Część 2 - pierwsze wspólne śledztwo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka miesięcy później po tamtym wydarzeniu, Hk800 podszedł już do piątego w Detroit baru. Bar Jimmy'ego. Android miał nadzieję znaleźć w środku Porucznika Connor'a Andersona. Android jeszcze z dwa razy podrzucił monetą, którą schował i poprawił krawat. Podszedł do drzwi, na których widniał napis "zakaz dla androidów", jednak Hank to zignorował i wszedł do baru. Niektórzy się na niego spojrzeli. Hank zaczął się rozglądać po barze.

- Kurwa, myślałem, że androidów tu nie wpuszczają.- ktoś powiedział.

Hank to zignorował i przeskanował twarze osób przebywających w barze. Rozejrzał się jeszcze chwilę i podszedł do szatyna. Connor siedział na stołku już wstawiony z ponurą miną. Pił, palił, a miał zaledwie 20 lat. Jednak miał swoje powody. Jego serce wypełniała pustka po stracie ojca. Na wsparcie swojego brata - Richarda - nie miał co liczyć. Bracia pokłócili się kilka lat wcześniej, na dwa może trzy miesiące po śmierci ich ojca. Richard stał się oziębłym i pozbawionym empatii potworem. Natomiast Connor opłakiwał ojca i zaczął się zataczać. Ogromna pustka w sercu, która go wyniszczała i nikt nie był w stanie jej wypełnić.

- Poruczniku Anderson. Nazywam się Hank, android przysłany przez Cyberlife. Byłem na komisariacie, ale nikt nie wiedział gdzie pan jest jest. Powiedziano mi, że mógł pan wyjść się napić.- powiedział android.

- Czego chcesz?- spytał ponuro szatyn.

- Przydzielono dziś panu nową sprawę. Morderstwo, z udziałem androida Cyberlife. Wedle procedur w takich przypadkach firma przydziela śledczym do pomocy wyspecjalizowany model.- odpowiedział Hank.

- Nie potrzebuję żadnej pomocy. A już na pewno nie od plastikowego pajaca jak ty. Więc bądź dobrym robocikiem i wypierdalaj stąd.- odparł Connor.

- Rozumiem, że wiele osób czuje się niekomfortowo w towarzystwie androidów, ale jestem tu ....- zaczął Hank.

- Ja się czuję bardzo komfortowo. A teraz idź w cholerę zanim ci tak przywalę, że cię fabryka nie pozna.- Connor wszedł mu w słowo i zagroził.

Hank postanowił zmienić podejście by chociaż trochę uzyskać przychylność człowieka.

- Wie pan co? Kupię panu jednego drinka na drogę, co pan na to?- powiedział.

Szatyn jednak nic nie powiedział.

- Barman, jeszcze raz to samo.- android zwrócił się do ciemnoskórego mężczyzny z dredami.

Ten się odwrócił i chwycił za butelkę whisky, a Hank wyciągnął z tylnej kieszeni banknot.

- Widzisz Jim? Technologia. Nalej więcej.- mruknął Connor.

Gdy tylko barman nalał nieco więcej trunku, Connor wszystko wypił jednym haustem. A potem westchnął.

- Mówiłeś o morderstwie?- zwrócił się do androida.

Gdy obaj wyszli z baru, skierowali się do auta młodego mężczyzny. Connor bez ceregieli wsiadł na miejsce kierowcy, a Hank zajął miejsce pasażera. Szatyn odpalił silnik i pojechali na miejsce zbrodni. W aucie rozbrzmiewały dźwięki muzyki heavy-metalowej, której Connor słuchał od czasu śmierci ojca. Kiedy dojechali na miejsce, Connor zaparkował deczko dalej od miejsca zbroni i wyłączył odtwarzacz.

- Siedź tutaj, ogarnę to.- mruknął do androida.

- Według moich wytycznych mam panu towarzyszyć poruczniku.- Hank odparł taktownie.

- Słuchaj, jebią mnie te całe twoje wytyczne. Jak mówię, że masz czekać w samochodzie to zamknij pizdencję i grzecznie czekaj.- odpowiedział Connor.

Gdy szatyn wysiadł z auta, Hank postanowił również tak zrobić. Wysiadł i skierował się do miejsca zbrodni.

- John Douglass, kanał 16. Potwierdza pan, że to było zabójstwo?- reporter spytał Connor'a.

- Niczego nie potwierdzam.- odparł krótko Connor.

Hank już się zbliżył do taśmy i miał dołączyć do szatyna, jednak ktoś mu przeszkodził.

- Androidy nie mogą przejść dalej.- powiedział funkcjonariusz.

- Jest ze mną.- powiedział Connor.

Policjant opuścił rękę i Hank spokojnie przeszedł przez taśmę.

- Powiedz mi, czy ty jesteś, kurwa głuchy?- spytał szatyn.

- Pana rozkaz był sprzeczny z moimi instrukcjami.- odpowiedział spokojnie android.

- Jesteś cicho, niczego nie dotykasz i mi się nie plączesz, jasne?- rozkazał.

- Tak.- odparł android.

- Cześć Connor. Już myślałem, że się nie pojawisz.- powiedział Ben Collins.

- Taki miałem plan, ale ten mi go popsuł.- odparł Connor, wskazując na stojącego za nim androida.

- No. Sprawiłeś sobie androida, tak?- spytał zaczepnie Ben.

- Bardzo zabawne. Powiedz mi co zaszło.- odpowiedział szatyn.

- O ósmej zadzwonił do nas właściciel. Lokator zalegał kilka miesięcy z czynszem, więc przyjechał zobaczyć co jest grane. No i znalazł zwłoki.- zaczął mężczyzna.

- Chryste panie jaki sztynk.- mruknął Connor.

- Było gorzej póki nie przewietrzyliśmy. Ofiara nazywa się Carols Ortiz. W papierach ma kradzież i napad z bronią w ręku. Sąsiedzi mówią, że był bardzo cichy. Siedział w mieszkaniu, rzadko kiedy go widywali.- kontynuował.

- Ugh, bez sensu do czegoś takiego ściągać ludzi w środku nocy. Było zaczekać do rana.- powiedział marudnie szatyn.

- Myślę, że kisił się tu dobre trzy tygodnie. Koroner powie nam więcej jak tu dotrze. A tutaj leży nóż kuchenny. Najpewniej narzędzie zbrodni. (Ben)

- Czy są ślady włamania? (Connor)

- Nie. Drzwi i okna były zabite deskami. Zabójca nawiał tyłem. (Ben)

- A co wiemy o jego androidzie? (Connor)

- Niewiele. Sąsiedzi mówią, że miał jednego ale nie zastaliśmy go tutaj. Muszę się przewietrzyć. A ty się tu rozgość. Będę na zewnątrz jakby coś. (Ben)

Gdy mężczyzna wyszedł Hank zaczął oglądać miejsce zbrodni. Jako pierwszym przyjrzał się literom zdania "Jestem Żywy". Litery były zwykłe, napisane ciczonką Cyberlife Sans. Android wziął próbkę na dwa palce i przytknął do języka.

- Chryste co ty wyprawiasz?- spytał zdegustowany Connor.

- Analizuję krew. Dostaję wyniki od ręki. Przepraszam, powinienem był uprzedzić.- odpowiedział spokojnie android.

- Dobra, tylko nie jedz więcej materiału dowodowego, ok?- odparł szatyn.

- Dobrze.- odpowiedział mu Hank.

- Kurwa jebana mać, nie wierzę w to.- mruknął Connor.

Analiza wykazała, że to była krew denata. Wyschnięta, sprzed dziewiętnastu dni. Potem android podszedł do niewielkiego stolika, gdzie było bordo. Narkotyk, w którego skład wchodziło tyrium.

- Litery są idealne. Człowiek tak nie pisze. Chris czy to napisano krwią denata?- usłyszał szatyna.

- Tak myślę. Wciąż pobieramy próbki do analizy.- odpowiedział policjant.

- Bordo. Nasz Carols lubił sobie przyćpać. Chris zrób analizę toksykologiczną.- powiedział Connor.

- Oczywiście poruczniku.- odparł Chris.

W tym czasie Hank analizował kolejne wskazówki. Android wyszedł na ganek przy zaniedbanym ogrodzie zmarłego. Chwilę później dołączył do niego szatyn.

- Drzwi i okna były od środka zabite deskami. Zabójca musiał uciec tędy.- powiedział.

- Nie ma tu żadnych innych śladów poza dziesiątkami oficera Collinsa.- odparł android.

- Minęło kilka tygodni, mogły się zatrzeć.- odparł na to szatyn.

- Nie, na takim podłożu na pewno by zostały. Dawno tu nikogo nie było.- odparł Hank i wrócił do środka.

Android skierował się do łazienki. Wiedział, że czegoś mu brakuje w materiale dowodowym. Po wejściu do pomieszczenia, odsłonił kabinę prysznicową. Na ścianie było napisane kilkadziesiąt razy "rA9"a na podłodze stała rzeźba.

(Czyżby ofiara dla bóstwa?) pomyślał android.

Android postanowił złożyć porucznikowi raport.

- Poruczniku, już chyba wiem co tu zaszło.- powiedział.

- Tak? No to słucham.- odparł szatyn.

- Zaczęło się w kuchni.- zaczął android.

- Ślady świadczą o szarpaninie. Pytanie brzmi, co tu tak naprawdę zaszło? (Connor)

- Ofiara zaatakowała androida .... kijem. (Hank)

- Zgadza się ze śladami. Mów. (Connor)

- Android dźgnął ofiarę. (Hank)

- Czyli co, android próbował się bronić, tak? Dobra co potem? (Connor)

- Ofiara uciekła do salonu. (Hank)

- Ofiara próbowała uciec napastnikowi. Dobra to ma sens. (Connor)

- Android zamordował ofiarę nożem. (Hank)

- Okay. Twoja teoria nawet się klei. Tylko nadal nie wiemy gdzie zniknął android. (Connor)

- Cios kijem go uszkodził i zaczął tracić Tyrium. (Hank)

- Co tracić? (Connor)

- Tyrium. "Niebieską krew". Płyn, który zasila nasze biokomponenty. Odparowuje po kilku godzinach i nie widać go gołym okiem. (Hank)

- Aha. Ale ty pewnie jesteś w stanie to zobaczyć, nie? (Connor)

- Tak jest. (Hank)

Android skanował pomieszczenia raz po raz by zobaczyć dokąd go zaprowadzą ślady niebieskiej krwi. Odsłonił zasłonę i na podłogę upadły szczotki i mop co lekko zaskoczyło androida. Wyminął przedmioty i zauważył coś przy ścianie. Po szybkiej analizie wiedział, że użyto drabiny a ślady prowadzą na strych. Hank musiał znaleźć coś po czym będzie mógł się wspiąć na górę. Wziął jedno krzesło, które nie było w materiale dowodowym.

- EJ, ej, ej! Co ty robisz z tym krzesłem?- spytał go szatyn.

- Chcę coś sprawdzić.- odpowiedział spokojnie android.

- Eee, to se sprawdzaj.- odparł obojętnie mężczyzna.

Hank w miarę stabilnie postawił krzesło w jednym miejscu i wszedł na nie. Potem odsunął drzwiczki od wejścia na strych i się podciągnął. Zobaczył cień jakieś postaci, więc wszedł i ostrożnie podszedł. Po odsunięciu płachty zobaczył jedynie manekina, więc ostrożnie ruszył dalej w głąb strychu. W pewnym momencie coś przed nim przebiegło.

(To ten android.) pomyślał.

Hank zachowując ostrożność poszedł dalej, a gdy defekt wybiegł spotkali się.

- Ja się tylko broniłem. Chciał mnie zabić. Błagam cię. Nie mów im.- powiedział android.

- Hank, no co się tam odpierdala?!- wykrzyczał zniecierpliwiony Connor.

- Poruczniku tu jest!- odpowiedział android.

- Kurwa mać. Chris, Ben chodźcie tu ale szybko! Dalej!- szatyn zawołał dwóch swoich kolegów.

Niedługo później, android został zatrzymany i przewieziony na komisariat. A przesłuchanie, miało zostać przeprowadzone jeszcze tego samego wieczoru.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro