Fred Weasley (3) ❝zaproszenie❞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Fred Weasley (3) ❝zaproszenie❞

Fred odetchnął głęboko, wciąż mając przed oczami swoją mamę, która z szerokim uśmiechem (nawet zbyt szerokim jak na jego gust) powiedziała:

— Pewnie, że możesz zaprosić do nas <twoje Imię>, bardzo chciałabym ją wreszcie osobiście poznać.

To niby nic takiego... Przecież przez dom Weasley'ów ciągle się ktoś przewijał, a jednak <Imię> nie była wcale dla Freda zwykłym "kimś", choć na pewno wolałby się do tego głośno nie przyznawać. 

Problem stanowiło parę czynników. Zaczynając od tego, czy w ogóle <Imię> zgodzi się przyjechać do Freda na wakacje. Znał sytuację pomiędzy nią a jej mugolskim tatą i wątpił żeby ten z uśmiechem puścił ją na kilka dni do domu czarodziejów. Nadzieję stanowiła jej mama... Po za tym nawet jeśli jakimś cudem wszystko się powiedzie i <Imię>  rzeczywiście przyjedzie, Fred czuł niemal namacalną pewność, że George i jego mama nie dadzą jej żyć. Co jak co, ale nie zamierzał dawać swojej mamie wolnej ręki co do pokazywania dziewczynie, która mu się podoba jego nagich zdjęć z dzieciństwa.

"Dziewczyną, która mu się podoba"... 

Ponownie odetchnął. Dotarło to do niego dość niedawno i to przez Georga. 

— Po prostu ją do nas zaproś, jeśli tak ci się podoba, będziecie mieli okazję poznać się bliżej — mruknął George, zapychając się kolejną babeczką.

— Podoba? — Fred uniósł prawą brew.

George tylko westchnął i objął brata ramieniem.

— Nie dość, że jestem ten przystojniejszy to jeszcze góruję nad tobą intelektem... Ślepy jesteś czy co? Jak można nie wiedzieć, kiedy podoba ci się dziewczyna?

Najwyraźniej trzeba być Fredem. Po rozmowie z bratem, chłopak zaczął dostrzegać o wiele więcej rzeczy, których nie dostrzegał wcześniej. Tylko na <Imię> potrafił gapić się godzinami, to jej bezpieczeństwo obchodziło go najbardziej, uśmiechała się najbardziej uroczo na świecie, a jej włosy tak ładnie błyszczały gdy wraz z Ailą chodziła na spacer na błoniu.

— Ogarnij się stary, nie poznaję cię — śmiał się George. — To jak ze zrywaniem plastra, im szybciej ją zaprosisz tym lepiej. No chyba, że się nie zgodzi. Oby tak nie było, bo nie zniosę twojego marudzenia przez całe wakacje.

— Dobra, zamknij się wreszcie — zdenerwował się Fred. — Idę.

Jak powiedział tak zrobił i pewnym krokiem ruszył do stolika Hufflepuffu, gdzie <Imię> wraz z Octavią jadły śniadaniowe tosty.

— Panienko <twoje Nazwisko> — przywitał się Fred, kłaniając się nisko.

<Imię> starałaś się ukryć uśmiech.

— Panie Weasley — kiwnęła głową, na co rudzielec się zaśmiał. — Możemy pogadać?

Na te słowa Octavia puściła <Imię> oczko, a ta zarumieniona szturchnęła ją łokciem.

— Pewnie — odpowiedziała.

Odeszli oboje na bok sali.

— Rozmawiałem z mamą i tak jakoś wywiązał się z tego twój temat — zaczął.

— To nie brzmi zbyt dobrze — zaśmiała się dziewczyna, starając się ukryć zmartwienie.

— Nie, to nie tak  — uśmiechnął się niepewnie. — Po prostu zastanawiałem się, czy nie zechciałabyś mnie odwiedzić na kilka dni w wakacje.

Dziewczyna przez chwilę się nie odzywała, najwyraźniej zdziwiona, tylko po to by za chwilę szeroko się uśmiechnąć.

— Jasne, byłoby świetnie, zapytam mamę.

Fred żył w niepewności przez trzy dni, w oczekiwaniu na sowę od <Imię> z odpowiedzią, dlatego gdy to George odbierał pocztę niemal wyrwał z jego dłoni list.

— Spokojnie braciszku — zaśmiał się George.

— Wpadł po uszy — przytaknął Oliver ze śmiechem.

Fred jednak wcale ich nie słuchał, zajęty czytaniem.

Gdy od paru chwil był cicho, zaniepokojony George zajrzał mu przez ramię.

— I co?

— Zgodziła się! — krzyknął Fred. — Naprawdę się zgodziła.

— Dobrze, że nie na niby — przewrócił oczami George.

Musiałaś przyznać, że sama myśl o wizycie w domu Freda cię stresowała. Zależało ci na zdobyciu sympatii domowników, mimo że część z nich udało ci się już poznać. Kończyłaś właśnie pakować swój kuferek, do którego nawkładałaś wszystkie najważniejsze rzeczy i trochę słodyczy dla każdego z domowników (jako gość nie wypada przyjść z pustymi rękoma, prawda?). Pozostało tylko czekać na tatę Freda, który zadeklarował się, że po ciebie przyjedzie swoim latającym samochodem.

— Nie wierzę, że naprawdę tam jedziesz — podskoczyłaś ze strachu na dźwięk głosu swojego taty. — Nie mogę powiedzieć, żeby mi się to wszystko podobało...

Zmartwiłaś się delikatnie, znając podejście swojego ojca do magii. W ostatnich latach było o niebo lepiej, więc nie chciałaś zrobić nic co zmieniło by ten stan rzeczy. Przez głowę zaczęło przemykać ci dużo myśli... Czy na pewno powinnaś jechać? Starałaś się przemówić do swojego taty jak najbardziej pewnym siebie głosem.

— Co do magii... — przerwał ci machnięciem ręki.

— Aj, nie o to mi chodzi — mruknął ku twojemu zdziwieniu. — Jedziesz do chłopca, <Imię>. CHŁOPCA. Oni w tym wieku są niezrównoważeni, więc w razie czego pamiętaj, kopniak w odpowiednie miejsce i-

— Tato!

Wypchnęłaś go z pokoju z zaróżowioną buzią.  Tego się nie spodziewałaś.

Tata Freda przyjechał punktualnie o szesnastej, z tego co mówił na miejsce mieliście dotrzeć za około godzinę. Po wszystkich niesamowitych rzeczach, które widziałaś w Hogwarcie latający Ford Anglia nie zrobił na tobie wrażenia, jednak mina twojego taty była bezcenna. Przez całą drogę pan Weasley wypytywał cię o różne mugolskie wynalazki, odpowiadałaś mu sumiennie ciesząc się  jaką ekscytację to w nim wywoływało.

Nora okazała się jeszcze bardziej wyjątkowym miejscem niż myślałaś, pełna magicznych przedmiotów i kochających ludzi - Weasley'ów.

— Kogo nam tu wreszcie przywiało — z uśmiechem rzuciłaś się w ramiona Freda, by po chwili, delikatnie zawstydzona tym przejawem czułości, przytuliłaś też Georga.

Rozdałaś wszystkich słodycze i razem zjedliście przepyszną kolację przygotowaną przez panią Molly. Na początku delikatnie martwiłaś się, że będziesz czuła się niezręcznie jednak wszyscy byli tak sympatyczni, że było to wręcz niemożliwe.

Po kolacji, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić, pani Weasley poprosiła byś chwilę dłużej została w kuchni. Fred posłał jej przerażone spojrzenie, ale posłusznie zostawił was same.

Z mocno bijącym sercem słuchałaś jej słów.

— Jest tu ostatnio o tobie głośno, moja droga — zaśmiała się, widząc twoją zdenerwowaną minę. — Nie denerwuj się, przecież cię nie zjem — rozluźniłaś się. — Po prostu widzę co tu się wyprawia.

— A... Co się wyprawia? — zapytałaś, lekko skołowana.

Pani Wealey uśmiechnęła się pobłażliwie.

— Mówię o tym w jaki sposób patrzy na ciebie Fred — podeszła do ciebie i złapała cię za rękę. — To dobry chłopak, chociaż trochę roztrzepany, dbaj o niego.

W dość dziwnym nastroju opuściłaś kuchnię. Czułaś jak płoną ci policzki. Czy to naprawdę możliwe, że Fred czuł to co ty?

— <Twoje Imię>? Możemy pogadać? — usłyszałaś głos swojego ulubionego rudzielca.

Wciąż zdziwiona rozmową, która odbyła się przed chwilą, zdołałaś tylko skinąć głową. Fred zaprowadził cię do miejsca, które przypominało mały balkonik. Słońce zaczynało znikać za horyzontem,  a jego miejsce już niedługo miały zająć inne gwiazdy.

— Znając moją mamę powiedziała ci trochę więcej niż powinna... — czułaś, że próbuje utrzymać swój zwykły, zabawny ton głosu, jednak mogłaś wyczuć jego zdenerwowanie.

Postanowiłaś zebrać się na odwagę i złapać go za rękę. Przez chwilę w ciszy cieszyliście się swoją bliskością.

— Więc jak mam to rozumieć — zapytał po chwili Fred.

Zaśmiałaś się wesoło.

— A jak myślisz?

Przewrócił oczami po czym pochylił się by delikatnie musnąć twoje usta.

— Nawet nie masz pojęcia jak długo na to czekałem.

— Idźcie do pokoju czy coś, tu mieszkają dzieci! — usłyszałaś dramatyczny głos Georga, który zakrywał oczy uśmiechającej się od ucha do ucha Ginny.

Teraz czas spędzony w domu Freda zapowiadał się o wiele lepiej niż kilka godzin temu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro