1. Któryś tam pościg

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obraz: http://rebloggy.com/post/comics-wonder-woman-fan-art-harley-quinn-catwoman-selina-kyle-batgirl-poison-ivy/111560789602

— Weee!!!— Krzyczałam, wiercąc się na siedzeniu. Ivy przewróciła oczami, i zajęła się kierowaniem samochodu. Jak wygląda sytuacja? Zwiałyśmy ze szpitala psychiatrycznego, ukradłyśmy samochód, jakiemuś debilowi, a teraz ściga nas policja. Wymażona ucieczka z więzienia!
— Nadal mamy ich na łodygach!— Mruknęła Poison, patrząc w tylne lusterko. Faktycznie, robiło się coraz więcej glin! Chyba, wezwali posiłki! Biało-niebieskie samochody, goniły za naszym neonowo żółtym autem, hałasując, modulowany dźwiękiem syren. Pędziłyśmy przez Gotham, omijając szare, niezauważalne samochody, by uniknąć stłuczki. Piesi, odskakiwali ze strachu na bok, robiąc nam dosyć szerokie przejście.
  — Zajmę się nimi!— Krzyknęłam. Zaczęłam macać ręką, siedzenie, szuflady i inne zakamarki, w poszukiwaniu rewolweru. Znalazłam go, na podłodze. Dotknęłam zimnego, stalowego pistoletu. Palec, zaciskał się na spuście. Usłyszałam klik, odbezpieczonej broni. — Hej! Łapcie!

Wystrzeliłam pocisk, który przeciął z głośnym świstem powietrze. Niestety, samochód policyjny, z wdziękiem ominął lecącą kulę. Strzeliłam całą serię, lecz postrzeliłam tylko jeden wóz. A w krótkim czasie, na granatowych ulicach, pojawiły się już trzy, hałasujące jak psy, pojazdy! Mój palec, zaciskał się na spuście, lecz gdy chciałam strzelić, Ivy zaciągnęła mnie do środka.
   — Co ty wyrabiasz?!— Ryknęła, jakbym przed chwilą, wyszła za mąż za Batmana. — Mogli cię postrzelić!
  — Ohh, Ruda!— Odparłam, uwalając się ciężko na siedzenie.— Nie jestem małym dzieckiem!
  — Wyjdźmy z tego założenia, że jesteś!— Powiedziała, i obróciła swoją śliczną główkę, w stronę kierownicy. Naburmuszona, skrzyżowałam ręce na piersi, i wydarłam nos do góry. Foch forever! Nie jestem początkująca! Nie jeden raz, strzelałam do glin. Ponadto, rozgniatałam im łby, moim młotem! Więc, nazwanie mnie "dzieckiem" jest dużym nieporozumieniem! I czas to udowodnić...
  — A właściwie... DAJ MI KIEROWNICĘ!— Krzyknęłam, i rzuciłam się na ster. Próbowałam zrzucić jej ręce i gałęzie z kierownicy, i sama kierować. Co z tego, że nie mam prawa jazdy!? Szarpałam za ster, jakbym chciała go wyrwać. Zaczęłyśmy krążyć w kółko, tłukąc się i odbierając sobie kierownicę. Gryzłam ją, żeby wreszcie puściła! Wierciłam się, wpadałam na nią. Ale, Ruda w pewnym momencie, przywołała swoje rośliny, żeby mnie złapały i zatargały na siedzenie. Dziewczyna, przypieła mnie pasami.
— I więcej nie rozrabiaj! — Warknęła, i odwróciła się w stronę szyby głównej.— Dobre wieści! Już prawie jesteśmy w domu! Złe wieści, nadal mnożą się władze miejskie.
— A mogę postrzelać?
— Nie!
— Ale, proszę!
— NIE!
— Pliiis!— Zrobiłam słodkie oczka.
— NIEEE!!! Sama się nimi zajmę!— Wtedy, Ivy machnęła ręką, a spod ziemii, wyrosło wielkie, ciemno-zielone pnącze, które niczym inteligentna istota, porwało wszytskie gliny, i rzuciło daleko, daleko w dal. Aż miło było patrzeć, na latających policjantów, lądujących na drugim krańcu miasta. Przybiłyśmy sobie piątki, i spokojnie pojechałyśmy prosto na wysypisko toksycznych substancji...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro