Kto by pomyślał?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mimo że to profesor Tofty egzaminował Harry'ego, profesor Marchbanks uważnie przyglądała się jego poczynaniom. Harry mógł z łatwością stwierdzić, że starsza egzaminatorka próbowała doszukać się w jego zachowaniu czegoś, co potwierdziłoby teorie Umbridge. Mając taką świadomość, Harry powstrzymał się od uruchomienia żartu. W zamian zachowywał się jak normalny uczeń. Na tyle na ile potrafił, oczywiście. Nie miał pojęcia, co wprowadzenie śledziono-koparek zrobi jego ocenie, ale musiał coś zrobić, żeby obniżyć ich populację. Poza tym pozwoli mu to na sprawdzenie, jak głęboko egzaminatorzy są w Spisku Zgniłokła. Lunę bardzo ciekawiła odpowiedź, a on nie mógł jej tego odmówić.

Uaktywnił za to swój żart podczas obiadu. Ohydny, różowy sweterek Umbridge zamienił się w skórzaną kurtkę z różowym napisem „Bez oporu" na plecach. Umbridge była już tak przyzwyczajona do losowych żartów, że nie wkurzała się o nie podczas posiłków. Nauczyła się, żeby swoje jedzenie zjeść jak najszybciej, inaczej zniknie, albo zamieni się w coś nieprzyjemnego. Tak więc Umbridge kontynuowała obiad, nie zwracając uwagi na najnowszą zmianę.

- Ciekawy wygląd, pani Umbridge – skomentowała Marchbanks. - Trochę inny niż normalny strój Albusa, ale nadal dziwny.

- Och. - Umbridge zachichotała swoim udawanym śmiechem. - Potrzebowałam zmiany. Wie pani jak to jest, gdy się wykonuje swoją pracę przez dłuższy czas.

- Ona jest tu dyrektorem od dwóch miesięcy – wymamrotał Tofty do Marchbanks.

- Czy jest tym pani zmęczona? - zapytała Marchbanks, mając na myśli pracę.

- Bardzo – westchnęła Umbridge, mając na myśli żarty.

Rozmowa zakończyła się, a Marchbanks miała dziwną iskrę w oczach. Umbridge nie miała o niczym pojęcia.

Hermiona wysłała Harry'emu zniechęcające spojrzenie, ale na widok nowego stylu Umbridge na jej twarzy pojawił się uśmieszek.

- Harrym skup się – przypomniała mu Hermiona, idąc na egzamin praktyczny z opieki nad magicznymi stworzeniami.

Harry skupił się, ale nie na egzaminie. Dobrze radził sobie ze zwierzętami, nawet jeśli połowa jego uwagi skupiona była na chatce Hagrida.

- Czy coś jest nie tak, panie Potter? - zapytał Tofty.

- Martwię się o Hagrida – wyznał Harry. - Profesor Umbridge wprowadziła wiele zmian w Hogwarcie i obawiam się, że stwierdzi, że Hagrid tu nie pasuje.

- Przez jego pochodzenie? - zapytał Tofty, przypominając sobie artykuł w Proroku i nietolerancję Umbridge na obcych.

- No, to też – powiedział Harry. - Ale głównie dlatego, że Hagrid jest za duży, żeby dołączyć do jej gangu motocyklowego. Przyciąga za dużo uwagi.

- Czym jest gang motocyklowy? - zapytał Tofty.

- To taki gang, który używa mugolskich maszyn do przemieszczania się. Zwykle dołączają do nich twardzi ludzie, a Umbridge chce stworzyć taki gang z personelu – powiedział Harry. - Chyba nawet egzaminatorzy będą musieli dołączyć.

- Ale profesor Hagrid nie będzie mógł dołączyć? - zapytał Tofty.

- Boje się, że ona go zabije i powie, że uciekł do Dumbledore'a – powiedział Harry, po czym zmarszczył brwi. - Wie pan co, nawet nad tym się zastanawiam.

- Nad czym, panie Potter? - zapytał Tofty.

- Nad czym, czy to aby prawda, że Dumbledore ukrywa się przed Ministerstwem. - Harry przerwał na chwilę. - Znaczy, jak bardzo jest prawdopodobne, że nauczyciel obrony przed czarną magią pozwoliłby mu tak po prostu uciec?

- To jest Dumbledore – wymamrotał niepewnie Tofty.

- Ale profesor Umbridge to najlepsze, co Ministerstwo miało do zaoferowania – powiedział Harry. - W ich oczach, ona musi być lepsza od aurorów.

- Ciekawy argument – powiedział Tofty.

- Albo jest strasznie niekompetentna, ale udało jej się zaszantażować ministra, albo... - urwał Harry.

- Albo? - popędził Tofty.

- Albo zabiła Dumbledore'a, ukryła jego ciało i wymyśliła historyjkę o jego ucieczce – wyszeptał Harry, rozglądając się w poszukiwaniu Umbridge.

- Dlaczego nie poinformował pan nikogo o tej możliwości? - zapytał Tofty.

- Filtruje wiadomości – odpowiedział Harry. - Nie mogłem więc wysłać sowy.

- Czyta wasze wiadomości? - zapytał Tofty.

- Nie wiem nawet, czy niektóre wiadomości wylatują poza teren zamku w obawie, co rodzice powiedzą na wiadomości swoich dzieci – powiedział Harry, tym razem starając się mówić prawdę. - Nie jest tak jak z Dumbledore'em, że każdy mógł sobie wysłać list z czymkolwiek się podobało.

- No dobrze, sowy odpadają. Ale co z siecią Fiuu? - zapytał Tofty.

- Je też obserwuje – odpowiedział Harry. - Jedynym miejscem, gdzie nie ma tego monitoringu jest jej gabinet, ale kto by się odważył.

- Nikt by nie chciał mówić o niej w jej pokoju – wymamrotał do siebie Tofty.

- W dodatku na straży stoją pitbulle, które mogą zaatakować – powiedział Harry. - Taki ma plan. Udaje, że lubi małe, słodkie kociaki i bam! Szczuje cię pitbullami.

- O mateńko – powiedział Tofty.

- Tak więc nie mogłem nikomu powiedzieć – powiedział Harry.

- Ale mi powiedziałeś – powiedział Tofty.

- Ufam, że nie jest pan pod kontrolą Umbridge – powiedział Harry.

- Och, egzaminatorzy są niezależni od Ministerstwa – zapewnił go Tofty. - Nie martw się, już ja się postaram, żeby się o tym dowiedzieli ludzie godni zaufania.

- Niech pan będzie ostrożny – powiedział Harry. - Kiedy powiedziałem, że Umbridge monitoruje wszystkie rozmowy i listy, naprawdę mam na myśli wszystkie. Nawet wasze.

- Nawet nasze? - zapytał Tofty. Ponury wyraz pojawił się na jego twarzy. - Jeszcze zobaczymy.

- Powodzenia – powiedział Harry, ostrożnie odkładając sklątkę tylnowybuchową.

- Czy byłbyś w stanie pojechać z nami złożyć zeznanie? - zapytał Tofty.

- Jeśli zrobi to pan tak, żeby Umbridge nie zauważyła, że mnie nie ma – powiedział Harry.

- Do kolacji powinienem dać ci znak – powiedział cicho Tofty. Następnie już normalnym głosem – To wszystko, panie Potter.

- Dziękuję, panie profesorze – powiedział Harry, który udał się prosto nad jezioro. Tofty rozpowie wszystko wśród pozostałych egzaminatorów, a operacja Biały Pokój Umbridge nabierze rozpędu.

Nad jeziorem była duża część grupy. Głównie dlatego, że niektórzy nadal mieli egzamin.

- Więc, co narobiłeś w czasie egzaminów, Potter? - zapytała Pansy.

- Kto powiedział, że coś nabroiłem? - zapytał Harry.

- Ty zawsze coś broisz – odparła Pansy.

- Prawda – powiedział Harry.

- Tak więc, co zbroiłeś? - zapytała ponownie Pansy.

- Przekonywałem egzaminatorów, że Umbridge jest morderczynią – odpowiedział Harry.

- Co? - rozległ się chór głosów, Hermiony najgłośniejszy.

- No cóż, albo jest niekompetentna, albo jest morderczynią – powiedział Harry. Następnie przechylił głowie zadumany. - Niekompetentna morderczyni?

- Dlaczego przekonywałeś egzaminatorów, ze Umbridge jest morderczynią? - zapytała Hermiona.

- Na pewno zabija ludzi swoim stylem ubierania – wymamrotała Pansy. - Wygląda śmiesznie w tej skórzanej kurtce, ale lepsze to, niż ten sweterek.

- Krok 1: przekonanie egzaminatorów, że Umbridge chce zabić nas wszystkich – powiedział Harry.

- Umbridge chce zabić nas wszystkich? - zapytał Dean, dołączając do grupy. - Co zrobiłeś, Harry?

- To tylko następny krok w jego Buncie – wyjaśniła Hermiona, piorunując spojrzeniem Harry'ego.

- To na pewno wykurzy Umbridge z Hogwartu, ale niektórzy z nas musieliby umrzeć – zadumał Dean.

- Dobrze, że Harry tylko próbuje przekonać o tym egzaminatorów – powiedziała Hermiona. - Teraz czekamy, aż wytłumaczy swój tok myślenia.

- No dobra, co któreś słowo myślę o serze – powiedział Harry. - Więc wygląda to mniej więcej tak: ser, zamienić, ser, kurtkę, ser, Umbridge, ser, na, ser, skórzaną, ser, żeby, ser, dać, ser, jej, ser, twardszy, ser, wygląd.

- Powiedz to jeszcze raz, tylko bez tych wszystkich serów – powiedziała Hermiona.

- Rzeczywiście trudno jest cokolwiek zrozumieć, kiedy mówisz o serowej kurtce – powiedział Ron, dołączając do grupy.

- Nadal nie wiem czy jesteś szalony, czy nie – powiedziała Pansy.

- On jest szalony – powiedział Draco.

- Dziękuję – powiedział Harry. - No dobra, najpierw zmieniłem strój Umbridge, żeby wyglądała na twardszą. Potem, podczas egzaminu, zacząłem grać zmartwionego losem Hagrida.

- Dlaczego? - zapytała Pansy.

Harry wzruszył ramionami.

- Już od dłuższego czasu się o niego martwiliśmy. Jak dotąd Umbridge nie wykazała żadnych kompetencji, ale może spróbować odebrać mi kontrolę nad sytuacją.

- I stać się morderczynią? - zapytał Dean.

- Powiedziałem egzaminatorowi o moich obawach, że Umbridge zabije Hagrida i powie, że uciekł z Dumbledore'em. Następnie zasugerowałem, że zabiła też Dumbledore'a – wyjaśnił Harry.

- Dumbledore żyje – powiedziała Hermiona.

- Ale Umbridge monitoruje listy i sieć Fiuu – powiedział Harry.

- Co nie wygląda dobrze, nawet jeśli nie wiadomo czy Umbridge jest zabójcą, czy nie – powiedziała Hermiona.

- I Umbridge zostanie sprawdzona – zgodziła się Pansy.

- Profesor Tofty zabierze mnie ze sobą, żebym mógł o wszystkim opowiedzieć – zakończył Harry.

- Harry, nie możesz powiedzieć kłamstw aurorom – skarciła go Hermiona.

- I tego nie zrobię – odparł Harry. - Powiem prawdę o listach i sieci Fiuu, reszta to tylko zmartwienia i spekulacje.

- Bądź ostrożny – powiedziała Hermiona.

- Tofty mnie stąd wyciągnie – powiedział Harry. - I jeśli zostaniemy złapani, po prostu powiem, że mnie zamykają.

Hermionie nie podobał się ten pomysł, ale nie przeszkodziło to Harry'emu w wymsknięciu się po kolacji i spotkania się z Toftym i Marchbanks.

- Wierzysz, że Umbridge zabiła Dumbledore'a? - zapytała Harry'ego Marchbanks.

- Sądzę, że jest to coś, co byłaby w stanie zrobić i dlatego się martwię – odpowiedział Harry. - Przez cały rok nie miałem kontaktu z przyjacielem taty. Dopiero, gdy przejął pozycję nauczyciela obrony, mogłem z nim spokojnie porozmawiać.

- I jesteś pewien, że monitoruje listy i sieć Fiuu? - zapytała Marchbanks.

- Tak, żaden z moich listów nie został wysłany. A kiedy zafiukałem do profesora Lupina, ona pomyślała, że zafiukałem do Syriusza Blacka tylko dlatego, że wspomnieliśmy jego imię – powiedział Harry.

- Dobrze – powiedziała Marchbanks. - Też przeprowadziliśmy kilka prób i uważamy, że twoje obawy mają mocne podstawy.

- Użyjemy teleportacji łącznej – powiedział Tofty.

- Teleportacji łącznej? - zapytał Harry.

- Będę się teleportował i zabiorę cię ze sobą – wyjaśnił – Tofty. - Tak będzie bezpieczniej.

- Okej – powiedział Harry, podążając za egzaminatorami do bram Hogwartu. - Ale skąd mam wiedzieć czy jesteście tymi, za których się podajecie?

- Ostatnio widziałam jak dźga pan profesora Lupina „idealnymi patykami do dźgania", prawda? - zapytała Marchbanks.

- A pański patronus był olśniewający. To niesamowita gałąź magii, która na egzaminie z obrony zapewni ci W – powiedział Tofty.

- Dziękuję – powiedział Harry. - Nawet jeśli Umbridge ma rację i Voldemort nie wrócił, ktoś się za niego przebiera i próbuje mnie zabić. Wolałem się upewnić.

- Minister też wierzy, że on nie powrócił – powiedziała Marchbanks.

- No cóż, to, że zmierzyłem się z nim trzy razy, nie wliczając cmentarza nie znaczy, że jestem ekspertem – powiedział Harry ze wzruszeniem ramion. - Może to jakiś naśladowca?

- Naśladowca? - zapytał Tofty.

- Ktoś, kto używa systemów innych złoczyńców i podpisuje je jako swoje – wyjaśnił Harry.

- I to ktoś taki pana porwał? - powiedziała Marchbanks.

- Jak już powiedziałem, nie jestem ekspertem. To, że mogę być sądzony jak pełnoprawny obywatel i bronić się przed czymś, co mogło być dementorem, nie znaczy, że mogę zidentyfikować Voldemorta – powiedział Harry.

- Nie przestaje mnie pan zadziwiać, panie Potter. Widzę, dlaczego niektórzy ludzie uważają, że jest pan szalony – powiedziała Marchbanks.

- Ależ dziękuję – powiedział Harry.

- Właśnie przeszliśmy przez pole antyteleportacyjne, weź mnie pod rękę – powiedział Tofty.

- Trzymaj mocno – poradziła Marchbanks.

Harry przyjął sobie tę radę do serca i przyczepił się do ramienia Tofty'ego jak rzep do psiego ogona. Harry czuł się jakby ktoś go przecisnął przez bardzo wąską, ale długą rurkę. Pojawili się w atrium ministerstwa. Harry skupił się na oddychaniu i powstrzymaniu odruchu wymiotnego, podczas gdy Tofty zaprowadził go na bok. Profesor Marchbanks zjawiła się niedługo potem i zaprowadziła ich do stanowiska ochrony.

- Jesteśmy umówieni – powiedziała Marchbanks, posyłając ochroniarzowi spojrzenie. Ten w pośpiechu przepuścił ich, nie zawracając sobie głowy sprawdzaniem ich różdżek.

- Wow – powiedział Harry, wchodząc do windy.

Na pierwszym piętrze byli w windzie sami, ale na drugim wszedł do niej jeden z pracowników. Na początku nie zwrócił na nich uwagi, ale zobaczył Harry'ego.

- Harry? - krzyknął Artur Weasley. - Co ty tu robisz? Powinieneś być w Hogwarcie.

- Musi złożyć zeznanie – powiedziała Marchbanks.

- Dlaczego? Coś się stało w Hogwarcie? - zapytał Artur.

- Umbridge kontroluje wszystkie środki komunikacji – powiedział Harry. - I boję się, że zabiła Dumbledore'a, a Hagrid będzie jej następną ofiarą.

- Boisz się, że Umbridge zabiła Dumbledore'a? - zapytał zszokowany Artur.

- I, że teraz będzie kolej na Hagrida – powiedział Harry.

- Słyszałem to już od profesora Snape'a, ale nie mogłem w to uwierzyć – powiedział Artur. Mówił o poprzednim spotkaniu Zakonu, podczas którego Snape opowiadał o szaleństwie Harry'ego. Marchbanks i Tofty przyjęli to jak potwierdzenie, że Umbridge zabiła Dumbledore'a.

Zanim Artur mógł powiedzieć cokolwiek, winda zatrzymała się na ich piętrze. Widać było, że nie chciał się z nimi rozstawać, ale nie podążył za nimi i wrócił do swoich spraw.

Marchbanks i Tofty zaprowadzili Harry'ego do sali, która wyglądała jak pokój konferencyjny. Harry zaskoczony był widokiem Shacklebolta i Tonks, którzy na nich czekali.

- Harry – krzyknęła Tonks na jego widok.

- Zna go pani? - zapytała Marchbanks.

- Yyy, tak, znam – powiedziała niepewnie Tonks.

- Czy możecie go wysłuchać i zbadać sytuację? - zapytała Marchbanks.

- Oczywiście. - Tonks posłała Harry'emu zmartwione spojrzenie. - W Hogwarcie wszystko w porządku?

- Umbridge – powiedział Harry.

- Czy sprawia więcej kłopotów? - zapytała Tonks.

- Monitoruje nasze listy i sieć Fiuu – powiedział Harry. - I boję się, że zabije Hagrida tak jak zrobiła to z Dumbledore'em.

- Wierzysz, że Umbridge zabiła Dumbledore'a? - zapytał Shacklebolt, wpatrując się w Harry'ego.

- Harry – powiedziała Tonks. Chciała go zapytać, dlaczego uważa, że Dumbledore nie żyje skoro oboje dobrze wiedzieli, że to nie jest prawda. Nie mogła jednak powiedzieć tego na głos, bo w końcu nikt nie wiedział, gdzie on się w tym momencie znajduje. - To poważne oskarżenie. Musimy się temu bliżej przyjrzeć.

- Musimy być ostrożni – zadumał się Shacklbolt. - Już widzę dlaczego nalegaliście na prywatne spotkanie.

- Myślę, że ona nas kiedyś zabije – powiedział Harry. - Po prostu się złamie i zabije.

- Taa, zdecydowanie przyjrzymy się jej bliżej – powiedziała Tonks. - Coś jeszcze?

Harry opowiedział dwóm aurorom o wszystkich rzeczach, które Umbridge robiła, żeby podporządkować sobie uczniów. Marchbanks i Tofty dodali kilka rzeczy od siebie. Tonks i Shacklebolt robili notatki nie tylko dla sprawy, ale też dla Zakonu.

Tonks pomogła im się niezauważenie wyślizgnąć z Ministerstwa i Harry musiał przeżyć kolejną aportację. Zbliżała się cisza nocna, ale Ron i Hermiona czekali na nich.

- Umbridge jest zajęta – poinformował ich Ron, uśmiechając się z dumą.

- I jak poszło? - zapytała Hermiona.

- Dobrze – powiedział Harry. Poczekał z dalszą częścią, aż dojdą na kolejne piętro. - Pokój, o którym okazjonalnie śnię jest w Ministerstwie.

- Harry – zaczęła Hermiona.

- Tak, pokój kaczek jest w Ministerstwie – powiedział Harry. - Kto by pomyślał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro