#6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie udało mi się odskoczyć. Siła tego ataku była na tyle duża, że moje ciało bezwładnie odleciało kilkanaście metrów w tył. Gdy tylko się zatrzymałam spojrzałam w kierunku napastnika. Potwór, którego maska miała dwa duże, głębokie otwory na oczy, stał i się uśmiechał. Nie widziałam jeszcze większego pustego od kąd trafiłam do świata żywych.
- Wyczuwam od ciebie reiatsu Shinigami.- zaśmiał się.- Widze że naprawdę dobrze trafiłem ze śniadaniem.- uśmiechnął się szerzej, a ja się zaśmiałam.
- Wydaje mi się, że jednak pozostaniesz głodny.- opuściłam moje ciało zastępcze i od razu dobyłam swoich katan. Walka się zaczęła. Jedynym problemem było to że im więcej pustych zabiłam, tym więcej się ich pojawiało. Dręczło mnie pytanie, czy przypadkiem ktoś nie użył wabika na nich. Zabiłam ich już chyba 10, czy 15, ale dalej puści mnie otaczali. To bardzo dziwne co się tu dzieje. Kolejni atakowali, a ja ich zabijałam. Jeden, z czerwonymi otoczkami wokół oczu, zaatakował od góry, więc go zablokowałam. Drugi natomiast zaatakował z mojej prawej i również go zablokowałam drugą kataną. Wtedy zauważyłam że ten pierwszy próbuje zaatakować drugą ręką. Starałam jak najszybciej odskoczyć ale i tak ten atak mnie dotknął. Lewe udo zalało się krwią. Udało mi się chwilę po tym zabić obu pustych, jednak wiedziałam, że z tak dużą ilością przeciwników nie uda mi się przeżyć bez uwolnienia Zanpakuto, chociażby do shikai. Gdy uwolniłam Nekojoo nie mogłam dłużej kryć tak dużej ilości reiatsu. Walka ciągnęła się już bardzo długo, a ja powoli traciłam siłę. Moje ataki stały się mniej celne, słabsze i wolniejsze. Moja obrona i uniki też straciły na skuteczności. Na moim ciele pojawiało się coraz to więcej małych ran. Każda z nich mnie osłabiała. W pewnym momencie 2 pustych szarżowało w moją stronę. Nawet gdybym uciekła im, to pozostali mnie dorwą. Postanowiłam że zrobię unik i zabije jednego nich. Miałam cichą nadzieję że drugi nie zdoła mnie zranić, ale niestety zbyt wolne są moje ruchy. Silny ból w prawym boku dał o sobie znać. Po tym ataku ledwo trzymałam się na nogach. Obraz zaczął mi się rozmazywać, a nogi trząść. Nie mogłam nawet podnieść ręki by móc się obronić. Widziałam, jakby w zwolnionym tempie, jak potężna łapa jednego z pustych leci w moim kierunku. Moje oczy same zaczęły się zamykać. Coś czerwonego mignęło przede mną odcinając pięść zmierzającą w moim kierunku. Moje ciało zaczęło upadać. Jedyne co uchroniło mnie przed spotkaniem z twardą ziemią, były czyjeś ramiona. Starałam się choć przez chwilę wyostrzyć wzrok by zobaczyć kto mnie trzyma. Wtedy usłyszałam znajomy głos, ale jakby przez ścianę. Trochę niewyraźny, ale kojący. Ten ktoś mówił coś w stylu:
- Przepraszam... Już wszystko wiem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro