Rozdział XXXV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły trzy dni od śmierci ojca Hani. Dzisiaj miał się odbyć pogrzeb. Michał starał się wszystko zorganizować, bo Sikorka nie była w stanie tego zrobić. W ciągu ostatnich dni wypłakała morze łez. Wilczewski próbował ją wspierać, ale jedyne co mógł zrobić, to pokazywać jej, że przy niej jest i będzie. Żadne słowa jednak nie przynosiły Hani ukojenia bólu. Michał czuł się beznadziejnie, gdyby tylko mógł wziąłby wszystko na siebie, by nie patrzeć na cierpienie Sikorki, które strasznie go bolało.

~~~

Hania siedziała przy stole i piła herbatę, patrzyła się pusto przed siebie unikając wzroku ukochanego.

- Będziemy musieli za chwilkę wyjść - szepnął spokojnie, lekarka nic nie powiedziała tylko spóściła wzrok na kubek, o który ogrzewała dłonie. Ubrała czarną sukienkę, była niepomalowna, nawet nie miała siły zakrywać swoich sińców pod oczami i czerwonego nosa od płaczu. Gdy Michał na nią patrzył nie mógł uwierzyć, że to ta sama kobieta, która jeszcze kilka dni temu tryskała radością. Wstał i kucnął przy niej.

- Haniu musimy jechać - powiedział i wziął jej twarz w dłonie, by na niego spojrzała.

- Tak... tak już - powiedziała i otrząsnęła się z transu w jakim była. Sama nie wiedziała gdzie błądziła myślami, ale na pewno gdzieś daleko, gdzieś, gdzie wszystko tak dobrze się układało, gdzieś gdzie czuła tylko radość. Nie chciała wracać do tego, co się działo na prawdę. Do tego świata, w którym każdy krok prowadził donikąd, a każde słowo nie miało znaczenia. Musiała jednak się zebrać i czy tego chciała czy nie, jechać pożegnać ojca.

~~~

Hania z Michałem właśnie wychodzili z kościoła po skończonej mszy. Wszyscy obecni szeptali, że mowa księdza była przepiękna. Sikorka nie pamiętała jednak żadnych słów. Całą godzinę przesiedziała w objęciach Michała wpatrując się w trumnę swego ojca. Nie docierały do niej żadne dźwięki. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się na prawdę. Chciała by ten cały koszmar okazał się snem. By za chwilę się obudziła, a jej ojciec był przy niej. Każdego dnia jednak kładła się spać i gdy otwierała oczy znajdowała się w tej samej, pełnej rozpaczy rzeczywistości. Gdy dotarli na cmentarz przy grobie zgromadziła się rodzina Hani. Nagle przyszedł ktoś jeszcze. Była to matka Sikorki, w objęciach jakiegoś mężczyzny. Gdy kobieta ją zobaczyła od razu spojrzała na Michała, który jednak pokręcił głową. Lekarka nie mogła uwierzyć, że jej matka ma czelność tu przychodzić, w dodatku z jakimś jej kochankiem. Teraz wiedziała, że straciła wszystko, że obraz jej szczęśliwej rodziny będzie już tylko w jej snach i wspomnieniach. Już dawno przestała rozmawiać ze swoją mamą, ale jej tata... Kocha go i zawsze kochała najmocniej na świecie. Teraz bez niego już nic, nigdy nie będzie takie samo. Hania wtuliła się w ukochanego i zaczęła płakać. Nikt nic nie mówił, było słychać tylko jej szloch, lekarka cały czas trzymała w ręce kwiaty, które miała złożyć na grobie swego ojca. Inni członkowie jej rodziny już to zrobili. W końcu odsunęła się o krok od Michała i położyła bukiet. Stała sztywno, po kilku minutach Wilczewski do niej podszedł i mocno objął, kobieta odwróciła się do niego twarzą i znów pogrążyła się w rozpaczy. Stali tak przez kilka minut, a może i dłużej... Hania kompletnie nie wiedziała, co się wokół niej dzieje, straciła poczucie czasu, a przez chwilę wszystko przestała czuć, nawet ramiona Michała, z których próbował czerpać choć trochę energii. Gdy rozejrzała się dookoła, na cmentarzu byli tylko oni i jej matka, wraz z obcym mężczyzną.

- Jak śmiesz tu przychodzić po tym wszystkim co nam zrobiłaś! - krzyknęła nagle, jej głos był zachrypnięty, były to bowiem pierwsze słowa jakie padły z jej ust od kilku godzin.

- Córeczko... - powiedziała cicho Lucyna.

- Nigdy więcej mnie tam nie nazywaj! - wycedziła przez zęby. - Wynoś się stąd, wynoś się z mojego życia! - zawołał i zaczęła płakać, Michał przytulił ją do siebie. - Na zawsze... - wyszeptała, nikt jednak nie usłyszał jej słów, bo dźwięk pochłonął tors Wilczewskiego. Później już jej umysł nie zarejestrował żadnych wydarzeń tamtego popołudnia.

~~~

Był wieczór, Michał siedział na kanapie, nie wiedział co ma robić, Hania usnęła od razu gdy przyszli do domu i do tej pory się nie obudziła. Widział jak wiele kosztowały ją wydarzenia dzisiejszego dnia. Oprócz pożegnania z ojcem musiała jeszcze przejść spotkanie z jej matką, która na pogrzeb swojego byłego męża przyszła z nowym ukochanym. Wilczewski nie potrafił zrozumieć całej tej sytuacji, nawet nie był sobie w stanie wyobrazić co czuła jego dziewczyna. Z zamyślenia wyrwał go dzwonek do drzwi, które po chwili poszedł otworzyć.

- Cześć synku - przywitała się z nim jego matka. - Jak się czuje Hania?

- Jest źle - powiedział gdy wpuścił ją do środka. - Nie wiem co mam robić, boję się o nią, zamknęła się w sobie, cały czas jest w jakimś dziwnym transie... - tłumaczył zmartwiony.

- Musisz ją wspierać - powiedziała. - Śmierć bliskiej osoby zawsze jest trudna, ale jeśli tylko nie będzie z tym wszystkim sama poradzi sobie...

- Będę przy niej, ale nie wiem jak jej mogę pomagać... - westchnął, czuł że jest beznadziejny, nie potrafił pomóc najważniejszej kobiecie w jego życiu, kobiecie, którą tak dobrze zna, a przede wszystkim tak bardzo kocha.

- Dbaj o nią, pokazuj jej, że po prostu jesteś, wszystko się ułoży... - wytłumaczyła. - Na pewno nie teraz, ale kiedyś...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Cześć kochani, mam nadzieję, że ten rozdział wam się spodobał. Znowu jest zdecydowanie krótszy i przede wszystkim bardziej opisowy. Podzielcie się koniecznie swoimi wrażeniami i napiszcie też jak myślicie czy Hania pozbiera się po tych wydarzeniach i czy Michał będzie w stanie jej pomagać... Odpowiedzi poznacie bardzo szybko, bo już jutro. Chcę wam wynagrodzić te krótsze rozdziały. Życzę wam miłej niedzieli. Trzymajcie się cieplutko 😘❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro