Rozdział LXXXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - to było pierwsze zdanie, które przyszło Hani do głowy, gdy tylko się obudziła. Uśmiech od ucha do ucha pojawił się na jej twarzy. Wprawdzie czas spędzony podczas ich podróży poślubnej był niesamowity i wiedziała, że już na zawsze pozostanie w jej pamięci, ale jednak stęskniła się za codziennością. Chciała wrócić do pracy, do pacjentów, do tej adrenaliny i radości, gdy udało jej się komuś pomóc. Kochała to i wiedziała, że nie zamieniłaby tego na nic innego.

Z cichym westchnieniem przewróciła się na drugi bok. Jej ukochany jeszcze słodko spał. Grzywka opadała mu na czoło, zasłaniając jego oczy, a na policzkach widniały delikatne cienie rzucane przez jego rzęsy. Kobieta była świadoma tego, że mogłaby leżeć i wpatrywać się w niego godzinami. Wyglądał tak pięknie i błogo. Jego usta rozciągały się w lekkim uśmiechu, utwierdzając ją w tym, że śniło mu się coś dobrego. Ona też nie mogła narzekać na swoje sny. Ostatnio koszmary nocne zniknęła, a razem z nimi jej bezsenność.

Nie miała pojęcia jak długo leżała w takiej pozycji. W końcu sięgnęła jednak po telefon znajdujący się na szafce nocnej i sprawdziła godzinę. Była prawie siódma rano. Wiedziała, że Michał zaczynał dyżur o ósmej, więc już dawno powinien być na nogach. Nie zdziwił ją jednak fakt, że było inaczej. Sama miała pojawić się w szpitalu dopiero po południu, więc nie musiała zrywać się z łóżka, ale nie wypadało, by Wilczewski spóźnił się w swój pierwszy dzień po urlopie i pomimo tego, że nie chciała zakłócać jego snu, musiała go obudzić.

- Michał! - nie miała zamiaru się cackać dlatego od razu praktycznie krzyknęła mu do ucha. Mężczyzna cicho jęknął, otwierając zaspane oczy. - Poszło szybciej niż myślałam, chyba muszę zacząć stosować tę metodę codziennie - zaśmiała się cicho, jej mąż spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami, po czym przetarł powieki.

- Pali się czy co? - był ledwo przytomny, w końcu przez ostatni tydzień wstawali, o której chcieli.

- Za godzinę masz być w szpitalu - na początku w żaden sposób nie zareagował na jej słowa, dalej leżąc jakby nigdy nic. Wszystko dotarło do niego dopiero po chwili. Szybko przeniósł wzrok na swój telefon.

- Cholera jasna - wybąkał, zrzucając z siebie kołdrę. Wybiegł z sypialni jak poparzony w akompaniamencie śmiechu Hani.

- Miłego dnia! - krzyknęła, przykładając głowę do ciepłej poduszki. Usłyszała głośne trzaśnięcie drzwiami, co wywołało jej kolejny uśmiech. Nic nie mogła poradzić na to, że w takich momentach jej ukochany po prostu ją bawił.

~~~

Gdy dochodziła piętnasta, Hania podjechała pod szpital. Za chwilę miała zaczynać dyżur, więc już dawno powinna wejść do środka, ale od kilkunastu minut siedziała przed budynkiem, jedynie się w niego wpatrując. Czuła lekki stres, niby jej urlop trwał zaledwie tydzień, ale obawiała się tego, że coś mogło się zmienić, że mogło się coś wydarzyć pod jej nieobecność, a ona nie była tego świadoma. Strach jednak zniknął tak szybko jak się pojawił, a jego miejsce zastąpiło podekscytowanie. Wprawdzie wiedziała, że tamten dzień w większości miała przesiedzieć za biurkiem, ale mimo to czuła radość. Kochała tamto miejsce, zżyła się z wszystkimi osobami, które tam pracowały, był to dla niej drugi dom. Tam mogła się spełniać, czuć, że była potrzebna, że mogła robić to co uwielbiała najbardziej - nieść pomoc innym.

W końcu zdecydowała się wysiąść z samochodu. Wzięła głęboki wdech, wciągając w płuca chłodne powietrze, bo pomimo tego, że był już czerwiec, pogoda dalej nie należała do tych najpiękniejszych. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy z powrotem je otworzyła szeroko się uśmiechnęła. Pewnym krokiem poszła w stronę drzwi. Gdy tylko weszła do środka uderzył ją ten charakterystyczny zapach. Zapach szpitalny, który tak wielu osobom kojarzy się jedynie z czymś złym. Ona jednak go kochała, czuła wtedy, że była we właściwym miejscu, w miejscu stworzonym dla niej.

Idąc korytarzem, rozpoznawała znajome twarze. Wszystkie pielęgniarki jak i lekarze przyjaźnie się z nią witali, gdy tylko przechodziła obok nich. Każdy posyłał jej szeroki uśmiech, co jeszcze bardziej podnosiło ją na duchu.

Gdy w końcu dotarła pod pokój lekarski, na chwilę się zatrzymała. Było to dla niej jedno z ulubionych miejsc w całym szpitalu, miała z nim związanych tak wiele wspomnień. Z radością nacisnęła na klamkę, a gdy tylko zobaczyła kto znajdował się w środku jeszcze bardziej się rozpromieniła.

- Haniu! - zawołała od razu Barbara, gdy tylko ją ujrzała. Wstała od biurka, przy którym siedziała, podeszła do niej i mocno ją objęła. Można było wyczuć tę pozytywną energię unoszącą się w powietrzu, którą lekarka zawsze zarażała innych.

- Cześć, mamo - wydusiła, gdy kobieta w końcu wypuściła ją ze swojego miażdżącego uścisku i z szerokim uśmiechem spojrzała w jej oczy.

- Jak ja się stęskniłam - przyznała. - Chodź, musisz mi coś koniecznie opowiedzieć, bo chyba wiesz, że Michał nie jest zbyt wylewny, więc niewiele się od niego dowiedziałam - zaśmiała się, łapiąc Hanię za rękę i prowadząc ją na kanapę, na której sama usiadła.

- Było cudownie - westchnęła, na co Wilczewska zareagowała głośnym śmiechem.

- Wy to się jednak dobraliście jak w korcu maku, powiedział mi dokładnie to samo...

- Było gorąco - roześmiała się, nie wiedząc co więcej powiedzieć. Sama nie była dobra w opowiadaniu o tym, co przeżywała. Przez wiele lat nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś mógł z ciekawości zapytać się jak wyglądał jej dzień. Fakt, że kogoś obchodziło jej życie był dla niej nowością.

- No widzę właśnie jaka jesteś opalona.

- Mieliśmy piękny pokój z widokiem na morze, plaża była bardzo czysta, z resztą jak cały hotel i jedzenie było wyśmienite - wróciła myślami znowu do tamtego miejsca. Oczami wyobraźni widziała wszystko to, co przez ostatni tydzień mogła oglądać cały czas.

- Odpoczęliście cię - było to bardziej pytanie niż stwierdzenie, ale Hania i tak przytaknęła.

- Pani doktor - do pokoju weszła jedna z pielęgniarek, przerywając ich rozmowę. - Jest pani proszona na sor - zwróciła się do Barbary.

- Dobrze, już idę! - zawołała, wstając z kanapy. - Musicie koniecznie do mnie przyjść, pokażecie zdjęcia i porozmawiamy - powiedziała do lekarki. - A no i oczywiście dziadek chce was zobaczyć - dodała, puszczając do niej oczko, gdy już prawie wyszła. - Miłego dnia!

- Dziękuję - kobieta już jednak tego nie usłyszała, bo zamknęła za sobą drzwi.

Hania jeszcze przez chwilę siedziała w tym samym miejscu. Mama Michała była osobą, która od zawsze poprawiała jej humor i tak było i tym razem. Sterta papierów leżących na biurku nie wydawała się już taka straszna, a wizja przesiedzenia długich godzin w jednym miejscu nie brzmiała jak najgorszy wyrok.

Kobieta wstała, po czym przeszła w stronę szafek, by przebrać się w kitel lekarski. Zatęskniła za tym strojem, z resztą tak jak za wszystkim co znajdowała się w tamtym miejscu.

- No to zaczynamy - powiedziała sama do siebie, zmieniając swoje ubranie.

~~~

Mijała prawie druga godzina odkąd Hania siedziała za biurkiem. Na początku uzupełnianie dokumentów szło jej całkiem sprawnie i szybko. Ciągle była jeszcze myślami przy rozmowie z Barbarą, więc uśmiech nie schodził jej z twarzy.

Po pewnym czasie zaczęła jednak czuć ogarniające ją znużenie. Zdecydowanie nie należała do osób, które lubiły wykonywać papierkową robotę. Była zwolenniczką działania, leczenia ludzi zamiast wypełniania ich kart.

Zazdrościła nawet Michałowi, który pełnił dyżur na sorze. Zazwyczaj nie lubiła momentów, kiedy ona musiała pracować na izbie przyjęć, wolała dostawać swoich pacjentów i na nich w pełni się skupiać, jednak w tamtym momencie wszystko wydawało jej się lepsze od siedzenia pół dnia w pokoju lekarskim. Rano była pełna energii, już dawno nie pamiętała, by podchodziła do czegoś z takim zapałem, jednak wypełnianie dokumentów odebrało jej wszelkie chęci.

Właśnie sięgała po nową teczkę, gdy usłyszała otwieranie się drzwi. Przeniosła wzrok w tamtym kierunku, a gdy tylko zobaczyła kto stał w drzwiach od razu poczuła przypływ radości. Nic nie mogła poradzić na to, że jego widok tak na nią działał i wtedy była z tego jeszcze bardziej zadowolona niż zazwyczaj.

- Cześć, kochanie - Michał podszedł do niej, położył dłoń na ramieniu i pocałował w czoło. - Jak ci idzie?

- Sam widzisz... - westchnęła, wskazując ruchem głowy na papiery leżące przed nią. - A tobie? - mężczyzna nie odpowiedział od razu, posłał jej jedynie szeroki uśmiech po czym przeszedł do tylnej części pokoju.

- Ja już skończyłem. Ubieram się i wracam do domu - kobieta cicho jęknęła i przetarła dłońmi twarz. Najchętniej zrobiłaby to samo i o ile rano współczuła ukochanemu, że musiał wstać wcześniej, tak w tamtym momencie zazdrościła mu, że jego dyżur dobiegł już końca. - O której będziesz kończyć? - jego głos był lekko stłumiony przez koszulkę, którą zakładał na siebie przez głowę.

- Nie mam pojęcia, ale będę raczej wieczorem - na samą myśl o tym ile czasu jeszcze miała spędzić przy biurku pogarszał jej się humor. Wilczewski przebrał się już w swoje ubrania, po czym podszedł w stronę Hani i usiadł na krześle naprzeciwko niej.

- W takim razie razie po ciężkim dniu zapraszam cię na kolację do restauracji - kobieta przechyliła delikatnie głowę i zmarszczyła brwi. Zdecydowanie ją zaskoczył. W głębi poczuła jednak przypływ radości. Wiedziała, że po powrocie do domu nie miałaby siły cokolwiek przygotować, więc takie rozwiązanie było dla niej bardzo wygodne.

- Tak bardzo przyzwyczaiłeś się do wykwintnego jedzenia w hotelu, że już nie chcesz tego przygotowane przeze mnie? - spytała zaczepnie, na co Wilczewski zareagował jedynie głośnym śmiechem.

- Masz jeszcze do wyboru opcję żebym to ja coś ugotował, jeśli ta ci nie pasuje - nachylił się nad biurkiem, patrząc prosto w jej oczy.

- Chyba jednak pójdziemy do restauracji... - kobieta wiedziała, że Michał i gotowanie zdecydowanie nie szło w parze, a ostatnią rzeczą o jakiej marzyła po powrocie do domu byłoby zastanie spalonej kuchenki.

- To w takim razie jesteśmy umówieni - wstał na równe nogi, po czym znowu podszedł do Hani. - A twoje jedzenie jest najlepsze na świecie - wyszeptał jej do ucha, po czym cmoknął w policzek. Kobieta przewróciła jedynie oczami, ale na jej usta i tak wkradł się mimowolny uśmiech. - Widzimy się w domu - powiedział, odwracając się w stronę wyjścia - A i wymyśl jaki film możemy obejrzeć - dodał, gdy stał już w drzwiach. Lekarka cicho się zaśmiała, kręcąc głową. Zastanawiała się w jaki sposób ten mężczyzna potrafił zawsze tak skutecznie poprawić jej humor. Sięgając po papiery, nie czuła już takiej niechęci do tego, co musiała zrobić, a wizja cudownego wieczoru z Michałem tylko dodawała jej energii do pracy.

~~~

Hania już od trzech godzin siedziała w pokoju lekarskim. Z każdą minutą coraz bardziej miała po dziurki w nosie papierkowej roboty, ale wiedziała, że nie miała wyjścia, musiała nadrobić pewne zaległości w dokumentach wywołane jej urlopem. Czuła, że litery powoli jej się zamazywały przed oczami, a mózg wariował od imion, nazwisk, dat i chorób.

Pomimo tego, że było jeszcze przed nią sporo do zrobienia, nie miała już siły. Jedyne o czym myślała, była chęć powrotu do domu. Straciła już nawet ochotę na wyjście do restauracji z Michałem, a przecież tak bardzo się ucieszyła, gdy powiedział jej o tym, co zaplanował na wieczór.

Kobieta odchyliła się na krześle i wzięła kilka głębokich oddechów. Od siedzenia ciągle w tej samej pozycji bolał ją już kręgosłup i nogi. Powoli wstała z krzesła, zamykając laptopa, kiedy nagle usłyszała otwieranie drzwi.

- Pati! - zawołała, gdy odwróciła się w tamtym kierunku. Bez zastanowienia podeszła do niej i mocno ją przytuliła. Stęskniła się. Naprawdę się stęskniła. Nigdy nie przypuszczała, że w tak stosunkowo krótkim czasie można tak bardzo się do kogoś zbliżyć, a już na pewno nie zaprzyjaźnić. Jak widać myliła się.

Hania dalej mocno ją ściskała, ale gdy zorientowała się, że kobieta stała zupełnie sztywna, odsunęła się od niej. Dalej jednak trzymała ją za ramiona. Spojrzała jej w oczy i na chwilę zamilkła.

- Wszystko dobrze? - spytała cicho, widziała, że Wilczewska była zupełnie blada, więc jej pytanie było kompletnie zbędne. Oczywiście, że coś było nie tak. - Co się stało? - Pati dalej milczała, jedynie się w nią wpatrując. Słowa, które miała wypowiedzieć nie były łatwe. Zanim cokolwiek wydusiła wzięła kilka głębokich wdechów.

- Michał... Michał miał wypadek - serce Hani na chwilę się zatrzymało, by po chwili zacząć bić jak szalone. Miała nadzieję, że się przesłyszała ale, spojrzenie Patrycji utwierdzało ją w tym, że tak nie było. Zaczęła kręcić głową z szeroko otwartymi ustami. - Jest operowany - kobieta oniemiała.

Nie pamiętała momentu, w którym wybiegła z pokoju lekarskiego, ani kiedy zaczęła pokonywać drogę na blok operacyjny. Obijała się o pacjentów, pielęgniarki, czy innych lekarzy. Niektórzy coś do niej mówili, ale ona zupełnie tego nie przyswajała. Świat wokół niej wirował, a łzy napływające do oczu jeszcze mocniej zamazywały pole widzenia. Nie rejestrowała żadnych dźwięków, słyszała jedynie szalone bicie swojego serca i swój nierównomierny oddech.

Docierając pod salę, stanęła jak wryta. Do końca miała nadzieję, że to nieprawda, że to jakaś fatalna pomyłka. Widząc jednak Barbarę, która siedziała na krześle z twarzą schowaną w dłoniach, zrozumiała, że to co się działo, było rzeczywistością. Okropną rzeczywistością.

Wilczewska od razu podniosła głowę i spojrzała w jej oczy. Hania poczuła, że jej policzki były całe mokre, ale nie pamiętała nawet kiedy uroniła pierwsze łzy.

- Co... Co się stało? - spytała ledwie słyszalnie. Nie była pewna czy chciała słyszeć odpowiedź na to pytanie. Niewiedza często okazuje się łatwiejsza od prawdy. Ale musiała zaryzykować.

- Pijany kierowca wjechał prosto w niego - Barbara też płakała, jej słowa były niewyraźne, ale ich sens od razu uderzył Hanię, powodując zawrót głowy.

- W jakim jest stanie? - Wilczewska po jej pytaniu zerwała się na równe nogi, podeszła do niej i mocno ją uściskała. Nie odpowiedziała. A Hania doskonale wiedziała co oznaczał brak odpowiedzi. - Wyjdzie z tego, prawda? - jej głos był stłumiony przez ramię kobiety. Kolejny raz zapanowała cisza. - Mamo? - spytała błagalnie, odsuwając się od niej o krok i patrząc w oczy - Jaki jest jego stan? - Pierwsza sekunda. Druga sekunda. Piąta sekunda. Dziesiąta sekunda. Musiała wiedzieć. Musiała.

- Krytyczny - wydusiła w końcu. Po jej policzkach popłynęły kolejny łzy. Zrobiła krok do tyłu i opadła na jedno z krzeseł. Prawda, którą wypowiedziała na głos, zwaliła ją z nóg.

A Hania po prostu stała. Stała, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Jej serce na chwilę przestało bić, przestała oddychać. Żyła w kompletnym otępieniu. Dopiero po chwili doszło do niej znaczenie tych słów. Zrobiła zaledwie kilka szybkich kroków w stronę wejścia na blok, ale poczuła silną dłoń zaciśniętą na swoim ramieniu. Konrad pociągnął ją do tyłu, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Na początku starała się wyrywać, ale wraz z kolejnymi łzami spływającymi po policzkach traciła siłę.

W końcu kobieta odsunęła się od mężczyzny, oparła się o ścianę za jej plecami i powoli zsunęła się po niej na podłogę. Z każdą następną sekundą całe jej ciało trzęsło się jeszcze bardziej, a z gardła wydobywał się coraz głośniejszy szloch. Spojrzała na drzwi sali operacyjnej i poczuła bezradność. Wtedy już wiedziała, że było to najgorsze uczucie z jakim przyszło jej się zmierzyć.

~~~

Mijała trzecia godzina operacji Michała. Trzecia godzina pochłaniającej ciszy. Trzecia godzina odkąd Hania siedziała pod blokiem operacyjnym. Trzecia godzina, w której czuła strach paraliżujący całe jej ciało.

Próbowała się uspokoić. Starała się brać głębokie wdechy, ale miała wrażenie, że powietrze paliło ją w płuca. Na początku jedynie płakała, po pewnym czasie jednak była na tyle zmęczona, że łzy same przestały lecieć z jej oczu. Była wykończona, przede wszystkim psychicznie. Cezary, którego przyjścia nawet nie zarejestrowała, wielokrotnie chciał zaprowadzić ją do pokoju lekarskiego, by mogła się tam przespać, ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć. Czuła, że musiała tam zostać, gdyby... Gdyby... Czarnych myśli w jej głowie było coraz więcej, a każda z nich powodowała, że jej serce waliło jeszcze mocniej. Nie pierwszy raz siedziała na jednym z tamtych cholernych krzeseł, modląc się o czyjeś życie, ale wtedy było inaczej. Wtedy chodziło o jego życie. Zawsze obawiała się właśnie tego momentu. Momentu, w którym to o jego być albo nie być toczyłaby się walka. Miała jednak wrażenie, że to wszystko nie działo się naprawdę, że to było tylko jej koszmarem.

- To jest sen, to jest sen, to jest sen - jej myśli jej jednak nie pomagała. Nie zamknęła nagle oczu, po czym nie obudziła się w innej rzeczywistości. Dalej trwała w tym samym miejscu. W dalszym ciągu siedziała na stołku z twarzą schowaną w swoich dłoniach. Czuła na swoich plecach ramię Cezarego, jednak w żaden sposób jej to nie pomagało. To Michała dotyku pragnęła. To Michała chciała wtedy ujrzeć. To Michała obecności potrzebowała. Jej oczy kolejny raz wypełniły się łzami.

- Jeszcze kilka godzin temu wszystko było dobrze - załkała cicho. - To miał być normalny dzień. On miał wrócić do domu, ja też - zamilkła na chwilę. - Mieliśmy pójść do restauracji, a później oglądać na kanapie jakiś pieprzony film. A teraz... Teraz... - senior nie czekał na jej dalsze słowa. Przyciągnął ją mocno do siebie, szczelnie zamykając w swoich ramionach. Kobieta nie opierała się. Była bezwładna jak kukiełka. Nie miała siły.

- Życie jest kruche, dziecko - wyszeptał tuż przy jej uchu. Hania miała jednak wrażenie, że jego słowa dochodziły do niej z oddali. Jakby ona znajdowała się gdzieś daleko, jakby była pochłaniana przez jakieś złe moce.

Mężczyzna lekko ją kołysał, starając się dodać jej wsparcia. Ale to i tak nie pomagało. Hania wiedziała, że jedyną rzeczą, jaka mogła ją uspokoić, była informacja, że wszystko było dobrze, że on żył. Nie chciała dopuszczać do siebie myśli o innym zakończeniu. On był dla niej zbyt ważny, był zbyt ważną częścią jej życia, by z niego zniknąć. Był jej wszystkim.

- Nie zostawię cię - tyle razy słyszała to zdanie z jego ust, a w tamtym momencie odtwarzała każdy z tych momentów.

- On mi tego nie zrobi. Nie odejdzie - szeptała, pragnęła w to wierzyć, pragnęła w to wierzyć całym swoim sercem, ale jakoś nie potrafiła.

Czy ich rozmowa w pokoju lekarskim była właśnie tą ostatnią, czy to był ostatni raz kiedy usłyszała jego śmiech? Nie miała pojęcia. Często się mówi, że to nadzieja zawsze umiera ostatnia, ale czy już nie umarła...?

~~~

Jeden krok, drugi krok, piąty krok, dziesiąty krok. Hani wydawało się, że za chwilę wydepcze dziurę w miejscu, w którym cały czas chodziła wkoło. Nie miała pojęcia jakim sposobem była w stanie wykonywać jakikolwiek ruch, bo jej nogi były jak z waty, ale w tamtym momencie nie zastanawiała się nad tym. Tak naprawdę chyba nie myślała o niczym. Miała w głowie chaos, ale jednocześnie wydawało jej się, że wszystkie myśli uciekły. Jej serce waliło w szalonym tempie, a każdy najmniejszy milimetr ciała się trząsł. Słyszała cichy głos Pati. Nie wyłapywała jednak żadnych jej słów. Była w kompletnym amoku, żyła w innej rzeczywistości.

- To się nie dzieje, to się nie dzieje - powtarzała pod nosem, łapiąc się za włosy tuż u nasady głowy i mocno nimi szarpiąc. Gdyby ktoś w tamtym momencie na nią spojrzał, uznałby ją za wariatkę. I tak naprawdę jego założenia byłyby słuszne. Bo tak, wariowała. Wariowała ze strachu. Ze strachu, że mogła stracić najważniejszą osobę w swoim życiu, że już nigdy mogła nie zobaczyć jego uśmiechu, że już nigdy mogła nie poczuć na sobie jego dotyku, że już nigdy mogła nie usłyszeć jego głosu, że już nigdy mogła nie zatopić się w jego spojrzeniu.

I nagle czas się zatrzymał. Otworzyły się drzwi sali operacyjnej i wyszedł Falkowicz. Kobieta przestała oddychać, miała wrażenie jakby coś ją pochłaniało, odbierając zdolność do życia. Pierwsza sekunda, pierwsze szalone uderzenie serca. Druga sekunda, drugie uderzenie. Nie była w stanie się ruszyć. Stała dwa metry od Andrzeja i wpatrywała się w jego puste oczy.

- Ale przecież jego spojrzenie zawsze takie było. Zawsze. To nic nie znaczyło. To nic nie znaczyło. Prawda?! - jej myśli szalały.

Chciała zapytać, chciała wydusić z siebie cokolwiek, ale po prostu nie mogła. Gula, która tkwiła w jej gardle, zupełnie jej to uniemożliwiła. Mijały sekundy? Minuty? Godziny? Dni? Tygodnie? Miesiące? A może lata? Jeszcze nigdy czas tak wolno nie płynął. Ciągle panowała cisza, cisza przeszywająca każdą komórkę ciała, trafiając wprost do serca. Hania wiedziała, że gdzieś przy niej znajdowali się Barbara, Pati, Cezary, ale wtedy całą jej uwagę skupił Falkowicz. Falkowicz, który po prostu stał, patrząc się na nią bez słowa. Nawet nie wiedziała, w którym momencie zaczęła jeszcze bardziej się trząść. Ledwo trzymała się na nogach i nie miała pojęcia jakim sposobem jeszcze nie upadła.

- Powiedz coś! - miała ochotę wydrzeć się na całe gardło, a tymczasem tylko tkwiła w jednym miejscu z otwartymi ustami, z których nie wydobywał się żaden dźwięk. Czekała. Czekała. Czekała. A czekanie ją zabijało. Potrzebowała powietrza, ale nie była w stanie wziąć wdechu. Zupełnie jakby jakaś niewidzialna dłoń zacisnęła się na jej szyi, dusząc ją.

- Przykro mi - dwa słowa, jeśli istnieją dwa słowa, które mogą sprawić, że czyjś świat się kończy to tak właśnie brzmią. Cisza. Cisza. Cisza. Pierwsza sekunda. Druga sekunda. Piąta sekunda. Dziesiąta sekunda.

- Nie, nie, nie - zaczęła gorączkowo, kręcąc głową. - Co z nim? - głos Hani jeszcze nigdy nie był tak zachrypnięty. Patrzyła się wprost w oczy Andrzeja, czekając na jego reakcje. - Wszystko jest dobrze, tak? Mogę się z nim zobaczyć. Muszę mu...

- Michał nie żyje - przerwał jej mężczyzna. - Nie udało nam się go uratować. Miał zbyt rozległe obrażenia. Krwotok... - lekarz mówił coś jeszcze, ale jego słowa już do niej nie docierały.

Może w tamtym momencie powinna zacząć wyć i zalewać się łzami. Może właśnie powinna głośno krzyczeć, tak jak Patrycja. Może powinna zemdleć. Może powinna stamtąd wybiec. Ale ona po prostu stała. Stała, patrząc przed siebie w nieokreślony punkt martwym wzrokiem. Bo ona wtedy umarła. Razem z nim. Nie czuła niczego.

Nic. Zero. Pustka.

Ktoś wyrwał jej serce, a przecież bez serca nie ma żadnych emocji. Całe jej życie właśnie dobiegło końca, tracąc jakikolwiek sens. Po jej policzku spłynęła jedynie pojedyncza łza, a wraz z nią odpłynęły wszystkie myśli. I została pustka, pustka która ją pożerała. Zamknęła oczy i wtedy już wiedziała. Jej świat rozpadł się na małe kawałeczki. Bezpowrotnie. W końcu był tylko jeden mężczyzna, który mógł wszystko pozbierać. Ale jego już nie było...

Odszedł.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Błagam nie zabijcie mnie! Każda historia toczy się inaczej i nawet nie wiecie jak długo biłam się z myślami czy chcę, by to co się stało miało miejsce, ale jak widzicie postanowiłam zaryzykować. Pomimo tego co się wydarzyło mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał. Chyba była to dla mnie najważniejsza, a jednocześnie najtrudniejsza do napisania część ze wszystkich, które mogliście do tej pory czytać. Sama czułam łzy pod powiekami i jakkolwiek to zabrzmi mam nadzieję, że i was udało mi się wzruszyć. Nie to, że chcę żebyście przeze mnie płakali czy coś, tak źle ze mną nie jest (chyba), ale jednak starałam się, by wszystko było opisane realistycznie i trafiało prosto do serca. Przed nami ostatnie dwa rozdziały tej historii. Dwa rozdziały pełne emocji. Wiem, że część z was oczekiwała jednak czegoś innego, ale odwołam się tutaj do słów, które wielokrotnie przewijały się w moim opowiadaniu: “Życie to nie bajka...” Trzymajcie się cieplutko 🥺❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro