Rozdział XXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy Hania się obudziła, leżała wtulona w Michała, który cały czas się na nią patrzył i gładził po twarzy.
- Dzień dobry, kochanie - powiedział i pocałował Sikorkę, która odwzajemniła jego pocałunek i się uśmiechnęła.
- Dawno temu się obudziłeś? - spytała.
- Jakąś godzinę temu.
- I od tej pory nie zasnąłeś? - zdziwiła się.
- Nie, patrzyłem na najpiękniejszą kobietę jaką znam - powiedział, Hania zarumieniła się. - I wiesz z czego sobie zdałem sprawę? - zapytał.
- Z czego?
- Że nie wiem co bym zrobił gdybym cię stracił - przyznał.
- Ale ja nigdzie się nie wybieram - zaśmiała się lekarka.
- Mam nadzieję, że tak już zostanie - powiedział i znów pocałował kobietę.

Patrycja właśnie zaczynała dyżur na sorze. Cały czas jednak myślała o wczorajszej rozmowie z Konradem. Nie rozumiała dlaczego mu o tym wszystkim powiedziała. Nie znała go dobrze, a zaufała mu. Bała się, że teraz wszystko się zepsuje, tak jak zawsze w jej życiu, a nie chciała tego, tym razem na prawdę pragnęła być szczęśliwa i chciała wierzyć, że Konrad jej w tym pomoże. Z zamyślenia wyrwał ją głos Hani, która weszła na sor.
- Hej wszystkim - przywitała się i podeszła do Patrycji.
- Cześć - odpowiedziała jej.
- Wszystko dobrze, nie wyglądasz najlepiej...
- Jest okej, na prawdę nie musisz się o mnie martwić - oznajmiła Patrycja, wtedy na salę wjechali rotownicy z pacjentem.
- Wypadek samochodowy, wstrząs mózgu złamanie otwarte, stracił bardzo dużo krwi, zatrzymał się nam dwa razy - oznajmił lekarz i przekazał pacjenta lekarkom.
- Dobra od razu zabieramy go na blok trzeba poskładać tę nogę - powiedziała Hania. - Pati będziesz mi potrzebna - podsumowała i obie wyjechały z pacjentem.

Patrycja i Hania operowały już drugą godzinę.
- Strasznie dużo krwi, pęknięta tętnica udowa...
- Kości też są w złym stanie, Julka ile go jeszcze utrzymasz? - spytała Sikorka.
- Pośpieszcie się, źle się prowadzi - oznajmiła Burska. Nagle kobiety usłyszały huk i krzyki:
- Ręce do góry! - wydali polecenie zamaskowani mężczyźni, którzy wbiegli na salę. Wyciągnęli pistolety i zaczęli mierzyć w kierunku kobiet.
- Ręce do gory! - powtórzył jeden z nich, gdy lekarki nie zareagowały.
- Spokojnie - powiedziała Pati i popatrzyła na Hanię, która była o wiele bardziej przerażona i nie mogła wydusić ani słowa. - Spokojnie, to czy wyjdziemy stąd wszyscy żywi zależy od was, ale jeśli teraz odsuniemy się od stołu on nie przeżyje na pewno. Pozwólcie nam kontynuować operację - powiedziała Wilczewska, starała się by jej głos był pewny. Sikorka patrzyła się na nią ze zdziwieniem. Napastnicy wymieli się spojrzeniami.
- Dobrze - powiedział jeden z nich i kiwnął głową na pozostałych, którzy podeszli do lekarek i przybliżyli im pistolety do skroni. Patrycja starała się nie pokazywać strachu i nawet jej to wychodziło, natomiast Hani zaczęły się trząść ręce. - Ale jeśli będziecie coś kombinować, to nikt nie wyjdzie stąd żywy, zrozumiane? - poinformował mężczyzna, Hania przełknęła głośno slinę, zacisnęła wargi i pokiwała głową. Patrycja popatrzyła się na nią porozumiewawczo. Musiały kontynuować operację.

Michał siedział w pokoju lekarskim, po chwili wbiegł do niego wściekły Falkowicz.
- Co się stało profesorze? - spytał Wilczewski.
- Matylda poszła na wagary, nie ma jej w szkole... - wyjaśnił.
- To gdzie ona teraz jest? - spytał lekarz.
- Nie wiem nie odbiera ode mnie! - krzyknął.
- Ale... - zaczął Michał, lecz wtedy do pokoju wbiegła przerażona pielęgniarka. Oboje przenieśli na nią wzrok.
- P... profesorze - zaczęła się jąkać.
- Co się stało do cholery, zachowuje się pani jakby ducha zobaczyła - stwierdził profesor.
- N... na blok wbiegli mężczyźni z bronią, chcą rozmawiać z dyrektorem, a nie możemy się dodzwonić do Konicy - wydusiła w końcu, Falkowicz stanął jak wryty.
- Kto jest na sali? - spytał Wilczewski.
- Doktor Sikorka i pana siostra - powiedziała, na te słowa Michał poczuł, że ma nogi jak z waty. Opadł na kanapę, po chwili wstał i pobiegł w kierunku bloku. Falkowicz podążył za nim.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć kochani, mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał. Muszę wam się przyznać, że tą akcję planowałam odkąd zaczęłam pisać książkę. 😅 Cieszę się, że w końcu mogę udostępnić wam jeden z tych rozdziałów, o napadzie. Dzisiaj trochę krócej, ale jakiś wstęp musiałam zrobić no i potrzymać was w niepewności. Chciałabym wam również podziękować za 6 tysięcy odczytów. Ja nie wiem kiedy wy to wbijacie, to rośnie tak szybko. Bardzo wam dziękuję 😘❤ Następny rozdział pojawi się w niedzielę i będzie zdecydowanie dłuższy. Życzę wam wesołych Mikołajek ( A tak w ogóle to dostaliście już jakieś prezenty? Możecie mi napisać w komentarzach 😉😁) Trzymajcie się cieplutko 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro