Rozdział XLV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy Hania się obudziła była 7 rano. Wiedziała, że za godzinę zaczynają z Michałem dyżur, więc powinni już być na nogach. Odzwyczaiła się jednak od wczesnego wstawania dlatego ostatnią rzeczą o jakiej marzyła to wyjście spod kołdry. Tęskniła za swoją pracą i wiedziała, że jak tylko będzie już w szpitalu znowu poczuje tę satysfakcję, której jej tak bardzo brakowało. To był powód, dla którego wybrała medycynę. Chciała pomagać ludziom, widzieć jak wracają do zdrowia. Później zdała sobie sprawę, że ta praca nie jest taka kolorowa. Obok życia zawsze stoi śmierć, która czeka na swoją kolej. Bezradność w tym zawodzie ją przeraża. Czasami naprawdę nic nie mogą zrobić... Ale i tak kocha to co robi i za nic w świecie nie podjęłaby innej pracy. Dzięki byciu lekarzem czuje się spełniona, ale przede wszystkim potrzebna innym.

~~~

Hania zaczynała swój pierwszy dzień dyżurem na sorze. Nie było jej w pracy ponad dwa tygodnie, a miała wrażenie jakby minęła wieczność.

- Dzień dobry pani doktor - wszyscy witali ją z uśmiechem na twarzy. - Jak tam po urlopie? - pytały pielęgniarki.

- Bardzo dobrze, odpoczęłam trochę, ale już się za wami stęskniłam - przyznała.

- Dzień dobry wszystkim - na salę wszedł Borys. - O cześć Haniu, jak cudownie, że wracasz do pracy - powiedział z uśmiechem.

- Też się cieszę, bo strasznie się rozleniwiłam - zaśmiała się. Po kilku minutach na salę wjechali rotownicy z pacjentem. Kobieta znów czuła tę ciekawość i chęć niesienia pomocy których tak bardzo jej brakowało.????

~~~

Hania była już trzecią godzinę na sorze. Pacjentów nie było dużo, więc nie była zmęczona. Za chwilę mieli przyjść nowi lekarze, którzy mają zmienić ją i Borysa. Nagle do sali weszła doktor Wilczewska.

- Cześć wszystkim - przywitała się, jednak jej wzrok szybko przeniósł się na Sikorkę. - Haniu chodź na chwilkę - poprosiła, więc lekarka opuściła sor.

- Co się stało? - spytała, gdy podeszła do Barbary.

- Nic się nie stało, tylko jak zwykle moja córka panikuje - usłyszyły za sobą głos Cezarego.

- Od wczoraj kuleje na jedną nogę, ale nie pozwoli mi się zbadać- wytłumaczyła zdenerwowana kobieta i wskazała ręką na swojego ojca. - Pomyślałam, że może ty go przekonasz - Hania lekko się uśmiechnęła i odwróciła do mężczyzny.

- No to w rakim razie zapraszam na sor - powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.

- Ale mi naprawdę nic nie jest - upierał się.

- No to w takim razie nie mamy się czego obawiać - stwierdziła lekarka, otworzyła drzwi na salę i zachęciła go do wejścia
ruchem dłoni. - Dziadku... - wiedziała, że lubi jak tak się do niego zwraca, więc nie zdziwiła się gdy dopiero po tych słowach mężczyzna posłusznie wszedł na sor. Zamykając drzwi, Hania odwróciła się do Barbary.

- Dziękuję - powiedział Wilczewska, na co Sikorka jedynie się uśmiechnęła.

~~~

Patrycja była w bufecie i piła gorącą herbatę. Od rana nie czuła się najlepiej. Obudziła się z bólem brzucha, który jednak nie ustawał nawet po wziętych lekach. Z nadzieją, że jednak później jej samopoczucie będzie lepsze wybrała się do pracy. Teraz wiedziała, że to nie był najlepszy pomysł i chyba będzie musiała zwolnić się z dyżuru. Na razie jednak postanowiła pójść do pokoju lekarskiego i chwilę odpocząć. Gdy do niego dotarła nikogo nie było. Położyła się na kanapie i chciała chwilkę się przespać.

~~~

- No to teraz szczerze... Boli? - spytała Hania, badając nogę Cezarego, mężczyzna jednak pokiwał przecząco głową. - A tutaj?

- Może trochę - przyznał i zacisnął zęby

- Yhym... trochę - westchnęła Sikorka i kontynuowała badanie, wtedy na salę wszedł Wilczewski.

- Cześć, miałem was zmien... - zaczął. - Dziadek? - spytał zdziwiony. - Co się stało?

- Wszyscy niepotrzebnie panikujecie - stwierdził Cezary i popatrzył na Hanię.

- Chyba jest w tym trochę prawdy, bo wygląda na to, że po prostu niektóre mięśnie przestały być w pełni sprawne, ale to nic poważnego - wytłumaczyła lekarka.

- No widzisz jedyna osoba, która najpierw mnie zbada zamiast robić niepotrzebne zamieszanie - zaśmiał się mężczyzna. - To da mi pani doktor jakieś leki? - spytał uśmiechnięty.

- Leki raczej niepotrzebne, trochę więcej ruchu i powinno wszystko wrócić do normy - stwierdziła.

- No to ja się poruszam na waszym weselu - zaśmiał się Cezary, na co lekarze wybuchnęli śmiechem. - Zaczęliście w końcu coś planować? - spytał z nadzieją w głosie i wstał z kozetki.

- N... - zaczął Michał.

- Tak - szybko przerwała mu Sikorka.

- To dobrze dzieciaki, to dobrze... Dziękuję Haniu i już nie zawracam ci głowy - powiedział i zacząć iść do wyjścia.

- A jak wrócisz? - spytał Wilczewski.

- Musisz nauczyć się słuchać swojej przyszłej żony - zaczął się śmiać, na co kobieta też zaśmiała się pod nosem. - Przejdę się, przecież mam się więcej ruszać - wytłumaczył i po chwili wyszedł z sali.

- Haniu? - spytał po kilku minutach mężczyzna, kobieta podniosła na niego wzrok. - A zaczęliśmy już coś planować? - spytał zdziwiony.

- Tak, zaplanowaliśmy, że się za to weźmiemy - stwierdziła Sikorka, na co lekarz zareagował śmiechem.

~~~

- O cześć! - zawołała Hania, gdy weszła do pokoju lekarskiego, a na kanapie zobaczyła Pati. - Przepraszam, nie chciałam cię obudzić - powiedziała ciszej, gdy zorientowała się, że Patrycja dopiero wtedy otworzyła oczy.

- Która jest godzina? - spytała Wilczewska zaspanym głosem.

- 17 - poinformowała Sikorka i poszła na tyły pomieszczenia zrobić sobie kawę. Po chwili wróciła z gorącym kubkiem i usiadła przy papierach - Zwariowany dzień ... - westchnęła i uśmiechnęła się do Pati.

- Pani doktor, brat prosi na sor do konsultaci - poinformowała pielęgniarka.

- Dobrze, już idę - powiedziała cicho Wilczewska.

- Hej wszystko w porządku? - spytała szybko Hani, kiedy zobaczyła grymas bólu na twarzy Patrycji, gdy zmieniła pozycję z leżącej na siedzącą.

- Tak tak, od rana boli mnie brzuch, ale teraz jest już lepiej - wytłumaczyła i próbowała lekko się uśmiechnąć.

- Połóż się, pójdę powiedzieć Michałowi, że... - Sikorka wstała i szła do drzwi.

- Nie, naprawdę wszystko... - zaczęła mówić Patrycja gdy podniosła się z kanapy. - Wszystko je... - i w tym momencie poczuła, że traci grunt pod nogami. Bezwładnie opadła na ziemię.

- Hej, Pati! - zawołał Hania i podbiegła do kobiety.

~~~

Sikorka nie miała pojęcia ile czasu są przed salą zabiegową, czekając na informacje co się stało z Pati. Konrad i Michał siedzą na stołkach i odchodzą od zmysłów przez co kompletnie nie mają siły się ruszyć. Chcieli do niej wejść, wiedzieć co się dzieje, ale Borys wyrzucił ich na korytarz. Sikorka nie usiadła ani na moment, krążyła wzdłuż korytarza. Przecież zasłabnięcie o niczym złym może nie świadczyć, może to po prostu przemęczenie, może jakieś zatrucie, może niepotrzebnie się martwią. Hania miała jednak złe przeczucia. Ten dzień zaczynał się tak pięknie, za pięknie - pomyślała. Popatrzyła na Wilczewskiego, który nerwowo ruszał nogą, a potem na Konrada, który siedział z głową opartą o ścianę. Miał zamknięte oczy i głośno wypuszczał powietrze. Wszyscy byli zaniepokojeni, czas niesamowicie im się dłużył. Nagle usłyszeli otwieranie drzwi i z sali na reszcie wyszedł lekarz. Mężczyźni poderwali się na równe nogi i natychmiast przed nim stanęli, nie padały jednak żadne słówa.

- Co z nią? - spytała Hania, która stała z boku. Jako jedyna była w stanie złożyć słowa w logiczne pytanie. Mijały sekundy, ale trwały jak wieczność...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć kochani, mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał. Nie mogłam się powstrzymać by nie wzbudzić niepewności i nie pobawić się w Polsat 🤭😁 Jak myślicie co mogło się stać Patrycji? Czy wszystko będzie dobrze, a może ta sytuacja będzie o wiele poważniejsza? Podzielcie się swoimi teoriami w komentarzach. Rozwiązanie sytuacji pojawi się prawdopodobnie w niedzielę albo w poniedziałek. Ja właśnie zaczynam ferie, więc będę miała czas zacząć pisać i rozdziały znów będą pojawiały się częściej. Trzymajcie się cieplutko 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro