Koniec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W drodze do domu z Dursleyami, Harry zachowywał się bardzo poprawnie i nie odzywał się ani słowem. Dursleyowie cieszyli się z ciszy, zwłaszcza po „spojrzeniu", które zostało wysłane w ich kierunku przez jednego z odmieńców. Harry tylko czekał na koniec ich podróży.

Pierwszą rzeczą, którą zrobił było zabranie kufra z bagażnika. Nadal miał na sobie zaklęcie zmniejszające wagę, więc był w stanie wciągnąć go na górę, zanim jego krewni cokolwiek zauważyli.

- Chłopcze, masz włożyć swój kufer do schowka – powiedział Vernon, czerwieniejąc, gdy zdał sobie sprawę, że Harry zabrał go do siebie do pokoju. - Nie chcę żadnych dziwactw w moim domu, zwłaszcza po tym, co się stało rok temu.

- Ja już włożyłem go do schowka – odparł Harry.

- Nie zrobiłeś tego – powiedział Vernon.

- Zrobiłem – odparł Harry. - Pamiętasz? Powiedziałeś mi na stacji, że muszę go tam odłożyć, więc zrobiłem to od razu po przyjeździe.

- Nie zrobiłeś – zaprotestował Dudley. - Widziałem jak zanosisz go do pokoju.

- Nie, widziałeś jak zanoszę mój zapasowy kufer – powiedział Harry.

- Dlaczego masz zapasowy kufer? - zapytał Dudley. - I od kiedy?

- Jest jeszcze nowy i potrzebowałem zapasowego kufra, żebyście mieli co włożyć do schowka – odpowiedział Harry z szerokim uśmiechem.

- Czy w tej twojej szkole uderzyłeś się może w głowę? - zapytał Dudley, mierząc Harry'ego podejrzliwym wzrokiem.

- Nie, ale za to ja uderzyłem kilka osób w głowy – powiedział Harry. - I pomalowałem ludzi na niebiesko.

- Naprawdę? Po co? - zapytał Dudley.

- Bo cały czas zabierali mojej przyjaciółce rzeczy – powiedział Harry. - Oczywiście nie umywa się to do niektórych rzeczy, które zrobiłem innym złym ludziom.

- Co zrobiłeś? - zapytał Dudley.

- Wystarczy – wykrztusił w końcu Vernon. - W moim domu nie będzie więcej rozmów o nienaturalnych rzeczach.

- W porządku – powiedział Harry. - Chodź ze mną, Dudley.

- Po co? - zapytał się Dudley, ale i tak podążył za Harrym na zewnątrz domu.

Harry usiadł na schodach przed domem i kontynuował.

- Bo widzisz, jest taki Czarny Pan, który próbował wciągnąć mnie w pułapkę.

- Po co? - zapytał Dudley.

- Chciał, żebym załatwiał za niego sprawy – powiedział Harry.

- Chciał, żebyś kupił mu przekąski i odebrał pranie? - zapytał Dudley.

- Nie, ale to jest śmiechu warte – powiedział ze śmiechem Harry. - Nie, chciał, żebym mu przyniósł to. - Harry wyciągnął kulę z przepowiednią i pokazał Dudleyowi.

- Co to? - zapytał ostrożnie Dudley.

- To jest przepowiednia – powiedział Harry. - Autorstwa jednego z moich nauczycieli.

- To mówi, co będzie w przyszłości? - zapytał Dudley.

- Posłuchaj – powiedział Harry i aktywował kulę. Profesor Trelawney była widoczna w kuli, dokładnie tak jak ją widział Harry w gabinecie Dumbledore'a.

- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana... Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca... A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna... I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żadne nie może żyć, gdy drugi przeżyje... Ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca...- wyrecytowała postać i się rozpłynęła.

- Super – powiedział Dudley.

- No, w skrócie ta przepowiednia mówi, że mam pokonać Voldemorta jakąś specjalną mocą czy coś takiego – powiedział Harry, wkładając kulę z powrotem do kieszeni. - Myślę o różowym futrze i sukni balowej.

- To pokonałoby każdego – powiedział Dudley, wzdrygając się.

- No, nie każdy ma taki rodzaj umysłu jaki ja mam – powiedział Harry, kiwając głową.

- Zawsze byłeś inny, Harry – odparł Dudley. - Więc, co się stało, gdy poszedłeś załatwiać sprawy tego gościa?

- Tak zaczarowaliśmy podłogę miejsca, do którego chcieli nas zwabić – powiedział Harry – że kiedy się w końcu zjawili, sami znaleźli się w pułapce.

- Myślałem, że kazałem wam przestać rozmawiać o tych bzdurach – powiedział Vernon, pojawiając się w drzwiach, gdy dotarło do niego, że chłopcy wyszli.

- Mówiłeś, żebyśmy nie rozmawiali o tym w domu – zauważył Harry. - To nie jest dom. Jesteśmy na zewnątrz.

- Ale nadal jesteście na mojej działce, więc musicie mnie słuchać – powiedział Vernon.

- Dobrze, tato – powiedział Dudley, wstając. - Wychodzę, skoro Harry nie może ze mną w tej chwili rozmawiać.

- Bardzo dobrze, Dudley – powiedział Vernon, uśmiechając się do syna.

- A ja gdzieś sobie pójdę – powiedział Harry. Dwaj chłopcy razem zeszli ścieżką, na końcu której rozdzielili się. Harry schował się za krzakiem sąsiada po jednej stronie, a Dudley po drugiej stronie domu. I tak czekali, aż Vernon z powrotem wejdzie do domu. Kiedy to się stało, Harry popędził do przodu.

- No dobra, mów dalej – powiedział Dudley, po czym rozsiadł się na trawniku sąsiada.

- Okej, najpierw pokryliśmy ich różową mazią i sprawiliśmy, że główna ekipa zaczęła brzmieć jak zwierzęta – powiedział cicho Harry. - My byliśmy przebrani za zmutowane klauny, więc byliśmy w stanie zdezorientować tych pozostałych Śmierciożerców.

- Masz dziwny umysł, Harry – powiedział Dudley.

- Dzięki. Ale udało nam się odmłodzić większość Śmierciożerców, którzy nas ścigali – odparł Harry. - A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nikt nie wie, że to my.

- Łał – powiedział Dudley i potrząsnął głową. - Nie wiedziałem, że magia może zrobić coś takiego. Z tego, co mówi mama wynikało, że to głównie zła magia.

- Są źli czarodzieje – powiedział Harry – ale są też dobrzy i istnieje wspaniała magia.

- Założę się – powiedział Dudley. - A ta dziewczyna, dla której pomalowałeś ludzi na niebiesko, jesteście razem?

- Co? - wykrztusił Harry. - Czemu tak sądzisz? I skąd wiesz, że to dziewczyna?

- No, facet sam poradziłby sobie z tym problemem, tak? - rozmyślał Dudley. - A ty pobiegłbyś na ratunek dziewczynie, zwłaszcza jeśli ją lubisz. A lubisz ją?

- To jest dziewczyna – odpowiedział Harry. - I tak, jesteśmy tak jakby razem.

- Jaka ona jest? - zapytał Dudley.

- Dziwna – odpowiedział Harry. - Ale w dobry sposób.

- Musi być, żeby wytrzymać z tobą i twoją twarzą – powiedział Dudley.

- Patrz kto mówi – zaprotestował Harry.

- Co wy tu chłopcy robicie? - zapytała sąsiadka z naprzeciwka.

- Biegnij, jeśli ci życie miłe – krzyknął Harry. Zaryzykował spojrzenie do tyłu i zobaczył, że Dudley też biegnie, a sąsiadka patrzyła na nich z niedowierzaniem.

Gdy chłopcy w końcu wrócili do domu, ciocia Petunia zmierzyła ich dziwnym spojrzeniem, ale nic nie powiedziała. Domyślała się, że sąsiadce musiało się coś przewidzieć, jeśli myślała, że jej Dudziaczek i jej okropny siostrzeniec się dogadywali.

Harry wyspał się i następnego dnia zszedł do kuchni z książką w ręce.

- Chcę się uczyć – powiedział Harry, siadając na kuchennym stole. - Widzisz, mój nauczyciel eliksirów powiedział mi, że dostanę punkty jeśli przeczytam całą tę książkę w wakacje.

- Zakazuję ci czytania twoich dziwnych książek przy moim kuchennym stole – wysyczała ciotka Petunia, przyglądając się książce z odrazą.

- Ale ta książka wcale nie jest dziwaczna – powiedział Harry. - Spójrz, jest o różach i innych kwiatach. Zawiera też wskazówki ogrodnicze.

- Coś, co możesz użyć w naszym ogrodzie? - zapytała wątpliwie ciotka Petunia.

- Oczywiście – powiedział Harry.

Przyszedł Dudley i zaczął czytać Harry'emu przez ramię.

- Tu jest napisane, że płatki róży nadają się do eliksiru usypiającego – zauważył cicho, gdy jego matka odwróciła się do kuchenki.

- I jeśli zasadzisz je przy świetle księżyca, przyniosą słodsze sny – odparł Harry równie cicho.

- Hmmm, nie wygląda to na trudne – powiedział Dudley, czytając dalej. - Nawet ja mógłbym to zrobić, gdyby ktoś mi wyjaśnił niektóre pojęcia.

- I byś potrzebował składników i jakiegoś porządnego sprzętu – powiedział Harry. - Ale ten eliksir jest na tyle prosty, że byś nie potrzebował do tego kociołka. Zawsze możemy pójść i zobaczyć jaki ołów mają w sklepach.

- Używany może być tani – zadumał się Dudley. Uśmiechnął się do Harry'ego i zaczął nakładać sobie śniadanie.

- O czym wy rozmawiacie? - zapytała ciotka Petunia, podchodząc do nich z talerzem bekonu.

- Mówiłem Dudleyowi, że mogę go nauczyć gotować – powiedział Harry. - Mają całkiem fajne przepisy w tej książce.

- Przepisy w książce ogrodniczej? - zapytała podejrzliwie ciotka Petunia.

- Mówią tu o tym, jak hodować zioła i warzywa – powiedział Harry. - I jakie przepisy do nich pasują.

- Jakie zioła? - zapytała ciotka Petunia.

- No wiesz, takie jak bazylia czy rozmaryn – powiedział Harry. - Skoro już o tym mowa, mówiłem wam już o Rosemary?

- Rosemary, kim jest Rosemary? - zapytała ciotka Petunia, odwracając się od kuchenki.

- Czy to ta dziewczyna, którą lubisz? - zapytał Dudley.

- Nie, ona ma na imię Luna – powiedział Harry. - Rosemary to córka moja i Draco.

- Masz córkę? - zapytała ciotka Petunia z szeroko otwartymi oczami.

- Z innym kolesiem? - zapytał Dudley.

- No, to nie do końca jest dziecko – powiedział Harry. - To kociak wojny.

- Kociak wojny? - zapytał Dudley. - Czym jest kociak wojny?

- Nie strasz mnie tak, chłopcze – warknęła ciotka Petunia. - Na miłość boską, czego was nie uczą w tej szkole. Powinnam do nich napisać.

- Jeśli napiszesz list, to ja go mogę wysłać – powiedział Harry.

- Nie martw się tym – odparła ciotka Petunia. Następnie wróciła do smażenia, mamrocząc wściekle pod nosem.

- Czym jest kociak wojny? - powtórzył się Dudley.

- Och, to taki dziki kot, kot atakujący – odpowiedział Harry. - Ale jeśli cię lubią, to są dla ciebie miłe.

- Więc gdzie ona jest? Widziałem tylko twoją sowę jak wlatywała przez okno – zapytał Dudley.

- Luna zabrała ją ze sobą razem ze swoim kociakiem – odpowiedział Harry. - Odbiorę Rosemary jak już stąd wyjadę.

- A kiedy wyjeżdżasz? - zapytał Dudley.

- Nie wiem, zależy – odpowiedział Harry.

- Zależy od czego? - zapytał Dudley.

- Od tego, kiedy mój chrzestny zostanie oczyszczony z zarzutu morderstwa – powiedział Harry. - Albo od tego, czy się w końcu wkurzę i pójdę go ratować.

- Twój chrzestny jest oskarżony o morderstwo? - zapytał zaskoczony Dudley.

- Niedawno znaleźli jedną z jego domniemanych ofiar, która jest żywa jak nigdy – odpowiedział Harry. - Wzbudziło to pewne podejrzenia.

- To na pewno – powiedział Dudley, kręcąc głową zszokowany.

- Nieważne, jeśli wszystko pójdzie nie tak, to będę musiał wrócić do Ministerstwa i go uratować – powiedział Harry. - Mam nadzieję, że nie będę musiał, bo wtedy on nadal byłby uciekinierem, a zwykle nie jest zadowolony z tego powodu.

- Wiedziesz niesamowite życie – powiedział Dudley. - Cieszę się, że nie jestem czarodziejem.

- No, moje życie jest całkiem dziwne – odparł Harry. - Ale z drugiej strony, mogę doprowadzać ludzi do szału, więc wszystko się wyrównuje.

- Tylko ty, Harry, tylko ty – powiedział Dudley.

Harry kontynuował czytanie swoich książek, odrabiając przy tym prace zadane przez nauczycieli na wakacje. Bardzo cieszył się z zaklęć, które rzucił na swoje książki. Ukrywały one wszystkie magiczne informacje dla osób niemagicznych. Eliksiry zamieniły się w chemię, zaklęcia stały się kursem manier i etykiety, a transmutacja stała się angielskim. Jego ciotka nie wierzyła własnym oczom, ale były to najzwyklejsze książki, więc szybko mu odpuściła.

O dziwo, Dudley był w stanie zobaczyć przez te zaklęcia, które oparte były na zaklęciach odpychających mugoli. Harry jednak nie powiedział Dudleyowi, że nie powinien być w stanie tego przeczytać jeśli nie miał odrobiny magii w swojej krwi. Nie chciał wkładać kija do mrowiska, gdy większość z nich i tak kręciła głową na jego zachowanie.

Po tygodniu Dursleyowie się rozluźnili przy Harrym. Albo przynajmniej jego ciotka i Dudley. Jego wujek nadal sądził, że Harry coś planuje. Harry swoje czytanie przeniósł na zewnątrz, gdzie mógł się bawić perfekcyjnie normalnymi patykami. Vernon nic nie mógł powiedzieć, bo wyglądało to tak, jakby Harry bawił się czymś w ziemi. Ale dzięki tym patykom, Harry był w stanie przećwiczyć zaklęcia, które chciał użyć w następnym roku w Hogwarcie.

Gdy Harry kontynuował swoje nadprogramowe czytanie, Dudley zwykle dołączał do niego z swoją własną pracą domową. Sąsiadka nadal wysyłała im dziwne spojrzenia, ale po prostu ją ignorowali. Harry cieszył się, że dostaje spojrzenia za coś, co rzeczywiście zrobił, a Dudleya nie obchodziła opinia sąsiadów.

W poniedziałek chłopcy siedzieli w cieniu, kiedy przez ich trawnik przeszedł mężczyzna.

- Witajcie, chłopcy.

Harry spojrzał do góry i upuścił patyk, na którym ćwiczył.

- Syriusz! - krzyknął i szybko stanął na nogi. Następnie z całej siły wpadł w objęcia swojego chrzestnego.

- Więc zgadnij, kto został uniewinniony i przeproszony za błędy? - zapytał Syriusz.

- Remus został oczyszczony z podejrzenia o streaking*? - zapytał Harry.

- Co? - zapytał Syriusz.

- Ministerstwo w końcu znalazło swoje głowy? - zapytał Harry. - Nie mów mi, że cały czas były w ich zadkach?

- No już, już, bądź miły – powiedział ze śmiechem Syriusz.

- Więc to jest twój morderczy chrzestny? - zapytał Dudley, wstając. Obszedł Syriusza dookoła, dokonując inspekcji. - Nie wygląda morderczo.

- Bo kazali mi spędzić tydzień w świętym Mungu – powiedział Syriusz. - Musiałem pójść do terapeuty zanim mnie wypuścili.

- Ale jesteś wolny? - zapytał Harry. - Nie zaaresztują cię, bo masz na sobie fioletowe skarpetki?

- Powiedziałem w ministerstwie, że najpierw chcę się wybrać do mugolskiego świata – powiedział Syriusz, obrzucając swoje skarpetki zniesmaczonym spojrzeniem. - Przynieśli mi okropny strój. Na szczęście jednemu z uzdrowicieli udało się załatwić ten strój. Nie mogliśmy jednak znaleźć innej pary skarpetek.

- One są wspaniałe – powiedział Harry. - Cieszę się, że nie musiałem ciebie ratować.

- Ja też się z tego cieszę, bo to oznacza, że to ja mogę uratować ciebie. - powiedział Syriusz. - A teraz chodź, musimy cię spakować.

- Gdzie będziemy mieszkać? - zapytał Harry.

- Dumbledore myśli, że będziemy mieszkali na Grimmauld place, więc zakazał tam spotkań Zakonu – powiedział Syriusz w ich drodze do domu. - Tak naprawdę to mi się wydaje, że każdy miał go po prostu dosyć. I dlatego będziemy żyli w drugim domu.

- Jakim drugi domu? - zapytał Harry.

- Dom, który kupiłem za pieniądze zostawione przez wujka – powiedział Syriusz. - Myślałem, że ministerstwo go sprzedało, ale oni tylko go zabili dechami. Wymaga sporo pracy, ale nie jest tak ponury jak ten na Grimmauld place.

- Brzmi super, Syriuszu – odparł Harry, wchodząc po schodach.

- Ej, przyniosę książki, które się walają po całym domu – powiedział Dudley, skręcając do salonu.

- Moim czytaniem doprowadzam ciotkę Petunię do szału – powiedział Harry. - W końcu to nienaturalne.

- To jest nienaturalne – odparł Syriusz. - Masz prawie szesnaście lat, nie powinieneś czytać podczas wakacji.

- Ale to w większości książki o kawałach – powiedział Harry. - Albo książki, które pomogą mi w robieniu kawałów.

- Ha, to mój chłopak – odparł Syriusz. Weszli do pokoju Harry'ego i Syriusz zmarszczył brwi na widok stanu, w jakim się ten pokój znajdował. Harry tylko machnął ręką i zaczął wszystko pakować. - Daj, pomogę ci – powiedział Syriusz i jednym machnięciem ręki rzeczy zaczęły się pakować do kufra.

- Super – powiedział Dudley, wchodząc do pokoju. Książki, które trzymał w ręku pofrunęły przez cały pokój i dołączyły do innych książek poukładanych w kufrze.

W końcu udało się zapakować kufer i Syriusz zaszpanował po raz kolejny i zmniejszył go do rozmiaru pudełka na zapałki.

- Dumbledore nie wie, że nie zostajemy na Grimmauld, umiesz więc dochować sekretu, Dudley? - zapytał Syriusz, wkładając zmniejszony kufer do kieszeni.

- Jakby się miał mnie zapytać – powiedział Dudley z uniesioną brwią. - Mama jest w kuchni, jeśli chcesz się pożegnać.

- Tak, to dobry pomysł – powiedział Syriusz z szerokim uśmiechem na twarzy.

Zeszli do kuchni. Na ich widok Petunia upuściła nóż, który trzymała w ręce.

- Ty! - wrzasnęła ciotka Petunia.

- Ja – powiedział Syriusz. - Nieważne, jestem teraz wolnym człowiekiem, więc zabiorę Harry'ego.

- Pa, ciociu Petunio – krzyknął Harry. - Dudley, niedługo cię odwiedzę.

Zanim Petunia dostała szansę na reakcję, Syriusz położył dłoń na ramieniu Harry'ego i się aportowali. Lato się dopiero zaczęło i Harry miał przeczucie, że będzie to najlepsze lato w jego życiu.

>>>>>>>.<<<<<<<<

*streaking – latanie nago na wszelkiego rodzaju eventach, czy też po protu przegrany zakład 

I to był już ostatni rozdział tego ff 😭😭
Mam nadzieję, że się Wam podobało i choć troszkę udało się pośmiać. 

Dla zainteresowanych link do oryginału:  https://www.fanfiction.net/s/1755901/1/Rebellion
i link do drugiej części, niestety są tylko 3: rozdziały. https://www.fanfiction.net/s/9060305/1/Rising 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro