Futro i suknia balowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV BUNT (POV ZAKONU FENIKSA POJAWIŁO SIĘ RANO) 

Wcale nikogo nie zdziwiło, że źródłem hałasu byli członkowie Zakonu, a nie Śmierciożercy. Nie przekroczyli nawet progu pokoju, a już słyszeli Moody'ego wydającego rozkazy.

- Dziwnymi postaciami? - zapytał Syriusz, wchodząc do pokoju razem z innymi członkami Zakonu.

- Cześć! - powitał ich Harry.

- Aaaaaah – krzyknął Syriusz, cofając się. Harry wydął wargi, ale ucieszyła go reakcja chrzestnego.

- Spóźniliście się – powiedział Ron, wysyłając im niezadowolone spojrzenie.

- Wieki na was czekaliśmy – powiedziała Hermiona, również wysyłając im niezadowolone spojrzenie, jakby zapomnieli odrobić pracy domowej aż do ostatniej chwili.

- Coś was powstrzymało? - zapytał Neville.

- Czy nie połączyliście wskazówek na czas? - zapytała postać z zielonymi włosami Draco.

- Podoba wam się, co zrobiliśmy? - zapytała Luna. Następnie machnęła niebieską różdżką i zamieniła kolor szat Syriusza na indygo.

- Czym wy, do diabła, jesteście? - wydusił z siebie Syriusz.

- Jesteśmy Voldemortami – powiedział Harry z nienaturalnie szerokim uśmiechem.

- Voldemtotami – powiedział Ron.

- Vodelrotami – dodał Neville.

- Voldmeortami – wtrąciła Hermiona.

- Voeletatorami – powiedziała Luna.

- Voldirotami – powiedział Draco.

- Potter – przerwał im Moody.

- Skąd wiedziałeś? - zapytał Harry.

- Widzę przez takie zaklęcia – powiedział Moody. - A może już zapomniałeś?

- Moje zaklęcie tylko je wzmocniło na tę jedną noc – powiedziała Hermiona, wzruszając ramionami.

- Harry? - krzyknął Syriusz.

- To ja – powiedział Harry.

- Kim są pozostali? - zapytał Remus.

- Ron – powiedział Ron, machając do nich.

- Hermiona – powiedziała Hermiona, która również im pomachała.

- Neville – powiedział nerwowo Neville.

- Księżycowy blask – powiedziała Luna, wpatrując się w punkt nad ich głowami.

- To jest Luna – powiedziała postać z zielonymi włosami. Nie powiedział nic więcej.

- A ty jesteś Draco – powiedział Remus.

Draco, zły, że Remus zepsuł jego występ, wysłał mu gniewne spojrzenie, ale skinął głową.

- Co wy tu robicie? - krzyknął Syriusz. - Kazałem wam przecież zostać w zamku!

- Ja też – powiedział Remus.

- Tak naprawdę to powiedziałeś tylko, żeby nie iść szukać Syriusza i żebym był ostrożny – powiedział Harry, używając tych samych argumentów, którymi przekonał Bunt do dołączenia w przygodzie. - Nie poszedłem szukać Syriusza, bo on nie był w niebezpieczeństwie i byłem ostrożny. Śladu na mnie nie ma. - Nie był pewien Śmierciożerców.

- Nie to miałem na myśli – krzyknął Remus.

- Mieliście być osrożni, zostając w zamku i unikając kłopotów – dodał Syriusz, nie pozwalając Harry'emu na szerzenie dalszego zamieszania.

- Oj, trudno, stało się – powiedział Harry, wzruszając ramionami. - I nie wpakowałem się w kłopoty, ja je stworzyłem.

- A co jeśli przyszedłby Sam-Wiesz-Kto? - zapytał Syriusz.

- Wtedy popsułby imprezę niespodziankę – powiedział z westchnieniem Harry.

- To nie jest zabawa, Harry – odparł Syriusz.

- Dobra, skupcie się więc na grubej rybie i zapomnijcie o tych Śmierciożercach, których złapaliśmy – powiedział Harry, w duchu narzekając na fakt, że dorośli nigdy nie doceniają odważnych działań dzieci.

- Co, na Merlina, wy im zrobiliście? - zapytał Moody, podchodząc do Śmierciożerców. Harry cieszył się, że zdążyli deaktywować proszek. Wątpił, żeby Moody docenił powrót do młodości.

- Większość zabawy zaczęła się, gdy tu przyszliśmy – powiedział Harry, uśmiechając się. - Bo widzicie, my wiedzieliśmy, że przygotowali na nas pułapkę.

- W końcu Voldemort nie mógł cię porwać, jeśli wszystko było z tobą w porządku – odezwała się Hermiona.

- Próbowaliśmy przekonać Harry'ego, żeby tego nie robił, ale sami wiecie jaki on jest – powiedział Neville.

- On nigdy nie słucha – powiedział Draco, potrząsając głową i ignorując spojrzenie Harry'ego.

- Ej, wy przyszliście tu ze mną – zaprotestował Harry. - Nieważne. Wiedzieliśmy, że to pułapka, więc zdecydowaliśmy, że to oni wpadną w nasze sidła.

- Ułożyliśmy pułapki gdziekolwiek mogliśmy – powiedział Ron.

- Więc obracający pokój to wasza sprawka? - zapytał zaskoczony Remus. - Nawet oko Moody'ego nie było w stanie przez nie zobaczyć.

- Musiałam więc dodać więcej mocy niż myślałam – powiedziała Hermiona. - Ale ostrzegło nas, gdy Śmierciożercy się z tamtąd aportowali.

- No, już na korytarzu slyszeliśmy trzaski – zgodził się Ron.

- Ale to było później – powiedział Harry. - Ostatnim pokojem był pokój przepowiedni, gdyby Śmierciożercy tam na nas czekali.

- Ale ich tam nie było – wtrącił Ron.

- Poszliśmy więc do przepowiedni i skończyliśmy ustawiać tam pułapki – kontynuował Harry. - Przepowiednia była jakimś zapalnikiem, więc zostawiliśmy dla Śmierciożerców coś od nas.

Harry uśmiechnął się, przypominając sobie reakcję Śmierciożerców na widok gumowej kaczki.

- I oni się złapali – powiedział Neville.

- Naszymi pułapkami złapaliśmy jedną grupę Śmierciożerców – powiedział Harry. - Następnie wyszliśmy i przeszliśmy obok dwóch innych.

- Mieliśmy przyjemną rozmowę z dwoma innymi Śmierciożercami – powiedziała Luna.

- Wtedy wymyśliliśmy nasze imiona – dodał Draco.

- Czego chyba nie zrozumieli – powiedział Neville.

- Powiedzieliśmy im, że jesteśmy postaciami stworzonymi przez departament tajemnic, więc nie próbowali nas przeklnąć – powiedział Harry, omijając to, że w przerażeniu żaden z nich nie był w stanie logicznie myśleć.

- Widzę dlaczego – wymamrotał Syriusz, przyglądając się ich przebraniom.

- Zaprowadziliśmy ich do pokoju planet, który jest nienaruszony – kontynuował Harry. - Jak z niego wyszli, to my na nich czekaliśmy w tym pokoju.

- Więc gdzie oni są? - zapytał Syriusz, rozglądając się.

- Harry, nie zabrałeś ze sobą młodszych uczniów, prawda? - krzyknął Remus, zauważając śpiących nastolatków.

- Nie, chyba, że zaliczasz do tego Lunę – powiedział Harry. Wszyscy pozostali byli na piątym roku. - To są odmłodzeni Śmierciożercy.

- Dlaczego ten jeden tylko śpi? - zapytał Remus, nie wiedząc, że to Lucjusz Malfoy.

- Proszek na koszmary – powiedział Harry ze wzruszeniem ramion. - Naprawdę, Remus, poradziliśmy sobie. Powinniście to docenić.

- Nie powinno was tu w ogóle być – powiedział Remus. - Chodźcie, zaprowadzę wad do Hogwartu.

- Spokojnie możecie po nas posprzątać – powiedział Harry. Zawsze miło, gdy ktoś inny sprząta twój bałagan. Poza tym Niewymownym nie spodobałby się stan ich departamentu. - Ale bądźcie ostrożni. Śmierciożercy odpalili chyba wszystkie pułapki, ale nie jestem pewien. - Kolejna zaleta chaosu.

- Będziemy bardzo ostrożni – powiedział Moody.

- Chodźcie – powiedział Remus, ciągnąc Harry'ego za sobą. Poprowadził grupę przez pokój śmierci i otworzył drzwi do obracającego się pokoju. Następnie Syriusz przytrzymał drzwi, a Remus aportował się na koniec sali, żeby otworzyć drugie drzwi. Wszyscy szczęśliwie wydostali się z departamentu tajemnic i ruszyli w kierunku wind.

Windą pojechali do atrium, gdzie znajdowały się kominki. Draco nadal miał klucz Knota, ale przecież nie powie o tym Syriuszowi i Remusowi, którzy byli teraz w trybie dorosłym. Chcieliby, żeby Draco oddał klucz i przypilnowaliby, żeby nikt nie zaminował gabinetu Ministra. A nikt z Buntowników nie mógł pozwolić na stracenie takiej okazji.

Wyszli z wind i weszli w głąb pokoju. Harry zastanawiał się, czy Remus zamierza ich zabrać na Grimmauld Place, czy do Hogwartu. Jednak te myśli zniknęły, gdy usłyszał dwa trzaski aportacji. Byli niedaleko fontanny, więc Syriusz i Remus wybrali ją na kryjówkę.

Oczywiście, było to całkiem oczywiste miejsce na kryjówkę. Harry'ego nie zdziwiła więc głowa, która przeleciała nad ich głowami i odbiła się od tarczy Remusa.

- Ej, co ten posąg ci zrobił? - krzyknął Harry. - Prawda, był okropny, ale to nie oznacza, że możesz odrąbać mu głowę.

- Wyjdź i stań przede mną, Potter – odkrzyknął Voldemort, ignorując komentarz Harry'ego.

- Chyba nie chcesz, żebym to zrobił – krzyknął Harry, myśląc o swoim wyglądzie. Szybko wysłał uśmiech Remusowi. - Mój wygląd raczej go nie rozśmieszy, prawda?

- Wyjdź z ukrycia, Potter – krzyknął po raz drugi Voldemort.

- Czego w słowie „nie" nie rozumiesz? - krzyknął Harry. - Poważnie, gdzie twoje maniery?

- A gdzie twoje? - odparł Voldemort. Wysłał kolejną klątwę w stronę fontanny, tym razem odcinając rękę do łokcia. - Będę niszczył tę fontannę dopóki nie będziesz miał innego wyboru, tylko się ze mną zmierzyć.

- Nadal uważam, że nie chcesz, żebym to zrobił – powiedział Harry. Voldemort na pewno się domyśli, że to z niego się śmiali i na pewno nie będzie zadowolony. - Poza tym, jeśli zamierzasz pokroić ten posąg na kawałki to trochę ci to zajmie. W tym czasie na pewno pojawi się Dumbledore.

Voldemort wysłał bombardę, która rozwaliła więcej niż tylko głowę czy rękę.

- Chodź tutaj!

- No dobra, rozpuszczony dzieciaku – krzyknął Harry. Serio, Voldemor zachowywał się jak dwulatek. Harry włożył ręce do kieszeni i wyciągnął piłkę, następnie uniknął rąk Syriusza i Remusa i wyszedł zza fontanny. Usłyszał szelest ich ubrań, gdy próbowali go złapać. Lekko rzucił piłkę w stronę Voldemorta, który jej nie zauważył. Zauważył ją za to Pettigrew, powodują szeroki uśmiech na twarzy Harry'ego.

- Śmiesz mnie przedrzeźniać? - wysyczał Voldemort na widok stroju Harry'ego.

- Mówiłem, że nie chcesz mnie widzieć twarzą w twarz – powiedział Harry, po czym się zakręcił, korzystając z szoku. - Co myślisz o moim kostiumie?

- Crucio – rzucił w odpowiedzi Voldemort. Harry elegancko odskoczył, a zaklęcie rozprysło się o ścianę.

- To nie było miłe – zrugał Voldemorta Harry. - Nie możesz użyć słów? Poza tym, to nie jest na stałe. - Harry pomachał różdżką i zamiast wspaniałej imitacji Voldemorta, na jego miejscu stał czerwonowłosy Harry w szkolnych szatach. Hermiona zaczarowała je tak, żeby nikt nie mógł ich zdjąć, z wyjątkiem ich samych. - A oto i ja, jestem gotowy.

- Głupcze – krzyknął Voldemort. Wysłał kolejną klątwę w jego stronę, ale Harry odbił ją jednym protego. - Zobaczmy jak sobie poradzisz z tym.

Voldemort nie odezwał się słowem, ale Harry nagle poczuł jego obecność w głowie. Było to o wiele gorsze od zajęć z Snapem, jego blizna paliła żywym ogniem. Voldemort próbował przejąć kontrolę nad jego ciałem. Harry próbował zablokować go oklumencją, ale było już za późno.

Harry'emu zostało tylko jedno. Zamknął ściany wokół obecności Voldemorta i zaczął myśleć o najdziwniejszych rzeczach. Pomyślał o wszystkich stworzeniach, za które przebrał się Bunt i co by było gdyby każdy tak wyglądał, bo stłukł przepowiednię. Albo co by się stało, gdyby wszyscy tak poprzebierani wyszli na zewnątrz i zaczęli tańczyć w świetle dnia. Na ewno udałoby mu się zorganizować jakąś potańcówkę na Pokątnej. I wszyscy by wszystkich przytulali, a ile przy tym zabawy, prawda? I co by było, gdyby Dudley przebrał się za naśladowcę Voldemorta. Ogromny, otyły naśladowca Voldemorta z włosami o kolorze ciemnobrązowym.

Następnie pomyślał o otyłym Voldemorcie, który zamiast różdżką wymachuje nogą indyka. Rzucanie niewybaczalnych za pomocą indyka. A co jeśli wszyscy Śmierciożercy byliby otyli? I próbując gonić za mugolakami i zatrzymując się kilka kroków później. Całe dnie spędzaliby na leżeniu i jedzeniu.

Zaczął się zastanawiać, co by było, gdyby oni wszyscy poszli na dietę i odnaleźli powołanie. Wyobraził sobie Śmierciożerców w różowych szatach, na każdym kroku rozrzucających stokrotki. I Voldemort byłby jedyną pulchną, normalną osobą i nienawidziłby ich wszystkich do szpiku kości. I stokrotki by się z niego śmiały. I w końcu Voldemort zakochałby się w oponie.

Wyobraził sobie świat, gdzie wszyscy pokryci są fioletowym futrem, niebo jest pomarańczowe, a Voldemort jest znany jako Pan Przytulak i jest najbardziej szczodrą osobą na świecie. Pan Przytulak szykował się na swój bal charytatywny i już miał zakładać swoją wspaniałą suknię, gdy przerwały mu głosy.

- Nie, nie – wyjęczał Voldemort, podejmując próbę ucieczki przed różowymi sukienkami.

- Walcz z nim, Harry – rozległ się głos. Dumbledore wszedł do pokoju, mając na sobie niebieską suknię z gumowymi kaczkami. Dumbledore w umyśle Harry'ego stanął w bohaterskiej pozie. - Nie pozwól mu przejąć swojego umysłu.

- Dajesz, Harry – powiedział Syriusz, który na swoje normalne czarne futro miał nałożony strój szczeniaka. - Wiem, że potrafisz.

Harry podszedł bliżej do Voldemorta, żeby pomóc mu założyć suknię, ale ten się odsunął.

- Wypuście mnie stąd – krzyknął Voldemort. Następnie uciekł z pokoju i z umysłu Harry'ego.

Głos Voldemorta rozległ się echem w jego głowie.

- Coś jest nie tak z tym dzieckiem. Jego umysł jest nienaturalny.

- Co? - krzyknął Syriusz, w szczenięcym przebraniu. - Odszczekaj to!

- Myślałem, że jesteś ponadto, Dumbeldore. Widzę, że się myliłem – powiedziało echo w głowie Harry'ego. - Skoro ta misja nie powiodła się, a przepowiednia została zniszczona, opuszczę was i waszą żałosną armię. Glizdogon!

Przywitała go cisza. Voldemort rozejrzał się, ale nic nie widział.

- Glizdogon!

- Ups, nie chciałem tego upuścić – powiedział Harry, nawet jeśli chciał to zrobić. Z szerokim uśmiechem przyglądał się różowej masie na suficie. Za to Syriusz wpatrywał się w niego i nie słysząc już Voldemorta, Harry wskazał na sufit.

Syriusz również spojrzał do góry i rozdziawił usta.

- Syriusz Black – krzyknął Knot, wchodząc do atrium. - Mogłem się domyślić, że cały ten nonsens z Sam-Wiesz-Kim to twoja sprawka.

- Peter Pettigrew – powiedział Syriusz, wskazując na sufit.

Knot spojrzał do góry.

- Na to wygląda – powiedział Minister, po czym spojrzał z powrotem na Syriusza. - Tym razem się nie wymigasz.

- Ale to jest Peter Pettigrew – powiedział Syriusz, wskazując jeszcze raz na sufit. - To on zabił tych wszystkich ludzi, nie ja. I to on był strażnikiem tajemnicy Potter'ów.

- Włącz gumową armatę – wymamrotał do siebie Harry, wpatrując się w różową masę. Potrzebował więcej takich wynalazków, fajnie byłoby mieć takie pod ręką. Syriusz nie doceniał ich należycie, bo tylko wstał i odszedł.

Remus pojawił się przed Harrym i go podniósł. W drodze do kominków, Harry usłyszał jeszcze głos Syriusza.

- Posłuchajcie, przesłuchajcie mnie, przesłuchajcie Petera i wszystkich Śmierciożerców złapanych w departamencie tajemnic. Dopiero wtedy zdecydujcie, czy jestem niewinny czy nie.

Remus wcisnął ich wszystkich do większego kominka i krzyknął:

- Hogwart, wielka sala.

Kominek zabłysł i Harry z ulgą pozwolił Remusowi trzymać się za ramię.

- Kółko graniaste, czterokanciaste – wymamrotał Harry. Z trudem wyszedł z kominka.

- Nie ruszaj się, Harry – powiedział Remus, prawie upuszczając Harry'ego na ziemię.

- Voldemort śmiesznie wygląda, gdy jest otyły – powiedział im Harry.

- Wszystko z nim w porządku? - zapytała Hermiona. Zdjęła zaklęcia z wszystkich i przyjrzała się Harry'emu.

- Raczej tak – powiedział Remus.

- Różdżka z indyczej nogi – powiedział Harry. - Wyobraźcie to sobie, używanie nogi indyka zamiast różdżki.

- Jest jeszcze bardziej szalony niż zwykle – zauważył Draco.

- Właśnie miał Czarnego Pana w swojej głowie, to chyba normalne – warknął Ron.

- Zaprowadźmy go do skrzydła szpitalnego – powiedział Remus.

- Nie, nie, wszystko okej – powiedział Harry, próbując się wyślizgnąć z uścisku Remusa. - Pokonałem Voldemorta siłą umysłu, czuję się znakomicie.

- Musisz pójść do pielęgniarki – powiedział Remus. - I jeśli nie przestaniesz się wiercić, to cię upuszczę na głowę.

- Jest pan pewien, że nie zrobił pan tego jak on był mały? - zapytał Draco. - To by wyjaśniało wiele rzeczy.

- Nie upuściłem Harry'ego na głowę kiedy był dzieckiem – powiedział Remus.

- Ale posłuchajcie, posłuchajcie. Pomyślałem o Voldemorcie i do twarzy mu w futrze – nalegał Harry – i w sukni balowej.

- Voldemort z futrem i w sukni balowej – powiedział Draco z obrzydzeniem. - Nie będę w stanie patrzeć na niego w ten sam sposób.

- To konsekwencja przebywania z Harrym – powiedział z westchnieniem Ron. - Robisz najbardziej szalone rzeczy na świecie.

- Tak jak przebieranie się za karykatury Voldemorta i włamywanie się do departamentu tajemnic, żeby torturować Śmierciożerców? - zasugerował Draco.

- Dokładnie tak – powiedział Ron.

- Do skrzydła szpitalnego – krzyknął Harry. Tak naprawdę to chciał zobaczyć Umbridge, za wszelką cenę chciał uniknąć badań pielęgniarki. Jednak Remus by się na to nie zgodził, po prostu wezwałby ją do swojego gabinetu.

Remus po raz kolejny zebrał wszystkich Buntowników i popędził ich w kierunku skrzydła szpitalnego. Z ulgą pomyślał, że wszystko dobrze się skończyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro