Envis E Bill

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Piątkowe powtórki mijały w przyjemnej atmosferze nauki, pomimo dekretu Ministerstwa stanowiącego o tym, że uczniowie nie mogą spotykać się w grupach większych niż trzy osoby. A skoro było to wydarzenie klasowe, które nadzorował prawdziwy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią, Umbridge nie miała nic przeciwko. Oczywiście, Umbridge pojawiła się na zamku dopiero w połowie spotkania i była w stanie myśleć tylko o czymś do zjedzenia. Na pewno nie pomógł jej fakt, że musiała uciec z kuchni pokryta sałatą.

Remus był zaskoczony tak niskim poziomem wiedzy praktycznej z Obrony. Jednak doskonale widział, że niektóre osoby ćwiczyły na własną rękę. Było to widać nie tylko w grupie Harry'ego. Remus wiedział o sekretnym klubie Harry'ego, ponieważ był on tematem rozmów na pierwszych spotkaniach Zakonu po ucieczce Dumbledore'a. Ale widział również ciężką pracę pozostałych uczniów. I po wnikliwej obserwacji stwierdził, że wszystko zaczęło się od Ślizgonów i Krukonów, a ich śladem poszli Puchoni i Gryfoni. Nawet pierwszoroczni znali już podstawowe zaklęcia i uroki, które powinni umieć. Czasami rywalizacja między domami była czymś pożytecznym.

Ale, mimo nielegalnego nauczania, Remus czuł, że czegoś brakuje. Coś się działo tuż pod jego nosem, tylko nie wiedział co. Miał przeczucie, że ma to coś wspólnego z jego adoptowanym chrześniakiem, który z powodzeniem unikał zarówno jego, jak i swojego prawdziwego ojca chrzestnego i krążył po pokoju rozmawiając z innymi uczniami.

Na początku Remus myślał, że to przez resztki instynktu nauczycielskiego Harry'ego, ale teraz podejrzewał, że Harry dawał więcej niż ekstra wskazówki. Niepewność, czy Harry jest poczytalny czy nie, oraz to, co Harry ma w planach, było problemem dla Remusa. Wiedział jedynie, że to, co ma nastąpić, nastąpi jutro.

Dlatego też nie zdziwił się, gdy na śniadaniu następnego dnia panowała absolutna cisza. Stoły były wypełnione po brzegi studentami, którzy milczeli jak zaklęci. Ta cisza wpłynęła nawet na nauczycieli, którzy szeptem wymieniali między sobą uwagi na temat aktualnej sytuacji. Wyglądali na tak samo zbitych z tropu jak Remus. Widząc to, Remus zawrócił i udał się w stronę stołu Gryffindoru.

- Dzień dobry, Harry – powiedział Remus podchodząc do cichej grupy. Był całkowicie pewien, że coś się działo, jako że grupa Harry'ego, która zwykle siedziała razem, rozdzieliła się. Trio oczywiście siedziało ze sobą, ale Neville siedział z Deanem i Seamusem kilka miejsc dalej. W dodatku, Luna i Draco, którzy zwykle siedzieli razem z resztą, tym razem usiedli cicho przy swoich stołach.

- Dzień dobry, profesorze Lupin – odezwał się Harry, zaskakując Remusa. Spodziewał się, że chłopak w ogóle się do niego nie odezwie. Ale ta odpowiedź była cicha, cichsza niż szepty przy stole nauczycielskim.

- Powiesz mi, o co chodzi? – zapytał Remus, łapiąc się na tym, że mówi równie cicho, co Harry.

- Obawiam się, że nie wiem, co pan ma na myśli – odpowiedział Harry, ale jego oczy wszystko zdradzały.

- Dlaczego wszyscy są tak cicho? – Im dłużej pozostawał przy stole, tym z większą pewnością mógł stwierdzić, że uczniowie porozumiewają się ze sobą. Nie używali słów, tylko karteczek i spokojnych gestów rąk.

- SUMy są tuż za rogiem, profesorze, po prostu próbujemy się uspokoić. – Obaj Remus i Harry rozejrzeli się, żeby zobaczyć, jak bardzo nerwowi są studenci i czy w ogóle są.

- No cóż, cokolwiek robisz, działa – powiedział Remus.

- Ależ oczywiście, że działa. – Harry uśmiechnął się szeroko do nowego nauczyciela Obrony, który utwierdził się w przekonaniu, że to wszystko jest żartem. Teraz pozostało mu tylko dowiedzieć się, co to za żart.

- Później porozmawiamy. – Remus przywitał pozostałych skinieniem głowy i udał się z powrotem do stołu nauczycielskiego. Powitał nauczycieli i wdał się w cichą rozmowę z profesor McGonagall.

Umbridge weszła do Wielkiej Sali nie zauważając ciszy, która ją otaczała. Sama nie wypowiedziała ani słowa, w tym czasie nakładając sobie na talerz śniadanie. Remus zaczął się zastanawiać nad ministerialną Dyrektorką, gdy ta wstała i odchrząknęła. I nawet, gdy całą Sala tonęła w ciszy, nikt nie zwrócił uwagi na próby zwrócenia ich atencji.

- Ekhem – spróbowała raz jeszcze Umbridge zauważając w końcu nienormalne zachowanie uczniów, którzy nawet nie patrzyli w jej stronę. – Uwaga, uczniowie, mam coś ważnego do ogłoszenia. – Jej donośny głos rozległ się po Sali i wszyscy w końcu bez słowa odwrócili się w jej kierunku. Umbridge zawahała się, zanim kontynuowała. – Jak wiecie, Egzaminatorzy przyjeżdżają w niedzielę i zostają na dwa tygodnie, żeby sprawować pieczę nad Sumami i Owutemami. – Umbridge odczekała chwilkę na odpowiedź, która nie nadeszła. – Oczekuję, że wasze zachowanie będzie nienaganne. To wszystko.

Kilkoro uczniów zamrugało na tę krótką przemowę, jednak większość od razu wróciła do swoich cichych rozmów. Ta cisza zaczęła przeszkadzać Umbridge, która po pięciu minutach nie wytrzymała i szybko opuściła Salę. Śniadanie się skończyło i, mimo że talerze i jedzenie zniknęły, uczniowie pozostali w Wielkiej Sali. W niektórych miejscach zaczęły pojawiać się książki wyjęte z toreb. Młodsze roczniki opuściły Salę, gdy starsi zaczęli się uczyć. Remus zaśmiał się pod nosem obserwując pilnie powtarzających uczniów.

- Co cię śmieszy? – zapytała profesor Sprout.

Remus wskazał na uczniów z szóstego i siódmego roku, którzy ćwiczyli rzucanie zaklęć bez wymawiania formułek na głos, tym samym powodując, że przedmioty poruszały się to tu, to tam po całym pomieszczeniu. Następnie wskazał na uczniów od trzeciego do piątego roku, którzy próbowali się przygotowywać do egzaminów.

- Ten ich żart jest wspaniały, tylko nie bardzo pomaga im w nauce – wyjaśnił Remus.

- Czy możemy coś zrobić? – zapytała McGonagall.

- Możemy pójść im pomóc – zaproponował Remus. – Wygląda to na coś większego niż to, co tu się zwykle dzieje. Najprawdopodobniej jest to początek żartu o owiele większym formacie.

- Co to może być za żart? – zapytała McGonagall, gdy już upewniła się, że Snape wyszedł zaraz po zakończeniu śniadania.

- Nie jestem pewien, ale założę się, że ma to coś wspólnego z egzaminatorami – zadumał się Remus.

- Musimy więc to przerwać – powiedziała McGonagall, ze zmartwieniem patrząc na uczniów. – W każdym razie, jeszcze jedna powtórka do Sumów im nie zaszkodzi.

Pozostali nauczyciele zgodzili się z tą opinią i jak jeden mąż wstali i podeszli do uczniów, którzy potrzebowali pomocy. W końcu, dźwięki zaczęły się rozlegać w Wielkiej Sali, gdy uczniowie rozpoczęli szeptane rozmowy i ciche rzucanie zaklęć. Z jakiegoś powodu, zaklęcie uciszające było jednym z ulubionych uroków, które latało po całej Sali uderzając losowo w ludzi. Remus podejrzewał, że była to swoista odmiana berka, ponieważ to uciszeni uczniowie rzucali następną serię zaklęć.

Ostatecznie, był to bardzo interesujący i cichy dzień. Nauczyciele byli dostępni dla każdego, kto potrzebował pomocy, a uczniowie pilnie uczyli się przez cały dzień. Ale uczucie, że coś się działo, nie opuszczało Remusa. Nie wiedział, co planuje Harry i jego grupa i trochę to go martwiło.

Ale na szczęście, nadal śmiał się z Umbridge, której cisza bardzo przeszkadzała. Kiedy Ministerialna Dyrektorka wchodziła do Wielkiej Sali, wszystkie rozmowy ucichały, a rzucane w tym momencie zaklęcia dobiegały końca. Nie trwało to długo, bo Umbridge nie była w stanie wytrzymać w idealnej ciszy i szybko opuszczała Salę. Kolację zjadła w kuchni, żeby uniknąć przebywania w Wielkiej Sali. Jednakże, gdy z niej wyszła, miała lekki, rybny zapach, co sprawiło, że pani Norris śledziła każdy jej krok.

Następnego dnia, Wielka Sala wróciła do troszkę cichszej normalności. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, Harry odstawił na bok misję Buntu. Nadal nie był w stanie powstrzymać uśmiechu za każdym razem, gdy widział Umbridge. Wczoraj dali czadu i dzisiaj Umbridge z niepokojem oczekiwała na absolutną ciszę. Obrzucała wzrokiem uczniów; jednak Harry zachowywał się normalnie i przepytywał Hermionę z zaklęć. Hermiona była jedyną osobą oszalałą na punkcie nauki, choć inni uczniowie też zaczynali powoli panikować. Uspokojenie wszystkich było częścią wczorajszego planu.

Tak, Harry był normalnym uczniem, spokojnie przygotowującym się do Sumów, ale to wszystko miało się lada moment zmienić. Tego samego ranka dostał sowę od Snape'a o przesunięciu zajęć Oklumencji. I, mimo że Hermionie bardzo zależało na normalnym zachowaniu Harry'ego podczas egzaminów, nie mógł nie wykorzystać takiej sytuacji. Miał w planach jeszcze kilka rzeczy, które chciał wypróbować na Snapie i chciał się z tym uporać do końca roku szkolnego, który kończył się za dwa tygodnie.

Harry prawie skakał pod drzwiami gabinetu Snape'a. Źle się czuł z tym, że nie miał czasu na rozmowę z Remusem i Syriuszem, ale jednocześnie wiedział, że Remus wysłałby go mimo wszystko na spotkanie. Przynajmniej będzie miał więcej czasu na dotarcie do Snape'a zanim Sumy się zaczną. Będzie musiał się bardziej postarać, ponieważ z powodu egzaminów wszystkie zajęcia się kończyły i nie będzie już widywać profesora tak często jak wcześniej. A nie może pozwolić przecież, żeby profesor Snape unikał go przez zbyt długi czas.

Harry zapukał do drzwi profesora i otworzył je, gdy usłyszał zgodę nauczyciela. Powstrzymał się jednak od wejścia, czekając, aż Snape łaskawie spojrzy w górę. Następnie Harry wykonał ruch, jakby zapraszał kogoś do gabinetu.

- Za panem, panie Bill.

- Co do stu kominów chodzi ci tym razem po głowie, Potter? – zapytał Snape, podczas gdy Harry wszedł i zamknął drzwi.

- Chciałbym panu kogoś przedstawić – odpowiedział Harry, wskazując na swoją stronę. – To jest pan Envis E. Bill, który pracuje dla Bush-boba w ochronie i przybył, żeby sprawdzić moje postępy w eliksirach.

- Nikogo tu nie ma, Potter – zauważył Snape.

- I o to w tym chodzi, prawda? Jak można ochronić Krzak, jeśli wszyscy cię widzą? – Harry zaczął szaleńczo wymachiwać ramionami uważając przy tym, żeby nie uderzyć osoby, która według niego tam stała. – Jeśli będą wiedzieli, że pan Bill tam jest, będą próbowali użyć bardziej skrytych metod, by się pozbyć Krzaka i mogą go nawet zabić.

- Za pomocą bardziej skrytych metod może udać im się zabić Krzak – powtórzył oschle Snape. – A co to ma wspólnego z naszymi lekcjami Oklumencji?

- No cóż, Tomuś poluje przecież na moją głowę i musi pan pamiętać o tym, jak rozmawialiśmy o zabiciu przeze mnie Krzak-boba. – Harry nie pozwolił Snape'owi na odpowiedź i dalej kontynuował. – W te wakacje przyjeżdża z Japonii jego kuzyn, Krzak-san, i chcemy mieć pewność, że Tomuś nie będzie mi kazał go zabić.

- Zastanawiam się, Potter – powiedział Snape, gdy Harry się w końcu uciszył – skąd wiesz, że uczymy cię oklumencji, żeby ochronić cię przed Czarnym Panem?

- Nie jestem ślepy. – Harry przewrócił oczami. – Tomuś poluje na moją głowę od lat, i lat, i lat, i lat, i lat. Oczywiście, że to ma coś z nim wspólnego. Martwiłbym się, gdyby nie miało. Poza tym, kto inny kazałby mi śnić o gumowych kaczkach?

- Śnisz o gumowych kaczkach? – Snape posłał Harry'emu zmartwione spojrzenie. Może to przez Czarnego Pana i ich wzmocnioną więź chłopak się tak zachowuje.

- Właśnie ona jest w pokoju, profesorze, i wiem, że to zasługa Tomusia-Hipopotamusia. – Harry spojrzał w kierunku 'pana Billa' i pokiwał głową. – Nie wydaje mi się, że to Knot mi podsyła te sny, mimo że jest zatwardziałym fanem gumowych kaczek. W dodatku zdobyłem dla niego zakaz zbliżania się do mnie.

- Wyjaśnij, Potter – powiedział tylko Snape, zamiast wymieniania wszystkich rzeczy, których nie rozumiał.

- Pan Bill zasugerował, że to mógł być Knot, który jest w związku małżeńskim z wielką, gumową kaczką, ale ma zakaz zbliżania się do mnie, więc nie mógł mi wysyłać tych snów. – Harry pokiwał mądrze głową. – Mam też zakaz zbliżania się dla Hipopo-Tomusia, ale Knot bardziej szanuje postanowienia autorytetu władzy niż Czarny Hipuś.

- Nie mamy dużo czasu, Potter, więc zacznijmy. Dobrze? – zapytał Snape, nie chcąc nabawić się bólu głowy próbując śledzić pokręconą logikę Harry'ego. Nie mógł doczekać się końca lekcji, Potter nazywał Czarnego Pana hipopotamem.

- Niech pan uważa, żeby nie uderzyć pana Billa, jest uzdolniony w oklumencji, profesorze – ostrzegł Harry zamykając oczy, żeby przygotować swój umysł. Nie widział więc, jak profesor przewraca oczami. Harry walczył, żeby się nie uśmiechnąć, co mogłoby zrujnować jego plan.

- Legilimens. – Snape spotkał się ze ścianą światła i przerwał zaklęcie. – Co to było, Potter?

- Przepraszam, panie profesorze, ale próbowałem pana ostrzec. – Harry udał, że klepie po ramieniu kogoś, kto stoi przed nim. – Pan Bill potknął się i to on dostał zaklęciem. Chciał się przyjrzeć, jak wyglądają moje oczy, gdy są pod tym czarem. – Harry zmarszczył brwi. – To chyba nie działa w ten sposób.

- Nie, nie działa, Potter. – Snape wpatrywał się podejrzliwie w Harry'ego. Nie wierzył, że poza nimi ktoś był w jego gabinecie, ale nie wierzył też, że Potter opanował sztukę oklumencji w tak krótkim czasie. Rzucił zaklęcie kilkakrotnie, za każdym razem spotykał się z różnymi obrazami żywopłotu. Najwyraźniej Potter całkiem wyraźnie podchodził do sprawy tego człowieka-krzaka. Ale, mimo włożonego wysiłku, nie był w stanie wyczuć żadnej tarczy w umyśle chłopaka.

Harry powoli wypuścił powietrze, a Snape zakończył zaklęcie. Teraz przyszła pora na następną część planu. Harry spojrzał w kierunku „pana Billa" i zmrużył oczy.

- Nie jestem tego pewien, musisz zapytać profesora Snape'a.

- Zapytać o co? – Snape posłał groźne spojrzenie Harry'emu. Nie mógł się jednak oprzeć chęci popatrzenia w stronę, w którą spoglądał Harry.

- No dobra, zapytam go. Musisz popracować nad swoim angielskim – poinstruował „pana Billa" Harry, po czym odwrócił się do Snape'a. – Pan Bill się zastanawia, czy mógłby pan wypróbować jego zdolności oklumencyjne? Wydaje mu się, że jest całkiem silny, ale skoro Czarny Hipuś poluje na jego szefa, nie może być całkowicie pewny.

- Czarny Hi- – Snape przerwał z grymasem na twarzy. – Czarny Pan nie poluje na krzak.

- Proszę, profesorze? Po moim mózgu, małe wyzwanie byłoby dla pana jakąś nowością – próbował przekonać Harry.

- Niech ci będzie, ale ten twój pan Bill musi stać się widzialny, inaczej skąd mam wiedzieć, w którą stronę mam wysłać zaklęcie? – Usta Snape'a wykrzywiły się w przekonaniu, że załapał Harry'ego na kłamstwie.

- Niestety, pan Bill nie ma pozwolenia na stanie się widzialnym. Przynajmniej dopóki Krzak-bob nie uwolni go od klątwy. Musimy więc wymyślić inny sposób. – Harry zamyślił się, by po chwili dojść do wniosków. Wyciągnął rękę w bok i pociągnął za niewidzialny rękaw, prowadząc „pana Billa" przed siebie. – Proszę bardzo. Niech pan po prostu wyśle zaklęcie w moją stronę, wtedy trafi ono w pana Billa.

- Legilimens – rzucił Snape, żeby zadowolić chłopaka, i spodziewając się obrazu zagajników. Zamiast tego odbił się od grubej tarczy i w mgnieniu oka wrócił do swojego ciała. Wydusił z siebie formułę jeszcze raz, lecz stało się to samo. Tym razem, na szczęście, udało mu się zapanować nad własnym ciałem. Obszedł całą tarczę dookoła, poszukując jakiejkolwiek dziury. Nie było mowy, żeby to była tarcza chłopaka, więc w jego gabinecie na pewno znajdował się ktoś niewidzialny.

- Dobrze się pan czuje? – zapytał Harry, gdy zobaczył, że Snape wrócił do siebie. Z niepokojem obserwował profesora, jednocześnie odpychając „pana Billa".

- Na dzisiaj wystarczy, Potter. – Snape sprawdził godzinę, żeby zobaczyć, czy minęło wystarczająco dużo czasu. Niestety minęło tylko pół godziny, lecz tyle musiało wystarczyć. Jakoś to wytłumaczy kundlowi, jeśli zapyta. – Jeszcze jedno; Legilimens. – Niezauważenie wślizgnął się do umysłu Harry'ego, gdzie napotkał obraz Bijącej Wierzby. Miły, normalny obraz, jeśli tylko nie byłby związany z zagajnikami.

- Do widzenia, profesorze – powiedział Harry, po czym wypuścił siebie i „pana Billa" z gabinetu.

Snape odczekał kilka minut zanim podążył za chłopakiem chcąc zobaczyć, czy naprawdę istnieje niewidzialna, bezdźwięczna osoba śledząca Harry'ego Pottera. Chodzenie za chłopcem było prostym zadaniem, jeśli się kierowało nieustanną paplaniną, która wychodziła z jego ust. Jak dotąd, Snape nie mógł znaleźć żadnego dowodu na to, że Potterowi ktoś towarzyszy, ale w takim razie nie wiedział, co ma myśleć o tej oklumencji.

Gdy dotarli do Wielkiej Sali, otworzyły się drzwi wejściowe, przez które weszli Egzaminatorzy. Snape zatrzymał się przy wyjściu z lochów, nie chcąc być zauważonym przez swojego prześladowcę. Widząc, że Harry poszedł przywitać Egzaminatorów, Snape ruszył się.

- Witajcie w Hogwarcie – krzyknął Harry.

- Ach, Harry Potter, nieprawdaż? – zapytał jeden z Egzaminatorów rozpoznając chłopca.

Snape skrzywił się widząc, że Harry rozpoczyna uprzejmą konwersację z Griseldą Marchbanks, i zdecydował się zainterweniować. Dotarł do nich w momencie, gdy Harry wskazał ręką w bok i powiedział:

- To jest profesor Envis E. Bill, asystent profesora Snape'a. Nadal pracuje nad swoim angielskim, ale profesor Snape powinien być w stanie dla państwa wszystko przetłumaczyć. Ja niestety muszę wrócić do nauki na Sumy.

Snape stał wmurowany w ziemię, podczas gdy Harry żegnał się z Griseldą Marchbanks i w podskokach udał się do Wielkiej Sali. Odwrócił się w kierunku, który wskazał mu Harry i rzucił zaklęcie ujawniające, ale nikogo tam nie było.

- O co chodzi z tym asystentem, młody człowieku? – zapytała, wpatrując się w puste miejsce, profesor Marchbanks.

- Obawiam się, że oprócz problemów z naszym językiem, udało mu się stać absolutnie niewidzialnym i bezdźwięcznym – wymyślił na poczekaniu Snape. Nie chciał być tym, który by miał wytłumaczyć szaleństwo Chłopca-Który-Przeżył. – Dlatego przybył pracować ze mną, w nadziei, że znajdziemy antidotum na jego dolegliwość. A teraz muszą mi państwo wybaczyć.

Snape pokiwał egzaminatorom zanim wrócił do swoich lochów. W tym samym czasie Umbridge, McGonagall i Flitwick wyszli z Wielkiej Sali, żeby ich przywitać. Snape wzdrygnął się słysząc pytania o nowego asystenta: profesora Envis E. Billa. Nigdy nie uda mu się o tym zapomnieć i to wszystko to wina Pottera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro