Rozdział XXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hania i Patrycja starały się zachować spokój i wykonać operację.
- Niech się pan stąd odsunie do cholery i da nam miejsce do pracy, co niby mamy zrobić w tej sytuacji?! - krzyknęła Pati na mężczyznę, który groził jej pistoletem. Hania była w szoku, jak Wilczewska radzi sobie w tej sytuacji.
- Nie czujesz się za pewnie kochaniutka?- spytał napastnik, który kierował pozostałymi.
- Czego wy w ogóle chcecie? - odpowiedziała mu pytaniem Wilczewska, mężczyzna zaśmiał się, również był zaskoczony pewnością siebie lekarki.
- Dajcie mi telefon! - krzyknął, jedna z pielęgniarek obecnych na sali wypełniła jego polecenie.
- Numer do dyrektora, ale już! - kobieta stała jak wryta, jednak gdy ten przyłożył jej pistolet do głowy szybko wykonała polecenie.

Michał dotarł pod salę operacyjną, a kilka sekund później również Falkowicz. Była już tam policja z grupą antyterrorystów.
- Co się dzieje, wiecie cokolwiek? - zapytał przerażony Wilczewski.
- Kim pan jest? Mamy rozmawiać z dyrektorem... - odpowiedział mu mężczyzna.
- Dzień dobry profesor Andrzej Falkowicz - powiedział i podszedł do nich. - Wiecie ilu ich jest i co z moimi ludźmi? - spytał zdenerwowany.
- Nie mamy z nimi żadnego kontaktu, są... - wtedy zadzwonił telefon dyrektora.
- To z bloku - powiedział, Michał który siedział do tej pory na krześle od razu poderwał się na te słowa.
- Dobrze odbiera pan włączą głośnomówiący, ale trzeba zachować spokój... - oznajmił antyterrorysta.

Napastnik wyrwał telefon od pielęgniarki i zaczął rozmowę.
- Chcę milion złoty i helikopter - powiedział od razu. - Macie na to godzinę, albo któraś z tych pięknych pań nie wyjdzie stąd żywa! - oznajmił i rozłączył się. Lekarki popatrzyły na siebie. Hania pierwszy raz była w stanie zobaczyć, że w tym momencie Pati również zamarła.
- Dobrze kończymy operację - starała się poinformować spokojnym głosem Wilczewska.

Gdy napastnik rozłączył się Michał zaczął chodzić niespokojnie koło bloku.
- Do robimy? - spytał Wilczewski.
- Na pewno nie to co chcą - powiedział spokojnie antyterrorysta.
- Pan sobie żartuje, przecież on jasno powiedział, że kogoś zabije! - krzyknął Michał.
- Jesteśmy tu po to, żeby wyciągnąć stamtąd wszystkich całych i zdrowych i jednocześnie nie spełniać żadnych próśb - wytłumaczył. Wilczewski po tych słowach opadł na krzesło. Strasznie się bał, że najważniejszym kobietom w jego życiu może się coś stać.
- To róbcie coś do cholery! - krzyknął po chwili lekarz.
- Musimy przeprowadzić ewakuację szpitala, wszyscy muszą zniknąć - oznajmił mężczyzna, który kierował akcją. Falkowicz pokiwał głową.
- A na razie dzwoni pan do nich jeszcze raz i daje mi telefon - dodał antyterrorysta, wziął telefon od profesora i po trzech sygnałach wszyscy usłyszeli głos.
- Wyraziłem się niejasno?! - krzyknął napastnik.
- Spokojnie, jest jeszcze wyjście z tej sytuacji. Złóż broń i wypuść zakładników, a nikomu nie stanie się krzywda - powiedział, usłyszał jedynie śmiech w słuchawce.
- Czas wam ucieka - stwierdził mężczyzna i się rozłączył.

Patrycja i Hania właśnie skończyły operację.
- Musimy go stąd zabrać na oiom - poinformowała Pati.
- Nikt stąd nie wyjdzie dopóki nie dostaniemy pieniędzy - powiedział I pokierował bronią na lekarkę.
- Okej, dobrze będzie jak chcecie, Julka podaj mu leki tutaj - wydała polecenie Patrycja.
- Nie mam wszystkiego i ... - zaczęła Burska
- To podaj co masz! - krzyknęła Pati.
- Podobasz mi się, lubię ostre kobiety - poinformował mężczyzna i podszedł do lekarki, która lekko się wzdrygnęła.
- Zwiążcie je - wydał polecenie napastnikom, którzy stali z bronią przy kobietach. Hania była przerażona, w dodatku przypomniała sobie jak trafiła do szpitala. Wtedy też była zakładniczką, ale nie pamiętała za wiele, bo po tym, jak została raniona w brzuch satraciła przytomność. Teraz bała się jeszcze bardziej i zdawała sobie sprawę, że wszystko może się skończyć tragicznie.

Konrad właśnie operował, gdy na salę wbiegła pielęgniarka.
- Dyrektor zarządził ewakuację szpitala - poinformowała
- Ale co się stało? - zapytał Borys, który asystował.
- Na sali obok są napastnicy, grożą bronią - wytłumaczyła, było widać, że była bardzo zdenerwowana.
- Nie możemy przerwać operacji, kończymy za 40 minut - powiedział Dobroń.
- Ale profesor powiedział, że...
- To powiedz Falkowiczowi, że musimy to skończyć i mnie to nie interesuje - stwierdził ostro Konrad. - Mamy szczęście, że nie weszli do nas ... A kto operuje? - spytał pielęgniarkę.
- Doktor Hania Sikorka i doktor Patrycja Wilczewska - odpowiedziała, Dobroń poczuł, że robi mu się słabo.
- Wszystko dobrze? - spytał Borys, Konard nie był w stanie wydusić ani słowa.
- Znajdźcie mi zastępstwo muszę tam iść... - powiedział po chwili.
- Wszyscy lekarze są poza szpitalem, policja się nie zgodzi by ktoś tu wszedł - powiedziała kobieta. Konrad musiał się zebrać i kontynuować operację, pomimo tego jak bardzo bał się o Pati.

Michał siedział na krześle, twarz miał schowaną w dłoniach. Nie miał siły się ruszyć, czuł się całkowicie bezsilny. Od pierwszego kontaktu z napastnikiem minęło pół godziny. Wiedział co to znaczy.
- Co chcecie zrobić przecież musicie ich uratować! - denerwował się Falkowicz.
- Jest jakieś inne wejście na blok, jakiś monitoring, cokolwiek? - spytał antyterrorysta
- Nie nic takiego nie ma - westchnął Wilczewski.
- Dzwonimy jeszcze raz, musimy się czegoś dowiedzieć - stwierdził policjant i znów wybrał numer na salę operacyjną.
- Potrzebujemy więcej czasu - poinformował.
- Ale proszę bardzo, my możemy tu nawet siedzieć do rana, tylko z każdą godziną będzie nas ubywało - powiedział napastnik podkreślając ostatnie słowo. Przez chwilę panowała cisza.
- Chcemy z nimi porozmawiać i się dowiedzieć czy wszystko dobrze - oznajmił mężczyzna.
- Dam wam tę wygasają, bo inne raczej nic nie powiedzą - prychnął, po chwili usłyszeli szum.
- Halo, czy wszystko dobrze? - spytał antyterrorysta. Michał od razu się domyślił, że rozmowa będzie z jego siostrą. Chciał wyrwać mu telefon i powiedzieć coś Pati, jednak policjanci powtrzymali go.
- A jak może być w porządku, gdy ktoś stoi ci z pistoletem nad głową - zakpiła Patrycja.
- Hania, co z Hania? - wyszeptał Michał.
- A pani Hania?
- Pan na prawdę zadaje takie pytania, chyba jest oczywiste, że jest w tej samej sytuacji... - wyjaśniła. - Może pan się rozłączyć - dodała po chwili ciszy i faktycznie kilka sekund później połączenie zostało zakończone.
- I co nam dała ta rozmowa, nic nie wiemy przecież... - krzyczał Michał, który chodził niespokojnke przy wejściu do bloku.
- Dowiedziliśmy się wiecej niż przypuszczałem, dzięki pana siostrze - oznajmił antyterrorysta, wszyscy popatrzyli się na niego zdziwieni.
- Wiemy, że na pewno jest conajmniej dwóch mężczyzn z bronią skoro jeden stoi przy pani Partycji, a drugi przy pani Hani. No i ostatnie zdanie świadczy o tym, że prawdopodobnie są związane, skoro sama nie mogła się rozłączyć. Przekazała nam te informacje bardzo sprytnie.
- Co chcecie zrobić? Mamy 25 minut... - powiedział coraz bardziej zdenerwowany Michał.
- Czekamy, nie możemy tam wejść, bo na pewno strzelą.
- Przecież powiedzieli, że jak nie dam im pieniędzy to je zabiją! - podniósł głos Falkowicz.
- Nie wiemy ilu ich dokładnie jest, gdzie się znajdują, jeśli wejdziemy przed strzałem będziemy o wiele więcej ryzykować, bo właśnie wtedy będą się tego spodziewać.
- Powiedział mi pan, że waszym zadaniem jest by wszyscy stamtąd wyszli żywi! - krzyknął Michał i złapał mężczyznę za kołnierz, jednak po chwili został odciągnięty.
- Niesz się pan uspokoi, nie pomaga pan...
- Jeśli wy wejdziecie po strzale któraś z nich nie przeżyje... - powiedział i w momencie, gdy wypowiedział te słowa, zdał sobie z tego wszystkiego na prawdę sprawę. Nie był w stanie sobie wyobrazić, co się stanie jeśli którąś z nich straci. Jeszcze nigdy w życiu tak bardzo się nie bał.

Kobiety siedziały związane pod ścianą.
- Wasi koledzy mają 15 minut albo... - powiedział mężczyzna podszedł do nich i zaczął na każdą wskazywać pistoletem. - Któraś z was pójdzie pierwsza, trudny wybór - oznajmił i się zaśmiał. - Wiecie na prawdę nie chcę tego robić, ale jeśli nie dadzą nam kasy to nie będę miał wyjścia... - lekarki na te słowa, uświadomiły sobie, że ci mężczyźni na prawdę mogą je zabić. Patrycja była przerażona nie dawała jednak po sobie tego pokazywać. Udawała silną. Hania była jej zupełnym przeciwieństwem. Łzy zaczęły jej lecieć po policzkach i nie była w stanie się uspokoić. Tak bardzo chciała żeby to wszystko było snem, żeby za chwilę obudziła się w ramionach Michała...

Konrad za dziesięć minut miał skończyć operację. Cały czas jednak myślał o Patrycji. Czy z nią wszystko dobrze, jak się czuje... Z zamyślenia wyrwał go głos Borysa:
- Halo Konrad, chłopie weź się w garść. Ja wiem, że się o nią martwisz, ale za chwilę skończymy, lecz jeśli popełnimy jakiś błąd to tu posiedzimy dłużej... - powiedział ostro lekarz. Konrad dobrze wiedział, że mężczyzna ma rację, pomimo wszystko łatwiej było powiedzieć, a trudniej zrobić.
- Zadzwońcie do doktora Wilczewskiego i dajcie mi telefon - powiedział nagle Dobroń, pielęgniarka, która była na sali nie zareagowała, popatrzyła się jedynie na doktora Jakubka i dopiero gdy ten kiwnął głową wykonała polecenie. Po chwili przyłożyła mu telefon do ucha.
- Halo, Michał co z nimi? - spytał od razu.
- Raczej nic im nie jest, ale oni powiedzieli że na razie nie mogą tam wejść...
- Jak to, to na co oni czekają? - krzyknął zdenerwowany.
- Na strzał... Dzwoniliśmy do tego mężczyzny, który ma broń i on chciał milion złotych i helikopter, policja nie zgodziła się, więc ten powiedział, że którąś z nich zabiją jeśli pieniądze nie dotrą w ciągu godziny - mówił szybko Wilczewski.
- No i oni nie mają zamiaru nic zrobić?! - krzyknął. - Kończę za 10 minut ... - dodał po chwili.
- Konrad ale... - zaczął Michał, ale wtedy pielęgniarka rozłączyła się.

Michał po rozmowie z Konradem, nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Czuł się całkowicie bezradny. Popatrzył na zegarek i wtedy zdał sobie sprawę, że za trzy minuty... Musiał usiąść na krześle. Wtedy przed salę przybiegł Bart.
- Co z nimi, co planujecie? - zapytał spanikowany. Wilczewski pierwszy raz widział go w takim stanie. W końcu jego ukochana też się tam znajdowała...
- Za trzy minuty chcą wejść, tylko wcześniej napastnicy będą strzelać, nie wiemy w kogo, nie wiemy czy na pewno. Cholera jasna nic nie wiemy, a one tam siedzą, nawet nie chcę sobie wyobrażać co czują! - wybuchnął Michał. Wtedy zadzwonił telefon.
- Cisza dzwonią - poinformował antyterrorysta.
- Macie dwie minuty, wasz czas ucieka i wiecie na prawde polubiłem tę rozmową, ale zaczęła mnie już denerwować... Jej czas bardzo szybko się kończy - usłyszeli głos w słuchawce, a później długi dźwięk świadczący o zakończonym połączeniu. Michał nie mógł uwierzyć w to co usłyszał, zaczął biec w stronę drzwi na blok, jednak wtedy szybko złapali go policjanci i odrzucili. Zaczął chodzić w koło bez celu, miał w głowie pustkę i w sercu też...

Gdy Patrycja usłyszała słowa napastnika zrobiło jej się gorąco i serce zaczęło jej szybciej bić. Hania była przerażona, tak bardzo chciała by to wszystko się skończyło i tak bardzo się bała tego, co za chwilę prawdopodobnie się zdarzy.
- Mi-nu-ta - wypowiedział powoli mężczyzna i stanął na przeciwko Patrycji.
- Nie było o tym mowy - stwierdził inny napastnik, który do tej pory pilnował Pati i cały czas był cicho.
- No ale cóż, nie mamy wyjścia - stwierdził ten który wszystkimi kierował. - Chcesz coś jeszcze powiedzieć? - spytał i podszedł bliżej do Patrycji.
- Jeśli to mają być moje ostatnie słowa to nie będę ich marnować na ciebie - stwierdziła ostro, do końca chciała pokazać, że jest twarda. Nie wierzyła w to co za chwilę nastanie, bała się, ale wiedziała, że okazanie strachu jej nie pomoże. Cały czas liczyła na cud, z każdą sekunda traciła jednak nadzieję.
- Mocne słowa, ale przykro mi jakoś to musi się skończyć - powiedzial i skierował pistolet w Wilczewską. Kobieta zamknęła oczy i po chwili...

Konrad właśnie kończył operację, gdy nagle usłyszał strzał. Szybko zrozumiał o czym świadczy ten dźwięk. Poczuł, że nogi mu się uginają. Spojrzał na Borysa, który jedynie kiwnął głową i chwilę później Dobroń zrzucił fartuch i wybiegł z bloku...

Michał siedział na krześle, odliczał w myślach: dziesięć, dziewięć... Z każdą liczbą jego serce biło coraz szybciej, a jego ręce jeszcze bardziej się trzęsły. Dwa, jeden... I strzał, który dotarł do każdej części jego ciała. Antyterroryści weszli. Wilczewski zerwał się za nimi, na początku policjanci go zatrzymali jednak po chwili i on wbiegl na salę. Stanął przez chwilę jak osłupiały, bo zobaczył coś czego nigdy nie zapomni...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć kochani, mam wam tyle do przekazania, że nie wiem od czego zacząć. Przede wszystkim napiszcie mi co myślicie o tym rozdziale, mam nadzieję, że wyszedł mi ten element stresu i ciekawości, co się wydarzy. Nie mogłam się jednak powstrzymać i muszę was potrzymać w niepewności. Mam nadzieję, że was nie zanudziłam, bo to jest zdecydowanie najdłuższy rozdział jaki napisałam, ale miałam tyle pomysłów w głowie, jak go tworzylam, że jakoś tak wyszło 🤭😅😂 Napiszcie mi jakbyście chcieli, by to się skończyło i jak myślicie, że się skończy jestem ciekawa waszych przypuszczeń. Tak swoją drogą to czuję taki stres, gdy publikuję ten rozdział, bo włożyłam chyba w niego najwięcej pracy jak do tej pory. Następny tradycyjnie pojawi się za dwa dni czyli we wtorek. Musicie jakoś wytrzymać, bo zawsze chciałam być jak ci twórcy z Polsatu, którzy kończą odcinek w najgorszym momencie 😂 Na moim kanale na YT ( marcyjanka ) pojawił sie także nowy filmik, więc serdecznie was zapraszam. Trzymajcie się cieplutko 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro