przy Wilczewskim.

- Błagam cię, uważaj na siebie - wyszeptała, opierając czoło o jego klatkę piersiową.

- Cały dzień będziesz obok mnie - jego słowa wywołały jej zdziwienie, uniosła głowę i spojrzała na jego twarz. - Oboje mamy dyżur na sorze. Poprosiłem Pati żeby zrobiła trochę papierkowej roboty za ciebie - kobieta poczuła jak kamień spadł jej z serca. Świadomość, że mogła być przy nim na każdym kroku, że nie musiała co chwilę się zamartwiać czy wszystko było dobrze, uspokoiła ją. O ile w tamten dzień można było mówić o jakimkolwiek spokoju…

~~~

Patrycja od kilku godzin siedziała w pokoju lekarskim. Nienawidziła wykonywać papierkowej roboty, ale w tamtej dzień poczuła lekką ulgę, gdy Michał poprosił ją, by zamieniła się z Hanią. Kobieta wiedziała, że była bardzo rozkojarzona, nie mogła do końca zebrać myśli i praca z pacjentami mogłaby okazać się złym pomysłem. Widziała ile teczek z dokumentami musiała przejrzeć, ale kompletnie nie miała do tego głowy. Jej myśli co chwilę uciekały w stronę Konrada.

Była zła. Była zła, bo wiedziała, że coś przed nią ukrywał, że ją okłamywał, że nie chciał powiedzieć prawdy. Czuła jednak też strach. Strach, że mógł się wpakować w jakieś kłopoty, że mogło mu się coś stać. Miała chaos w głowie. Nie miała pojęcia co powinna była o tym wszystkim myśleć. Chyba nigdy w życiu nie pragnęła z kimś tak bardzo szczerze porozmawiać. Zawsze wolała udawać, że było dobrze, unikać trudnych tematów. Bała się, że mogłaby dowiedzieć się od kogoś czegoś złego i nie dawałoby jej to spokoju. Wolała żyć w niewiedzy. Uważała, że była prostsza od prawdy, bo prawda zawsze ją bolała.

Odkąd poznała Konrada zrozumiała, że tak nie musiało być. Można się komuś wygadać, a wręcz czasami jest to zupełnie niezbędne, nie trzeba się bać jaką odpowiedź się usłyszy chyba, że miałaby być ona kłamstwem. Bo zrozumiała, że to właśnie kłamstwo było najgorsze, że to właśnie kłamstwem było przepełnione jej życie.

Pati sięgnęła po kolejne papiery i wzięła kilka głębokich wdechów. Wiedziała, że musiała coś zrobić. W końcu miała zastąpić Hanię, a gdy zostawi jej wszystkie dokumenty niezbyt jej pomoże. Rano widziała, że kobieta też nie wyglądała najlepiej. Nie chciała pytać co się stało, bo wiedziała, że gdyby chciała jej powiedzieć na pewno by to zrobiła, w dodatku Pati była świadoma tego, że jej głową była wystarczająco zaprzątnięta własnymi problemami.

Przeczytała zaledwie kilka linijek, ale znów rozkojarzenie wzięło nad nią górę. Powróciła myślami do ich poranka. Wiedziała, że może zareagowała zbyt ostro, że może przesadziła, ale po tygodniu w którym mężczyzna wciskał jej kit miała już po prostu dosyć. Zamknęła na chwilę oczy, chciała odgonić od siebie wszystkie złe myśli, które przyszły jej do głowy. Nie mogła nic poradzić na to, że przez to co miało miejsce w jej życiu, zawsze przewidywała najgorsze. Nigdy nie myślała optymistycznie, gdy się coś działo od razu miała wrażenie, że nie skończy się to dobrze. W tamtym momencie też jej się tak wydawało. Miała złe przeczucia, a w końcu kobieca intuicja nie powinna mylić.

Pati otworzyła gwałtownie oczy, gdy usłyszała otwierające się drzwi. Ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy spojrzała w tamtym kierunku. W wejściu stała Hania.

- Cześć - starała się, by jej głos nie był przepełniony smutkiem, który ją ogarniał, ale radością. Czuła jednak, że to nie podziało, gdy kobieta wpatrywała się w nią bez słowa.

- Domyśla się? - w jej głowie pojawiło się jeszcze więcej wątpliwości. Może powinna poczuć ulgę gdyby mogła z nią porozmawiać, ale w tamtym momencie tego nie chciała. Nagle nasunęło jej się jeszcze jedno pytanie.

- Wszystko dobrze? - spytała niepewnie. Hania dalej stała przy drzwiach, nie wykonując żadnego ruchu. Pati poczuła, że wbiło ją w fotel. Ewidentnie coś się stało. Jej serce zaczęło szybciej bić, a czarne scenariusze zaczęło się mnożyć w jej głowie.

- Konrad jest na sorze - wydusiła cicho. Na chwilę zapanowała cisza, Wilczewska wpatrywała się w nią z niezrozumieniem.

- No i co w tym dziwnego? - parsknęła śmiechem. Uśmiech jednak szybko odszedł, gdy przyjrzała się jej oczom, oczom nie zwiastującym nic dobrego.

- Ale nie jako lekarz - Pati zamarła. Zapanowała cisza, podczas której było słychać tylko ich oddechy i jej szalone bicie serca.

- Nie jako lekarz, nie jako lekarz - powtarzała w głowie. A wiedziała, że na sorze były tylko dwie strony medalu. Lekarz i pacjent…

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Raz, dwa, trzy. Przyznawać mi się kto się nabrał. Słuchajcie, przepraszam, że tak zagrałam na waszych emocjach, ale ten pomysł był zbyt dobry żeby go nie wykorzystać. Muszę się przyznać, że rozdział o wypadku Michała siedział w mojej głowie od dawna, a jakieś dwa miesiące temu doszłam do wniosku, że w sumie można polecieć na całość i go wtedy uśmiercić. Gdybyście mnie wtedy zapytali jak skończy się to opowiadanie bez namysłu powiedziałabym, że jego pogrzebem. Ale w takim razie co skłoniło mnie do zmiany zdania? Po pierwsze pomysł na epilog, który również zrodził się w mojej głowie i już czeka na swoją kolej, by ujrzeć światło dzienne, a po drugie fakt jak bardzo zżyłam się z Hanią i Michałem w moim opowiadaniu. Nie mogłam im tego zrobić. Nie mogłam tego tak zakończyć, bo pękłoby mi serce. Pomysł ze snem przyszedł tak nagle i wydawał mi się po prostu idealny. Chciałam na koniec zafundować wam sporo emocji i zwrotów akcji i mam nadzieję, że udało mi się osiągnąć mój cel. Dajcie znać co sądzicie o tym, co się wydarzyło. No dobra, a teraz przechodzimy do Patrycji i Konrada. No co ja mogę wam powiedzieć? Nic wam nie powiem 😂 Sami domyślajcie się co się stało i jak cała sytuacja potoczy się dalej. Ostrzegałam, że będzie się działo i mam zamiar dotrzymać słowa. Aż sama nie mogę w to uwierzyć, ale muszę to napisać. W piątek pojawi się OSTATNI rozdział (nie licząc epilogu). Możecie próbować przewidzieć jak to się skończy, chętnie poczytam wasze teorie 😁 Znowu się rozpisałam. Życzę wam miłego dnia, trzymajcie się cieplutko 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro