Część 8 - wizyta u stwórcy
Jakiś czas później, Connor i Hank pojechali do willi na obrzeżach miasta. Do Chloe Kamskiej, założycielki Cyberlife. Gdy Hank otworzył oczy, zobaczył chodzącego w tą i z powrotem Connor'a z telefonem przy uchu i papierosem między palcami.
(Czy on na poważnie musi tyle palić?) spytał się w myślach android.
Hank wysiadł z auta mężczyzny i do niego podszedł.
- Czy coś się stało, poruczniku?- spytał.
- Zeszłej nocy Chris był na patrolu. Został zaatakowany przez defekty. Powiedział, że ocalił go sam Markus.- odpowiedział szatyn.
- Nic mu się nie stało?- spytał ponownie android.
- Taa, chłop jest w szoku. Ale żyje.- odpowiedział ponownie szatyn.
Po chwili obaj zaczęli się kierować w stronę willi.
- Kamska odeszła z Cyberlife dziesięć lat temu. Po co z nią rozmawiać?- powiedział android.
- Stworzyła pierwszego androida, który przeszedł Test Turinga. Jeśli ktoś może coś wiedzieć o defektach, to ona.
Connor zadzwonił dzwonkiem do drzwi i po niedługiej chwili otworzył im android.
- Cześć, jestem porucznik Anderson z policji kryminalnej Detroit. Mam się spotkać z panią Kamską.- powiedział szatyn.
- Proszę wejdźcie.- odparł android, wpuszczając ich.
- Okej.
Gdy weszli, android zamknął za nimi drzwi.
- Zaraz pójdę po Chloe. Proszę, rozgośćcie się.- powiedział android i poszedł.
- Spoko facet...- zagadnął szatyn.
- To prawda.... jest bardzo miły.- odparł białowłosy.
Po niedługiej chwili czekania, android wyszedł z jakiegoś pomieszczenia.
- Chloe zaprasza.- powiedział.
Obaj weszli do pomieszczenia z ogromnym basenem, w którym były jeszcze dwa identyczne androidy.
- Pani Kamska?- spytał szatyn.
- Dajcie mi jeszcze chwilę.- odpowiedziała blondynka.
W czasie gdy kobieta chwilę jeszcze popływała w basenie, obaj mężczyźni na nią zaczekali. Potem wyszła z wody i po założeniu, przyniesionego przez androida szlafroka, poprawiła kitkę i odwróciła się do swoich gości przodem.
- Porucznik Anderson. A to Hank.- przedstawił ich szatyn.
- Co mogę dla pana zrobić?- spytała kobieta.
- Prowadzimy śledztwo w sprawie defektów. Wiem, że odeszła pani z Cyberlife lata temu, ale myślałem, że może powie nam pani coś nowego....- wyjaśnił szatyn.
Kobieta przez chwilę milczała.
- Defekty... Fascynujące, prawda? Idealne istoty z ogromną inteligencją, no i z wolną wolą...Maszyny są od nas o wiele lepsze, konflikt był nieunikniony... Największe osiągniecie ludzkości może całkiem ją pogrążyć. Ironia, co?- powiedziała.
- Musimy zrozumieć, jak androidy stają się defektami. Wie pani coś, co mogłoby nam pomóc?- odparł Hank.
- Idee to wirusy, które szerzą się jak epidemie... Czy pragnienie wolności jest chorobą zakaźną?- odpowiedziała na to blondynka.
- Nie przyszedłem tu na filozoficzną pogadankę. Maszyny, które stworzyłaś planują rewoltę. Albo powiesz nam coś użytecznego albo się stąd zwijamy. (Connor)
- A co z tobą, Hank? Po czyjej jesteś stronie? (Chloe)
- Tu nie chodzi o mnie, pani Kamska. Ja tylko chcę rozwiązać tę sprawę. (Hank)
- To program każe ci tak mówić. Ale powiedz... Czego ty naprawdę chcesz? (Chloe)
- To, czego pragnę, nie ma znaczenia. (Hank)
- Elijah? Z pewnością wiesz, czym jest test Turinga. Czysta formalność, proste połączenie algorytmów i mocy obliczeniowej. Mnie ciekawi, czy maszyny są zdolne do empatii. Nazywam to ,,testem Chloe", jest prosty, zobaczysz... Niesamowity, prawda? To jeden z pierwszych inteligentnych modeli z linii Cyberlife. Młody i przystojny po wsze czasy. Kwiat, który nigdy nie zwiędnie... Czym jednak jest? Przedmiotem udającym człowieka? Czy żywą istotą... I ma duszę... Możesz rozstrzygnąć tę fascynującą kwestię, Hank. Zniszcz tę maszynę, a wszystko wam wyśpiewam. Albo ją ocal, jeśli sądzisz, że żyje. Ale w takim razie wyjdziecie stąd bez informacji. (Chloe)
- Okej, wystarczy. Chodź, Hank. Idziemy. Przepraszamy za najście. (Connor)
- Co jest dla ciebie ważniejsze? Twoje dochodzenie czy życie tego androida? Zdecyduj, kim jesteś. Posłuszną maszyną... Czy żywą istotą obdarzoną wolną wolą. (Chole)
- Dobra, starczy! Hank, wychodzimy. (Connor)
- Naciśnij spust,
- Hank, nie... (Connor)
- to powiem ci, co chcesz wiedzieć. (Chloe)
Hank z ciężkim oddechem oddał kobiecie broń, na co znów mocno podskoczyła mu niestabilność oprogramowania.
- Fascynujące... Ostatnia szansa Cyberlife na ocalenie ludzkości... sama jest wadliwa... (Chloe)
- Nie... Nie jestem defektem... (Hank)
- Wolałeś ocalić maszynę zamiast wykonać misję. Dostrzegłeś w tym androidzie żywą istotę. Okazałeś empatię. Szykuje się wojna, będziesz musiał wybrać. Zdradzisz swoich braci czy powstaniesz przeciw twórcom? Co jest gorsze od konieczności wybrania mniejszego zła? (Chloe)
- Chodźmy stąd... (Connor)
- Przy okazji... Zawsze zostawiam w programach wyjście awaryjne. Nigdy nie wiadomo... (Chloe)
Po niedługiej chwili obaj znaleźli się przed domem kobiety. Szatyna zastanowiło czemu Hank nie zastrzelił tego androida.
- Dlaczego nie strzeliłeś? - spytał.
- Spojrzałem w oczy tego chłopaka... i nie mogłem tego zrobić, tyle...- odpowiedział Hank.
- Zawsze powtarzasz, że zrobiłbyś wszystko dla misji. Mieliśmy się czegoś dowiedzieć, a ty odpuściłeś.- odparł szatyn.
- Tak, wiem, że powinienem był to zrobić. Ale nie mogłem. Przepraszam, okej? (Hank)
- A może dobrze zrobiłeś... (Connor)
(Powoli zaczyna mi się to wymykać spod kontroli. A co jeśli, tego właśnie chcę?) pomyślał zakłopotany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro